Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
10 stycznia 2016 01:44
18 była, też leci mi 19 rok, tylko że mi sie akurat dłuży i nie narzekam. Powiem Ci, że jeszcze do niedawna, sama nie wiedziałam co chcę robić, gdzie iść i tak dalej. Sama aktualnie jestem w takiej sytuacji, że nie wiem gdzie się zakręcić czy w Poznaniu czy w Krakowie, na które miasto stawiać, gdzie uderzać. Z jednej strony cały wachlarz opcji,a z drugiej żadna taka na prawdę dobra.
Kiedy miałam zwątpienie jeździeckie, do miłości do swojego konia i tak dalej. Oglądałam filmiki na YT z konikami, jakieś śmieszne momenty i wtedy na nowo odzywała się we mnie chęć do opieki i jazdy.
Co do przyszłości, długo nie wiedziałam co chcę robić, taka zagubiona byłam, przygaszona i zdołowana. Aż pewnego dnia, jak jasny grom z nieba... BUM i już wiem do czego dążyć. Myślę że teraz trochę ciężko na taką inspirację, bo chociaż by pogoda jest tak depresyjna, ze tylko by się golić żyły chciało i tabletki łykało. Ale liczę to zaraz przejdzie.  :kwiatek:
Dzisiaj dzierżawca mojego konia powiedział,że nie chce przedłużać umowy ,więc w okolicach lutego/marca mam konia zabrać, dobiło mnie to do tego stopnia ,że się rozryczałam,cały dzień był średni , ostatnio ciągle chodzę zestresowana ,więc ta wiadomość była jak gwóźdź do trumny  😵  . Nie mam pojęcia co zrobić,dzierżawa była do tej pory idealnym wyjściem,bo nie musiałam kobyły sprzedawać a była w dobrym miejscu ,tęskniłam,ale pocieszałam się myślą,że nadal jest moja i ma super warunki . A teraz? Niby wystawiłam kolejne ogłoszenie,ale jest mi żal konia,że znowu będzie musiał zmieniać miejsce,na powrot do mnie narazie nie ma szans...
Mam dwa wyjścia,wydzierżawić (o ile znajdzie się ktoś odpowiedni) ,sprzedać (również o ile znajdzie się ktoś odpowiedni ). Nie wiem czy kiedykolwiek w życiu bym sobie wybaczyła tą sprzedaż,Fiona jest moja "od źrebaka" , sama ją wychowałam,bardzo jej ufam i mam z nią wiele cudownych wspomnień ,ale z drugiej strony tak bardzo chciałabym żeby miała stały i kochający dom ,żeby ktoś pokochał ją tak jak ja i traktował jak przyjaciela ... Serce mi pęka na pół i nie sądziłam,że kiedykolwiek nadejdzie w moim życiu taki czas,że nie będę wiedziała co dalej z koniem i z jeździectwem. Żałuję ,że zaczęłam jeździć,że przywiązałam się do zwierzęcia ... Nawet po tym jak zerwał ze mną ukochany chłopak,nie czułam się tak jak teraz. Zanim mnie ktoś zlinczuje ,że podjęłam się posiadania konia nie mając pieniędzy na utrzymanie go - przez 7 lat mi i mojej rodzinie się udawało,dopiero jakiś czas temu zaistniała taka sytuacja ,a nie inna- życie.

Poza tym boję się,że nie umiem robić nic innego poza końmi,bo na tym się znam,z tym obcowałam od dziecka i to kochałam...A może kocham nadal ? Nie wiem,przerażające jest to,że już nic nie wiem odnośnie mojego jeździectwa  😵  boję się jechać do stajni i wsiąść na jakiegokolwiek konia  . Czemu ? Nie wiem,bo może boję się ,że wrócą wspomnienia,że mnie to zaboli ? Że będzie mi jeszcze trudniej " nie jeździć" .

