Co mnie wkurza w jeździectwie?

No papatrz, zdjęcie zrobione, połowa sukcesu 😀
A tak bijąc do "rozumienia" moj post wyżej - zależy od tonu wypowiedzi ;-)
Biczowa   tajny agent Bycz, bezczelny Bycz
28 października 2015 22:00
Ja tam mojemu czasem grożę że go na kabanosy przerobie ale jeśli wołam do konia i nie używam jego imienia, mówię myszku tak samo mówiłam do mojego psa (do psa też często mówiłam "moje małe psie szczęście"😉. Kowal go czasem nazwie burakiem jak nie chce grzecznie stać 😁
Gillian, ja tam wygrałam w totka. Wiele razy. Zapomniałam dodać, że chodzi mi o miliony 🤣
a mi się wydaje, że te ''wyzwiska/przezwiska'' wynikają nie tylko z sytuacji ale również charakteru pupila. mój jest często złośliwym dziadem ale nigdy nie nazwałabym tak konia koleżanki, z którym kiedyś pracowałam bo jak coś nie wychodziło to nie z powodu jego buntu tylko ciapostwa dlatego go ochrzciłam niebieski pierdułek i chyba nawet nowy właściciel to przejął.
w stajniach, w których przebywałam praktycznie, każdy koń miał przezwisko: marysia- bo taka delikatna urocza klacz, pieczarka- bo miał grzyba, Karol- bo mimo braku jajek zalecał się do każdej klaczy, szczeżuj- bo się szczurzył. sucza i dziwa- bo lubiły ugryźć i kopnąć, zlepek- bo zawsze był brudny, górnik- bo zawsze miał przekopaną ściółkę.
często na klacze koleżanek mówię babeczki lub kobyluch i kiedyś dostałam burę od koleżanki że baby są w nosie a kobyły przy płocie a jej klacz to panienka, dlatego teraz w pensjonacie mówię cześć konie,co koniu aby nikt nie miał pretensji  😉

brań boże określenia nie wynikały z braku szacunku do żadnego z koni ani innego zwierzaka, bo stajnia to wszelaki zwierzyniec.

mnie wkurza brak czasu i wieczne korki  👿
i mała ujeżdżalnia 🙁


Co do zwracania się do konia, to może zna ktoś magiczne zaklęcie. Ja znam  😀iabeł:
Magiczne? Ale w jakiej sytuacji?
A w takiej jak koń nie ma ochoty iść gdzie chce jeździec  . 😀
Wtedy zwracam się do konia pomocami jeździeckimi. Przekleństwa nie są mi potrzebne...
A najczęściej konia uspokajam, bo gdy nie chce gdzieś iść, to się boi... (przynajmniej moje konie).
Pomaga też jak nachylisz się i szepniesz do ucha ,, Pójdź bo cię sprzedam { do Rawicza }  konserwo ". Ot taki czarny humor.
niesobia, wolę się nie nachylać
Koń, który się boi lubi się wspiąć a ja szanuję... swoje zęby i robotę mojego stomatologa  :emota2006092:

Poza tym, jak pisałam - nie wyzywam koni od dziwek, trupów, czy konserw... no jakoś nie.
[quote author=_Gaga link=topic=885.msg2441756#msg2441756 date=1446117747]
Poza tym, jak pisałam - nie wyzywam koni od dziwek, trupów, czy konserw... no jakoś nie.
[/quote]

Też tego nie rozumiem i strasznie nie lubie... Irytuje mnie jak ktoś się drze na konia.
Mnie w ogóle irytuje, jak ktoś się drze na kogokolwiek, nie tylko na konia.
W kwestii koni irytuje mnie tym bardziej, że akurat moja jest z tych, że wystarczy ostrzejszym tonem powiedzieć "ej!", żeby odebrała intencje. Nie wyobrażam sobie więc, żebym się miała drzeć.
Ale ogólnie, moim zdaniem do krzyku (na konia, człowieka, kogokolwiek) uciekają się wyłącznie osoby, którym puszczają nerwy, bo nie umieją sobie radzić z emocjami.
Dziewczyny ale wyzywać można równie dobrze pod nosem. Kto tu mówi o krzyku??  🤔 chyba sobie coś dopisujecie...
Znajoma opowiadała, ze widziała dziewczę które podczas całej jazdy (treningiem tego nie nazwę) non stop wyzywała konia od k... i p.. k... i w ogóle słownictwo takie, że szewc nie ma szans. Nie krzyczała...

