Praca z ogierami

A poza tym,ogierami powinno się zostawiać 5% populacji.Te wybitne 5% a nie trzymać ogiery bo to powód do chwalenia się,że ujarzmiam dzikie ogierzydła.
Ja raz wyciągałam kobyłę z karuzeli jak znalazł się w jej przegrodzie ogier. Nikomu nie życzę. A wcale nie był ten ogier jakiś nadpobudliwy. Za to właścicielka bez wyobraźni...  🤔wirek:

W stajniach pensjonatowych jak trafi się ogier to zazwyczaj kiepski, zdecydowanie nie do hodowli. Nie rozumiem po co mając jednego konia trzymać go ogierem? Nawet jeśli byłby niezły i dostał licencję to co? Na stanówce się takie kokosy zbija? Zostawmy hodowanie hodowcom.
A kto się chwali ujarzmianiem "dzikich ogierzydł"? Co to za powód do chwalenia się?
quanta Do niedawna miałam klacz, a w stajni stało kilka ogierów. Darły japę tylko przy wychodzeniu ze stajni (jakieś 15 sek), nie tłukły się w boksie, nie obawiałam się ich na placu czy myjce. Także zależy od konia.
Jaki powód trzymania z jajkami? Każdy ma swój zapewne. Ja nie widzę potrzeby kastrowania bezproblemowego ogiera.

DressageLife Kilkukrotnie podkreśliłam, że dla mnie ogier to po prostu koń, a nie dziki potwór. Jeżeli wymaga ujarzmiania to faktycznie nie powinien być ogierem.
Quanta święte słowa.Mam takie zdanie ogier nie powinien zostać ogierem jezeli nie jest przeznaczony do hodowli lub nie kwalifikuje się ze względów medycznych do kastracji.Hodowla to hodowla a posiadanie sobie konika  to drugie .żaden NN nie wchodzi w grę.
Sivens-w pensjonatach w ktorych stałam nikt nie zdecydowałby sie wypuszczać koni z dorosłymi ogierami-żaden z właścicieli koni stojących w mojej stajni też.Jedni mają swoje powody/takie jak dziewczyny piszą/inni nie.
Ogier kryjący w naszej stajni wychodzi sam i tyle.Własciciel stajni nie może puszczać sobie koni jak chce-o tym decydują własciciele koni.
Nie zauważyłam u swojego konia zmian na gorsze.
Nie rozumiem trzymania ogiera bo tak chcę chyba ,ze ktoś ma w tym jakiś cel/jak wyżej/
vissenna   Turecki niewolnik
06 grudnia 2015 21:28
Smieszne to zaklinanie rzeczywistosci... Ogier ZAWSZE bedzie ogierem z calym pakietem zachowan mu wlasciwych. Swego czasu pracowalam w dosc znanej stacji ogierow i na prawde wiem co mowie... Pamietacie moja hitorie na temat polamanego palca i naciagnietego barku. Zrobil to najspokojniejszy ogier w stajni, misiek przytulanka...
Przykro mi ale Quanta ma racje co do "ogierniczek". Szkoda jajek? Nie widac potrzeby kastracji? Pewnie. Niech nasz ukochany zwierzak spedzi cale zycie we frustracji, ze nie pozwalaja mu na to, co testosteronowa burza podpowiada...

No i jednak ogierami powinny byc tylko egzemplarze wybitne. Zeby wlascicielom nie przychodzilo do glowy rozmnazac przecietniaki... 
A ja trochę już nie rozumiem tej dyskusji. Chciałam zebrać w jednym miejscu tych którzy te ogiery mają, bo kryją lub nie kryją, bez różnicy, ale mają/użytkują, a dyskusja zeszła na spór dlaczego się powinno kastrować.
Mirinda94, ależ ja też jestem amatorem. Konie mam dla frajdy - co jednak nie znaczy, że dla frajdy mam postępować bezmyślnie, albo mieć w nosie wszystkich innych ludzi i konie w stajni. To, że koń "nie jest szalony", "nie zabija" to nie jest argument za jajami.
Ja kastrowałam swoje grzeczne konie (a w tym roku jednego, który z jednej fajnej ujeżdżeniowej hodowli miał propozycję pokrycia kilkunastu klaczy). I bynajmniej nie jestem przeciwko ogierom - jeżdżę i jeździłam ogiery, zresztą mój Skwarek był kastrowany jako 6-latek, Zombi też późno. Na każdego przyszedł czas.
A przykład konia zostawionego niepotrzebnie ogierem miałam zresztą całkiem niedawno. Koń top fura, chodzący super wysokie konkursy skokowe. Bez licencji, no ale z jakichś przyczyn zostawiony z jajami. No i się postarzał, a właścicielce życie ułożyło tak, że na konia nie bardzo był czas i finanse. Koń wystawiony na sprzedaż. Gdyby był wałachem, to błyskawicznie trafiłby w nowe ręce, mógł nauczyć jeszcze niejednego jeźdźca wielu rzeczy, albo wprowadzić juniora w wyższy sport. Ale ogier? Drący japę większość dnia? Wyprawiony na widok innego konia chociażby na horyzoncie? Koń, którego nie postawisz na korytarzu, którego musisz osobno przewozić, karuzelować? I wcale nie był ani agresywny, ani szalony. Wystarczy, że był pobudzony przez większość dnia, hałaśliwy, upierdliwy w obsłudze. Nie sprzedał się przez rok. Na łąki nie można go było puścić, więc wylądował w tańszym pensjonacie, równie bezużyteczny i niepotrzebny nikomu. Szkoda konia, bo jako wałach miałby fajne życie i fajną starość.

tulipan, współczucia i dobrze, że nie skończyło się jak u forumowej lardii ❗
Za ogiera naprawdę nie można zaręczyć, choćby był nie wiem jak słodki i miły. Ja miałam takiego, którego stępowałam obok kobyły na długiej wodzy, gadając radośnie z drugą amazonką i tak gdzieś w tle zastanawiając się, dlaczego ta kobyła zwalnia, próbuje się zatrzymywać, posikuje... Ogier mógłby jej zaparkować z nosem w zasadzie i nic by nie zauważył. A mimo to nie pakowałam go na karuzelę do klaczy, czy na padoki do innych koni. Z tej prostej sprawy, że ich właściciele mogliby sobie tego nie życzyć. Na karuzelę muszę poczekać, aż będzie pusta, padoki zorganizować osobno. Jeśli nie jestem w stanie tego dopilnować, to nie powinnam mieć ogiera. Mimo że słodki, grzeczny i ciapa.
Niestety to co ja widuję, to właścicielki-ogierniczki, które się swoich ogierów boją - i poniekąd słusznie, bo są to silne, jurne i pewne swego ego zwierzęta. Dlatego jak czytam na forum, że ogiery są koffane, bezproblemowe i tylko złe wychowanie robi z nich paskudy, to mnie zaczyna klawiatura świerzbić.

Ogiery są różne, ale nadal nie wiem po co mieć ogiera. Szczególnie jeśli nie kryje, a trzymamy go w pensjonacie.

