Wiedźminki - ezoteryka, parapsychologia, wróżby, itp

powtarzam po raz kolejny, że ja bardzo lubię przeszkody




Kaprioleczka, jestem po 5 dniowym szkoleniu-kursie-coachingu-treningu u Grzesiaka. 5 mega intensywnych dni, od 8 rano do 19. Dzień w dzień

i podsumować mogę jedno - Twoje stwierdzenie i przekonanie DAJE CI TO CO CHCESZ!!

BARDZO LUBIĘ PRZESZKODY - napisałaś to - zwizualizowałaś - no to do [font=Verdana]KUR.WY NĘDZY DOSTAJESZ TE PRZESZKODY !!!![/font]
Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 08:59
aha, czyli jak nie lubiłam przeszkód to kazaliście mi je polubić, jak je lubię, to mam co chciałam?  😂 Dodo, kochanie, to tak nie działa. Lubię też mieć zdrowe konie, dużo kasy i wizę do stanów, ale na razie nie mam ŻADNEJ z tych rzeczy, a ja naprawdę lubię je DUŻO BARDZIEJ niż przeszkody. Lubię przeszkody bo jak jest za łatwo, to się nie rozwijasz, nie napisałam, że lubię zapierdol, z 200kg plecakiem, pod pionową ścianę, w burzy piaskowej i przy -40... a to mam.
Kaprioleczka Ustawienia Systemowe albo inaczej Rodzinne albo Berta Hellingera

Wykorzystam wypowiedz wendetty choć ona sama o tym nie pisała, ale moim zdaniem dobrze po części bo w dużym skrócie definiuje moim zdaniem Ustawienia.

ja nie Murat, ale moim skromnym zdaniem wszystko co się dzieję w naszym życiu jest odbiciem tego co jest w nas, naszej głowie, tego co wysyłamy w świat (nawet nieświadomie), naszych mysli, oczekwiań, blokad czy dziur energetycznych i wszystkich tych, którzy z tych dziur korzystają 😎 .


i plus ewentualnie może się czasami zdarzyć to, ale nie w sensie siedzącego nad Twoja głową ducha w białym prześcieradle   😉 tylko zapisu w głowie ( pamięci) o kimś kto żyje lub nie żyje i potrzebuje Twojej pamięci, uszanowania jego bytności na tym świecie.

czy cos rzeczywiscie jest do Ciebie doczepione. Moze niekoniecznie klatwa, a jakis byt. I to sie zdarza, nierzadko, naprawde. Absolutnie nie jest tak, ze jesli nie wyrazamy zgody, to nic nie jest w stanie wplynac na nasza energetyke - nad tym trzeba mocno pracowac, .




i tak mi się to zgrało w szukaniu pomocy  w ustawieniach.
ale kto Ci kazał polubić przeszkody?
Rozumiem, że słuchasz wszystkich? Jak Ci "każą" polubić mordercę to też polubisz = kochanie tak to nie działa… (w odpowiedzi na Twoje)

Masz rozum, wybory, wolną wolę, i wiele innych rzeczy.

Lubię mieć zdrowe konie. Co za tym idzie? Nic? Ja lubię być szczupła.
I nic za tym nie idzie.
To jest fakt.

Teraz przekłada się to na dialog wewnętrzny i robienie.
Skoro lubię mieć zdrowe konie - to co robię by były zdrowe.
- stajnia w której koń nie wpadnie na gwóźdź
- nie jeżdżę jak wariat bez rozgrzewki
- nie lonżuję po lodzie
- nie daję spleśniałego siana
itd itp. = czyli co mogę zrobić by koń był zdrowy - co wykluczyć - generalnie z 90% zdrowia konia zależy od właściciela - może z 10% od "przypadku" itd.

Lubię dużo kasy - super
ale co robisz by to mieć? Co musiałabyś zrobić by mieć kupę kasy?
Zagrać w totka - super, ale dość słabe, bo mało prawdopodobne.
Czyli trzeba zastanowić się dokładnie czy po pierwsze lubię kasę = że chcę ją mieć. Ja np. lubię słonie ale kurcze nie chcę słonia. Ani w domu ani w ogrodzie.
Lubię kasę - nic nie znaczy. Bo nie równa się chcę ją mieć. Poza tym kasa? jaką kasę?
Lepiej zwizualizować sobie - chcę mieć milion dolarów. Policzalne. A nie kasa. I dalej co zrobić by zarobić, zdobyć, wygrać ten "milion".

