Pomagać ? Nie pomagać? /koniom/ i innym zwierzom.

Znów odżywa dyskusja - pomagać czy nie?
Przyznaję,że odważne deklaracje In. o jedzeniu koniny jeżą mi włosy na głowie.
Nie jem. Nie umiałabym .
Ale nadal mam uczucia mieszane.
Z jednej strony widzę spasione pogrubiane koniska ,które nie będą się nadawać do jazdy.
I nie wiem po co ktoś miałby sobie taki pasztet fundować?
Z innej -bardzo ciężko chore konie- nieodwracalnie. Ulgę przyniosłby im eutanazja.
Cierpią bez końca w wyniku słabości opiekunów.
Konie agresywne,niebezpieczne. Rozsądek podpowiada - eliminujmy je na zawsze.
A potem zerknę sobie na strone metki i widzę te pełne nadziei oczy . I wesołe biegania ocalonych.
I serce mi topnieje. Trudna sprawa.
In.   tęczowy kucyk <3
21 października 2009 13:02
Tania, 😁
Krówki, owieczki i kury też mają ładne oczka i wesoło biegają ; )
Tania, 😁
Krówki, owieczki i kury też mają ładne oczka i wesoło biegają ; )

Dlatego się nie upieram .Poprostu nie mogę: dziczyzny,królika,nutrii,konia i większości ryb.
Owieczkę bym zjadła chętnie.
BASZNIA   mleczna i deserowa
28 października 2009 19:38
Tak dla przypomnienia o Kresie ( zwlaszcza tym ktorzy twierdzili, ze jego biedni kaci zostali okradzeni) .
BASZNIA   mleczna i deserowa
31 sierpnia 2015 21:04
https://www.facebook.com/FundacjaAnimalia/photos/gm.1631715883773231/1073406016010550/?type=1&theater

Co widzę posta o tym kociaku to sobie myślę...za jakie grzechy go spotyka to uporczywe leczenie...
Nie ogarniam...
Uporczywe? Nie z medycznego punktu widzenia.
Sa znacznie gorsze przypadki, ktore nie rokuja dobrze albo w ogole, a sa leczone. Nad nimi rzeczywiscie mozna by bylo sie zastanowic, ale ten kociak? Nie ma w jego historii nic, co wskazuje na przypadek beznadziejny. Antybiotykoterapia jest upierdliwa, ale nie jest to zaden wysilek ani koszt (o ile ma sie dobry uklad z lekarzem). Nie widze powodu, zeby go nie leczyc.
A ja się przyznam że jestem przeciw a pomocy fundacjom. Jak zechcę pomóc zwierzęciu to na pewno zwierz w potrzebie się znajdzie. A gdy po raz kolejny okazuje się że jakiś koń na którego trwa zbiórka jest do wykupienia "tylko dla fundacji", że fundacja x walczy z bestialskim wykorzystywaniem konia w sporcie, fundacja y chce zamknięcia rzeźni karmiąc psy karmą z koniną, fundacja z szlaja się po targach walcząc z bestialskim wyładunkiem koni z przyczep, a większość z nich piszcząc że idzie jesień i potrzeba paszy, derek, siana, a nawet sztućców do socjalu, za zebrane pieniądze dokupi koni zamiast zapewnić byt już posiadanym, to ręce i cycki opadają. Najlepiej jak jeden konia im kupi, kolejny "za dziękuję" przewiezie, następny przybiegnie wywozić kupę jako wolontariusz, jeszcze inny nakarmi, a fundacyja napstryka fotek podpisanych "tu byłem i pomogłem", najchętniej wieszając psy na jakimś bankrucie który sam ich zawiadomił bo nie miał na weta.
I może by mnie to tak nie kłuło w oczy gdyby nie akcje pomocy dla przypadków beznadziejnych, dla których śmierć to ułaskawienie, i robienie durni z ludzi, gdzie pod zdjęciem konia zmieniającego sierść, albo ubłoconego, wmawia się skrajne zaniedbanie a siebie przedstawia jako wybawiciela u którego już w dniu przyjazdu ko nagle stał się zdrowy i zadbany.
Jak już nam pomagać, wolę czasem podrzucić zubożałemu rolnikowi trochę paszy lub "za dużo" zapłacić za pomoc. Albo odkupić zabiedzone zwierzę i poszukać mu na własną rękę domu.
jednak konie to "troche" inna bajka. Zupelnie nie ten kaliber i mysle ze nie ma nawet sensu porownywac fundacji konskich i tych dla malych zwierzat.
Końskie fundacje nie mają dla mnie sensu. Mniejszym zwierzętom o tyle łatwiej pomóc  że nie trzeba im stawiać budynków i grodzić łąk. Tym samym są większe szanse na znalezienie im domów czy przetransportowania do kliniki prywatnym autem. Czy nawet autobusem, co udowadniali wolontariusze z mojego byłego miasta 🙂
nerechta, nie doczytałam do końca, ale z tego co widzę ten kot ma po prostu koci katar? Bez przesady, koci katar to nie jakieś uporczywe leczenie. W wydaniu fundacji widziałam sto raz gorsze 'uporczywe leczenie', aż żal było patrzeć i tylko czekaliśmy aż pies sam umrze, bo nie dało się przetłumaczyć, że jedynym rozwiązaniem to eutanazja...
Luna bardoz ciekawe to co piszesz i bardzo mądre
Podoba mi się twój post  :kwiatek:
Cricetidae napisalam dokladnie to samo wiec nie wiem czemu kierujesz posta do mnie 🙂
Pomyliłam sie 😉
BASZNIA   mleczna i deserowa
02 września 2015 22:17
A czy Wy obejrzalyscie dokładnie zdjęcia? Wiecie w jakim wieku jest kociak? Jak wygląda w porównaniu z rówieśnikami?
Sama lecze kk, no serio myslalyscie, że o to mi chodzi??

