Sprawy sercowe...

[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2413393#msg2413393 date=1441001295]
Ascaia o tyle Strzyga ma rację, że zdecydowanie prościej, przyjemniej i zdrowiej jest być w związku z człowiekiem, który jest wewnętrznie na tyle poukładany, by żadne trupy nie wylatywały z szafy przy otwarciu szerzej drzwi. To jest bezapelacyjnie prawda.
[/quote]
Ba, tak by było łatwo, prosto i przyjemnie.
Tylko, że ideały to byty z definicji nierealne. 😉
Nie ma tak dobrze, żeby w życiu było prosto i łatwo. Nie ma ludzi bez "demonów", bez trupów w szafie. Zawsze coś jest. Niby czym jest norma? Która z nas tutaj jest normalna, idealnie poukładana psychicznie, nie ma nic za uszami, nie ma żadnych lęków, itp, itd? A jeśli nawet uważa się za taką to czy wszystkie je za taką uznamy?
Ludzie zawsze są zagadką i trochę w myśl "kto nie ryzykuje, nie wygrywa" trudno cyzelować kto stanie się "obciążeniem".
A i tak w moim słowniku pojęcie poświęcenie nie jest niczym strasznym. To też jest wpisane w życie i tworzenie relacji.
Ascaia jasne, że każdy ma jakieś swoje problemy, lęki, obawy, jakiś bagaż emocjonalny. To jest normalne, w porządku i nie do uniknięcia. Chodzi o to, że w tym bagażu bywają bardzo różne rzeczy, z czego niektóre stają się destrukcyjne zarówno dla niosącego, jak i dla całego jego otoczenia. Od takich ludzi dla własnego zdrowia psychicznego lepiej się trzymać z daleka. To tylko w piosenkach można być "lekiem na całe zło", praktycznie wychodzi na to, że jest się workiem treningowym. Wydaje mi się, że jako "normalne" można właśnie zaklasyfikować wszystko, co nie robi krzywdy innym ludziom wokół.

Natomiast uważam, że w miarę nabywania doświadczenia życiowego da się ocenić z coraz większym prawdopodobieństwem, jaka relacja między ludźmi ma szansę przetrwać, a jaka rozwinie się w stronę destrukcyjną. Zawsze jest możliwość błędnej oceny, ale przynajmniej ja zauważam wokół siebie zdecydowany wzrost prawidłowych "diagnoz" wśród osób, które same mają już trochę lat i same trochę już przeżyły i widziały.
trzynastka   In love with the ordinary
01 września 2015 21:02
I co słychać u Trzynastki?


Dzięki, że pytasz ale nic niezwykłego do opowiedzenia nie mam 🙂
Jest miło. Jest normalnie. Jest radośnie. Jest dorośle. Jest fajnie 🙂
trzynastka, wcale nie musi byc nic niezwykłego 😉 Super, że u Ciebie dobrze.
Jara, a Ty zdradzisz coś więcej?
trzynastka, fantastyczne wiadomości!! 🙂😉)

A ja już miałam olać całkiem temat nowych znajomości, a poznałam kogoś. Nic więcej nie mówię, żeby nie zapeszać, ale jest fajnie! Please, please żeby tylko nie kolejny fakap!!!
Dziewczyny, jak i gdzie wy ciągle poznajecie nowych facetów 😉
Żeby nie było - osobiście nie chcę nikogo poznać i nikogo nie szukam, ale czasem jak tak czytam historie typu "co tydzień nowy znajomy", to się zastanawiam, jak się to robi.
Jak tak przeanalizuję moje towarzystwo, to wszyscy faceci zajęci, znajomi znajomych też zajęci, a jak któryś wolny, to zwykle taki, że każdy ostrzega, że to nie człowiek do związków 😉
Parę razy mi się zdarzyło, że próbował mnie poderwać zupełnie obcy facet przypadkowo spotkany na ulicy czy w sklepie, ale nie są to codzienne sytuacje.
Podobny problem mają niektóre moje koleżanki "niesparowane" - nie ma wolnych, normalnych facetów. W wieku 35+  😉
No jak i gdzie???  🙄
A to nie jest problem.Tankujesz np dwa razy na tej samej stacji i już masz nowych kolegów  😁
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 września 2015 09:18
Jara, a Ty zdradzisz coś więcej?


