Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

Naboo, nie wolno w firmie używać ojczystego języka? Szlag by mnie trafił....poza tym jaki szalony wymóg.
My na szczęście takiego zakazu nie mamy 😉

Co do opieszalosci i ogólnego burdelu w urzędach to faktycznie masakra....ja czekam juz ponad 1.5 roku na uregulowanie i wznowienie barnetrygt na dziecko, chyba musze jechać sie przypomnieć

I fakt, w NO żyje sie spokojnie, na luzie, jak jeszcze dwie osoby pracują to w ogóle jest luz....człowiek sie martwi czy mu starczy do pierwszego i jeszcze na wakacje coś uskrobie

No i dobrą rzeczą jest w Norwegii feriepenger 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
16 kwietnia 2015 09:38
Ja to w sumie troche rozumiem- jestes w kraju, w ktorym obowiazuje taki i taki jezyk wiec w sumie wypada go uzywac, a nie paplac po polsku 😉 Moze chodzi o to, zeby nie rozmawiac o pracodawcy/pracownikach wiedzac, ze oni tego nie rozumieja? 🤔 Bo to fajne nie jest.
I jak by nie patrzec- taki zakaz robi jednak dobrze, bo przez to po prostu trzeba sie jezyka nauczyc, inaczej czlowiek nawet buzi w pracy nie otworzy 😀
Tez bylam podejrzliwa na poczatku co do tego wymogu, ale okazalo sie, ze mimo to jest naprawde super. Pracuja jeszcze dwie Polki i jak jestesmy same to gadamy po polsku, ale jak sa wokol nas ludzie to przechodzimy na norweski. Taki korporacyjny wymog.

Ja tez czekam na barnetrygt juz ponad rok 🤔 Ale teraz jak zmienilam prace (pracowalam 70km od domu, jezdzilam pociagami 🤔, a teraz pracuje w tej miejscowosci gdzie mieszkam) musze jechac i ich pogonic.

CzarownicaSa, dokladnie o to chodzi, zeby nie tworzyc niefajnej atmosfery i grupek. U mnie w poprzedniej pracy mozna bylo sobie gadac jak sie chcialo i to bylo fajne. Ale oczywiscie tworzylo to sytuacje gdzie stali Norwegowie czy kto inny, a Polacy czy Litwini nadawali przy nich o nich w swoich jezykach. Mega niefajne.

slojma   I was born with a silver spoon!
16 kwietnia 2015 10:02
Wczoraj kolejny raz utwierdzilam sie w przekonaniu, ze robie dobrze nie utrzymujac kontaktow z Polakami za granica.  Siedze sobie w kawiarence, ladna pogoda,  slonko swieci,  popijam owocowy mix gdy nagle slysze polskie przeklenstwa. Dwa stoliki dalej siedzi kobieta na około ok 45 lat I rozmawia przez telefon.  Naprawe nie chcialam slychac jej rozmowy ale sie nie dalo.  Babsztylisko darlo sie w nieboglosy opowiadajac historie jak to mieszkajac z ludzmi malo komus nie wpier.... bo dziewczyna zajela jej lazienke.  Historie jej przeorowadzek byly okrapione mnostwem przeklenstw. Do tego wszystkiego byla wielce niezadowolona ze kiedys tam, musiala zaplacic kare za wyrzucenie niedopalka papierosa I wrecz szczycila sie tym ze jak miala zaplacic zadzwonila I nie wiedziala jak powiedziec za co chce zaplacic mandat to uzyla do oficera przeklenstw because I smoke and your fuc....friend give me fuc. .. etc.
Przeraza mnie ta skala zjawiska tych tepych I prostackich polaczkow.
delta   Truth begins in lies.
16 kwietnia 2015 10:18
Naboo, nie wolno w firmie używać ojczystego języka? Szlag by mnie trafił....poza tym jaki szalony wymóg.
My na szczęście takiego zakazu nie mamy 😉



