Koniec z jeździectwem?

Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 maja 2009 23:40
busch, to nie jest chora sytuacja, jeżdżę, płacą mi za to, studiuję i jakoś udaje się wyjść na zero bez pomocy z zewnątrz. Niestety konie nie mogą być moim priorytetem numer 1 w tym momencie. Co nie zmienia faktu że mnie to niesamowicie drażni i wciąż się kaleczę tym "różowym nożykiem". Szczyt sadomasochizmu  🤔wirek:
busch   Mad god's blessing.
04 maja 2009 23:47
Lotnaa- ja definiuję chyba inaczej chore sytuacje. Dla mnie chora sytuacja jest wtedy, kiedy się dręczę czymś (lub kiedy coś dręczy mnie);a jak to z zewnątrz wygląda- to już obojętne 😉 .
Ale to twoje życie, radzić jest zawsze najłatwiej- kto wie, czy sama nie trwałabym tak samo w okaleczaniu samej siebie "tak dla zasady" albo całkiem bez powodu. Co nie znaczy, że takie zachowanie jest dobre- bo nie jest. Dobre jest poszukiwanie takiego pomysłu na zycie, w którym jest mi przynajmniej w miarę psychicznie wygodnie już teraz i nie zanosi się zbyt szybko, by się to zmieniło.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
04 maja 2009 23:55
busch, tylko o to właśnie chodzi, że my tu o koniach rozmawiamy. Czyli o pieniądzach, bo w 85% można tu postawić znak równości. Kilka procent to również dobra wola najbliższych, ale to też towar deficytowy.

A pomysł na życie mam od zawsze - mieć taką zaj****tą pracę, która utrzyma mnie i mojego pięknego konia na wygodnym poziomie. Tylko jeszcze nie rozpracowałam planu, jak ten mój "genialny" pomysł zrealizować i wprowadzić w życie. 

Anyway, idę spać bo znów żale na zły świat wylewam, a to przecież nie ten wątek.
Lotnaa Czas szybko mija - i możliwości się zmieniają. A zebrane doświadczenia - przydadzą się. Popatrz na to w ten sposób: uczysz się koni - i jeszcze Ci za to płacą  🙂
Ja dzisiaj podjęłam decyzję: zaczynam konkretnie pracować na swojego kopytnego. Jak? zobaczymy co wyjdzie, ale będę próbować do skutku.
busch, tylko o to właśnie chodzi, że my tu o koniach rozmawiamy. Czyli o pieniądzach, bo w 85% można tu postawić znak równości. Kilka procent to również dobra wola najbliższych, ale to też towar deficytowy.

A pomysł na życie mam od zawsze - mieć taką zaj****tą pracę, która utrzyma mnie i mojego pięknego konia na wygodnym poziomie. Tylko jeszcze nie rozpracowałam planu, jak ten mój "genialny" pomysł zrealizować i wprowadzić w życie. 

Anyway, idę spać bo znów żale na zły świat wylewam, a to przecież nie ten wątek.



Lotnaa
Mozesz np. wejsc w sprzedaz i piac sie wzwyz do wyzszych stanowisk kierowniczych. Rozpoczynajac prace na stanowisku kierowniczym, przygotowujesz sie i zdajesz egzamin na czlonka rad nadzorczych. A nastepnie majac wyksztalcenie, doswiadczenie kierownicze i zdany egzamin, bierzesz udzial w konkursach do rad nadzorczych. Kto wie, moze i bez znajomosci przejdziesz pozytywnie sito.
To jeden z pomyslow na dojscie do hajsu samodzielnie  🙂