Dla mnie to kwestia nastawienia - stąd mowa o swego rodzaju szacunku. Skoro ktoś ma nastawienie, ze jego koni to trup... to trupem zwierz ów będzie... oby tylko w przenośni.

Mi też zdarza się wkurzyć na konia. Jestem tylko człowiekiem. Ale nadal nie wyzwę - no nie...
Nie no, jasne, że wkurzyć się zdarza. Ale ja również nie wyzywam, a odnośnie postu Kajuli - nie drę się i nie krzyczę.
I bardzo mnie denerwuje, jak ktoś obok pokrzykuje na konia i ciągle go sztorcuje podniesionym głosem.
...chociaż czasem potrafi też bawić. Np. sytuacja - lonżowanie konia, koń młody, ze średnią równowagą, na zakrętach przyspiesza, ogólnie mocno idący do przodu, właścicielka próbuje go zwolnić, coraz głośniej i energiczniej wykrzykując: "Wolniej! No wolniej mówię ci! Zwolnij! No zwolnij, bo się zabijesz! No co wyczyniasz, wolniej!!!". I zdziwienie, że koń nie zwalnia.  😀
Ja wolę siarczyście przeklnąć, niż ryzykować, że ta moja złość pójdzie np. w szarpnięcie, czy niepotrzebne użycie bata. Jestem bardzo emocjonalna, więc wolę emocje gdzieś wywalić zanim zrobię coś czego będę żałować. Głupio mi tylko jak się okazuje, że teściowa akurat w ogródku pracuje  😁 Tylko, że nie klnę właściwie na konia, tylko w eter. Na siebie jestem zła, że w ogole jestem zła  😉 Ale z biegiem lat jestem coraz bardziej cierpliwa i to właśnie konie mnie tego uczą.

Do koni czasem mówię coś w stylu "małpo" albo "grubasie". Czasem tak mówię do męża i syna  😉 A oni się na to uśmiechają, bo tylko najbliższym przyjaciołom nie boję się tak powiedzieć 😉 Szacunek mam ogromny do wszystkich wyżej wymienionych, ale przede wszystkim - my się lubimy.

Murat-Gazon Czy zdziwienie? Mnie też się tak zdarza, choć raczej nie jak jestem sam na sam z koniem. Dla mnie to sposób na rozładowanie napięcia i potraktowanie sytuacji bardziej na luzie.

Taki udawany dialog z koniem to jeden z moich dobrych sposobów na rozładowanie irytacji. Z tym, że ja znam siebie i wiem, że nie mogę tego kumulować, bo nie umiem utrzymać w ryzach.