😍
Narazie nie chciałabym zapeszać 😉
Ja tez jestem kiepska w poznawaniu ludzi, ale moze to syndrom warszawski, tutaj jednak sporo osob pedzi i sie nie oglada. Natomiast jakbym chciala wyrwac budowlanca, to smialo  🤣 Codziennie w porannym korku na moscie siekierkowskim mijam po kilka ekip i niemal kazdy do mnie macha (mniemam ze machaja do kazdej kobiety, nie tylko do blondynek za kolkiem czerrrrwonej subaru imprezy) 🤣

Murat, wedlug teorii moich znajomych, jak sie nie poznalo kogos w szkole, na studiach, to juz im pozniej, tym gorzej 😉

Ja poznaję non-stop jakichś facetów, mimo że już dawno studia skończyłam. Ale to może dlatego, że nowych ludzi ciągle poznaję - w ramach wyjazdów, kursów, działalności klubowej itp. Jestem otwarta na nowe znajomości, więc ciągle się ktoś przewija. A że dobrze się czuję w męskim towarzystwie, zwłaszcza że w górach jakoś szczególnie sobie facetów cenię (jako partnerów wspinaczkowych lub po prostu swego rodzaju "pomocy"😉 to te znajomości same się nawiązują.

Inna sprawa, że wszystko zostaje na stopie koleżeńskiej (nawet jeśli widzę, że ktoś jest mną mocno zainteresowany - ale to nic dziwnego, lasek zimą w górach jest BARDZO mało 😁 konkurencja znikoma :hihi🙂, bo już swojego mężczyznę znalazłam 😍
Niestety chyba masz rację (czy też znajomi ją mają). Napływ nowo poznanych osób z wiekiem coraz mniejszy, bo ludzie mają rodziny, swoje stare grona itp. Cóż, życie 😉
No właśnie jednak znajomość a znajomość. Ogólnie poznawanie ludzi to nie jest problem, można liczyć w dziesiątkach ile nowych osób pojawia się w naszym życiu rocznie. Ale jeśli popatrzeć pod kątem partnersko-przyszłościowym to jednak kiepsko kiedy jest się kobietą po 30-tce.
Dochodzi jeszcze podejście do tzw. randek. Tak patrząc na nas tutaj. Jest grupa dla której spotkanie się sam na sam z kimś na wpół znanym lub właściwie nieznanym, na tzw. kawę czy piwo, to taka codzienna prosta sprawa, pstryk palcami 😉 ... (znowu nie wiem jak dobrze to ująć).
A druga część z nas podchodzi do takiego spotkania z większym dylematem. Chyba z dwóch powodów. Albo nie lubią spotkań sam na sam, albo nie lubią/ nie umieją takiego spotkania traktować na luza.
Ja na przykład ogólnie nie bardzo lubię sytuacje kawiarniano-barowe. Jak już to spacery. A najlepiej jakieś konkretne działanie. W ogóle uznaję, że ludzi poznaje się w rytmie codziennych spraw. A tzw. kawa kojarzy mi się z pewną sztucznością, szklanym kloszem oderwania od rzeczywistości. Bo sama dla siebie rzadko to robię, nie jest to mój sposób na wolny czas i przyjemność.
 
To chyba wydumany problem 😉 Tzn wydaje mi się, że można bez większych problemów uniknąć takiej "typowej" randki.
Nigdy mnie takie rzeczy nie jarały, ale też podchodziłam do nich na luzie (stresując swoim luźnym podejściem już wystarczająco zestresowanych gości).

Przy czym wolałam ludzi, których "kawkowanie" też nie kręci. I było ich więcej, niż tych którzy zapraszają do kina, do knajpy etc.
Wydaje mi się, że najprościej jest jeśli ludzi łączy jakiś kontekst. Kocham góry - większość facetów poznawałam w górach (też je kochających). Było o czym gadać, było gdzie i na co się umawiać. I samo się robiło 😉 Bez napinki i sztuczności 😀
Ja bym pewnie zaciągnęła nowo poznanego faceta do stajni 😉 Od razu na głęboką wodę - jakby nie uciekł, widząc mnie zapiaszczoną, spoconą, woniejącą koniem, w bryczesach i obślinionej koszulce, latającą z taczką z końskim gie, to by już pewnie nic go nie wypłoszyło  😁
To jest świetny test.  Ja go robiłam. Nawet zabawne było, jak niektórzy zwiewali 😉
Najlepiej jeszcze poprosić o pomoc przy czymś upierdliwym. Choćby żeby przyniósł ze dwa baliki słomy przez całą stajnię  😉
Dobre macie testy na odstraszenie tych biednych facetów 😁 😉
No nie wiem laski, mój W jest beznadziejny w stajni - jęczy, nudzi się, wyciąga książkę i stara się przetrwać 😉 Poza tym to świetny facet i pewnie zabieraniem go do stajni na początku znajomości skutecznie bym go zraziła do siebie. To tak jak by gracz RPG zabierał was na sesje z kolegami nerdami trwające po parę godzin- no come on!!

