Sprawy sercowe...

kajpo, trafiłaś obrazkiem prosto do mego serca 😉
Strzyga, ma rację, depresja ma przeróżne oblicza - od gorszych nastrojów, czy uczucia nieustępliwej nieszczęśliwości po samobójstwo. Wydaje mi się, że żadnej nie należy ignorować
I okazuje się,  że znacznie więcej osób ma depresję, "depresję", stany depresyjne i "stany depresyjne", niż mogło by się wydawać.
Tylko w wątku "depresja" wstyd napisać, łatwiej tu. 🙂
Gillian, może przekona Cię to, że matki depresyjne "produkują" bardzo zaburzone dzieci. A wiem, że chcecie mieć dziecko, więc warto to wziąć pod uwagę. Matka nieobecna emocjonalnie, nieodzwiercielająca, niereagująca adekwatnie na dziecko, to naprawdę koszmar i poważne zaburzenia w przyszłości. Choćby nie wiem jak świetnie na powierzchni funkcjonowała i jak bardzo by się nie uśmiechała 🙂

Kajpo cudowny obrazek, tez tak się czasem czuję 😀
Gillian   four letter word
30 stycznia 2016 14:25
Dzionka, mam nieodparte wrażenie, że z chwilą posiadania dziecka mi się poprawi. Wali mi na dekiel równo pod tym względem i śmiem twierdzić jest to duży problem emocjonalny dla mnie i sporo zamieszania przez to jest w mojej głowie. Aczkolwiek wiem co masz na myśli i dlatego w wolnej chwili będę się terapiować 😉
busch   Mad god's blessing.
30 stycznia 2016 15:21
Gillian, ja myślę, że warto też terapiować się dla siebie, nawet jak dzieci w ogóle nie będzie. Każdy z nas ma tylko jedno życie, więc warto je przeżywać radośnie, bo nikt nam drugiego nie da za to pierwsze z depresją :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
30 stycznia 2016 19:17
Gillian, niestety to raczej się nie uda. Ja myślałam, że jak spełnię marzenie od dzieciństwa i kupię konia (inny ciężar gatunkowy, ale jednak ogromne marzenie życia), to będzie super i wszystkiego mi się będzie chciało. Albo wyjadę za granicę, albo zmienię pracę, albo poznam nowego mężczyznę. Nie zechciało, było jeszcze gorzej, bo doszło do tego rozczarowanie. Tak jak przekonanie, że razem z nowym partnerem nasze życie będzie lepsze i będziemy w końcu szczęśliwi.  Poza tym ogrom rzeczy w naszym zachowaniu jest nieuświadomiona, odzwierciedla się schematy, o których istnieniu nie mamy pojęcia (albo nie mamy pojęcia o ich szkodliwości). A depresja to CHOROBA. Macierzyństwo anie zap****alanie po 16 godzin dziennie z niej nie wyleczy, tak jak nie leczy z niedoczynności tarczycy. Dziecko nie powinno być elementem terapii, bo tego nie udźwignie. A przecież może się okazać, że dziecko będzie trudne i wymagające - takie są trudne dla zdrowych rodziców, a co dopiero tych z depresją.

Ja dopiero w najgorszych momentach byłam smutna, normalnie radość, żarciki i heheszki, dusza towarzystwa i etatowy zabawiacz.
Ja to potrafilam miec taka depreche ze bylam na etapie planów samobójstwa a jak juz wyszłam do ludzi to nie dalam po sobie nic poznać. Moi rodzice jak sie dowiedzieli o mojej depresji to byli w takim szoku jakbym im powiedziała ze mam jakas śmiertelną chorobę.
Ale rozumiem opor przed terapia, ja miałam go latami i jej nie podejmowałam(a niestety za dziecka nikt mnie do psychologa nie zaprowadził, szkoda ale moze wtedy by to nic nie dalo, kto wie), a teraz.. Minelo 2,5 roku a jej końca nie widac i czasem to naprawdę jest przytłaczające, ze tyle trwa dojście do ladu z sobą samym. Tak naprawdę potrzebowałam dwóch lat zeby w ogole zrobic jakis większy postęp. ale ja nie tylko z depresją się mierze. Za to np teraz nawet jak mam kilka dni dola to wiem ze sobie z nim poradzę - lepiej lub gorzej, ale jednak. Myśli samobójczych nie miałam daawno i teraz w ogole mnie dziwi, ze je miałam.

