Dominujący koń - jak sobie poradzić?

Ja też bym chętnie poczytała  😉
Pomimo tego, dzięki za uwagi 🙂
BASZNIA   mleczna i deserowa
05 lutego 2016 20:43
Eh. No i mamy tu pomieszanie z poplątaniem.
Nie pracuj sam, tylko z tymi doświadczonymi osobami. Bo inaczej sukcesu nie wróżę. Trzymam kciuki.
edit: w czasie pisania post wysłała KaNie. I w sumie tylko się podpisać.
pomimo tego, dzięki za uwagi 🙂
Cos tam kiedys pisalam o dominacji w watku o pracy z mlodymi konmi, wiec jak nie czytalyscie to odsylam tam. Praca z mlodym, czy starym dominujacym niczym sie nie rozni.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
05 lutego 2016 23:19
adamek: przede wszystkim powinieneś zacząć od siebie, a i tak nie ma gwarancji że coś z tego będzie.

Dlaczego? Dlatego że jesteś skażony naturalem, obawiam się że PNH czy jakimś tego badziewia odłamem. Niestety, jak doświadczenie uczy, osoby takie narowią konie.

Odkręcanie tego naturalnego skażenia zajęłoby trochę czasu i to pod warunkiem, że miałby kto to robić: musiałbyś mieć obok siebie osobę która:
a) posiada odpowiednie NIE-naturalne kompetencje w zakresie postępowania z końmi oraz uczenia ludzi
b) osobie takiej byłbyś w stanie w 100% zaufać i dać się przeprogramować na normalne, klasyczne metody pracy z koniem
c) osoba taka miałaby nieograniczony czas i morze cierpliwości na pracę z tobą
d) musiałabyś mieć trochę środków finansowych by za to zapłacić

Oprócz tego uważam, że osoby skażone naturalem to są w większości osoby, które nie są w stanie samodzielnie logicznie myśleć, wyciągać wniosków ani też po ludzku rozumieć konie - dlatego ustawicznie szukają dróg na skróty, przeróżnych zaklinaczy-guru którzy niby im w prosty i łopatologiczny sposób dadzą receptę na wszystko.

Reasumując: twoje szanse są znikome, a więc daj sobie spokój z tym koniem bo go do reszty naturalnie znarowisz.

fanelia   Never give up
06 lutego 2016 09:10
Adamku - jeszcze o naturalu (jeśli masz nerwy i cierpliwość to możesz przeczytać re-voltowy wątek http://re-volta.pl/forum/index.php/topic,11961.0.html ) - tak naprawdę w skrócie to natural w mądrym wykonaniu, gdzie jest jakby uzupełnieniem klasycznego szkolenia jest bardzo pozytywnym dodatkiem, ALE w naszym pięknym kraju niestety znacznie więcej jest szarlatanów i samozwańczych guru (patrz np. JNBT), więc niestety przypuszczamy, że własnie w takie łapki się dostałeś 😉 stąd trochę nieprzychylne opinie w poprzednich postach. W takich samozwanczych rękach nie nauczysz się wiele, być może znarowisz konia albo stanie Ci się krzywda.

Co to jest klasyczne jeździectwo? To nie jest to, co widzi się w większości szkółek - bat, pięta w dół, ŁYDA, luźne bimbające wodze, koń rozwleczony jak pociąg. Klasyczne jeździectwo opiera się na mądrości prawdziwych miłośników koni i jeździectwa (zgodnego z biomechaniką i psychiką konia), począwszy już od Ksenofonta (żył zdaje się w 4 wieku p.n.e.? stąd też nazwa "klasyczne"😉. Polecam Ci dużo czytać w necie o klasycznym jeździectwie, ostatnio powstało wiele ciekawych stron na ten temat.