Mozna tez sprobowac meza bogatego znalezc  😁

Pomysly, kreta droga schodami i wykonastwo daja niemal nieograniczone mozliwosci !
Zairka   "Jeżeli jest Ci pisany to będzie Twój..."
05 maja 2009 10:17
Ja mam innna sytuacje ale zastanawia mnie jak sie rozwiąże......Całe życie z końmi jedyna przerwa była jak złamałam nogę. Chce jeździć ale obecnie nie ma takiej możliwości- jestem w ciązy. Do tej pory pracowałam z końmi, jako instruktor, kierownik stadnin itp... Sprzedałam siwego bo jednak nie stać mnie i na konia i na dziecko. Przynajmniej tak przypuszczam i wolałam zrobić to za w czasu, kiedy miałam mobilizacje i siłę na to... tęsknie za nim bardzo ale wiem że w lepsze ręce trafić nie mógł cały czas mam kontakt z jego właścicielami, widzę jacy są razem szczęśliwi wiec nie cierpię aż tak bardzo.
Boje sie że po urodzeniu dzidziusia wszystko sie zmieni nie bedzie ani czasu ani pieniędzy na to żeby jeździć, trenować i wszytskie marzenia cos trafi.
Z drugiej strony jestem juz żona będę mamą i musze patrzeć na to co w życiu rodzinnym jest naprawdę ważne. raczej nie ma możliwości żeby wrócić do pracy przy koniach, to za bardzo praco i czaso chłonne.
Mam cholerne wyrzuty sumienia, czuje że na razie wszystko zrobiłam tak jak powinnam ale serce ciągnie do koni i nie wyobrażam sobie żeby z tego wszystkiego zrezygnować.....czy ja jestem jakąś wyrodna matka czy co.... obwiniam sama siebie że powinnam zrozumieć, że taka kolej rzeczy ale chyba jestem zbyt samolubna 😕 😕
Daj spokój z tym samolubna. każdy ma prawo do szczęścia i to Ty decydujesz, czym jest szczęście, a nie ktoś inny. Ja z kolei nie raz słyszałam, że powinnam zostawić konie, zająć się domem, urodzić dziecko itp. Tylko, że ja absolutnie nie mam ochoty na żadne z powyższych. Radochę sprawia mi jazda, zabawa w jakiś tam mały sport, ostatnio zrobiłam kurs sędziowski. To jest dla mnie szczęście. A Ty na pewno wiesz, gdzie jest szczęście dla Ciebie. Nie ma w tym samolubstwa, raczej asertywność 🙂
zairka Dużo zależy, czy będziesz mogła liczyć na pomoc męża, babć, rodziny. Cedowanie obowiązków wychowawczych nie jest wcale takie rzadkie - i wiele kobiet full time pracuje. Gorzej trochę, że praca w sporcie/rekreacji to najczęściej praca w czasie tzw. dla rodziny przeznaczonym: popołudnia, weekendy, wakacje. Ale to później przeszkadza - gdy dzieci już w szkole/przedszkolu.
Kariera skokowa to faktycznie nie bardzo (masa wyjazdów, finanse) - ale nawet: Ola Słuszniak np. jeździ dalej. Bożena Jachlewska razem z córką startowała.
Spokojnie - gdy człowiek chce, znajduje rozwiązania, kompromisy czasem  🙁  🏇
Czas szybko leci - i wiele się zmienia. Odrobiny elastyczności zawsze życie wymaga.
Nadmiar oczekiwań? Wg mnie to rodzina tip-top + wymagająca praca zawodowa + sportowa pasja końska + nauka +... 🤔wirek: Takie podejście wcześniej lub później wykopyrtnie. "Człowiek jest zdolen zrobić tylko tyle, ile jest zdolen". Ale rozwiązań pośrednich cała masa! Dziecko wiele zmienia - ale to nie koniec świata.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
05 maja 2009 22:46
baba_jaga, rady nadzorcze powiadasz... zapachniało bonusami  🥂 Ponoć kryzys mamy, ale zanim zdążę się tam wspiąć to o kryzysie już zapomnimy  😅  🏇  😉
Opcja z bogatym mężem wydaje się jeszcze mniej realistyczna, ja chyba raczej takich z dwiema lewymi rękami przyciągam  🤔

Zairka , może się ułoży, na pewno dzidziuś wymusi duże zmiany, ale przy odrobinie dobrej woli najbliższych dużo się da zrobić. Może na inną skalę niż dotychczas ale wg mnie bardzo ważne jest, żeby zachować zdrową równowagę, i jak powiada Lena - asertywność  😉 (choć oczywiście często okazuje się że easier said than done)...

