Sprawy sercowe...

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 stycznia 2016 05:32
Co do samej sprawy agniechy930 wypowiadać się nie będę, bo poglądy mam dość radykalne jak na ten wątek i zostałabym przez niektórych zjedzona  😉

Ale wiąże się z tą sprawą inny temat, który chciałabym poruszyć, a mianowicie finanse. Nie wnikam jak jest akurat w związku agniechy ale jak napisałyście, 22 a 27 lat to taka życiowa przepaść między zazwyczaj beztroskim studentem a "poważnym" życiem. Czyli zazwyczaj również przepaść finansowa między osobą ledwo wiążącą koniec z końcem w jakiejś dorywczej pracy, albo i wspomaganą przez rodziców a osobą w pełni samodzielną, zarabiającą przynajmniej "przyzwoicie". Jak w takiej sytuacji pogodzić na przykład wspólne mieszkanie?*


*Podkreślam zazwyczaj, bo oczywiście wiem, że są na studiach osoby mające własne firmy, zarabiające jedno zero więcej niż przeciętny obywatel itp, ale to zdecydowana mniejszość.
Nie o to chodzi, że ja jestem jakaś nienormalna i potrzebuję robić coś 7dni w tygodniu, żeby nie czuć, że marnuję życie.. To było tylko porównanie do poprzedniego faceta.
Potrzebuję robić cokolwiek. W liceum miałam jazdę konną- jeździłam bardzo często i nawet nieźle mi szło. Na studiach wciągnęłam się w łyżwy, rolki, ścianki i między innymi osp. Tam mogę wybierać kiedy się pojawię, a kiedy nie. Mogę pojechać raz na miesiąc, raz na 3 miesiące, na np. zabezpieczenie medyczne, nawet tylko na 1 dzień. Kiedy mówię o tym facetowi mówi oczywiście "rób co chcesz", ale to nie jest "pewnie, kochanie, rób co chcesz, przecież to lubisz", tylko "rób co chcesz, ja zostaję w domu i będę się na Ciebie wściekał".
Kiedy wychodzę z moją siostrą na spacer z psem, potrafimy wyjść i wrócić po 1,5h, łażąc w śniegu. Jest fajnie, można pogadać, pies ma frajdę, czas szybko mija. Kiedy wychodzę z M. mu po 15 minutach jest zimno, bo nie wziął czapki, a tak w ogóle to jest brzydka pogoda. A poza tym, jak już jednego dnia byłam z psem na dworze 40 minut to znaczy że wieczorem pies może przecież wyjść tylko na siku przed blok?
Moja siostra niedługo zaczyna pracę w liniach lotniczych. Ja będę miała 90% zniżki na loty, M. by miał kilka darmowych lotów w roku. Jak powiedziałam, że teraz będziemy musieli dużo latać i podróżować (ze śmiechem), to on (też ze śmiechem, że niby żartuje a niby nie żartuje) powiedział, że chyba sama będę musiała.
Niby mówi, że to przez to że nienawidzi latać, ale to chyba nie o to chodzi.
Od 2ch lat próbuję go namówić na wyjazd do Maroko, na jakiś tydzień, bo bardzo tanio można tam się wybrać.
-nie, bo na stronie MSZ jest komunikat, że odradzają jechać do Maroko, nie będę jechał do arabów, Ty blondynka, porwą cię jeszcze.
-moi rodzice byli tydzień temu i nic tam się nie dzieje
-bo tak trafili, a ogólnie to .........(bla bla bla).

To też nie jest tak, że ja potrzebuję co miesiąc wyjazdu w inny koniec świata. Tylko takiego ogólnego poczucia, że ta druga strona chce ze mną powoli odkrywać świat, nawet jeżdżąc rzadko ale gdzieś, gdzie jest na prawdę super. Nie do Dziwnowa na plażę.

Kiedy 'zabronił' mi jechać na praktyki do Afryki mówił, że jeżeli tylko chcę to możemy razem po moich studiach gdzieś wyjechać. Do Afryki, Azji, na wolontariat, na 2-3 miesiące, na ile chcemy. Ale ja doskonale wiem, że to są puste słowa i że nigdzie nie pojedziemy. Bo praca, bo to bo tamto bo coś tam. Obiecanki cacanki tylko po to, żebym miała nadzieję i zrobiła to co on chce.. A jeżeli nie pojadę teraz to kiedy? Jak będę miała męża i dzieci? Czy na emeryturze?

