Sprawy sercowe...

Breva, super  😅 Czyli wniosek, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło!
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
25 listopada 2015 10:22
Breva gratulacje!!!  😅 Czasem warto poczekać na tą swoją gwiazdkę z nieba  🙂 Trzymam kciuki i caaaaałej masy szczęścia życzę  :kwiatek:
trzynastka   In love with the ordinary
25 listopada 2015 12:57
Ależ mnie nie było na volcie... Zaraz idę nadrabiać🙂 A tymczasem tylko zamelduje, że przeżyłam przez ten czas mnóstwo niefajnych momentów z niefajnymi facetami, i... warto było🙂 Bo poznałam w końcu jednego wartościowego, dobrego i dojrzalszego od całej reszty🙂 Razem od prawie 2 miesięcy, rozmawiamy intensywnie od czterech, spędziliśmy 2 tygodnie na wczasach w Nowym Jorku, 24 h na dobę i się nie pozabijaliśmy, a w styczniu rewolucjonizuję całe swoje życie, bo M. dostał pracę w Warszawie i tam się do niego przeprowadzam, żebyśmy mogli zamieszkać razem. Takie cyrki!🙂 Ale szczęśliwa jestem niesamowicie🙂


Ej ja nie wiem czy ze mną jest coś nie tak, czy wywołam gównoburze miesiąca ale serio?
2 miesiące jesteście razem a Ty za kolejne 2 czyli po 4 [!!!] będziesz dla faceta rewolucjonizować swoje życie?
Przeprowadzać się 200 km od domu i zmieniać absolutnie wszystko, bo na wakacjach w nowym jorku było super?
Dla faceta z którym gadasz cztery miesiące? Z którym wtedy będziesz się ZNAŁA pól roku?
Naprawdę niczego się nie nauczyłaś? Pochopne śluby, przeprowadzki, ciśnienie na stabilizacje poziom hard.
Życzę szczęścia, bo Ci się naprawdę w życiu przyda. Tak szczerze.

Edit: ucz się chociaż na cudzych błędach, każdemu się nie raz wydawało, ze Pana Boga za nogi złapał. Jeżeli to dobry facet i wartościowy związek, to racjonalne decyzje i czas nic w nim nie zmieni, a upewni Cie, ze nie skończy się to tripem za 2 miesiące do Warszawy a za 5 z powrotem do domu.
No niestety, ale pomyślałam sobie dokładnie to samo, co trzynastka 🙁

Breva, przecież Ty masz różowe okulary w dalszym ciągu... Moim zdaniem jeszcze długa droga do tego zanim naprawdę się poznacie. Cieszę się, że jest fajnie, ale kurczę - weź trochę na wstrzymanie. 2 miesiące to jest nic.
Wakacje się nie liczą, sorry. Na wakacjach zawsze (no dobra, z reguły) jest fajnie. Bo ludzie są wyluzowani, nie mają ciśnień, jadą w celach rozrywkowych, itp.
Moje myśli poszły trochę podobnym torem... Breva, o ile pamiętam, często byłaś "tą dobrą", "tą łagodną", "tą, która się dopasowuje". Może teraz jest inaczej. Ale uważaj, żeby nie wpaść w stare koleiny - bo w nich (pamiętasz przecież) niekoniecznie było Ci dobrze, tak suma sumarum.
Scottie   Cicha obserwatorka
25 listopada 2015 13:07
Wow, trzynastka, ale ostro! Ale całkowicie się zgadzam. Chociaż z drugiej strony... raz się żyje  💃

