Czy tak musiało być?

Wedlug mnie organizator postapil bardzo slusznie. To stalo sie na tyle "daleko" ze wiedziec nawet ani slyszec o tym nie musial.. Wkoncu jakby sie mial martwic o kazdego konia bedacego na listach a nie startujacego to by zwariowal. Byl odpowiedzialny za  zawody, zawodnikow, juniorow swoich.

I odwolywanie zawodow z tego powodu podejrzewam, ze naraziloby go na zwroty kosztow poniesionych przez zawodnikow, ktorzy przyjechali i byli gotowi do startu. Zreszta blizej bylo do stajni macierzystej niz na miejsce zawodow.

A przeszadzajacy widzowie tylko by zaszkodzili.

Organizator i tak wiele zrobil, z tego co jest napisane wywnioskowac mozna ze organizowal wspolnie z innymi transport.
matko jedyna, az trudno uwiarzyc w niektore posty.Jeszcze nie mam sily na dluzsza wypowiedz...........
Kon mial wkrecone hacele. po jednym zewnetrzym w kazdej podkowie, dlaczego zwenetrznym to chyba nie musze tlumaczyc i dlaczego nie po dwa..........Jesli kto kolwiek ma troche wyobrazni to wie ze taki sam wplyw owe hacele mialy na zalamanie podlogi, jak to ze kawalek materialu, grubszy lub cienszy z misiem lub bez mogl uchronic konska noge przed zlamaniem...mowie tu o wielokrotnie wymienianych ochraniaczach transpotowych.

Wierzyc mi sie nie chce ze corka Pana Parzydlo napisala iz mi zalezalo przede wszystkim na siodle.............a w razie takim po co ogiera wiozlam do Gliwic, skoro siodlo juz mialam w garsci?????????.dziewczyno trzeba miec naprawde tupet,gratuluje!!!!

Dziekuje Panu Mackowi ze zrobil to co zrobil, a jednoczesnie mam potworny zal ze slowa nie pisnol przez mikrofon, ze potrzebny jest pilnie transport dla rannego konia,i ze od momentu opatrzenia rannej nogi nie odbieral telefonow, bo wlasnie o taki komunikat  chcialam go prosic.Ale zaznaczam , mial do tego wszelkie prawo.
Nieprwda jest to ze kon po opatrzeniu musial odstac swoje, alby srodki przestaly dzialac, prawda jest taka ze byl gotowy odrazu do transportu, bo najzwyczajniej w swiecie owe srodki go juz puscily,nawet dostal juz te ktore przeznaczone byly na dalszy tansport.
Nikt konia nie chcial wiezc do stajni, bo raczej byloby to bez sensu, z miejsca wypadku mial ruszyc do Gliwic, i tak tez sie stalo szkoda tylko ze po tylu godzinach czekania.

Uwazam tez ze nie ma znaczenia czy stajnia konia byla oddalona od miejca tragedii o 100 czy 200metrow, tak samo miejce zawodow....do stajni napewno nie bylo po co wracac.....
Prawda jest ze palilam papierosy , jeden za drugim, plakalam i klelam na przemian.Trudno jest  podjec dezcyzje czy skrocic cierpienie PRZYJACIELA czy ratowac  za wszelka cene........
Nie widziałam jak mój kon wstawal, nie widziałam jak  skacząc na jednej tylnej nodze schodzil z ulicy na pobocze, nie widziałam jak wsiadal do przyczepy.Celowo odchodzilam jak najdalej , bo każdy jego krok  był dla mnie jak cios nozem w serce.