Teraz wychowanie konia. Będzie Ci ciężko bez kompetentnej osoby, o której wspomniała wyżej ElaPe (bardzo mądrze Ci radzi!!). Spróbuj wrócić do totalnych podstaw, spróbuję to wypunktować:
- wchodzenie do boksu: zwróć uwagę konia, poczekaj na przychylną reakcję (np. zainteresowanie), dopiero wtedy wchodź, uprzedź konia, że wchodzisz, zainteresuj go, żeby nie był odwrócony tyłem, gdy wchodzisz;
- w boksie: nie dawaj na siebie wchodzić, ocierać się, podczas czyszczenia delikatnie przestawiaj zad, wymagaj żeby to koń się odsuwał, ale sygnalizuj to w odpowiedni sposób np.: najpierw głos "nastap się, przesuń, na bok itp", potem dotknij lekko ręką np zad, potem zwiększ nacisk jeśli dalej koń się nie przesuwa, jak tylko poczujesz delikatne odsunięcie się od razu przestajesz i chwalisz (timing najważniejszy!!); dla bezpieczeństwa przywiąż konia do czyszczenia, żeby nie łaził swobodnie po boksie;
- prowadzenie na uwiązie: nie pozwalasz wchodzić na siebie, pchać się, jeśli się pcha możesz: wycofać (bardzo dominacyjne, na początek nie polecam), zrobić ciasne kółko (żeby koń miał karę w postaci bezsensownego łażenia, w końcu mu się znudzi), szarpnięcia z uwiąz.
- na jeździe zostań przy tym, co wychodzi wam dobrze: duże, 15-20 m koło, przejścia, delikatne zgięcia, zmiany kierunku przez środek koła. Skup się na czytelności i poprawności pomocy, dobrej równowadze. Nie rób więcej jeśli to wzbudza bunt konia (być może: koń nie jest gotowy, coś go boli, Ty źle jeździsz i koń się wścieka). Z czasem dokładaj wymagań, ale bardzo powoli, z wyczuciem.
- dużo czyść konia, podnoś nóg, dużo z nim chodź na uwiązie.
- postępuj zawsze tak samo, konsekwentnie, rób do znudzenia te same rzeczy, nie kombinuj z zabawami, sztuczkami, siankiem. Ustal sobie plan dnia: idę po konia, przywiązuję w tym samym miejscu, czyszczę w taki sam sposób, podnoszę nogi, idę na spacer na 15 min, ćwicze chodzenie i zatrzymywanie się na uwiązie, wracam, znowu podnoszę nogi, zakładam sprzęt, wsiadam, jeżdżę pół godz, zsiadam, podnoszę nogi, czyszczę, wypuszczam konia. Bez udziwnień. Ustal taki plan pobytu u konia, żeby on się czuł pewnie i Ty także. Z czasem będziesz sobie dodawał zajęć, a teraz pozostań przy minimum. Rutyna najlepiej działa na... wszystko 😉

Ciężko coś więcej doradzić nie znając Ciebie i konia lepiej 🙂 W każdym razie powodzenia!
Ja jeszcze tylko do Waszych podpowiedzi dodam, że zaczęłabym od porządnego vet-checku konia... Zęby, plecy, dopasowanie sprzętu... Koń robi co chce, to jasne, ale zanim zacznę z nim porządnie pracować, sprawdziłabym czy na pewno nie ma jakiegoś bólu/dyskomfortu, który potęguje negatywne zachowanie (a może i jest pierwotną przyczyną?). Praca nie może się kojarzyć z bólem i niewygodą, to droga donikąd - zwłaszcza z dominującym koniem.
Plus odpowiednie stopniowanie wymagań i korekta błędów jeźdźca (tak odnośnie pozbywania się Adamka z siodła) - tutaj znów wracamy do znalezienia doświadczonej osoby.
To brzmi troche jak moja klacz na poczatku. Nie chciala dac sie wyczesac-przywiazana krotko na uwiazie przy scianie, w koncu nie miala sie gdzie odsunac, ja podazalam za nia nie przerywajac czesania, az sie poddala i stala nieruchomow w miejscu.
Nie chciala podawac nog-przy kazdej wizycie (stala w pensjonacie) podnosilam jej nogi, przytrzymujac, az w koncu jak wyzej. Przy lewej tylnej, gdzie miala blizne od drutu kolczatego zajelo kilka miesiecy zanim przestala wyrywac, widac kojarzyla sobie z bolem. Teraz podnosi nogi na samo dotkniecie i sama trzyma. Konsekwencja i upor.

Pchanie sie na uwiazie, wlazenie-odstawienie lokcia i kon nadziewa sie klatka, szrpniecie uwiazem i ostre "Nie!". Przy ciagnieciu-robienie kolek dotad, az sie podda i zacznie isc na luznym uwiazie. Przy probach napiecia go-znowu kolka i idziemy w przeciwnym do stajni kierunku.

pmietaj-to nie kon ma przestawiac ciebie, tylko ty konia. Kto przestawia jego nogi, jest szefem. Zauwaz, jak jest w stadzie-osobnik dominujacy samym zblizaniem sie powoduje ustepowanie mu z drogi. Jesli nie zrobia to dosc szybko-sa ukarane ugryzieniem lub kopniakiem. Jesli kon odwraca sie od ciebie, szarpnij go za uwiaz, krzyknij, zwroc na siebie jego uwage. W boksie przy czyszczeniu przestawiaj jego nogi, powoduj zeby ustepowal, zeby przypominal sobie ze to nie on dominuje.



vissenna   Turecki niewolnik
06 lutego 2016 19:05

Pchanie sie na uwiazie, wlazenie-odstawienie lokcia i kon nadziewa sie klatka, szrpniecie uwiazem i ostre "Nie!". Przy ciagnieciu-robienie kolek dotad, az sie podda i zacznie isc na luznym uwiazie. Przy probach napiecia go-znowu kolka i idziemy w przeciwnym do stajni kierunku.


