kącik żółtodziobów - czyli pytania o podstawy

Sonika,  zdecydowanie sie z Toba zgadzam, z kazdym kolejnym koniem uczylam sie czegos nowego i na przestrzeni tych kilku lat moja wiedza zwiekszyla sie bardzo, choc i tak jeszcze sporo mi brakuje . Ale ze jestem uzaleznipna od tematu koni czytam i radze sie co i raz zeby miec jak njwiecej kontaktu z tym tematem :p
Ulalala, jak dla mnie, to trochę za mocno się przejmujesz i za dużo filozofujesz :kwiatek:
Nie widzę tyranii w jednorazowym trzepnięciu niesfornego zwierza. Jak się moim zdarza kręcić na myjce - a wiem, że w chwili obecnej kręcą się "bo tak", nie boją się wody - to też dostają "z liścia" w klatkę czy w szyję i jest spokój.

A co do straszaków, myślałam że im więcej rzeczy pozna, tym z kolejnymi , nagle napotkanymi będzie łatwiej.
Nie no, na pewno tak się dzieje - ale może być też tak, że w nowym miejscu ta sama folia, z którą oswajałaś przez 3 miesiące, może okazać się bardzo straszna, bo "nowa" w nowym miejscu.

[quote="Sonika"]Uważam nawet, że trudniejsze więcej nas nauczą od tych tuptusiow, które wszystko mają gdzieś[/quote]
Albo doprowadzą do szpitala. 😉 Mnie od razu kojarzy się to zdanie z arcymądrym "trudny koń przekazuje najwięcej". No, nie, nie przekazuje najwięcej.
Ulalala, zrozum, sposób postępowania z koniem najmocniej zależy wcale nie od jego tendencji mentalnych, ale od naszych oczekiwań, od naszych potrzeb. Tych rzeczywistych. Ty piszesz, jakby najważniejszą rzeczą dla ciebie było, żeby koń cię lubił. Taki policjant potrzebuje, żeby koń był spokojny i niezawodnie wykonywał polecenia, np. szedł na tłum strzelający petardami - inaczej wypadnie ze służby.
Co do zawodów, to nie da się np. 3 dni ładować do przyczepy gdy koń ma focha. Myjkę na zawodach masz też betonową, a obok krążą 4 konie czekające w kolejce, i wszyscy patrzą wilkiem kiedy wreszcie skończysz. A już ci dziewczyny napisały, że do wszystkiego tego co na zawodach nie da się przyzwyczaić. Konia, który ma startować trzeba przekonać do 2 rzeczy: że polecenia człowieka jest ważne i poważne, że trzeba się z nim liczyć i że ma prawo odreagować stres, ale w sposób kontrolowany - bezpiecznie dla człowieka i ma szybko wrócić do równowagi. Uwaga konia startującego (moim zdaniem także każdego bezpiecznego wierzchowca) ma się skupiać na zadaniach wyznaczonych przez zlecającego. Niemal na żądanie. I tak nie da się uniknąć skrajnych bodźców i nieobliczalnych reakcji, tutaj - no co poradzisz? Bywają, ale rzadko.
Tutaj w zasadzie wsio rawno jak się z koniem pracuje, byle Nieustępliwie. Często i nieustępliwie. Można bardzo łagodnie, trzeba stopniowo, ale nieustępliwie. Żeby koń pojął, że Nie Ma Innej Opcji. Ile by to nie miało zająć czasu, czy rozłożyć na etapy czy nie.
Każda, ale to każda ludzka ustępliwość zemści się wcześniej lub później.
A jest na YT filmik jak rozpuszcza się konia na myjce i filmik jak postępować właściwie. Może ktoś ma te linki?

Jeśli się skupia na jeździe to super, to nawet - po co go stresować foliami itp.? Pojedziesz gdzieś, napotkasz banery - trzeba będzie koniecznie obok nich przejechać, przejedziesz. Jeszcze naucz konia nieruchomości, gdy stoisz blisko niego. Dopóki nie zaczniesz tego wymagać, nieustępliwie oczekiwać, wiercipięta nie będzie stał spokojnie, bo czemu? Jak lubi się wiercić? Nie, nie chodzi o to, żeby migiem zmienił się w posąg, ale ma być nagradzany za mitygowanie swoich nawyków. A karcony (często wystarczy głosem) za ich namiętne kultywowanie i "rozpędzanie".