Wszystkim zainteresowanym moge napisac ze przyczepa posiadala przeglad techniczny, a jak moznaja bylo sprawdzic ja jeszcze to nie wiem........
Lekarze wet, no coz, chyba to oni powinni przygotowac konia do transportu........
Powiatowy lek wet szczesliwy ze droga zostala udrozniona odjechal,……Skłamałabym, jeśli bym powiedziala ze podczas calej akcji nie wykonal zadnego tel w spawie załatwienia transportu bo wykonal,  może nawet  dwa, ale coz z tego jesli bezskuteczne….Tego dnia dane mi było jeszcze raz się z nim zobaczyc. A no święto jak święto, wkoncu to dlugi majowy weekend.Trudno  powiedziec czy specjalnie do nas jechal , czy może wybral się na przejażdżkę w to gorace pozne popoludnie swoim wypasionym harleyem, a może to był inny motor , nie wiem bo po prostu się na tym nie znam.Ubrany po szyje w skory, elegancko podjechal , zdjął kask, po czym wypowiedział slowa, ktore dlugo dźwięczały  w moich uszach;”dziewczyny, czy wy macie Boga w sercu , aby tego konia jeszcze tu trzymac??”
Tak nie miałyśmy bo jedynym wyjciem , aczkolwiek nierealnym, było wziasc konia na plecy i maszerowac do Gliwic…..

W tym miejcu chce podziękować panu Studniewskiemu,za to ze zwodzil nas ladnych pare godzin, obiecując pomoc, a potem najzwyczajniej  w swiecie się wypial.
Bardzo zalezalo nam na jego aucie, bo konie z  niego moga wychodzic przodem(a to bardzo pomocne przy takim urazie)
No tak, ale wpierw trzeba zaliczyc starty, być może runde honorowa(nie wiem), odwiesc konie do domu, bo podobno innym autem nie jezdza, no i wrócić po nas.Czekamy ,kwadranse dluza się w nieskonczonos, upal daje się we znaki i nam i koniowi.Ale nikt  nie nadjezdza,Nic.Dzwonimy…”-pani musi mnie zrozumiec, obiecałem kolegow nad jezioro zawiesc, no nie mogę ich teraz tak zostawic, ale za 15 min zadzwonie i na 1000% powiem czy pojade jeśli znajde zastepstwo”.Odpowiedzialam"tak , rozumie” ale nie rozumiałam i nigdy nie zrozumie!!!!!!!!!!!

nie to nie tak ze tylko na niego liczylismy, w tzw miedzyczasie obdzwonilismy chyba wszytkich, ktorzy nam do glowy wpadli..................

Nie oszukujmy sie,ze czas spedzony w przyczepie potem na asfalcie, potem na poboczu, wreszczie wymarzony transport nie mial wpywu na dalsze losy Prica.Mozna bylo to zalatwic w o wiele krotszym czasie....i szybciej dotrzec do klinki.Transport z koniem stojacym na trzech nogach to transport jak z jajkiem.


Podobno jeździec na konia „swojego zycia” trafia raz.Mysle ze dla mnie to on był takim koniem.
Pierwszy raz go zobaczyłam gdy miał dwa lata i swiat postawiałam na glowie aby był mój.
Mial ogromne serce do walki, kochal skakac i mimo nienajlepszej techniki przednich konczyn- dragow nie tykal.To co ze tylko bawiliśmy się na okregowych parkurach….. Mnie jako swojemu jezdcowi, wybaczal wszystkie  bledy i ratowal z wielu podbramkowych sytuacji.Posluszny na parkuze do maksimum, na rozpezalni potrafil niezle dac w kosc, i mnie i osobie luzakujacej.
Przepieknej  urody  figlarz i psotnik , zawasze bystry , czujny i odważny- takim go zapamietam i zachowam w sercu.
Nie lubil koni, miał jedna konska przyjaciółkę, która nieswiadoma tego co się stalo,czeka na niego  w swoim boksie i nawoluje  po dzisjeszy dzien……………






Wszystkim zainteresowanym moge napisac ze przyczepa posiadala przeglad techniczny, a jak moznaja bylo sprawdzic ja jeszcze to nie wiem........




Z tym sie niestety zgodzic napewno nie moge, Od lat  sama jezdze na przeglady ze swoja przyczepa, i mimo dosyc mocnego sprawdzania jej nikt mi nigdy do srodka nie wchodzil. NIGDY !!!
To chyba lezy we wlasnym interesie. Szcegolnie w starszych czy uslugowych rpzyczepach.
Wspolczuje straty konia.
Rownież skladam wyrazy wspolczucia.  Mysle ze sprawa nie miala by takiego wydzieku gdyby nie ten nieszczesny "artykul".

nie to nie tak ze tylko na niego liczylismy, w tzw miedzyczasie obdzwonilismy chyba wszytkich, ktorzy nam do glowy wpadli..................
To wiele wyjaśnia. I az trudno w to uwierzyc ze nikt... jest tych koniowozow troche w Polsce.
Współczucia. 
Lotnaa   I'm lovin it! :)
06 maja 2009 22:56
No tak, ale wpierw trzeba zaliczyc starty, być może runde honorowa(nie wiem), odwiesc konie do domu, bo podobno innym autem nie jezdza, no i wrócić po nas.