P.s. W obecności osób, których dobrze nie znam, albo tym bardziej trenerów to trzymam język za zębami 😉
Atea w opisanym przypadku akurat zdziwienie 🙂 co dla mnie było o tyle zabawne, że koń tak czuły na ton głosu i mowę ciała człowieka, że można go wystrzelić galopem z miejsca na drugą stronę padoku gwałtowniejszym ruchem ręki czy ostrzejszym tonem głosu. Dlatego zwalnianie go za pomocą pokrzykiwania nooo... kosmos  😂
Gaga fakt raz się pochyliłem nad koniem w nieodpowiednim momencie  i jedynki do dzisiaj mi się rylają . A na poważnie do konia można mówić jak się chce , ważny jest przekaz emocjonalny , a nie konkretne słownictwo . Można z czułością powiedzieć konserwo lub z nienawiścią kochanie .  Głos jest jedną z pomocy jeździeckich szczególnie przydatny przy młodych koniach i w zaprzęgach .  Lecz też chyba trochę należy się kontrolować z doborem słownictwa, bo jednak nie wypada  ruszać zaprzęgiem przed sędziami z okrzykiem,, dalej konserwy czy co tam innego " . Jak ktoś w lesie końmi pracuję słownictwo nie ma znaczenia , ale jak do ludzi się jedzie, to jednak jakiś poziom trzeba utrzymać  😉. Przychodzi mi to nieraz ciężko , bo jednak przyzwyczajenia to druga natura  i dlatego  z autopsji powiem jednak trzeba się kontrolować  😤
Czytam i nie wierze... Czy Wy serio tak sie denerwujecie pry koniah ze musicie sobie przeklnac bo inaczej go szarpniecie. Ja jestem z natury osoba dość hmm wybuchowa i Wkurzaja mnie ludzie, czekanie, komputery, służba zdrowia, reklamy, urzędy - generalnie wszystko prawie. Jednak kon to tylko zwierze i raczej rzadko robi cos złośliwie. Nie wiem jak spłoszenie sie, kręcenie czy co tam Wasze konie robią moze kogos wkurzać.
I tu przypomina mi się taka sytuacja:
państwo młodzi zajechali do kościoła bryczką zaprzężoną w pięknego, karego ogiera. Trwa msza, wszyscy w środku, drzwi otwarte, a woźnica przed kościołem z tą bryczką czeka. Aż tu nagle - akurat podczas jakiejś chwili ciszy w kościele - słychać z zewnątrz wyraźne "[imię konia], stój, ty ch....u!"

ale jak do ludzi się jedzie, to jednak jakiś poziom trzeba utrzymać   😉. Przychodzi mi to nieraz ciężko , bo jednak przyzwyczajenia to druga natura  i dlatego  z autopsji powiem jednak trzeba się kontrolować   😤
nikinga, Jak się przebywa z końmi +- 10 godzin dziennie to naprawdę ciężko czasem nie mieć gorszego dnia/momentu. Godne podziwu to nie jest, ale na pewno ludzkie.

Mnie jednak bardzo ciekawi to, że ta irytacja nie narasta, a wręcz przeciwnie - większość ludzi pracujących przy koniach szybko zauważa zalety prawdziwej cierpliwości i tym samym uczy się przechodzenia w taki tryb "po mnie to spływa, pracujmy dalej". To jedna z najlepszych lekcji, jaką można przyjąć od koni.

Moja kobyła w trybie barany ze mną na górze zatrzymała się, jak wrzasnęłam „czarno cholero stój”. Wyrzuty sumienia mnie nie gryzą. 

Zdarza się, że jej mówię, że na wycieczkę do Rzymu pojedzie. Wyrzuty sumienia jak wyżej.

😀
Facella   Dawna re-volto wróć!
29 października 2015 16:18
nikinga, Jak się przebywa z końmi +- 10 godzin dziennie to naprawdę ciężko czasem nie mieć gorszego dnia/momentu. Godne podziwu to nie jest, ale na pewno ludzkie.

Mnie jednak bardzo ciekawi to, że ta irytacja nie narasta, a wręcz przeciwnie - większość ludzi pracujących przy koniach szybko zauważa zalety prawdziwej cierpliwości i tym samym uczy się przechodzenia w taki tryb "po mnie to spływa, pracujmy dalej". To jedna z najlepszych lekcji, jaką można przyjąć od koni.

O, dokładnie to!
Jak się ma swojego konia do kochania i miziania, a karmi, wyprowadza na padok i sprząta w boksie kto inny, to jest cacy.
Jak nagle ma się pod opieką piętnaście takich, trzeba karmić, wyprowadzać, sprzątać, jeździć (a nie na każdym się lubi), to nagle się okazuje, że wcale nie jest tak tęczowo i jednorożcowo, jak się kiedyś wydawało. I można się zirytować, a że ludzie są różni - jeden przejdzie nad tym do porządku dziennego, drugi będzie dusił w sobie do wybuchu, trzeci kopnie wiadro z nerwów, a czwarty będzie klął - to nie dziwię się różnym słowom w stajni. Też wolę sobie zakląć (i to najczęściej nie personalnie do konia, tylko tak o, w powietrze) niż dusić to w sobie, bo na zwierzętach się wyżywać nie będę, ale ludziom potrafi się oberwać  😁

Zdarza się, że jej mówię, że na wycieczkę do Rzymu pojedzie. Wyrzuty sumienia jak wyżej.

