Kącik WEGE DZIECI oraz matek/ciężarówek myślących "alternatywnie" :-)

slojma   I was born with a silver spoon!
22 sierpnia 2015 11:38
Dziekuje :kwiatek:
Jeszcze jedna kwestia starałam się znalezc w watku duskusje o fotelikach i nie moge. dea leosky przypomnijcie prosze. I inne mamy jesli pamietaja jakie polecacie.
maleństwo   I'll love you till the end of time...
22 sierpnia 2015 12:36
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
22 sierpnia 2015 14:42
slojma ja kupiłam Klippan Kiss 2 który ma dodatkowy test plus. Jest wyłącznie tyłem do kierunku jazdy. Jestem zadowolona. Dziewczyny polecały BeSafe Izi Combi
slojma   I was born with a silver spoon!
22 sierpnia 2015 17:29
malenstwo dziekuje  :kwiatek:
leosky ale ten BeSafe to 0-18 z tego co widze
edit. Musze kupić jeszcze jeden do pl nie chce duzi wydawac co warto na male podroze?
Dziewczyny, a wracając do tematu żywienia.
Za dwa miesiace zaczynamy rozszerzanie diety... zwiąku z czym coraz częściej rozmyślam ogólnie o tym temacie. I zastanawiam się czy macie podobną sytuacje jak ja... czyli jedno z rodziców jest wegetarianinem lub wege, a drugie mięsnożerne, a chcecie by dziecko było jednak bardziej wege, lub całkiem wege. Jak to połączyć?
seven, Mój brat z żoną mają 10-cio miesięcznego synka. Mój brat kilka miesięcy temu przeszedł na weganizm, ze względów ideologicznych. Wolałby, żeby dziecko docelowo też, ale nie upiera się absolutnie. Na tym etapie najważniejsze jest jego zdrowie, prawidłowy wzrost, wyniki jego badań...
I tak się zaczyna od warzyw, owoców i produktów zbożowych. A dalej dziecko pokaże samo czego potrzebuje.

Kilka tygodni temu byliśmy na obiedzie. Ich synek dostał od mamy biszkopta i mój brat z lekka kręcił nosem, że to "be" bo jajko. Mnie bardziej by martwił cukier.
Mimo iż sama raczej nie przejdę na wegetarianizm a tym bardziej weganizm, prędzej na bezglutenizm... to bardzo popieram i podziwiam mojego brata. W sensie, że on podjął taką decyzję względem siebie.
A co bym robiła z żywieniem dziecka? Nie wiem.
Myślę, że plan obojga rodziców musi być wspólny i przemyślany.
Jestem pewna, że można żywić dziecko wegetariańsko i/lub wegańsko naprawdę mega zdrowo.
Z całą pewnością bardziej zdrowo niż "normalnie", czyli z kosmicznymi ilościami cukru, wszelkich "E"  i produktów przetworzonych.
seven tez jestem w takiej sytuacji - maz ogolnie mieso je, ale nieregularnie i tylko poza domem - w knajpie czy u rodziny. W domu mieso jest tylko dla kotow. My temat obgadalismy - ja nie wyobrazam sobie, zeby dziecko jadlo mieso, mezowi to pasuje. Gotujemy wylacznie wegetariansko/wegansko i tak bedzie jadlo dziecko.
Gorzej, jesli maz by mial inne zdanie... bylaby wtedy wojna na pewno 🙂 Ale jesli u was miesozercy jest obojetne to nie widze problemu w ogole.
Hmmm ja jestem wegetarianką, chciałabym aby mała też była, mąż się na to zgadza, choć mówi że może czasem jakąś rybkę jej damy 😉 

