Depresja.

flygirl, tak, można wezwać psychiatrę na nfz, zadzwoń do przychodni i powiedz jak wygląda sprawa. Psycholog to dobry pomysł, ale często w przypadku osób już tak wycofanych z życia nic z terapii nie wychodzi. Oczywiście możecie spróbować, tak z mojego (krótkiego) doświadczenia i z teorii wiem.
Kurczę, złapała mnie franca i nie chce puścić :/

Nie wiem, czy jest sens chodzić do psychologa, bo raz, że wiem, co jest przyczyną mojego stanu i wiem, że raczej tego nie zmienię.
Dwa - jednak, jeżeli jakakolwiek terapia miałaby sens, to musiałabym jednak pójść do polskiego psychologa, a w mojej okolicy takiego nie ma. Anglik jednak nie wyczuje pewnych niuansów i nie zrozumie w pełni rozterek imigranta.

Staram się z tym walczyć, "uciekam" w konie, co weekend próbuję coś robić, żeby się pocieszyć, wychodzę na słońce i staram się otaczać wesołymi ludźmi (choć jest to trochę trudne, bo mąż też ma stany depresyjne i do tego ja pracuję w grupie z osobą bardzo mocno negatywną)

Ktoś siedział za granicą i radził sobie z problemem depresji?
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
20 lipca 2015 09:19
ikarina, przez kilka miesiecy bylam na antydepresantach (z tym ze sama z nich zeszlam jak najszybciej, wbrew poleceniom lekarza, zeby byc na nich min. 6 miesiecy, choc pewnie faktycznie nie bylam do konca gotowa - bo to nie jest za mile widziane w mojej docelowej karierze), obecnie chodze do angielskiego psychologa na terapie kognitywno-behawioralna (CBT). Tylko ze moja depresja nie byla spowodowana imigracja sama w sobie, glowna przyczyna byla inna, imigracja (i wszystko, co z nia zwiazane - co juz dyskutowalysmy i sie zgadzamy w naszych odczuciach) tylko dodawala.
IMO angielski psycholog tez warty - wiekszosc i tak stosuje CBT, ktore jest uniwersalne, nie ma zwiazku z tym, czy sie jest imigrantem, bo ma po prostu  zmienic schematy myslenia, odbierania rzeczywistosci i radzenia sobie z zyciem.
Jesli chcialabys wiedziec cos dokladnie to pytaj, tu albo na PW  :kwiatek:
I trzymaj sie! :kwiatek:
Becia23, moja depresja też nie jest bezpośrednio związana z emigracją. Do niej głównie przyczynili się ludzie.

A leków nie chcę zażywać, mój mąż brał tabletki, widziałam, jak na niego wpływają i nie, dziękuję.

Tutaj w Anglii mają podział na psychologist i counsellor - i w mojej okolicy nie ma prawie żadnych "psychologistów". Mój mąż chodził do "counsellora" i nie podobało mi się, co ona mu tam doradzała
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 lipca 2015 09:25
ikarina, nie wszystkie tabletki są złe. Trzeba tylko dobrać odpowiednie. dziwilabys się jak wiele osób łyka tabsy, a nigdy byś ich nie podejrzewała.

A są polscy terapeuci, którzy robią sesje przez skype. Nie jest to oczywiście rozwiazanie na stałe, ale na kilka sesji, czemu nie.
"Problem" ze mną polega na tym, że ja ogólnie jestem sceptycznie nastawiona do tego typu rzeczy - tabletki, leki. Dla mnie rozwiązaniem byłoby zmiana stylu życia, ogólnie pozbycie się elementu, który mi dokucza, bądź zastąpienie czegoś negatywnego czymś pozytywnym. Problem tkwi w tym, że już parę razy takie coś zrobiłam - i podziałało, ale do czasu.

A ci terapeuci na skypie są godni polecenia? Czemu nie jest to rozwiązanie na stałe?