Jakiś czas temu słyszałam, że w Niemczech ma wejść ustawa zakazująca nawet w domu rozmawiać w języku ojczystym - nie wiem co z tą ustawą, ale patrząc na ostatnie przeboje z płacą minimalną w DE nie zdziwiłabym się gdyby ona weszła.
Slojma, no ja niestety takich rzeczy się nasłuchałam również przez czas mieszkania w Wiedniu. Autentycznie byłomi wstyd za to co wypływa z ich ust mimo, że Austriacy nie rozumieli konkretnie co mówią. Ale po wypowiedzi bylam w stanie sie domyślić jaki poziom ogólny Ci ludzie sobą reprezentują 🙁 i potem Polacy mają taką nieciekawą opinię... Albo pijani panowie w strojach roboczych, czerwoni na twarzy, wlewający jeszcze w siebie piwa w metrze, z okrzykiem na ustach... Większość pewnie rozpoznaje już w jakim języku oni się porozumiewają... 
na szczęście poznałam też fajnych, ciekawych, młodych polaków w wiedniu, z inicjatywą, pomysłem na siebie, mądrych, z dobrą pracą. ale to dosłownie na palcach 2 ręki mogłam policzyć🙁
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 kwietnia 2015 10:43
slojma no ja ostatnio miałam podobną sytuację, tylko niestety ze znajomymi.. Poszliśmy na wesołe miasteczko, wiadomo emocje itp ale żeby krzyczeć "k***a! ja pie***e!" przez cały czas  to naprawdę przegięcie, nawet jeśli jest się za granicą (a już szczególnie gdy jest się za bliską granicą z bardzo podobnym językiem). Schodzimy a pan obsługujący obiekt pyta mnie "Vy jste s Polska? Ja rozumim Vas"  😵 No myślałam że tam umrę ze wstydu za nich (a to zdanie dobitnie pokazuje jak podobne są języki).
Smarcik, tak btw, Ty mówisz po czesku? 🙂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 kwietnia 2015 10:55
Jen trochu  😉 Bardzo chciałam się nauczyć, ale po prostu nie jestem w stanie, bo cokolwiek powiem po polsku to i tak każdy mnie rozumie a jak ktoś do mnie mówi po czesku to ja rozumiem  😂 Ale na Uniwersytecie Masaryka jest kierunek "Czeski dla obcokrajowców" zupełnie za darmo, jeśli zdecyduję się mieszkać tu dłużej to pewnie kiedyś się zapiszę  😉
smarcik moi znajomi przeprowadzili się do Pragi bez żadnych podstaw języka i tak sobie żyją, uczą się na własną rękę a w razie czego i tak się jakoś zrozumieją 🙂 Kiedyś razem z małżem przewiozłam stopem dwóch słowaków przez pół Polski i Słowacji, było trochę trudniej tymbardziej że nie dało się poratować angielskim. Ale byli tak zmęczeni tułaczką, że szybko odpłynęli w samochodzie więc kłopot konwersacyjny rozwiązał się sam 😁
ja z kolei uważam, że słowacki jest łatwiejszy od czeskiego.
mój dobry kolega/ przyjaciel to Słowak. Komunikujemy sie ze sobą każdy w swoim języku ojczystym i poza tym, że sie nieraz uśmieję z jakiejś tam "srandy" albo "namornika" to się porozumiewamy bez większych problemów. Ja go uczyłam angielskiego, a on mnie niemieckiego przy pomocy polskiego i słowackiego 😉
W czecach juz się musze trochę bardziej wysilić, żeby się skomunikowac, aczkolwiek też daję radę 😉

edit. a dziś w nocy jadę do wiednia 😍 cannot wait!
Hmm ja jak byłam w Pradze 2 tygodnie na praktykach to wcale jakoś ani nikt tam nie rozumiał co mówimy po polsku z koleżanką, a ja też nie rozumiałam co oni mówią między sobą. Może dlatego, że za szybko, ale jakoś aż tak wielkiego podobieństwa naszych języków nie zauważyłam 🙂 Jakbym posiedziała dłużej, to może by szybciej poszło, ale i tak wolałam się porozumiewać po angielsku, bo jednak najbardziej mi chodziło o sprawdzenie swojego angielskiego tam. Ze Słowackim było jakoś łatwiej.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
16 kwietnia 2015 11:21
Owszem, też odnoszę wrażenie, że słowacki jest jeszcze prostszy  😉 To pewnie zależy od osoby bo dla mnie czeski od początku był oczywisty (jak na początku mieszkania tutaj pojechaliśmy zwiedzać jaskinie to robiłam za tłumacza bo pani przewodniczka nie mówiła po angielsku, a wersje papierowe dostaliśmy po rusku 😜 ).