halo, z tego jestem właśnie najbardziej zadowolona, że mam możliwość jeżdżenia na wielu koniach i uczenia się od nich. Poobijałam się też po najróżniejszych stajniach, czasem jakaś jazda z fajnym trenerem się trafiała, a każdy ma inne teorie, na podstawie których można budować swoje.
Kiedy miałam 15 lat ktoś bardzo chciał mi sprzedać konia, rodzice oczywiście powiedzieli nie, a ja w sumie za tą kobyłą też jakoś wybitnie nie przepadałam, więc o o nią nie walczyłam. Teraz z perspektywy czasu bardzo się cieszę, że nie stałam się wtedy właścicielką zielonego 4-latka, wsadziłabym cztery litery na jeden grzbiet, została w tej samej stajni i zupełnie zatrzymała w rozwoju.
Ale teraz czuję, że nadszedł już czas na coś swojego, że jestem gotowa by pracować dla siebie, by samemu cieszyć się z sukcesów i smucić z porażek...
I przede wszystkim wiem już lepiej niż kiedykolwiek, że nie mogę już polegać tylko na koniach jako nauczycielach, bez kogoś na ziemi zaczynam się uwsteczniać.
Tylko jeszcze jakoś zarobić na niego muszę...

Trzymam kciuki za Twojego kopyciaka halo  :kwiatek:
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
05 maja 2009 23:35
O właśnie, właśnie. Dobra wola i wsparcie ze strony bliskich w pasji to jedna z najważniejszych rzeczy.
U mnie niestety nie jest już tak kolorowo z tym wsparciem. ojciec tak jakby zachęca mnie do kontynuowania jeżdżenia po stajniach (o zgrozo w rekreacji), ale ma świadomość, że bez własnego konia nic więcej nie osiągnę.

Za to matka jak tylko słyszy hasło 'jazda konna' to od razu podnosi się jej ciśnienie i wszczyna awantury. Tak jest za każdym razem.
Ja mam świadomość, ze ten sport jest drogi, a moja rodzina kokosami nie sra (wybaczcie za słownictwo, ale tego inaczej się ująć nie da...). Ale niestety mamuśka ma tendencje do uświadamiania mi CIĄGLE rzeczy, których ja jestem pewna i wiem na czym stoją.

Jedyną pasją, którą wspiera to fotografia.
Proszę o trzymanie kciuków!
Wczoraj widziałam brata kumpeli wierzchem na gniadym pociągusku.
O ile się nie mylę, to właśnie ich koń...
Czekam na wiadomość, czy to faktycznie ich i jeśli tak - pędzę na negocjację, czy będę mogła go ruszać!
Nic szczególnego, bo ani trenera, ani nic... ale KOŃ!!
ushia   It's a kind o'magic
24 maja 2009 16:41
wistra trzymam!
a ja znowu mam dół - niby moge wsiadać na "moje" rekreanty, ale ja bym chciala cos konkretnego z koniem robic, a tu co odrobie to ludzie skiepszcza z powrotem i tak w kolo Macieju
chwile temu mialam juz przestac jezdzic, ale na szczescie trafilam do super trenerki, u ktorej wsiadalam na fajnie zrobione konie i wreszcie ja sie uczylam a nie pilnowalam konia
niestety szybciutko sie to wscieklo i znowu kupa 🙁
Ktoś   Dum pugnas, victor es...
25 maja 2009 07:17
Zairka - teraz dopiero dostrzegłam ten wątek,więc teraz się odnoszę...czuję się uprawniona,bo sama przez moment miałam dziwne myśli jak byłam w ciązy,kiedyś już o tym pisałam,ale w skrócie powtórzę,może cię to pocieszy i zaczniesz myślec optymistycznie 🤣
w ciąże zaszłam,bo uznalismy,że najwyższy już czas,by Madryt poszedł na emeryturę (że nie poszedł,to już inna para kaloszy) i że jeżeli nie teraz to kiedy?
ostatni raz wystartowałam w grudniu,urodziłam 3 sierpnia, po 4 tygodniach wsiadłam na konia (za zgodą lekarza oczywiście)...w październiku dostałam na urodziny prezent od wrotka,tym prezentem był Integro - koń po poważnej kontuzji z którym razem dochodziliśmy do formy...w styczniu wystartowaliśmy na zawodach po raz pierwszy, w maju wróciłam do zawodowej pracy...i co? i nagle mam więcej czasu,życie jakoś samo nagle się uporządkowało,przestalam tracić czas na pierdoły i chyba po prostu stałam sie bardziej zorganizowana...może trochę to kwestia tego,że dziecko (tfu,tfu) zdrowe,pogodne i mam bardzo wielkie oparcie i doping zarówno ze strony narzeczonego,jak i moich rodziców,którzy teraz gdy pracuję i startuję zajmują się Marysią...ale na styczniowych zawodach Mała była z nami na trybunach i dzielnie mnie dopingowała 💃 może też to jest kwestia tego,że mamy wspaniłych przyjaciół,na których zawsze możemy liczyć...wtedy gdy mam trening skokowy dzielnie z nią szaleją i zabawiają...może to trochę kwestia tego,że chcieć to móc...moze ktoś powie,że jestem złą matką,bo nadal realizuję swoje pasje,zamiast w całości poświęcić się dziecku...ale ja uważam,że dobra matka,to szczęśliwa matka i dlatego w najbliższy weekend jedziemy caaaałą ekipą z Marysią na czele do Białego Boru kibicować wrotkowi i miło spędzicz przede wszystkim czas 🏇
miało być krótko,wyszedł elaborat,ale uszy do góry - macierzyństwo do dopiero początek przygód  😅