W każdym razie, mój mąż mięso jada w domu 😉 Są okresy że je go mało, np. przez tydzień w ogóle, a i takie że prawie codziennie.
I tak mnie wczoraj złapało, jak postąpić w sytuacji gdy dam małej to samo na obiad co sobie, a ona powie że chce to co tata...
Przecież nie chce za dziecko decydować na siłę... cóż chyba tak naprawdę jedyna opcja to mieć nadzieję, że jak przyjdzie (o ile przyjdzie, może nie...) ten moment poznania mięsa, to okaże się podobnie wrażliwa do mamy 😉 Lub że po prostu jej nie posmakuję  🤣
Ja mimo iż jestem mięsożerczynią, mam ostatnio co raz częściej dylematy moralne w temacie "wiem co jem".
W sensie, żeby Gabryś wiedział co je.
Jestem ciekawa co on sobie myśli w swojej głowie.
On się mega interesuje przyrodą i zwierzętami, podbiera książki swojej  10-cio letniej cioci i każe je sobie czytać.
Wczoraj wieczorem czytaliśmy przed snem Atlasy Przyrody i Encyklopedie Zwierząt... no i jest temat jakie zwierzęta żyją w Ameryce Południowej i oceanach... na obrazkach różne ryby... I nagle komentarz Gabika: "O! Makrela! Makrela jest pyszna, uwielbiam kanapki z makrelą!"
Na innym obrazku o Afryce, lew konsumujący zdobycz. "O! Lew liże antylopę! Mniam mniam!"
A mi się myśli we łbie kotłują, czy i kiedy powiedzieć mu, że on ją nie tylko liże jak loda i jakie są dla niej tego konsekwencje.  😵

Ostatnio zakończył swój żywot  pies u mojej teściowej.
Pewnego wieczora, wiedziałam, że Gabryś widzi go po raz ostatni.
Jedziemy do domu, papa babciu Olu, papa Zuziu...
Wzięłam Gabrysia za rękę i powiedziałam mu, że idziemy się pożegnać z Boryskiem, bo już go więcej nie zobaczymy. Pogłaskaliśmy, przytuliliśmy... ryczałam jak bóbr, starając się jak najmniej pokazywać to Gabrysiowi (może niepotrzebnie?!)... Dla Gabika było to zwykłe pożegnanie, na zasadzie "see you later".
Do niedawna nawijał z rozpędu, za każdym razem jak jest mowa o Mielnie, że jedziemy do babci Oli i do Zuzi i do koni (wymienia wszystkie imiona) i do Ursy i do Boryska...
Za każdym razem poprawiam, że niestety Boryska już nie ma.
A gdzie jest?
Nie wiem. Nie ma go.
Ostatnio odważyłam się powiedzieć: Nie żyje.
Zastanowiło to Gabrysia na chwilę, ale nie dopytywał się dalej.

Z całą pewnością nie powiem, że Borys jest w niebie, albo że przyjął inne wcielenie na drodze reinkarnacji, bo ja w to nie wierzę. Ewentualnie później powiem, że większość ludzi wierzy w życie po śmierci, ja akurat nie, ale mogę się mylić i sprawdź sam/wyrób sobie własny pogląd na ten temat.


Staram się mówić uczciwie o tym, jak ja to widzę.
Na co czekać...?

:mózg rozje**ny:

😁

Jak w takiej sytuacji odpowiadałyście lub odpowiedziałybyście 2,5 latkowi na takie pytanie?
Gdzie jest nieżyjący pies?
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
25 sierpnia 2015 07:18
Julie kurcze tak się zastanawiam czy nie warto było by mu powiedzieć prawdę, a po dalszym pytaniu Gabika odpowiedzieć najnormalniej w świecie "Nie wiem". Skoro nie wierzysz.
Ja w związku, że wierzę powiedziałabym, że jest w niebie. Choć niby twierdzi się że zwierzęta tam nie trafiają. A ja wierzę, że trafiają.

Uważam, że pomimo tego że rodzić jest autorytetem i odpowiada na większość pytań dziecka to nie powinien wstydzić się przed dzieckiem, że czegoś nie wie. Serio. Nie sądzę że taka odpowiedź od czasu do czasu jest w stanie podważyć autorytet rodzica.
Ja powiedziałam, że jest zakopany pod drzewem. Aga była mniej więcej w wieku Twojego. Czasem chciała ją wykopywać, ale z czasem zrozumiała.