Opiszę ci coś takiego. Egzamin na BOJ w hali. Hala typu hangar, bandy tworzą banery. Jeden szczególnie "paskudny", bo z wielkim łbem konia i lekko powiewający. Na ten baner wypada przekątna. I dzieją się "dziwne rzeczy". Nie, za to nie karze się dzieciaków, ale widzę to i nie rozumiem - zdający spędzili w tym ośrodku ferie, na tej hali. To JAK oni tam jeździli? Dowiedziałam się niedawno. W czasie zawodów przyszła burza. Nawałnica. Jeźdźcy schronili się w tej hali. Ja też. Na młodym koniu, zaręczam - z natury nieprzeciętnym wypłochu. I co ja pacze? NIKT nawet nie próbuje stępować po ścianie, wszyscy kręcą się w środku. Pacze - mój też jakoś idzie z 1,5 metra od ściany, spokojnie. Ale chcę, żeby podszedł bliżej (trzeba się minąć, czy coś) a tu NIE DA SIĘ! O, kochany, DA SIĘ. 10 min. później konik stępował (luźny) wzdłuż ścian i żaden baner nie był straszny. Te 10 min. było naszym ogromnym wysiłkiem, i moim i jego. Co tam zawody, co tam pioruny i latające obiekty, co tam nawet te banery! Stresorem było to, że ja każę, a on musi czego nie chce. Nie było żadnych brutalności, jedyne nieustępliwe żądanie. Koń był mokruteńki jakbyśmy się w ogóle nie schowali pod dachem (szybko wysechł) ale nie sądzę żeby szybko przejął się jakimkolwiek banerem.

To o czym mówię, to też jest składowa Zaufania. Że człowiek to jest Ktoś. A jak jest Ktoś, to Ktosie są po to, żeby było bezpiecznie, nie?
Ulalala - jak ktoś będzie chciał złośliwe skomentować, to zawsze powód znajdzie 😉 Był kiedyś taki obrazek z parą i osiołkiem. Najważniejsze, żebyś to Ty miała komfort pracy z nim, czasami trzeba szarpnąć, żeby pokazać, że istniejesz. Czasami trzeba bata użyć. Moje konie są generalnie obecnie aniołki, wszystko można w okół nich zrobić - ale do dziś czasami musze szarpnać za uwiąz, czy krzyknąć, bo próbują wchodzić na głowe. Pewien stary hodowca powiedził mi kiedyś że każdy, absolutnie każdy koń będzie ze mną próbował sił, jeden rzadziej, inny częściej, ale będą próbować, bo taka ich natura jako zwierząt stadnych. Nie zawsze są to spektakuralne bryki, dębowanie, ponoszenie - często jest właśnie takie "a powierce się".
Jeśli podczas pracy, skupienia myśli o Tobie, a nie o straszakach, to po kiego ganiasz go w około samego? 😉 Można to robić, a i owszem, ale lepiej dostosować metode do konia - w tym wypadku przy pracy, z resztą jak powiedziały dziewczyny - 100 straszaków pokażesz, 101 trafisz. Są też konie, co potrafią 10 lat chodzić WKKW i nagle ptaszek w krzakach ćwierknie i panika totalna 😉
Sankaritarina - bez przesady 😉 Mój koń to taki misiek i ciapa niby, ale każdy kto wsiada mówi zwykle - "to nie jest prosty koń do jazdy". Do szpitala nikogo by nie doprowadził - chyba, że mnie do psychiatryka, jak mnie cierpliwość do dziada w końcu opuści  😁 Dla mnie trudniejszy koń to nie od razu wariat, czasami taki, przy którym potrzeba odrobiny więcej konsekwencji, czasami zmiany sposobu, po prostu taki, który nie jest "samojezdnym" profesorem 😉 Nie, nie pokazuje taki koń najwięcej - ale też czegoś uczy.
halo - co do Ktosiów, to mój koń czasami potrafi się za mną chować, jak się czegoś boi, wygląda to przekomicznie  😂
keirashara, I tu trzeba byłoby zastanowić się nad znaczeniem wyrażenia "trudny koń". 😀 🙂
Nie no, pewnie, że trudniejszy koń czegoś uczy. W sumie, każdy koń czegoś uczy. Co nie zmienia faktu, że nie lubię tego określenia, bo najczęściej je spotykałam w kontekście zestawu "nieogarnięta, młoda amazonka & nieogarnięty, rozpieszczony, charakterny koń", ale ten zestaw się nie "rozpakuje", bo przecież "a ja mam trudnego konia, ho, ho, ale ze mnie mistrz świata".
W sumie różnie bywa z tym poziomem trudności.
Sankaritarina u mnie też trudny koń nie kojarzy się dobrze. Nie wiedziałam jak opisać takiego konia.
No ale gdyby cały czas otaczały nas końskie flegmatyki i nagle w obcej stajni znajdziemy młodego, pełnego energii konia to zapewne dojdzie do tragedii.
Dlatego doświadczenie właśnie zdobywa się poprzez pracę z różnymi końmi. I nie zawsze taki " trudny koń" to od razu kopiaca, gryzaca bestia do której bez kija nie podchodz. Wystarczy właśnie koń ze swoim zdaniem, który czasem postanowi cie sprawdzić, do którego musisz poświęcić więcej czasu, żeby Ci zaufał.
Dziękuję dziewczyny, trochę mi otworzyłyście oczy i jak tak to wszystko przeczytałam to mam większą wiarę w to że się uda, muszę być nie tylko stanowcza, ale jeszcze bardziej konsekwentna i nie odpuszczać🙂