On wkłada na prawdę kupę kasy w ogród swojej mamy. Ogród to nie jest coś co jest jej niezbędne przecież do życia. 27 letni facet który przez ostatnie 2 lata włożył tam około 10tysięcy zł. W ogród i to nie swój! Bo jego mama ma takie marzenie, a on lubi na ogrodzie dłubać..Wkłada pieniądze w stawianie jakichś zadaszeń, robienie płotów, układanie polbruków, wożenie kamieni itd. Za każdym razem mówi, że to już ostatnia rzecz którą robi i że już więcej tam wkładał nie będzie, ale zawsze jednak się znajduje coś więcej co chce zrobić.
Ja patrzę na ten ogród i myślę sobie, że.. ładny bo ładny, ale szczerze mam ten ogród gdzieś.

On ma za co podróżować, mówi że nie ma kiedy, ale to też nie jest prawda. Ja jeździłam często na krótkie wyjazdy za granicę na np 4 dni, co wymaga wzięcia 2 dniowego urlopu. A on potrafi wziąć urlop, bo się pokłóciliśmy i on pracować teraz nie będzie. Albo dlatego, że były święta i jeszcze mu się nie chce iść do pracy. Przewala w taki głupi sposób 1/3-1/2 urlopu.
Ja też od 4ch miesięcy pracuję w biurze, po 8h dziennie (bo robię praktyki, na których miałam być w Afryce) więc wiem sama ile czasu wolnego zostaje jak się ma stałą pracę.. ale to nie znaczy że na cały pozostały czas człowiek musi się zakisić w domu.
On mnie zabiera często do kina, na basen, na saunę. Ale wszędzie autem i wszędzie jakoś tak.. byle się za dużo nie zmęczyć. Na basenie zamiast pływać na sportowym (tak jak zawsze to robiłam) pływam z nim na rekreacyjnym i siedzimy w dżakuzi. Niby dlatego, że on słabo pływa, ale tak na prawdę.. potrafi na tyle pływać żeby się w sportowym basenie nie utopić. On po prostu woli posiedzieć w cieple i się pogrzać.
Zrobił się gruby, ja przez niego też jakoś sflaczałam chociaż zawsze miałam fajne ciało. Odkąd jesteśmy razem cały czas jest na'diecie' i cały czas 'musi schudnąć'. Zamiast tego przytył chyba z 10kg.

Nie wiem czemu właściwie stworzyłam ten wątek. Chyba częściowo po to, żeby samej sobie podsumować na ekranie to co się dzieje. Coś jak wypisanie plusów i minusów związku. Chyba wiem co muszę zrobić, chyba już podjęłam decyzję.. A jak ja podejmę decyzję to dość szybko ją wdrażam w życie. Męczę się dopóki tego nie zrobię, płaczę, a jak coś postanowię to mnie ogarnia stoicki spokój. 🙂
Ja patrzę na ten ogród i myślę sobie, że.. ładny bo ładny, ale szczerze mam ten ogród gdzieś.

Czyli on ma akceptować Twoje wyjazdy i wyjścia, ale Ciebie nie obowiązuje zrozumienie, że jego pasjonuje "dłubanie w ogrodzie"?
Może to mu sprawia przyjemność, jest dla niego ciekawe, wciągające, satysfakcjonujące, że ma wpływ na to, że żywe roślinki sobie rosną, że można się nimi zajmować i je pielęgnować?

Z tego, co opisujesz, facet jest po prostu zwykłym, "przeciętnym pod względem aktywności" człowiekiem, który lubi coś od czasu do czasu porobić, ale ma to sprawiać przyjemność i być relaksujące, a nie powodować, że po tym pada się na dziób ze zmęczenia. Nie każdego bawi taka forma aktywności fizycznej. Jedni się chcą zmęczyć, upocić, testować własne możliwości, a inni - posiedzieć w basenie albo pojeździć na rowerze po parku.
Moim zdaniem nie da się tego zmienić. Koniec kropka.
8agniecha930, smutne jest to,  ze dorosły facet zachowuje się jak zazdrosna, szantazujaca smutkiem natolatka. Nie czujesz się ograniczona? Nieszczęśliwa? Takie zachowanie wynika często z niepewności i kompleksów. Przedstawiona przez Ciebie sytuacja jest wymaga szczerej rozmowy, powiedzenia co czujesz, czego potrzbujesz.
Nie wiemy też jak sytuacja wygląda z jego strony, wiec można tylko gdybac. Macie jakiekolwiek wspolne zainteresowania? Może warto pokopac z nim czasem w. ziemi, porobic coś co on lubi i próbować zabrać go i pokazać twoje zainteresowania w jakis zachęcający sposób😉 domatora nie zmienisz w mmiosnika sportu,  ale może zrozumie twoja ppotrzebę wlasnie takiej aktywności