Jednym słowem,jestem w d*** i nie wiem co mam dalej robić ze swoim życiem i z ukochanym koniem  😉 także jedyne o co proszę to o trzymanie kciuków żeby to wszystko jakoś się sensownie ułożyło.
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
12 stycznia 2016 07:19
Djarumm, po 10 puszcze Ci PW  :kwiatek:
Nie jestem zdołowana. Ale mi nie wychodzi i jestem na siebie bardzo zła.   👿

Mam problemy z organizacją czasu. A głównie wynika to z trudnościami ze wstawaniem, ze zwolnionym działaniem tak do godz. 11.00. Chcę, staram się, a przyśpieszenie  nie wychodzi.   🤬 I później już cały dzień robi się goniony.
I nie umiem planować zakupów spożywczych.  😵 Później jak głupia robię wielkie zakupy i nie mogę ich przytargać do domu. Wczoraj aż zważyłam - 19kg. Niby tylko od kasy do samochodu i do auta do mieszkania. Ale oczywiście, żeby było "szybciej" to wzięłam wszystkie siaty na raz...  🤦


I dodatkowo o mój samochód próbowała się dzisiaj zabić kobieta. Wyhamowałam jakiś metr od niej. Jak szła chodnikiem, tak poszła dalej, nic nie spojrzała, nawet głowy nie przekręciła. 
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
13 stycznia 2016 12:32
Ascaia, 19kg? 🤔 Cos Ty nakupowala? 😉

Tzw. codzienne zakupy + z myślą o dzisiejszej ewentualnej wizycie gości. Sama się zastanawiam skąd taki ciężar.
No ale litr mleka, litr maślanki, dwa litry soku i 3 litry wody... jakieś owoce, jogurty, dla psa, kawa, szampon... Do tego "drobiazgi", no i się uzbierało. 😉

Kiedy słoneczko zacznie wcześniej wstawać? To będzie łatwiej ruszać z rana.
Zamawiaj tesco z dowozem 😉
W sumie... tylko tak głupio, młoda jestem, powinnam sama sobie nosić swoje ciężary.
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
13 stycznia 2016 13:34
A może właśnie tak od drugiej strony? Młoda jesteś, kawał życia przed Tobą, warto szanować swój organizm, stawy i inne takie, żeby w jak najlepszym zdrowiu żyć długie lata? ;>  :kwiatek: 😉
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
13 stycznia 2016 13:41
Ascaia, a kregoslup ci w razie czego przeszczepia? I kolana? Masz racje, kto by tam zamawial z dowozem, lepiej sie umartwic 😉
Spoko, pani neurolog przedwczoraj powiedziała, że na razie mnie do neurochirurga wysyłać nie będzie, że pewnie dopiero za parę lat. 😉

Tylko, kurcze, wyszłam na takie tam zakupy, to nie miało być cztery siaty i butelki wody luzem. Tu tkwi sprawa - nie umiem tego planować. Albo zapominam robiąc listę, przypominam sobie w sklepie i później robię za wielbłąda. Albo zapominam zupełnie. 😉 Albo kupuję "na zapas"...  👿
W sumie... tylko tak głupio, młoda jestem, powinnam sama sobie nosić swoje ciężary.



Też tak myślałam kilka lat temu,, a teraz żałuję. Kręgosłup jest jeden 😉

Na poważnie: lista zakupów to jest zdecydowanie dobra rzecz. Ja robię tak - w kuchni mam kartkę, na którą wpisuję rzeczy, które się kończą/skończyły lub są potrzebne. Tak na bieżąco. Jak się trochę uzbiera, zabieram kartkę ze sobą i kupuję to, co na liście. Czasem dorzucę jakiś drobiazg, ale generalnie trzymam się listy. Noszenie takich ciężarów dla kobiety to jednak przesada 🙂
Też tak robimy. Kartka wisi na lodówce i każdy dopisuje co by tam chciał. Rzeczy potrzebne co dzień, typu: zapiekanki dla dziecka, mleko, napoje, chleb kupowane są na bieżąco, czyli co dwa dni. Ale już proszek, cukier, pierś z kurczaka na weekend, worki na śmieci są zapisywane i czekają w kolejce na natchnienie.
Na zapas to ja kupuję tylko słodycze i jest to zły pomysł, bo schodzą zwykle wszystkie tego samego dnia.  😁
Ascaia, ja przez trzy lata zamawiałam w tesco z dostawą i byłam zawsze zadowolona. Nie miałam w Lublinie auta i ciężko mi było nieść ze sklepu, a panowie mi wnosili po dwie, trzy zgrzewki wody na 4 piętro 🙂 powyżej 50zeta dowód jest darmowy (przynajmniej był - teraz nie wiem, bo mam osobistego tragarza :hihi🙂

Listy zakupów robię prawie zawsze, bo pamiętam co mam kupić do momentu wzięcia do ręki koszyka na zakupy 😁
Potwierdzam lista dobra rzecz, bez niej zwykle plątam się po sklepie dwa razy dłużej czasu zastanawiająć nad każdą napotkaną rzeczą czy mi przypadkliem jej nie potrzeba a tak to jadę wg listy i nie ma problemu.
Cues się Ascaia, ze masz auto ja śmigam do Auchan na nogach i nieraz żałowałam jak się za bardzo rozkręciłam z zakupami, teraz wolę częściej a mniej i bardziej na bieżąco.
Listy robię. W ogóle jestem typem bardzo planującym, zapisującym, projektującym, notującym, itd...
Mam sklerozę, owszem. 😉 Ale właśnie listy są moim lekastwem. Mam notesiki większe i mniejsze, notatki na komórce, itd. Zbieram się do zakupu ładnej tablicy magnetycznej lub korkowej do kuchni...