A straszakami najwyżej ewentualnie zajmę się podczas jazdy jeśli nie będę miała pomysłu co robić.

Teraz jak tak myślę to macie sporo racji z tym olewaniem mnie przez niego. Odkąd zaczęłam go dzierżawić zawsze był problem z machaniem głową. Najpierw myślałam że to może złe wędzidło, potem że to może HSS, albo bodźce jak słońce, muchy,  przez zeszłe lato jeździłam w masce bo było minimalnie lepiej niż wcześniej. Teraz na wiosnę znów próbowałam z maską, raz machał raz nie. Potem na próbę zaczęłam jeździć bez, machania ogólnie już było mniej niż kiedyś, jazda wyglądała tak : ustawiał się - bunt głową- ustawiał się- bunt- trochę żyrafy (opisuję bardzo w skróconej wersji, dla zobrazowania. ustawiał się=zaokrąglał głowę) za każdym razem gdy machnął głową dawałam mu bata, machnięć było coraz mniej, teraz mogę powiedzieć że nie ma ich wcale, czasem tylko próbuje. Także wnioskuję że to też były takie jego bunty i wymysły .
Teraz mniej więcej nasza jazda wygląda tak :


Ale to tak na marginesie😉

Trochę się rozpisałam.

Także bardzo dziękuję, mam nadzieję że w końcu pokażę kto tu rządzi 🙂
Ulalala A ja tam uważam, że pokazanie 100 straszydeł ma sens. Nie chodzi w końcu o to, by koń nie bał się 100 rzeczy, bo ta sama rzecz w innym miejscu  czy przy innej pogodzie, świetle staje się już inną rzeczą, więc nie da się konia odczulić na wszystko. Niemniej efekt tych ćwiczeń jest taki, że:
1. Jeździec uczy się z ziemi i z siodła pokonywać takie potwory. Na początku rozbija to na czynniki pierwsze i danego dnia zadowala zbliżeniem do potwora o 10 cm. Przy 50 potworze reakcje ciała (np. przytrzymanie łydką z siodła) stają się coraz bardziej zautomatyzowane i można koniowi uniemożliwić ucieczkę, po prostu zablokować go. Jeździec uczy się też różnych schematów zachowań- można się przybliżać i oddalać np. po kole albo dać koniowi na potwora napatrzeć, różne są pomysły, warto mieć ich wachlarz i pewność „wiem jak to zrobić, nie raz już dałam radę, jeśli sposób A zawiedzie, mam przecież inne do wyboru”. To daje pewność siebie, której na koniu nigdy dość.
2. Koń uczy się, że ZNOWU chcesz go nastraszyć i że ZNOWU nie odpuścisz póki on nie wykonana zadania i że ZNOWU nic mu się nie stanie. W końcu nastraszyłaś go już 90 razy! Takie ćwiczenia, poprawnie wykonane, budują/utrwalają hierarchię i zaufanie. Są też fajną alternatywą dla jazdy.
Jeśli Ci to na tę chwilę nie jest potrzebne to odpuść na razie to oswajanie potworów i skup się na tym jak to się robi. Tu znaczenie ma cała mowa Twojego ciała, różne niuanse, przez neta nie da się tego skutecznie przekazać. Moim zdaniem nie zaszkodzi trochę poczytać- Monty Roberts fajnie pisze o mowie ciała, u Parellich znajdziesz 7 gier. Po przygotowaniu teoretycznym, tutoriale na youtubie i można się brać za robotę. Ideałem by było jakby ktoś Ci to pokazał na żywo i potem z boku oceniał Twoją pracę i nią w pierwszej fazie pokierował.
Te lektury pomogą Ci też ogólnie ogarnąć dziada, nie tylko w kwestii straszydeł.