Sivens, no offence, ale kącik właścicieli ogierów ma równy sens jak kącik właścicieli klaczy albo kącik właścicieli koni gniadych. Co one mają w sobie takiego specjalnego?
quanta pech chciał, a może to szczęście, że kobyła się nie grzała wtedy. Dlatego panicznie usiłowała uciec przez co sytuacja była jeszcze bardziej niebezpieczna  🙁 Ostatecznie w 4 osoby sytuacja została opanowana.

Dla mnie nie istnieje coś takiego jak bezproblemowy ogier, albo ogier "nie-ogier" bo z takimi określeniami też się spotykałam. Niestety ogiery są po prostu nieobliczalne i mają prawo takie być, dlatego dla mnie w stajniach pensjonatowych wśród laików i hobbystów nie ma dla nich miejsca. A jeżeli już to w dużej izolacji i ze świadomym właścicielem. A z doświadczenia wiem, że tak to się nie odbywa niestety. Miałam też nieprzyjemną sytuację z ogierem biegającym po ośrodku (zwiał z padoku) i moim wałachem wiszącym na ogrodzeniu bo bardzo chciał ogierowi wtłuc, kiedy ten co chwilę podbiegał do jego kwatery. Jako pensjonariusz wolę stajnie bez ogierów i w takiej też obecnie stoją moje konie.
quantanamera, cudne! Stroniczka pisania czemu ogiery są... kłopotliwe, a na koniec: "co one mają w sobie takiego specjalnego?"
Jądra, jeśli nie wiesz.

A dyskusja na temat kastracji powinna trafić do właściwego wątku.
Nie rozumiem. Skoro jest wątek o nadpobudliwości klaczy, dlaczego nie może być ten.
Jest wolność. Chce sobie ktoś utrudniać życie ogierem? Wolno mu/jej.
O ile nie przeszkadza innym, co w stajni pensjonatowej z klaczami jest trudne do uzyskania.
Ja mam swojego w tym momencie 3,5 letniego ogiera. Kochane stworzenie do rany przyłóż. Mogę chodzić z nim gdzie chce, jak chce, często przeprowadzam go na samym uwiązie na szyi lub za grzywę ( przez całą stajnie). Chodzi na wybiegi z innymi końmi w tym z moim starszym wałachem, który go odpowiednio wychował i rządzi. Poza tym chodzi również z innymi wałachami na wybieg i ogierem 1,5 rocznym i żaden po koniach nie skacze do krycia tylko bawią się w podgryzanki. Wydawało by się aniołek, ale do spokojnych na pewno nie należy. Jest dominujący i nadpobudliwy, ale został odpowiednio spacyfikowany i ustawiony i jest bezproblemowy. Miał okres jak na lonży czy pod siodłem próbował przeprowadzać ataki na konie, ale zostało to wyeliminowane czy też inne okresy buntów jak każdy młody koń.  Na jazdach aniołek, nie bryka, nie wspina się, nie ponosi, nie odwala, a do łatwych w jeździe czy prowadzeniu nie należy. Uważam, że 90% sukcesu pracy z ogierem stanowi jego odpowiednie wchowanie i podejście. Jednak pracuje się z nimi troszeczkę inaczej niż z kobyłami czy wałachami, bo hormony robią swoje.  Pracuje też z 13 letnim ogierem, który ma już ponad 70 potomstwa kryciem naturalnym- na kantarze przez całą stajnie lejących po nogach kobył- nie zareaguje.  Na jeździe stępuje się strzemię w strzemię z wałachami czy kobyłami- zero reakcji. Z tymi pierwszymi to nawet się wąchają i dotykają i nic. Ogier musi wiedzieć kiedy może pokazać, że jest ogierem tj. nowe miejsce, wyjście na rozprężalnie na zawodach i wyjście do krycia. I tyle. Jeżeli to ludzie w nim dobrze zakodują to fajniejsze do współpracy niż niejeden bezjajowiec lub klaczydło z humorami.

edit: często gęsto to kobyły mają problemy z hormonami i są nieobliczalne, ponoszą, zrzucają, uciekają z wybiegów i w sumie bardziej boję się pracować z nieobliczalną, humorzastą klaczą ( nigdy nie wiesz jaki ma humor i czy aby odpowiedni, żeby ktoś jej przypadkiem nie zdenerwował) niż z ogierem którego wahania humorów są o wiele mniejsze i jedyne co może zrobić to wywęszyć grzejącą się klacz i się chwilę tym pozachwycać. Wychowanie, wychowanie i jeszcze raz wychowanie i to jest klucz do sukcesu.
Drący japę większość dnia? Wyprawiony na widok innego konia chociażby na horyzoncie? Koń, którego nie postawisz na korytarzu, którego musisz osobno przewozić, karuzelować? I wcale nie był ani agresywny, ani szalony. Wystarczy, że był pobudzony przez większość dnia, hałaśliwy, upierdliwy w obsłudze.

Przepraszam bardzo, ale to chyba nie jest jednak "bezproblemowy ogier". Tu bym osobiście zdecydowała się na kastrację ze względu na warunki bytowe konia (pensjonatowa stajnia, prospekt sprzedaży) + kłopotliwe zachowanie. Chociaż to głupie stwierdzenie, w ogóle nie ma bezproblemowych koni, ogierów czy nie. I tu się w ogóle dla mnie pojawia pewna zagwozdka. Weźmy chociaż przykład wałacha, o którym pisałam gdzieś wcześniej. Koń zdecydowanie agresywny, gryzący zarówno ludzi jak i inne konie. Łażący po boksie, rozwalający wszystko co się da, uciekający z padoku. Analogicznie do rozumowania z ogierami, musiałabym dojść do wniosku, że zachowuje się tak a nie inaczej, dlatego że jest wałachem. Albo dlatego że jest gniady. Albo dlatego że ma gwiazdkę na czole. No proszę... 🤔

Naprawdę nie wszystkie ogiery są podjarane przez cały dzień i drą ryja. Nie mogę Ci tego udowodnić na forum, więc musisz mi uwierzyć na słowo, że chociażby mój odezwie się może raz na dzień. I zachowuje się naprawdę normalnie, jak inne konie. Ale sprawa jest taka, że ja trzymam konie za przysłowiową stodołą, więc realia stajni pensjonatowej mnie jakby nie dotyczą. I wypowiadam się z perspektywy takiej osoby.

Mam za to jeszcze inną sytuację, konia dzierżawionego, stoi w stajni pensjonatowej/szkółkowej. Również ogier. Tego chętnie bym wykastrowała, mimo tego że również jest bardzo ogarnięty jeżeli chodzi o męskie popisy. Po prostu dlatego, że w tej stajni nie ma warunków na ogiera i muszę codziennie wcześnie rano się telepać do tejże stajni, aby konia wyprowadzić, bo właściciel wypuszcza wszystko na raz a ogiery stoją w boksach. Niestety sytuacja jest obecnie taka, że nie mam możliwości kupna tego konia ani przeniesienia go chociażby do siebie, no ale to nie temat na ten wątek. 😉

Dlatego jak czytam na forum, że ogiery są koffane, bezproblemowe i tylko złe wychowanie robi z nich paskudy, to mnie zaczyna klawiatura świerzbić.