Mnie po dwóch czy trzech takich akcjach już by nie było w takim związku, bo bym się udusiła i była nieszczęśliwa jak mops😉
Tylko różnica polega na tym, że on w swoim ogrodzie siedzi, dłubie i będzie dłubał, ale ja mu tego nie zabraniam..
Ja nie twierdzę że jestem przeciętnie aktywnym człowiekiem, bo nie jestem, na pewno jestem ponad przeciętną. Nie twierdzę też że jest zły! Tylko bardzo mocno mnie zmienił i w tym momencie w moim życiu nie ma 90% rzeczy którymi określałam samą siebie 2 lata temu i z których byłam dumna.
Rozmawialiśmy na te tematy milion razy, milion razy on mówił że na pewne rzeczy się nie będzie godził, a ja że w taki sposób się nie dogadamy.. Po czym wracaliśmy do codzienności. I tak ten temat powraca i powraca. Im dalej w związek tym w sumie mniej się kłócimy o moje wyjazdy czy chęci wyjazdów.. ale jak teraz o tym myślę, to chyba dlatego że po prostu odpuściłam te rzeczy dla niego.

Próbowałam grzebać w ogrodzie i tak jak składanie zadaszeń było całkiem ok, tak grzebanie w ziemi czy wyrywanie chwastów doprowadza mnie do szewskiej pasji.
Ale ty nie musisz robić tego, co on, jak również on nie musi robić tego, co ty.
Rzecz w tym, aby każde z was akceptowało, że drugie ma potrzebę robienia tej rzeczy.
W związku zawsze jest tak, że z czegoś się rezygnuje - bo zwyczajnie na związek trzeba poświęcić czas, który wcześniej poświęcało się na siebie.
Tylko rzecz w tym, aby ta decyzja wynikała z naszego własnego, wewnętrznego poczucia, że takiej zmiany chcemy, że ona wychodzi od nas, a nie dlatego, że ktoś nam każe.
Jak dla mnie agniecha930 to Ty się wobec niego zachowujesz równie nie fair. Przynajmniej z tego co mówisz. Tak samo wymagasz rzeczy, na które nie ma ochoty. Przeszkadza Ci, że jest gruby, że nie ma ochoty po pracy uprawiać jakiegoś sportu, a jak wziął wolne po świętach to stwierdziłaś, że marnuje urlop. Wymagasz akceptacji nie akceptując go również  🙁
Temat mi bardzo bliski...
13 lat temu ja ciągnęłam ciągle gdzieś,  ciągle coś a spokój i domowa sielanka to było coś czego pojąć nie mogłam i mnie dusiło.
później było 10 lat różnych przygód,  bardzo różnych doświadczeń,  różnych związków,  wielkich przedsięwzięć i niezłych upadków.
Zeszliśmy się po 10 latach od rozstania. Ja mam potrzebę wicia gniazdka, siedzenia w domu,  ogarniania codzienności na spokojnie- on  za chwilę jedzie w Alpy na narty, co z entuzjazmem obgaduje na strzelnicy podczas zawodów 😉
Hihihi
Mocno nas doświadczenie utarło z różnych stron. Inny poziom otwartości na drugą osobę,  inny dążności do kompromisów.
Nie żałuję tych 10 lat mimo,  że działo się czasem źle.
Wiem, że czułabym niedosyt i ciekawość gdybym wtedy została.
można mieć skrajnie różne charaktery - ale się wspierać - dodawać skrzydeł - nie mędzić jak druga osoba coś robi itd.

Wspólny basen - "super Ty sobie zrób 20 basenów kraulem a ja się pomoczę w jacuzzi", "pies? leć na spacer - ja sobie podłubię w ogrodzie a potem zjemy obiad" itd.
Kiedy byłam w tym wieku, ja i moja przyjaciółki patrzałysmy na takich facetów z politowaniem. Zawsze się tego typu chłopaka zostawiało a na dziewczyny, które się z takimi wiązały patrzałyśmy jak na głupie.
Teraz one mają fajnego, odpowiedzialnego, kochającego męża i świetnego ojca dla dzieci i są szczęśliwe a my po swoich ówczesnych facetach mamy miłe wspomnienia.... I to one były mądre a my.... szkoda gadać.
Oczywiście od razu zaznaczam, że nie zawsze nie w każdym wypadku tak się zdarzało. Ale ja jak czytam to, co Agniecha napisała, to właśnie widzę faceta, który będzie dobrym mężem. Tylko Agniecha jest na innym etapie życia i myślę, że to nie rokuje dobrze temu związkowi i chyba lepiej zrobić tak, jak gdzieś w głębi siebie juz postanowiła. Myślę, że za 5 może 10 lat zrozumiesz go o wiele bardziej.
Nigdy nie myślałam, że napiszę w tym wątku  😲  😲
Bo ja się chyba po prostu do związków nie nadaję 🤔wirek:
Rzeczywiście nieraz mi mówił, że nie próbuję polubić rzeczy, które on lubi. Tylko właśnie- czy jest sens zmuszać się do rzeczy których się nie cierpi tylko po to, żeby ciągnąć dalej związek? Jeżeli teraz przechodzimy takie problemy to co będzie za 5-10 lat?

