Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

CzarownicaSa, przytoczę historię mojego kolegi, który był "głuchy jak pień" - ani śpiewał, ani poczucia rytmu nie miał. Ale... nadszedł czas kiedy w naszej paczce narodził się zespół. Kilku kolegów, dobrych muzycznie, śpiewających, grających zebrało się w sobie i w końcu zaczęli komponować, robić próby. I K. uparł się, że zostanie ich basistą. I kurcze! nauczył się! Siedział z metronomem, wystukiwał rytmy, siedział nad teorią muzyki, teorią gry na gitarze, o ćwiczył, i grał. I został ich basistą. Co więcej - nadal jest basistą, tak pracuje, tak zarabia. A reszta kolegów z tego młodzieżowego zespołu zarzuciła kariery muzyczne.
🙂

kolebka, masz tzw. zespół dnia wolnego. 😉
Ale jak masz się do kogo przytulić to już i tak połowa problemu chyba z głowy, nie?
🙂

Mam rozdwojenie jaźni. Bo miałam bardzo satysfakcjonujący dzień. A z drugiej strony bardzo, bardzo, bardzo nieprzyjemną rozmowę. Sama ją sprowokowałam co prawda. Naiwnie myślałam, że uda się wyjaśnić, pogodzić się. Ale... Trzeba zapomnieć, chociaż nie umiem o ludziach zapominać.

I jeszcze a'propos przytulenia. Miałam dzisiaj koszmarny koszmar w nocy. Naprawdę przerażający sen. Obudziłam się w środku nocy i miałam wielką potrzebę zostać przytuloną. Więc taki mały smuteczek, że nie ma się do kogo przytulić. 🙁
Ja to z kolei się z jednej strony nienawidzę przytulać z drugiej bym chciała, hehe.

W sumie to tez mam dola bo serio musze przemyśleć swoja praca, za bardzo daje mi w kość, ale ja tak lubię ze nie chciałabym z niej rezygnować. Wkurzające są ograniczenia zdrowotne🙁
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
24 stycznia 2016 09:15
Ascaia no i ja mam nadzieję, że ćwicząc dalej z uporem dam radę pociągnąć jak ten Twój kolega- choć mi nie chodzi o jakiś sukces, a po prostu o czyste śpiewanie 😉 Tylko chwilami mam moment załamania, czy mi się uda...
Ćwiczę na razie sama, miałam kilka lekcji jeszcze w Polsce, teraz tutaj kogoś szukam.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 stycznia 2016 09:48
Czarownica zajrzałam do wątku o śpiewaniu, poproszę Twoją płytę z autografem!  💘
Ascaia w sumie fakt, syndrom dnia wolnego mnie dopadł 😉 bo dzisiaj jest już lepiej. Ale i tak tesknie za zwierzątkiem 🙁
Ja się lubię przytulac, ale ogólnie mam problem z okazywaniem tych dobrych uczuć. Dopiero teraz się jakoś otwieram na drugą osobę, że można po prostu podejść i się przytulic, jeśli się chce.