😀

Na wycieczke do Rzymu dzieki rawickiemu biurowi  podrozy  😁
[quote="_Gaga"]Dla mnie to kwestia nastawienia - stąd mowa o swego rodzaju szacunku. Skoro ktoś ma nastawienie, ze jego koni to trup... to trupem zwierz ów będzie... oby tylko w przenośni.[/quote]
Oooo, to, to, to. Podpisuję się rękami i nogami.

Hmm. Nie, żebym święta była, bo też mi się zdarzyło siarczyście rzucić do konia "Ty cholero!!", ale zawsze mam potem wyrzuty sumienia. Na koniu.... hmm... nie przypominam sobie. Na pewno się zdarzyło jakieś "Eee!!!", na pewno się zdarzyła mega siarczysta wiązanka jak mi 600 kg w podkowie nadepnęło na nogę (głównie po to, żeby z tej nogi zszedł, bo nie chciał tego zrobić....), ale jakoś tak nie mogę powiedzieć o swoim koniu "debil".

A już totalnie mnie wkurzają jeźdźcy drący się na swoje konie przez 3/4 jazdy..... Jakoś tak zawsze mi się marzyło jeździectwo piękne, eleganckie, dostojne, szlachetne, elitarne, ciche.... I takie, w którym trener nie mówi nic, a koń robi Wszystko.
A mnie wkurza około stajenne obrabianie ludziom tyłków
Prowadziłam przez krótki czas jazdy (bardzo źle wspominam) i to było 10 h przy koniach, bo kilka godzin jazd + swoje i czesto tak wychodziło. Wtedy też wkurzali mnie ludzie których prosiłam po 10 razy żeby nie rozpędzali konia w zagalopowaniu, a nie konie które nie chciały zagalopować na przykład  😀 Co do tego czy konie rozumieją czy nie to mam historię z tych wakacji. Koń się czegoś przestraszył i zaczął biec, nie moge sie ani zatrzymać ani skręcić. Przed nami linka na wysokości kolan której koń chyba nie widział, powiedziałam do niego "ej uważaj, płot" a on momentalnie wrócił do mnie i płynnie wjechalismy w zakręt  😀
Troche przesadzacie chyba. Z tego co zrozumiałam, to żadna osoba tutaj nie wyzywa konia złośliwie. Ja tez czasami nazwę swojego łosiem, trupkiem, złośliwą mendą ale nigdy ze złością. Gdyby tak bardzo mi przeszkadzał to bym go po prostu sprzedała. Rawiczem tez mu grozilam ale juz nie moge, wiec przestałam.  🤣 Pozniej i tak go wymiziam i ukocham a jak powiem "głupku" łagodnym głosem, bo zrobił cos mega irytujacego to myśle, że sie nie obrazi. Tez mnie wkurzają ludzie, którzy drą sie o to, że kon przy czyszczeniu ruszy uchem albo przestraszy sie czegoś na jeździe ale myśle, że żadna z dziewczyn piszących tutaj nie tego typu wyzwiska ma na myśli.
[quote author=Atea link=topic=885.msg2441819#msg2441819 date=1446128397]
nikinga, Jak się przebywa z końmi +- 10 godzin dziennie to naprawdę ciężko czasem nie mieć gorszego dnia/momentu. Godne podziwu to nie jest, ale na pewno ludzkie.

Mnie jednak bardzo ciekawi to, że ta irytacja nie narasta, a wręcz przeciwnie - większość ludzi pracujących przy koniach szybko zauważa zalety prawdziwej cierpliwości i tym samym uczy się przechodzenia w taki tryb "po mnie to spływa, pracujmy dalej". To jedna z najlepszych lekcji, jaką można przyjąć od koni.