Generalnie się zgodzę, ale... Bardzo często jest tak, że koń na nas wpada, bo od początku prowadzimy go na za krótkim uwiązie i sami go do siebie "przyciągamy". Lepiej prowadzić na dłuższym uwiązie i pamiętać, że skoro mówimy "prr" to sami musimy te zwolnić żeby pokazać koniowi o co chodzi. Wiele osób mówi "prrr", "łooo" ale zapomina o tym i dalej raźno biegnie za koniem próbując go wyprzedzić.
Vissenna
Dodalabym jeszcze , ze jak kon juz nas wyprzedzil i sobie idzie lub zaczyna klusowac a potem galopowac z nami na koncu linki lub lonzy, to najgorszym co mozemy zrobic, to takiego konia jednostajnie ciagnac w swoja strone. Bo jedyne co to powoduje to jeszcze wieksze napieranie i uciekanie konia.
Ostatnio nawet meczylam sie 10 minut z nowa klacza, ktora postanowila mi uciec w drodze na hale. Ja mam zawsze konia z podpieta lonza do wedzidla. Nigdy nie prowadze za wodze lub na uwiazie. Kobyla stwierdzila ze ona pracowac nie bedzie i ruszyla nagle galopem w strone stajni. Jedyne wyjscie to chwile za tym koniem pobiec, a w miedzy czasie pociagac i wypuszczac lonze. Czasu ma sie tyle ile metrow lonzy, ale jak sie zblizysz do konia to latwo ta lonze zbierzesz spowrotem. Im wiecej sie pociaga za lonze i powoduje sie nacisk na glowe czy pysk konia  tym bardziej bedzie on sie chcial od nas uwolnic. I w efekcie faktycznie ucieknie. A jak uda mu sie kilka razy to potem juz zycze powodzenia w dalszej pracy z takim.
Moja kobyla w ostatecznym starciu nie uciekla, a ja nie wlozylam w jej opanowanie sily (co by bylo smieszne, bo waze 49 kg a kobyla ma 170cm w klebie i wielki zad 😉 ). Potrzeba bylo tylko troche techniki. Bo zeby automatycznie nie pociaganc konia i nie stopowac go na sile to trzeba sobie w glowie lekko poprzestawiac. Identycznie jest z koniem pod siodlem. Jelsi sie z nami z jakiegos powodu zabiera galopem ( boi sie, lub ma nas w glebokim powazaniu) to najgorsza rzecza jaka mozemy zrobic, to zlapac za ryj i probowac zatrzymac na sile. Rezultat zawsze jest odwrotny do oczekiwanego.

A i zapomnialam napisac o porzadku w lonzy. O zwijaniu jej w wielkie oczka. Latwo sie ja z reki wypuszcza i rownie latwo zbiera spowrotem. Jak macie burdel w lonzy to jedyne co wroze to polamane palce albo reke. I mowie to ja, kobieta ktora rok temu miala burdel w lonzy, kon uciekl i tak mi polamal palec ze aktualnie zamiast kosci mam metalowy implant i prawie nie moge go zgiac. No ale za to nigdy nie mam balaganu w lonzu aktualnie 😉 i na balagan u innych jestem uczulona.
vissenna   Turecki niewolnik
06 lutego 2016 20:13
KaNie o kurde, współczuje. Mnie w zeszłym roku tak urządził ogier w Bawarii. Palec serdeczny prawej ręki złamany w dwóch miejscach. Wszytko dzięki uwiązom Eskadrona (tych z łańcuszkiem i zakończonych pętlą). Ogier stojąc dęba pociągnął mnie za sobą, a że miałam rękę w tej pętli właśnie to nic nie mogłam zrobić. Efekt tego jest taki, że jeśli mam prowadzić coś niepewnego to biorę lonże z podpiętym łańcuszkiem. Masz rację - człowiek czasem uczy się na bolesnych błędach. Palec powrócił do pełnej sprawności jakoś niedawno - w rok od wypadku.

Co do przeciągania z koniem... Na logikę - nawet średni kuc to 250kg. Nie ma szans na zatrzymanie go siłą "na zaparcie". Tylko działanie "impulsami" daje efekt. Obojętnie czy to w pracy na uwiązie, lonży czy wodzami z siodła.
Vissenna
Ja juz chyba sie dozywotnio wyleczylam z uwiazow i krotkich linek do prowadzenia czegos co moze chciec uciec lub zrobic cos glupiego. 
Widzialam niedawno jak dominujacy kon postanowil wrocic do boksu, bedac prowadzonym na uwiazie. Ruszyl klusem i jak poczul opor to strzelil z zadu. Chybił o kilka cm nie trafiajac w twarz prowadzacego. Na lonzy jednak mozna byc od konia troche dalej w takich momentach.