Jak będę przy kompie wrzucę. Naiwnie sądziłam, że przeczytacie podpisy zdjęć...
https://m.facebook.com/FundacjaAnimalia/photos/gm.1625721317706021/1064244010260084/?type=1&source=48

Prosz... 10 tygodni. Z kumplem 5 miesięcy.
Kociak z pierwszego linku ma teraz 3 miesiące!
Pomijam stan nerek po tylu lekach, co chwile dodawanych i zmienianych..
BASZNIA, tak wstawiłaś poprzedniego linka, że ciężko było znaleźć jakiekolwiek inne zdjęcie z podpisami, przynajmniej ja miałam problem. Nie wiem co temu kotu właściwie jest, więc nie oceniam.
BASZNIA   mleczna i deserowa
03 września 2015 10:04
Wstawiłam zdjęcie z wydarzenia opisującego kociaki. Wystarczyło zobaczyć resztę i podejrzeć te z Horacym. I owszem, oceniłaś.
Zresztą nieważne. Nie moja kasa, nie mój kot.
Znowu zapomniałam trzymać nos wyłącznie na swoim podwórku.
Teraz nie oceniam, patrząc na drugie wstawione przez Ciebie zdjęcie. Wcześniej widziałam tylko kociaka z kocim katarem - więc oceniłam, że koci katar się leczy. Teraz widzę kociaka nie tylko z kocim katarem, ale nie wiem co mu w pełni jest. Obejrzałam kilkanaście zdjęć wstecz i nigdzie nie widzę opisu jego choroby. Trudno się ustosunkować jedynie do kilku zdjęć.
To ja napiszę tak:
- szanujący swój zawód lekarz weterynarii pomaga zwierzętom tak długo jak to ma sens i nie przysparza im cierpień w stanie beznadziejnym. Niestety często natrafia na mur ze strony opiekunów (czy to Fundacji czy osób prywatnych) gdy mówi jaki jest stan faktyczny i proponuje eutanazję. Wtedy czesto słyszy, że jest tępy empatycznie/bez serca/nie umie leczyć. I zaraz potem trzask drzwi a w necie zostaje zjechany do suchej nitki.
Niestety czesto pojawia się inny lekarz, szanujący własną kieszeń, który proponuje kosztowne terapie, świadom, że nie przyniosą ozdrowienia. I zostaje obsypany lawiną podziękowań za to, ze tak walczył do końca i taki był wrażliwy. Zwierzę cierpi bez końca a nawet zaraża inne osobniki (np.koty-białaczka)
To częste sytuacje i bardzo przykro na nie patrzeć.
To ja miałam w drugą stronę. Kiedy chciałam uśpić kociaka, który bardzo się męczył to usłyszałam od weterynarza, że jestem bez serca i trzeba walczyć do końca i dać mu szansę. Na szczęście drugi wet potwierdził, że nie ma sensu męczyć zwierzaka, bo szanse przeżycia ma niewielką. Ale co się nasłuchałam to moje. :/
To ja miałam w drugą stronę. Kiedy chciałam uśpić kociaka, który bardzo się męczył to usłyszałam od weterynarza, że jestem bez serca i trzeba walczyć do końca i dać mu szansę. Na szczęście drugi wet potwierdził, że nie ma sensu męczyć zwierzaka, bo szanse przeżycia ma niewielką. Ale co się nasłuchałam to moje. :/

I tak bywa. To trudne sprawy.
no i trzecia strona - kiedy jako fundacja usypiamy zwierzęta, jesteśmy linczowani...
jakby te decyzje do najłatwiejszych należały