*a żeby nie było że jestem aż tak wredna- że gruby jest to ja mu nigdy nie mówię i nie mówiłam- ja zawszę twierdzę, że wolę faceta 'trochę za dużego' niż 'trochę za małego'. On sam tak cały czas o sobie mówi i cały czas twierdzi, że musi zrzucić, ale jego tryb życia działa w drugą stronę 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 stycznia 2016 08:18
Pamiętam siebie sprzed tych 8 lat. Ostatnie, co można było o mnie powiedzieć to to, że jestem odpowiedzialna i zaradna życiowo 🤣
(teraz też niewiele się zmieniło ale ciii.... 😁 )

Miałam wtedy swojego pierwszego faceta. Też starszy, wtedy 27 latek, własny dom, praca, samochód. I dla niego największą rozrywką było pojechanie na weekend do jego rodziców, gdzie on dłubał w samochodzie a ja siedziałam z jego mamą w kuchni 😎 Jak mu się pożaliłam, że chciałabym gdzieś na wakacje pojechać- to mnie wpakował w samochód i pojechaliśmy.
Do jego cioci. 50km od Wawy.
Gdzie on dłubał w samochodzie, a ja siedziałam z ciocią w kuchni.
💃
No i w życiu nie zapomnę awantury jaką mi zrobił, kiedy zaczęłam smażyć rybę dopiero po jego powrocie z pracy(bo chciałam, żeby była ciepła i świeża) a nie wcześniej, żeby obiad już na niego czekał.
"Związek" przetrwał pół roku. Wyjechałam na wakacje z przyjaciółką pomimo jego dużych protestów("po co Ci przyjaciółki?! Nie wystarczy, że widzisz się z nimi w szkole?!"😉, przejrzałam na oczy i wróciłam już jako wolna istota.
Do tej roli, w której on mnie wtedy widział dopiero zaczynam(!) teraz "dojrzewać".
agniecha930 widzisz... mi się odmieniło po kilku latach. Pytanie- czy Tobie też się odmieni? Czy widzisz siebie za te 2-4 lata w domu, z dzieckiem, sprzątającą, piorącą itd.? Czy widzisz siebie za X lat u boku tego mężczyzny?
agniecha nie prawda, nie daj sobie wmowic ze jestes taka czy taka i sie nie nadajesz - nadajesz, z odpowiednia osoba.
Nie zgadzam sie, ze to taki etap w zyciu - troche tak, ale tez taki styl bycia i glod zycia i za zadne skarby nie chcialabym tego zgubic. Mam wrazenie ze taka po prostu jestes - kochasz zycie i co najpiekniejsze - realizujesz sie, na co tysiace innych ludzi nie ma zwyczajnie odwagi.

Mysle ze popelnilas blad kiedy uleglas pierwszy i kolejne razy - wiem ze to trudne, ale jesli druga strona przemawia zazdrosc i niepewnosc, to nie sa to zadne argumenty... I mowie to ja, ktora po tej stronie stala. Trzeba byc stanowczym i nie dac zabrac sobie tego, co sie kocha - proste, a jednak trudne.
Ja sie nauczylam zyc z tym, ze moj maz jest taki a nie inny, da sie. Po prostu wiem, ze gdybym go stlamsila, bylby nieszczesliwy, a to mija sie z celem calkowicie.