Jak w takiej sytuacji odpowiadałyście lub odpowiedziałybyście 2,5 latkowi na takie pytanie?
Gdzie jest nieżyjący pies?



a Ty jaką masz teorię? że gdzie zmarły (pies, kot, człowiek) jest?
Powiedz mu swoją teorię i już.
Taką, że nie żyje. Że go nie ma. Chociaż... nie mam 100% pewności co do tego, że nie istnieje życie po śmierci. Jestem tego tylko prawie pewna.
Więc mówię: Nie wiem, nie ma go, nie żyje.
Fizycznie też nie wiem gdzie jest zakopany, więc jest to zgodne z prawdą.

Fascynujące, że dzieci nie mają problemu z przyjmowaniem takich wiadomości. To bardziej my je mamy. 😉
slojma   I was born with a silver spoon!
25 sierpnia 2015 11:04
Temat smierci jest zawsze ciezki ale warto mowic prawde. Jakis czas temu czytalam o tym artykul i pamietam ze zatajanie prawdy, ukrywanie ma wiecej negatywnych skutkow niz powiedzenie szczerze i otwarcie tego co sie stalo.
Na pewno jest w naszych wspomnieniach.
U mnie w domu ja przeszłam na vege gdy mały miał pond rok. Ale niestety mój mąż nadal jadł mięso i mały też, bo ja dopiero raczkowałam w temacie. I niestety taki układ odbił się b. niekorzystnie na dziecku. Swoiste rozdwojenie jaźni.
Dziś mój mąż też jest vege- nie z chęci, potrzeby zdrowotnej, czy przekonania ale dlatego właśnie, że mały miał przez to (i ma) spore problemy emocjonalne jeśli chodzi o kuchnię.
Mały ma wiedzę na temat zabijania zwierzą i chowu przemysłowego. Z całej palety patologii tego systemu najbardziej potrafi ogarnąć to, że małe zwierzęta są zabierane swoim mamom, nie moga się bawić i mieć dzieciństwa. To jest sytuacja, którą rozumie i "współodczuwa" bo potrafi przełożyć na siebie i rozumie jak przykre byłyby dla niego konsekwencje. Zabijanie, ogłuszanie, zadawanie bólu czy wynaturzenie chowu w klatkach mniej do niego docierają.
Najchętniej rezygnuje z czegoś co uwielbiał- czyli z mleka krowiego. Ale to sam niejako rozumie.
W domu jest ok, bo mięsa nie ma więc problemu nie ma.
Natomiast punktami ciężkimi są inne miejsca, np. przedszkole. Gdzie nie dość, że dzieci mięso jedzą, to jeszcze Pani wygłasza herezje, jakie mięso jest zdrowe... i nieststy nasz syn tam mięso jadł. I on wie, że robi źle ale mówi "mamo-  ale jak tak lubię"...
On nie ma jeszcze zrozumienia połączeń. On ciągle by "wsadzał do więzienia panów rzeźników", ale nie rozumie, że jak je kiełbasę to "karmi" pana rzeźnika.
U nas pewnie na taki rozstrzał emocji " nie wolno zabijać zwierząt, ale ja lubię kiełbasę" ma także wpływ otoczenie, rodzina, która nie tyle nawet nie toleruje naszych wyborów, ale nienawidzi, próbując wszędzie nam podtykać zakamuflowane mięcho. Min. z tego powodu nie mogę zostawić dzieci pod opieką żadnej z babć bez nadzoru, któregoś z nas. Jedna jak znikamy z widoku od razu daje cukierki i inne sklepowe syfy, a druga parówki. serio nie wiem jak ona te parówki u nas w chacie kamufluje.
Babcie mają misję- nakarmić mi dzieci po ludzku - słodyczami i mięchem.
Stąd także to rozbicie dziecka - bo gdy on się na nas pogniewa o coś od razu sam wyciąga temat mięsa, na zasadzie - a ja będę jadł kiełbasę = zrobię wam na złość. Choć 5 min. później gada już z sensem i ma zrozumienie tematu.

