"Nie ogarniam jak..."

Ja od dawna walczę z marnowaniem jedzenia i mam dobre efekty. Zrobiłam coś bardzo prostego: wyniosłam do piwnicy duże garnki.
Jest nas dwoje a ja gotowałam jak dla armii. Teraz garnuszek max 2 l wypełniony do połowy i już. Pewnie teraz marnuję gaz na gotowanie codzienne, ale trudno. Jedzenia nie.
[quote author=budyń link=topic=95120.msg2342155#msg2342155 date=1429660282]
Strzyga, ale czadowe 😀 Absolutnie każdy sklep powinien mieć takie stoiska. Aż mi się przypomniała afera z tym piekarzem, któremu fiskus zrobił dym, bo zamiast chleb wyrzucać, dawał bodajże bezdomnym.
[/quote]

Błagam, ten mit powtarzany przy każdej okazji i jeszcze nakręcany czasem przez dziennikarzy to już serio mało śmieszny jest a raczej obnaża naszą ignorancję w zakresie wiedzy podatkowej. Ja wiem, że to off top, ale ten piekarz nie został ukarany za rozdanie bezdomnym a za wrzucenie w koszty i odliczenie od podatku VAT materiałów zakupionych do upieczenia tych rozdanych chlebów. Ponieważ nie wolno wrzucać w koszty i rozliczać VAT od towarów, które nie służą kosztom uzyskania przychodów. A rozdanie nie jest przychodem. Gdyby sobie te koszty wywalił to by sobie mógł rozdawać. Więc albo nie rozliczasz kosztów zakupu materiałów albo odprowadzasz podatek tak jakbyś sprzedała a nie rozdała. Koniec kropka.
epk, a to pardą, nie zagłębiałam się w rewelacje na temat piekarza, tylko mi się obiło ogólne oburzenie o uszy :P
epk, to wina mediów, bo w taki fałszywy sposób i pobieżnie przedstawiały sprawę owego piekarza.
smarcik osnośnie twojego postu
Uwaga stand up dla ludzi z dystansem i specyficznym humorem. Osobiście bardzo lubię występy tego sku***syna  😁

Część 1. Polecam oczywiście całość, ale fragment o grubych ludziach jest od 9.30. Potem automatycznie włącza się druga część. Napisy PL.
http://standup24.pl/video/ricky-gervais-fat-people/
o tak, Ricky Gervais jest debest 😉 na temat religii/ biblii też dał czadu
Tania my tez gotujemy w malych garnkach i to dla czterech osob. Wole dojesc owocem niz wyrzucic obiad.

W NO zywnosc jest tak droga, ze czlowiek blyskawicznie uczy sie planowac i nie wyrzucac jedzenia. Nawet ci, ktorzy maja srodowisko gdzies, musza myslec jak i ile kupowac przy tych kosztach. Ale w zamian produkty zywnosciowe sa bardzo wysokiej jakosci.
Mnie sie czasem wydaje, ze ze mna cos nie halo, bo wlasnie wszystko zjadam, te skorki, jablka z kompotu, w lodowce jest tylko, co potrzeba, nie ma mowy o salatkach smieciowych, bo tych smieci nie ma.Jak otworze serek to zjadam, a nie otwoeram inny. U innych, jak sie lodowke otworzy to pelno pootwieranych pudełek,  nadkrojonych owocow czy warzyw, wczorajszych kotletow itp.
Dobry przyklad z jablkami: jak dawali wzielam sobie jedna skrzynke i potem druga  i jem od lutego, a niekotrzy brali po kilka skrzynek i lecieli do drugiej wsi po kolejne skrzynki. Co oni z tym zrobili to nie wiem....
marysia550 można zrobić dużo przetworów, ale fakt - pazerność to brzydka cecha 🙁
U mnie w domu zawsze się gotuje za dużo i potem ktoś musi te rzeczy dojadać. Ja jak robię obiad to tak, żeby starczyło, albo od razu odliczam na dwa dni. Nienawidzę jak w garnkach zalegają ziemniaki czy 3 dniowe kotlety... Podobnie jest z zakupami. W lodówce zawsze jest za dużo wszystkiego (a i tak nie ma co jeść 🤣 ) ale to przynajmniej się nie marnuje tylko w powoli znika. Jak mama jest na wsi w sezonie letnim to jest zupełnie inaczej. 2 rodzaje wędliny, ser, jakieś serki, warzywa, pieczywo kupowane codziennie w małych ilościach. Ja już podjęłam decyzję, że jak będę w końcu mieszkała sama czy z chłopem to też tak będzie. Wolę wejść do sklepu wracając do domu niż jeść kilkudniowy chleb.
Z tym, że nie ja nie dojadam resztek, po prostu nie potrafię. Nie lubię marnowania jedzenia ale paranoi z tym nie mam 😉 brzegów z pizzy też często nie zjadam.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 14:16
Mi brakuje szerokiej informacji co zrobic, zeby mniej marnować.
Bischa   TAFC Polska :)
22 kwietnia 2015 14:58
Nie ogarniam tego, o czym piszą dziewczyny w wątku o zagładzonych koniach z Posadowa od 3 dni...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
22 kwietnia 2015 15:13
A ja nie ogarniam dlaczego ludzie mają w czterech literach własne zdrowie i życie i jeszcze obwiniają o to innych. W wątku interpretacyjnym awantura o kask, bo panna oczywiście wie lepiej. Za ścianą obrażony kumpel, bo nie pożyczyłam mu sprzętu wspinaczkowego, żeby mógł pojechać z drugim w skały. Był ze mną 2 razy na ściance wspinaczkowej, to mniej więcej tak jakby puścić kogoś, kto dwa razy w życiu siedział na koniu, żeby pojechał sobie w teren. Ale to ja jestem zła i samolubna bo nie chcę dać sprzętu  😵  😉
smarcik Ja nie ogarniam jak można w ogóle wsiadać bez kasku i jeszcze się tym chwalić.
Zawodnicy, zawodnikami treningi, treningami i bycie "pto" byciem "pro" ale dla mnie ktoś bez kasku na koniu to zwyczajna głupota.
Nie interesuje mnie w jakim stylu jeździ - spada się nie tylko z koni jeżdżonych klasycznie.
A potem jest płacz i pytanie 'dlaczego mnie to spotkało'. Myślę, że niektórym zwyczajnie brakuje wyobraźni albo po prostu za mało w życiu cierpienia widzieli, że tak własnego zdrowia nie szanują.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
22 kwietnia 2015 15:39
Euphorycznie, Aleksandra Lusina jak u nas była między zawodami i konsultacjami, wsiadała na kilka koni dziennie... na każdego w kasku =) Da się.
Euphorycznie, Aleksandra Lusina jak u nas była między zawodami i konsultacjami, wsiadała na kilka koni dziennie... na każdego w kasku =) Da się.