p.s. halo - piszesz o Bożenie Jachlewskiej - tak się składa że jej córka też już startuje na arenie ogólnopolskiej i siedzi na re-volcie  🤣 😉...Ola Słuszniak nadal jeździ? mnóstwo jest zawodniczek,którym urodzenie dziecka nie przeszkodziło w dalszej karierze...ze skoczków to choćby M.Lewicka, O.Tomaszczyk (teraz już Pacyńska) czymiejmy nadzieję M.Przysada (od niedawna Morsztyn zdaje mi się)...z dresażystów choćby A.Bienias czy może przede wszystkim pani A.Piasecka...z wkkwistów choćby E. Pogodzińska....a na światowych hipodromach choćby Malin Bayard 😅 nie ma co się załamywać 😅

edit:literówki
U mnie w sumie jest odwrotnie... ale podobno dlatego, że jestem przewrotna.
Wychodzę za mąż, prowadzimy firmę, pojawia się coraz więcej obowiązków... ja mam swojego konia od 5,5 roku i.. kupuję drugiego.
Sama się czasami zastanawiam, jak dam radę i czy podołam, ale nie wyobrażam sobie, że mogłoby nie być konia w moim życiu.
caroline   siwek złotogrzywek :)
25 maja 2009 18:46
ushia, dobrze cię rozumiem i bardzo współczuję :przytul: kiedys przechodziłam coś podobnego...

na pewno nie masz szans/sposobu na dalsze treningi?
ushia   It's a kind o'magic
25 maja 2009 18:54
caroline - dzieki!
naprawde pomaga, jak wiesz, ze ktos rozumie o co chodzi
w tym momencie opcja "trening" zawieszona, pewnie za jakis czas znowu cos wymysle/wyszperam - i zaczne odrabiac to co uwstecznie jezdzac samopas
ech, taka karma...
dzieki za wsparcie 🙂
Ja też mam teraz przerwę formalnie, czyli nie jeżdżę i nie wsiadam dopóki nie zakończę całkowitego leczenia i nie będzie takiego ryzyka że coś mi się może stać. Cały czas zajmuję się natomiast końmi z ziemi, jeżdżę do swojego konia lub pomagam znajomym jak trzeba to i coś w jeździe pomogę, albo konia przygotuję, wyczyszczę, osiodłam. Nie wiążę swojej przyszłości z końmi bo z przyczyn ekonomicznych jest to nie możliwe, nie mniej jednak nie wyobrażam sobie życia bez koni i tego że nawet będąc w ciąży czy mając dziecko całkowicie odstawię to w kąt. Powiem więcej marzę o tym by mieć trzy konie koło domu i móc co rano patrzeć jak sobie drepczą po pastwiskach i wybiegach.
bush, ano romantyczka nigdy nie bylam i zapewne nie bede.
do koni mam w tej chwili taki stosunek, ze dojezdzam do stajni jak musze. serio- zmuszam sie zeby raz w miesiacu ruszyc tylek i zawiezc polskie nowe zlocisze.
ale wiem, ze to sie zmieni jak kon bedzie znowu pod nosem. owszem, bez trenerki (i nad tym bede ubolewac..), ale za to skarencjusz dostepny nawet na pol godziny do pomizniania. bo tyle czasu wygospodaruje.

