Sprawy sercowe...

Nie, poprosilam zeby wyszedl, nocowal u rodzicow.
Nie bylo w tym niestety ani grama zlosci, rozmowa byla spokojna. Zlosc pojawila sie pozniej, po mojej prosbie zeby spal u swoich rodzicow.
Moze dzis porozmawiamy, jesli doszedl do jakichs wnioskow. Ja niestety nie jestem w stanie zyc z nim pod jednym dachem jesli sie jakos nie okresli, bo to by byl wyjatkowo paskudny masochizm.
Bardzo go kocham, bardzo mnie to boli.
Chce i moge nad tym malzenstwem pracowac, ale najpierw on musi okreslic czy tez tego chce. Zadne zmuszanie czy branie na litosc nie wchodzi w gre. Wiec czekam, jakos bede musiala zniesc pusty dom, poki co.
Ech 🙁 ściskam!
Mam nadzieję, że wszystko ułoży się tak, że będziesz koniec końców szczęśliwa. Trzymaj się!
Wichurkowa   Never say never...
14 grudnia 2015 12:07
Strasznie mi przykro... 🙁 usłyszeć  takie coś od najbliższej sercu osobie i to tak niespodziewanie bo pewnie w życiu  byś  nie pomyślała  że  usłyszysz  od niego takie słowa  I to ledwo co w sumie po ślubie...  I te rozmyślania dlaczego to powiedział, co jest powodem są teraz najgorsze..
Mam nadzieję że sobie przez noc to przemyślał, może tesciowie też z nim pogadali i dziś  wszystko Ci wyjaśni  :kwiatek:
Dzionka, mój mąż po raz kolejny pokazuje, że ma inne priorytety niż rodzina. Jego potrzeby są ważniejsze niż dziecko.
Zmęczona tym jestem i tyle.
Bylam kiedys mezatka. Wiele lat. Nie moge powiedziec zebym byla nieszczesliwa w tym malzenstwie. Ale zawsze jakos brakowalo mi w tym wszystkim bycia soba.
Ktoregos dnia na wyjezdzie ze znajomymi poznalam Mezczyzne. Przegadalismy 3 dni ( moj Maz w sumie mial to gdzies ) i doszlam do wniosku, ze marnuje sobie zycie. Ze niby jest nam dobrze, niby nic zlego sie nie dzieje, mamy dom, prace itp. Ale ja ciagle kogos udaje, ciagle robie nie to co bym chciala i nie zyje tak jak bym chciala.  Ten Mezczyzna uswiadomil mi wtedy, ze nie jest za pozno na to zeby sie realizowac, zeby szalec i czerpac z zycia garsciami. Nie zdradzilam swojego meza, ale kolejne miesiace po tym wyjezdzie tak bardzo zamieszaly mi w glowie, ze w efekcie, powiedzialam ze odchodze. Wygladalo to u jak u Was. Nie wyprowadzilam sie od razu, dalam mu czas zeby sie ogarnal, zeby uwierzyl ze ja na prawde jestem juz gdzie indziej i ze zaczynam planowac swoje zycie. Po 3 miesiacach sam powiedzial ze chce zebym sie wyprowadzila jak bedzie w pracy. Tak tez zrobilam.

I wiesz co Ci powiem?  Nie walcz, nie panikuj, nie blagaj, nie groź. Daj czas. Jesli bedzie chcial to odejdzie, jesli postanowi zostac to zostanie. A wierz mi ze zycie nie konczy sie na rozwalonym zwiazku. Byc moze czeka Cie w zyciu cos lepszego.
I powiem Ci szczerze ze zarowno moj byly maz jak i ja , mamy teraz o wiele lepsze zycie, niz mielismy razem. Oboje jestesmy szczesliwsi. A poczatek tej drogi byl dramatem.

I tez uwazam ze taka decyzja czlowieka po wielu latach zwiazku, to nie jest decyzja wzieta z byle kad. Musi miec jakies swoje podloze. Albo w jakiejs sytuacji albo w osobie ktora Go do tego pchnela.

Trzymam za Ciebie kciuki.
faith, o rany, ale przykro 🙁 ale pamiętaj, że jakkolwiek się to nie skończy-będzie dobrze, silna z Ciebie babka, dasz radę  :kwiatek: Tylko nie poniżaj się, nie proś, nie błagaj, nie lataj za nim. Niech sam zacznie temat. Trzymam kciuki, wierzę w Ciebie i sama również w siebie uwierz  :kwiatek:
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 grudnia 2015 12:56
Nie wyprowadzilam sie od razu, dalam mu czas zeby sie ogarnal, zeby uwierzyl ze ja na prawde jestem juz gdzie indziej i ze zaczynam planowac swoje zycie. Po 3 miesiacach sam powiedzial ze chce zebym sie wyprowadzila jak bedzie w pracy. Tak tez zrobilam.


