Kto/co mnie wkurza na co dzień?

A ja myślałam, że to była rozmowa o tym, że halo była zła na siebie, że nic nie powiedziała kolesiowi, i uznała, że społeczeństwo jest obojętne na sprawy zdrady jakimi się chwalił znajomy. Uznała, że jest obojętne, bo nikt nic nie powiedział. Na co ja odpowiedziałam, że gdyby się odezwała, możliwe, że by ją poparli i nie milczeliby głupio.
Po czym halo podparła się, że cavaletti również nie powiedziała o tych naczyniach współlokatorowi. I że niełatwo czasami komuś zwracać uwagę. Na co ja odpowiedziałam, że wcale nie jest tak trudno, o ile się to zrobi w stosowny sposób. I zaczęła się dyskusja o tym, czy sposób zwrócenia uwagi ma znaczenie, czy raczej to czy jesteśmy autorytetem dla tego kogoś
A wy żeście gdzieś zjechały na bocznice coraz bardziej i ja już nawet nie wiem o czym wy teraz rozmawiacie.
Aaaa to sorry... 😉
Myślałam, że jednak idziemy "ogółem"
🙂

Averis, no. Pewnie, że to pozytywne jeśli ktoś z nas zdejmie to, czego nie lubimy. Ale...
Murat-Gazon, ale...
No kurcze, to tylko takie codzienne, zwyczajne sprawy. 😉 Trochę mi nie pasuje, żeby to aż w kategorii "trudności" rozpatrywać.
Ja też już nie wiem o czym jest rozmowa, zatem o bałaganie.
Przypomniały mi się kłopoty mojego kolegi ze współlokatorem. Kolega pedant. Współlokator straszliwy bałaganiarz. Pomogła wizyta mamy tego drugiego. Wpadła jak tajfun, oceniła sytuację i zagoniła synka do roboty. Tak się najadł wstydu, ze jako dorosły student dostaje po uszach od matki, że pilnował już porządku.
Ogółem to myślę, że jak ktoś postanowi nie wziąć do siebie komunikatu o tym, że coś w jego zachowaniu jest nie tak, to nie weźmie, obojętne, kto i w jakiej formie będzie to mówił. Forma i nadawca ma znaczenie tylko, jeśli idea przekazu trafi na podatny grunt, w przeciwnym wypadku to jest "gadał dziad do obrazu".

Ascaia zwykle się nad tym nie zastanawiam, po prostu tak mam i tyle  🙂 Natomiast między innymi stąd wiem - i to do ogólnego tematu rozmowy - że są sytuacje, w których żaden przekaz nie dotrze, bo zwyczajnie osoba, do której jest skierowany, nie będzie go chciała odebrać. Na moim przykładzie - jak mnie ktoś poprosi miło, to miło odmówię i zaproponuję coś innego w zamian, a jak zrobi awanturę, to awanturą odpowiem i powiem, że ma spadać na bambus. Spodziewanego efektu nie uzyska tak czy inaczej. Chyba że sama uznam, że muszę akurat się tym zająć, ale wtedy nie będzie trzeba mi o tym mówić, bo po prostu to zrobię bez gadania.
wkurza mnie to co tego pana z linku, jeszcze się dobrze nie zaczęło a już mnie wkurza