Cholernie to przykre, biorąc pod uwagę jaka odległość dzieliła L. Studniewskiego od jego stajni - 10-15km? Przecież dla jego koni można było załatwić jakikolwiek transport i one mogły spokojnie poczekać na terenie zawodów. Smutne. I trochę skóra cierpnie.

Współczuję straty przyjaciela.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
06 maja 2009 23:02
Dziękuję, że zabrała Pani głos w tej sprawie. Ta "trzecia" strona, która opowiedziała o zdarzeniu, wiele wyjaśnia.

Również współczuje straty konia i życzę, aby taka sytuacja nigdy więcej nie miała miejsca a nam wszystkim, abyśmy wyciągnęli wnioski w wielu sprawach związanych z zawodami, przewozem koni i zabezpieczaniu się na wypadek różnych zdarzeń.
Katrzyna K, ja wiem, że to strasznie bolesne i niezwykle mocno wszyscy Ci współczujemy straty konia... ale... Kilka rzeczy nam się tu po prostu nie zgadza i należałoby wreszcie dość do wspólnych wniosków. Twój post jest bardzo emocjonalny, co nietrudno zrozumieć, ale musisz zrozumieć, że ton pana Parzydło jest o wiele bardziej komunikatywny i przejrzysty i prawdopodobnie dlatego obdarzamy go większym zaufaniem.

Po pierwsze:
Nieprwda jest to ze kon po opatrzeniu musial odstac swoje, alby srodki przestaly dzialac, prawda jest taka ze byl gotowy odrazu do transportu, bo najzwyczajniej w swiecie owe srodki go juz puscily,nawet dostal juz te ktore przeznaczone byly na dalszy tansport.
Nikt konia nie chcial wiezc do stajni, bo raczej byloby to bez sensu, z miejsca wypadku mial ruszyc do Gliwic, i tak tez sie stalo szkoda tylko ze po tylu godzinach czekania.


Nie zgadza się ilość czasu, jaką koń miał spędzić na poboczu. Pan Parzydło pisze, że miał kontakt z dr. Golonką i ten mówił, że czas nie działa na Waszą niekorzyść. Z pewnością koniowi wygodniej byłoby czekać na transport w boksie, niż w pełnym słońcu na poboczu. Zdaję sobie sprawę z tego, że przejście te kilkaset metrów byłoby męczarnią i trwałoby wieczność, ale ciężko teraz ocenić co byłoby większą.

jak to ze kawalek materialu, grubszy lub cienszy z misiem lub bez mogl uchronic konska noge przed zlamaniem...mowie tu o wielokrotnie wymienianych ochraniaczach transpotowych.

Ale niestety musisz przyznać, że zaniedbałaś podstawowe zasady bezpieczeństwa konia w transporcie. Taki ortalion z miśkiem, może przed złamaniem nie uchronić, ale uchroni tkanki miękkie przed poszarpaniem przez ostre krawędzie połamanej podłogi. Ochroni skórę, ścięgna. Odrobinę usztywnia, więc zapobiega też przemieszczeniom przy złamaniu.
Doprawdy nie rozumiem i jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś przyjeżdżał na zawody z koniem w pełnym rynsztunku. Jest to już nie tyle niebezpieczne dla samego konia, co po prostu trochę szkoda sprzętu.



nie to nie tak ze tylko na niego liczylismy, w tzw miedzyczasie obdzwonilismy chyba wszytkich, ktorzy nam do glowy wpadli..................