Jakaś turbobzdura.
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
14 grudnia 2015 13:03
faith gdybyś potrzebowała pogadać to pisz śmiało  :kwiatek:

U mnie mija 8 miesięcy bycia singlem i ... coraz lepsze ciekawostki dochodzą do moich uszu, zaskakuje mnie ten człowiek coraz bardziej swoim zachowaniem ... Po 8 miesiącach odzyskałam swoje dokumenty i zdjęcia  😅 Oczywiście pokazał swoją "klasę"  😵 Już pogodziłam się z faktem, że nie mam co liczyć na minimalny szacunek, a to najbardziej mnie bolało.
JARA
Mozesz powiedziec czemu tak sadzisz? 
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
14 grudnia 2015 13:39
Ponieważ uważam, że jeśli komus oświadczam, że nie jestem z nim szczęśliwa i go nie kocham i odchodzę to zostawanie z nim w jednym mieszkaniu jest: albo znęcaniem się nad ta osobą albo dawaniem jakiejs nadziei.
Nie rozumiem jak zostanie z kimś w jednym mieszkaniu po takim wyznaniu ma dawać mu czas ogarnianie się i uświadomienie sobie, że to faktycznie koniec 🙂
Hmm wyobraz sobie ze sie da i ze jest latwiej. Ktos tutaj nawet byl w podobnej sytuacji . Mnie o to prosil moj byly maz. I w tym czasie zalatwialismy wszelkie formalnosci itp. Przy okazji codziennie rozmawialismy i utwierdzalismy sie w tym ze bycie razem nie ma sensu. Wiec w efekcie jak przyszlo do mojej wyprowadzki to nie bylo az takiego szoku, placzu, krzykow itp. Ofc bylo smutno, troche plakalismy, ale to trwalo 5 minut i do widzenia. Potem spotkalismy sie na sprawie rozwodowej i wiecej juz nigdzie niegdy.
JARA myślę, że wiele zależy od relacji, jakie są pomiędzy ludźmi, którzy się rozstają. Osobiście sobie tego nie wyobrażam, ale czysto teoretycznie, jeśli sytuacja jest taka, że po prostu się wypaliło, ale nikt nikomu nie chce wydrapać oczu, to może na jakimś etapie przejściowym to zadziała. Takie przestawienie statusu z pary na współlokatorów.
trzynastka   In love with the ordinary
14 grudnia 2015 14:06
Jara, tak jak KaNie pisze - byłam w podobnej sytuacji i nie wyobrażam sobie zostać samą sobie nagle po tylu latach.
Mogłabym zwyczajnie tego nie przeżyć albo nagle bardzo żałować rozstania, które miało być mądrym i świadomym ruchem. Tam nie było nienawiści, każde z nas wiedziało, że nie o taką miłość chodzi. Było fajnie, było miło, ale nikt by o tym piosenek miłosnych nie pisał, w sumie nikt by nie napisał nawet zdania. Rozstaliśmy się w zgodzie i we wspólnym przekonaniu, ze MUSI być coś więcej niż wspólne egzystowanie na przyzwoitym poziomie.
Myśmy mieszkali razem jeszcze ponad miesiąc a odwiedzali się na filmy czy "smutne momenty" jeszcze kolejne 4.

KaNie - wykasujesz mój nick stary ze swojej wypowiedzi? Nie chcę by google go na nowo z revoltą indeksowało  :kwiatek:
Trzynastka
Wykasowalam. Ale chyba cos przegilam bo nie wiedzialam ze zmienilas nick. W sumie czemu?