A kto tak pisze? Jeżeli ktoś w ogóle podchodzi do konia, ogiera czy nie, z podejściem że jest "koffany" i "bezproblemowy", to chyba ma poważny problem. To jednak są duże, silne zwierzęta i musimy mieć to na uwadze. Ale mało to się ma do płci tegoż zwierzęcia.

Ogiery są różne, ale nadal nie wiem po co mieć ogiera.


To tak zasadne pytanie, jak po co w ogóle mieć konia? A po co klacz, jeżeli nie zamierzam mieć źrebiąt?

Ja sobie zadałam pytanie, po co kastrować swojego ogiera, jeżeli zachowuje się on akceptowalnie (czyli w mojej normie zachowania ogólnie dla konia), i mam odpowiednie warunki na jego utrzymanie? I sobie odpowiedziałam że w sumie to po nic, niech sobie ma te jaja, a jeżeliby zaszła taka potrzeba, to zawsze przecież może wet przyjechać i wykastrować.
Gladiatrix, powiem ci, że wcześniej napisałam długi post, ale skasowałam, bo "co to kogo obchodzi, co to komu pomoże". Teraz żałuję, bo polemizowałby z twoim, ale już mi się nie chce pisać tego co wcześniej.
Rzecz polega na tym, że nie ma takiego wychowania, ani trybu życia, żeby z ogiera nie mógł "wyleźć" ogier.
Jest wieczne "nie znasz dnia ani godziny..." a jeśli nie żyjesz w takim stresie, to żeś gupi, bo powinieneś. Coś jak z kaskiem. 99,9% czasu jest zbędny.
Masz ogiera miśka, a nagle bach - pełno krwi i wybite zęby (konia). Itd.
Ogiery są klimatyczne, wdzięczne w pracy, w specyficzny sposób przewidywalne. Uwielbiam pracować z ogierami.
Ale trzymać w pensjonacie z klaczami i jeździć na zawody - nie cierpię.
To jest tak duży kłopot, z najgrzeczniejszym, że tylko wysokie dochody ze stanówki lub konieczność zachowania naprawdę cennych genów mogłyby ten kłopot uzasadniać. Dla człowieka racjonalnego, nie lubiącego sobie strzelać w stopę.
Żeby ogier był wcielonym aniołem, to ilość urazów ludzi i koni jest większa niż wałacha, tak w ciągu kilku lat.
Ilość sytuacji kłopotliwych - zupełnie inna.
Prosty przykład: "Końska" miejscowość, ruchliwe trasy. Nawieje wałach? Spoko. Szybko jest info, wałach odłowiony, odstawiony do stajni. Nawieje ogier? Alert na pół powiatu!
Ja już podziękuję za "przyjemności" pt. jedna myjka na zawodach. Mam dobre porównanie, jakie nerwy są na zawodach z ogierami, a jakie z wałachami, a nawet z klaczami (które też miewają swoje za uszami). W logistyce około stajennej.
Następny prosty przykład: Pilotuję podopieczną na odznace. Jedzie na użyczonym koniu, wiekowym ogierze. Dobry koń, fajnie, ale... z 1/3 czasu zeszła na unikanie "romantycznych" sytuacji.
Ja już nie lubię jeździć na 5 nogach, no. W pracy nie robi mi zupełnie, wałach, ogier, czy klacz. Pod warunkiem, że specyfika płodnego samca nie staje się dla mnie obciążeniem.
Jasne, fajnie było jeździć na Arianinie, Jakobinie, Makarcie,"Geniusach" czy "Elvisach".
Ale dziś? A za jakie grzechy? Albo: za ile więcej? 🙂
Ogier to koszta. Finansowe, emocjonalne. Bez stosownej rekompensaty - żaden sens.
Mimo to cieszę się, że niektórzy mają jeszcze takie zajawki, bo gdyby nie to, to nie wiem czy w PL ostałby się jeden ogier półkrwi.
Jako osoba pracujaca zawodowo z ogierami powiem tak: nawet te najmniej jurne nie maja latwego zycia. Sa odizolowane od stada i wiecznie kuszone przez wszystkie latajace smrody. Po co skazywac nieprzeznaczonego do chodowli konia na samotnosc i frustracje skoro mozna mu tego oszczedzic. Przeciez kastracja to nie jest operacja na otwartym sercu.
A ja trochę już nie rozumiem tej dyskusji. Chciałam zebrać w jednym miejscu tych którzy te ogiery mają, bo kryją lub nie kryją, bez różnicy, ale mają/użytkują, a dyskusja zeszła na spór dlaczego się powinno kastrować.
Sivens załóż wątek tylko dla "ogierniczek", to sobie popiszemy, jak ujarzmiamy nasze narowiste stwory 😉
A po co klacz, jeżeli nie zamierzam mieć źrebiąt?

Myślę, że gdyby zabieg sterylizacji klaczy był porównywalny pod względem chirurgicznym, jak kastracji ogiera (zakładając sytuację bez powikłań oczywiście), to wielu właścicieli klaczy decydowałoby się na sterylizację. Zwłaszcza tych, co to podczas rui "bez kija nie podchodź",  a najlepiej to nie podchodź w ogóle i wróć za trzy dni.  😉

Ja swoją "przygodę jeździecką" zaczynałam wśród ogierów. Były to trzy ogiery arabskie (w porywach do pięciu), w tym jeden kryjący naturalnie, i to wcale nie raz na ruski rok. Chodziły w hipoterapii, uczyły małe dzieci i początkujących. Jednego z nich dostałam "pod opiekę" po kilku pierwszych jazdach, jak zaczęłam jeździć za pracę. Żaden nigdy nikogo nie ugryzł, nie kopnął, a dwa z nich były ulubieńcami dzieci. Przy tym kryjącym wszyscy wiedzieli, że trzeba uważać i nie podjeżdżać mu klaczami pod nos ani nie prowokować jakichś "romansowych" sytuacji, ale ogólnie nie było to jakoś bardzo problematyczne. Wychodził na jazdy, gdzie w jedną godzinę na placu były klacze, wałachy i ogiery, i pod w miarę ogarniętym jeźdźcem nic się nie działo, ot czasem sobie "pochrumkał".
Drugi z nich to był właśnie taki "ogier-nie-ogier". Można go było otoczyć stadem grzejących się klaczy - zero zainteresowania. Przez wszystkie lata, kiedy go znałam, nigdy nawet nie kwiknął do klaczy. Zupełnie jakby nie istniały. Niejeden wałach wykazywał więcej zainteresowania niż ten ogier. 🙂 Także takie ogiery istnieją, ale zgadzam się, że to są wyjątki.
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 09:47
Wsadzę kij do mrowiska  😀iabeł:
Bo taka dyskusja wraca jak bumerang, często do mnie personalnie też, więc chyba się w końcu zbiorę  😀iabeł:

Ja mam takiego ogiera, o którym "każdy słyszał, nikt nie widział, więc pewnie ściema" - nie jestem tu od wczoraj, więc może uwierzycie  😉
Czyli bezproblemowego, padokowanego, niemowę, niewyprawiającego się, stacjonującego w stajni prowadzącej na szeroką skalę działalność hodowlaną, ze źrebakami, kobyłami, biegalniami, obsługiwanego bez problemu, przyjacielskiego do WSZYSTKICH koni, niereagującego na żadne konie, podróżującego normalnie z końmi (także z kobyłami w jednej przyczepie), w czasie gdy miałam dwa konie - padokowanego normalnie z towarzyszem (bo oczywiście nie mam zamiaru puszczać go z cudzym koniem i takiej śmiesznej propozycji składać komukolwiek - wiadomo, więc teraz chodzi sam, ale na padokach obok ma normalnie kolegów i koleżanki), stojącego w jednej z poprzednich stajni jakiś czas obok kobyły (boks dzielony kratkami), ba, w jednej z tych stajni kobyła wskoczyła do niego na padok i pasły się cały dzień razem, monitoring wykazał, że mojego konia interesował tylko kantar koleżanki, który wyżuł do granic możliwości, był karuzelowany z kobyłami (nawet na torach, gdzie karuzela uwiązowa i nosy koni wzajemnie wetknięte w tyłki, że tak się wyrażę...), na zawodach stojącego niejeden raz przy kobyłach w boksach namiotowych... i tak mogę wymieniać i wymieniać. Dziwadło? Absolutnie, takich jak on jest więcej i istnieją naprawdę. Absolutnie nie zakładam jednak, że stanowią większość - wręcz przeciwnie! To rzadkie egzemplarze, ale istnieją, więc nie można generalizować i zakładać, że wszystkie ogiery to drące japę 500 kilo testosteronu i prześmiewczo reagować, kiedy ktoś twierdzi, że jego ogier taki nie jest. Oczywiście - uprzedzając tak charakterystyczne dla re-volty insynuacje - nie twierdzę, że to nie jest ogier. Oczywiście, że to jest nadal ogier, nadal koń, na którego trzeba jakoś specjalnie uważać, nadal koń dla świadomego właściciela - ale nie oznacza to, że jest to z marszu niebezpieczna bestia, której kastracja powinna być regulowana ustawowo (wohooo, już widzę te bannery i pikietowanie pod stadninami "STOP TRZYMANIU OGIERÓW OGIERAMI! TAK DLA WPROWADZENIU PAŃSTWOWEGO NAKAZU KASTRACJI!" 🏇 ). Poza tym generalizujecie także w kwestii warunków życia tych koni - nie wszystkie ogiery to nieszczęśliwe, zamknięte w czterech ścianach bestie myślące tylko o seksie - mój koń spędza na padokach mnóstwo swojego życia, jest szczęśliwy i myśli głównie o jedzeniu i spaniu 😉
Wracając do mojego konia, bo coś czuję, że zaraz ktoś użyje argumentu "zobaczysz, jeszcze się nie obudził" - cóż, ma 10 lat... jako młodziak u hodowcy zaliczył numerek na boku, więc o co chodzi wie doskonale... U mnie przeszedł niedawno (podkreślam - niedawno, 6 lat miałam go bez żadnej ingerencji i był taki sam) kastrację chemiczną (powody wyjaśnię zaraz), która zmieniła jego zachowanie w pożądany sposób (o tym też zaraz), natomiast po minięciu okresu działania zastrzyku faktycznie przez 2 miesiące się rozhulał, wypiękniał i urósł jak sto pięćdziesiąt, chrumkał pod nosem przy wchodzeniu do stajni (chociaż nie bardzo sam wiedział po co, bo podstawiony celowo do powąchania się z kobyłą nie wykazywał zainteresowania) i czasem odzywał się z padoków. W tym okresie została oczywiście zachowana szczególna ostrożność i zmieniły się jego warunki bytowe na jakiś czas (żeby nie uczyć go głupich zachowań, które mogłyby zostać jako narów) - nie chodził więc na padok w czasie, w którym na innych były kobyły czy źrebaki i poza incydentem z powąchaniem kobyły (które miało na celu sprawdzenie poziomu zogierzenia), nie był eksponowany na prowokujące czynniki. Po miesiącu od tego "zogierzenia" zaczął się znowu wyciszać, poziom hormonów zaczął się regulować i koń znowu jest jak dawniej, a jego warunki bytowe powróciły do poprzednich.
Wracając do kastracji chemicznej - otóż u mojego konia jedynym objawem ogierzenia (i zarazem przyczyną kastracji) była waleczność i krnąbrność pod siodłem. Tak, był pod tym względem problematyczny, ale z racji tego, że typowo jako ogier nie dawał się we znaki nigdy, to zwalałam to tylko na garb jego charakteru i moich niedostatecznych umiejętności, co było błędnym myśleniem - bo to były tylko jedne ze składowych, a jajka swoje robiły. Ponieważ uświadomił mi to dopiero obecny Trener, przez poprzednie lata koń nie został nigdy wykastrowany sensu stricte. U obecnego Trenera taka decyzja została podjęta, jednakże nie zdążyliśmy jej wcielić w życie, bo koń zachorował i ważniejsze niż kastracja było ratowanie jego wzroku. Po rocznej walce o oko ostatnią rzeczą, która była mu potrzebna było lądowanie znowu w klinice, więc zostało to odłożone na później. Ponieważ w pracy z nim znowu pojawiały się problemy, wrócił temat kastracji, jednakże z uwagi na utracone oko i paniczny strach przed końmi - chciałam najpierw sprawdzić jak jego zachowanie zmieni się po kastracji i czy nie będzie czasami jeszcze bardziej bojaźliwy niż jest teraz. Ot, chciałam mieć jasny obraz by wybrać mniejsze zło. Po zastrzyku przestał być taki waleczny, zaczął chętnie współpracować, zobaczył, że jest fajnie, że nie ma potrzeby pajacować, a to umożliwiło zakodowanie mu pożądanych zachować i problem nie wrócił do dziś (a minęło wiele miesięcy od kiedy skończyło się działanie zastrzyku - dostał 3-miesięczny), stąd i nie wrócił temat kastracji. Nie widzę potrzeby kładzenia go na stół, mam złe doświadczenia zdrowotne z tym koniem, zbyt wiele razy otarł się o śmierć i nie podejmę takiego ryzyka skoro nie ma jednoznacznej potrzeby, a jeśli wróci problem - dam mu kolejny zastrzyk, chociaż nie sądzę aby było to już kiedykolwiek potrzebne. I takie jest moje stanowisko, którego nie zmienię, bo w życiu codziennym ani jemu, ani innym koniom i ich właścicielom jego bycie ogierem nie przeszkadza. Więc nie generalizujcie...