keirashara A ja bym chciała się przejechać na samojezdnym profesorze  🏇
Robocop - ja też, ale do dyspozycji mam tylko knąbrne paskudy  😁
Ja też wpadnę z problemem. Otóż mój kuc ma mnie czasami totalnie w zadku, czy inne osoby (chociaż mnie zdecydowanie mniej) Zdarza mu się nie chcieć stać na myjce (muszę trzymać w ręku bo nie ma jak przywiązać) i sobie idzie do trawy ciągnąc mnie za sobą. Zdarzają się dni kiedy stoi grzecznie i nawet nie muszę trzymać. Albo idę z nią w ręku na trawę a ta nagle kłusem wyrywa się w totalnie inne miejsce. Jak ją nauczyć respektowania moich poleceń i innych osób? A nie, że ona idzie sobie gdzie chce. Jeśli trzeba to krzyknę, czy trzepnę ale nie zawsze to działa  😵
Robocop, a ile, i jak szybko, i czego(?) uczy się w ciągu tych 100 "straszydeł" KOŃ? Bo zasadniczo konie uczą się kilka razy szybciej niż ludzie 🤔
Haffek, matkoicurko! Weź taki kantar, żebyś miała coś do powiedzenia. Albo dokup rolki.
Polecam rolki, fajna sprawa w połączeniu z koniem  😀
A tak na poważnie to niestety w takim wypadku ja mam zasadę: jak koń jest chamem to Ty też powinnaś być.
halo na kantarze jest zawsze, czasem na ogłowiu. Jeśli ona mnie ciągnie ja też ją szarpnę ale zazwyczaj to nie pomaga. Jeśli ona jest dla mnie chamem ja też jestem, ale niestety ona jest silniejsza. Może jakieś gry, ćwiczenia pomogłyby jej pokazać, że jednak ja tu jestem górą? Nawet przy zwykłym czyszczeniu nie pozwalam na pchanie, ocieranie się czy inne rzeczy.
Haffek- moja kobyła tak zaczęła kombinować przy wchodzeniu do przyczepy- najpierw wchodziła bez gadania, po kilku razach po prostu brała sobie głowę w bok i maszerowała w wybranym przez siebie kierunku. Ze dwa razy jej się tak udało. Pomógł tylko ciepły bat na dupę żeby się opamiętała i ostatnio nawet bez bata wmaszerowała dzielnie po stromej rampie na busa.
To samo było z siodłaniem, ja idę z siodłem, a ona lewym bokiem ( akurat lewy mam najbliżej, nie to, że siodłam tylko z lewej strony) ustawiała się do ściany. I żadne szturchanie łokciem nie pomagało. Kilka razy razem z siodłem wzięłam bat i jak na "nastąp" nie było reakcji to dostawała bat. Kilka razy i jakoś potrafi teraz zinterpretować hasło "nastąp" bezbłędnie.
Haffek, no to uwiąz z łańcuszkiem w wersji lżejszej wokół pyska, w wersji cięższej do pyska, lub standardowo kolec. I najlepiej w każdym przypadku lonza. Nawet jak jesteś mała to z kucem sobie poradzisz. Tylko się nie ciągaj ze zwierzem a porządnie szarpnij. Raz drugi trzeci zobaczy że się nie da i problem powinien stopniowo znikać.
Dzięki, będę próbować zabierać na trawę na łańcuszku 🙂 Z batem to chyba nie jest najlepszy pomysł, bo myślę że jeszcze bardziej wyrwie do przodu ale zawsze warto próbować. Dziękuję 🙂
halo Szczerze mówiąc- nie do końca rozumiem pytanie. Co z tego, że konie uczą się szybciej? Możesz rozwinąć?
Robocop, to, że zanim człowiek nauczy się ogarniać konia, to koń świetnie nauczy się jak ogarniać człowieka. Czego multum przykładów można znaleźć na forum.
halo Zgadza się. Jednak, jak inaczej nauczyć się ogarniać konia jeśli nie próbując, stawiając sobie wyzwania i robiąc rzeczy nowe, których na początku się przecież nie umie wykonać i wykonuje się je z początku źle? Proces nauki w  sposób nieunikniony wiąże się z popełnianiem błędów, ponoszeniem ich konsekwencji i korygowaniem ich. Podobnie jak w drogę do sukcesu naturalnie wpisana jest porażka.

