kącik pomocy medycznej, czyli: czy to coś powaznego i jak temu zaradzić

na afciory polecam DENTOSEPT A mi bardzo bardzo pomogl
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
29 kwietnia 2009 09:13
Dobrze, pytanie do tych, co się często kaleczą 😉

Mam założonych 5 szwów pod kolanem. Wszystko to mocno pracuje - rana dość kiepsko umiejscowiona + lekki ubytek ciała odnotowany przez chirurga (szeroki uśmiech i "jakbym nie pozszywał to i tak będzie spora blizna, hehe"  🙄 ).
Moje pytanie brzmi: co pomoże przytrzymać wszystkie kawałki do kupy na tyle, żeby móc ciut aktywniej funkcjonować? Posklejanie tego cuda dodatkowo stripami? Jakimi plastrami to potem zabezpieczać?
Jakoś nie wierzę w dobroczynne , czy jakiekolwiek działanie działanie bariery dla kurzu w postaci bryczesów i założonych pod nimi opatrunków z gazy. Ostatni haft krzyżykowy zakładali na mnie dobrych kilkanaście lat temu, prawie nic nie pamiętam z obsługi takich kwiatków. Oprócz tego, że wszystkie szwy się zawsze rozłaziły.

Jak kiedyś rozcięłam rękę, to nie dałam się zawieść do szpitala na szycie i mama mi dała takie plastry specjalne. One mają w sobie takie coś, że rana po pierwsze goi się szybciej, a po drugie jest zabezpieczona. Ręką mogłam ruszać i nie było problemu. Jak chcesz, mogę zapytać dokładnie o ich nazwę 😉
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
29 kwietnia 2009 14:26
Będę wdzięczna  :kwiatek:
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
04 maja 2009 10:30
Muszę do góry podbić - HELP!
Zdjęli mi szwy - i rana się pięknie otworzyła i rozlazła  😤

Wysłałam męża po stripy - mogę nimi dość gęsto całą szramę zakleić?


Muszę do góry podbić - HELP!
Zdjęli mi szwy - i rana się pięknie otworzyła i rozlazła  😤

Wysłałam męża po stripy - mogę nimi dość gęsto całą szramę zakleić?



🙁
To zależy jak brzegi rany wyglądają. Raczej będzie się pewnie goić przez ziarninowanie.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
04 maja 2009 10:35
a mi pazur schodzi. Jest to obrzydliwe... Przycięłam sobie palca z miesiąc temu samochodem... Pazur czarny i prawie zlazł. Mam nadzieje, ze nie musze z nim wedrowac do lekarza i sam narośnie nowy.
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
04 maja 2009 10:56
To zależy jak brzegi rany wyglądają. Raczej będzie się pewnie goić przez ziarninowanie.

Zszyte wyglądały ładnie, może pół mm rozwarcia. Teraz prawie pół centymetra. Szanowne ciało ma mnie w d... i nie chce współpracować.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
05 maja 2009 06:43
Podbijam - czy komuś schodził paznokieć...?
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
05 maja 2009 10:36
Schodził wielokrotnie - doświadczona życiowo jestem 😉
Na ogół wymiana pazurka jest bezproblemowa - jedyna upierdliwość to dość długi czas oczekiwania, nawet przy odpowiednim dokarmianiu pierwiastkami.
Widać już nowa płytkę? Przy okazji uszkodziłaś (nie daj Boże) komórki twórcze?
opolanka   psychologiem przez przeszkody
05 maja 2009 13:01
Moim zdaniem płytke nowa widać, już około 5 mm. Mam nadzieje, ze to nie jest dziwnie uformowane ciało pod paznokciem, ale jednak nowy pazur. Twardy jest, jak paznokiec, ale czy ja wiem...

komórek twórczych chyba nie uszkodziłam, mam nadzieje. Palec sobie przytyrzasnęłam drzwiami od auta, ale że najmniejszy, to obyło się bez złamania. Kikla dni bolał, był spuchniety, ale teraz to juz mnie tylko wkurza ten wiszący paznokieć. Właściwie to trzyma się tylko na kilku milimetrach z boku. Ale raczej go nie zrywac, co?
Ja to zawsze czekam az ten stary odpadnie  🤣 Zeby mi sie nie zarywał, plastrem zaklejam czasem. Ewentualnie przycinam go codzien troche. Mnie kon stanal na palec hmm, w sierpniu chyba, a dopiero teraz mam normalny nowy paznokieć. Nie jest jakis piekny ale coz  🙄
Mi koń stanął na palucha na początku czerwca a dopiero w lutym paznokieć był normalny, tzn mocny, gładki i bez przebarwień.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
06 maja 2009 07:01
no to dobrze, że mi się to stało przed weselem znajomych, a nie własnym. Oszczędzę na tipsach 😁 bo chciałam zrobić...
Dzięki za odpowiedzi, zawsze to raźniej 😉
Mojemu synkowi schodzi. Długo miał taki poczerniały i zmatowiały który odstawał ale nie chciał do końca odpaść, w końcu obcięłam mu to co odstawało i został na dole taki kawałeczek z 3 mm i teraz to odrasta..
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 07:40
tez mysle, zeby obciac ...
Czy jeśli przy usuwaniu kleszcza ten kleszcz się urwał i została tylko jego malutka część (sam kleszcze tez był mały) w skórze i nie udało się jej wstępnie usunąć igłą, to stanie się coś, jeśli on już tam zostanie?