Wkurza mnie, że z 10 zabiegów rehabilitacji miałam tylko 5. Rozchorowałam się, z gorączką. Grzecznie zadzwoniłam do ośrodka  - pani z rejestracji sama powiedziała, żebym nie przyjeżdżała, bo po pierwsze zarażam, a po drugie przy gorączce zabiegi nie wskazane. Pojechałam dzisiaj, zgodnie z terminarzem to ostatni dzień zabiegów. I dowiedziałam się, że jednak nie mogę odebrać tych zaległych, bo... bo rehabilitantka pokreśliła "z rozpędu" na moim skierowaniu i teraz się boi, że się ich NFZ czepi jeśli to będzie poprawiać...
😵
Murat-Gazon, no dobrze, ale są takie miejsca jak wspólne mieszkanie kilku współlokatorów czy wspólna przestrzeń kuchenna w pracy. Jak przychodzę w pracy zrobić sobie herbatę czy kanapkę i widzę stos nieumytych naczyń i w tym ścierka i jeszcze torebki od herbaty, to przepraszam, ale nóż mi się w kieszeni otwiera. Co innego własne mieszkanie/pokój i swój prywatny bałaganik, którego może nie chcieć się posprzątać, co innego wspólne mieszkanie z mężem/chłopakiem i dogadywanie się czego kto nie lubi i robienie tego za siebie, a co innego wspólne bytowania kilku znajomych lub mniej znajomych sobie osób. W tym momencie wypadałoby szanować innych i po prostu dać im żyć we względnym porządku.
Nie wiem jak powinna mówić cavaletti, żeby dotarło do bałaganiarza, czy ugodowo czy awanturą, ale trzeba próbować aż coś zadziała, bo mnie by nie interesowało, że ktoś nie lubi sprzątać. W swoim pokoju może mieć co chce, ale przy korzystaniu z kuchni czy łazienki niech zostawi te pomieszczenia w takim stanie, żeby kolejna osoba mogła ich normalnie użyć, bez wstępnego ogarniania chaosu po leniwym współlokatorze.
busch   Mad god's blessing.
23 listopada 2015 21:26
Cricetidae, zgadzam się z Tobą, poza tym zwykle w takich sytuacjach właściciel mieszkania również sobie nie życzy, żeby robić z niego chlew. Oczywiście zależy od właściciela jak często robi kontrolę i jaka jest dokładna, ale zawsze można mieć po prostu wypowiedziany najem za robienie syfu.
hej, czy ja powiedziałam, że robię wokół siebie syf? Nie, powiedziałam tylko, że sprzątam, jak ja chcę, a nie, jak ktoś mi każe, bo akurat ma takie widzimisię  😉
A syfu sama nie lubię, więc zaciskam zęby i wykonuję znienawidzone porządki regularnie - bo jednak łatwiej sprzątać częściej a mniej, niż rzadko, a przez cały dzień.  🙂
W kontekście całej historii cavaletti napisałaś:
"Jeżeli przykładowo w powyższej sytuacji nienawidziłabym sprzątania, to i tak bym nie sprzątała. W zależności od tego, kto by wygłosił powyższą uwagę, albo bym uznała, że "jak ci przeszkadza, to sobie sprzątaj, mnie nie przeszkadza", albo bym zaproponowała "to ty sprzątaj, a ja będę robić X" (wcześniej wykonywane przez osobę zgłaszającą zażalenie - takie X, które ja mogę zrobić bez wewnętrznego buntu)."

O ile ta druga odpowiedź byłaby ok, tak po takich jak ta pierwsza po prostu bym się wyprowadziła i zmieniła współlokatorów, każdy by miał wtedy spokój 😉
busch   Mad god's blessing.
23 listopada 2015 21:49
Murat-Gazon, piszesz o "dysfunkcji", najpierw napisałaś na poprzedniej stronie, że sprzątasz raz na jakiś czas, jak najszybciej, z zaciśniętymi zębami, a teraz dodajesz że jednak sprzątasz regularnie i w sumie częściej.