Tak samo lubię wizę do Stanów.
Ja też lubię. I chu.j. Wcale nie chcę jej mieć, nigdy się nie starałam. Ale pewnie lubię, bo fajnie mieć wizę do stanów.
Inaczej jest - chcę mieć wizę do Stanów. I podłączyć działania wszelakie - jak ją zdobyć. Gdzie iść, gdzie wydzwonić.
I jak nie tu to tam. Jeżeli celem jest wiza do Stanów - to ten cel trzeba zrealizować a nie lubić.

Masz/ powinnaś lubić WYZWANIA a nie przeszkody.

Nie masz teraz walki z plecakiem na pustyni. Masz inny problem. Nie wiem jaki - bo nie napisałaś. Po prostu rozwal to szczegółowo na atomy - co jest problemem. I wymyśl kilka rozwiązań. A potem kilka innych - jak unikać takiego problemu.


Ja na tym szkoleniu "lałam"
bo np. jedna z Pań powiedziała, że jej mąż "nie kocha"

i krótka analiza: mąż jej nie kocha - dlaczego? (i teraz uwaga, bo spadłam z krzesła) BO NIE DAŁ dzieciom lekarstw wieczorem… czyli jej nie kocha, nie szanuje itd. (nie wiem skąd wzięła taki zestaw przyczynowo-skutkowy). Ale dla niej miłością było takie a nie inne zachowanie (dla mnie polew, dla innego big-love)
OK - i pierwsze pytanie było: czy gdyby dał leki dzieciom - to być myślała, że Cię kocha? TAK
a jak on ma się domyślać, że to dla Ciebie ważne?
no powinien wiedzieć
skąd?
no powinien

Ludzie robią piramidalne afery gdzie ich nie ma.
Nie mówiąc już o prostym jak budowa cepa schemacie: dzwonię i mówię: "daj bachorom leki", wysyłam smsa "daj bachorom leki" czy pisze na lodówcę: "daj…"


w ogóle na szkoleniu było było kilka rzeczy typu "pranie mózgu" kilka typu "amway" kilka takich se, i kilka ciekawych do wprowadzenia w życie
Czyli dla każdego coś miłego.
Ciekawe, że było kilkunastu wyznawców "co łykali wszystko" z pełnym zachwytem i wzrokiem wyznawców.




Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 09:39
Dodo, moim obecnym problemem jest to, że ja właśnie wszystko robię dobrze - tylko to się źle kończy. Konie w bezpiecznym miejscu, najlepsi weterynarze - lipa (niestety wypadki z tych 'nie do zapobiegniecia'😉. Wiza - wszystkie dokumenty odpowiednie, złożone w terminie - lipa. Kasa - co się zarobi to się 2 razy więcej wyda, bo patrz: konie, wiza i psujące się wszystkie sprzęty domowe na raz.
I tak w kółko.
poza tym, to nie może działać tak, że lubię przeszkody/wyzwania (dla mnie to jedno i to samo, jak zwał tak zwał, a narobić się trzeba przy obu), więc mam, pomimo, że przecież NIC nie robię by je mieć, ale żeby mieć inne rzeczy to muszę robić. Albo wszystko się ma, bo się chce (bez robienia, tylko od chcenia), albo się ma, bo się robi. Jak robię dobrze, i sprawdzam po 10 razy, a wychodzi i tak źle, to nie możesz mi przecież powiedzieć, że to moja wina. Tzn możesz mi powiedzieć, co chcesz 😉 ale nie będziesz miała racji. Zamieszania np. nienawidzę, ale często się w nie pakuję, i tu się zgodzę, moja wina, jestem głupia, narobiłam błędów, nie mam prawa narzekać.