I teraz tak - poki jeszcze wszystko jest swieze, pogadaj z nim otwarcie. Ze Ty chcesz zyc inaczej i jasne ze chetnie bedziesz dzielila z nim zycie i to, co chce robic on, ale tez musisz miec swoja przestrzen. Moze rzeczywiscie w troche mniejszym/innym wymiarze, ale nie moze robic Ci wyrzutow z Twoich marzen. Ja wiem i wierze, ze da sie to pogodzic, tylko on musi po prostu zaczac Ci ufac, bo mysle ze w tym jest glowny problem. Bo to na pewno fajny facet, w ktorym masz oparcie i do ktorego bedziesz wracac jak do cieplego domu. Jak wielu facetow wraca do swoich akceptujacych to zon z wielkich wypraw! 😉

Naprawde zyj kochana tak jak chcesz, zycie masz jedno. Moze zabrzmi to niefajnie, ale partner niekoniecznie jest stalym elementem, a nikt Ci straconych szans nie odda.
Rzeczywiście nieraz mi mówił, że nie próbuję polubić rzeczy, które on lubi. Tylko właśnie- czy jest sens zmuszać się do rzeczy których się nie cierpi tylko po to, żeby ciągnąć dalej związek? Jeżeli teraz przechodzimy takie problemy to co będzie za 5-10 lat?

Teraz odwróć sobie sytuację tak, jakby to on napisał. Bo to działa w dwie strony 🙂

Pisze to młoda, niespokojna duchem osoba którą ciągle gdzieś ciągnie i potrafi się spontanicznie spakować w plecak i ruszyć w losowym kierunku. Natomiast mój stateczny mąż najchętniej pograłby w tym czasie na Playstation.
I staram się rozumieć jego potrzeby... Nie wyciągam na siłę na narty, a byliśmy już raz wspólnie (dla niego to był pierwszy raz w wieku 29 lat). Znajomi wrzucili nas od razu na mocarny stok, warunki były bardzo trudne przez lód i roztopy. Chłop się zraził do nart, choć to ja wróciłam do domu o kulach... 😉
I tak ze wszystkim. Basen? On nie umie poprawnie pływać i się wstydzi. Zwiedzanie miasta? Najpierw trzeba przestudiować przewodnik i zaplanować trasę wycieczki. Jak już wyjdziemy to poruszamy się tempem ślimaka bo "to spacer a nie maraton". Nawet pieprzony spacer po mieście w którym mieszkamy jest wydarzeniem stulecia i najpierw muszę poświęcić godziny na przekonywanie go że warto. Potem jeszcze muszę dopilnować żeby wyszedł z domu wysikany, najedzony, napity i odpowiednio ubrany. Potem zostaje tylko modlić się o ładną pogodę i żeby nie było zdarzeń losowych  :emot4:

Generalnie mamy same przeszkody i pod górkę z najprostszym wyjściem. Ale nie ma lepszej satysfakcji, niż ta gdy on mówi "Kochanie! Jak się cieszę że się ruszyliśmy z domu!" ALLELUJA  😅

I tak sie wzajemnie uzupełniamy. Ja go wyciągam, on mnie trochę usadza. Uczymy się wzajemnie wad i zalet jak wyglądają odmienne tryby życia.
Grunt to szczerze rozmawiać i się zaakceptować... A jak wpływać na drugą osobę to stopniowo. Nie usadzisz w kuchni kobiety która każdą wolną chwilę spędza na zwiedzaniu świata. I nie wyciągniesz na obóz survivalowy gościa który zna to tylko z gier i filmów 😉

Acha. I jak się wkurzę, to zabieram psa, pakujemy się w samochód i wyjeżdżamy na najbliższe pasmo gór w naszym zasięgu. Tylko zapominam że to ten mój nudny mąż zarobił na ten samochód. Swoją nudną odpowiedzialną robotą  🙄 😉 Gdyby nie to, to i tak zapakowałabym się w jakiś pociąg, ale komfort mam nieporównywalny.
Najgorsze jest to, że ja zawsze śmiałam się i trochę kpiłam z dziewczyn które dają się w związkach stłamsić i dają sobie czegoś 'zakazać'.

Już kilka razy próbowałam postawić na swoim, twierdziłam że teraz to już tak nie będzie, będę robiła to co kocham i chcę.. a później szłam z powrotem do pracy w małym miasteczku, wracałam do mieszkania w małym miasteczku, jechałam do psa, wyprowadzałam go na dwór, wracałam.. i próbowałam wymyślić coś, co mi pomoże wrócić do bycia znów sobą.

A o wyprowadzce pisałam, on niby nie ma z tym problemu, ale wiem że bym go unieszczęśliwiła.

Mogę jeździć konno, ale jak nie mam swojego konia to już nie jest to (a nie stać mnie nawet na dzierżawę). Nie widzę żadnej perspektywy rozwoju w tym momencie. Przyjeżdżam raz na jakiś czas w teren, wracam do mieszkania i myślę sobie, że smutne to miasteczko.