Na dowód, że nie mam schizofrenii i wszystko co opisane powyżej ma miejsce w rzeczywistości - film Koraba z jego ukochanym sąsiadem. Kwestii odpowiedzialności etc. nie podnoście, bo nie Wam oceniać - właściciele obydwu koni byli przy tym obecni, Waszych koni tutaj nie ma, więc nie szukajmy dymu na siłę  😉



A jeśli z tego filmu zbyt wiele ogierzych zachowań jednak bije - to forumowa gryglodor ma na telefonie film, na którym Korab i jej Eneida obgryzają jedną deskę i biją nosami o pierwszeństwo do niej... bo w uznaniu Koraba ona atrakcyjniejsza była niż kobyła... Ja mam tylko jeszcze taką wakacyjną fotkę ze wspólnej sesji, przekrój przez wszystkie płci: https://scontent-mxp1-1.xx.fbcdn.net/hphotos-xtp1/v/t1.0-9/10500259_959282847431166_5457681315666082422_n.jpg?oh=007e101d4300fc2dc4b55dae1bc204a0&oe=56EC66B5   😉


Kończąc grzebanie w mrowisku - tak, ogiery nieogierzące są i to nie mit. Są nadal ogierami, oczywiście, trzeba mieć to na uwadze i dobrze znać swojego konia, aby posiadał przynajmniej minimalny stopień przewidywalności. I jeśli samego konia nie męczy posiadanie jajek, a są z tego tytułu jedynie utrudnienia dla właściciela - to co w tym złego? Nie nam oceniać co kto robi jeśli nie odbywa się to kosztem konia. A tak już zupełnie na marginesie - ujarzmianie dzikich ogierów powinno być już dawno passe, to kobyły są często gorsze, bo im nie wpierdzielisz jak trzeba, więc nie wiem co w tym lansiarskiego  😀iabeł:  A tak zupełnie serio - nie generalizujcie też w kwestii motywów właściciela, nie każdy trzyma ogierem, bo to super-profi - powodów może być wiele i jeżeli koń na tym nie cierpi, to nie nam oceniać czy są one słuszne. Jeżeli mój następny koń będzie pajacował z fujarą na wierzchu - wytnę go, bo szkoda konia, ale dla odmiany - Korab ogierem jest i zostanie, a zachowuje się jak wałach, więc lansu w tym żadnego nie ma  😉
Darolga Dziewczyno, ale ty sama sobie zaprzeczasz . Koń bzyknął na lewo źrebak NN może być . Ogierzył się to go wykastrowałaś chemicznie z jakim skutkiem dla zdrowia nie wiem . Kastracja przy dzisiejszym stanie weterynarii to  zabieg jedno razowy, bezpieczny i nie potrzeba dawać zastrzyków, co jakiś czas, jaja nie odrastają .Sama też twierdzisz że są okresy gdzie koń nie chodzi z innymi, więc ograniczony jest. Nie kumam Twojej ideologij .Od górny nakaz kastrowania nie licencjonowanych ogierów już był w gospodarce od górnie sterowanej i się nie sprawdził . Miał na celu utrzymanie państwowego monopolu na ogiery hodowlane , ale i tak chłopstwo łachami kryło tylko młodymi . Nie pamiętam jaki był nakaz granicy wieku chyba 4lata . A spokojne i bezpłciowe ogiery się zdarzają ,tak jak i ogierze wałachy { te coraz rzadziej od kiedy kastruję się na leżąco } .,ale jak to ma się do większości . Nie kryjesz ogierem to jaja mu są zbędne . Kryjesz to masz obowiązek zapewnić ogierowi BHP wychowania , warunków bytowych ,itd . Wałkowanie masła maślanego . Znam też kilka wypadków gdzie ogier był spokojny wychowany ,ale nastąpił zbieg okoliczności i hormony wzięły górę no i wypadek nastąpił . Wyprzedzając odpowiedz ,że wypadki zdarzają się wszędzie i z wałachami i z kobyłami ,powiem  tak , ale ryzyko trzeba minimalizować . Niech mi ktoś sensownie odpowie jaki jest cel trzymania ogiera nie hodowlanego , oprócz ludzkiej głupoty .
Sivens załóż wątek tylko dla "ogierniczek", to sobie popiszemy, jak ujarzmiamy nasze narowiste stwory 😉


I tak też zrobiłam 🙂 http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,98630.0.html

darolga, espana, Mirinda94, Gladiatrix, dinfo, Kinia16322, krysiex213 (jeśli kogoś pominęłam to przepraszam  :icon_redface🙂 czekam na zdjęcia w nowym wątku 😉
W skali problemów, jakie mogą wystąpić z ogierem, hałaśliwość leży zdecydowanie w kategorii "brak problemów" 😉

darolga, ja tylko pamiętam, że jak Cię parę lat temu spytałam, dlaczego trzymasz ogiera to mi tłumaczyłaś, że będziesz nim kryć i kolejka chętnych już czeka.

Fakt, miły koń do innych, ale fakt waleczności pod siodłem i niechęci do podporządkowania to oczywiste, że jest mocno napędzany hormonami. Ja bym od razu wycięła.
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 12:34
niesobia - ale o czym Ty do mnie? Nie wypowiedziałam się po to, żebyś mnie namawiała na kastrację, bo jasno wyraziłam swoje stanowisko i gdybyś chociaż spróbowała uważnie przeczytać moją wypowiedź - byłoby to dla Ciebie jasne i przejrzyste. Spróbuję więc metodą "argument vs. argument".

Koń bzyknął na lewo, źrebak NN może być
O jacie, naprawdę? Myślałam, że to bociany podrzucają  😉 Po pierwsze - czytaj ze zrozumieniem. Napisałam, że zaliczył numerek na boku u hodowcy jako młodziak - jaki mam wpływ na to co działo się z moim koniem zanim go kupiłam? A jaką mam za to brać odpowiedzialność? Czas mam cofnąć?  🤔  Przecież nie kryli nim celowo, na litość boską, nie dopowiadaj sobie. Zdarzyła się awaria, mój koń dorastał w wielkim stadzie na 700 ha w systemie 24/24 puszczony luzem do 3-latka, kiedyś pomieszały się stada, trafili akurat jego w niezręcznej sytuacji. Źrebaka z tego nie ma, gdyby zaskoczyła to by poszła do weta na zgniatanie, bo to nie pseudo hodowla tylko kobyły, które same bądź których rodzice chodzili wielkie rzeczy i których nie kryje się polskimi Korabkami...

Ogierzył się to go wykastrowałaś chemicznie z jakim skutkiem dla zdrowia nie wiem
Hmmm, cholera, chyba oślepł od tego... A nie, przepraszam, to było pierwsze  😁
To jak nie wiesz, to się dowiedz, bo pół świata kastruje chemicznie i wycisza tak ogiery chodzące w sporcie, a i kobyłom się blokery robi. Konie nie zdychają od tego, blokujesz produkcję hormonu na określony czas, tak jak wycięcie jajek powoduje jej blokadę na zawsze. To jak z antykoncepcją trochę, tak łopatologicznie tłumacząc - ale mój od tego nie przytył ani nie zmieniła mu się cera  😎 Jakże charakterystyczny dla naszego kraju jest strach przed nieznanym!  😅

Kastracja przy dzisiejszym stanie weterynarii to  zabieg jedno razowy, bezpieczny
Znam aż nadto dzisiejszy stan weterynarii, nie jestem 15-letnią dziewuszką, której musisz tłumaczyć co to kastracja i czy jest bezpieczna  (i widziany na własne oczy koń z wypadniętymi jelitami nadal nie zmienił mojego poglądu, nadal uważam, że to dość bezpieczny zabieg, chociaż nie wszystkie konie przeżywają - co Ty na to?) 🤣  Ale NIE BĘDĘ kłaść na stół mojego 10-cioletniego ogiera z chorym sercem i stając przed wyborem mniejszego zła wybieram żywego ogiera niż martwego wałacha, bo nie będę w przypadku tego konia podejmować NIEPOTRZEBNEGO ryzyka - cała moja wypowiedź wyraźnie pokazuje, że ten koń nie sprawia problemów ani sobie, ani innym i nie jest konieczna jego kastracja.