Jest to wprost aż niemożliwe. Po prostu nie wierzę w to, żeby nikt nie pomógł. Żyję trochę na tym świecie, jeżdżę na zawody jako zawodnik i obserwator i jeszcze w życiu mi się nie zdarzyło zauważyć podobnej sytuacji. Ludzie się mogą żreć między sobą, ale kiedy gra idzie o życie bogu ducha winnego zwierzęcia, odkładają niesnaski na bok i pomagają jak mogą. Chociażby dzwoniąc dalej i organizując ekipę, która pomoże. Wierzyć mi się nie chce w to po prostu. Nie wiem dlaczego tyle ludzi Ci nie pomogło... i nawet nie chcę się domyślać powodu.

Chcę Ci jedynie uświadomić, że Twój post (bardzo cenny głos w całej sprawie) ma w sobie wiele sprzeczności i nie zgadza się z opowieścią ludzi bezpośrednio w wypadek niezaangażowanych. Te niejasności należałoby wyjaśnić, żeby nikt niezasłużenie nie ucierpiał w tej historii.

Jeszcze raz, najszczersze wyrazy współczucia. Mam nadzieję, że to dla wszystkich będzie bardzo cenna lekcja odpowiedzialności i przewidywania rozwoju wypadków.

Jest to wprost aż niemożliwe. Po prostu nie wierzę w to, żeby nikt nie pomógł. Żyję trochę na tym świecie, jeżdżę na zawody jako zawodnik i obserwator i jeszcze w życiu mi się nie zdarzyło zauważyć podobnej sytuacji. Ludzie się mogą żreć między sobą, ale kiedy gra idzie o życie bogu ducha winnego zwierzęcia, odkładają niesnaski na bok i pomagają jak mogą. Chociażby dzwoniąc dalej i organizując ekipę, która pomoże. Wierzyć mi się nie chce w to po prostu. Nie wiem dlaczego tyle ludzi Ci nie pomogło... i nawet nie chcę się domyślać powodu.
Aurelio, ale wiesz, że alternatywą w tym przypadku, jest założenie iż pani Kasia kłamie i nie dzwoniła do nikogo po pomoc. A to chyba już troszkę za daleko idące wnioski, jak na "nie wierzę".
Grzegorz2, absolutnie nie. Wierzę, że pani Kasia dzwoniła, tylko nikt jej nie chciał pomóc. Ale nie wierzę w złą wolę innych i sprzysiężenie się przeciw niewinnej istocie. Prawdopodobna jest zatem "trzecia" alternatywa..., której właśnie domyślać się nie chcę...


edit: i na tym chciałabym zakończyć swoje domysły i pytania.
.
a ja przede wszystkim wspolczuje Kasi i uwazam ze revoltowe dociekania co i dlaczego moze odpuscimy...
Ja też współczuję,bo wiem jakie to jest straszne przeżycie.
A dociekałam tak ogólnie- jakie są zasady organizacji zawodów wyznaczone przez FEI/PZJ.
Może powinien powstać zapis,że organizator musi mieć koniowóz na podorędziu zapasowy? Albo chociaż umowę z kimś,kto komercyjnie przewozi konie i deklaruje stawić się do godziny?
Albo zapis,że zawodnik zgłoszony do zawodów jest objęty opieką organizatora -nawet jeśli na miejsce zawodów nie zdążył dojechać?
Pytałam o boksy - bo być może ludzie odmawiali pożyczenia koniowozu - dbając o własne dobro ? Zostaliby w parku z końmi na wiele godzin? Znów,może gdyby ktoś im zapewnił na dobę boks -może byłoby inaczej. /ogólnie obojętne postawy potępiam bardzo/ .
Piszę te uwagi,bo i właścicielce konia byłoby może lżej,gdyby ten wypadek nie stał się daremnie i coś dobrego przyniósł innym.
Taniu w każdych propozycjach zawodów jakie widziałam zawarty jest zapis, że organizator nie ponosi odpowiedzialności za wypadki w drodze na zawody. W moim odczuciu jest to słuszne, bo organizator ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo i sprawną organizację na miejscu zawodów. Uważam, że nie sposób rozszerzać jego odpowiedzialności także na dojazd, nie wydaje mi się to możliwe ani uzasadnione.