Zu   You`ll ride my rainbow in the sky
30 maja 2009 21:10
no i stało się...
kupiłam konia z rekreacji, przeszedł kilka drobnych kontuzji, i w końcu przyszło-ukruszenie kości trzeszczkowej  😕
decyzja jeszcze nie zapadła, ale najprawdopodobniej wyląduje na pastwisku, a ja... no cóż bez kontaktu z jazdą  🙁
jak ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardą .....  👀
...dupę.
Powtarzam sobie to codziennie, odkąd kupiłam mojego konia.
Ta... ja też bym najchętniej rzuciłam jeździectwo ...dlaczego ?
- bo po 1 nie umiem już się uczyć
- psuje konie (np które odrobi ushia)
- boje się konia na którym jako tako da się coś zrobić a kiedyś to robiłam
- bo nie moge jeździć w miejscu które kocham
- bo nie mam możliwości treningów / dzierżawy konia
- bo jestem nadambitna a nie stać mnie na ten sport
- bo i tak nic nie osiągne
- bo tylko ciągnę smuty w domu
- bo nie mogę przebywać z "końskimi" przyjaciółmi , bo są daleko
- bo nie wystartuje w zawodach w UJ
- bo ciągle narzekam
- bo nie schodzę z konia szczęśliwa

Chyba tyle ...
Przepraszam ;(
ushia   It's a kind o'magic
30 maja 2009 21:46
oooo, zaraz dostaniesz kopa!
chyba musimy wszystkie pojechac na pare godzin w teren, tak zeby po prostu jechac i miec radoche, a nie zastanawiac sie jak kon, jak ja, co zle, co bez sensu...
mi wszystkie gorzkie zale przeszly jak wsadzilam w piatek tylek na konia. tak sobie majestatycznie klusujac i niweczac wiekszosc pracy trenerki (no,  cos tam mi sie udalo wykrzesac z siebie i przekazac checi koniowi) pomyslalam, ze chyba musialabym na leb upasc zeby chciec to rzucic 🤔 🏇
Ushia, Trolinka - zapraszam, jak się sprawa z gniadym wyjaśni - tu tylko tereny, konio nawet pastwiska z pastuchem nie ma.
caroline   siwek złotogrzywek :)
31 maja 2009 20:10
mi wszystkie gorzkie zale przeszly jak wsadzilam w piatek tylek na konia. tak sobie majestatycznie klusujac i niweczac wiekszosc pracy trenerki (no,  cos tam mi sie udalo wykrzesac z siebie i przekazac checi koniowi) pomyslalam, ze chyba musialabym na leb upasc zeby chciec to rzucic 🤔 🏇

good for you 🤣

P.S. jakbys nie niweczyła pracy trenerki, to niedługo byś jej nie potrzebowała. więc miej serce kobieto i psuj regularnie 😀