Nie bardzo chcę mieć wielką dziurę na mostku, a właściwie to już na piersi...  🙁
Może nie powinienem się wypowiadać, bo moje doświadczenie kleszczowe to tylko psowe. Ale jak zostanie w psie to po pewnym czasie nie ma śladu. Niestety z mojej wiedzy wynika ze ów kleszcz mógł cie zarazić jakimś świnstwem(borelioza, zapelenie opon itd.) wiec musisz to obserwowac to ukaszenie (teraz je zdezynfekowac) i badać krew a najlepiej udaćsię do lekarza po profesjonalna porade.
Moona ja parę lat temu miałam kleszcza w nodze- malutkiego, i pojechałam na pogotowie tam mi go wydłubali igłą od strzykawki, zdezynfekowali, dali zastrzyk ( chyba przeciw tężcowi  🤔 nie pamiętam  😡 ) i w parę dni śladu nie było. Jakoś nie czułam się dobrze wiedząc, że kleszcz tam siedzi..

Ostatnio reklamują taką stronę: kleszczeinfo.pl może tam coś piszą na temat pozostawienia resztek kleszcza....
opolanka, ja sobie przycielam paznokiec samochodem i to wsiadajac do auta wyjezdzajac z austrii. oprocz tego, ze wylam z bolu cala droge, srodki przeciwbolowe NIC nie dawaly, a przez tydzien chodzilam z reka w gorze i nie moglam nia nawet gwaltowniejszych ruchow robic (a mimo to nawet skokowa jazde z jedna sprawna reka mialam) to poza tym wszystko ok bylo. paznokiec zszedl, nie pomagalam mu bo nawet palca dotknac nie moglam.. dluuugo jeszcze nawet i nowy paznokiec wygladal be, ale teraz juz nie ma absolutnie zadnego sladu 🙂
nic sie nie stalo jak zostal kawalek, wyjdzie tak jak drzazga, czyli troche sie ropy zbierze i sie 'samousunie' 😉
nie musisz od razu leciec na badania, tylko obserwuj, czy nie robi sie rumien, czy sie dobrze czujesz itd.
co do wyrywania kleszcza, zawsze lapcie go jak najblizej skory, zeby nie wcisnac tego co w nim jest z powrotem pod skore, bo to juz jest pomieszane z tymi kleszczowymi plynami. Tak mi wet ostatnio mowil jak sie wypytywalam.
Wiem, że mógł mnie zarazić, ale tak mi się wydaje, że zaraża obojętnie czy się go wyjmie czy jakaś jego malutka resztka pozostanie. Chyba, że się mylę i zarażenie następuje dopiero po kilku dniach jego obecności w ciele?

Mama próbowała go wyciskać  - siedział niewzruszony i wyciągać - urwał się.
Dopiero po fakcie doczytała, że należy go wykręcać delikatnym ruchem lewoskrętnym 😉
Doczytała też, że jak kleszcz się czuje zagrożony, to może "zwymiotować" do ciała to, co ma w sobie... Ekstra 😉

Póki co zaczerwienia żadnego nie ma, tylko strupek na ugryzieniu, bo przy wydłubywaniu go igłą polała się moja krew 😉


Była wczoraj wieczorem opcja, że go na noc zostawię i pójdę z nim dziś na pogotowie, ale nie wiem czy bym zasnęła wiedząc, że coś sobie na mnie żeruje  😫
opolanka   psychologiem przez przeszkody
11 maja 2009 09:20
wiesz co a moze lepiej się udac do lekarza, podadzą Ci antybiotyk profilaktycznie, bo borelioza to syf :/ a czasem wcale nie ma wędrującego rumienia i innych objawów. Ja sie tam kleszczy boję.
Mama wczoraj go jednak wydłubała (przykleił się do strupka), a ja nie jestem z tych, co to się dobrowolnie dają kłuć, także pożyjemy, zobaczymy, a póki co to się cieszę, że nic już we mnie nie siedzi 😉
Ale się zdziwiłam! Aż się podzielić muszę.