Spotkałam się natomiast kilkakrotnie z tym, że nasz weterynarz podczas pełnienia funkcji weta zawodów miał w pobliżu parkuru zaparkowane auto z trajlerem. Koszmarny pech sprawił, że raz musiał go użyć i to do przewiezienia swojego konia, który odniósł kontuzję na parkurze. Dzięki temu, że transport był na miejscu, gotowy do użycia w każdej chwili, koń został odwieziony z parkuru do ambulansu w ciągu zaledwie kilku minut. Może to jest jakieś rozwiązanie, ale musimy pamiętać o tym, że nie każdy wet ma własny trajler, a wynajęcie komercyjnego przewoźnika, aby był w gotowości, wiąże się z kosztami. Pytanie, czy warto takie rozwiązanie wprowadzić.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 08:40
[quote="Tania"]Pytałam o boksy - bo być może ludzie odmawiali pożyczenia koniowozu - dbając o własne dobro ? Zostaliby w parku z końmi na wiele godzin? Znów,może gdyby ktoś im zapewnił na dobę boks -może byłoby inaczej. /ogólnie obojętne postawy potępiam bardzo/ .
[/quote]

Przecież zaledwie kilometr dalej była stajnia, w której można było za pewne postawić konie osoby, która chciałaby pomóc! Stajnia, z której pochodziła zawodniczka!
Chyba, ze nie było żadnej możliwości, aby konie osoby, która pomnagała tam postawić, choć nie wierze.

Dalej nie moge uwierzyć w to że NIKT nie wyraził chęci pomocy! To na prawdę niewiarygodne. Tak jak pisała Aurelia, nawet jeśli ludzie sie nie lubią, w sytuacji ratowania konia takie niesnaski odchodzą na bok...

edit: literówki
Z tą odpowiedzialnością w drodze to ja też się nie upieram.
Ale taka gotowość trailera -tylko gotowość - no to być może nie kosztowałaby tak wiele.
Możnaby to doliczyć do startowego. Pewnie po 10 zł od konia by wyszło.
slojma   I was born with a silver spoon!
07 maja 2009 08:41
Bardzo Ci współczuję Kasiu  :przytul:
Tania, ludzi nie znasz? Ludzie by mówili, że nie chcą zapłacić, że mają swój transport, znajomych etc. Szczególnie ci, którzy kasy mają najwięcej. Nie ma mowy o takim  zapisie. To nierealne.

Poza tym, trailer obsługiwałby zawodników, którzy zapłacili tak? Katarzyna nie dotarła nawet w pobliże stajni, nie mówiąc już o zapłacie startowego. Pomoc takiego transportu zdałaby się jej psu na budę, a ludzie będący na zawodach mieliby słuszne pretensje, że opłacony przez nich trailer opuszcza teren zawodów. Bo przecież w każdej chwili coś może się stać na miejscu... To co? zatrzymywać zawody, bo trailera nie ma, jak kiedy teren zawodów opuszcza ambulans? Bzdura...

Jak dla mnie... torchę bez sensu "tworzysz".
Czemu bez sensu? Przecież dla ludzi jest zawsze karetka.
A taki koński ambulans by się mógł przydać nawet tym co przywieźli np.dwa konie w jednej przyczepie i jeden doznał kontuzji.
A jakby było obowiązek -to opłaty nawet by nikt nie zauważył i z nią nie dyskutował. Byłaby i tyle.
Może ktoś bywał w innych,cywilizowanych,krajach - jest tam awaryjnie auto dodatkowe?
"Pytałam o boksy - bo być może ludzie odmawiali pożyczenia koniowozu - dbając o własne dobro ? Zostaliby w parku z końmi na wiele godzin? Znów,może gdyby ktoś im zapewnił na dobę boks -może byłoby inaczej. /ogólnie obojętne postawy potępiam bardzo/ ."