W świecie idealnym początkującego przez podobne zawiłości przeprowadziłby trener, a w rzeczywistości- jest jak jest.
Robocop, konie to duże zwierzęta które naprawdę mogą zrobić krzywdę. Dlatego zanim ktoś się porwie na swoje zwierzątko powinien chodzić do jakiejś fajnej szkółki jeździeckiej, pracować w stajni, obserwować ludzi którzy już wiedzą co mają robić.
Jeśli już za późno, i swój koń jest, to można poprosić kogoś o pomoc.
Robocop, jestem i będę przeciwna koniom DIY, przy czym DIY równocześnie obejmuje jeźdźca (od zera do bohatera).
W stajni jest taki koń DIY, a jaki śliczny! I ktokolwiek przyjrzy się z bliska jaki cudny team tworzy z właścicielką, szybciutko dorzuca kilka lat do wieku konia planowanego do kupna.
halo, xxagaxx- skąd pomysł, że propaguję DIY? Przecież:

Ideałem by było jakby ktoś Ci to pokazał na żywo i potem z boku oceniał Twoją pracę i nią w pierwszej fazie pokierował.



Myślę, że wyciągnęłyście zbyt daleko idące i zbyt radykalne wnioski z mojego posta. Ja jestem bardzo daleka od radykalizmu i zero-jedynkowego podejścia. Mi samej pokonywanie potworów pokazała moja instruktorka, gdy to opanowałam pod jej okiem, mogłam dalej działać już sama w tej materii.

Nie przesadzałabym też- samodzielne pokazanie koniowi wielkiego kosza na śmieci to jednak co innego niż branie się za uczenie konia, dajmy na to, ciągów czy skoków, szczególnie jak się samemu tego nie potrafi, tylko przeczytało się instrukcję w podręczniku.

Dziewczyna już konia ma, najwyraźniej zaczyna jej powoli sprawiać kłopoty, chce sobie poradzić w tej sytuacji- co to komu szkodzi, że sobie poczyta czy popodgląda jak inni to robią? Może jak zobaczy jak to działa, to stwierdzi, że to ponad jej siły i da sobie spokój, ale przynajmniej świadomie podejmie decyzję. Z nauki skoków czy ciągów można zrezygnować, a straszydła są wszędzie i sytuacje kłopotliwe i potencjalnie niebezpieczne mogą się powtarzać.  W moim odczuciu- trzeba umieć się w takich sytuacjach zachować, a nie liczyć na to, że nic się nie stanie lub wręcz unikać kłopotliwych sytuacji.

xxagaxx A, że konie są duże... no rozbroiłaś mnie  🙇
Robocop, co do "kursu" jak wobec strachów - pełna zgoda. Ale co innego nauczyć się zachowania (swojego!) wobec zjadającego kosza czy innego potwora, a co innego to co ty radziłaś: "szkolenie"/"oswajanie" konia(!) poprzez celowe mnożenie prowokacji "na wszelki przypadek". Pisałaś o 100. I każda rozbijana na czynniki pierwsze.

Koń DIY to każdy koń "robiony" przez siebie, niezależnie czy z pomocą z dołu czy nie. DIY koń i równocześnie DIY jeździec to jest dramat. Okazjonalna pomoc może tylko... odrobinę pomóc.

Koni nie trzeba z niczym oswajać. Trzeba Umieć jeździć i obchodzić się z koniem. A tego nie należy uczyć się na własnym młodym. A gdy się umie jeździć, to młodemu koniowi dobiera się odpowiednia zadania - i się jeździ. Z doświadczonym koniem, w grupie, potem samotnie. Stopniowo koń wzbogaca swoje doświadczenie. Dzieci bawią się berka? OK. Psy ujadają? OK. Na cichej drodze nagle łomocąca laweta? OK. Dziki przecięły drogę? OK.  Festyn gminny i petardy? itd.
A na hali: bandy - ok, lustra - ok, narożniki - ok, drzwi trzasnęły ok, ktoś biega - ok, przy ścianie gra radio i nagle trzeszczy, inne konie, inne konie skaczą, jakiś koń bryka...
Koń stopniowo uczy się, że wszystko jest bezpieczne i nic nie jest tak ważne, jak to co mu zadałaś do pracy i jak twoja osoba. A "twoją metodą" uczy się, że WSZYSTKO jest VERY SPECIAL i MUSI byś ważniejsze od tej drobnej, nieśmiałej osóbki.
Pisałaś o 100.
100 to metafora

Mamy 2 rodzaje sytuacji:
1. sytuacje- prowokacje
2. te, które się zdarzają, czy nam się to podoba czy nie

1. takim mnożeniem sytuacji jest np. oswojenie konia z golarką. Można tego nie robić, ale potem, jak przy weterynarzu nagle trzeba konia na szybko ogolić, to albo sedacja albo dutka idzie w ruch. Moim zdaniem lepiej jednak konia do takich doznań na spokojnie przyzwyczaić, o ile umie się to robić. A uczy się człowiek teorii (książki, youtube itd.) i praktyki (instruktor)- to oczywiste.