Tylko dochodzą dwie sprawy, cechy charakteru, które mieszają w tych planach 😉
Po pierwsze ambicja i perfekcjonizm.
Po drugie uległość w stosunku do innych, chęć "dopieszczenia" każdego.

Często planuję chyba za dużo na jeden dzień. Za dużo lub za bardzo "konfliktowo" ze sobą - np. podjechać w dwa przeciwległe końce miasta. Planuję pod kątem wieeelu czynników - bo co moi rodzice, co pies, co kierowniczka, co kolega z pracy, co koleżanka z pracy... Więc te plany to często taka ekwilibrystyka czasowa. 😉 Po drodze w ciągu dnia ktoś przyjdzie, zagada mnie, o coś poprosi, ja się oczywiście zgodzę i już minut zaczyna brakować. I plan się wali. 😉

A zakupami to jak już zaplanuję duże (z listą), to wychodzą naprawdę duże. Jakoś tego nawyku zamawiana przez internet nie mam (muszę rozważyć) - mam jakieś opory, że jednak co zobaczyć, czasem dotknąć, to inaczej niż tak w ciemno tylko klikać. Poza tym jak już się pójdzie planowo na duże zakupy w hipermarkecie to trafiasz na promocje, okazje. Na niektórych naprawdę można zaoszczędzić, więc dobierasz trzecią i czwartą puszkę dla psa (1,2 kg każda 😉 ) A później ambicjonalnie - co?! ja nie dam rady?! Chłopa nie mam, to targam sama. 😉

Te małe codzienne zakupy to odkąd mam psa mi nijak nie idą. Bo nie mogę zostawiać suki pod sklepem, na powtórne wychodzenie z domu po spacerze z nią jakoś szkoda czasu. Więc teraz właściwie wychodzi, że jadę do Tesco lub innego Leclerca raz czy dwa razy w tygodniu, kupuję "na zapas" i już.

A przedwczoraj naprawdę pojechałam na "malutkie" zakupy, bo sama potrzebowałam tylko butelki wody, mleka i kilka jogurtów. No ale goście... Tu się kłania chęć dopieszczania i wschodni syndrom "matki karmicielki" 😉 Bo jak goście to przecież czymś poczęstować trzeba. No to na słono i na słodko. No to produkty do muffinek. No to produkty, żeby zrobić jakieś babeczki z serkami na słono. No ale przecież ktoś może nie jeść mięsa, no to jeszcze wersja wegetariańska. Ktoś lubi rybę, ktoś woli drób - no to do babeczek, do serków - i łosoś wędzony, i kabanoski drobiowie. Do picia... no jeden woli gazowane, inny sok, a jak sok to wersja bardziej słodka, czy wersja bardziej kwaśna...  😉
Naprawdę lubię pichcić, a na co dzień nie mam okazji. Lubię gościć gości. Plus ten odziedziczony syndrom matki karmicielki (choć do mojej Mam to mi duuuuużo brakuje 😉 i mam silne postanowienie nie popadać w aż taką przesadę jak ona). Więc jak już ma ktoś przyjść to trochę palma odbija 😉 

A jeszcze jak to w Biedronce, zawsze coś ciekawego do domu - to w końcu mam komplet szklanek do soków/koktajli  😜
I 19 kg się uzbierało.

