Sprawy sercowe...

Wojenka a może po prostu robisz nie to, co rzeczywiście, w głębi serca chcesz robić? Nie sądzę, żeby tutaj miejsce jako takie miało znaczenie, o ile nie jest absolutnie sprzężone z możliwością robienia danej rzeczy. Skoro nie możesz znaleźć w żadnym miejscu tego, czego szukasz, to może zastanów się, czy na pewno właśnie tego szukasz. Bo może trzeba zmienić sam cel poszukiwań?
Moja uwaga o kurczaczku, mimo że enigmatyczna, miała mieć podobny wydźwięk. Chociaż może lepiej byłoby napisać o dżdżownicy? Może nie chcesz, żeby jakiś mężczyzna zburzył Twój obraz siebie? Obraz, w którym się mieszczą miotanie, ciemne myśli, niespełnienie, nieszczęście i ogólnie nietakość. To chyba głupek albo ślepiec musi być, skoro nie widzi w Tobie tego samego co Ty - a przecież głupia nie jesteś i wiesz, że tu potrzeba czarnej farby, a nie jakiegoś fiu-bździu i tęczy. A temu durakowi jeszcze śmie się coś podobać (i to więcej niż zupełny naskórek, fasada - bo rozumiem, że to taki zachwyt Cię płoszy, a nie pierwsze cielęce zauroczenie lub błysk pożądania w oku)! No durak jak nic.

Ale i kurczaczek się jakoś mieści w obrazku. Może kurczaczek by chciał, żeby ktoś go wreszcie (najlepiej na siłę - bo, patrz wyżej, kurczaczek czasem tak bardzo czuje się dżdżowniczką) uratował? Pocieszył? Uwolnił od walki z wewnętrznym małym puchatym zwierzątkiem (zwanym czasem małą dziewczynką)? Tylko czy to na prawdę leży w gestii innego człowieka?
Wojenka, miałam tak bardzo długo. Potwierdzam to co mówią dziewczyny. Potem okrzepłam, ale dopiero niedawno dotarło do mnie co było przyczyną. Kłopotów z relacjami, okresowej nieszczęśliwości, "noszenia".
To było uparte domierzanie siebie (i innych) do jakichś wzorców. Wychowanie, które sprawiło, że nie akceptowałam rzeczy (rzeczy, spraw, ludzi, Siebie, sytuacji, relacji) jakimi SĄ (Zawsze wszak mogą być Bardziej). Nie byłam w stanie dostrzec bezcennych wartości w tym co JEST, dokładnie takie jak jest.
Zaczynając od siebie. Każdy potrzebuje całkiem sporo... samozadowolenia. Dopiero wtedy przestaje się gonić króliczka.
A to samozadowolenie nie wiąże się z "czymś" (czymkolwiek). Ono JEST. I jest podstawowym ludzkim prawem. Gorąco kochasz siebie, mądrze dbasz o siebie - i wszystko. Wtedy niezwykle łatwo kochać też innych. I łatwo o jasność w dostrzeganiu tego, co wartościowe.
halo tylko największy problem w tym, że mało kogo wychowano tak, by mądrze kochał siebie. Bo mamy jakąś taką kulturę w Polsce, że akceptacja siebie nie jest mile widziana  🙁 za to dostrzeganie własnych wad, wyolbrzymianie ich i pokutowanie za nie w nieskończoność już owszem. Trzeba się tej samoakceptacji i miłości do siebie nauczyć, a to się odbywa zwykle w bólach i przy mniejszej lub większej dezaprobacie otoczenia.
Wojenka, a chcesz w ogole z kims byc? Chcesz zwiazku?

Mam kumpla, ktorego bardzo lubie. Ma jedna wade. Zakochuje sie bardzo szybko, ale tak na smierc i zycie, dla mnie to nie milosc, ale wedlug niego tak i to ogromna i zawsze cierpi. Od lat. Schemat. Nie da sie mu chyba pomoc, bo on zdaje sie nie rozumiec, ze nie kazde zainteresowanie, jakie mu okazuje kobieta, to oznaka milosci 😵 Mam ochote mu juz wprost powiedziec, zeby sie ogarnal, a nie w kolko jakas laska, w kolko drapanie, ze ona go nie chce, a on ja kocha na smierc i zycie. Tia. Kolejna.


zen czy kolega nie jest spod znaku Wodnika?
Nie, to Rak.
Dodofon, a czemu akurat Wodnik?
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
24 sierpnia 2015 14:12
Teodora, moglabys napisac wiecej o tej walce z mala dziewczynka?