U mnie w domu walka na noże 😤 W nocy miałam ochotę ubić dziada  😂
Niby też bym powiedziała tak, jak wy... ale odkąd jedna z moich przyjaciółek po sześciu miesiącach znajomości się zaręczyła, po siedmiu była w zaplanowanej ciąży, a obecnie jest szczęśliwą żoną i mamą półtorarocznego synka, to już nie twierdzę, że "takie coś się nigdy nie może udać". Może to akurat ten przypadek? - i tego Brevie życzę.  :kwiatek:
Moi rodzice byli razem 3 miesiące i po tym czasie się zaręczyli. Szybki ślub i teraz ponad 25 lat razem. Bardzo się kochają 😉
Chyba bardziej chodzi o to, że Breva powtarza po raz któryś ten sam schemat i te posty wynikają raczej z troski. Breva jest w gorącej wodzie kąpana 😉 Jak ja 😉 A cierpliwość to cnota, myślę że wiele może zyskać jeśli ochłonie i podejdzie do tego na spokojnie. Można się wiele nauczyć - ja cały czas to ćwiczę, a to trudne bardzo 🙂
Ależ mnie nie było na volcie... Zaraz idę nadrabiać🙂 A tymczasem tylko zamelduje, że przeżyłam przez ten czas mnóstwo niefajnych momentów z niefajnymi facetami, i... warto było🙂 Bo poznałam w końcu jednego wartościowego, dobrego i dojrzalszego od całej reszty🙂 Razem od prawie 2 miesięcy, rozmawiamy intensywnie od czterech, spędziliśmy 2 tygodnie na wczasach w Nowym Jorku, 24 h na dobę i się nie pozabijaliśmy, a w styczniu rewolucjonizuję całe swoje życie, bo M. dostał pracę w Warszawie i tam się do niego przeprowadzam, żebyśmy mogli zamieszkać razem. Takie cyrki!🙂 Ale szczęśliwa jestem niesamowicie🙂

Przypominasz mi moją znajomą, której tu przypadek opisywałam wcześniej.
Tobie życzę, abyś nie trafiła na taki egzemplarz, który jej się trafił.

Mozii   "Spełnić własną legendę..."
25 listopada 2015 13:32
Ja też po 3 miesiącach się zaręczyłam 😉 I uczucie nie gaśnie, nie przechodzi w rutynę, a jest coraz bardziej tak -->  💃 😍

Choć nie powiem, podchodziłam do wszystkiego z dużą dozą niepewności i wielu lęków, ostrożniejsza znacznie, nauczona przykrymi doświadczeniami z poprzedniego związku 😉
Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
25 listopada 2015 14:01
Moja kumpela też się po 3 miechach do faceta przeprowadziła i są razem, są szczęśliwi a też zmieniła miasto.
Ja planuję przeprowadzić się do swojego, jak ustabilizujemy się finansowo, chociaż ostatnio spędzaliśmy razem dużo czasu, bo w sumie od początku sierpnia, do niedzieli byłam więcej u niego niż u siebie.  😵 Przez te pare miesięcy mam zaliczone 3 tygodnie w domu.  😁 A jesteśmy razem trochę ponad rok. Po za tym, przeprowadzka nie jest sytuacją do nieodwrócenia, może być ciężka, ale nie niemożliwa.
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
25 listopada 2015 14:06
A ja Brevie zazdroszczę odwagi. Niech się przeprowadzi, byleby pochopnie kolejnego ślubu nie brała 😉
Breva, go for it! 🙂 Każdy ma coś, czasem w 2 miesiące można poznać kogoś lepiej niż przez 2 lata. Moim zdaniem zbyt pochopnie wyciagacie wnioski. Człowiek się cieszy, a tu jeb, nie ciesz się, tylko przemyśl 😁 Dla mnie życie jest za krótkie żeby siedzieć i analizować wszystko, dziewczyna chce spróbować i co w tym złego?! Może w Warszawie odnajdzie też perspektywy dla siebie? Może pozna kogoś innego? Rany...ja kibicuję wszelkim zmianom! 😍 😍 😍
trzynastka   In love with the ordinary
25 listopada 2015 14:37
Historia zna tysiące przypadków ślubów po krótkim czasie, które się udały.
Każdy ma taką bajkę w towarzystwie i jak najbardziej życzę Brevie byśmy sobie kiedyś jej historię tak wspominały.
Ale na każdą taka historię przypada pewnie z 100 odwrotnych, bo zwyczajnie NIE JEST łatwo znaleźć człowieka z którym się DA spędzić życie.
Moim smutnym zdaniem tu nawet miłość nie ma zbyt wiele do gadania, bo można kogoś kochać na zabój ale pomimo wszelkich prób się nie dopasować.
No można.
Nie mamy 20 lat. Trzeba być odpowiedzialnym i dbać o siebie, bo nikt inny o nas nie zadba.