Sama też twierdzisz że są okresy gdzie koń nie chodzi z innymi, więc ograniczony jest.
Bzdura, nic takiego nie napisałam  🙂 Napisałam, że był czas kiedy chodził z innym koniem (bo ryzykowałam w obrębie własnych koni) - jako dowód, że nie jest dzikim ogierem. Przestał z nim chodzić, bo w moim odczuciu ten koń JEMU zagrażał, bo spuszczał mu łomot mimo bycia wieloletnim wałachem 🤣 Teraz nie chodzi i NIE BĘDZIE chodził z innymi końmi, a jego płeć nie ma na to wpływu. Gdyby był wałachem, też nie chodziłby z innymi końmi - bo nie, mam takie podejście a nie inne i nie Tobie oceniać. Nie jest mu tęskno do koni, boi się ich, a odkąd jest częściowo ślepy to tym bardziej i nie, stado jest dla tego konia większą krzywdą niż jajka, nigdy sobie nie radził. Jak przestanie być użytkowany sportowo i pójdzie na emeryturę, gdzie nie będę się martwiła o kontuzje, to kupię mu miłego kuca albo starucha do towarzystwa. Teraz - sorry, nie. I jego płeć nie ma na to wpływu, więc argument nietrafiony.

I nie życzę sobie, abyś nazywała mnie głupią, jeśli chcesz kontynuować tę dyskusję to tylko w kulturalnej formie, jeśli nie - musisz znaleźć innego rozmówcę, bo ja się na takie personalne wycieczki nie piszę.
Kwestię zasadności dyskusji przemilczę, bo wydawało mi się, że moja poprzednia wypowiedź wyczerpała temat i z łatwością jej intencje (którymi było udowodnienie, że istnieją normalne ogiery) dało się zrozumieć...cóż, myliłam się, mea culpa, może teraz udało mi się jaśniej  😉



Sivens -  :kwiatek:

quanta - były takie plany, ale się urwał, w trening nie poszedł, czempów nie poszedł, z zawodów wypadł, a potem było jak było, kontuzja za kontuzją, niewłaściwi trenerzy, poza P klasę nie wyjechał i nie wyjedzie  😉 Dla ludzi też jest miły, a waleczność pod siodłem była skutkiem wielu czynników. Przede wszystkim bardzo złego treningu przez wiele lat, każdy koń, niezależnie od płci powiedziałby dawno fakju, ten długo wytrzymał, a doprowadzony do granic możliwości i ugotowany do cna użył tego, co mu zostało, czyli obrony zwanej atakiem, a że na pewno łatwiej wyzwolić to u konia z pokładem hormonów to się wyzwoliło. A że potem kolejnymi trenerami utrwalane w najgorsze z możliwych sposoby, to wyszło jak wyszło, łatwiej było pokazać mu, że może być miło kiedy wyłączyło mu się hormony, a jak zakodował dobre zachowania to okazał się bezproblemowym już na każdej płaszczyźnie koniem - i byłby taki sam od początku, gdyby był dobrze trenowany. Kastracja chemiczna była kołem ratunkowym po złym treningu, a nie jajkach. Oczywiście, z perspektywy czasu być może żałuję, że nie zrobiłam tego kiedy był 3/4 latkiem, bo był za trudny dla mnie i ówczesnych trenerów - może by się to potoczyło inaczej. Ale niekoniecznie, bo sam z siebie łatwy to on nie jest, ot, bez jajek może nie zabrnęłabym w ślepy róg, albo może wylazłabym z niego szybciej, można gdybać. Może nie udałoby się "trenerom" doprowadzić go do granic wytrzymałości psychicznej. Może znosiłby to w milczeniu, zamiast głośnego "nie" po i tak długim okresie ciszy. Tak czy siak, jeśli już, to ułatwiłoby to życie tylko MI i tylko w ujęciu jeździeckim, bo on od początku w obsłudze i dla koni był taki jaki jest. Zawsze mogłam zrezygnować z jazdy, a mieć dalej szczęśliwego bezpiecznego ogiera. Albo dać go w lepsze trenerskie ręce. Nieważne. Wracając do sedna: ma teraz lat ile ma, wydarzyło mu się w życiu co się wydarzyło i już ogierem zostanie. Mój post miał na celu udowodnić, że nie wszystkie ogiery to bestie, a nie być zaproszeniem do argumentacji przeciwko jego jajkom czy przyzwoleniem na obrażanie mojej osoby.
Darolga 1 To proszę Ty przeczytaj ze zrozumieniem to co ja napisałem , Np .o skoku w bok {może} . 2 . Jedyny sensowny argument jaki widzę. żeby nie kastrować akurat Twojego konia to wada serca . 3 Ty konia wykastrowałaś chemicznie { z jakim skutkiem zdrowotnym napisałem[ nie wiem ,bo nie wiem } Więc może dyskusja na temat jak kastrować { w większości przypadków jestem za ciach po jajach }. Współczuje problemów zdrowotnych z koniem ,ale z racji Twoich nie generalizuj problemów . Gdyby twój koń byłby zdrowy dostał by po jajach nie na stole tylko na łące , a po miesiącu nie pamiętał by o sprawie .
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 13:15
niesobia

1. Napisz, proszę, jaśniej, bo nadal nie rozumiem, serio. Skok w bok. No, był. I? Jaki mam wpływ na to co było kiedy nie był jeszcze moim koniem? U mnie nie chodzi na niebezpieczne padoki. Nie chodzi niepilnowany w nocy. Stada są pilnowane. Ucieczki koni byłyby zauważone od razu, chociaż się nie zdarzają. Dlaczego czujesz potrzebę uświadamiania mnie co to jest skok w bok i jakie ma skutki? Jestem duża, wiem skąd się biorą źrebaczki i na przepisach hodowlanych też się znam 😉

2. Nadal nie widzisz pozostałych argumentów - to nie jest problematyczny ogier, jajka nie czynią go nieszczęśliwym. W jego życiu nie zmieni się nic po kastracji, a jest to tylko bezsensowne podejmowanie ryzyka.

3. Był wałachem 3 miesiące, znowu jest ogierem. To jest kastracja chemiczna. Działa okresowo.

4. Nie dostałby po jajcach na łące, bo to jest dopiero skur...ństwo, nie wiem ile się naoglądałaś kastracji, ale ja mnóstwo i jestem wielkim przeciwnikiem takiej metody. To jak te konie potem dochodzą do Ciebie, jak je wszystko boli, ba - nie wierzę, że nie czują nic w czasie samego zabiegu. Jeśli kastrować, to tylko na leżąco.