Większość osób, wśród których obracam się na co dzień nie mówi po angielsku, dlatego nie zawsze można iść "na łatwiznę"  😉 Mi to pasuje, bo po angielsku i tak dużo gadam z ludźmi innych narodowości.

A jeszcze tak odnośnie językowych zagwozdek: podchodzi do mnie wczoraj na siłowni niesamowicie przystojny Austriak i mówi "hitasz oczy" na co ja "yyyyyy?". "No.. hitasz oczy! Oh, how to say you're the eye-catcher?" 😀
A jeszcze tak odnośnie językowych zagwozdek: podchodzi do mnie wczoraj na siłowni niesamowicie przystojny Austriak i mówi "hitasz oczy" na co ja "yyyyyy?". "No.. hitasz oczy! Oh, how to say you're the eye-catcher?" 😀

😂 dobre!! usmiałam się! hitasz oczy 😁
no i ten przystojny Austriak 😍 Mam nadzieję, że naciesze w ten weekend nimi swe oczy na zapas 😉

co do językow.. mnie by się było zdecydowanie łatwiej porozumiewac po angielsku, niz po slowacko- polsku czy czesku. Ale po pierwsze tak jest zabawniej (mogłabym stworzyć długą listę słów/ wyrażeń słowackich , które mnie bawią. Rozmawiając z Matejem cały czas się śmieję). A po drugie on nie mówi wystarczająco dobrze po angielsku, a ja po niemiecku, żeby prowadzić jakieś głębsze rozmowy 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
16 kwietnia 2015 12:13
Ja mam zaraz wizyte Health Visitor... troche sie stresuje. Nie wiem jak jej wyjasnic, ze wizyta jest u mamy, ale jednak 3/4 czsu u siostry spedzam 🤔 I mam nadzieje, ze sie z nia dogadam...
slojma   I was born with a silver spoon!
16 kwietnia 2015 12:55
wandetta,  smarcik- mi tez jest mega wstyd.  Niestety duzo takich sytuacji wplywa na to jak Polacy sa postrzegani.
ja z kolei zawsze będąc przejazdem na Słowacji czy w Czechach dogaduję się jeśli chodzi o podstawowe rzeczy. Ostatnio byłam w informacji i babka łamaną angielszczyzną próbowała tłumaczyć drogę, po poproszeniu o przejście na czeski od razu poszło łatwo i każdy każdego zrozmiał 🙂  . Trzeba trochę inaczej mówić i innych słów używać, ale da się.
Rul, racja, czasami trzeba szukać w głowie alternatyw dla danego słowa, np. wersji które dawno wyszły z uzycia. Poza tym zauwazyłam, że mnie bardzo pomaga... znajomość gwary śląskiej 😜
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 18:42
super 😍 straciłam pracę i mieszkanie 😎 ale nie poddaję się, mimo wszystko chce jeszcze trochę być emigrantem 😁
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
18 kwietnia 2015 18:45
Ale... wut...? 😲 Ale że jak to? 👀
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 18:48
Byłam nianią ale babcia przyjeżdża i niania już nie jest potrzebna 💘 a że byłam z nianią z mieszkaniem to i pracy i pokoiku nie będę mieć za 2 tygodnie. Niby dużo czasu, ale mimo wszystko zbiło mnie to z tropu.
Szczególnie że bilet na weekend pod koniec maja mam wykupiony i bardzo dużo rzeczy ze sobą🙂
slojma   I was born with a silver spoon!
18 kwietnia 2015 18:49
Dali ci tylko dwa tygodnie wypowiedzenia?
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 18:52
w kontrakcie mam 4.
Ale łaskawie mi zapłacą za maj. Ale mieszkanie mam do 3 maja. Oni są tacy dobrzy i tacy sweet ja też jestem sweet ale już niepotrzebna.
slojma   I was born with a silver spoon!
18 kwietnia 2015 19:07
Widzisz jak to ze sweet jest.  Szukaj czegos. Dobrze ze ci zaplaca tez za maj.
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 19:10
dobrze.
bo tak mam w niby kontrakcie. Ale niby kontrakt też obejmuje msc wypowiedzenia za mieszkanie.
Ale nie będę PÓKI CO się wypowiadać, ponieważ chcę dostać funciaki za kwiecień i maj. O pracę się nie boję, bardziej o mieszkanie i dużo rzeczy które mam....bo myślałam że zostanę przynajmniej z Nimi na rok, bo tak było ustalone no aleee babcia 🥂
slojma   I was born with a silver spoon!
18 kwietnia 2015 19:26
Ja bym na twoim miejscu porozmawiala z nimi.  Ze zmienilas swoje plany zyciowe bo mialas byc tam rok.  Niech pomoga ci teraz znalesc mieszkanie I prace a co laski nie robia. A jak nie to zostajesz tam tak dlugo jak bylo w kontrakcie ( chodzi mi o okres wypowiedzenia)
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 19:41
i co mam się przykuć do murów domku? Gadałam ale mój pokój zajmie babcia a przecież mam tylu znajomych że na pewno coś znajdę bo dwa tygodnie to tak dużo.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
18 kwietnia 2015 20:55
Ja bym sie rozstala we wzglednej zgodzie- referencje sie zawsze przydaja 😉
Ale urzadzili Cie troche... ech. Nie dasz rady u kogos przetrzymac do maja? Moze ktorys ze znajomych?
Cariotka   płomienna pasja
18 kwietnia 2015 20:59
nie no mam 2 tyg jeszcze. Mogę z Nimi mieszkać i mam pracować🙂 Gorzej że mam na 21 maja kupiony bilet na weekend do Polski🙂 A jak zacznę nową pracę do nie będzie mi potrzebny, a miałam zorganizowaną przeprowadzkę konia...już życie miałam zaplanowane 😁
Cariotka, to ja cię pocieszę. Opowiem ci, jaki ja miałam szczyt angielskiego bezczela

