Sprawy sercowe...

trzynastka   In love with the ordinary
01 lipca 2015 17:06
Z wrażenia poszłam powoli odkopać stół.

W porównaniu 4 razy przez 7 lat to często, co X jest to tam idziemy na jeden czy nawet dwa obiadki.
Ja bym zaprosila i upichcila cos smacznego 😉
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
01 lipca 2015 17:22
trzynastka, a ja znajomość z rodzicami P. zaczęłam od przyniesienia im ciasta. I tak podrzucam co jakiś czas, chociaż na obiad mnie nie zapraszali (z P. jemy sami w jego pokoju). Możesz też właśnie tak spróbować 🙂
Myślę trzynastka, że mamie nie chodzi o to, żebyś jej udowodniła, że potrafisz, bo przecież tego nie neguje. Tylko o to, że ona jak powiedziała chce się czuć potrzebna. Więc te obiadki, które dla was robi, to jest JEJ frajda. Jak jej to odbierzesz, to cóż.. 😉 Ale co powiesz np. na obiad u niej i np. na ciasto czy kawę do ciebie?
busch   Mad god's blessing.
01 lipca 2015 18:16
Też bym poszła tropem pomysłu zen, plus się naprawdę tym nie przejmowała 🙂
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
01 lipca 2015 18:18
Więc te obiadki, które dla was robi, to jest JEJ frajda. Jak jej to odbierzesz, to cóż.. 😉

Z jednej strony się zgadzam, mama partnera nie usiłuje niczego udowadniać, tylko ma frajdę z przygotowywania tych obiadków i podejmowania gości.
Pytanie tylko z jaką częstotliwością?

Z drugiej jednak strony, jeśli syn spotyka się z kobietą, to w końcu może nadejść moment, że założy z nią rodzinę i co wtedy? Nadal będzie chodził z żoną na obiadki? Myślę, że każda matka musi się pogodzić z myślą, że prędzej czy później przestanie pełnić określoną rolę w życiu swojego dziecka, wtedy należy jej uświadomić, że znajdzie się w innej, nie mniej ważnej 😉
Żeby była jasność, nie mam nic przeciwko odwiedzinom u rodziców, sama bardzo chętnie jadła bym co którąs niedzielę obiad u jednych lub drugich rodziców, niestety odległość i brak czasu na to nie pozwala 🙁

W sumie, nie ma co wyolbrzymiać, również uważam, że zaproszenie na kawę byłoby jak najbardziej na miejscu 😉
busch   Mad god's blessing.
01 lipca 2015 18:56
Pauli, jeśli to obiadki raz w tygodniu lub rzadziej, to trudno mówić żeby matka konkurowała z partnerką. Moi dziadkowie nadal zapraszają moją mamę i nas na obiadki, święta itd. po prostu żeby posocjalizować się trochę w gronie rodzinnym 😉
Pauli   Święty bałagan, błogosławiony zamęt...
01 lipca 2015 19:12
busch
No właśnie o tę częstotliwość się tu rozbija 😉
Jak już wspomniałam, wpadanie na obiadki od czasu do czasu, to jednak nie to samo, co regularne stołowanie się u mamusi.
Eee tam. Dla jednych co weekend obiad jest ok, dla innych jest przesadą.
Zależy jak leży i co komu pasuje.
Ja nie odwiedzam teściów czesto bo nie mam z nimi o czym gadać.
Ale u mamy mogłabym jejsc codziennie.
Teraz.
10 lat temu byłoby to nie do pomyślenia.
Wszystko sie zmienia 🙂

trzynastka, też jestem za ciastem/deserem do obiadu i za... nie przejmowaniem się.
Skąd pomysł, że "teściowa" uzna, że "masz dwie lewe ręce"? Jakbyś miała tego typu skrupuły, wystarczy pogadać o przepisach, kupić jakieś trudniej dostępne produkty itp. No i... to już jest jakiś przymus umieć gotować???
Imo - naprawdę wystarczy być szczerze wdzięcznym, chwalić, dziękować, dołożyć się do posiłku produktami, dobranym napitkiem.
Będąc w takiej sytuacji szczerze i życzliwie bym się uśmiała, gdyby dziewczyna syna uraczyła mnie opowieścią, że czuje się niezręcznie w takiej jednostronnej "spożywczej", relacji, a nie zaprasza z jadalną rewizytą, bo... stół, bo... kuweta 🙂
No chybanie sadzisz halo by trzynastka  pochwalila sie , ze ma kuwete pod stolem 😁 serio, to ja bymnie prosila na kawe, ciasto tylko na obiad z krwi i kosci.
z drugiej strony - jeśli się człowiek "nie czuje" w zapraszaniu - dlaczego ma na siłę "odpraszać"?? Dla życzliwości? Dlaczego ma być sztuczny, udawać że kuwety nie ma (a jest), sprzątać, piec ciasta skoro nie lubi. To fałszywe i sztuczne.
Kobieta zaprasza na obiad - robi to bo ma taką potrzebę. Bo taka jest.
Zmieniać sie na jej modłę: by było ok?