Jescze sobie tak myślę i jedno mnie zastanawia. Czy tam był tylko jeden konkurs przez całe zawody?
Przecież są klasy LL, L, P itd. Zwykle zaczynają się od LL to przecież część ludzi musiała być już po swoich przejazdach a skoro zawody 1-dniowe to ludzie tam startujący byli raczej z bliskiej okolicy (albo przynajmniej nie bardzo dalekiej), więc może można by było zrobić tak żeby odwieźć najpierw swoje konie a potem pożyczyć tą przyczepę. Albo skorzystać z boksu konia Pani Kasi na czas transportu jej konia do kliniki.
Jeszczcze się z czymś takim nie spotkałam, żeby ktoś nie chciał pomóc na zawodach i to jeszcze w takiej sytuacji. Kiedyś jadąc z zawodów też mieliśmy wypadek z przyczepą (jechały dwa konie) stało się to ok km od miejsca zawodów. Wygladało okropnie i mysleliśmy ze już po koniach. To było pod wieczór po skończonych zawodach i inni tez wracali tą samą drogą i wiecie co? nie było osoby, która by sie nie zatrzymała i nie pomogła nam uwolnić tych koni i prawie każdy proponował pożyczenie przyczepy bo z naszej zostały tylko 4koła (trzeba było rozcinać zeby konie wydostać) a my mieliśmy 250 km do domu.
(nasze konie na szczęście wyszły z tego bez obrażeń ale i tak pojechały na obserwacje do kliniki)
No i chyba zatoczyliśmy w dyskusji krąg powracając do punktu wyjścia.
Mnie też ta postawa dziwi,a poszkodowaną rozgoryczyła.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 08:57
Taniu jest karetka, dla ludzi, którzy już SĄ na zawodach i na nich doznali urazu. Karetka nie przyjedzie po zawodnika, który na zawody nie dotarł!! Na takiej samej zasadzie działałaby pomoc osoby z przyczepą.
Cały czas mówimy tu o sytuacji, gdy koń nie dotarł na zawody.
Bo gdy coś się stanie na zawodach, to zawodnik ma jakis transport, którym przybył na miejsce, więc może z niego skorzystać (zakładając, że koń zrobi sobie krzywde nie niszcząc przy tym przyczepy).

edit: mimo wszystko dalej nie rozumiem postawy osób, które nie pomogły, choć pewnie się dało. Być może z lenistwa, być może z nieżyczliwości. Bo pewnie musieliby zmienić plan dnia, gdyby mieli pomóc. Przykre.
Taniu jest karetka, dla ludzi, którzy już SĄ na zawodach i na nich doznali urazu. Karetka nie przyjedzie po zawodnika, który na zawody nie dotarł!! Na takiej samej zasadzie działałaby pomoc osoby z przyczepą.
Cały czas mówimy tu o sytuacji, gdy koń nie dotarł na zawody.
Bo gdy coś się stanie na zawodach, to zawodnik ma jakis transport, którym przybył na miejsce, więc może z niego skorzystać 9zakładając, że koń zrobi sobie krzywde nie niszcząc przy tym przyczepy).

No,tak - z formalnego punktu widzenia tak.
Ale w praktyce -to było,jak pisano,blisko .
I w praktyce -jakby się człowiekowi coś stało -to by pewnie karetkę przekierowano najbliższą.
Chociaż,w naszym pogotowiu..... nie wiem sama.
Do dziś myślałam o całej sprawie tak chłodno/Grzegorz ma rację-bez empatii 😡/
Jednak post bezpośrednio poszkodowanej pozwolił mi spojrzeć jej oczami.
edit:
jeśli emocje,ambicje i pragnienie wygranej w zawodach -przesłoniły tak ważną sprawę jak niesienie pomocy - to źle się stało,zły przykład dla młodzieży.
Ale ,żeby już tak do podszewki wyjasnić-pojawia się tam jakaś osoba,która obiecała pomoc i jej nie przyniosła. Może wszyscy myśleli,że sprawa jest już pod kontrolą ? A czas płynął?
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 09:04
Gdyby cos się stało to przekierowali by najbliższą karetkę - ale nie z zawodów, ale ze szpitala. Ta na zawodach jest wynajęta i nie jeździ do wypadków. A jeśli zawodnik uległ wypadkowi poza miejscem zawodów, ta karetka go ratowac raczej nie będzie.