2. Moim zdaniem ważne jest nie unikanie wyzwań i praca w każdych warunkach, jakie się trafiają.

"I każda rozbijana na czynniki pierwsze."
Nie, nie każda, pierwszych kilka (napisałam to wyraźnie), tyle ile jeździec potrzebuje by zrozumieć i zautomatyzować swoją reakcję. Jak mówiłam- w ideale, pod okiem instruktora.


"Koń DIY to każdy koń "robiony" przez siebie, niezależnie czy z pomocą z dołu czy nie."
Właśnie dlatego napisałam "Ideałem by było jakby ktoś Ci to pokazał na żywo i potem z boku oceniał Twoją pracę i nią w pierwszej fazie pokierował." Czyli instruktor najpierw konia uczy, a jeździec obserwuje. Potem zaczyna się stopniowa droga do samodzielności i prób zapoznania konia z ”golarką”.

"DIY koń i równocześnie DIY jeździec to jest dramat. Okazjonalna pomoc może tylko... odrobinę pomóc".
Zgadzam się w 100%. Pytanie tylko czy oswajanie konia z otaczającą rzeczywistością można szumnie nazwać "robieniem" konia.

"Koni nie trzeba z niczym oswajać. Trzeba Umieć jeździć i obchodzić się z koniem."
Tak, wystarczy go mieć w pomocach i po kłopocie.

"A tego nie należy uczyć się na własnym młodym."
Też jestem przeciwniczką miksu- niedoświadczony koń + niedoświadczony jeździec. Oczywista sprawa. Tylko czy Ulalala napisała gdzieś, że chodzi o młodego konia?

" A "twoją metodą" uczy się, że WSZYSTKO jest VERY SPECIAL i MUSI byś ważniejsze od tej drobnej, nieśmiałej osóbki."
Nie very special- jedną z metod jest pokazanie, że to nic takiego, przejście do porządku dziennego nad straszydłem, niewzruszone i spokojne przemaszerowanie obok, jakby tego w ogóle tam nie było. Zdecydowanie nie należy wokół każdej rzeczy robić wielkiego halo, wręcz przeciwnie- siła spokoju. Ja w ogóle nie pisałam o tym JAK się zachować, nie wiem skąd wniosek, że nad wszystkimi straszydłami trzeba się trząść.

Nigdzie nie napisałam, że coś dla konia MUSI być ważniejsze od jeźdźca- Twój wniosek jest absolutnie sprzeczny z moim punktem widzenia.

Robocop,

Koni nie trzeba z niczym oswajać. Trzeba Umieć jeździć i obchodzić się z koniem. A tego nie należy uczyć się na własnym młodym. A gdy się umie jeździć, to młodemu koniowi dobiera się odpowiednia zadania - i się jeździ.


No jasne, jazda wszystko załatwi. Koń boi się zastrzyków -pojeździsz i przestanie. Boi się sprayów- jazda na koń i możesz go psikać ile wlezie. Ale co zrobić, jeśli jeszcze nie można na nim jeździć? Jak go przekonać, że to, czym człowiek owija go wokół brzucha go nie skrzywdzi? Albo że jak łapie się go za nogę, to nie po to, żeby go unieruchomić i zjeść?

Nie, oswajanie?  Jakie oswajanie? To przecież przesąd. Wystarczy jeździć i wszystko staje się ładne, proste i przyjemne.
Robocop, kończy mi się cierpliwość. Ech ten upał...

Koń uczy się, że ZNOWU chcesz go nastraszyć i że ZNOWU nie odpuścisz póki on nie wykonana zadania i że ZNOWU nic mu się nie stanie. W końcu nastraszyłaś go już 90 razy! Takie ćwiczenia, poprawnie wykonane, budują/utrwalają hierarchię i zaufanie. Są też fajną alternatywą dla jazdy.