Ale jeśli (ot, głupota z zeszłego weekendu, jakich wiele się do mnie klei) bookuję hotel, płacę za 2 noce, biorę rachunek, podpisuję dokument na 2 dni, zostawiam im numer telefonu, i wychodzę z pokoju hotelowego między 1 a 2 dobą, to mogę zakładać dość bezpiecznie, że będę mogła tam wrócić, a nie, że wrócę do hotelu i okaże się, że mój klucz do pokoju nie działa, moje rzeczy są "spakowane" (tzn. zwinięte w wielki burdel i wrzucone do jakiejś brudnej siatki) i wyniesione do przechowalni, a oni nie chcą mi oddać ani rzeczy, ani pokoju dopóki nie pokażę im rachunku (który jest w tym pokoju, choć ostatecznie po godzinnej aferze okazało się, że konto bankowe też może być), to jakim cudem to jest moja wina? Jakim cudem osa wchodząca mi do nogawki spodni to moja wina? też nie jest to moja wina, że jestem uczulona na osy.
Czasami wszystko zrobisz dobrze, a I TAK WYCHODZI ŹLE. Wszystko ostatnio tak wychodzi. Ja robię dobrze, a wychodzi do dupy.
Kaprioleczka ja akurat nie jestem wyznawczynią tego poglądu, ale niektórzy powiedzieliby, że postawą "lubię przeszkody" można przyciągnąć do siebie negatywną energię, która będzie zapewniała Ci te przeszkody, wpływając na tok wydarzeń tak, by ich efekt był ostatecznie negatywny, nawet jeżeli Ty sama zrobiłaś to, co należało do Ciebie, w sposób odpowiedni i teoretycznie wskazujący na pozytywne zakończenie. Na poziomie całkiem podświadomym, zupełnie niekontrolowanym przez Ciebie - w żadnym wypadku nie chodzi o to, że siedzisz i powtarzasz sobie w myślach "niech to się źle skończy, bo ja tak lubię mieć problemy do rozwiązania".  😉
Kaprioleczka - ale dlaczego wyrzucili Cię z pokoju? skoro zapłaciłaś i Twoje rzeczy tam były?
Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 10:20
wiesz, mówi się też, że postawą pozytywną przyciągamy dobre rzeczy... tak się cieszyłam, że zobaczę kowala i porozmawiam z nim w sprawie podkowy dla mojego konia. taka byłam pozytywna. a kowal wziął i nie przyjechał  😵
To tyle jeśli chodzi o pozytywne myślenie i przyciąganie nim czego bądź dla mnie. Dla mnie pozytywne myślenie działa wewnętrznie - działa na motywację, na wolę walki, na pracowitość, na spokój wewnętrzny, na zdrowie. Ale (wg mnie, mogę się w końcu mylić) NIE działa zewnętrznie na wydarzenia które zależą głównie od innych czynników. Nie poczuwam się do bycia aż tak "ważną" by (ogólnie pojęty) "Wszechświat" brał pod uwagę mój humor i moje widzimisię 😉

nie wspominając o tym, że na maturę z historii poszłam święcie przekonana, ze to się dobrze nie skończy, miałam predicted grade 3, a zdałam na 6  😎 (matura międzynarodowa, 7 stopniowa skala) a naprawdę, w moim myśleniu nie było NIC pozytywnego, nic.

Dodofon - wyrzucili mnie, bo ktoś wprowadził w komputer tylko jedną dobę. Nie ja, tylko ktoś z obsługi hotelu. Wpisał opłatę, ale pokój zaznaczył na 1 dobę. Pomijam już fakt, że skasowali mnie też za dodatkową opłatę za sprzątanie (tzn. za to zwinięcie tych rzeczy) i część moich rzeczy w tychże okolicznościach zginęło. Nawet zrobienie mega afery nie pomogło. Trudno, część rzeczy w życiu gubimy. Bywa. Naprawdę, problem braku kilku ręczników czy bluzek jest niczym w porównaniu z resztą moich problemów.
a wezwałaś policję i zgłosiłaś kradzież rzeczy?
Bo ja bym tak zrobiła.

Są ludzie, zjawiska na jakie nie mamy wpływu. Ale są takie na jakie mamy.
Ja bym w hotelu zrobiła mega dym, że by mi kasę za 2 doby oddali.