Czas weryfikuje wszystko, po co się spieszyć do zabawy w dom skoro można mieć morze kwiatów wysyłanych kurierem, randki w weekend, romantyczne kolacje i długie telefoniczne rozmowy?
Pożyjcie na odległość i zobaczcie. Żeby prać czyjeś gacie, codziennie podnosić skarpetki z podłogi* i biegać po stoperan na sraczkę... to już trzeba kogoś bardzo kochać, przynajmniej moim zdaniem.
Każdy etap związku ma swoje prawa i przywileje. Nie rezygnuj z żadnych 😉

*tak btw to przysięgam, ze kiedyś go tą skarpetką uduszę.  😂
po co się spieszyć do zabawy w dom

Bo może dla niektórych właśnie ta "zabawa w dom" jest tym, czego najbardziej chcą?
trzynastka   In love with the ordinary
25 listopada 2015 14:41
[quote author=Murat-Gazon link=topic=148.msg2455886#msg2455886 date=1448462446]
po co się spieszyć do zabawy w dom

Bo może dla niektórych właśnie ta "zabawa w dom" jest tym, czego najbardziej chcą?
[/quote]
Masz racje, pewnie tak.
No właśnie, nie mamy po 20 lat, więc może warto nie przeanalizowywać życia, tylko...żyć? 😉

No właśnie, nie mamy po 20 lat, więc może warto nie przeanalizowywać życia, tylko...żyć? 😉



Zanim sie skonczy 😉
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
25 listopada 2015 14:47
Czas weryfikuje wszystko, po co się spieszyć do zabawy w dom skoro można mieć morze kwiatów wysyłanych kurierem, randki w weekend, romantyczne kolacje i długie telefoniczne rozmowy?


Znam małżeństwa co po ślubie tak mają, a po ślubie już lata są. To też nie reguła.
Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
25 listopada 2015 14:48


*tak btw to przysięgam, ze kiedyś go tą skarpetką uduszę.  😂


Kogo będziesz dusić skarpteką?
Btw. daj znać jak to zrobiłaś.  👀
To ja sie ńie odzywam. Po 3 miesiącach zamieszkałam z Grzegorzem a po niecałym roku nosze jego dziecko pod sercem w 100 procentach zaplanowane...moze w tym szaleństwie jest metoda
yga   srają muszki, będzie wiosna.
25 listopada 2015 18:11
Znam pary,które się zaręczyły po 2, wzięły ślub i są szczęśliwe.
Co para to inna historia.
Ja Ci Breva zyczę szczęścia, łap życie za nogi i go-go-go! Co Ci szkodzi. O ile koleś jest naprawdę fajny, interesujący, w porządku-łaj not? Dostaniesz po dupie to dostaniesz, przyzwyczaiłaś się  😁
mhm mój Mat po 4 miesiącach rzucił pracę w Grudziądzu i przeprowadził się do mnie, to było rok temu🙂 i póki co żadne nie żałuje  i nie mamy po 20lat🙂
był strach, obawy, a dziś? dziś wybieramy płytki do nowego mieszkania, szukamy kolejnego psa i konia 🙂
Uła! Ale burza się zrobiła🙂 A ja nawet nie pytałam o zdanie czy radę tylko robiłam update bo mnie sto lat nie było😉

No więc odpowiadając - tak, podejmuje decyzje szybko. Całe życie tak robię i mimo że czasem dostaję po pupie to nie żałuję żadnej ze swoich decyzji. Ani tej o ślubie, ani tej o rozwodzie. Dzięki temu żyję, przeżywam i myślę że mimo wielu nauczek, to właśnie dzięki nim kolejne decyzje podejmuje jeszcze szybciej, bo... jestem coraz odważniejsza. Wiecie why? Bo wiem że co by mnie nie spotykało to potrafię sobie z tym poradzić.