Zupelnie sie utozsamiam z tym co piszesz, as mi serce mocniej zabilo jak napisalas o tym malym zoltym kurczaczku na poprzedniej stronie i ratowaniu na sile...
Dodofon, a czemu akurat Wodnik?


może po prostu mam takie doświadczenie - znam kilku facetów Wodników i każdy jest doskonale taki sam - taki jak opisywała zen = słomiany ogień - zakochuje sie w 5 minut, wielbi, uwodzi, potem łup - foch, bulwers, dąs - za chwilę znów uwielbienie i tak w kółko
Malaaa, B. jedzie podpisać umowę jutro 🏇

mundialowa, wynajelismy 2 pokojowe. malutkie, ale jednak 🙂 33 metry, sypialnia, malutka kuchnia i salon 🙂 "byleniekawalerka" to był mój podstawowy warunek, bo jestem osobą potrzbującą dużo przestrzeni 😉 co do kłótni.... to może w końcu jakaś przed nami, bo od 6,5 roku nam się nie trafił nawet najmniejszy konflikt 😁 znajomi mówią, że jesteśmy jacyś dziwni  😁
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2410437#msg2410437 date=1440419433]
halo tylko największy problem w tym, że mało kogo wychowano tak, by mądrze kochał siebie. Bo mamy jakąś taką kulturę w Polsce, że akceptacja siebie nie jest mile widziana  🙁 za to dostrzeganie własnych wad, wyolbrzymianie ich i pokutowanie za nie w nieskończoność już owszem. Trzeba się tej samoakceptacji i miłości do siebie nauczyć, a to się odbywa zwykle w bólach i przy mniejszej lub większej dezaprobacie otoczenia.
[/quote]
Trudno się samemu nauczyć samoakceptacji. Właściwie wydaje mi się to awykonalne
galopada a my odebrać klucze!  🏇
Averis   Czarny charakter
24 sierpnia 2015 16:56
Ascaia , dla mnie awykonalne jest oczekiwanie, że ktoś inny nas tego nauczy. Akceptacja samego siebie budowana na drugim człowieku trwa najczęściej tyle, ile relacja z tą osobą. Terapeuta czy ktoś bliski może pokazać kierunek, ale 99,9% pracy i tak wykonujesz sama.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
24 sierpnia 2015 17:03
Ascaia, może potrzebujesz specjalisty, skoro uważasz, że sama nie dasz rady?
Murat-Gazon, Ascaia, tak jest w tym kraju, i to bardzo smutne. Tylko... samoakceptacji nie trzeba się uczyć. Trzeba na nią pozwolić. Wypuścić z klatki. Ona jest w każdym z nas, i działa, gdy tylko dać jej szanse. Gorzej ze zgodą na rezultaty. W nas. Bo że otoczenie będzie się burzyć - to pewne. Każdemu jest wygodnie z osobą, którą można przestawiać.
Nadal namawiam do zmiany oglądu. Bo rezultaty są przedziwne. Przedziwnie pozytywne. Kreatywne.
Averis   Czarny charakter
24 sierpnia 2015 17:04
Aż się zgodzę z halo.
Nie chcę się spierać. W sumie nie mam zdania w kontekście tego, co napisałaś. Może masz rację...
Ale zastanawia mnie dlaczego jakakolwiek forma zależności od drugiej osoby jest obecnie tak często traktowana jako zło wcielone. Dlaczego nie można się czegoś nauczyć od kogoś? Dzięki komuś? Przy jego pomocy?
Uderzyło mnie to też w temacie o tatuażach... 
Malaaa, a gdzie znalezliscie? 🙂
Averis   Czarny charakter
24 sierpnia 2015 17:12
Ascaia, bo żeby budować zdrowy związek trzeba samemu być zdrowym. A nie liczyć, że ktoś nas naprawi magiczną siłą miłości.
Ascaia bo zależność - ZALEŻNOŚĆ - jest zawsze dla kogoś krzywdząca. Oznacza, że ktoś jest niesamodzielny, nie funkcjonuje jako niezależna, autonomiczna jednostka. Świadoma decyzja o współdzieleniu z kimś życia, o wpuszczeniu do swojego kompletnego świata drugiej osoby - to jest piękne, ponieważ opiera się na świadomych wyborach i chęci, a nie wewnętrznym przymusie.
No, dlaczego nie?
Nie ma magii, nie ma romantyzmu?
To osoby "chore" są poza marginesem?
Wiesz, Becia23, generalnie to z dziewczynką nie należy walczyć, tylko się nią zaopiekować 🙂 A że jesteśmy dorośli, więc to zadanie dla nas. Nie dla rodziców (oni zrobili, co mogli, najlepiej jak mogli), nie dla partnerów życiowych, nie dla innych ludzi. To my możemy wysłuchać (choć niekoniecznie posłuchać), pogłaskać, przytulić, pobawić się. Często nasiedzi się toto gdzieś w piwnicy, a tu lepiej na światło wyprowadzić...