JARA
W sumie trzynastka opisala lepiej to co ja chcialam powiedziec , a nie potrafilam ubrac w slowa.
trzynastka   In love with the ordinary
14 grudnia 2015 14:15
Bo chciałam firmę pod tamta nazwa zakładać i nie chciałam by potencjalni klienci czytali głównie o moich problemach sercowych 😀
To chyba zależy przede wszystkim od motywu rozstania -  moja przyjaciółka też się wyprowadziła od męża po dłuższym czasie 'separacji'. U nich podłożem było obopólne poczucie nie dogadywania się i kłótnie o każdy drobiazg. Potem nadal się widywali, wyjeżdżali razem (wspólny pies), chodzili na kolacje - ostatecznie się ze sobą znowu zeszli. Z tym, że nikt nikomu tam nie zrobił krzywdy I decyzja o rozstaniu była podjęta wspólnie - w innym przypadku jest to chyba dość naturalne, że strona poszkodowana może z mety chcieć zerwać wszelkie kontakty - chyba, że ciągle ma nadzieję...
no dobra, a jak mieszkanie jest wspólne? i żadna strona nie chce się wyprowadzić?
bo niby dlaczego?
przecież czasami oświadczenie, że się z kimś nie chce być - nie znaczy, że się ma kogoś na boku
czasami uczucia wygasły i już nie układa się
i wtedy ktoś "musi" się wyprowadzić.... dlaczego "musi"
Gillian   four letter word
14 grudnia 2015 15:07
W kwestii zrywania i wyprowadzania się to mnie chyba nie pobijecie 🙂
zakończyłam związek z poprzednim partnerem, mieszkał u mnie. Pozwoliłam mu zostać do skończenia roku akademickiego. Chcąc nie chcąc, spędzaliśmy dalej razem jakąś część dnia nie będąc już parą. Ba, nadal sypialiśmy w jednym łóżku - bez seksu, ale nadal. Było w tym trochę dramatyzmu, trochę psychologii, trochę horroru. Okrutne przeciąganie agonii dla obu stron, bo chłopak był tym pokrzywdzonym przeze mnie a ja lubiłam jak był obok mimo, że miłość mi się skończyła. Pewnie terapeuta miałby tu niezłe pole do popisu. No życie.
Eee, moi sąsiedzi 5 lat po rozwodzie mieszkali razem - bo właśnie nie było jak się wyprowadzić. W Końcu pani dostała mieszkanie komunalne i się wyprowadziła z dziećmi w tym roku.
Gillian, dla mnie postąpiłaś uczciwie - pozwoliłaś "wymieszkać" - nie wywaliłaś od razu z dnia na dzień.
Gdyby był obrotny - sam by się wyprowadził, a jak widać nie był.
To dorosłe - brać odpowiedzialność za drugą osobę - pomimo, że związek się już zakończył.
Może faktycznie wyglądało to jak patologia - ale dla mnie postąpiłaś właściwie.
Gillian   four letter word
14 grudnia 2015 15:23
Może i tak, ale niepotrzebnie ciągle była atmosfera bliskości między nami. Ryczałam jak bóbr kiedy się wyprowadzał, miałam żal sama do siebie o swoją decyzję, mimo tego jej nie zmieniłam. Wiem, że zrobiłam mu tym sporo krzywdy psychicznie. Ostatecznie wyszedł na tym całkiem dobrze, ale było strasznie.
JARA jeśli ludzie dochodzą do wniosku, że dłużej nie chcą być razem, to nawet jeśli to jednostronne, ta druga strona jest zaskoczona, to bywa, że nie rozchodzą się z hukiem.
Ja też mieszkałam długo z byłym, bo remontowałam swoje mieszkanie, a głównie przez wzgląd na naszego psa, który odchodził wtedy ciężko chorując.
Oczywistym było, że ja go wezmę ze sobą, a nie miałam warunków- centrum, beton, schody.
Myślę, że jeśli jest zdrada, to nie bardzo jest opcja wspólnego bycia, ale jeśli jedna ze stron uznaje, że dłużej nie chce być w takim związku, to wszystko jest możliwe, przyjaźń nawet. Jak ochłoną emocje..
Życie.
A tak naprawde to takie sytuacje kreuje zycie. I to w jaki sposob sie rozstajemy jest zalezne od tego jaka para jestesmy i na jakim etapie zycia.  Ale uwazam ze nie ma sensu od razu wszysfkiego skreslac. Ze jak facet powiedzial, ze chyba juz nie chce ze mna byc, to zaraz go wykopywac z domu, jeszcze co gorsza do rodzicow. Po co?  To tylko produkuje zbedne emocje i dodaje sytuacji dramatyzmu. Rozstania z reguly nie naleza do latwych, ale mozemy to zalatwic na spokojnie i bez zbednych scen.