TWOJE słowa. Kretyńskie.
Ja tam NIGDY nie chcę nastraszyć konia.
Mój 9-latek NIGDY nie był przyzwyczajany do golarki (i nigdy nie był golony, nie było potrzeby). Gdy było trzeba weterynaryjnie, jaki problem? Każdy wet ma ręczną maszynkę do golenia. Jeśli będę potrzebowała go ogolić - to ogolę. Jak potrzebowałam odkurzyć - to odkurzyłam.
Kupiłam konia panicznie bojącego się o łeb, jak mówię - 3 miesiące trwało, zanim dało się poprawić grzywkę z ziemi bez "efektów specjalnych", a ponad rok, zanim udało się to z siodła. Ale nie było po co "specjalnie ćwiczyć", wystarczyło, że odbywało się to codziennie (z ziemi), gdy było trzeba (z siodła). Pierwsze przerwanie konia faktycznie zleciłam masztalerzowi wprawnemu w pracy z młodymi ogierami, i faktycznie sięgnął po dutkę. Ale potem przerywałam i zaplatałam sama, i było po prostu coraz lepiej i lepiej. Ładowanie do przyczepy z początku wymagało wielu zabiegów i duuużej rezerwy czasu, teraz czasu załadunku nie liczę w ogóle. Wszystko gotowe? To koń do przyczepy i jedziemy. Ale ja miałam do czynienia z koniem Bardzo zbereconym, mimo że młodziutkim, i ogólnie wymagającym (jak zdarza się 3 letnim ogierom po torach  🙁). Koni z normalnym zdrowym dzieciństwem nie trzeba "oswajać" z niczym, oprócz tego co dyktuje codzienna(!) rutyna. Nie trzeba tworzyć żadnych sytuacji "specjal". Idealnie byłoby, żeby koniowi nawet przez myśl nie przeszło, że przy człowieku jest powód do płoszenia się. Im więcej tworzymy mu "strachów" tym większe prawdopodobieństwo, że jednak ta myśl przemknie. I mniejsze, że TYM RAZEM znowu się NIC nie stanie.

We wspólnej 6-letniej historii (naprawdę z początku dość niebezpiecznego konia) największe zagrożenie dla mnie (dwukrotnie) stworzył... oswajany ze wszystkim "niuniuś". Ten "niuniuś" miał też zwyczaj solidnego turbowania weterynarzy. No i własnej pani.

"Pokaż mi swojego konia a powiem ci kim jesteś" nie jest bez sensu. Na podstawie twoich rad wnoszę, że... jesteś cykorem  🙂 I osóbką (lekko) zbuntowaną, broniącą się przed nawet bardzo rozsądnymi naciskami. I na pewno nie chciałabyś być wrzucona z jachtu do wody, choćby miał to być jedyny sposób, żebyś nauczyła się pływać. Wróżba taka. Bez kart.

Bardzo lekko napisałaś sobie w kąciku żółtodziobów(!) Wg mnie doradzając drogę, która wprost prowadzi do marnowania koni i co najmniej wydłuża czas do uzyskania porozumienia.

A w ogóle lepiej byłoby, gdybyśmy radząc w tym kąciku odwoływali się do swoich (lub czyichś, ale z personalnym wskazaniem) doświadczeń. Żebyśmy pisali: ja tak robię... Mnie to odpowiada... Mój trener uczył mnie tak... Koleżanka poległa gdy próbowała tak... Podręcznikowo to ma być tak...
A nie: trzeba tak.

trusia, właśnie jasne. Koń boi się zastrzyków? Dlaczego ma się bać? Skąd ma wiedzieć co to zastrzyk? Robię zastrzyk i już. Sprey? Raczysz sobie żartować. Potrzebuję psiknąć spreyem to psikam. I tak ze wszystkim. Napisałam: trzeba umieć jeździć i obchodzić się z koniem.
Podpisuję się wszystkimi kończynami pod postem halo! W końcu ktoś to tak ładnie wyraził! Że w kontaktach z koniem idealnie jest, gdy - spokój + żelazna konsekwencja + cierpliwość + nieustępliwość + pewność siebie. I nie trzeba cudować i "parasolek" pokazywać. (Nota bene 2 tygodnie temu mój koń pierwszy raz zobaczył w życiu parasolkę - padał deszcz, a musiałam wziąć konia, więc po prostu przyszłam na łąki pod parasolem, jeszcze przy zamykaniu pastucha sobie zamknęłam i otworzyłam ten parasol tuż przy końskiej głowie i co? I nic. Bo mój koń wie, że "pańcia ma zawsze racje i cokolwiek zrobi to tak ma być"😉. Kiedyś byłam BARDZO, ale to BARDZO za naturalem, oswajaniem, pokazywaniem strachów, foliami, straszakami itd... gdy przyszło doświadczenie doszłam do wniosku, że zwykłe bycie z końmi, robienie wszystkiego przy koniu spokojnie i konsekwentnie i nie martwienie się tym, jak zareaguje najlepiej uczą i oswajają konia. I im dłużej mam konia tym więcej sytuacji nowych ona znosi bardzo spokojnie, bez wcześniejszego przygotowania, do tego szybciej się sama uspokaja, kiedy widzi, że ja nie reaguję i należy się czymś pożytecznym zająć.
Była tylko 1 rzecz, z którą się cackałam z moim koniem - zastrzyki. Bo musiałam sama zrobić, nigdy wcześniej tego nie robiłam i się bałam (byłam zielona ze strachu!). Więc tego dnia, co miałam zrobić zastrzyk, rano przyjechałam i podotykałam strzykawą, ukłułam gwoździem, dałam marchewki, a wieczorem zrobiłam prawdziwy zastrzyk (byłam bardziej przejęta niż koń) i przez następne kilka dni koń stał bez trzymania na luzaku przy tych zastrzykach.
Koń boi się zastrzyków? Dlaczego ma się bać? Skąd ma wiedzieć co to zastrzyk? Robię zastrzyk i już. Sprey? Raczysz sobie żartować. Potrzebuję psiknąć spreyem to psikam. I tak ze wszystkim. Napisałam: trzeba umieć jeździć i obchodzić się z koniem.

