Sprawy sercowe...

Dzionka, mój mąż po raz kolejny pokazuje, że ma inne priorytety niż rodzina. Jego potrzeby są ważniejsze niż dziecko.
Zmęczona tym jestem i tyle.


ale już przed ślubem miałaś wątpliwości - niestety ludzie się nie zmieniają
widze to z własnego doświadczenia
Ja byłam z gościem 10 lat, pobraliśmy się i kilka miesięcy później rozwiedliśmy. Nie wiem dlaczego tak jest, ale znam mnóstwo takich par.
Scottie   Cicha obserwatorka
15 grudnia 2015 11:23
Dla mnie długość przygotowań do ślubu nie ma żadnego znaczenia- raczej to, w jaki sposób doszło do zaręczyn, czy przyszły pan młody/mąż nie był do nich "przymuszony", a później tak samo- do ślubu. Nie odnoszę się tu w żaden sposób do przypadku Faith, nie wiem, jak u nich było.
Scottie mozna miec szczere checi w 2015 a w 2017 juz niestety nie. I taka granica slubu niektorych przytlacza, cofa cos bezpowrotnie i czlowiek sie zastanawia czy dobrze zrobil.
Scottie   Cicha obserwatorka
15 grudnia 2015 11:32
Dzięki rosek0, dobrze mi wróżysz 😉
Nie , w zadnym wypadku 😉 oby Cie to nie spotkalo  :kwiatek:
Tak na marginesie jak za jakies max 2 lata tez sie zamierzam zaobraczkowac , jak juz sie przeprowadze na wies. Zrobie prawdziwe wiejskie wesele. Tzn pare bliskich osob i caly zwierzyniec  , w ogrodzie 😁 Ale chlopakowi powiem tydzien przed , bo jeszcze mi zwieje po 17 latach  😁 jak jeszcze sie dowie , ze na prezent slubny dostanie zrebaczka  😜
Dla mnie długość przygotowań do ślubu nie ma żadnego znaczenia- raczej to, w jaki sposób doszło do zaręczyn, czy przyszły pan młody/mąż nie był do nich "przymuszony", a później tak samo- do ślubu. Nie odnoszę się tu w żaden sposób do przypadku Faith, nie wiem, jak u nich było.

po 10 latach to raczej było dość przemyślane 😉
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
15 grudnia 2015 11:46
Nie wiem czemu my, kobiety, uważamy, że tylko my miewamy rozchwiania emocjonalne, gorsze chwile czy płaczemy bez wyraźnego powodu

Ja tak nie uważam, bo ich nie miewam. Dlatego dziwne jest dla mnie, że ktoś mający takie huśtawki emocjonalne nic z tym nie robi 😉
JARA a ja mam swoje huśtawki emocjanalne i nie zamierzam nic z nimi zrobić, ponieważ są dokładnie 1 dzień przed okresem, równo co 28 dni. Ja i mój TŻ dokładnie wiemy, że to przez hormony. Jest taki jeden dzień w miesiącu i po protu z tym żyjemy. Mój TŻ się tylko ze mnie śmieje, jak na niego nawrzeszcze a za 3 min sie rozpłacze, po czym 30 sekund później śmieje się do rozpuchu. Pyta się tylko, czy to ten dzień w miesiącu, przytuli mnie i to by było na tyle 😉 I tak, tego dnia płacze ewidentnie bez powodu.
Scottie   Cicha obserwatorka
15 grudnia 2015 11:59
tajnaa, 10 lat minęło od zaręczyn do ślubu? Sama też nie chciałabym aż tak długo czekać 😉 😉 Nie znam waszej sytuacji, może się Twój ex-mąż od kogoś nasłuchał, że po 10 latach to już wypadałoby się określić, a wcale tego nie chciał? Albo się nie układało i chciał w ten sposób ratować sytuację?

rosek0, hahahaha  :wysmiewacz22: :wysmiewacz22:
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
15 grudnia 2015 12:00
Ja nie mówię o PMSie.
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
15 grudnia 2015 12:02
Ciągłe wahania nastroju u faceta są straszne ... O ile raz na jakiś czas ok, ale jak jest to ciągle, z byle pierdołowatego powodu ... teraz już podziękuje, postoje.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
15 grudnia 2015 12:07
Ja nie mówię o PMSie.


A o czym mówisz?  Bo to chyba miał być przytyk ale nie bardzo załapałam. Ja akurat też nie mam, ale 90% ludzi których znam owszem i nie sądzę, żeby każdy musiał biegać do terapeuty bo nie jest szczęśliwy 24h na dobę.
Ja PMSa mam zawsze, bardzo podobnego do Losiowego.
Ale wypracowaliśmy system, że wystarczy mnie wtedy przytulić i humor się poprawia. Nie pracuję nad tym, bo co zmienię - nie panuję nad swoimi hormonami. Resztę dni staram się być super, a i tak nie zawsze wychodzi. Ale na to też daję sobie przyzwolenie. I M. też ma prawo do złego humoru czy wkurzania się bez większego powodu. Sztuka akceptacji 😉
Ciągłe wahania nastroju u faceta są straszne ... O ile raz na jakiś czas ok, ale jak jest to ciągle, z byle pierdołowatego powodu ... teraz już podziękuje, postoje.