Dopadło mnie przeziębienie jakieś. Takie tam, gardło, mętnie w głowie. Bywa. Przejdzie. Do tego, tak dość typowo, katar. Najpierw ledwie trochę wody, a poteeeeem... Wczoraj już nic tylko smarkanie ciągłe, ilości techniczne, nos zatkany. Brrr, nie lubię. Zawsze się godziłam z prawdą: nie leczony tydzień, leczony 7 dni, bo się niestety sprawdzała. Ale wieczorem postanowiłam się zawziąć. Ze dwa razy przepłukałam nos letnią wodą z odrobiną soli. I zaczęłam dusić punkt akupunkturowy, który mi chiński lekarz pokazał. Z boku nosa. Dusiłam, bolało, dusiłam. Kilka minut, może kwadrans. Potem znowu, jak sobie przypomniałam to parę minut. I jakby było lepiej... A dziś obudziłam się zupełnie bez kataru. I bez spuchniętych śluzówek.  😜 Niech żyje chińska medycyna! Jeszcze raz przepłukanie nosa, kilka razy ponaciskałam punkcik. I nie ma zarazy. No, to rozumiem.
Teo, podziel się z nami informacją, w którym miejscu ten punkt się znajduje 🙂
Mój katar niestety czasem i dwa tygodnie trzyma... 🙁
To łatwiej pokazać bezpośrednio, ale mogę spróbować opisać...
Na tym obrazku: to będzie punkt 20 na linii LI.
To jest tak, że nad nozdrzem, pod oczodołem, w bok odchodzi taki "wałek" z kości (zatoki tam są? przynosowe?) i to na nim jest ten punkt. Ten punkt jest wrażliwszy od skóry tuż obok - zwłaszcza jak się ma katar. Wrażliwszy, to znaczy boli jak się naciska, bardziej niż inne miejsca. Trzeba poszukać w tej okolicy, powinno się udać 🙂 I jak boli, to naciskać. Jak mi lekarz wbijał kiedyś sam igiełkę na katar (też pomogło, ale to nie było spektakularne, bo wtedy to ledwie początek nieśmiały kataru był), to wbijał tylko po lewej stronie nosa. Ale nie wiem, czy to miało znaczenie.
W sieci można sobie poszukać, o tym punkcie LI 20. W opisach widzę, że różnych problemów z nosem dotyczy (między innymi).
Wspomagałam akupunkturą leczenie nadciśnienia i nerek -faktycznie była znaczna poprawa- odbyłam 10 zabiegów, choć to troszkę nieprzyjemne, ale skuteczne.
Averis   Czarny charakter
13 maja 2009 22:54
Co do kleszczy- baardzpo polecam taki 'długopis ' na kleszcze- du kupienia w aptece po około 25 złotych. Na końcu ma taka pętelkę- daje się ją jak najbliżej skóry, zaciska, przekręca i kleszcze jest tylko wspomnieniem. Na konie i psy też działa 😉

http://www.krakvet.pl/trixie-penseta-petla-uchwytem-usuwania-kleszcz-2427-p-3521.html

Coś takiego (teraz widzę, że w aptece zdrowo przepłaciłam)  😂
Bischa   TAFC Polska :)
14 maja 2009 10:02
Apropo kleszczy . Leżę sobie w łóżku wczoraj w nocy ( było gdzieś koło 1 ) , przekręciłam się na drugi bok i coś mnie poniżej biodra boli i po części już na prawym pośladku . Myślałam , że mi się jakiś ropniak zrobił , bo takie rzeczy czasem mi w tych miejscach wyskakiwały , ale coś mnie tknęło i się pomacałam po tym bolącym miejscu - a to wystaje i daje się przekładać na boki , więc se myślę "Ki diabeł?" . Zapaliłam światło , wygięłam śmiało ciało ja patrze , a z mojego pośladka wystaje okrąglutka szara dupka  🤔 Wszyscy śpią , nie będę z powodu kleszcza ich budzić . Złapałam w dwa palce i zaczęłam obracać chcąc wykręcić . Trzymał się mocno cholernik , bolało jak wykręcić próbowałam i mi się w dodatku wyślizgiwał . Ale się udało wyciągnąć darmozjada - sprawdziłam , wszystko miał na swoim miejscu , jeszcze zaczął gryźć mnie w palce - zaniosłam do łazienki i zgniotłam butelką z perfumami . Rankę odkaziłam i położyłam się spać . Teraz już mniej boli i nie jest takie twarde i nie ma gulki . No i czerwona skóra jest , ale na rumień nie wygląda . Nie swędzi , nie piecze . Powinnam iść do lekarza ? Jak się obudziłam nikogo w domu nie było już , a rodzice medyczni .
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się