U nas na szczęście szybko wyszło, że on jest dziwny, a ja nieco nienormalna - szybko doszło do dekonspiracji i bardzo dobrze 🙂
Hehehehe, ten test zdali wszyscy moi eks i co z tego, skoro wlasnie, sa eks 😎

Mnie na pierwszym spotkaniu zobaczyl ostatnio facet w wyciagnietym dresie, z fryzura wiatrem nadmorskim czesana, jedyna czesc makijazu to tusz do rzes. Pozniej bylo tylko zabawniej, spocona na treningu, sapiaca, z potem plynacym wszedzie (zapewniam, wszedzie..). Ostatnio tez mnie odbieral z sali- wyszlam mokra, z przyklejonymi wlosami do twarzy i glowy, pachnaca tez jakos nieszczegolnie 😎 Ale niezmiennie powtarza, ze jestem sliczna i taka mu sie podobam, wiec czemu mam nie wierzyc 😁
Ja też często zabierałam potencjalnych bliższych "kolegów" do stajni 🤣 Wtedy właścicielka pensjonatu (moja dobra znajoma) krzyczała do wybrańca "nie bierz baby od koni, bo Cie do gnoju zagoni" 😂 😁 biedni mieli miny 🤣
amnestria, nie jest to ani wydumane, ani problem.
Można nie lubić pewnych sytuacji. Ot tyle.
A widzicie, w drugą stronę działa to zupełnie dobrze!

Koniec końców, moja przyszła żona pierwszy raz (po odnowieniu znajomości, bo znaliśmy się już wcześniej, choć wyłącznie zawodowo - dwa lata temu nie kupiła ode mnie odsadka...) przyjechała tak naprawdę w odwiedziny do tego pana:

a nie do mnie.

I co..?

I dobrze jest:


Zen, pewnie, że to niczego nie gwarantuje. Stuprocentowego testu nie ma i może dobrze 🙂
Nie rozumiem w ogóle idei "testów" 😉 Mój chłopak nie lubi koni, nawet tego nie ukrywa. Ale ja znowu nie podniecam się rowerami - i w życiu nie zaciągnie mnie na wyprawę rowerową. Co nie zmienia faktu, że on był ze 2 razy w stajni i porobił fotki, a ja pojechałam mu kibicować na maratonie górskim.
Ale zmuszać nowo-poznanego faceta do jakichś tego typu akcji..? Sama bym nie chciała, by ktoś mnie testował w taki sposób.

Zwłaszcza, że obejście końskie jest mocno specyficzne. Nie każdemu może odpowiadać tak intensywny zapach. A nie oznacza to, że jest mało wartościowym człowiekiem. Mojemu zresztą nie odpowiada 😁 Więc "po koniach" pierwsze co robię to prysznic 😉 I nie czuję, bym musiała coś udawać albo że on nie szanuje mojej pasji. A wręcz przeciwnie - oboje szanujemy siebie nawzajem.