ale kilka lat temu przestałam się tym przejmować - nie mogę patrzeć na beznadziejne przypadki. i nie widzę sensu w podarowaniu zwierzęciu jednego czy trzydziestu dni cierpienia więcej
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
04 września 2015 16:13
Met - i Fundacje, i właściciele prywatni takoż obrywają za eutanzję. Jakby normalny właściciel z rozkoszą i klaskaniem uszkami patrzył na odchodzenie zwierzaka. Ale jedno muszę z siebie wyrzucić: przez ostatni rok musiałam podjąć dwa razy tę koszmarną decyzję. Jednak zawsze kiedy muszę potwierdzić że usypiamy (moi weci zawsze czekają na potwierdzenie decyzji) mimo wszystko czuję się podle. Jakbym dawała sygnał do egzekucji. Może to głupie i sentymentalne, ale ochorowuję to długo...
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
04 września 2015 16:32
Przepraszam za drugi post - zacofanie się kłania... Ale o ile w 1 przypadku nikt mi nie czynił wyrzutów (naczyniakomięsak, śledziona w "drzazgach", przerzuty na wątrobę, rokowania - do 2 tygodni koszmaru) o tyle w drugim ("zejście" pnn, zaburzenia neurologiczne, mocznik z kreatyniną może nie w kosmos ale ostro w górę, pies lat 15... Nie reagujący na kroplówy walone przez dwie doby, nieprzytomny, z atakami padaczki) to usłyszałam że można go było zabrać do kliniki, na dializy, przetrzymać jeszcze kilka dni na kroplówkach... A nóż... 🙁. I choć wetka podzielała moją decyzję to do teraz czuję się ... Dziwnie. Może gdzieś zawaliłam? Może warto było walczyć o każdy dzień.? I pewnie takiej walki oczekuje wielu od Fundacji. Tylko czy to zawsze ma sens? Także dla tego zwierzęcia? W końcu "uporczywa terapia" jest chyba uważana za niętyczną także wobec ludzi?
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
04 września 2015 16:33
O... Napisałam "nóż" i nie mogę edytować! A i 3 post... Chcę bana 😉
Ten oczekuje, tamten oczekuje, ten przyklaskuje... To nie ma znaczenia. Wystarczy że mamy świadomość, że podjęliśmy za zwierzę taką decyzję, jaką - mając wybór, podjęlibyśmy za siebie.
A mamy powód do zmartwienia i wyrzutów wobec siebie, jeśli decyzja lub jej brak są podyktowane brakiem odwagi do wzięcia odpowiedzialności lub uciszaniem okaleczonego sumienia.
omnia   żeby zobaczyć świat, trzeba przejść przez próg
05 września 2015 06:22
Z całym szacunkiem, ale brak refleksji nad koniecznością podejmowania takich decyzji jak eutanazja, nad jej senswonością, nad swoim prawem o decydowaniu o życiu lub śmierci - nie jest w porządku. Jest zamykaniem się na przemyślenia i etykę. W przypadku moich decyzji - obie w moim mniemaniu były słuszne - ale fanatycznie nie powiem że racja "jedna i jedyna" jest po mojej stronie. Szafowanie życiem zawsze powinno podlegać refleksji.
poruszylyście dziewczyny bardzo ważny temat. omnia masz rację, że tam gdzie zaczynymamy rozmyślać nad etyką i filozofią, tam tylko więcej tego cierpienia jest, bo decyzje trzeba podjać stanowczo. albo się ją podejmuje, albo nie. a niestyt są czasmai tacy, którzy nie chcą tego robić. co do wetów, to ja uważam, ze oni tylko wykonuja swoją prace i powinni zawsze uszanowac decyzję własciciela i tylko powiedzmy zrobić to gdy przyjdzie pora.
Nadmiar takich rozważań prowadzi do innego zagrożenia - leczenia własnego sumienia kosztem cierpienia zwierzęcia. Zawsze przy chorobach nieuleczalnych lub ciężko uleczalnych przychodzi moment, w którym cierpienie i/lub poczucie beznadziei w wyniku braku sprawności sprawia, że każdy kolejny dzień to jedynie przykry obowiązek. Że ta przykrość odbiera radość z oglądania świata. Człowiek ma taki etap, w którym choroba go pokonuje i niejednokrotnie ludzie chorzy np na raka z bólu sami odbierają sobie życie. Często, jeśli nie mają takiej możliwości, błagają o cokolwiek co choć na chwilę odbierze im świadomość tego cierpienia. Zwierzę tego nie potrafi (a raczej mało które zwierzę). Będzie walczyło do końca, a im bardziej czuje się kochane i potrzebne, tym skuteczniej będzie nas oszukiwało że jego stan jest lepszy, niż wskazują wyniki. To my musimy rozumieć kiedy przekracza się ta granica cierpienia, po której każdy kolejny dzień to cholernie smutna walka, z góry skazana na przegraną. Dlatego mówię o podejmowaniu takiej decyzji, jaką podjęlibyśmy dla siebie będąc na miejscu chorego zwierzęcia.
BASZNIA   mleczna i deserowa
13 września 2015 09:05
Kotek Horacy nie żyje. Tia..
To prawda? Szkoda malucha. Tyle przeszedł że zasłużył na zwycięstwo. Swojego czasu wyratowałam niewydarzenca w podobnym stanie, przy akompaniamencie czarnych proroctw, nawet umaszczenie takie samo - teraz jest z niego ogromny, silny i super wdzięczny kocioł. Chociaż kto wie, może dla niego to właśnie było jego zwycięstwo?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się