Po pierwszych Twoich wypowiedziach naprawdę trudno sobie nie wyobrazić współlokatora z koszmaru sennego, który "tak po prostu ma, że nie lubi sprzątać". Bo - ja też nie cierpię. Ale bardziej nie cierpię mieć syf wokół siebie i do tego współlokatora, który uważa, że on sobie może przyznać, że ma taki defekt, więc sprzątać nie będzie, a jak już - to wtedy, kiedy jemu się zachce i możliwie najszybciej (czyli na odwal się). Wybacz, ale już 5 lat wynajmuję pokój i dzielę przestrzeń publiczną z różnymi współlokatorami i wiem, jak to potrafi działać na nerwy - dobrze, że mieszkasz sama 😁. I wiem też, co się zwykle kryje pod takimi eufemizmami, jakich używasz - chyba że akurat się w tym wypadku mylę, to wtedy sorki  😉
I w sumie nie wiem, co mnie bardziej wnerwia. Pierwsza rzecz: jak współlokator uważa, że może sprzątać jak tylko mu się podoba, czyli w większości przypadków oznacza to - wtedy, kiedy już w zlewie piętrzy się taki stos brudnych naczyń, że nie ma jak sobie jedzenia zrobić. Albo jak stół się tak lepi, że nawet osoba z defektem zauważa. Druga rzecz: jak współlokator sprząta "z zaciśniętymi zębami i jak najszybciej", co oznacza, że jak przyjdzie moja kolej, to będę latać ze szmatą dwa razy dłużej, bo już rzygać mi się będzie chciało od kamienia wszędzie, od usyfionych podłóg itd. - no bo jak najszybciej, to najlepiej tylko najgorszy pierdzielnik sprzątnąć i w strefach najlepiej widocznych.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=20214.msg2454404#msg2454404 date=1448282981]
Ogółem to myślę, że jak ktoś postanowi nie wziąć do siebie komunikatu o tym, że coś w jego zachowaniu jest nie tak, to nie weźmie, obojętne, kto i w jakiej formie będzie to mówił. Forma i nadawca ma znaczenie tylko, jeśli idea przekazu trafi na podatny grunt, w przeciwnym wypadku to jest "gadał dziad do obrazu".
[/quote]
O, to to! Dokładnie!

Jeszcze ci powiem, że chyba dokładnie rozumiem, co masz na myśli mówiąc "nikt i nic nie zmusi", i dlaczego tak. O ile słusznie myślę, że rzecz (brak podatności na perswazję) dotyczy zasadniczo uprzejmej, "ustępliwej", grzecznej i układnej osoby 😉
To bardzo ciekawy temat. Może się kiedyś spotkamy, to pogadamy.

tunrida, nie, ta rozmowa zaczęła się duuużo wcześniej i ogólnie dotyczy tematu "ludzie nie gadają bo mają smartfony" 😉 - trywializując.
Nie ma problemu, powiadasz? "Taka sytuacja". Z nie-wymienionych przez ciebie wcześniej opcji (z resztą opcji nie ma problemu):
Temat drażliwy, osoba bliska, nie rodzina, ale bliska, typu 20 lat niemal codziennej relacji. Jak najdelikatniej mówię: Uważaj, bądź ostrożna, może nie być jak ci się wydaje, spróbuj przemyśleć to na chłodno, jakoś uładzić... A ta osoba wyciąga giwerę i jep mi w łep. Tadam! Dokonałam złego wyboru 🤣
No, aż tak źle nie było, bo żyję. Ale naszło mnie na rozważania, czy w ogóle jest opcja zwiększyć sobie szanse właściwego wyboru 😀
No i ...?
Ta giwera to było "wiesz co? To moje sprawy i nie powinno cię to obchodzić" No i? Jej wybór, jej decyzja. Ty powiedziałaś co uznałaś za stosowne, pokazałaś, że się o nią martwisz, dałaś znak, że robi źle. Ona odpowiedziała, że nie jest teraz zainteresowana w tym temacie poradami. I w czym problem? Jej życie, jej wybory. Nawet jeśli złe i błędne. Czasami podejmuje się decyzje wiedząc, że są niesłuszne. Z pełną świadomością. Jej wybór.
Ja nadal uznawałabym ją za bliską i nie miałabym problemu w kolegowaniu się z nią. Po prostu nie ruszałabym już tematu, którego nie chce by tykać i czekała na rozwój wypadków.
Mówiłaś, że rozwinęło się tak jak przewidywałaś. No i ok. Będzie chciała pocieszenia, to bym pocieszyła. Będzie chciała pomocy, zależy czego by miała tyczyć i jak dużo by ode mnie wymagała ta pomoc wysiłku. To już mój wybór.
A życie płynie dalej.
Ja przepraszam halo, ale już nie chcę pisać w tym temacie. Nie dla mnie te rozważania. Ja naprawdę nie widzę w nich żadnego sensu.  :kwiatek:

ps- wiesz co? Ty myślisz i myślisz i rozważasz. A ja po prostu żyję. A myślę tylko wtedy kiedy jest mi to w danej chwili potrzebne. Twoje myślenie to zastanawianie się, rozważanie, dłubanie dogłębne w tym wszystkim i przy okazji naokoło. A moje myślenie jest krótkie i konkretne, nastawione na potrzebę danej chwili i szybkie rozwiązanie danego problemu. Tak jakbyś ty była przedstawicielem psychologii analitycznej, a ja behawioralnej. ( o ile byśmy były psychologami)  😉 Nie dla mnie dyskusje "o niczym".  😉
busch a bo wiesz, ludzie są trochę bardziej skomplikowani i nie działają dwutorowo: "lubię - robię, nie lubię - nie robię".  😎 Jak sobie zestawisz kilka moich cech do kompletu, czyli: nie cierpię sprzątać + nie lubię bałaganu + jestem raczej obowiązkowa + jak coś robię, chcę to robić dobrze + jak mam coś do zrobienia, to wolę to zrobić od razu niż czekać aż urośnie - to może Ci wyjdzie pełniejszy obraz mojego podejścia do sprzątania 😉 Ogólnie - no nikt mi jeszcze nigdy nie zarzucił syfu wokół siebie. Lekkie bałaganiarstwo typu książki na stosie na parapecie przez dwa tygodnie "bo wszystkie mi teraz potrzebne" albo wiecznie sterta papierów na biurku owszem, ale syf typu lepiące się stoły czy brudne naczynia w zlewie przez kilka dni - never ever. Szczyt to nieumycie kubka po herbacie wieczorem, tylko rano. 🙂
"Raz na jakiś czas" to miałam na myśli takie większe sprzątanie, nie wytarcie stołu, umycie talerza i zamiecenie podłogi. No bez przesady.  🙄
A mieszkam sama, bo jestem introwertykiem i przebywanie zbyt długo w ciągłym towarzystwie ludzi zwyczajnie mnie męczy.  😉
A w ogóle to czemu ja się tłumaczę, jak, kiedy i co sprzątam  🤣
Tak bardziej ogólnie niż już konkretnie do mnie i sprzątania - ogólnie jest pewna grupa ludzi, która rzeczy nielubiane wykonuje możliwie starannie i dokładnie, często nawet wcześniej niż trzeba, żeby uniknąć ich nawarstwiania się. Moim zdaniem to dobra strategia, sama staram się ją stosować, jak przychodzi mi zająć się czymś, co nie jest fajne i wolałabym tego nie robić. Im szybciej i sprawniej to zrobię, tym szybciej to będę mieć za sobą, dlatego takie rzeczy najlepiej robić w pierwszej kolejności. Czy to dotyczy spraw domowych, czy obowiązków w pracy. I wydaje mi się, że na tym się lepiej wychodzi niż na odkładaniu i odwlekaniu "bo nie lubię...". Nawet psychologicznie - przyjemniej jest myśleć "mam to już za sobą" niż mieć cały czas z tyłu głowy "jeszcze muszę zrobić X".