O, dokładnie to!
Jak się ma swojego konia do kochania i miziania, a karmi, wyprowadza na padok i sprząta w boksie kto inny, to jest cacy.
Jak nagle ma się pod opieką piętnaście takich, trzeba karmić, wyprowadzać, sprzątać, jeździć (a nie na każdym się lubi), to nagle się okazuje, że wcale nie jest tak tęczowo i jednorożcowo, jak się kiedyś wydawało. I można się zirytować, a że ludzie są różni - jeden przejdzie nad tym do porządku dziennego, drugi będzie dusił w sobie do wybuchu, trzeci kopnie wiadro z nerwów, a czwarty będzie klął - to nie dziwię się różnym słowom w stajni. Też wolę sobie zakląć (i to najczęściej nie personalnie do konia, tylko tak o, w powietrze) niż dusić to w sobie, bo na zwierzętach się wyżywać nie będę, ale ludziom potrafi się oberwać  😁
[/quote]
Coś w tym jest, jak pracowałam z końmi, które niekoniecznie były super wychowane i np. próbowały się po mnie przespacerować, to też mi się zdarzyło zakląć. Raczej nie personalnie do konia, tylko w przestrzeń - i zdecydowanie w wyrazie bezsilności... Tak to do "mojego" zwykle jest "misiek", "żaba", "dzieciaku", jak się np. nie chce od razu przesunąć, to "dziecko drogie" z pogróżką w głosie 😉 W przypadkach nieposłuszeństwa czy głupich zachowań zwykle sprowadza go na ziemię "e" albo "nie!" wypowiedziane ostrym tonem. Kiedyś w jednej ze stajni funkcjonowały jeszcze "torby" (w stosunku do klaczy-matek 😉), "cymbały" i "bęcwały" - i to były chyba najgorsze określenia, jakie tam padały w stosunku do koni. Za to niecenzuralny język tak ogólnie - kiedyś żyłam w przekonaniu, że to taka ogólna przywara koniarzy i wszyscy tak przeklinają... Oj, długo się potem musiałam pilnować, żeby mi się "nie wyrywało" na co dzień.
Też nie lubię nieuzasadnionego wyżywania się (nawet słownego) na koniach, choć wydaje mi się, że to jednak kwestia tonu głosu, jakim coś powiemy. Dla przykładu - nasz kowal zwykle wychodzi z założenia, że nawet jak koń coś odwala, to on udaje, że nic się nie dzieje, żeby dodatkowo konia nie podminowywać. Śpiewa czasem, opowiada koniom jakieś bzdury, czasem można pęknąć ze śmiechu, jak się tego słucha. 😉 Któregoś razu jeden z koni, którego u nas robi, wybitnie nie współpracował, kręcił się, zabierał nogi, wszystko go rozpraszało. A to był już drugi koń z rzędu, który nie bardzo chciał stać spokojnie (taki dzień, coś się chyba wtedy działo na ulicy hałaśliwego). W którymś momencie kowal stracił cierpliwość (gdy koń kręcąc się prawie wlazł w hoofjacka) i zaczął kląć pod adresem konia - żeby rozładować napięcie i nie wkurzyć się na konia bezpośrednio. Ale robił to z tak stoickim spokojem, tak spokojnym tonem, że stwierdziłyśmy z koleżanką, że jest święty, bo w tamtej sytuacji każdy już dawno straciłby cierpliwość i konia ustawił do pionu bardziej dosadnie (tyle, że wtedy już nie byłoby mowy o żadnej współpracy ze strony konia). Więc jestem zdania, że czasem trzeba, bywa, że to najbezpieczniejsza z dostępnych opcji.
Mnie strasznie wku..... dziewczyny 13-16 lat. Bez opieki instruktora ( od paru miesięcy)  rządzą się swoimi prawami na stajni. Ważne aby wsiąść na swoje ulubieńce, poklepać tyłek i pojechać do domu. A to, że za miesiąc są jakieś mikołajkowe zawody to  trza przecie trenować- pomimo, że konie chore ( konkretnie).... Ręce i cycki mi już odpadają. Gdyby nie to, że nie ma w okolicy innej stajni to musze tu tkwić z koniem
😵
a mnie wkurza ludzka nieświadomość. to, że ludzie trzymają konie w bardzo średnich warunkach i tego nie widzą, nie odczuwają.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się