Jak dla mnie życie w rodzinie mieszanej i wychowywanie dziecka na vege może być w przypadku niektórych dzieci po prostu niemożliwe czy wręcz krzywdzące. Po prostu jest taki wiek u dziecka, gdzie nie ma miejsca na relatywizm. I albo coś jest dobre, albo nie.
Mój syn w stajni strasznie przeżywa, że mam skórzane siodło i jeszcze baranka. Szczególnie tego baranka- bo jak widać wygląda jak baranek i najbardziej daje na wyobraźnię.
Kotlet czy kiełbasa są za daleko wizualnie od zwierzęcia.
Nie uważam też, że rozsądnym jest podejście, że dzieci wybiorą sobie co dla nich dobre, potrzebne żywieniowo. ... jakby dać taki wybór wybiorą cukier.

Jamie Oliwer robił eksperyment z kotletami. Dzieciaki gotowały z nim - przygotował normalne mięso, jakaś pieczeń czy coś i ohydne burgery, robione z samych ścięgien i tłuszczu. Jak je robili to dzieciaki tylko ciagle: blele, ohyda, fujj. Babrały się tymi szczątkami z obrzydzeniem. Ale jak Jamie je obtoczył w złotej bułeczce i usmażył i położył przed dziećmi na talerzu po kawałku pieczeni i tym syficznym kotlecie - to WSZYSTKIE dzieci zjadły syf🙂 I mówiły, że dobry... I nie rozumiały, że zły bo zrobiony z syfu, który je brzydził.
Tworzenie norm na podstawie tego co widzimy jest niejako naturalne. Widzimy złotego, okrągłego kotleta co dzień - to niestety mało kogo natchnie refleksja jaka jest cena tego kotleta.
dzieci borą świat, taki jaki jest. Stąd taka akceptacja śmierci.
Rok temu wypadł z gniazda wróbelek, próbowaliśmy go odchować, ale umarł. Sebastian nie odczuł smutku. To była takie status quo - aha był, aha teraz zmarł i się nie rusza, aha teraz go zakopiemy. A co się z nim stanie? - Aha, zjedzą go robaki. No ok. tak widać jest...
Stąd cięzkim jest "odzwyczajenie" dziecka od mięsa albo posiadanie vege dziecka  w rodzinie mieszanej moim zdaniem.


slojma   I was born with a silver spoon!
26 sierpnia 2015 10:38
kotbury zgadzam sie w 100% z Twoim wpisem
W ogole nie mam przekonania do tej szczerości za wszelka cenę. Ja mam poczucie, ze po to jestem rodzicem, zeby dziecko chronić przed rzeczami i cierpieniem, które nie sa jeszcze na jego głowę, tak samo jak nie wezmę dziecka pieszo na Giewont. Przyjdzie czas na wszystko.
ale chyba jednak chronic dziecko przed czyms co sie w danej chwili wydarza (np smierc) i nie da sie tematu uniknac, czy wybierac cos ponad jego fizyczne czy psychiczne sily to troche co innego... I nie wiem, czy nie lepsze jest cos po srodku - raz, ze mozemy nie doceniac dzieci i ich rozumowania czy sily, dwa, ze chronienie tez ma swoje minusy... to troche tak, jak z chowaniem swoich emocji przed dziecmi.

kotbury, woow, nie spodziewalam sie czegos takiego po Twoim mezu szczerze mowiac 🙂
Babcie pewnie przynosza slodycze czy parowki ze soba, wielka szkoda, ze nie sa w stanie uszanowac waszych decyzji... Tez sie troche boje mojej tesciowej pod tym wzgledem, bo dla niej jedzenie, nawet najzwyklejsza zupa bez miesa nie istnieje. I nie wiem, mam wrazenie ze to juz po prostu taka bezrefleksyjna mechanika dzialania. Troche przykra, ale w sumie nie wiem czy mam prawo wymagac od niej, zeby sie dla mnie "wysilila". I obawiam sie, ze zostawianie u niej dziecka bedzie dla mnie bardziej stresujace niz to warte. O przedszkolu wole nie myslec  🙄 🤣 Bo jak widac, nawet jesli w domu miesa nie ma, to jest w przedszkolu/szkole/u kolegow - i dziecko jest stale takiemu dysonansowi poddane. Ciezki temat.
Na pewno jest w naszych wspomnieniach.