edit. Swoją drogą ostatni fragment rozmowy to ciekawy przyczynek do tego, jak bardzo słowa potrafią być zawodne i jak nam się wydaje, że to, co piszemy, jest oczywiste, a ktoś inny interpretuje to zupełnie inaczej.  🙂

halo a bo "uprzejme, ustępliwe, grzeczne i układne osoby" potrafią mieć stalową siłę woli i solidne zdolności takiego manewrowania rzeczywistością, by układała się po ich myśli. 😉 Mam kilka takich w otoczeniu i jak się zastanowić, to żadna z nich nie robi niczego, czego sama robić nie chce i/lub nie uzna za słuszne. One twierdzą, że ja też taka jestem, w końcu to rodzinne.  😎 Kto powiedział, że aby postawić na swoim, trzeba być krzykliwym burakiem.  🙄
I ciekawe, że z hipotetycznej rozmowy o sprzątaniu wyszło, że to Murat-Gazon, jest bałaganiarz i brudas. 😉
A nie o to nam chodziło. 😉
Nieodgadnione są tory ludzkich rozmów...  🤣
A mnie wkurza, że po raz kolejny pisze do mnie ktoś w sprawie ogłoszenia "Biorę, biorę, poproszę dane do przelewu" po czym... cisza. Ok, rozmyśliłeś/łaś się, to kurde NAPISZ.
busch   Mad god's blessing.
24 listopada 2015 17:43
Murat-Gazon, ja naprawdę nie sądzę, że wywnioskowałam coś totalnie z dupy. To jest Twój pierwszy post:

[quote author=Murat-Gazon link=topic=20214.msg2454143#msg2454143 date=1448260413]
Jeżeli przykładowo w powyższej sytuacji nienawidziłabym sprzątania, to i tak bym nie sprzątała. W zależności od tego, kto by wygłosił powyższą uwagę, albo bym uznała, że "jak ci przeszkadza, to sobie sprzątaj, mnie nie przeszkadza", albo bym zaproponowała "to ty sprzątaj, a ja będę robić X" (wcześniej wykonywane przez osobę zgłaszającą zażalenie - takie X, które ja mogę zrobić bez wewnętrznego buntu).
Znam też osoby, które po każdej takiej uwadze będą mówić "tak, oczywiście, od jutra będę sprzątać", po czym jutro faktycznie sprzątają. Ale pojutrze już nie. Komunikat zostaje powtórzony, sytuacja też. I tak latami...
[/quote]

Więc stwierdzasz - gdybym nienawidziła sprzątania, to nikt by mnie nie zmusił nawet, gdyby powiedział wprost że boli go to, że ma wokół siebie syf. Potem dodajesz:

[quote author=Murat-Gazon link=topic=20214.msg2454363#msg2454363 date=1448281635]
Ascaia nic nie poradzę, permanentnie nienawidzę od dzieciństwa i nikt nie był w stanie mnie do tego zagonić ani sprawić, żebym robiła to inaczej niż jak najszybciej z zaciśniętymi zębami jak za karę 🙂 Mieszkam sama, więc muszę to robić, podoba mi się czy nie - ale i tak sprzątanie urządzam systemem "raz a porządnie cały dom", byle to mieć jak najszybciej z głowy. Muszę się do tego naprawdę zmusić i jestem po tym psychicznie zmęczona gorzej niż po ciężkiej pracy.
Taka dysfunkcja mała, no  😎
[/quote]

Czyli faktycznie jest tak, że NIENAWIDZISZ sprzątania. I że sprzątasz raz a porządnie, i jak najszybciej, i z zaciśniętymi zębami.

A na tej stronie się okazuje, że wcale nie raz a porządnie od wielkiego dzwonu, tylko regularnie i nawet kubka dłużej przez noc nie przetrzymasz. I nie lubisz syfu, jesteś obowiązkowa i w ogóle Ciebie nie dotyczy sytuacja robienia wokół siebie brudu i wynikającej z tego wścieklizny potencjalnego otoczenia, bo wcale nie jesteś brudasem.