dziwne….
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 lipca 2015 07:31
JARA, brzmi super! trzymam kciuki, żeby się udało, bo mimo, że nie znam Cie osobiście, to myślę, że bardzo fajna babka jesteś i zasługujesz na świetny związek.



Dzięki wielkie! :kwiatek:
Scottie   Cicha obserwatorka
02 lipca 2015 09:24
trzynastka, ja nie widzę nic złego w tych obiadach i moim zdaniem za bardzo się przejmujesz. Wyluzuj 🙂 I postaw się na miejscu jego mamy. No bo jak X przyjeżdża, to na jak długo? Na tydzień? I pewnie większość czasu i tak spędza z Tobą/ śpi u Ciebie? Moim zdaniem te 2 obiady w tygodniu to nie jest nic złego- matka też syna nie widuje i jeśli jest taka możliwość, to z pewnością taki obiad sprawia jej ogromną frajdę.
U mojego chłopaka w domu jest taka tradycja rodzinna, że cała rodzina spotyka się u babci co niedziela na obiedzie i nie widzę w tym nic złego (wręcz przeciwnie, nie lubię gotować, a babcia gotuje smacznie i to jest dla mnie zbawienie 😉 ). Do nas jego rodzina wpada na obiad tylko na nasze urodziny/imieniny.
Moja mama i teściowa też szaleją w kuchni i serwują trzydaniowe obiadki żeby nas zadowolić. A my dajemy im tą satysfakcję i zjadamy póki nie pękniemy. To taka piękna symbioza  😍
13 jako dzieć na obczyźnie 😉 muszę  powiedziec, że moja mama też bardzo się cieszy jak przyjeżdzam. i pomimo tego, że średnio lubi gotować, to przed moim przyjazdem 3 dni siedzi w kuchni i robi moje ulubione jedzenie, żeby sprawić mi przyjemność. I widzę, jak się cieszy, patrzy jak zjadam i mi smakuje. Sprawia jej to radość. Więc radość twojej "teściowej" jest jak najbardziej dla mnie zrozumiała 😉
Ja bym również zaprosiła ją na kawę do Ciebie albo np do kawiarni. żeby kuweta nie musiała znikać, a wy żebyście się poznały lepiej, zrelaksowały na neutralnym terenie 😉
Jara Świetne wiadomości!!! Łiiiiiii!!! 🏇 🏇 🏇 🏇 Ale super! Trzymam kciuki! To co napisałaś brzmi bardzo zdrowo i życzę żeby trwało! 🙂

Trzynastka Luuuuuuziiiik! 🙂 Przez żołądek do serca! Ja mieszkam w tym samym mieście z rodzicami K. Nie ma tygodnia, żeby jego mama nie przygotowała dla nas ciasta/zupy/pasztetu/kotleta/itp. Później tylko każe szybko przyjeżdżać po to. 🙂 Czasami udaje się wymigać, bo naprawdę nie mamy czasu jeździć w tą i spowrotem. Jednak średnio 2-3 razy w miesiącu spotykamy się na wspólny obiad, jak latamy po mieście we wspólne wolne dni, to zdarzy nam się z partyzanta np. na zupę przyjechać, bo "rodzice zawsze coś mają". Podejście mamy X jest normalne i nie ma potrzeby, żebyś tym się stresowała. 🙂 Korzystaj, bo gotowanie dla dzieci naprawdę sprawia mamom przyjemność. Poza tym mamy już tak mają, no nikt nie zrobi przecież lepiej niż mama. 😉
trzynastka, nie rób nic na siłę. A propos my jeszcze stołu nie mamy 🙂
Jeśli lubisz/umiesz, to ja bym coś dobrego upiekła, uprzedzając "teściową", że chcesz przynieść coś słodkiego.
Ja często bywam u rodziny na spontanicznym obiedzie, a nawet u rodziny mojej rodziny.
Np. wczoraj jechałam ze swoją rodziną do nieswojej rodziny i zabrałam ze sobą chleb własnego wypieku. Do teściów wożę wino i czasem ciasto. Teściowie jeszcze u nas nie byli bo są oddaleni o ponad 200km niezbyt fajnej trasy.
U mnie w rodzinie również jest osoba, która chcąc czuć się potrzebną - zaprasza często na obiad. W jej mniemaniu, skoro nie może zaoferować prezentu i innych przyjemności, ta forma jest najbardziej odpowiednia. Nie ukrywam, iż bycie na telefon - "przyjeżdżaj" - jest nieco uciążliwe, ale sprawia jej to radość jak je z kimś, a nie sama. Poza tym, nie odwrócę się od człowieka, który spędził ze mną 9 lat i nadał tytuł ukochanej wnuczki.
dawanie obiadków i jedzenia jest jedną z oznak MIŁOŚCI i okazywania uczuć
"masz zupkę" - czyli dbam o Ciebie, kocham Cię itd.
trzynastka   In love with the ordinary
02 lipca 2015 15:40
Dzięki za porady, własnie robię sernik i jeśli wyjdzie to na jutrzejszy proszony obiad zapowiem, że przynoszę deser  😁