A poza tym ja nie popelnilam jednego bledy przy rozstaniu. Nie powiadomilam rodziny, maz tez nie. W efekcie nikt nam nic nie tlumaczyl, nie bylo dodatkowych dramatow i marudzenia. Rodzina dowiedziala sie jak juz zlozylismy pozew o rozwod i nie mieszkalismy razem.
Podziwiam takie rozstania i uważam, że są bardzo dojrzałe. Kiedy rozstanie wychodziło z mojej inicjatywy, zawsze starałam się zachować z byłymi dobre stosunki i utrzymywać dalszy, dobry kontakt, tyle, że już na nieco innym poziomie. To, że się odkochuje, nie znaczy, że ta osoba nie może z powodzeniem spełniać innej funkcji w moim życiu (bycia przyjacielem) i nie może liczyć na moją pomoc lub wsparcie gdy zajdzie taka potrzeba. W końcu z jakiś powodów kiedyś się związaliśmy i mimo tego, że uczucie wygasło, to osoba ta nie przestała posiadać cech, które szanowałam. 🙂 Z kolei kiedy faceci mnie zostawiali, to zawsze dosłownie zostawiali, porzucali. Potrafili z dnia na dzień zacząć mnie traktować jak powietrze i nie przyznawać się, że mnie znają. Słabe to trochę, taka gimbaza 😀

edit: Faith, trzymaj się, choć rozumiem, że to nielekka sytuacja. Niestety pomyślałam o tym samym co Hiacynta, jednak mam nadzieję, że się mylimy. Ja tak mam, że kiedy pojawi mi się w głowie pierwsza myśl o rozstaniu, to niestety jest to powolny początek końca. Mogę potem walczyć, próbować, pracować, starać się uratować to, co zostało do ratowania, jednak to zwątpienie zawsze wraca. Ale to ja- nigdy nie byłam mężatką, oświadczyny odrzuciłam, w małżeństwie pewnie jest inaczej, ta przysięga ma chyba jakąś moc. Trzymam kciuki.
zawsze wraca. Ale to ja- nigdy nie byłam mężatką, oświadczyny odrzuciłam, w małżeństwie pewnie jest inaczej, ta przysięga ma chyba jakąś moc. Trzymam kciuki.


W małżeństwie faktycznie jest jakoś inaczej, mimo iż dla dorosłych, współczesnych ludzi przysięga tyle warta, co wczorajszy program telewizyjny. Ja się z żoną przestałem kłócić po ślubie. Do ślubu - iskry szły. Cholera wie czemu, może to już obustronna desperacja - klamka zapadła, co bank kredytem hipotecznym złączy, cżłowiek niech nie rozłącza.  :pijacy:

Z perspektywy faceta tekst typu "nie wiem czy was kocham" to może być po prostu objaw depresji, jakiejś beznadziei, nawet problemu ze zdrowiem (się potrafią rzucić na głowę nierównowagi hormonalne, problemy z poziomem cukru, itp.). Życie, wiadomo, ciężkie. Emocje w każdym związku po jakimś czasie stygną. Perspektywy nowych obowiązków studzą resztki optymizmu. Jest pierd... jesień, pogoda taka, że tylko wieszać się.

Ja bym proponował to tak właśnie potraktować, dać odrobinę czasu, spróbować pogadać *co* jest nie tak. *Co* jest w zakresie do poprawienia. Może facet się czuje niedopieszczony? Męska psychika to chyba najdelikatniejsza substancja we wszechświecie. Może za dużo presji?

Wątpię, żeby to był jakiś romans na boku. Romanse na boku inaczej się objawiają. Inwestowanie w siebie, spontaniczne a szybko mijające wybuchy czułości do legalnej partnerki, nowe zainteresowania, nowa muzyka, przynoszone z nowych źródeł zabawne anegdotki. To są symptomy "kogoś nowego". Głowa do góry, z depresji czy chwilowego kryzysu się wychodzi.

Ł.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
15 grudnia 2015 08:16

Z perspektywy faceta tekst typu "nie wiem czy was kocham" to może być po prostu objaw depresji, jakiejś beznadziei, nawet problemu ze zdrowiem (się potrafią rzucić na głowę nierównowagi hormonalne, problemy z poziomem cukru, itp.). Życie, wiadomo, ciężkie. Emocje w każdym związku po jakimś czasie stygną. Perspektywy nowych obowiązków studzą resztki optymizmu. Jest pierd... jesień, pogoda taka, że tylko wieszać się.


To jest bardzo fajny głos w dyskusji! Nie wiem czemu my, kobiety, uważamy, że tylko my miewamy rozchwiania emocjonalne, gorsze chwile czy płaczemy bez wyraźnego powodu. Tak na co dzień nie myśli się o tym, że facet też mógłby czuć się źle od tak, po prostu. Bo facet ma być silny, ma nas wspierać i przytulać w gorsze dni.