Moja mama tkwi z moim ojcem właśnie w takim związku jaki mi się szykuje i szczerze zawsze jej współczułam.

kajpo a mąż ma pretensje albo "nie, on wcale nie jest zły" jak gdzieś jedziesz sama? 😉
Na pewno wolałby żebym poświęciła ten czas na doskonalenie sztuki kulinarnej, ale rozumie że potrzebuję się czasem wyrwać bo inaczej oszaleję i to się na nim odbije. Więc mamy tu klasyczny przykład oklepanego kompromisu.
Oczywiście sam się tego nie domyślił.
Acha. I jak się wkurzę, to zabieram psa, pakujemy się w samochód i wyjeżdżamy na najbliższe pasmo gór w naszym zasięgu. Tylko zapominam że to ten mój nudny mąż zarobił na ten samochód. Swoją nudną odpowiedzialną robotą  🙄 😉 Gdyby nie to, to i tak zapakowałabym się w jakiś pociąg, ale komfort mam nieporównywalny.


Ładnie powiedziane 🙂
agniecha, kurde zgadzam się z nerką w 100%. Jednak łojantki to podobne podejście do życia mają 😁

To nie jest tak, że się do związku nie nadajesz - może najzwyczajniej w świecie to nie ten 😉 Może gdzieś w tym wielkim świecie, który stoi przed Tobą otworem jest ktoś, kto myśli tak jak Ty i ma podobną wizję życia :kwiatek: Wiele się zmienia w tzw. dorosłym życiu, ale wcale niekoniecznie drastycznie. Ja im jestem starsza (a jestem w wieku twojego chłopaka, więc niby powinnam być już stateczna), tym mam więcej szalonych pomysłów, które realizuję 😉 Wcześniej o dziwo nie miałam odwagi, żeby łapać byka za rogi. A teraz? Kurde! Działam, uprawiam ekstremalne sporty, wyjeżdżam dużo i często (da się! naprawdę się da! a jestem etatowcem), dalej mam konia. Na jednym z wyjazdów poznałam swojego faceta i wspólnie uganiamy się za kolejnymi szczytami, wspinamy się, podróżujemy w dzikie miejsca, gdzie jesteśmy tylko my i niedźwiedzie 😁 I co najlepsze - snujemy wspólne plany (m.in. chcemy wyjechać nad Bajkał na ok. rok i spróbować przetrwać w dziczy), które nie należą do "tradycyjnych". Poza tym mamy swoje oddzielne pasje (on kolarz, ja jeździec), w które bawimy się gdy zarabiamy na nasze szaleństwa.

Twój chłopak jest zgoła inny - i to fakt, tak jak on nie akceptuje Ciebie, tak Ty jego (on ma takie samo prawo do bycia domatorem, jak Ty pędziwiatrem). Tylko, że na takiej wzajemnej frustracji, żalu, pretensji, trudno cokolwiek budować. Masz charakter włóczykija, nie zmieniaj go - bo to jest naprawdę piękne.
agniecha

dorosłość czy związek to nie musi być siedzenie w domu i dłubanie w ogródku
są ludzie, którzy nie mając kasy podróżują, jeżdżą na rowerach, spacerują, tu na grzyby (nawet pociągiem), tu wypad nad jezioro, tu weekend pod namiotem, tu grill, tu ognisko,
ludzie koło 40-50 czy 60-tki
wiek nie ma znaczenia, status materialny też nie, dzieci - można w nosidło i latać po górach nawet,
nie trzeba jejść w knajpie - można kanapki w plecak, koc i chajda w las

Wszystko jest w głowie.

Ja to takich ludzi jak Twój facet nazywam "ludzie trupy" - nie żeby byli źli. Absolutnie. Ale u "ludzi trupów" życie w 90% kręci się wokół dom-praca-pilot od TV, obiadek u mamy, itd.
I niezależnie czy mają lat 15-20-40 - żyją jak chcą - właśnie takim życiem. Dla nich satysfakcjonującym - dobrym.


Ale jest 10% ludzi, którzy coś chcą - nawet nie "szaleć" ale są ciekawi świata, znajomych, itd. Chcą próbować, rozmawiać, spotykać się, wyjeżdżać.
I pomimo, że mają stałą pracę, spędzają dużo czasu w niej, a potem ogarniają dom, mają czas i ochotę na wypady, spotkania, "szaleństwa" realizowanie pasji, pomysłów.
Nawet takich jak lepienie bałwana na spacerze przy -15 stopniach.

Odpowiedz sobie sama kim jesteś- kim chcesz być.