A co do tej kuwety to chodzi o to, że ja po prostu nie jem przy stole.
X to pasuje, bo lubi jak mu radio czy tv gra przy jedzeniu, więc stolik kawowy jest miejscem naszych posiłków.
Jak mieszkałam sama, w sumie dalej mieszkam, bo jak on wpada na co drugi weekend to trudno go nazwać choćby współlokatorem, to jedzenie posiłków samej, w ciszy, przy 6cio osobowym stole było dla mnie najsmutniejszym z mozliwych doświadczeń. Po pierwszym remoncie stół wyniosłam, mieszkanie przeorganizowałam, bo samo patrzenie na niego mnie wkurzało i tak sobie zaczęłam jeść w towarzystwie internetu lub telewizji.
Teraz nie czuje potrzeby posiadania stołu, czy jadalni całej, nie wiem jak X się na to zapatruje ale nie mam zamiaru o to na razie pytać, moje mieszkanie, mój dom, moje zasady. 😉
Będzie "wspólne" to pomyślimy. 

Kolejna dramatyczna kwestia, wraca - do rodziców? no stary chłop, nie wypada.
Do mnie? No bez szans, chce zobaczyć jak się z nim żyje na co dzień zanim zaproponuje wspólne mieszkanie. By jesteśmy razem już trochę, ale też trochę krótko.
Wynająć coś? Umowy są roczne, srata kasy ogromna. 
dawanie obiadków i jedzenia jest jedną z oznak MIŁOŚCI i okazywania uczuć
"masz zupkę" - czyli dbam o Ciebie, kocham Cię itd.

Wiem, ale to też nie oto chodzi.
Czasem człowiek nie wie, co ma od siebie dać, aby nadal być zauważalnym - to jak wrzucić przynętę i czekać na udany połów. Np. obiad to takia utajona pułapka, ale w dobrym celu.
busch   Mad god's blessing.
02 lipca 2015 17:58
trzynastka, ja chyba bym po prostu pozwoliła mu się wprowadzić do siebie - jak nie wyjdzie, to go wyrzucisz i już, bo rozumiem że to Twoje własne mieszkanie? Pamiętaj, że wynajęcie mieszkania jest bardzo kosztowne, no i zawsze to jednak nie Twoje mieszkanie, tylko czyjeś. Zależnie od tego, na kogo trafisz, to może mieć jakieś dziwne wixy i musisz się z nimi liczyć, jako że to jego mieszkanie, a Ty je tylko wynajmujesz. W sumie mieszkanie w wynajętym mieszkaniu, a mieszkanie w Twoim mieszkaniu tak samo przetestuje, czy jesteście w stanie się znieść na co dzień, tyle że w wynajętym jeszcze słono za to zapłacicie i będziecie się u kogoś (właściciela mieszkania) meldować bardziej lub mniej regularnie.

Jeśli nie wyjdzie w Twoim mieszkaniu, to tak samo nie wyjdzie w jakimś wynajmowanym i chyba tak samo potem wracanie do spotykania się tylko na mieście byłoby krzywą opcją, raczej dla obu stron.
Do mnie? No bez szans, chce zobaczyć jak się z nim żyje na co dzień zanim zaproponuje wspólne mieszkanie. By jesteśmy razem już trochę, ale też trochę krótko.