Wiem! Sama widzę często takie obrazki i żółć mnie zalewa jak ktoś 'treninguje' się bez. No, NIE OGARNIAM JAK tak można.  😜
To jest chyba etap: "jestem nieśmiertelny!". Trwa zazwyczaj do wypadku na tyle ciężkiego, by się ogarnąć, a na tyle lekkiego by znowu wsiadać.
Gorzej, gdy już nie ma kto wsiadać.
busch   Mad god's blessing.
22 kwietnia 2015 17:42
U mnie w domu zawsze się gotuje za dużo i potem ktoś musi te rzeczy dojadać. Ja jak robię obiad to tak, żeby starczyło, albo od razu odliczam na dwa dni. Nienawidzę jak w garnkach zalegają ziemniaki czy 3 dniowe kotlety... Podobnie jest z zakupami. W lodówce zawsze jest za dużo wszystkiego (a i tak nie ma co jeść 🤣 ) ale to przynajmniej się nie marnuje tylko w powoli znika. Jak mama jest na wsi w sezonie letnim to jest zupełnie inaczej. 2 rodzaje wędliny, ser, jakieś serki, warzywa, pieczywo kupowane codziennie w małych ilościach. Ja już podjęłam decyzję, że jak będę w końcu mieszkała sama czy z chłopem to też tak będzie. Wolę wejść do sklepu wracając do domu niż jeść kilkudniowy chleb.
Z tym, że nie ja nie dojadam resztek, po prostu nie potrafię. Nie lubię marnowania jedzenia ale paranoi z tym nie mam 😉 brzegów z pizzy też często nie zjadam.


Ja natomiast nie za bardzo jestem w stanie wyobrazić sobie dom, w którym jest np. model 2+1 i w którym się ABSOLUTNIE NIC nie wyrzuca. To znaczy - wyobrazić sobie potrafię, ale raczej niezbyt przyjemna byłaby to rodzina 😉. Obecnie gotuję tylko dla siebie i mogę powiedzieć, że wykorzystuję tak 98% jedzenia, które kupuję - raz na kilka tygodni wyrzucę niedojedzoną piętkę chleba i to tyle. Natomiast uważam, że idzie mi to tak dobrze dlatego, że sama kupuję, sama gotuję i sama potem to jem.

Wyobraźcie sobie sytuację, w której jesteście nastolatkami i wasza mama stwierdza, że od teraz nie marnuje jedzenia. Więc kupuje tyle jedzenia, żeby wystarczyło dajmy na to na trzy dni dla trzech osób (dziecko, ojciec i ta mama). Już w tym momencie musi założyć, co właściwie inni będą chcieli jeść przez te trzy dni i w dodatku w jakich ilościach. A co jeśli nastolatka wróci ze stajni bardziej głodna niż zwykle i opędzluje porcję swojego obiadu i jeszcze drugą? Braknie dla jednej osoby. A jak akurat ojciec ma ochotę na kiełbasę, weźmie sobie z lodówki, a potem się okaże że to było na jutrzejsze leczo do obiadu? A jak się z górką kupuje, to znowu wzrasta ryzyko że jednak coś wyrzucisz - chyba że całą rodzinę będziesz terroryzować żeby jadła akurat to, co im powiesz bo akurat się data kończy/długo leży. Dla mnie osobiście - zgroza.