Dodam tylko - mam 42 lata, od 4 lat uczę się grać na gitarze (chodzę na lekcje), chodzę po knajpach często, spotykam ze znajomymi, tydzień temu nauczyłam się jeździć na nartach (!), wyjeżdżam, zwiedzam, wygłupiam się, realizuje siebie, cele, marzenia, pomysły.
Cały czas pracując, ogarniając dom i dziecko.
Można? Można.

dorosłość to nie kibel! To wybór jak się chce ją przeżyć.


Napisałam w tamtym niechcący:
Bardzo próbujesz pokazać, że nie jesteś pod pantoflem, ale jesteś. Za dwa lata będziesz sfrustrowaną kurą domową, która ceruje skarpetki i podaje na paluszkach piwo, gdy gościu ogląda mecz w telewizorni.
Aż przykro to wszystko było czytać.
Naprawdę.
Owszem, związki to sztuka kompromisów, ale dlaczego kompromisy mają być tylko z Twojej strony?

Ja miałam takiego męża jak Ty. To jest typ człowieka, któremu zawsze będzie źle.
Jak nie jeździliśmy na wycieczki, to źle, że nie jeździmy, jak zaczęliśmy jeździć, to źle, że jeździmy.
Nie dogadacie się, będzie coraz więcej jadu i frustracji.

I w pełni zgadzam się z Dodofon. Mój ex-mąż był takim właśnie człowiekiem-trupem.