(To taka ogólna konkluzja niepowiązana z sytuacją faith bo o relacjach małżeńskich nie mam pojęcia).
Z tym, że początki nowej znajomości nie zawsze objawiają się tak jak piszesz sine - można się równie dobrze po prostu zamknąć w sobie i odsunąć od partnera, składając to na karb jesiennej depresji czy innego weltschmerzu. Wiem, że jeśli się poznało kogoś innego i -  nawet, jeśli jeszcze do niczego nie doszło - czuje się, że to może być jednak większe TO niż ze "starym" partnerem i chciałoby się o tym przekonać, nie grając przy tym na dwa fronty, to faktycznie zdarza się uderzyć w tę nutę.  "Nie wiem, czy mogę zadeklarować, że będę z Tobą być do końca życia", "Nie dorosłam/em do tego", "Wypaliło się" etc. Jest w tym coś z tchórzostwa, ale jest to chyba jednak łatwiejsze, niż powiedzenie: "Poznałam/em kogoś z kim chciałbym spróbować".
Ja to troche widze jak sine. Moj chlopak czesto ma wachania nastroju, mowi ze ma smutne zycie itp. Potem mu przechodzi i sie cieszy , potem wraca. No jak baba normalnie 😉 nie jest to az takie niepokojace , zeby zaczac sie martwic. Ot ma gorsze dni, obnizenia nastroju.
Wracajac do slubow , to troche nieogarniam , ze ludzie planuja slub z dwuletnim wyprzedzeniem. Oswiadczyny i bach dwa lata przygotowan, w tym czasie mozna sie sporo rozminac i wziasc slub niestety , bo wszystko zaplanowane. Nie wiem czy tak jest w przypadku faith. Ale takie skojarzenie mnie naszlo. Mam nadzieje, ze nie i zycze jej jaknajlepiej , bo to strasznie przykre. I , ze sie wszystko pouklada po jej mysli .
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
15 grudnia 2015 11:12
faith, jak tam dzisiaj w ogóle? Pogadaliście? Jeśli potrzebujesz się wyżalić czy coś, to pisz PW śmiało 😉

Co do męskich zmian nastrojów, to wyjście z założenia, że facet ma być silny itd, jest całkowicie błędne. Dla mnie prawdziwy facet to taki, który ma uczucia, umie o nich mówić, umie czasem popłakać, umie pocieszać i daje się pocieszyć. Zgadzam się z sine, że tak jak kobieta, tak facet ma prawo mieć gorszy czas. Ważną nauką jest na pewno w miarę szybkie wyłapywanie takich momentów i znalezienie najlepszego sposobu na pomoc w takowych 😉 Dla mnie to jedna z podstaw związku- wspólne zrozumienie i wspomaganie się WZAJEMNIE w każdej sytuacji.
rosek0, mądrze prawisz o tym planowaniu ślubu. Niektórym też się wydaje, że ślub wszystko zmieni i po ślubie jakoś się wszystko poukłada. No niestety częściej niż się układa, się właśnie nie układa 😉 I tak sporo ludzi komplikuje sobie życie jeszcze bardziej. Tak jak panuje jeszcze przeświadczenie że dla pary dziecko=ślub. Wpadli, żrą się strasznie, ale pobrać się muszą bo.. tak 😉 Nie wiem, wolałabym żeby moje dzieci miały szczęśliwy dom i kochających rodziców zadowolonych z życia, mieszkających osobno, niż życie w wiecznym stresie i słysząc kłótnie za ścianą niczym never ending story 😉
desire   Druhu nieoceniony...
15 grudnia 2015 11:16
rosek0, w moim otoczeniu właśnie zauważyłam zależność, że jak sie ludzie szybciej połączyli węzłem małżeńskim (np. rok po poznaniu) tak już są ze sobą i są.. a mam naprawdę znajomych w różnym wieku z stażem takiego małżeństwa np. 15 lat 😉 chociaż w tym wszystkim nie wiem czy to też nie przyczynił się duży kredyt. 😁  i też znam osobiście przypadek, że byli ze sobą pare długiiiich lat (8) nim wzieli ślub [długo kase zbierali], rok po już byli po rozwodzie.
To moje luźne dywagacje i nie mają absolutnie nawiązywać do sytuacji faith - trzymaj sie kobito :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się