Naprawdę mam wrażenie, że w tym świetle cała Twoja wypowiedź w ogóle nie odnosi się do poruszonej przez Cavaletti sytuacji i trochę wygląda tak, jakbym ja poleciała do wątku o końskich paszach i powiedziała, że nie będę wydawać tyle pieniędzy na pasze końskie i w ogóle nie zamierzam paszy kupować bo to zupełnie bez sensu. A jak ludzie by zaczęli mi tłumaczyć, że jakiś sens w tym jest... to bym stwierdziła że przecież ja w ogóle nie mam konia, nie mam nawet nic wspólnego z końmi i w ogóle to po co mi w takim razie pasza dla konia?
Nie roztrząsam personalnie czy Murat-Gazon robi bałagan dookoła siebie, bo tego nie wiem i nie mogę ocenić. Uderzyło mnie to, że można nie szanować przestrzeni wspólnej i komfortu innych osób (w tym przypadku współlokatorów, w innym współpracowników), bo z pierwszego cytatu busch taki obraz mi się wyłonił. Jeśli taką postawę mają współlokatorzy cavaletti to bardzo jej współczuję i doradzam zmianę współlokatorów, bo najwidoczniej się nie dogadają. Hipotetyczna rozmowa o sprzątaniu wzięła się z prawdziwej sytuacji, więc taka czysto hipotetyczna nie jest.
tunrida, jak jej/jego sprawy, to niech się wcześniej nie żali/chwali. I raczej trup (bo ja o giwerze poważnie, i w tym momencie w d* mam przekaz "co osobnik chciał wyrazić przez"😉 nie będzie mordercy ani pocieszał ani bił mu brawa.
Naprawdę cieszę się, że agresja była tylko ciut mniej dotkliwa, i wcale nie jestem pewna czy jestem bezpieczna tak dosłownie.
Nie wiem, może dotychczas miałam do czynienia z ludźmi... no, którzy nie przyprawiali mnie o takie:  🤔  🤔wirek:  🤔, a liczę tu absolutnie wszystkich ludzi, których poznałam przez pół wieku, włącznie z bardzo miłym schizofrenikiem na oddziale.
Dotychczas miałam do czynienia z ludźmi najróżniejszymi, a jednak normalnymi. Co to jest "normalność"? No coś, co ty opisujesz. I ja dotychczas znałam.
Mam paskudne wrażenie, że spotkałam socjopatę, czy jak tam to się nazywa i długo pozostawałam w nieświadomości kto zacz. No jak sytuacja z jakiegoś thrillera, fantazy-sensacyjnego czy coś.

Świat mi się przestał zgadzać, no. I masz rację, nie tędy droga, żeby próbować znowu go poukładać z uwzględnieniem tego przypadku. Przypadek zdumiewającej aberracji trzeba odrzucić.
Dobra, nie będziemy teraz tu robić analizy psychologicznej mojego podejścia do sprzątania.  😁
Powiem tylko tak - sytuacja opisana przez cavaletti zdarzyła się kiedyś mnie, miałam nieprzyjemność mieszkać z takimi właśnie współlokatorami. I to ja byłam tą osobą, która chodzi, sprząta, prosi, tłumaczy, przypomina, że teraz ich kolej na sprzątnięcie kuchni/łazienki/przedpokoju. Wytrzymałam trzy miesiące i się wyprowadziłam, bo nic nie skutkowało, a mieszkać w chlewie to żadna frajda. Ja sprzątać nie cierpię, ale jak się zobowiążę, że w piątki sprzątam kuchnię - no to ją sprzątam. Szybko i z zaciśniętymi zębami  😉 ale porządnie, żeby potem nie musieć poprawiać. W każdym razie wniosek z tego był taki, że jeżeli ktoś nie ogarnia, że garnek po zupie należy umyć, a nie zostawić na kuchence i prowadzić obserwacje, jak szybko zacznie pleśnieć... no to nie ogarnie. Choćby człowiek tłumaczył, prosił, robił awantury, demonstracyjnie mył i chował takie garnki... Nie dotrzesz.
I wkurzało mnie to.  😉 Bo ja sobie mogę nienawidzić sprzątania i poświęcać dużo wysiłku na zminimalizowanie konieczności robienia tego, ale nie zmienia to faktu, że wychowano mnie w poczuciu, że człowiek kulturalny nie zamienia swojego otoczenia w chlew. I zastanawiam się, kto wychował ludzi, którzy tak robią...