O właśnie! Tak też odpowiedziałam ostatnio: W naszych wspomnieniach, będziemy zawsze o nim pamiętać.
A Gabryś na to: Tak! Pamiętaj, żeby nie biegać za szybko okok Gabjisia! (Borys czasem go niechcący potrącał ogonem lub całym ciałem idąc, czy biegnąc obok.)
W ogole nie mam przekonania do tej szczerości za wszelka cenę. Ja mam poczucie, ze po to jestem rodzicem, zeby dziecko chronić przed rzeczami i cierpieniem, które nie sa jeszcze na jego głowę, tak samo jak nie wezmę dziecka pieszo na Giewont. Przyjdzie czas na wszystko.


Tak, są rzeczy, na które ekspozycja nie zrobi nic dobrego - bo właśnie pokarzemy cierpienia i dziecko je odczyta jako stan normalny - bo oto obraz, który ogląda.
Mój syn pytał - stąd wie. Pytał o świnki, kury, pytał jak to jest u Pana rolnika i co się dzieje potem. Nie udzielam mu ociekających krwią odpowiedzi. Raczej tłumaczę "emocje". Ja wierzę, że zwierzę ma dokładnie takie same emocje jak człowiek, strach, ból, instynkt macierzyński.

Myślę, że minimalne argumenty przeciw jedzenieu mięsa vege dziecko powinno znać od małego. Bo inaczej to jest takie trochę:
-Mamo, dlaczego nie jemy mięsa?
-Bo tak!
Oczywiście, każde dziecko jest inne i każde gotowe na pewne argumenty w innym czasie.

Min. z tych powodów nie chodzę z dzieckiem na żadne farmy, gospodarstwa rolne itd. Kiedyś akurat byliśmy u pewnego sołtysa i oczywiście atrakcją były młode byczki w środku lata zamknięte w ciemnej oborze w takich kojcach na kuuupie gnoju. Emocje i radość z możliwości "pogłaskania krówki" przysłaniały cierpienie tych zwierząt. Trzeba było tłumaczyć, że fajnie ale tak nie powinno być i tak nie wyglądają szczęśliwe zwierzęta, i kolczyk w nosie jest okrutny. Trochę jak tłumaczyć szkodliwość cukierka po tym, jak dziecko go zje z przyjemnością.

Największy problem jest of course z wycieczkami do zoo, którym ja jestem kategorycznie przeciwna.
Ja wierzę, że zwierzę ma dokładnie takie same emocje jak człowiek, strach, ból, instynkt macierzyński.
No, może nie przesadzajmy, że kura czuje do jajka dokładnie takie same emocje jak my do naszych dzieci. 😉
a skad wiesz, ze nie czuje?? Bylas kura i wiesz na pewno? 🙄
Wystarczy poogladac zachowania zwierzat wobec swojego potomstwa. Jak sie nim opiekuja i jak je chronia za wszelka cene. U czlowieka to wyjatkowo dlugi proces, wiec moze sie wydawac, ze my dajemy wiecej, ale nie wywyzszalabym sie jako czlowiek jednak. I jednak tez jestesmy zwierzetami...
Averis   Czarny charakter
26 sierpnia 2015 13:55
Ale do jajka, które nie zostało zapłodnione przez koguta też? Przecież weganie często mówią, że "jedząc jajka zjada się kurzy okres". Ja do swoich niezapłodnionych komórek jajowych nie jestem przywiązana, jeśli już o byciu zwierzęciem i uczuciach z tym związanych mówimy.
Jak sie nim opiekuja i jak je chronia za wszelka cene.
No, niektóre jak się poczują bardzo zagrożone to je zjadają. Albo zabijają młode innej matki w stadzie.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
26 sierpnia 2015 14:53
Już pomijając to, że jak młode zginie, to samica... po prostu rodzi kolejne.

Seven Rajka mięsa nie chciała i dalej nie chce jeść, nie smakuje jej po prostu. Więc ja jej nie zmuszam, bo nie widzę takiej potrzeby- skoro nie jedząc go ma zdrowe wyniki i nic jej nie dolega to po co mam ją zmuszać? Dla samego faktu? Ale moja rodzina też tego kompletnie nie rozumie i każde ugryzienie kotleta jest kwitowane słowami "no PATRZ, jednak je! To twoja WINA, że nie je mięsa!" 😀 Zawsze mnie to śmieszy 😁
Julie: podejrzewam, że jednak większość osób niejedzacych jajka ma trochę inną motywację... klatki, kurniki, obcinanie dziobów, totalna eksploatacja, fakt, że każda kura nioska zostaje na koniec i tak kurą na rosół, mielenie żywcem na karmę pisklaków płci męskiej i jeszcze parę innych. Więc taka racjonalizacja dla nie wyjścia z własnej strefy komfortu jest trochę niesprawiedliwa.