Karetka ta po prostu nie może w takim przypadku opuścić zawodów, chyba, że na prośbe organizatora. Nie zostanie wezwana przez szpital do tego wypadku.

z tego, co pamietam, tak było, gdy sama organizowałam zawody

pomijajac juz, ze karetka nie musi byc ze szpitala, ale z prywatnej praktyki na przykład.
Taniu nie zapomnij o tym, że wysłanie karetki obsługującej zawody wiąże się z przerwaniem zawodów, niezależnie, czy karetka zabrałaby kogoś z terenu zawodów, czy spoza. To jest kolejna sprawa, o której muszą myśleć organizatorzy. Do powrotu tej lub innej odpowiednio wyposażonej karetki zawody muszą zostać przerwane.
Taniu nie zapomnij o tym, że wysłanie karetki obsługującej zawody wiąże się z przerwaniem zawodów, niezależnie, czy karetka zabrałaby kogoś z terenu zawodów, czy spoza. To jest kolejna sprawa, o której muszą myśleć organizatorzy. Do powrotu tej lub innej odpowiednio wyposażonej karetki zawody muszą zostać przerwane.

Tak... a tymczasem miał być koncert i nie można było przerwać.
opolanka   psychologiem przez przeszkody
07 maja 2009 09:11
Taniu chyba poszliśmy o krok za daleko - nie było po co przerywać, bo karetka koniowi by nie pomogła. To, że koncert miał sie odbyć uważam nie miało zadnego związku z tym, że nikt tej dziewczynie nie pomógł!!

Bo do tego, żeby ratować tego konia nie trzeba było przerywać zawodów.
Tania, otóż. Trudno jest zostawić dzieciaki z końmi na festynie, bo zagrożenie jest bardzo realne. Dlatego rozumiem pana Parzydło, że nie zdecydował się rzucić wszystkiego i lecieć na pomoc... szczególnie, że nie było takiego zalecenia weta... i to się właśnie nie zgadza z opowieścią Pani Kasi.
Taniu chyba poszliśmy o krok za daleko - nie było po co przerywać, bo karetka koniowi by nie pomogła. To, że koncert miał sie odbyć uważam nie miało zadnego związku z tym, że nikt tej dziewczynie nie pomógł!!

Bo do tego, żeby ratować tego konia nie trzeba było przerywać zawodów.

No tak się rzeczywiście rozpędziłam w dygresjach.
Jakaś ta sprawa nadal jest tajemnicza.
edit:
Aurelio,właśnie tego nie rozumiem-czy Pan Parzydło był tam jedyną dorosłą osobą?
Bo wychodzi tak,że on jeden pomagał a mu się solidnie dostało po uszach.
Kurczę-to tyle godzin trwało.Nie można było wyguglować przewoźnika komercyjnego i sprowadzić?
Czy to jest taka pustynia pod tym względem?
Nam na kursie vet mocno zalecał, żebyśmy jako ew. organizatorzy poważnie wzięli pod uwagę zapewnienie "zapasowego" transportu. Uzasadnienie: uwaga! "A co, jeżeli zdarzy się poważny wypadek i konia trzeba będzie uśpić? Na oczach gapiów ma to Vet robić?"
I tak doszliśmy do tematu, który wszyscy skrzętnie omijamy. Nie dziwię się nam - nikt nigdy! nie chciałby stanąć przed taką ewentualnością.
dempsey   fiat voluntas Tua
07 maja 2009 10:18
mnie z kolei wciaz nurtuje czy decyzja o nieoglaszaniu sprawy przez mikrofon byla sluszna
wcale nie jestem pewna.
przeciez nie trzeba bylo oglaszac: uwaga, pomocy, na skrzyzowaniu ulicy X i Y lezy ogier ze zlamana noga (bo to faktycznie przyciagneloby gapiow)
ale mozna bylo powiedziec: bardzo pilna sprawa, wypadek konia (moze tylko dodac z jakiego klubu), potrzebny natychmiast transport na 200km, kontakt u sedziego. i powtorzyc to co 5 przejazdow. w koncu chyba by ktos sie zglosil? nawet ktos kto by pojechal za kase. przez tyle godzin informacja dotarla by do wszystkich.
chyba ze sie myle? ze taki apel skierowany do ogolu przeszedł by bez echa, bo nikt by nie zareagowal?
ale przeciez to male srodowisko, a nie zjazd obcych ludzi z calego kraju..

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się