busch nie twierdzę, że wzięłaś to z dupy  😉 jedynie że ciekawe, jak jedna osoba pisze coś, wiedząc, o co jej chodzi, a druga interpretuje przez pryzmat własnego odbioru świata i wychodzi zupełnie coś innego. Nie denerwuje mnie to, raczej zaciekawia jako zjawisko.
[quote author=Murat-Gazon link=topic=20214.msg2455582#msg2455582 date=1448433189]
W każdym razie wniosek z tego był taki, że jeżeli ktoś nie ogarnia, że garnek po zupie należy umyć, a nie zostawić na kuchence i prowadzić obserwacje, jak szybko zacznie pleśnieć... no to nie ogarnie. [/quote]

Nie zgadzam się. To wszystko zależy. Sama sprzątać nie lubię i czasami jak można to się migam. Gdybym raz, czy trzy zostawiła brudne naczynia na parę godzin ( bo akurat mam coś ciekawszego do roboty), a ktoś by za mnie umył, to mogłabym na tym bazować, ciesząc się, że ktoś być może lubi sprzątać. Ale jeśli zwrócono by mi uwagę, że ten ktoś NIE lubi sprzątać i od dziś nie będzie i oczekuje, że sama po sobie będę ogarniać, to zaczęłabym to robić sama.
Może współlokator cavaletti, tak sobie właśnie wykombinował. Że skoro cavaletti lubi sprzątać, to niech sprząta.
tunrida jakby ktoś zostawił taki garnek na parę godzin, to bym nawet nie zwróciła uwagi, bo samej mi się zdarza zostawić na parę godzin jakiś talerz czy szklankę do umycia. Ale może nie na tydzień  🤔 a mniej więcej taki był rekord w przypadku tych konkretnych ludzi i ich zachowania - a wiem, bo zdarzyło mi się kiedyś zostawić i czekać, kiedy im w końcu zacznie przeszkadzać.
Ja wiem, że część takich osób to mogą być np. takie, które w domu nie sprzątały w ogóle, bo od tego była mama i "sprzątało się samo", ale wydaje mi się, że dorosłemu, wychowanemu człowiekowi powinno przeszkadzać, jak wokół robi się syf, i jak "nie sprząta się samo", to powinien dojść do tego, że trzeba w takim razie to zrobić. Ja mogę zrozumieć, że ktoś np. nie schował kurtki do szafy, tylko rzucił na krzesło, albo że zamiast wstawić książkę na półkę, to ją położył na stole i ona sobie tam leży - ale pleśniejące garnki, "kwitnące" kubki po kawie i lepiąca się od czegoś rozlanego podłoga - no już może bez przesady. A z takim czymś właśnie miałam do czynienia i tego nie ogarniam.
Jak tydzień, to się zgadzam, nic  nie da delikatna rozmowa i sugestie. Lepiej odpuścić i się wyprowadzić. Jak kilka godzin, to pogadać, bo może ktoś po prostu z wygody bazuje na tym, że kto inny posprząta.
busch   Mad god's blessing.
25 listopada 2015 07:49
Murat-Gazon, ja się nie zgadzam, że to nigdy nie skutkuje. Ja zawsze mówię, jak mi się nie podoba że ktoś nie sprząta i to działa. To znaczy - nigdy nie planowałam kogoś wychować jak mamusia ale jak mówiłam, że mi się nie podoba syf i chciałabym, żeby po sobie posprzątał, to... szedł i po sobie sprzątał. Bo nie cierpię mieć zagrożenia biologicznego w kuchni i nie cierpię też sprzątać po kimś - więc jak trzeba było się "przypomnieć" o czymś beznadziejnie dla mnie oczywistym, to szłam i się przypominałam.