Ciągłe wahania nastroju są nieznośne niezależnie od płci. Ale też różnie się objawiają, i nie zawsze się je da wychwycić. Co do "robienia czegoś" z problemami z samopoczuciem. Jeśli ktoś ma to co tydzień, to faktycznie, ale w przypadku faith to był pierwszy kryzys. Tak w ogóle, to przeca w małżeństwach i związkach bywają kryzysy. Nie ma co od razu demontować związku na pierwsze "nie kocham Cię". Lepiej próbować łatać.

Ł.
trzynastka   In love with the ordinary
15 grudnia 2015 12:26
Dla mnie długość przygotowań do ślubu nie ma żadnego znaczenia- raczej to, w jaki sposób doszło do zaręczyn, czy przyszły pan młody/mąż nie był do nich "przymuszony", a później tak samo- do ślubu. Nie odnoszę się tu w żaden sposób do przypadku Faith, nie wiem, jak u nich było.


Może bardziej chodzi o to, ze wieloletnie związki, które biorą ślub robią tak "bo juz czas", "bo tak wypada", "bo tyle jesteśmy razem", "bo wszyscy już wzieli", "bo rodzina przestanie naciskać" a nie ze szczerej chęci.
Potem jest faaaajnie, jest szał przygotowań, suknia, impreza, garnitur, wieczór kawalerski, tematy się nie kończą, bo wybierz kwiaty, miejsce, date, mama przeszkadza, ojciec się wtrąca. Życie się kręci, rozmowy się kleją.
A po ślubie się siada obok siebie i On jest taki jaki zawsze był, Ona w sumie też się nie zmieniła. Jezu i co całe życie tak teraz będzie? pół roku później się dziękuje za współprace i mile wspólnie wydane 30 tys 😉
Czasem wlasnie podczas przygotowan mozna lepiej poznac w co sie czlowiek pakuje. Np. Srednie zaangazowanie badz za duza decyzyjnosc jego mamusi  😁
A właściwie co to znaczy "rozchwianie emocjonalne, wahania nastroju"? Pytam bez podtekstu. Zastanowiłam się czy miewam i jakoś nie umiem tego doprecyzować.
A właściwie co to znaczy "rozchwianie emocjonalne, wahania nastroju"? Pytam bez podtekstu. Zastanowiłam się czy miewam i jakoś nie umiem tego doprecyzować.


Ja bym zdefiniował tak: duże wahania nastroju bez obiektywnych powodów (w postaci: zmiany sytuacji życiowej). Znaczy, jeśli mi ciotka umrze, a spadek zostawi nielubianej kuzynce do smutek jest jak najbardziej na miejscu. A jeśli jest dzień jak codzień, wczoraj byłem wesoły a dziś, nagle, dochodzę do wniosku, że żona sp... mi życie a tak w ogóle to #nicniemasensu - to już jest rozchwianie emocjonalne 🙂

Ł.
Ja miewam - często. Nie znoszę tego, staram się nad sobą pracować. Podejrzewam, że kwestia hormonów i zapewne charakteru.
Ascaia, u mnie prosta sprawa - szybkie przechodzenie np od złości do radości lub płacz bez jakiegoś głębszego powodu, szybkie wpadanie w chwilowego doła.
Hm, łatać. Z tym, że do tego są potrzebne dwie osoby. Jak jedna chce się wymiksować nie dlatego, że w małżeństwie kryzys, tylko ze względu na osobę trzecią, to nie w głowie jej łatanie czegokolwiek. A odpowiednia osoba trzecia może namieszać nawet w szczęśliwym związku...
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
15 grudnia 2015 12:45
[quote author=JARA link=topic=148.msg2466342#msg2466342 date=1450180854]
Ja nie mówię o PMSie.


A o czym mówisz?  Bo to chyba miał być przytyk ale nie bardzo załapałam. Ja akurat też nie mam, ale 90% ludzi których znam owszem i nie sądzę, żeby każdy musiał biegać do terapeuty bo nie jest szczęśliwy 24h na dobę.
[/quote]