Becia23   Permanent verbal diarrhoea
20 lipca 2015 09:37
Counsellors sa do d*py, nie wiem dlaczego w ogole istnieja i maja pozwolenie na prowadzenie terapii. Bo oni tylko po jakims kursie sa. No ale w PL tez sa kiepscy psycholodzy, ktorzy nic nie potrafia.
Ja chodze z NHS, organizacja nazywa sie Time To Talk, wygooglaj sobie. Counsellorow omijaj szerokim lukiem. Szukaj ludzi, ktorzy maja certfikaty w konkretnych rodzajach terapii, tak jak cognitive-behavioural therapy, patrz na ich wyksztalcenie, dodatkowe szkolenia. I nie wahaj sie - bo inaczej nigdy sie nie pozbedziesz tego g*wna (depresji) - jesli nawet nie chodzi bezposrednio o emigracje, to nie ma zwiazku, czy terapeuta Anglik bedzie rozumial pelne nuanse. W CBT i innych "scientific" terapiach nie chodzi tyle o to, zeby rozumial, a zeby dal Ci narzedzia do zmiany Twojego myslenia, zachowania i radzenia sobie z problemami. Nie wahaj sie. Ja nie mam problemow na linii innej mentalnosci.

Co do tabletek - ja skutkow ubocznych nie mialam, ale bralam je krotko. Tez bardzo sie balam, w dodatku jak juz powiedzialam, AD w historii medycznej nie wygladaja dobrze w mojej docelowej robocie. Niestety bylam juz na kleczkach i wiedzialam, ze jesli natychmiast czegos nie zrobie, to skonczy sie to dla mnie bardzo zle.
Czasami warto jednak zaryzykowac aby sie uratowac... 🙁

Aa, i problemem nie jest zycie - jest nim to, co jest w Twojej glowie. Dlatego zmiany zyciowe dzialaja tylko tymczasowo.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
20 lipca 2015 09:40
ikarina, ale czytałaś o depresji? To jest choroba. Podobna do zapalenia stawów na przykład. Albo migdałków. Czasem trzeba wziąć tabletkę i tyle. A ludzie od razu myślą, ze to psychotropy i ktoś ich zaraz wsadzi do psychiatryka.

Czemu nie na stałe? Bo czasem w terapii trzeba popracować nad bliskością także fizyczna. Przysunąć/odsunąć się od siebie, dotknąć ręki...

Nie wiem kto jest polecany, bo nigdy nie próbowałam, ale słyszałam, ze tak sobie ludzie radzą.
Becia23, z tymi counsellorami to w ogóle jakaś masakra, ja miałam ochotę zrobić wycieczkę do babeczki, aby przywalić jej w ryj, bo mój mąż zamiast się wyciszyć i uspokoić - wkurzał się jeszcze bardziej, czuł się jeszcze gorzej. Najlepszy tekst, jaki walnęła, to, że ożenił się z bardzo samolubną i "self - centered" osobą. Normalnie, myślałam, że rzucę czymś przez okno, jak to usłyszałam. Kto mnie zna, ten potwierdzi, ze to chyba najmniej adekwatna i najmniej sprawiedliwa rzecz, jaką można by było o mnie powiedzieć. I tak, na pewno mojemu mężowi i naszemu małżeństwu bardzo to pomogło.

A TTT spboe zaraz wygooglam.