Ja w takich sprawach mam taką metodę (wg mnie bardzo podobną do tego, co mówi tunrida) - albo idę i próbuję rozwiązać problem, albo nie pozwalam sobie zżymać się na ten problem, jeśli nie chce mi się iść i z kimś na ten temat gadać. Jeśli się wściekam na coś, co robi mój współlokator i nie mogę przestać, to idę do niego nawet wtedy, kiedy naprawdę, naprawdę mi się nie chce tam iść i uważam, że każdy powinien po prostu wiedzieć bez przypominania, że tak się nie robi. A jak nie idę i nie rozmawiam na ten temat, to za każdym razem jak zaczynam znowu się na to wściekać, to mówię do siebie - nie masz się na co wściekać, skoro nie poszłaś i nie zagadałaś, to widocznie wcale ci to nie przeszkadza. I NIE pozwalam sobie na trzecią drogę - wściekania się i nierozwiązywania problemu. Bo inni i ich syf to pal sześć, ale chodzi o to, żeby samemu czuć się jak osoba, która nie da się wpędzić w zły nastrój przez niedomyte gary.
Są ludzie totalnie nieresponsywni, którzy mają w dupie nawet jak im się wprost powie - takich rozpoznaję przez spokojne prośby po 3 razy, a potem po prostu donoszę do właściciela - większość właścicieli woli wypieprzyć takiego smroda nim zrobi trwałe zniszczenia. A jak nie woli, to zawsze mam po prostu jasną sytuację - albo przechodzę do porządku dziennego, albo szukam nowego lokum i tyle.

Używam do tego komunikatów ja właściwie zawsze i zwykle pierwszy raz swoje prośby przekazuję w dość lekki, żartobliwy sposób, ponieważ nie lubię konfrontacji. Jak nie działa, mówię komunikatem ja ale tym razem na poważnie. Nie straszę niczym samego delikwenta, po prostu jak zupełnie nie działa, to 'uprzejmie donoszę', bo wiem doskonale, że właściciel i tak pewnego dnia przyjdzie spisać liczniki czy coś i zobaczy syf, więc warto powiedzieć mu wcześniej, kto jest jego sprawcą. Czasem "komunikat ja" od właściciela działa w takich przypadkach cuda 😁, a czasem się żegna kolegę/koleżankę 😉
bush- dokładnie tak. I tez zaczynam od formy żartu, broń boże nie atakując. Czasami jeszcze dodam na koniec " i wiesz...jak coś cię wkurza u mnie, to też mi mów, bo chciałabym wiedzieć"
Averis   Czarny charakter
25 listopada 2015 09:04
A mnie forma żartu nie przekonuje. Jeśli człowiek żartuje, to z założenia nie mówi tego poważnie. Moim zdaniem o wiele lepiej jest spokojnie powiedzieć swoją rację i wysłuchać drugiej strony. Obracanie spraw, które nas mocno irytują w żart nie jest żadnym wyjściem.
Nie same słowa są środkiem przekazu. Mimika, ton głosu, mowa ciała. Oprócz żartu dokładasz zdanie "wiesz...ale ja tak na poważnie". Zresztą...dla mnie to tak oczywiste, że nie chce mi się tłumaczyć. Każdy ma inną osobowość, wrażliwość, temperament, sposób bycia, swoje sposoby na radzenie sobie w różnych sytuacjach. Jeśli działają, to ok. Jeśli nie działają to szukasz innych rozwiązań.
Murat-Gazon, przepraszam, przez moje "zostańmy przy przykładzie sprzątania" w temacie relacji międzyludzkich i do relacji moje potrzeby a potrzeby ludzi obok teraz jesteś postawiona pod ścianą. 😉
Ascaia oj tam, nie przejęłam się jakoś bardzo  :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się