Jesteście już "trochę", a to wystarczy. Nieważne, czy to 3 dni, czy 3 lata. 😉 Ja nie chciałam tracić czasu na randkowanie i wracanie na noc do rodziców, bo to dla mnie żaden test, czy dwie osoby do siebie pasują. "Doskakiwanie" do siebie na weekendy mnie wnerwiało, bo to jednak inna organizacja życia, trochę podporządkowywanie innych rzeczy pod wspólnie spędzany czas. Dlatego u nas za kilka dni stuknie rok wspólnego mieszkania (z czego 9 miesięcy spędziliśmy w mieszkaniu mniejszym, niż mój pokój w domu rodzinnym - nie pozabijaliśmy się! :hihi🙂, a jesteśmy ze sobą od lutego zeszłego roku. trzynastka, jeśli chcesz na poważnie z nim być, to nie patrz na to, czy "wystarczająco długo" ze sobą jesteście, by ze sobą zamieszkać. Nie ma odpowiedniego terminu na to. 😉
trzynastka   In love with the ordinary
02 lipca 2015 19:22
Busch, Mundialowa - tak to moje mieszkanie, ja wiem, że coś w tym jest co piszecie ale muszę mieć chociaż miesiąc czy trzy rozbiegu.
Nigdy nie miałam go na co dzień, zawsze tylko jak wracał na chwilę. Nie wiem jak to będzie. Nie wiem ile razy się ugryzłam w język, bo "po co robić wojny, zaraz wraca do siebie".
No i przede wszystkim... nie mam siły na wyrzucanie kolejnego faceta za drzwi.
Już wystarczająco źle mi się to mieszkanie kojarzy i trochę tupie nóżkami by doczekać czasu kiedy będę mogła je bez skrupułów sprzedać/zamienić na inne 😉
busch   Mad god's blessing.
02 lipca 2015 19:46
trzynastka, zrobisz jak uważasz, ale wg mnie wynajmowanie wspólnie mieszkania kiedy masz własne, puste, to robienie sobie strasznie pod górkę. No i w sumie jak wynajmiecie, sama piszesz że na krotko ciężko coś wynająć, więc też może być dramatycznie jeśli nie wyjdzie - chociażby dlatego, że ktoś będzie musiał płacić ew. karę czy coś w tym stylu. I wtedy oboje będziecie się musieli wyprowadzać z dnia na dzień. Pomyśl też o kocie i kuwecie, jest sporo najemców, którzy sobie nie życzą zwierząt i możesz dopłacić za sam fakt że masz kota.
Pewnie mogłabyś wynająć swoje mieszkanie żeby chociaż po kieszeni was to nie biło tak mocno, ale to też nie jest super biznes, możesz trafić na fatalnych lokatorów i mieć jeszcze więcej niepotrzebnych problemów.

Poza tym... czy on wie o Twoich rozkminach na temat mieszkania? Bo może sam ma jakiś spoko pomysł i sama możesz nawet nie musieć podejmować żadnej trudnej dla Ciebie decyzji.
trzynastka   In love with the ordinary
02 lipca 2015 20:00
On wynajmie mieszkanie, ja będę mieszkać u siebie 😉
I będziemy się spotykać, jak dzieci, dopóki nie zdecyduję [my] się na krok dalej.

Coś tam wie, ale prawdziwe starcie przed nami. Zaraz ruszam na lotnisko  🏇
Mnie też się wydaje, że to trochę robienie kwadratury koła. 😉
Totalnie bez sensu płacić dla mnie za wynajmowane, kiedy ma się własne, zwłaszcza że może się okazać, że super się dogadujecie i po 3 miesiącach będziecie chcieli wrócić 'na swoje' i wtedy zerwanie umowy (kary), albo wypowiedzenie i 3 kolejne miesiące mieszkania i opłacania wynajmu.
To swoje niby można wynająć, ale raz, że może się okazać, że to trochę zajmie (i wtedy opłaty a dwa mieszkania lecą), albo ktoś wynajmie i zdemoluje (zdarza się).


Edit. No chyba, że tak. Ale wtedy serio należy pogadać jak on to sobie wyobraża i czy w ogóle.
Averis   Czarny charakter
02 lipca 2015 20:17
trzynastka,w ogóle Ci się nie dziwię. Jeżeli nie czujesz się komfortowo z wizją natychmiastowej wprowadzki X, to takie rozwiązanie (Ty u siebie, on na swoim wynajmowanym) jest najlepsze.
Mój się wprowadził do mnie jak znaliśmy się miesiąc, a krecilismy dwa tygodnie 😉 i tak siedzi juz 2,5 roku 😉 ( choć teraz wynajem mamy wspólnie juz zupełnie gdzie indziej)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się