Zapomniałam się pochwalić. Od 18 stycznia jestem rozwódką 😁
Na pewno znaczenie ma tu etap życia i różnica częściowo pewnie z czasem się przytrze. Ale nie dziwi mnie, że facet agniecha930, jest przeciwny jej wyjazdom, skoro sama przyznaje, że daje niepotrzebne sygnały przyzwalające na podryw. Do tego się upija w męskim towarzystwie. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła być obojętna wobec takiego zachowania partnera.
Jeśli mój facet nie daje mi powodów do zazdrości i mu ufam, to niech jedzie nawet na koniec świata.
Ja tez mam od jakiegos czasu problem...a wlasciwie sama nie wiem co o tym sadzic. Moze ktos TRZEZWO spojrzy na moja sytacje. Jestesmy para od 15lat , jakies 13 lat mieszkamy razem. Od dwoch lat dopiero na swoim, bo tak to zawsze wynajmowalismy. Mieszkamy drzwi w drzwi z jego rodzicami. Mieszkanie spoko , malutkie i przeszkadza mi to, ze tesciowie pala fajki i do nas czasem dym leci ale tak to sa spoko, dogaduje sie z nimi bardzo dobrze. On z budowlanki sie przerzucil na transport i sobie chwali, jezdzi busem do Niemiec i wiekszosc tygodnia go nie ma. Caly czas bylo naszym (tak mi sie zdawalo) marzeniem wyprowadzic sie do domu na wies. Na poczatku to mialbyc dom z bali plus tylko nasze dwa konie pod domem. No trzy , bo moja jedna juz nie chodzi pod siodlem. Potem patrzac na cene ziemi w okolicach wro , postanowilam , ze moze cos kupic dalej i dom do remontu . Miec z dwa pokoje pod agro i moze z dwa konie w pensjonacie. Chcialam zeby on nie pracowal i zajmowal sie konmi i domem. I do tej pory on to popieral , byl zadowolony i marzyl razem ze mna. Ja bym jezdzila trzy razy w tyg do wro ( mam taka prace ze by sie skumulowala w te trzy dni , finansowo podobnie by bylo) . Nawet przytaknelam na zabranie ze soba jego rodzicow , bo zawsze by byl ktos na miejscu , kto dogladnie zwierzat a im na starosc wies by sluzyla. No i jak ruszyla machina, ruszyla sprzedaz mojego  mieszkania i szukanie domow to sie zaczelo. Wpierw, ze on wezmie urlop na remont a potem wroci do pracy, bo on chce pracowac. Bo zarobi na traktor  🤔 na przemiennie podnieca sie , ze bedziemy mieszkac na wsi, ze wykopie sobie staw, planuje zycie koniom ( w sensie organizacji wiat, padokow , gnoju itp) , planuje wybudowanie mi mini hali a potem nagle mowi , ze on nie wie , ze za co tam sie utrzymamy, ze nie wiadomo czy nam starczy kasy na remont a wogole to nie wie to jest moja kasa, moja decyzja, ja mam postanowic a on sie dostosuje. No ja mu tlumacze, ze to jest decyja NASZA na cale zycie , ze wszystko sie okaze w praniu ale ze mamy tego oboje chciec. No to wczoraj sie poklocilismy na maxa i powiedzialam ze na zadna wies sie nie wyprowadzamy , bedzie jezdzik tym busem do usranej smierci i zeby dal mi spokoj. Ja nie wiem czym to jest podyktowane?
Zwykłym strachem i niepewnością, czy podoła i czy nie zawiedzie on ciebie/siebie/wy się wspólnie?
Ja tu widzę typowe "chciałbym i boję się".
strachem przed realnym życiem? Liczysz, że on nie będzie pracował, a zarobicie z pokojów agro i 2 koni w pensjonacie?
agniecha930, Wydaje mi się, ze nic z tego nie będzie. Sorry, że tak brutalnie... no ale tak myślę. Związek to kompromis z obu stron i spotkanie się w połowie. Ty odeszłaś od swoich pasji na 90 kroków w stronę faceta. On w Twoją stronę na 10. Siedzenie w jacuzzi na basenie się nie liczy. 😉
I tu wcale nie chodzi o to, że wszystko trzeba robić razem. Ważne, żeby się wzajemnie akceptować.
A skoro on ANI nie ma absolutnie ochoty być choć trochę bardziej aktywny, ANI do tego nie akceptuje faktu, że Ty jesteś pełną życia i energii dziewczyną, to taki związek nie ma sensu.
strachem przed realnym życiem? Liczysz, że on nie będzie pracował, a zarobicie z pokojów agro i 2 koni w pensjonacie?
Realne zycie to my mamy juz od 13lat , bo tyle sie utrzymujemy sami. Do tego pory placac za wynajem i za konie , za wakacje i rozne inne rzeczy sami.
Nie no te dwa konie i dwa pokoje to tak symbolicznie,zeby koszt utrzymania naszych koni byl na zero a i zeby jakies zajecie bylo. Ja bym pracowala a ja jestem w stanie utrzymac dom o ile on by sie zajmowal zwierzetami i domem. Nie wiem, moze on jest troche wiekszym pesymista bo ja jestem optymistka i wydaje mi sie, ze jak ktos chce to nie ma przeszkod, trzeba realizowc marzenia.
rosek to ogromne przedsięwzięcie i moim zdaniem trochę oderwane od rzeczywistości. Też bym się bała. Nie wyobrażam sobie podejścia, że wyjdzie w praniu 😀
Policzyliście wszystko dokładnie? Po krótkim opisie mam wrażenie że nie macie żadnego planu 😀
A mnie się wydaje, że samym optymizmem świata się nie zbawi. I dobrze, że Twój partner trzeźwo myśli. Ktoś musi, sprowadzać na ziemię, pokazywać inne opcje (których w ekscytacji czasem się nie widzi), trochę "straszyć" konsekwencjami... To wielka decyzja, to co chcecie zrobić. Szczerze? To nie dziwię się, że pojawiają się napięcia. Co innego wynajmować mieszkanka, a co innego reorganizować całe życie. Myślę, ze tam podświadomie, może być strach 🙂 Nie upatrywałabym jednak w tym, żadnego kryzysu w związku - sama zmiana jest po prostu duża i generuje takie myślenie, stres itp.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 stycznia 2016 10:47
rosek Ty byś pracowała, bo możesz utrzymać dom.. ale to jest facet, podejrzewam, że dla niego może to być problem. Nawet jeśli chciałby mieszkać na wsi i zajmować się końmi, to jednak ciężko mężczyźnie być na utrzymaniu kobiety.
rosek - dla mnie facet zachowuje się najnormalniej na świecie, po prostu chce pracować i zarabiać na byt
a jak urodzisz dzieci? kto będzie zarabiał na dom w tym okresie?
a jak zachorujesz? będziesz miała wypadek (odpukać)

dziś pracę masz, jutro nie - taki lajf

dojazdy do Wrocka = kasa na paliwo

dla mnie naprawdę należy usiąść z kartką i wszystko obliczyć

może wziąć kredyt - a Twojego mieszkania nie sprzedawać? tylko wynajmować i za nie spłacać kredyt?

kupno gospodarstwa + remont to ok 400 - 500 tys minimum
konie do pensjonatu na "zadupie" weźmiesz za 400 zł .... - agro? 35 zł za pokój - przez 2-3 mies w roku jak będzie to mega atrakcyjne miejsce

Facet jest odpowiedzialny, myślący.
Nie jesteście też małżeństwem chyba - więc może nie czuje się pewnie?

Może on myśli - ona praca i wielki świat = ja parobek od koni i gnoju - i będe musiał o kasę się prosić na "piwo"


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się