Faith :kwiatek:
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
24 stycznia 2016 09:50
Smarcik miło mi, że Ci się podoba 😉 Ale to w dalszym ciągu nawet w malutkim stopniu nie jest to, czego bym chciała.
No ale nic, pożaliłam się, gorszy okres minął, trzeba zakasać rękawy i działać 😉 :kwiatek:
Baaaaardzo lubię przytulanie. Przytulić się do kogoś lub kogoś przytulić. To drugie to jeszcze czasem się zdarza, pierwsze niestety... 🙁
W ogóle jestem bardzo sensualna i dotyk jest dla mnie niezwykle ważnym zmysłem.
No i z okazywaniem uczuć nie mam problemu. 🙂
Zazdroszczę wam, ze mnie jest beton uczuciowy. Przytulanie całowanie itp mogą dla mnie nie istnieć.
Ja tez tak mam, haha. Jak ktos mnie przytula to ja sztywnieje i nie umiem przytulac innych.
Ale najsmieszniejsze jest to, ze facet z ktorym jestem, jest dokladnie taki sam. Ale jakos sie tak porobilo z czasem, nawet nie wiem kiedy, ze oboje sie zrobilismy 'tulasni' wobec siebie i ja to bardzo polubilam i wrecz uwielbiam- pierwszy raz w zyciu odbieram jako cos przyjemnego. Dotyczy to tylko jego, bo nadal jestem sztywna jak kolek jak mam przytulic kogos innego.
Obiecalam sobie, ze bede przytulac swoje dzieci, bo mnie mama nigdy nie przytulala, i tego sie trzymam- dzieci przytulam sama z siebie jak pamietam i nigdy nie odtracam jak one chca 🙂
Naboo ja mam faceta tulaśnego i on już wie, że ja to lubię, ale sama nie potrafię tego okazać :P za to koty i psy lubię tulić 🙂 w stosunku do ludzi poza TŻ zawsze mam obawy 'co sobie o mnie pomyśli'  🙄
He he, to zapraszam na korepetycje. 😉
Cały świat bym mogła "tulić do piersi". Tulić, głaskać, miziać. Chyba 24h/d.
😜
No dobrze, nie 24, trochę przestrzeni zawsze potrzeba. To powiedzmy, że 20h/d. 😉
Uwielbiam dotyk!
Mój tulasny,  ja kompletnie nie, do innych istot tez, ale staram się jak mogę spełniać ich potrzeby. Tylko czasem mam dość, i potrzebuje paru dni bez tulenia czegokolwiek 😉
Mam doła,bo tęsknie za moją klaczą i nie wiem kiedy znowu będę ją mogła zabrać do siebie  🙁 poza tym dorosłość jest paskudna,egzaminy,wybór rozszerzeń na mature,sama matura,studia (albo i nie ) , ogólnie nie wiem co mam robić ze swoim życiem (nothing new 😉 )
Djarumm niestety takie jest życie, dużo trudnych decyzji, po studiach trzeba będzie gdzieś pracować - a wtedy nie ma 'a, odrobię z inną grupą'  🤣 potem kolejne decyzje, awane, zmiany pracy... Nie mówię juz o życiu osobistym - śluby, dzieci, gdzie i za co mieszkać  😀
Djarumm może docen trochę to co masz co? 😉 bo potem będzie tak jak pisze kolebka, praca, kasa, praca, kasa, same obowiązki, wieczny brak czasu i ciągle zmartwienia. To ze nie wiesz co ze sobą zrobić docenisz dopiero jak nie będziesz wiedziała w co ręce włożyć 😉
Djarumm, nie zazdroszczę - tez miałam w Twoim wieku (jak to brzmi) mnóstwo rozterek i wszystko wydawało się trudne i niemożliwe do zdecydowania. Pocieszę się, że teraz, chwilę przed 30stką, czuję od jakiegoś już czasu pełną harmonię, wolność i pewność, że wiem co zrobić ze swoim życiem - tak więc przetrwaj, dorosłość jest fajna 😀
Ja też przed maturą nie wiedziałam co zrobić ze sobą - poszłam na jedne studia, po 3mies rzuciłam, miałam 10mies przerwy kiedy pracowałam jako luzak i jeździec, potem trafiłam na mega fajne studia... ale co z tego, jak nie pracuję w zawodzie 🙂
Nie mam z tym problemu, ale wiem że muszę zmienić pracę w tym roku, bo inaczej umrę z nudów. Mam jakiś plan na siebie, ale i masę rozterek, nie jest lekko, więc chciałabym już mieć taka stabilizację życiową jak Ty Dzią   :kwiatek:

Zawsze są takie przełomowe momenty - licealista raczej nie myśli o tym, co będzie za 5 lat w pracy, a ja póki co nie skupiam się np.na macierzyństwie itp 🙂
kolebka, ja na pół roku przed maturą zmieniłam zdanie co do kierunku na który chcę iść 😀 I zmieniałam deklaracje, na rozszerzenia potrzebne już nie mogłam nawet pójść... tak więc psychologia była rzutem na taśmę, a mój drugi kierunek w sumie przypadkiem. I tak oto z pierwszego mam ukochany zawód, a z drugiego przyjaźnie aktualne do dzisiaj 🙂 O macierzyństwie to nie wspomnę, też niezbyt długo nad tym myślałam 😁 W każdym razie nie zamieniłabym lat licealnych i 1-2 roku studiów na to, co czuję teraz. I Ty dotrzesz do swojej harmonii, życzę Ci tego bardzo 🙂
Też teraz jestem na przełomie, bo właśnie skończyłam studia. Wewnętrzny głos mówi mi gdzie siebie widzę za 5 lat, może mam taki charakter, że zawsze wiem jak chce poprowadzić życie, ale co z tego, jak nigdy nie wiadomo, jak się potoczy. Tylko ja to traktuję jako wyzwanie i jestem podekscytowana zamiast się dołować. Oczywiście boję się, ale mam na kogo liczyć w razie niepowodzenia. Egzaminy, matura i rozszerzenia to jeszcze nie jest taka dorosłość, chociaż wybory są trudne, bo często rzutują na całe życie. Trzeba się cieszyć tym, co jest i to doceniać - zdrowie, rodzinę, przyjaźnie, miłość. Cieszyć się z codzienności - mogę się najeść, wyspać, spędziłam fajny czas ze znajomymi, dobrze się czuję albo można zapisać się na wolontariat. Często fajnie też iść w tym wieku do pracy, ja poszłam po maturze na 4 miesiące i poznałam wiele bardzo ciekawych historii, można się tym zainspirować.
Djarumm,
dobra rada od kolejnej prawie starej ciotki 🙂
Nie jest takie wazne co bedziesz robic, najwazniejsze bys zaczela cos cokolwiek, probowala i sie nie poddawala sie za szybko.
Bo nie znam drugiej metody jak poznac siebie niz wlasnie jakies konkretne zajecie - praca, praktyki, wolontariat.
A tam w trakcie jakos wyjdzie w czym jestes dobra, co musisz dopracowac, a czego nigdy juz nie dotykac.

Jeżeli nie trafisz z wyborem teraz, to ze studiów można zrezygnować, za rok napisać maturę z innych przedmiotów, albo poprawić te same, a potem wybrać inny kierunek. Ten czas możesz wykorzystać na cokolwiek innego, na przykład jakieś kursy, choćby niezwiązane z życiem zawodowym. Jak byłam w liceum, to matura wydawala się końcem świata ('nie ma życia po maturze' i te sprawy), a teraz nawet o niej nie pamiętam, to samo z egzaminami na studiach czy obroną pracy dyplomowej. Bo tak naprawdę nie da się przewidzieć, czy coś, co zaplanujesz teraz, będziesz z taką samą pasją realizować za kilka lat, ale w dzisiejszych czasach możliwości kształcenia jest tyle, że naprawdę decyzja podjęta teraz nie zamyka Ci innych dróg. Z mojej klasy w liceum, oprócz mnie, tylko kilka osób do tej pory jest na kierunku, na który poszli po maturze - większość zmieniała zdanie w ciągu pierwszych dwóch semestrów i wybrała coś innego, co daje większą satysfakcję, niż początkowo zakładany plan 😉
Znowu mam doła 🙁 już nie mam czasem siły do siebie  😵 zmusiłam się po 2,5 latach terapii żeby wreszcie przepracować swoją największą traumę, tak na dobre i szczerze przepracować a nie liznąć temat i zostawić na dwa lata... - i załapałam takiego doła, że jedyne na co mam ochotę to usiąść w kiblu i wymiotować. W dzień funkcjonuję, nie zawalam pracy, obowiązków, ale mam szczerą chęć wszystko piepsznąć i zaszyć się w domu. Ech. Psychika to jest jednak jakaś porąbana rzecz  😵 a nawet się nie umiem rozpłakać, wiem że by mi to pomogło, ale nie umiem płakać. Ech, ech.
A jeszcze mój pies jest ciężko chory 🙁
:przytul: branka, rozumiem Cię i bardzo mi przykro z powodu psa.
branka, a nie możesz fizycznie rzucić tym pawiem? Jednocześnie spuszczając w kiblu "to"? Bo zobacz - przecież "to" nie istnieje! Nie istnieje, bo to przeszłość, a to co było  tego już Nie Ma. Są twoje wspomnienia, twoje emocje. Jakoś się umocowały, jakąś siatką powiązań, jak rzep. A przy pomocy (specyficznej) wyobraźni, można "to" kawałek po kawałku poodczepiać i powyrzucać, coś jak zdrapywanie starej naklejki. Nikt nie zrobi tego lepiej niż ty, bo tylko ty wiesz w jaki sposób "to" sobie przedstawić, żeby "to" uleczyć.
Problem jest taki ze ja za wszelką cenę probuje sie kontrolować. Byloby prościej sobie pozwolić na upust emocji, czy zamknięcie sie w toalecie - ale nie umiem sobie na to pozwolić. Moze to w końcu przyjdzie bo wezbralo sie we mnie tyle emocji ze zaraz zacznę chodzić po ścianach. Ale nie moge sobie poradzić z poczuciem krzywdy, z poczuciem winy, z mnóstwem negatywnych emocji, a jednocześnie wciąż probuje je za wszelką cenę stłumić - mam wrażenie ze jak przeleje jedną chociaż łzę to tak mnie to wszystko dopadnie ze nie wstane potem z lozka. Pomimo ze tak na logikę niby wiem ze moze by to pomoglo... Jak to w ogóle możliwe ze dorosły człowiek przezywa w kolko tak stare sprawy, juz mam tak tego dość ze masakra 🙁 ale moja strategia nie przejmowania sie, ukrywania (nawet przed psychologiem) i niw wracania do przeszłości najwyraźniej nic nie dała. A rozgrzebywanie boli... 🙁 mam taki kocioł w glowie, ze hej. Ale tez solidne postanowienie nie zagrzebać tego znowu tylko przerobić w glowie (i emocjonalnie co na razie mi nie wychodzi) i ruszyć do przodu na dobre.
branka, trzymaj się.
Wiem, łatwo powiedzieć, trudniej zastosować.
Wierzę w Ciebie, w to, że sobie poradzisz.