I zgadzam się z Dzionką, o 😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 września 2015 12:15
Ascaia, ja też nie lubię takich oficjalnych randek, pierwszych spotkań w klubie, kawiarni. Kiedy trzeba się przekrzykiwać albo siedzieć sztywno i kiwać się nad kawą.
Ja zdecydowanie preferuje luźniejsze spotkania np na spacer z psem czy na piwo do parku.
Nie spotykam się z każdym, który do mnie napisze. Nie spotykam się od razu po jeden rozmowie. Najważniejsze to spotkać się na luzie z podejściem, że to tylko koleżeńskie piwo czy spacer.
Ja tak podchodziłam i kontakt zostawał. I do kina czy na obiad dawałam się zaprosić jakiś czas później.
Faceci zawsze się czuli przy mnie swobodnie, bo trochę jestem taka chłopaczarą, taka dziewczyną z sąsiedztwa, która dogaduje się świetnie z facetami, w przeciwieństwie do kobiet 😉
I tak np zdecydowanie wolę siedzieć ciemną nocą na moście, pić redsa, gadać i oglądać burzę idącą nad Wrocławiem (co robiłam wczoraj  😍 ) niż być obwożoną furą po rynku i siedzieć na baczność w restauracji gdzie nie wiem jak obsługiwac 3 rodzaje widelców 😉
hehe, no wlasnie... takie sprawdzanie na sile. Ale sprawdzanie czego wlasciwie? Bo to, ze ktos nie bedzie chcial spedzac czasu np w stajni nie znaczy, ze nie da sie z nim zbudowac fantastycznego zwiazku.
Z drugiej strony facet moze wykazywac wzmozone zainteresowanie, pomagac itd, a pozniej mu sie znudzi. Kazdy na poczatku sie stara - i jak z tego wyciagnac obraz czlowieka i jeszcze na tym bazowac?

Tak sie nie da...
I jeszcze te dylematy, czy spotkac sie na ta przyslowiowa kawe sam na sam.. no kurde, jak chcecie poznac czlowieka? Chowajac sie za znajomymi? 🙂 Az takie to niekomfortowe? 🙂

zen bo multum facetow lubi dziewczyny, ktore nie chowaja sie pod tona makijazu i stylowym ubraniem, a naturalne zwyczajne babki 🙂 Ja sie wcale nie dziwie.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 września 2015 12:21
I równiez nigdy nie robię żadnych testów, nie zaciągam faceta siłą do stajni. Jeśli się już w niej pojawią to tylko dlatego, że sami chcieli tam być. I całkiem dla mnie zrozumiałe jest, dlaczego nie chcą tam wracać. Jednak wymagam, że skoro sami nie pałają do tej stajennej atmosfery miłością to nie będa próbowac mnie z niej wyciągać.

Ten poprzedni facet, z którym się spotykałam też bardzo chciał pojechać do stajni. Zabrałam go w końcu i się okazało, że to totalnie nie jego bajka. Pomijając fakt, że straszny czarny PR zrobiła kobyła Rosek  😂 to się okazało, że w jego oczach konie to tylko dobrze wyglądają w opowieściach i na zdjęciach, a w rzeczywistości się ich zwyczajnie boi. I czego do dowodzi? Że jest "miętką" pałą czy nie nadaje się na mojego faceta? Dowodzi to tylko tego, że nie będzie jeździł konno i rozkuwał mi konia. 😉
O właśnie, bo to ogromna różnica - czy facet po prostu nie chce jeździć do stajni i ma w nosie konie czy próbuje mnie namawiać żebym też nie jeździła. Mój przez 8,5 roku naszego związku naprawdę ANI RAZU nie powiedział "oj weź nie jedź do tego konia, poróbmy coś razem". Na serio, ani razu. A nawet, mimo obojętnego stosunku do Dziona, jak kiedyś w akcie frustracji powiedziałam, że chyba sprzedam tego konia póki jest zdrowy, młody i w formie, to ostro zaprotestował i powiedział, że no way 🙂 Na facetów-rzepów-przytulaków, ograniczających moja pasje mam zdecydowaną alergię.
amnestria, bardziej chodzi nie o same konie, rower czy coś innego. Nie zmuszam mojego męża do wyjazdów do stajni, jeździ czasem głównie po to, by robić zdjęcia, a on mnie do wielogodzinnej jazdy na rowerze. Jednak gdybyśmy nie mieli podobnego podejścia do spędzania wolnego czasu, pasji, ciężko by było się porozumieć.  Przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Bo może dla kogoś innego to żaden problem.
Jednak wymagam, że skoro sami nie pałają do tej stajennej atmosfery miłością to nie będa próbowac mnie z niej wyciągać.

Właśnie o to chodzi. Jak facetowi się nie podoba i zbyt nachalnie prezentuje postawę "no chodź już", to jest spore prawdopodobieństwo, że potem mu się to zmieni w "nie chodź tam".
A jak się wykaże cierpliwością i zrozumieniem, to... no to ma plusa.  😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się