Miałam pracę - nie odpowiadała mi pod paroma względami, ale pełen etat, dobra płaca - twierdziłam, że będzie ok i będę szukać innej pracy powolutku. W międzyczasie jeździłam konie, zeby dorobić kilka dodatkowych funtów. Ci ludzie, co im jeździłam konie nagle wyskoczyli do mnie z tekstem "chodź, Ikarinaaa, taki z ciebie rewelacyjny pracownik, a my kogoś na cały etat potrzebujemy, chodź pracuj dla nas, rzuć tamtą robotę" Wahałam się, wahałam, bo w UK parę lat już przeżyłam i nie ufałam, ale - z ludźmi przepracowałam parę miesięcy, wydawało mi się, że wiem, jacy są, wiem, znam te wszystkie ich małe niuanse, z resztą, warunki pracy były niesłychanie kuszące - zgodziłam się (jeszcze jak mnie pospieszali z podejmowaniem decyzji "i co, Ikarina, zastanowiłaś się już? Bo my naprawdę kogoś teraz potrzebujemy"😉.
Miesiąc tam przepracowałam. Nagle odezwała się do nich jakaś psiapsiółka sprzed lat. Bo ona szukała pracy. Pracę u nich otrzymała, ale moim kosztem. Dali mi dwa tygodnie wymówienia. Na dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Przez nich odeszłam z dobrze płatnej pracy, w której dalibymi mnóstwo bonusów na Święta, zostałam na lodzie, o wymówieniu dowiedziałam się, jak właśnie miałam jechać kupić prezenty i tego później nie zrobiłam, bo "co, jeśli przez dwa tygodnie nie znajdę pracy i wydam wszystko na prezenty - rachunki trzeba popłacić".  Na Wigilię strasznie mi przykro było, bo miałam mnóstwo fajnych pomysłów na zaczepiste prezenty, a tak wręczyłam każdemu jakiś drobiazg za parę funtów. Normalnie nagroda Złotych Scroodg'ów tysiąclecia im się należy, szczyt chamstwa został osiągnięty.

Tak właśnie, kochani Anglicy traktują innych ludzi. Cariotka, tak samo, jak ja byłaś lalką do zabawy, którą się znudzili i wyrzucili.  Parę lat temu opisywałam to zjawisko, jako bycie trzyletnim rozpuszczonym dzieciakiem: "ja chciem człowieka, pójdźmy do sklepu z człowiekami, wykorzystajmy go na maksa, a jak się zepsuje - to do kosza" Kogo obchodzi, że rozwalili ci życie na maksa. Who cares.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się