Oj, no zawsze przecież można na dwa razy wypakowywać z samochodu... gorzej, gdybyś te 19kg targała autobusem. Branie tego wszystkiego naraz z auta to paradoksalnie wygodnictwo - ja też tak często robię, bo nie chce mi się drugi raz chodzić 😉 co nie zmienia faktu, że przecież NIE MUSZĘ.
Hiacynta, też tak masz, że za każdym razem jadąc ze sklepu mówisz sama do siebie - ok, ale tym razem rozsądnie, zejdziesz dwa razy, nie ma co szarżować... A później otwierasz bagażnik i... i jakoś same się wszystkie siatki biorą. I to do jednej ręki, bo przecież drugą trzeba zamykać/otwierać. 😉

PS. Najzabawniej jest jak dojdą mi zakupy do mojego meblarskiego hobby, np. jakaś listewka. Teraz w zimie w rękawiczkach, w śliskich kurtkach, z placów wyłazi, spod pachy ucieka... Już mi się zdarzało coś nieść w zębach. 😉

Bez bicia przyznaję się, że to po prostu wygodnicka głupota. 
I durna satysfakcja jaka to silna i samodzielna jestem.

Ale za to trening siłowy za darmo  😁
Bez bicia przyznaję się, że to po prostu wygodnicka głupota. 
I durna satysfakcja jaka to silna i samodzielna jestem.

Ale za to trening siłowy za darmo  😁



W punkt, mam dokładnie to samo 😀  😵
Se,se,se
To bezczelnie powiem, że Ty "głupsza". Ja przynajmniej mam wytłumaczenie, że nie mam chłopa w domu. A Ty powinnaś "grzecznie" dać sobie pomóc swojemu mężczyźnie.
:emota2006092:

Hmmm... coś znowu wychodzi, że koniary to jednak trochę inny sort kobiety 😉
Czasami faktycznie daję - jak na przykład wczoraj, ale miałam 9kg barfa w dwóch siatach plus spore, a przynajmniej ciężkie zakupy -  po dwa kg pomarańczy I jabłek, banany, ananasa, różne warzywa, dwa piwa I sporo drobiazgów.
No i dałam właściwie tylko dlatego, że nie miałam w aucie siatki, więc i tak musiałam iść do domu 😉 jakbym miała torbę z ikei to bym się zabrała 🙂
Także nie mogę zaprzeczyć, że jestem głupsza 😉 🤣
Ku sprawiedliwości muszę się przyznać, że mam sporo łatwiej pod tym względem, że praktycznie nie gotuję obiadów. To spore odciążenie i w kilogramach zakupów i w finansach.
Ale ponieważ nic w przyrodzie nie ginie, to dla równowagi Werna pochłania ogromne ilości karmy jak na swój rozmiar. 😉
busch   Mad god's blessing.
14 stycznia 2016 18:03
Co wy wiecie o zabijaniu 😀. Ja ciągnę z buta do marketu, mam w jedną stronę jakieś 20 minut szybkiego marszu i chodzę do sklepu tylko raz w tygodniu  😁
Pro tip: duży plecak, a w siatki tylko to, co się w plecaku nie zmieści  😀. No i nie kupuję napojów... piję wodę filtrowaną i herbatę, bo filtr i susz herbaciany nie są ciężkie  🤣
Najciezsze rzeczy do plecaka, lzejsze do siatek zeby nie miec lap jak orangutany. Jak bylam bez samochodu to tez sie przestawilam na kranowe i soki rozcienczane  😁
Ja robię zakupy dla babci koleżanki, która wyjechała z Polski, nosiłam tak siaty, nosiłam, aż pewnego razu, stuknęłam się w łeb :emot4: Babcia ma wózek-torba taki na kółkach, rewelacyjna sprawa, teraz wszystkie zakupy do wózka, nic nie dźwigam.
Sprawdzam warunki zakupów Tesco on-line. No i mimo najszczerszych chęci do skorzystania z Waszych rad, jutrzejsze zakupy i tak muszę zrobić jadąc do marketu - mam sporą ilość bonów za ClubCard, a przy zamówieniu on-line nie można nimi zapłacić. Ale będę nosić na dwa razy... przyniosę na dwa razy... na DWA razy! 😉

A tak poza tym i tak jestem d... nie oficer i znów dzisiaj dałam ciała organizacyjnie. I w ogóle dzisiaj dzień do niczego.
Jutro ma być lepiej! Zarządzam!
Haha, busch, aż mi się przypomniało, jak - gdy mieszkaliśmy w Irlandii - Jacol niósł do domu kupione w Lidlu biurko, a niósł je na głowie - i to ze trzy kilometry 🤣
Czy dzisiaj jest blue monday? 👀
Becia23   Permanent verbal diarrhoea
18 stycznia 2016 08:21
Tak
Na polskich stronach piszą, że za tydzień. Na zagranicznych, że dziś. I tak właśnie mi się kojarzyło, że dziś (3 poniedziałek stycznia). No cóż, trzeba przetrwać. 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się