Co do samej przeprowadzki - nie rzucam pracy, nie sprzedaje mieszkania, nie opuszczam rodziny z którą na co dzień jestem nie wiadomo jak blisko. Mam wolny zawód w którym mogę odnieść o wiele więcej tam niż w rodzinnym mieście, choćby przez inne stawki za zlecenia i dostęp do np agencji modelek których w Sączu nie ma wcale. Mieszkanie i tak wynajmuję, płacąc tyle samo (i dokładając drugie tyle z drugiej strony) będę mieszkać w Warszawie - nic nie tracę. Natomiast sytuacja rodzinna zrobiła się u mnie tak paskudna że bardzo chętnie się wyprowadzę i złapię dystans. So far - same plusy.

A co do związku - właśnie. Nie mamy 20 lat. Więc trochę szkoda mi czasu na randki co któryś weekend i rozmowy telefoniczne wieczorami. Bo wiem że to będzie super. I czego się z tego dowiem? Będziemy tęsknić podczas rozłąki i rzygać tęczą w krótkich chwilach bycia razem. Dokładnie tak jak wyglądał mój związek z ex mężem przed ślubem. A potem zamieszkamy razem i dopiero wtedy się poznamy i okaże się w ciągu paru miesięcy co i jak. Szczerze? Wolę się o tym przekonać wcześniej niż później.

Co ciekawe, moja mama była absolutnie przeciwna mojemu ślubowi, generalnie każdy mój spontaniczny i szalony pomysl całkowicie krytykowała. Nie mówiąc o tym, że byłam raczej pewna że zestresuje się kwestią wyjazdu, odległości, mieszkania mojego z facetem itp. Powiedziałam jej parę dni temu że poważnie rozważam Warszawę. Powiedziała że świetny pomysł, że lepiej się przekonać czy ten związek ma sens, że przecież w każdej chwili mogę się spakować i wrócić. Zaskoczyła mnie🙂

Bo właśnie - nie ma co robić z przeprowadzki i wspólnego mieszkania nie wiadomo czego. To po prostu spakowanie się i rozpakowanie gdzie indziej. A jak tam będzie mi źle, to spakuję się znowu i rozpakuję jeszcze w innym miejscu. A może się tam rozwinę i zrobię karierę? A może się rozstaniemy ale Warszawa mnie zauroczy i po prostu sama wynajmę tam kawalerkę i zostanę? A może po miesiącu czy dwóch wrócę do sącza, ale z kolejnymi doświadczeniami za sobą? Who knows. NIe dowiem się jak nie spróbuję. Wiem tyle że chętnie otworzę jakiś nowy rozdział życia.