Ale to ja.
Kaprioleczka, tak jak napisala Dodofon -  zarowno zgloszenie kradziezy na policji jak i zlozenie skargi w hotelu z zadaniem zadoscuczynienia= zwrotu pieniedzy. Nie odpusc tego.
Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 10:36
Dodofon, szczerze? kilka miesięcy temu też bym zrobila. Ale wtedy wróciłam właśnie z klinik od mojego konia, byłam wykończona, chciało mi się wyć i cała jechałam koniem, chciałam to po prostu załatwić, zjeść coś, wziąć przysznic i się położyć. Po prostu chciałam mieć JEDNO spokojne popołudnie, bo ja nie miewam spokojnych popołudni w ogóle. Od 11 miesięcy nie miałam ani jednego. Ja już po prostu nie mam siły robić dymu większego niż zrobiłam. nie wezwałam policji, bo powiedzieli oczywiście, że hotel "znajdzie mi te rzeczy", co się oczywiście nie stało, a policja raczej nie przyjedzie do bluzki i 2 ręczników... ja wiem, że to nie jest dużo, ale to nie chodziło o cenę, tylko o to, że zostawiłam te rzeczy w zaufaniu, że nic im nie będzie, że będą jak je zostawiłam, a potem miałam wszystkie "czyste" ciuchy do pociągu wytaplane w koniu, bo wcisnęli je razem z rzeczami z 4 dni od koni, a miałam w hotelu położone osobno, części rzeczy w ogole nie było, wszystko zmemłane, i moim współpasażerom jechałam koniem 8 godzin podróży od Wrocka do Lublina... mi zapach konia nie przeszkadza, ja lubię, ale było mi przykro że jestem jak ostatnia fleja. Nie stroję się do pociągu, ale fajnie byłoby nie cuchnąć jak tydzień nie kąpana  🙄

bo to nie ten jeden weekend, to się dzieje CAŁY czas. Już nawet nie pamiętam co było 3 tygodnie temu, chyba samochód, ale tego jest po prostu tyle, że zapominam, bo nigdzie tego nie zapisuję.
Kaprioleczka - ja rozumiem, że jak się wali to wszystko, jedno za drugim, ale nie jest tak, że dostrzegasz głównie negatywy w swoim życiu, a rzeczy pozytywne odsuwasz na bok? Że widzisz tylko to, co złe?
Ja wczoraj miałam zwykły dzień jak co środa. Codziennie podsumowuję sobie dzień, jak już leżę w łóżku wieczorem.
I tak podsumowałam:
- super, że było ciepło
- super, że byłam ładnie ubrana
- super, że byłam w pracy
- super, że byłam na angielskim i zarobiłam 30 zł
- super, że byłam w aptece i kupiłam magnez, którego zapominam kupić od kilkunastu dni
- super, że moja mama była za mnie z dzieckiem u lekarza jak ja byłam na angielskim
- super, że moja mama pomogła drugiemu dziecku w lekcjach jak ja byłam na angielskim
- super, że zobaczyłam się ze szwagrem i szwagierką
- super, że znalazłam godzinę wieczorem by się pouczyć do egzaminu

Ale mogłabym też tak:
Jaki beznadziejny dzień! Było mi gorąco, po co to słońce tak świeci. Ubrałam się w kieckę i buty na obcasie, wszystko mi się przekręcało i mnie gryzło. W pracy 8 godzin podczas gdy za oknem tak zielono, a ja gapię się w monitor, inni to mają dobrze. Po pracy na te beznadziejne korepetycje do tego dzieciaka, który mnie nie słucha i mlaska a ja taka zmęczona i głodna. W aptece wydałam większość tego co zarobiłam na angielskim - bez sensu. Na dodatek zakup bez sensu, bo kupiłam magnez z wit B6 a wit B6 przyjmuję już w czym innym i będzie za dużo. Moje dziecko chore - załamać się można. Córce znów nie poświęciłam czasu w lekcjach, i jeszcze goście przyjechali, nie mogłam odpocząć w spokoju tylko na szybko sprzątać bałagan. A tu jeszcze nauka do egzaminu, nie mam już sił, mam dość wszystkiego. Cały dzień do dupy.


Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 10:47
udorka, nie. po prostu WSZYSTKO jest źle. Może nie takie bzdury jak pogoda (choć w porównaniu do miejsca w którym powinnam być i ona jest do dupy, ale nie czepiajmy się szczegółów), i staram się nie narzekać na rzeczy które są moją winą, lub w które się sama wpakowałam, choć i one mnie czasem potrafią doprowadzić do szału 👿 ale naprawdę WSZYSTKO jest źle. Nawet jak się bardzo uprę to nie znajdę niczego z czego mogłabym być zadowolona, jeszcze ze 2 miesiące temu to może, ale teraz to już się naprawdę wszystko schrzaniło i ja się poddaję. Ostatnią dobrą rzeczą było to, że się nie spóźniłam na przesiadkę, ale i to nie bardzo było moją zasługą, raczej tego, że PKP się ciągle spóźnia 😉 przynajmniej raz się to na coś przydało.

ale cieszę się, że miałaś dobry dzień  😅
buyaka Wtrace sie lekko. To, co piszesz nt. karmy jest aktualne w obecnym czasie dla pewnej grupy ludzi. Osoby, ktore zajmuja sie na powaznie rozwojem duchowym od wielu lat dzieki zmianom w energetyce Ziemi nie podlegaja juz prawu karmy. Ba! Znam takich, ktore dzieki odpowiedniej pracy swiadomie odlaczyly sie od srebrnego sznura i decyduja swiadomie o swoim wcieleniu i jego kontynuacji lub nie.

bardzo ciekawe. trochę tematu swego czasu liznęłam, ale widzę, ze musze do tego wrócić.
ja do samego pojęcia karmy bym się bardzo również nie przywiązywało. Ja wiem, że mam mase spraw do przerobienia na to życie, odkrywam jedno po drugim, jeden solidny związek karmiczny (grunt to uswiadomienie sobie tego), ale jestem na dobrej drodze do załatwienia sprawy "raz na zawsze".
Czy wy też macie poczucie jak wszystko strasznie przyspieszyło? ja od czasu kiedy zaczęłam sobie pewne rzeczy uświadamiać (czyli przez ostatnie 2 lata), mam wrazenie, że przezyłam/ przerobiłam/ uświadomiłam sobie więcej niz za całe zycie. Wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie...

Kaprioleczka, jak dla mnie to powinnaś naprawde pogadac z kimś kto zajmuje sie odczepianiem pasozytów energetycznych. I popracuj nad zaklejeniem dziur, lepsza ochroną. Ja bym od tego zaczęła.