Strzyga, ja dobrze wiem, że to choroba. I wiem również, że z mózgiem i hormonami trzeba bardzo, bardzo uważać. Poza tym, z lekami trzeba u mnie być bardzo ostrożnym. O ile pamiętacie, raz prawie umarłam przez źle dobrane leki, mam prawo się ich teraz bać.
Nie wiem jak jest za granicą ale u nas, zapisałam się do ośrodka terapeutycznego- 3 razy w tygodniu po 4h. Byłam w stanie hmmm... chyba histerii bo nie mogłam określić co się ze mną dzieje. Przepisała mi najpierw leki, żeby się wyciszyć i skupić się na problemie, leki mi bardzo pomogły. Teraz są bardziej nowoczesne leki nie otępiają a pozwalają z dystansem skupić się na problemie. Terapia to już inna bajka, na początku byłam bardzo nastawiona na zmiany ale z biegiem czasu, terapia zaczęła mnie znów dołować. Plusem takiej terapii (grupowa) jest spotkanie się z ludźmi którzy przeszli czasem prawdziwy koszmar i są naprawdę wartościowymi ludźmi, dodaje to otuchy.
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
20 lipca 2015 19:59
ikarina, jeju 😲 Takie osoby nie powinny mieć pozwolenia na prowadzenie terapii! (czy też "terapii"😉
Ale nie zrażaj się i szukaj kogoś dobrego, przeszkolonego, kto używa nieinwazyjnych, sprawdzonych, szeroko używanych metod :kwiatek:
Grunt to trafić na naprawdę dobrego specjalistę. Ja niestety trafiłam zupełnie przypadkiem na 'madrego' lekarza który przepisał mi 4 różne leki w ciągu 2 miesięcy. Kiedy przyjaciele zaciągneli mnie do kogoś kompetentnego było już chyba za późno. Skończyło się próba S. Po niej przewinęłam się przez jeszcze 7 (!) psychiatrów i kilku psychoterapeutow. Wreszcie jestem ustawiona na jednym leku, choć nie widzę rezultatów (minęły 3 msce). Od tego czasu bujam się też po różnych placówkach i specjalistach. Wszyscy zgodnie uważają że potrzebna mi terapia indywidualna, natomiast nigdzie nie ma dostępnych terminów. Także jak komuś pozwalają na to warunki finansowe-polecam szukać pomocy w sektorze prywatnym. A może w UK takich pacjentów lepiej się zaopatruje....
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
21 lipca 2015 12:49
Dam swój przykład - depresja, nerwica natręctw, fobia społeczna, bardzo delikatne podejrzenie w kierunku dwubiegunowości. Pierwszy raz do psychologa/psychiatry trafiłam jako 17-latka. Wizyta u psychiatry państwowego skończyła się tak, że gdy poprosiłam o zmianę leków (czułam się po nich fatalnie, m. in. miałam mdłości), to usłyszałam, że na pewno jestem w ciąży. Chwilę leczyłam się u prywatnego psychiatry, leki także bardziej szkodziły, niż pomagały, pogłębiając stan. Z psychologami nie było lepiej. Przestałam próbować się leczyć, próbowałam radzić sobie sama - z miernym skutkiem.

W tym roku trafiłam na człowieka, który patrząc obiektywnie wyjaśnił mi, że tylko okłamuję sama siebie udając, że jest dobrze. Pokazał mi, jak bardzo kierują mną moje choroby. I powiedział, że warto podjąć jeszcze jedną próbę leczenia. Trafiłam na fantastyczną panią psychiatrę, która dobrała mi leki bardzo ostrożnie, celując idealnie - po kilku miesiącach zaczęły działać, a moje wszystkie problemy zniknęły stopniowo, jak ręką odjął. Teraz na chwilę jest trochę gorzej - ale myślę, że już mój organizm przyzwyczaił się do tych niewielkich dawek leków, które biorę, bo daleko im do sugerowanych dawek przy moich schorzeniach (bardzo mocno reaguję na leki tego typu, więc wprowadzaliśmy na początku dosłownie po pół tabletki o najmniejszym możliwym stężeniu). W czwartek kolejna wizyta i myślę, że zwiększymy dawki o pół tabletki i będzie git  😉 W końcu jestem w stanie cieszyć się życiem, funkcjonować normalnie i się rozwijać. A po pierwszych podejściach do leków byłam stanowczo na "nie".

Do psychologów nadal jestem na "nie" - kolejna, obecna próba skończyła się podkopywaniem mojego związku i mojej przyjaźni przez panią psycholog  🙄

edit: leczę się prywatnie

edit 2: najpierw miałam wprowadzony lek antydepresyjny, po ok. 2 miesiącach doszłyśmy do wniosku, że potrzebny jest jeszcze stabilizator nastroju - te dwa leki grają idealnie.
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona, ile osób do mnie napisało, czy to tu, czy na pw, czy na facebooku. Nawet nie wiecie, jak sam fakt, że ktoś się zainteresował, porozmawiał, opowiedział własną historię - mi pomógł. Za tydzień idę do lekarza, mam głęboką nadzieję, że mnie skieruje do kogoś porządnego.
Ja też chodzę, przez przypadek trafiłam na świetną terapeutkę. A wybralam ją tylko dlatego, ze jest bardzo blisko mojego miejsca pracy.
Jak jej szukałam byłam w takim stanie, że nie pojechałabym nigdzie, bo byłam na etapie, że miałam spazmy na myśl o zmianie drogi z pracy do domu  😉

Do psychologów nadal jestem na "nie" - kolejna, obecna próba skończyła się podkopywaniem mojego związku i mojej przyjaźni przez panią psycholog  🙄



A nie jest tak, ze podczas rozmowy ona naprowadza Cię na pewne fakty, które dla Ciebie są tak niewygodne, że automatycznie je odrzucasz?
Z tego co wiem, często na wizytach/terapiach pacjęci miewają napady gniewu/złości czy agresji w stosunku do lekarza.

aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
26 lipca 2015 14:47
Pani psycholog kazała mi zerwać znajomość z człowiekiem, dzięki któremu zaczęłam się leczyć - bo ma borderline i z pewnością mnie zniszczy i będzie mną manipulował itd. itp i nie wiadomo co jeszcze. Nie dała mi nawet dojść do słowa, tylko od razu stwierdziła, że jeżeli nie zerwę znajomości, to się nie wyleczę. Tylko, że dzięki temu człowiekowi zmieniłam się bardzo pozytywnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy - sytuacja wręcz odwrotna, niż przez nią opisywana. Częściowo przez moją niezgrabność, częściowo przez sytuację z psychologiem niestety to on zerwał znajomość, nad czym wciąż bardzo ubolewam - wiele dzięki niej zyskałam, była bardzo budująca. Nigdy nie znałam nikogo tak szczerego i tak obiektywnie oceniającego sytuację - od niego usłyszałam bardzo wiele bolesnych prawd o sobie, których ciężko mi było słuchać i których z początku nie chciałam przyjąć do wiadomości. A ocena Pani psycholog moim zdaniem ewidentnie polegała na jej jakichś osobistych strachach i urazach związanych z zaburzeniem osobowości typu borderline. Zwłaszcza, że nigdy nie widziała tego czlowieka na oczy.

Do tego próbowała podkopywać mi moje zaufanie do męża, i to też zupełnie bez powodu. I też go nie znając, a temat mojego związku ledwo poruszyłyśmy - zwłaszcza, że to szczęśliwe małżeństwo, jesteśmy razem już 9 lat po ślubie.
Aniapa - to jakis pseudo-terapeuta i szarlatan.
Prawdziwy psycholog terapeuta nie wskazuje ci rozwiązań i na nic nie naciska. Sam swoją terapia doprowadza pacjenta do wniosków i pomaga szukać rozwiązań. Moze zasugerować przemyślenie pewnych kwestii, powiedziec jak tomzrobic, dać kilka ćwiczeń itd.
Trafiłaś na jakiegoś pseudo - nie wiadomo co.
Aniapa abstrahując od watpliwego profesjonalizmu terapeutki: TRZYMAJ SIE Z DALEKA OD CZLOWIEKA Z BRODERLINE!
Dziś jest wspaniałe a jutro cię zniszczy. Teraz ci pomógł a za jakiś czas będzie calkowita dewaluacja ciebie. Wyjdziesz z tego w jeszcze gorszym stanie niż na początku relacji. Uwierz mi na słowo, że dobrze wyszło że nie macie już kontaktu.
kajpo, a borderline to nie jest pewna forma choroby? jak depresja? od ludzi z depresją też trzeba daleko jak od trędowatych? ludzie z borderline powinni być zamknięci w jakimś gettcie?
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
26 lipca 2015 23:04
Kajpo, gdybym miała możliwość, to bardzo bym chciała naprawić tę znajomość. Właśnie zachowujesz się jak moja była terapeuta  😀iabeł:

Człowiek, o którym mowa na początku naszej znajomości lojalnie uprzedził mnie o konsekwencjach swojej choroby. Uświadomił mnie dużymi literami, co się może dziać. Komunikowaliśmy się przez GG,  czy fb (internetowa znajomość). Leczy się od ponad 10 lat i sobie radzi, cały czas pracuje nad sobą. Gdy dostawał napadów agresji, pisał mi o tym, zwykle wychodził pobiegać, by mnie "nie zeszmacić". Uprzedzał,  że w takich chwilach celuje w najsłabsze punkty, takie, by zniszczyć. Jest świadom swojej choroby. Rozmawialiśmy ze sobą kilka ładnych miesięcy i dawałam radę.     Bywało trudno, nie zawsze wiedziałam, jak poprowadzić rozmowę. No i niestety kilka razy odebrał moje słowa, jako atak, mimo, że nim nie były. Potem ta sytuacja z terapeutą,  o której mu napisałam - obiecaliśmy sobie wcześniej szczerość  - przelaał u niego czarę goryczy. Żałuję cały czas, że go już nie ma. Wolę takich fantastycznych, szczerych do bólu ludzi, nawet, gdy nie jest łatwo, niż obecny zakłamany świat, gdzie każdy każdemu obrabia tyłek.
Borderline to nie choroba, a rodzaj osobowości. Leczy się to czasami lekami, ale leki NIE wyleczą osobowości, a jedynie pewne objawy, które mogą dokuczać osobie. Leczymy nie przyczynowo, a objawowo.
Leczenie przyczynowe osobowości, to terapia. Ale terapia osób z borderline, to orka na ugorze i mało kiedy skuteczna.
Ale tak jak są różni psychopaci, tak i mogą być osoby różne z borderline. Jedni bardziej zaburzeni, inni mniej. Oprócz samej osobowości wpływ na nasze zachowanie ma też wykształcenie, środowisko, doświadczenia życiowe, terapie, jakie się przeszło.
Są osoby z borderline, od których lepiej faktycznie trzymać się z daleka, dla własnego dobra, bo wykończą psychicznie. A są osoby, z którymi normalnie się da egzystować.