A zeby bylo bardziej w temacie - weszłam na sympatie po długim czasie nie wchodzenia i okazalo sie ze znalazł mnie tam kolega z ktorym sie nie widziałam killa lat. Umówiliśmy sie na randkę i..  No fajny jest, zobaczymy jak sie to potoczy 🙂
Mój mężczyzna bardzo teraz potrzebuje, żebym przy nim była, a ja nie mogę. Jeszcze 5 miesięcy. Gdyby nie to, że naprawdę poważnie myślimy o wspólnej przyszłości to nie miałabym siły dalej tego ciągnąć na taką odległość.
A ja się powoli duszę, mam dość. Tyle że jakoś jak pomyślę i przewalaniu życia do góry nogami to mi słabo.
escada, co się dzieje?
Ogólnie to mam dość bycia głową i szyją tego związku. Dopóki wszystkiego nie zaplanuje i nie zacznę działać to on nie wstanie z kanapy. I tak jest ze wszystkim: sprzątanie, wyjście gdzieś, kupienie czegoś do domu, wakacje i inne plany. Mam dość bo nie planowałam jeszcze dzieci a już jedno mam  😵 niestety rozmowy nic nie dają, wszystkiemu niby winna jego praca, to mówię zmień. No tak no tak. No i nie zmienia się nic.
To nie jest praca. To taki typ człowieka. Są osoby, którym taki typ pasuje, bo można rządzić. A są osoby którym nie pasuje.
Pewnie właśnie taki typ.
Niestety przy dziecku stanie się to podwójnie irytujące.
Tez tak myślę niestety.
U mnie to wyglądało tak, że były sprawy nad którymi 'pracowalam', zeby poprawić w związku. Inne niż u Ciebie, u nas to było m.in. granie na kompie, siedzenie po nocach, nicnierobienie w domu. Była skrucha, obiecanie poprawy, nawet chwilowe poprawienie sytuacji. Ale jak sie pojawiły dzieci, to wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Ja nie wytrzymałam...

Zawsze się zastanawiam skąd ludzie czerpią siłę, żeby walczyć z partnerem/partnerką przez lata.
Dla mnie związek, który polega na wiecznej walce i frustracji nie ma sensu :/ Dziekuję za czasy, w których jest większa swoboda niż kiedyś do szukania szczęścia w życiu.

Właśnie jestem po pół roku walki i mam dość. Po poprzednich związkach obiecałam sobie że nie będę próbowała nikogo zmieniać i wydawało się że obecnego faceta nie musze bo ponad dwa lata było dobrze. Od roku to rownia pochyla. Poprostu mu się odechciało i przestało mu zależeć na naszym wspólnym życiu. Powalczylam i cześć rzeczy zmienił (np odpowiedzialność za psy kiedyś leżała, wracał i szedł spać a psy bez spaceru - teraz wyjdzie a potem w kime) ale lista ciągle się wydłuża bo sporo rzeczy zaczął olewac. No i mi się juz nie chce. Tylko ze nie mam siły na przewrót życiowy.
Rozumiem. Wy kupiliście mieszkanie razem?

Ja to w wieku lat 40 zrobiłam taki przewrót w moim zyciu, że jak patrzę wstecz to mnie przerażenie ogarnia  😁
Ale opłacało się jak cholera. Nigdy wcześniej nie miałam takiej harmonii i spokoju w życiu 🙂
On kupił mieszkanie technicznie rzecz biorąc. Praktycznie większość wkładu finansowego była po mojej stronie. Mieliśmy je uwspolnic kiedy będzie taka możliwość. Ale raczej jej nie będzie. Trudno, to tylko kasa.
escada,
chyba niemal zawsze da się uwspólnić mieszkanie, przecież nie trzeba być małżeństwem 🙂
escada, niefajnie bardzo. Co Twój facet mówi w kwestii ewentualnego rozejścia się?
kasska, no pewnie, że się da uwspólnić nie będąc małżeństwem, ale 1. trzeba chcieć być ze sobą i 2. trzeba zapłacić podatek od darowizny, który będzie niemałą kwotą przy połowie wartości mieszkania.
Jeśli nie chce się być zesobą, to nie kupuje się razem mieszkania, tak mi się wydaje 😉
Podatek od darowizny ? Jeśli kupuje się mieszkanie wspólnie, to przecież nie ma żadnej darowizny. Escada płaci swoje, jej facet swoje
Trzy: trzeba nie chcieć brać w przyszłości drugiego MDMu na drugą osobę 🙂