Poza tym dalej się nie rozumiemy.  Ja nie generalizuję - ja właśnie próbuję ukazać błędność Waszych generalizujących założeń. Kwestia kastracji mojego konia nie powinna być przedmiotem niniejszej dyskusji - moja wypowiedź miała na celu tylko udowodnić, że są miłe i normalne ogiery, grzeczniejsze niż większość wałachów czy kobył. Ale jeśli już dyskutujemy, to podkreślę raz jeszcze - jeżeli po kastracji jest szansa na podniesienie komfortu, jakości życia i warunków bytowych konia - to tak, jestem absolutnie za (NIGDZIE nie powiedziałam, że jestem przeciwnikiem kastracji, więc nie wiem dlaczego tak na siłę próbujesz mnie doń przekonać...). Ale jeżeli powyższe warunki są spełnione, to nie widzę potrzeby ryzykowania i kastracji. A wyżej wymienione czynniki to dość szerokie pojęcie - od padokowania, przez bezpieczeństwo, emocjonalne nieradzenie sobie konia samego ze sobą, a na zdrowiu skończywszy, więc pole do popisu duże. Jeżeli wszystko to jest spełnione na tip top, tak jak u mojego konia, a kastracja w żadnym stopniu tego nie zmieni - nie jest dla mnie koniecznością. Jeśli jednak szwankuje cokolwiek, na którejkolwiek płaszczyźnie - tak, kastrować. I napisałam to wyraźnie, że mój następny koń jeśli będzie zakupiony jako ogier i okaże się nim faktycznie, pójdzie na stół. Jeśli jednak okaże się taki jak Korab (a to porównywalne z wygraną w totka, ale liczę na to) - nie pójdzie. Proste. Jeżeli jajka w jakikolwiek sposób będą dla mojego konia ograniczeniem, to je straci, bo ma mieć życie jak normalny koń. Mój koń takie ma. Po co mam więc ingerować (niezależnie od pikawy - nie ma tam dramatu na tyle, żeby narkoza była przeciwwskazaniem - jedynie jest czynnikiem ryzyka wyższym niż u innych koni)?
Mojego pierwszego konia kupiłam jak był ogierem, przez 8 lat swojego życia był "grzecznym misikiem" jak padło gdzieś tu stwierdzenie do "rany przyłóż".
Po roku od kupna zaczął na inne konie reagować agresją, a na ludzi przy choćby czyszczeniu potocznie mówiąc "napalać się". (napiszę tylko, że po kupnie stał dalej w tej samej stajni, żaden nowy koń się nie pojawił i przed kuponem pracowałam z nim rok, aha cały czas byliśmy pod opieką trenera). W pewnym momencie był już naprawdę niebezpieczny więc podjęłam decyzję o kastracji. Weterynarza, który przeprowadzał zabieg powiedział tak...
"Po to natura stworzyła ogierowi jądra, żeby regularnie zapładniał klacze, to jest jego życiowa misja - przekazać swoje geny. Jeśli z jakiś powodów tego nie robi, to po co mu one?."

No i może troszkę chamskie porównanie ale co mi tam... Ciekawe czy szczęśliwy był by facet, gdyby gołe babki paradowały mu pod nosem a on ewentualnie mógłby sobie na nie popatrzeć.... Owszem pewnie gdzieś trafi się dżentelmen i nie będzie próbował gwałcić ale czy to znaczy, że czuje się dobrze, że nie czuje hmmm potrzeby?
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 13:43
Nie tylko dżentelmen może się trafić, ale też taki, którego babki nie kręcą  😁
Męską obsługę haremu też kastrowano  😀
Darolga Wybacz nie widzę sensu dalszej dyskusji . Zdanie moje po przeczytaniu Twoich postów zmieniło się na tyle, że dalej nie widzę sensu trzymania ogierów innych , niż cele hodowlane  , dopuszczam wyjątki kiedy kastracje chirurgiczną wyklucza stan zdrowia konia , a kastracja farmakologiczna ma dla mnie sens, w tedy kiedy koń jest w treningu sportowym, a cechy ogierze mają bezpośrednie przełożenie na wyniki sportowe , ale koń jest na tyle cenny dla hodowli ,że po ukończeniu kariery może być cennym reproduktorem .
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 14:21
Wspaniale, i dochodzimy do sedna i kompromisu zarazem, ponieważ ja absolutnie nie chciałam dyskutować nad zasadnością kastracji, co podkreślałam od pierwszej wypowiedzi w tym wątku i w każdej kolejnej 😉 ponieważ wypowiedziałam się jedynie w ramach kontrargumentu przeciwko generalizowaniu i szufladkowaniu wszystkich ogierów do jednej kategorii "bestie"  😉
darolga, nie pomyślałaś nigdy, że Wszystkie twoje problemy z Korabem mogły płynąć z bycia ogierem??? Tzn. może nie wszystkie, ale "natężenie pecha"?
Bo u mnie to jest powód zmiany nastawienia wobec ogierów. Różnica między częstotliwością "dziania się" u ogiera a u wałacha. Błyskawicznie spadająca po 2-3 miesiącach od kastracji, dziwnym trafem.
Obecnie jestem zdania, że jeśli nie mamy do czynienia z wybitnym (takim, który Na Pewno będzie cieszył się popytem na usługi rozrodcze) osobnikiem, to kastrować należy natychmiast po wystąpieniu jakiegokolwiek upierdliwego kłopotu. 2 razy na dwóch nogach ze stajni? Wołać weta. 2 razy zemknął z lonży? Wołać weta. Nie skończyłam parkuru z racji niesubordynacji ogiera? Wołać weta. Poranił się w boksie? Wołać weta.
Najpoważniej. Szczególnym wskazaniem do kastracji jest jakakolwiek krnąbrność ogiera. Nikt albowiem nie potrzebuje krnąbrnych potomków tegoż. No tak jest. Kiedyś ludzi byli bardziej skłonni do użerania się z końmi, dziś jest ogromne zapotrzebowanie na "miśki-przytulanki", tylko paczące: "Człowiek, tylko mów, czego chcesz, zrobię wszystko, żeby cię uszczęśliwić". Dziś to się nazywa "dobrą głową".

Jak wiesz, prawie 4 lata nie podjęłam decyzji o kastracji. Mam porównanie. W postaci tempa postępów konia. Jakości współpracy. Pluję sobie w brodę, bo wiele wskazuje na to, że gdybym natychmiast po kupnie kastrowała, to koń spełniłby wszystkie moje oczekiwania. Możliwe, że w ogóle Nie Wydarzyłby się rzeczy, które rozwalały ciąg pracy. Bo w żadnym z "przypadków", które dotknęły konia (i mnie) nie dało się Wykluczyć, że jądra nie brały udziału. Jasne, że pewności nie ma, ale jakoś po kastracji "dziwne rzeczy" niemal zanikły, a możliwe, że gdyby do stada dołączył wałach, a nie były ogier - nie byłoby ich w ogóle, bo nie byłoby w nim tendencji do "ustawiania sobie" kolesi.