ps- a internet to inny kontakt niż real. Łatwiejszy, prostszy. Możemy zakończyć rozmowę kiedy chcemy. Możemy pomyśleć zanim coś powiemy. Jesteśmy bezpieczniejsi.
Aniapa - w sumie po co ci takie rozmowy z obcym człowiekiem (facetem) - jak piszesz już długo trwające... Skoro masz męża i szczęśliwy związek?? Coś mi tu nie pasi...
A jak by gadała z kobieta, to byłoby spoko? A z facetem nie może, bo facet ma siusiaka?  😉 Weź Dodofon, weź.....

ps- sama mam kumpla poznanego w necie i gadam z nim od lat. Mąż wie i raz nawet się wszyscy spotkaliśmy na wakacjach. ( wraz z jego żoną)  I ostatnią rzeczą, jaką bym chciała od tego faceta to seks.
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
27 lipca 2015 06:36
Dodofon - po prostu gość to świetny ratownik medyczny, wykładowca anatomii i patofizjologii, pasjonat, który chętnie dzieli się wiedzą. A mnie zawsze interesowała biologia, medycyna, podziwiam zawód ratownika medycznego. Miałam wykłady z anatomii i przepytki z pierwszej pomocy online 🙂

Poza tym - przy mojej fobii społecznej, gdy nie brałam leków,  najnormalniej w świecie nie potrafiłam rozmawiać. Ba, bywały dni, że przerażało mnie wyjście z domu, a dźwięk telefonu wywoływał panikę. Bałam się kontaktu z ludźmi i jednocześnie go pragnęłam. Do tego ciężko mi czasem powiedzieć wiele rzeczy na głos. Łatwiej pisać z obcą osobą w necie. On mi pisał o swoich problemach, ja o swoich. On wiele rozumiał i wiele widział, z racji zawodu i własnych przejść. Wspieraliśmy się - choć fakt, że ja jego marnie,  on mnie bardzo.

Mój mąż jest wspaniałym człowiekiem, ale z moimi chorobami sobie nie radził, nie umiał ze mną postępować. A ja się zamykałam i oddalałam. I nie chciałam go moimi, często wyimaginowanymi problemami obciążać, bo widziałam jaki ból sprawia mu fakt, że nie wie, jak mi pomóc. Ten człowiek bardzo poprawił także moje małżeństwo, namawiają do otwartości, wyganiając do męża z gadu, gdy czułam się źle.

Wiesz - po prostu przyjaciel. Jakiego nigdy nie potrafiłam znaleźć w realu. A jakiego czasem jak każdy człowiek - potrzebuję.