Kasska mieszkanie kupowalismy prawie rok temu. Psuje się jakieś pół. Ale pewnie powinnam to przewidzieć 🙂
A no widzisz, to MDM trochę tłumaczy. Nie zazdroszczę systuacji, ale walczcie o siebie, rozmawiajcie, może będzie potrzebował solidnego kopa, żeby zacząć coś robić. A skoro mówisz, że kiedyś umiał, to jest spora szansa, że będzie się znowu starał. Trzymam kciuki 🙂
kasska, jeśli jedna osoba jest już właścicielem (jak w przypadku Escady) to przepisanie połowy mieszkania na drugą osobę ( nie mając ślubu, nie będąc spokrewnionym lub spowinowaconym) będzie darowizną opodatkowaną najwyższą stawką.
Przy wspólnym zakupie jest tak jak piszesz.
yegua,
no tak, ja pisałam po prostu o tym, żeby kupić od razu wspólnie 😉
To może wziąć ślub, przepisać pół mieszkania, a potem się martwić? Tak cynicznie, ale...

Przyznam się, że od dłuższego czasu czegoś nie rozumiem. W sprawach sercowych. Wydaje mi się, że rozmawiamy tu o miłości. Naprawdę to jest takie "ojtam" pozbyć się ukochanego, tej starannie wybranej, wspaniałej, fascynującej osoby - bo "się nie stara"? To mnie uderzyło. Kilka relacji typu: obiecywał poprawę. Co jest? Mowa o miłości dorosłych ludzi? Czy o ośrodku opiekuńczym dla trudnej młodzieży albo wyroku "w zawiasach"?
Ogólnie to mam dość bycia głową i szyją tego związku. Dopóki wszystkiego nie zaplanuje i nie zacznę działać to on nie wstanie z kanapy. I tak jest ze wszystkim: sprzątanie, wyjście gdzieś, kupienie czegoś do domu, wakacje i inne plany.


Też kiedyś byłam w długoletnim związku z tkz. ''niebieskim ptakiem'', na którego w większości spraw zwyczajnie nie mogłam liczyć. Nawet głupie umycie PO SOBIE talerza czy kubka stanowiło cholerny problem. I żadne prośby czy groźby nie działały. Wszystkie ''męskie'' decyzje były na mojej głowie - ich wykonanie również 😉 Aż doszłam do wniosku, że my jako para, to w gruncie rzeczy żyliśmy obok siebie a nie ze sobą. Z jednym z czym się nie zgodzę, to ze stwierdzeniem ''to taki typ'' - otóż, ''ten typ'' jak od niego odeszłam, jakoś w magiczny sposób, stał się bardzo szybko samodzielny a nawet całkiem dobrze zaradny a na domiar wszystkiego opanował sztukę mycia garów, odkurzania a nawet nastawić pralkę się nauczył. Po prostu wygodniej mu było ''oddać mi władzę'' i dać mi być głową i szyją  i przy okazji panią od sprzątania, prania i prasowania 😉
Przyznać muszę, że sama sobie byłam winna, przez swój dominujący charakter. Trzeba było dać się facetowi wykazać zamiast samej wychodzić przed szeregi i załatwiać to przeprowadzki, mieszkania, prace, rachunki itd.
desire   Druhu nieoceniony...
07 lutego 2016 18:10
escada, skoro większość wkładu finansowego jest po Twojej stronie to przy ewentualnym rozstaniu albo niech sprzeda mieszkanie i odda Ci kase, albo niech odda po prostu kase. Żaden problem, grunt żebyś miała jakikolwiek świstek na to, że kasa włożona w mieszkanie była Twoja. Nie ma sensu z kimś siedzieć i czuć się nieszczęśliwym z powodu mieszkania...  🤔
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
07 lutego 2016 18:11
Halo miłość miłością, ale nawet największe uczucie nie naprawi "kwasów" między dwiema osobami. I cóż- miłość nie jest "niepowtarzalna"... więc można albo przemęczyć się i zaakceptować to, że ktoś się nie zmieni, albo... zrobić odważny krok i poszukać kogoś innego.
Można coś naprawić, jeśli druga strona chce. Ale jeśli jedna się stara, a druga w sumie ma to w nosie i jej się nie chce- to jak taki związek na wglądać?
Jak można doradzać komuś ślub w chwili gdy narzeka, że mu się nie układa.. ? 🙄
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się