niesobia słusznie zarzuca ci niekonsekwencję (porównując treść waszych wpisów). A jeszcze mogłabyś docenić rzadki przypadek, że facet zaleca kastracje.
Serce? Gdzie nie pójdę do weta czy "ludzkiego" wszyscy twierdzą, że sztuczne hormony obciążają układ krwionośny.
Ryzyko kastracji? No jest, ale szczerze wątpię czy większe niż ryzyko płynące z bycia ogierem, nawet najspokojniejszym.
Bałam się kastrując 7-latka, jasne. Dlatego podjęłam decyzję, że na stojąco, w boksie, tylko poprosiłam weta, który robi to setkami. 15 min. - i problem zniknął. Bezpowrotnie. Mniej zachodu niż z tarnikowaniem zębów.
Jądra samca, który nie cieszy się popytem na nasienie, to Problem, nie Zysk.
I teraz sobie myślę, że to jednak trzeba mieć niezłą zajawkę, żeby przedkładać wieloletnie zwiększone kłopoty nad błyskawiczny zabieg. To ulotne "coś", które mają ogiery nie jest warte wszystkich możliwych wpadek.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 grudnia 2015 16:26
darolga, nie pomyślałaś nigdy, że Wszystkie twoje problemy z Korabem mogły płynąć z bycia ogierem??? Tzn. może nie wszystkie, ale "natężenie pecha"?

Odnoszę wrażenie, że tak właśnie było w tym przypadku. Zupełnie bez sensu to uparte trzymanie ogierem tego konia, a wielokrotnie było sugerowane takie właśnie posunięcie. Ale zawsze było nie bo nie.
darolga   L'amore è cieco
07 grudnia 2015 17:18
halo - bardzo lubię z Tobą rozmawiać, nawet jeżeli nie we wszystkim się zgadzamy i tylko dlatego udzielę odpowiedzi, chociaż dyskusja absolutnie zboczyła z właściwego toru, bo naprawdę miało być nie o tym :kwiatek:
Odpowiadając na pierwsze pytanie... Wiesz co, i tak i nie. Na pewno nie wszystkie - nie mieszałabym do tego oka, bo wiadomo, jednej ciężkiej kolki - też wiadomo, ani też historii z biodrem, bo wszedł w karuzeli do niego inny ogier (taki, którego właśnie trzeba było wyciąć, agresywny i wiecznie nastroszony) i go stłukł (chyba, że rozpatrujemy to w kategorii "Korab zawinił, bo też jest ogierem i to tamtego sprowokowało" - no to tak, chociaż ja się z tym nie zgadzam), ani też z miednicą (bo wywrócił się stajennemu na lodzie w wyniku braku ostrożności na zakręcie, ani zapalenia ucha - bo go zawiało, ani też kulawego lewego przodu, po którym został dziś nakostniak i paniczny strach przed końmi - bo dostał kopa od kopiącego wszystko konia na korytarzu przez jego nieodpowiedzialną właścicielkę, która nie dała szansy schować się do boksu i pchała się na mijankę na chama...i mogę takich przykładów wymieniać wiele i nic wspólnego w moim odczuciu z jajkami one nie mają. Przytakując jednak częściowo na Twoje pytanie mogę do tego zaliczyć jednak zerwanie, bo pewnie się to stało kiedy mnie wysadził i radośnie biegał albo ostrzykiwane kolano, które dawno temu wsadził na bandę brykając, jeśliby założyć, że to było przyczyną późniejszych problemów, chociaż nawet nasz ortopeda takiej diagnozy nie zaryzykuje. Więc w pewnym stopniu się z Tobą zgadzam i chociaż mój koń niekoniecznie jest na to pewnym przykładem, to znam faktycznie takich kilka, gdzie ogier choć misiu i bezproblemowy, to np. biegał i zaiwaniał na padoku jak głupi, będąc co rusz kulawym.
I absolutnie nie twierdzę, że niesubordynacje pod siodłem nie były argumentem za wycięciem - w dużym stopniu były, ale jestem skłonna stwierdzić, że przy takim treningu jaki miał kiedyś fundowany ten koń, to każda kobyła i wałaszek zamieniłyby się w diabła albo zacięły i zamknęły w sobie na amen, zależnie od charakteru. Z resztą wszystkie konie równolegle trenowane przez moich trenerów tamtych czasów zachowywały się tak samo jak Korab. Wszystkie, w różnym wieku, wałachy i kobyły. U pierwszego wszystkie jeżdżone bez łydki a łapą miały skłonności do wspinania (i Korab był zdecydowanie najmniej problematyczny z całej stawki pod tym względem...), u kolejnego wszystkie parkowały i nie chciały skakać (tu był najbardziej problematyczny z całej stawki, ale też najambitniejszy i najmłodszy). Być może gdyby został wcześniej wycięty - byłoby mu w takich sytuacjach łatwiej (ale czy nie pozornie tylko?), nie byłoby momentami tak źle jak bywało, bo jako wałach znosiłby taki trening inaczej, ale nie został wycięty i czasu nie cofnę, a zupełnie nie to chciałam tutaj roztrząsać - tylko to, że nie każdy jajeczny to bestia. I nawet nie chcę gdybać nad tym co by było, jeśli kiedyś tam losy tego konia potoczyłyby się inaczej... bo to nic nie zmieni. Jest tu i teraz, mam ogiera, który jest absolutnie miłym i grzecznym koniem, również bezpiecznym pod siodłem, odkąd prawidłowo trenowanym. Nie twierdzę, że jego zachowania z młodych lat nie były argumentem do kastracji - nie mam takiej pewności, ale wiem, że dzisiaj coś takiego przez myśl by mi przeszło i jeżeli inny ogier serwowałby różnego rodzaju niesubordynacje, to tak - kastracja byłaby wielce prawdopodobna. Halo, Kochana, ja naprawdę nie jestem przeciwnikiem ciachania i wcale nie cieszę się, że mój koń ma jaja - ale cieszę się, że nie sprawiają mu one problemu, bo decyzja kastracji nie jest dla mnie dzięki temu koniecznością. Nie widzę w nim też żadnych wyjątkowości z tytułu jaj płynących, zachowuje się i jest postrzegany jako wałach, więc nie mam z czego mieć zajawki. Ale cieszę się, że jest takim wałachem, bo oszczędza mi to okołokastracyjnego stresu - który zwłaszcza teraz, po tylu latach i przygodach byłby nie do zniesienia. Jeśliby postawić na wadze wszystkie za i przeciw, to w przypadku tego konia szala przechyla się na stronę kontrargumentów kastracji i przykro mi, stanowiska w kwestii tego konkretnie konia nie zmienię. Gdybym mogła cofnąć czas - może bym miała teraz wałacha, ale nie chcę się nad tym zastanawiać specjalnie, bo to czcze gadanie. Liczy się tu i teraz. A tu i teraz jest takie, że mam normalnego niejurnego ogiera i jedynie to chciałam tu pokazać - na przekór generalizowaniu, raz jeszcze podkreślam.


ElaPe - żaden z Ciebie partner do dyskusji dla mnie, a tym bardziej jakikolwiek autorytet, więc Twoje ociekające złośliwością sugestie nigdy nie spotkały się nawet z jakąkolwiek analizą z mojej strony, więc oczywiście - wypowiedzi zabronić Ci nie mogę i nie zamierzam, ale uprzedzając zdziwienie - nie licz na reakcję.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się