Najpierw prosisz aby nie wyrażać się autorytatywnie a potem sama to robisz... 😁 😁  halo - zapraszam do mnie. Proszę abyś jednemu z moich koni (beze mnie obok) dała zastrzyk lub popsikała sprayem, może być cichy spray... Nie do każdego konia można ot tak na luzie podejść - są i histeryki, których nie nauczysz spokoju w takich sytuacjach i tyle...
ps. ja kobyłę spsikam np czarną absorbiną w całości. Za każdym razem jednak "modlę się" aby znów nie urwała kantara, bo i wspina się i kopie w ziemię. Gdy próbuje ją psikać ktoś inny - kopy nie są już w ziemię wymierzone, a do wspinania dochodzi machanie przodami... dodam, że koń w obsłudze - bajka. Grzeczna, spokojna, z dzieckiem zostawisz... pod warunkiem zabrania wszelkich psikaczy z zasięgu ręki... Ba w głębokiej sedacji wysłała mojego lekweta na kratę stajni - chciał psiknąć cichym odkażaczem.
Reakcja na zastrzyki analogiczna. Mogę robić ja i tyle... 🙁
Halo, tak, napisałaś, że trzeba też się z koniem umieć obchodzić, ale głównie położyłaś akcent na jeżdżeniu, dzięki któremu młody koń nabywa doświadczeń. To ja się pytam, co z końmi, na których się nie jeździ. Doświadczeń nie nabywają? Nie mogą ich nabyć przy kimś, kto nie umie jeździć? Jak nie umie, to nigdy koń nie przestanie się bać łomocäcej lawety czy dzieci bawiących się w berka?

Chyba nie zaprzeczysz, że są rzeczy, których konie się boją. Spreyów, zastrzyków czy czegoś innego. Niektóre boją się wszystkiego, co nowe, inne tego, co im się jakoś kojarzy, jeszcze inne czegoś, co instynkt im dyktuje, że może być zagrożeniem. Ty po prostu żonglujesz słowami, tak żeby pasowały do twoich teorii. Piszesz, że trzeba umieć obchodzić się z koniem. Ale właśnie obchodząc się z koniem oswajasz go z codziennymi sytuacjami. Mówienie, że koni nie trzeba z niczym oswajać to bzdura. Bo konie mają instynkt, który im mówi, jak mają reagować. I żeby nie zwiewał na widok taczki z gnojem, musi się z widokiem tej taczki oswoić. Oswoić gdy ktoś z nim odpowiednio się obchodzi. Obchodzenie się to droga do oswojenia, a nie zaprzeczenie potrzeby oswojenia.
_Gaga I właśnie widać, że koń szanuje cie bardziej niż innych. Każdy ma swój sposób, żeby zwierzaka przekonać, iż to jednak człowiek jest wyżej
Przyzywczajanie do sprayu, golarki, szelestu siatki jest według mnie dobrym pomysłem. Właśnie jeśli chodzi o weterynarzy.
A z tą jazdą jako sposob na straszydla może chodziło o wybieganie strachu. Koń jest zwierzęciem uciekajacym, czuje się bezpieczniej gdy może wybiegac strach w kontrolowany przez nas sposób( lonza np).
Faktem jest też że koń skupiony na jeźdźcu nie szuka strachow naokoło, jeśli ma jakieś zajęcie to i nagle mniej boi się np. szeleszczacych drzew ( znam taki przypadek)
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się