Mi jakoś smutno. Jakaś niezadowolona jestem z siebie. Nie umiem zaplanować jutra, nie umiem ustalić priorytetów. Z każdym wyborem czuję, że coś zawalam... I nie mogę przez to zasnąć.
branka, realnie nic się nie stanie, nic złego. Co złe już się dawno stało, jak film. Tak, "pozwalając sobie" przeżyjesz zapewne koszmar, może tobą telepać, możesz być konkretnie wyczerpana, będzie ból i łzy, sporo dramatyzmu... i co? Przecież nawet nikt tego nie będzie oglądać, o tym wiedzieć. A potem ogromna ulga, jakby nowe życie.
Pewnie boisz się... zmiany, bo już przyzwyczaiłaś się do życia z kompleksem (nie w potocznym sensie "mieć kompleksy", tylko z takim złożonym uwarunkowaniem) i nigdy do końca nie wiadomo jakie nastąpią zmiany. Ale chcesz istotnej zmiany, prawda? Jak ćwieka "nie wyrzygasz" to trochę tak, jakbyś coraz szybciej biegła po bieżni nasmarowanej oliwą.
Przecież kochasz siebie, prawda? Bo jesteś niepowtarzalna, bezcenna, wspaniała - i w pełni zasługujesz na Swoją miłość. Na Miłość Własną 🙂. To nie pozwól przeszłości robić sobie kuku. Nie pozwól robić kuku obecnej, superowej Ja. Zasługujesz na życie bez zamierzchłych problemów, bez ich skutków. To, czy te skutki będą nadal trwać - zależy tylko od ciebie. Bo rzecz rozgrywa się w tobie, wyłącznie w tobie, na twojej wewnętrznej scenie. A ty, zdaje się, bardzo przywiązałaś się do "aktorów". To są tylko aktorzy. Wywal na bruk, zatrudnij nową ekipę. Ty jesteś reżyserem i producentem.
Oj tak, boje się zmiany a jednocześnie jej chce - ale w zasadzie to nie mam nic do stracenia idąc w zmianę. Zreszta duzo juz w swoich zyciu zmienilam i choc na poczatku bylo sporo dezorientacji to nie zaluje 🙂 ale nie wiem czy mogę powiedziec ze siebie kocham, W sumie sie nawet nad tym nigdy nie zastanawiałam..

Dzięki dziewczyny, bede sobie próbować to ułożyć w głowie.
Pokochanie siebie to bardzo trudna sztuka. :/

A mnie chyba próbuje rozłożyć wirus. Czuję się jakby mnie przejechał walec. 😉
Ascaia, bo tego nie da się zrobić. Nie da się "pokochać". Trzeba odkryć, że zawsze się kochało, kocha i będzie kochać. Szczodrze. Bezwarunkowo. Mądrze. Tak, jak zawsze chcieliśmy być kochani.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się