Tak samo z tym obiadem. Trochę ziemniaków zostaje, bo pewnie osoba gotująca nie chce, by dla kogokolwiek brakło. Żeby absolutnie żaden ziemniak nie zostawał, to by musieli wszyscy jedzący się zadeklarować przed gotowaniem ile zjedzą, no i zawsze musieliby się dostosowywać 😉.

Oczywiście można ograniczać marnowanie jedzenia i racjonalnie kupować, a nie górę żarcia dla każdego domownika. Tym niemniej moim zdaniem im więcej osób korzysta ze wspólnej lodówki, tym trudniej kontrolować marnowanie jedzenia. Bo żeby kontrolować, to by trzeba było regularnie prowadzić wojny o marchewkę, bo ktoś zeżarł, a nie powinien i nie ma teraz na obiad :P
Pietke? Suszę dla konia. Ziemniaki, marchew, cebula lezy i nic jej nie dolega. Wedlin mamy sporo, bo tesciu robi, ale wyciagamy po kolei. Wiadomo, ze sa produkty, ktore moga polezec, ale takiego serka zaczetego kilka dni wczesniej, czy pomidora, to nie rusze.

A jak kto ma ochote na wiecej jedzenia to sklep jest blisko i do 22.
busch, u nas w domu 5 osób, jedzenia się nie wyrzuca. Tak byliśmy nauczeni, nie i koniec. Z ugotowanych ziemniaków robi się potem kopytka, wcześniej ugotowane warzywa zawsze ktoś wepchnie do kolacji (tzn. ja 🤣 ) a przy moim bracie nie ma opcji, żeby jakieś kotlety czy inne mięso zostało dłużej niż 2 dni w lodówce. Bez przesady, jogurty, sery czy wędliny mogą leżeć w lodówce tydzień i nic się nie stanie, nie trzeba planować zakupów co do grama na 3 dni żeby nie wyrzucać...
U nas 2 plus 1 i też nic nie wyrzucamy (no.. jakiś czas temu słoik dżemu otwartego w lodówce podpleśniał, bo generalnie mało kto u nas dżem je, dlatego już właściwie kupować nie będziemy). Jak zostają ziemniaki z obiadu, to ja je sobie na drugi dzień z radością odsmażam, a facet dostaje gotowany ryż lub co tam sobie chce. Jak ktoś przyszedł by głodny i wszamał kotleta przeznaczonego dla kogoś na obiad, to ja sobie robię jajo sadzone (jajka zawsze są), albo szybko biorę z zamrażalnika pierś kurczaka i w 10 minut mam rozmrożoną, rzucam na patelnię i wuala. Nie mamy praktycznie sytuacji zeschniętego chleba, bo oboje nie brzydzimy się chlebem wczorajszym ani kilkudniowym, a jak już, to piętkę biorę dla konia. Wszystkie obierki (ziemniaki, włoszczyzna) idą dla dzika (mamy zaprzyjaźnionego), resztki zupy dla psów (chociaż sama też mogłabym ją zjeść i nic by się nie stało). Nie przypominam sobie, żeby mi się cokolwiek popsuło, albo żebym jakiekolwiek jedzenie wyrzuciła w ogóle do śmietnika.
busch   Mad god's blessing.
22 kwietnia 2015 18:55
maiiaF, kenna, no chyba że tak, w takim razie może nie jest tak źle 😀
A propos wyrzucania jedzenia, czas jakiś temu u mnie w biurze miała miejsce dziwna sytuacja. Dawniej notorycznie ktoś gdzieś w kuchni zostawiał bułkę zawiniętą w folię, która po jakimś czasie zieleniała i trzeba było ją wyrzucać. Wkurzyłam się i napisałam ogłoszenie parafialne, że jeśli komuś zostanie pieczywo, którego już nie będzie jadł, niech od razu do mnie przyniesie, to ususzę i zawiozę do stajni. Z 30 wtedy osób JEDNA zaczęła do mnie przynosić czerstwe pieczywo (zbierała w domu), ale jakimś cudem zielone bułki zniknęły z kuchni bezpowrotnie 0_0.
My jedzenia nie wyrzucamy bo dostają albo konie, albo psy, albo koty, albo ptaki.

Zawsze się znajdzie ktoś kto od danych resztek nie zdechnie  😁
Nie ogarniam jak można wrzucić na forum zdjęcie giganta (tak z 3000px) i jeszcze chcieć, żebyśmy coś zobaczyli/ocenili, jak to tak się rozjeżdża, że nic nie widać 🤣
Nie ogarniam, jak można przyjechać do kogoś i mieszkać w jego pokoju ( wymiana ), chodzić w jego biżuterii i ostatecznie ukraść ulubioną spódnicę. No jak można być tak beznadziejnym człowiekiem  😵
Nie ogarniam tego, co przed chwilą zobaczyłam...  🤔  😵
Kubek mojej współlokatorki..
ja sobie właśnie zdałam sprawę, że widziałam gorsze rzeczy u nas w mieszkaniu  😂 😵
Pierwszy raz widzę spleśniałą herbatę... 😲
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się