Dziewczyny, własnie, jak pracujecie nad wzmocnieniem swojej ochrony? Medytacje?
Wendetta, tak, mam takie samo spostrzezenie, z tym, ze ja odbieram swoje 'lekcje' nieomalze natychmiast po 'poproszeniu sie o nie' - kiedys czekalabym az bym zapomniala dlaczego cos mnie spotyka.
Ja pale biale swiece aby oczyscic atmosfere wokol siebie, w domu. Plus modle sie - to mi zostalo po KK i Zielonoswiatkowym i jest to tym czego potrzebuje - takie krotkie afirmacje do Boga lub lub po prostu modlitwa. Chcialabym nauczyc sie medytacji, wciaz probuje sie za to zabrac, z roznym skutkiem, ale teraz, w zasadzie, mam taki okres w zyciu, ze mam na to czas. I tez jestem ciekawa jak mozna wzmocnic ochrone.
Kaprioleczka   Apocaloptimist.
21 maja 2015 11:02
ja strasznie znów chcę chodzić na jogę, bo te medytacje, pomimo, że na tych darmowych zajęciach byly takie trochę "od d... strony", to pomagały mi trochę panować nad nerwami... tylko KIEDY ja mam chodzić na tą jogę  😵
A to ja mam chyba trochę inaczej. U mnie najwięcej się wydarzyło w okresie kilku lat, podczas których w ogóle nie miałam świadomości tego, że coś się w ogóle dzieje. Potem dopiero uświadomiłam sobie, ile się zmieniło i jak wiele rzeczy mam już za sobą, choć nawet nie zdawałam sobie sprawy, że one istnieją. Potem rzeczywiście, wszystko nagle przyspieszyło i zwaliło mi się na głowę, ale też faktem jest, że potrzebowałam tego wszystkiego właśnie w takiej intensywności i tak bardzo naraz.
Dobra, pewnie nikt nic z tego nie zrozumiał  😂
Murat- Gazon, nawiazujac do Twojego ostatniego postu w drugim watku, o niepowodzeniach, czy mozesz napisac jak je przepracowac, jak sie z nimi 'rozprawic'?
sanna to będzie dość skrótowo, bo nie mogę tu raczej książki napisać  😉
Pierwsze i najważniejsze moim zdaniem to świadomość, że wszystkie niepowodzenia czemuś służą. Nigdy nie dzieją się, "bo tak". Jedne wynikają z rzeczy do przepracowania, są związane z tym, co robiliśmy do tej pory w poprzednich wcieleniach, i sami je sobie ustawiliśmy na drodze, choć oczywiście teraz tego nie pamiętamy; inne nam się przytrafiają na skutek błędnego rozpoznania właściwej drogi i zejścia z niej; jeszcze inne to skutek tego, co robią inni ludzie. Te ostatnie bywają totalnie niezawinione, ale nasza reakcja na to, co się dzieje, jest bardzo ważna, bo ma wpływ na to, co sobie "zbieramy" na przyszłość i na kolejne życia. Uporać się z nimi można zasadniczo na dwa sposoby - rozpoznać, co mamy przepracować, i zrobić to, ucząc się przez to danej lekcji, lub rozpoznać popełniany błąd i go naprawić. Co dokładnie to znaczy, już jest kwestią indywidualną dla każdego.
Czyli dla mnie lekcje cierpliwosci i przetrwania. U Normana V. Peale bylo takie zdanie 'wytrwac w wytrwalosci' - to bylo do mnie.  👀
Sanna, mi ostatnio na szybko została przedstawiona technika wizualizacji ochrony czakry.
Musze nad tym solidnie popracować (chociaż ja też preferuje techniki "gadane"😉, bo odkąd zwiekszyla mi sie sensoryka, zdarza mi sie odchorowywac fizycznie brzydkie ingerencje 🙁

ja traktuję niepowodzenia głownie jako znak, że "nie tędy droga" albo jako drogę pośrednią, która ma mnie doprowadzić do czegoś wazniejszego/ lepszego (oczywiście jest też wiecej metod, o których np pisze Murat). Grunt to wyrobic z sobie umiejętnośc rozpoznania i wnioskowania.
Dokładnie, ważne, żeby umieć prawidłowo rozpoznać, o co chodzi. Pokora to chyba taka lekcja uniwersalna, dla każdego i w każdym wcieleniu.
Ja prywatnie miałam do przerobienia więcej pewności siebie i szeroko pojęta samodzielność - tę drugą prawdopodobnie będę przerabiać przez resztę tego życia, razem z cierpliwością też.
Za mna ciagnie sie cierpliwosc - juz o tym wiem. Wkurza mnie to  👀 Ale ucze sie tego, z bolem - przyznam.. Mysle, ze mam tez inny ogromny temat do przepracowania - zaufanie, poczucie bezpieczenstwa..

Btw mam nadzieje, ze nikt ukradkiem czytajacy nasze wpisy nie wywlecze tego do innego watku z jakims komentarzem od czapy..  🙄 W kazdym razie, bardzo bym o to prosila  :kwiatek:
To za mną chyba najbardziej samodzielność i odwaga bycia sobą.
Też mam nadzieję, że nikt tego nie wyciągnie  😁
[quote author=Murat-Gazon link=topic=77922.msg2361774#msg2361774 date=1432203586]
sanna to będzie dość skrótowo, bo nie mogę tu raczej książki napisać  😉
Pierwsze i najważniejsze moim zdaniem to świadomość, że wszystkie niepowodzenia czemuś służą.
[/quote]

to jest jedna ze "szkół" psychologii
np. złamałam nogę po to by:
=> zobaczyć w szpitalu ból innych i im pomagać
=> zastanowić się nad jestestwem
=> kupić buty do chodzenia a nie szpilki
=> walczyć o załatanie dziury w chodniku by inni nie łamali nóg w tym samym miejscu
=> cieszyć się, że mi nogi nie odjebał tramwaj, tylko jest złamana
=> sprawdzić jakich mam przyjaciół/męża/idt - jak sie mną zaopiekują