Ascaia, imho, bliskość jest ważna, i związki, i zależności też, ale jak się ma oczekiwania w rodzaju "on mi da pewność siebie", "on mnie uszczęśliwi", to jest ryzyko rozbudzenia nierealistycznych oczekiwań - i w ogóle nierealistycznego widzenia drugiej osoby. Nie sądzę, żeby tej "samodzielnej frakcji" chodziło przesadną samosiowatość i inne iluzje - "jak już będę doskonała", to dopiero na kogoś "załużę" - raczej polubienie siebie? Zaakceptowanie, kim się jest?
Ascaia magia i romantyzm jest w całej pełni dopiero wtedy, gdy jesteś samodzielną, świadomą własnej wartości jednostką - bo wtedy widzisz drugiego człowieka, a nie projekcję swoich oczekiwań w stylu "on mnie uszczęśliwi". Wtedy możesz kochać realnego człowieka, a nie swoje oczekiwania, jaki ten człowiek ma być.
A co z ludzmi, ktorzy sa w super zgodzie ze soba, a chca milosci i nie moga jej znalezc? 😉 Co im radzic? 
Cierpliwie poczekać 😉
Miłość przychodzi, jak przychodzi, a nie wtedy, kiedy uważamy, że powinna.
Teodora, Murat-Gazon, to mi o coś innego chodzi, ale w tym momencie nie umiem tego dobrze ubrać w słowa.
A co z ludzmi, ktorzy sa w super zgodzie ze soba, a chca milosci i nie moga jej znalezc? 😉 Co im radzic? 
Luźno nawiązując... Nie da się ukryć, że masa tych prawd, światłych rad itd. jest super uproszczeniem. "Przestań szukać, a znajdziesz" (nie mogę potwierdzić swoim przykładem, masa osób z portali randkowych też nie). "Bądź super / zdrowa / dorosła, a miłość cię znajdzie" (frakcja samodzielnych, też trudno mi być potwierdzeniem). "Idź za głosem wewnętrznego dziecka", itp., itd...
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2410437#msg2410437 date=1440419433]
halo tylko największy problem w tym, że mało kogo wychowano tak, by mądrze kochał siebie. Bo mamy jakąś taką kulturę w Polsce, że akceptacja siebie nie jest mile widziana  🙁 za to dostrzeganie własnych wad, wyolbrzymianie ich i pokutowanie za nie w nieskończoność już owszem. Trzeba się tej samoakceptacji i miłości do siebie nauczyć, a to się odbywa zwykle w bólach i przy mniejszej lub większej dezaprobacie otoczenia.

Trudno się samemu nauczyć samoakceptacji. Właściwie wydaje mi się to awykonalne
[/quote]
Jak sama nazwa wskazuje, jest to SAMOakceptacja... Chyba nie musze rozwijac co mam na mysli 😀

Edycja: Teodora podejrzewam ze takie prawdy objawione (wyswiechtane teksty) biora sie stad ze ludzie oczekuja gotowej odpowiedzi na pytanie np. O sens zycia 😀
Ascaia, No eej, co tu będziesz rozmawiać, jak Ty "nieteges" jesteś. 😎 😉

[quote="Teodora"]Luźno nawiązując... Nie da się ukryć, że masa tych prawd, światłych rad itd. jest super uproszczeniem. "Przestań szukać, a znajdziesz"(...)[/quote]
Racja, ale... z drugiej strony te "światłe prawdy" tym lepsze, im prostsze. Może to kwestia dowolności interpretacji..... Przynajmniej ja wyciągam więcej z hasła "przestań szukać, a znajdziesz" niż z jakiejś wielgachnej epistoły usiłującej skrupulatnie wyjaśniać "co autor miał na myśli". 🙂
Sankaritarina, powiedzmy, że nie nawiązuję w tej chwili konkretnie do siebie. 😉
Aczkolwiek jak już padło tutaj czy może w związku singielskim zostało oficjalnie stwierdzone, że ze mną coś "nie-teges". Se se se.  😁

Chyba już wiem jaka różnica słowna. Dla mnie pojęcie zależność nie ma pejoratywnego zabarwienia. Co innego pojęcie uzależnienie. W jakim sensie te dwa słowa mają dla mnie odmienne znaczenie, odmienne przełożenie na rzeczywiste relacje. 

kajpo no SAMOakceptacja, ok. Ale jeżeli masz problemy z oceną samego siebie, z polubieniem i zalet, i wad, z tolerowaniem własnych niedoskonałości, itd to trudno nagle samemu dojść do wniosku - aaaa! od dzisiaj będę siebie kochać! hip hip huuura! bum, bach, zmieniam się o 180 stopni...
Czy to będzie terapeuta, czy przyjaciel, czy kochanek to jednak ta druga osoba w tym procesie zmian jest potrzebna.
Jeśli się uda to zmiany zajdą W TOBIE, oby trwale. Ale katalizatorem i wsparciem będzie drugi człowiek.
No i na ogół, gdy ktoś jest dość silny by zmieniać siebie to raczej nie ma problemów z samoakceptacją.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się