Trochę głupie jest dyskutowanie o "odczuciach" na zasadzie odczucia ważne i te ważniejsze. Co czyni odczucie człowieka do potomstwa ważniejszym od odczucia kury do jajka (choćby nawet jej odczucie trwało 5 min).
Sorry dziolchy, nawet mi sie nie chce komentowac...  🙂
a skad wiesz, ze nie czuje?? Bylas kura i wiesz na pewno?

Wiem na pewno, bo bywa że wyciągam ciepłe jajka spod kwoki wysiadującej je.
W moim odczuciu kwoce to zwisa i powiewa. Instynkt nakazuje jej te jajka wysiadywać, ale nie broni ich i nie przeżywa tego, że je zabrałam.

klatki, kurniki, obcinanie dziobów, totalna eksploatacja, fakt, że każda kura nioska zostaje na koniec i tak kurą na rosół, mielenie żywcem na karmę pisklaków płci męskiej i jeszcze parę innych.

A to już zupełnie inna sprawa.
Można mieć/kupować jajka od kury, która wiedzie szczęśliwy żywot, do końca swych dni.


Sprzeciwiam się jedynie stwierdzeniu, że kura czuje dokładnie to samo co my w stosunku do swoich dzieci.
Dziewczyny, a wracając do tematu żywienia.
Za dwa miesiace zaczynamy rozszerzanie diety... zwiąku z czym coraz częściej rozmyślam ogólnie o tym temacie. I zastanawiam się czy macie podobną sytuacje jak ja... czyli jedno z rodziców jest wegetarianinem lub wege, a drugie mięsnożerne, a chcecie by dziecko było jednak bardziej wege, lub całkiem wege. Jak to połączyć?


seven trudno będzie połączyć - bo jak to wytłumaczyć tak małemu dziecku  🙄.
Powinnaś zadać sobie pytanie dlaczego  chcesz, aby twoje dziecko było wege. Jeżeli partner je mięso to dlaczego dziecko miałoby go nie jeść ? Przecież równo po połowie jest każdego z was  😉. Jeżeli partner je sporadycznie, nie w domu to nie ma problemu. Brak mięsa w menu w domu jest czymś dla dziecka absolutnie naturalnym jeżeli taką kuchnie prowadzisz. Schody mogą zacząć sie dopiero w przedszkolu, ale też nie muszą.Dziecko przecież nie ma potrzeby jedzenia mięsa bo to " zdrowe"  😉 tylko dlatego, że smaczne. Bo słone ,doprawione, podsmażone. Jeżeli zaproponuje mu się w kuchni codziennej równie doprawione, atrakcyjne smakowo wege jedzenie to nie będzie czuć potrzeby skonsumowania kotleta.
No parówki na śniadanie rzeczywiście trudno przeskoczyć i zaproponować coś równie spektakularnego  😁. Dlatego też moje dzieci odprowadzałam do przedszkola po śniadaniu  😉. 
Jeżeli to będzie Wasza wspólna decyzja, że dziecko jest wege to chyba partner nie będzie miał nic przeciwko temu, aby spożywać mięso po za domem.
Jeżeli nie możecie się w tym temacie dogadać to moim zdaniem powinnaś pozwolić dokonać wyboru swojemu dziecku.
U mnie jest łatwiej bo mięsa nie ma w domu, ale jak poszli do przedszkola to poprosiłam, aby Panie nie namawiały do jedzenie mięsa- bo to zdrowe i takie tam, ale też zasugerowałam, aby nie wyrywały od razu  😁 im talerza jak skosztują gdy koledzy będą jedli.  😉


Pozdrawiamy  z Panzano in Chianti  😜

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się