i setka innych  😁 😁 😁
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
21 maja 2015 12:51
A ja myślę, że gdzieś tam na górze po prostu jest duch kota-skurczybyka, który z Boskiego stołu zrzuca na nas nieszczęścia 😜
Dodofon i mniej więcej o to chodzi, któreś z tej setki jest prawdziwe. Ważne, by to nie było "o ja biedna nieszczęśliwa, złamałam nogę, cały świat się na mnie uwziął, wszystko jest do d..., a tego idiotę, co nie załatał dziury w chodniku, to najchętniej bym roz..."  😉
bo ludzie dążą do wytłumaczenia zjawisk na które wg. nich nie mają wpływu

a mają:  😁

bo można sobie powiedzieć - qrwa mać złamałam nogę (no i to fakt), pojebany krawężnik/dziura/podłoga itd
a można:
= qrwa mać złamałam nogę bo:
- łażę jak pipa
- zamiast założyć trampki męczę się w szpilkach
- jestem gruba i ciężar ciała mnie oszukuje
- 3x już się potknęłam o tą wykładzinę i jej nie przykleiłam - to mam


ja np. wierzę w małą ingerencję "z kosmosu" bo kto by się tam mną chciał interesować, myślę np. że na 90% rzeczy mamy wpływ - na resztę nie
Z tym wpływem to jest moim zdaniem skomplikowana sprawa. Bo z jednej strony według mnie istnieje coś takiego, jak umownie pojęte "przeznaczenie", ale z drugiej mamy wolną wolę i możemy nawet całe życie działać tak, aby owo przeznaczenie omijać. Finalnie wychodzi, że mamy wpływ na to, co robimy tutaj i teraz, ale żadnego na to, co jest nam pisane i co robić powinniśmy - możemy robić nie to, co trzeba, ale nie możemy zmienić faktu, że właśnie to trzeba. Jeżeli w swoim życiu człowiek nie zrobi tego, co mu zostało przeznaczone, że ma zrobić, to będzie do tego tematu wracał w tylu kolejnych wcieleniach, aż w końcu to zrobi.
Zresztą myślę, że w życiu każdego człowieka jest całe mnóstwo znaków, którędy powinien iść i co w jego wypadku trzeba - tyle że nie każdy umie te znaki odczytać.
ostatnimi czasy wlasnie to jest u mnie teamt na tapecie: czytanie znaków. I całkiem nieźle mi idzie.
wlasnie, kwestia przeznaczenia i wolnej woli istniejących symultanicznie to dla mnie cały czas temat, który próbuje rozgryźć i często się na nim zaginam. Murat, fajnie Twoja wypowiedź nakreśla kierunek, dzięki.
Co do "kosmicznych ingerencji". Cóż, zalezy jeszcze jak rozumiemy kosmos. Jako jakąś tam przestrzeń hen daleko, oderwana od nas, czy jako odbicie... nas? Mikro i makrokosmos brzmi dla was znajomo? Wszystko opiera sie na tych samych fizycznych zasadach: komórki w ciele, w świecie materialnym, najmniejsze cząstki, planety.
Ja myślę, że to my mamy większy wpływ na kosmos niż on na nas- on nas tylko slucha, bo my go kształtujemy. Świadomość zbiorowa, kolektyw tez wart jest nadmienienia.

A porazki... przykład złamanej nogi. Ja jeszcze patrze tak: kurka, złamałam nogę, ale może dzięki temu nie poszłam tam gdzie miałam i uniknęłam gorszego nieszczęscia, albo wylądowałam w szpitalu i tak poznalam kogos kto doprowadzić mnie do czegos co miałam zrobić albo powiedzial coś co mialam uslyszec, albo stał sie wazna osoba w moim zyciu. albo bylam uziemiona w domu i w koncu mialam czas coś przeczytac co potem miało wplyw itd... Taki łancuch przyczynowo- skutkowy 😉

Dodo, jak nie zawsze się zgadzam z tym, co piszesz, tak uwielbiam Twój styl pisania 😁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się