I tak gwoli ścisłości - nie 200 a 350 km ;P
Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
25 listopada 2015 20:12
Breva, chyba będę z Ciebie brać przykład. Ja może i jestem młodsza, z swoim chłopakiem jestem trochę dłużej niż ty, o jakiś rok i 2 miesiące  😁 Ale mniejsza, u mnie wygląda to tak, ja Poznań, on Kraków nie muszę pisać ile to, bo każdy chyba w mapie Polski orientuje się tyle, ze wie ze to kawał drogi (chociaż pkp, staje na wysokości zadania i skróciło czas podróży o godzinę  😅 ) Mieszkam z ojcem, rodzice są po rozwodzie, moja mama mieszka u dziadka 2,5 km ode mnie. Mało co mnie tu już trzyma. Od kilku miesięcy, bardo intensywnie żyje, życiem w Krakowie i zaczynam tam budować sobie znajomości. Generalnie, chodzi o to ze nic mnie tu nie trzyma. Z rodzicami nie jestem jakoś super związana, tata pilotuje gabaryty i więcej czasu go nie ma niż jest, a jak jest to i tak ze mną nie gada, po za tym mamy mieszkanie 2 pokojowe, on znalazł sobie jakąś pannę z synem i wyobraźcie sobie weekend z nimi. Co do mamy, jest super, ale już 4 lata temu zostawiła mnie, wylatując za granicę, teraz wróciła do Polski, ale nasze relacje, zostały jak były. Przyjaciele, jak się okazało nimi nie są, olały mnie dziewczyny, trudno. Konia tutaj też już nie dzierżawię, jedynie uczę się zaocznie, ale co to za problem wziąć papiery i się przenieść?
U mojego chłopaka miejsce jest, chęć jest, większa szansa na dobrą pracę i stajnia pod nosem.  😁
Więc poważnie rozważam wyprowadzę, jednak ciut się boję. Ale po przeczytaniu post wyżej, to mi skrzydeł dodało.  :kwiatek:
Chryzantema, nie wiem ile masz lat itp. więc nie chcę wyrokować. W moim przypadku uważam, że absolutnie nie "rezygnje ze swojego życia" czy "dla kogoś robię rewolucję w swoim życiu". Tzn rewolucję owszem robię ale dla siebie bo wierzę że pójdę do przodu, niezależnie od tego jak nam się ułoży. Natomiast jako że z niczego nie rezygnuje i nic nie porzucam przez wyprowdzkę to traktuję to jako rozwój swojego życia, poszerzenie horyzontów i kontaktów. W mojej głowie coś dodaję do swojego życia a nie je okrawam dla kogoś. Ale powtarzam - to moja subiektywna opinia😉 No jedyne co to tutaj trzymam konia w rodzinnej stajni ponosząc tylko koszty weta i kowala, a w Wawie będę musiała go utrzymywać. Ale tu znów - nie robię tego specjalnie dla faceta, bo konia i tak na wiosne musiałabym pewnie przestawić, a jak sytuacja rodzinna rozwinie się tak jak podejrzewam to jeszcze tej zimy mogłabym zostać wyrzucona... Więc i tak musiałabym go przestawić do płatnej stajni - co za różnica czy do jakiejś stajni koło sącza czy do stajni koło Warszawy?? Chociaż tu faktycznie się nie spieszę - plan jest taki że jak tam pomieszkam miesiąc dwa i uznam że jest ok i dobrze się tam czuję to wtedy go tam ściągnę, na razie pewnie wstawie go do koleżanki żeby jednak ktoś "mój" miał na niego oko.
Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
25 listopada 2015 20:58
No ja też zawsze jednak mam tą opcję powrotu, ale czuję że się tu duszę, a tam serio chcę być.
Po za tym, całe życie to w sumie ryzyko, a jak to mówią, jak się nie spróbuje to się nie będzie wiedziało czy warto.
Co do wieku, to się nie przyznaję, bo wcześniej jak było wiadomo ile mam lat, to byłam traktowana na zasadzie "młoda, głupia, nic nie wie"  🤔wirek: nawet na pytania mi nie odpowiadano, więc trzymam to w tajemnicy.  😂
Breva, a gdzie w tej Warszawie będziesz mieszkać? W jakich okolicach? Musimy się wybrać na kawkę, skoro już zawitasz 🙂

Dzionka, koniecznie!🙂 nie wiem jeszcze, na razie chłopię podnajął pokój u znajomego na grudzień i będziemy spokojnie szukać mieszkania - pewnie ja przez internet i telefon kiedy on będzie w pracy a później będę mu podsyłała sprawdzone oferty żeby jeździł i oglądał na żywo. Ale chyba będziemy szukać czegoś na Woli albo w okolicy, ewentualnie na linii metra, żeby miał blisko do pracy.

Chryzantema, ok, nie pytam😉 To Twoja decyzja, jeśli jesteś młoda to pytanie też czy on mieszka z rodzicami czy sam a jeśli nie sam to co na to inni domownicy. Kwestia dogadania obu stron. Ja na pewno nie powstrzymuję, ale też nie namawiam. Każdy musi sobie swoją sytuację na spokojnie przemyśleć😉
Bischa   TAFC Polska :)
25 listopada 2015 21:30
Do d*py z tym wszystkim 🙁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się