ushia, a za ciebie trzymam kciuki. oby było lepiej - bardziej satysfakcjonująco 🙂
Tez miewałam takie okresy, kiedy chciałam wszystko rzucić w p...du, pierw miałam dość wożenia dupska i tkwienia w miejscu praktycznie, potem miałam dość bujania się raz na 2 miechy, w porywach raz na miesiąc, bo na przeszkodzie stały problemy osobiste, brak dojazdu, nauka, rodzice ble,ble,ble...kiedy miałam szanse jeździć częściej (u znajomego mojej mamy, co się okazało- miał 2 konie) nie wykorzystałam jej, bo konie zostały sprzedane wkrótce...Co prawda wtedy to jazdy w teren tylko i skazana chyba na samotne wojaże, ale sam fakt się liczył. Nie mówie, że chciałabym jeździć wielki sport, nie wiadomo co, bo nie mam po pierwsze na to czasu (zawsze ,,coś''😉, a po drugie- zdrowia, choć jestem w ,,jeździeckim'' kontekście osobą ambitną, pełną zapału do nauki, chętną do dalszego doskonalenia się. Oczywiście jeździłam b. często i często, ale dotyczyło to głównie sezonu letnio-jesiennego (podczas obozów jeździeckich np.)
Teraz niedawno pojawiły się perpektywy- kolejna nowa, obiecujaca stajnia, miałam plany- wydzierżawić konia, zabawić się w jakąś poważniejszą rekreację z zawodami towarzyskimi, może i regionalnymi, ale cóż plany się z leksza posypały- znowu pojawiły sie problemy. Ale jestem optymistycznie nastawiona- wezmę się w koncu za siebie, a teraz załatwiam sobie konsultacje w jednym z ośrodków jeździeckich i zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂
magwis, widzisz jak sie fajnie poukladalo- super! 😅

caro, popsulabym dluzej, ale po 20 min dostalam zadyszki, po kolejnych pieciu poczulam, ze cos niedobrego dzieje sie z moimi wiezadlami. rano nastepnego dnia juz wiedzialam co dokladnie mnie boli i w jakim miejscu- bol byl tak potworny, ze musialam lekarza odwolac 😂
sypie sie na starosc, nie ma co.

i ku ogolnemu smiechu- 4 lata temu bez problemu wskakiwalam po strzemieniu- teraz nawet nogi tam nie dociagne bez utraty rownowagi 😂 😂
A ja robię sobie przerwę. Zobaczymy czy mi się zatęskni, jeśli nie to dam sobie chyba spokój  🙁  i tak mi nic nie idzie tak jak bym chciała 🤦 [sup]Grunt to nie wiedzieć czego się chce[/sup]
efka   CEL - zadanie, które wyznaczamy naszym marzeniom
01 czerwca 2009 11:50
rtk, nie znam Twojej sytuacji, ale co myslisz o tym zeby zaczac zupelnie od poczatku? z nowym, mlodym koniem, z ktorym bedziesz mogla znow pracowac, od nowa? zanim dojdziesz do tej bariery nie do przekroczenia z Ritkiem, minie ladne pare lat. moze okaze sie ze nowy kon ma wieksze mozliwoscim bedziesz mogla zajsc wyzej? zawsze to jakies wyjscie...


Bo ja wiem, ze z tego sie nie da wyleczyc to jest uzaleznienie, po prostu. Bagno.
Zanim kupilam Gilka mialam 2 lata przerwy, w tym rok praktycznie w ogole bez koni. nawet nie chcialam sie pokazywac w stajni... skonczylo sie autentyczna depresja i wybuchami placzu na widok bryczki na starowce. Nie da sie, chocby nie wiem jak bolesne wydarzenie spowodowalo przerwe od koni, nie moglabym nie wrocic.
Teraz mam Gilka i 3 dni bez wizyty w stajni juz zle na mnie dziala... nie wyobrazam sobie tego - rzucic i zapomniec.




heh.. nie czytałam wcześniej tego wątku, ale jakie to dziwne i zabawne w pewnym sensie, że np. mi wydzierżawienie Ritka pozwoliło wrócić do koni po przerwie, jaką zrobiłam sobie po sprzedaży własnego konia.. Śmiesznie to życie się układa... 😉
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
01 czerwca 2009 15:24
no i stało się...
kupiłam konia z rekreacji, przeszedł kilka drobnych kontuzji, i w końcu przyszło-ukruszenie kości trzeszczkowej  😕
decyzja jeszcze nie zapadła, ale najprawdopodobniej wyląduje na pastwisku, a ja... no cóż bez kontaktu z jazdą  🙁
jak ktoś ma miękkie serce to musi mieć twardą .....  👀


przykro mi bardzo Zu 🙁 miałam kupić tego konia, spóźniłam się o tydzień i Ty go kupiłaś... cudowny koń, fajnie skakał, złoty charakter.
zawsze możesz jakiegoś wydzierżawić, to wcale nie musi być koniec jeździectwa...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się