Jakbym miała prztykać do Ciebie to bym napisała wprost. I jestem ostatnia do wysyłania ludzi na terapie 😉
Tylko po prostu uważam, że jakieś dramatyczne zmiany nastrojów, płacze bez powodu, wybuchy agresji bez powodu to nie jest ani stan normalny ani nic co można przypisywać kobietom jako normalne 😉
Ok.
To raczej nie mam. 😉
Tzn. nie mam nagłych. 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
15 grudnia 2015 12:50
sine, dla mnie po 'nie kocham Cie' nie ma juz zwyczajnie CZYM latac. Chyba, ze mowimy o naprawde dlugich wspolnych latach, gdzie obok 'nie kocham Cie' jest 'ale lubie i szanuje' i perspektywa dalszych przezytych razem lat jawi sie jako cos dobrego, bezpiecznego i wlasciwego.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
15 grudnia 2015 12:51
Zacytowałaś mój post więc myślałam, że to do mnie  :kwiatek: Nie mówiłam o napadach agresji czy nagłych wybuchach płaczu tylko ot po prostu przygnębieniu itp. Wiele osób chyba miewa takie stany.
Hiacynta moim zdaniem w szczęśliwym związku żadna osoba trzecia nie może namieszać, bo zwyczajnie dla nikogo takiego nie ma miejsca. Ale ja mam idealistyczne podejście 😉

JARA, smarcik, Martolina mnie się wydaje, że takie zmiany nastroju, o ile nie są spowodowane czysto sprawami hormonalnymi, często są objawem jakichś rzeczywistych kwestii problematycznych, o których czasem podświadomość wie, a świadomość już nie. Typu permanentny stres spowodowany życiem, które niby nie jest złe, ale po prostu chciałoby się mieć inne. Albo ktoś w otoczeniu działający stresująco. Nie mówię, że zawsze tak jest, ale znałam kilka takich przypadków. Po zlikwidowaniu czynnika stresogennego wahania nastroju znikały.
szafirowa, przeczytaj mój wpis dwie strony temu. Czasem takie słowa, to tylko słowa. Nie warto od razu przekreślać wspólnych relacji, już od razu ciąć, palić i wyrzucać kogoś z domu. Przynajmniej ja bym tak nie umiała.
Według mnie zawsze za stanami przygnębienia kryje się jakiś powód. Być może nieuświadomiony lub nie do końca sprecyzowany. Często pewnie jest, że nie chcemy lub nie potrafimy z drugiej osoby wydobyć tego powodu - ja sama nie lubię mówić o swoich sprawach i uczuciach (szczególnie właśnie najbliższym, ha), stąd wydobycie ze mnie pewnych rzeczy czasem ciężko im przychodzi. Bywa więc tak, że na "coś Cię martwi?" czy "coś się stało?" odpowiadam - "wszystko ok" lub właśnie "a, po prostu mam jakiś kiepski dzień" żeby uciąć temat.

Murat-Gazon ja wiem, że może - bo ta trzecia osoba może się jawić jako coś jeszcze lepszego. Ale to trzeba mieć pewnie szczególny rodzaj osobowości, żeby tak to zadziałało
Według mnie zawsze za stanami przygnębienia kryje się jakiś powód. Być może nieuświadomiony lub nie do końca sprecyzowany. Często pewnie jest, że nie chcemy lub nie potrafimy z drugiej osoby wydobyć tego powodu - ja sama nie lubię mówić o swoich sprawach i uczuciach (szczególnie właśnie najbliższym, ha), stąd wydobycie ze mnie pewnych rzeczy czasem ciężko im przychodzi.

Powód pewnie, tylko, że powody mogą być faktyczne i trochę takie, no, wyimaginowane. Samo-wygenrowane. Dam przykład. Przespać się z atrakcyjną koleżanką, bo ładniejsza i bardziej w łóżku pasuje, to jest dość konkretny powód kryzysu w związku :-) Myśleć, że z jakąś koleżanką byłoby 100x fajniej niż z obecną partnerką, to jest takie sobie gdybanie, powód kryzysu pierwszorzędny, owszem, ale jeszcze uleczalny.

Co do "po 'nie kocham Cię' nie ma powrotu" - może to kwestia wieku. Ja mam 35 lat, w życiu dobrze poznałem kilka kobiet, i, rany julek, z niektórymi z nich to "nie kocham Cię" to było zaledwie przygotowanie artyleryjskie do prawdziwie bolesnych ataków 😀 A wesoło sobie żyliśmy i nie ma czego żałować, związki padały raczej pod prozaicznymi ciosami typu "wyprowadzam się, bo dostałem pracę" albo "Twoja matka chyba podtruwa mnie rtęcią", a nie jakimiś tam rzucanymi w złości klątwami. Trzeba trochę filtrować takie sygnały jeśli pojawiają się raz na parę lat. Człowiek często mówi rzeczy, których tak naprawdę nie myśli. W złości np.

Ł.
tajnaa, 10 lat minęło od zaręczyn do ślubu? Sama też nie chciałabym aż tak długo czekać 😉 😉 Nie znam waszej sytuacji, może się Twój ex-mąż od kogoś nasłuchał, że po 10 latach to już wypadałoby się określić, a wcale tego nie chciał? Albo się nie układało i chciał w ten sposób ratować sytuację?

Nie. 10 lat "chodziliśmy" ze sobą. Przygotowania trwały z pół roku, a niechęć do bycia razem przyszła w sumie z mojej strony 🙁 Chyba rutyna. Nie wiem co się stało.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się