p.s. mąż wiedział o tych rozmowach ; ) sam mnie przepytywał z tkanek i innych takich 🙂
Ja po prostu zrozumiałam ze to bardzo emocjonalna znajomość. 
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
27 lipca 2015 07:39
A bo ja ogólnie podchodzę bardzo emocjonalnie do kontaktów międzyludzkich i przeżywam każdą znajomość - nieważne, czy to mąż, przyjaciel, koleżanka ze stajni czy Pani z warzywniaka 😁
Aniapa zgadza się,  bo bardzo dobrze wiem o czym piszę 🙂 A nie jestem terapeutą wiec pozwolilam sobie na emocjonalne i nieprofesjonalne podejście 😉
"Brodery" tacy są - idealni, taktowni, lojalni, szczerzy. Relacja z nimi jest jakze prawdziwa i głęboka... Maja pasję,  nierzadko duze sukcesy i osiągnięcia za które można ich podziwiac.
Zapewne sama wiesz na czym to polega. To zaburzenie z pogranicza psychozy i nerwicy (sa chyba różne rodzaje ale rzeczywistosc przeplata się z napadami psychozy a border tego niestety nie rozróżnia i jego urojenia wydają mu się rzeczywiste) Mają tez różne "fazy" a relacja z tym człowiekiem to prawdziwa sinosuida. On wykonczy zdrowa, silną sobę, często także otoczenie i najbliższych. Co mnie zawsze zadziwialo, jest prawdziwym profesjonalista w pracy. Moze dlatego ze zaburzenie to dotyka najblizszych z ktorymi ma relacje emocjonalna. Bo gdy ktoś to pokocha, nie odwróci się tak łatwo.
To jest zadziwiający i przerażający mechanizm, ci ludzie w środku bardzo cierpia. Ale nie pomozesz, terapia rzadko kiedy pomaga. Szczególnie jako jednostka wrażliwa musisz trzymać się od niego z daleka.
Ja dostałam od Bordera rykoszetem. Nie spałam po nocach a jak już zasnelam to miałam takie koszmary że budzilam się z krzykiem. Jeśli chcesz to mogę opowiedzieć więcej na PW.
A jak potrzebujesz powiernika do rozmów o swoich kłopotach,  to znajdź kogoś zdrowego na umysle, a nie najgorsze z możliwych zaburzeń osobowości. ..

Isabelle ale po co ten atak? 😉
aniapa   Niedobre zwierzę wierzchowe nieznanego gatunku.
27 lipca 2015 10:20
Kajpo, jeżeli nie jest to dla Ciebie zbyt bolesne, to z chęcią dowiem się więcej  :kwiatek:

Ale i tak uważam, jak tunrida - każdy border jest inny. Nie można oceniać każdego przez pryzmat jednego znanego przypadku. No,  ale dla mnie to już tylko dywagacje - widocznie ten człowiek miał pojawić się w moim życiu tylko na chwilę, by pokazać, co zrobić, by znów odczuwać szczęście.

P.s. Taktowny to on nie był, o nie  😀iabeł:
Ciekawa jestem w jaki sposób ci terapeuci mówią wam, że ktoś jest zły i z kimś należy zerwać znajomość.

Sama mam tak, że chociaż podążam za pacjentem i akceptuję jego wybory, to jednak, aby pozostać autentyczną w tym kontakcie (a nie tylko myśleć sobie: ale masakra, ten człowiek ją wykończy!) mówię swoim pacjentom co mi to robi jak o takiej wg mnie toksycznej znajomości czy relacji mówią. Nie mówię oczywiście: proszę przestać pisać z tym człowiekiem, bo to borderline i panią wykończy. Ale mówię np.: martwię się o panią jak pani opowiada o tej relacji. Albo: wkurzył mnie ten człowiek, nikt nie ma prawa pani zeszmacać ani robić  wielkiej łaski, że tego z panią nie zrobi. Po coś tam siedzę po drugiej stronie pokoju żeby dać jakiś odzew, co mi robią historie, które pacjent opowiada. Nie tylko po to, żeby potakiwać głową i głaskać po główce. Szczególnie, gdy pacjent idzie w stronę autodestrukcji i sam jeszcze tego nie widzi - po to jestem terapeutą żeby to widzieć i mu o tym powiedzieć, a zrobi co zechce i to zaakceptuję.

Miałam nie tak dawno na konsultacjach chłopaka 20-paro letniego, którego dziewczyna tak terroryzowała, a on tak nie widział w tym nic złego (za to miał objawy lękowe tak silne, że o krok od psychozy i szpitala), że MUSIAŁAM mu powiedzieć jak strasznie nie mogę wysiedzieć jak mi o tym mówi. Na 3 spotkaniu zakumał. Nie wiem co się z nim dalej stalo, ale mam poczucie dobrej roboty z nim. Oczywiście, po to są superwizje, żeby nie zalatywać naszymi prywatnymi doświadczeniami (też mnie kiedyś osoba z borderline zraniła, teraz obronię wszystkich moich pacjentów!) i nie przekładać ich bezrefleksynie na pacjentów, ale dzielić się swoimi odczuciami jak najbardziej terapeuta powinien.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się