Ale tak ogolnie to mnie srednio 3 na 10 i tak ucieka. Te silniejsze, mniej czule w pysku itp sa w stanie mnie pociagnac tak, ze nawet wypuszczanie lonzy nie pomaga. Wtedy zawsze prosze o pomoc jakiegos faceta i prowadzimy takiego konia w 2 osoby. Tzn ta 2 osoba asekuruje. Kiedys gdzies tez napisalam, ze z koniem ktory ma zamiar nam uciec (i o tym wiemy ) mozna isc tylem, zeby go blokowac. Ale wtedy najmadrzej jest miec pomoc kogos, kto jest za koniem. Bo czasami mocniejsze tupniecie, czy machanie rekami powoduje "w tyl zwrot". Jak sie jest samemu, to ten kon nam raczej ucieknie, a jak ma sie kogos do pomocy, to osoba z tylu, zawsze konia zablokuje.

Ale sa tez sytuacje kiedy puszczam lonze. To sie tyczy koni ktore sa przerazone, panikujace i zareagowaly nagla ucieczka z jakiegos oczywistego powodu. Nie stwarzam dodatkowego stresu przez ewentualna walke z utrzymaniem konia, jesli ucieczka jest nagla i pociagniecie mnie silne. Po 1 dla mojego bezpieczenstwa nie próbuje konia zatrzymac, po 2 w wiekszosci przypadkow, wiem ze moge miec odwrotny skutek. Czyli konia ktory bedzie i mnie kojarzyl z czyms zlym.
Dla przykladu. Kolega dostal surowego konia, ktory bal sie wlasnego cienia. Ploszyl sie i uciekal nawet jak ktos zakaszlal. Kon mial na glowie tranzelke i podpieta lonze. Sploszyl sie, ale kolega mial refleks niestety i zdazyl koniec lonzy przewinac o metalowy slupek. Konia utrzymal. Kon sie prawie wywalil od szarpiecia. Na dokladke zostal skarcony za "niesubordynacje". Od tego momentu nie dalo sie juz go dotknac. Spedzilam z tym koniem kilka nastepnych miesiecy na samym zakladaniu kantara i ochraniaczy. Kazda wieksza sila ktora na niego zadziala w temacie jego glowy czy pyska, to byla panika. Aktualnie mamy tego konia w obecnej stajni. I najdal jest problem z lonzowaniem, prowadzeniem itp. Jedyny plus jest taki ze konik super chodzi pod siodlem i super skacze. Ale z ziemi jest czlowiekiem totalnie przerazony. Na szczescie ma za jezdzca fajna dziewczyne, ktora go traktuje bardzo fajnie i powoli, po tych kilku miesiacach, chlopak zaczyna chociaz jej ufac 🙂
I napisalam  o tym bo czasami kwestia ucieczki konia, to nie kwestia dominacji czy niesubordynacji. I musimy wyczuc, kiedy madrzej jest konia puscic, niz probowac zatrzymac. 
Ciekawa dyskusja. No wlasnie, co z takim koniem który płoszy sie wszystkiego? Bo ja rozumiem ze kazdy kon ma obowiazek grzecznie chodzic w reku, tylko ciekawia mnie drogi do nauczenia tego 'obowiazku' bo łatwo sie mówi, ze ma byc wychowany i tyle.
Ja kiedy kupilam mojego konia nie radzilam sobie z nim - ogier po torach, ktory zmienił srodowisko i nie uwaza na zadnego czlowieka. Facetowi z dowiadczeniem tez bylo trudno go prowadzic. Przy prowadzeniu, na lonzy, przy wychodzeniu na trawe, potrafil nagle zaczac sie wspinac, uciekac, wyskakiwac z przypierdem, celowac we mnie itd. Wiekszosc sytuacji byla i jest spowodowana jego wybujałą reakcją na otoczenie i tego nie zmienie, jednak wtedy jego odpowiedz na moje próby ogarniecia go byla zadna lub agresywna. Nigdy go nie puscilam ale ryzykowalam sporo. Metodą prób i błedów wypracowałam w nim pewne schematy które pozwalają mi go kontrolowac tzn np nawet jak jest bardzo ugotowany (on sie na ogół denerwuje wszystkim) jestem w stanie go zatrzymac gdy widze ze juz zaczyna byc w swoim swiecie, czy cofnąc na samo podniesienie reki w strone klatki piersiowej itd. , uspokoic, zwolnić itd. Czasem sie czegos sploszy i wyskoczy ale zawsze uwaza zeby na mnie nie wpasc, ot podskoczy i staje obok.
Jednak wszystko to zrobilam intuicyjnie i nie wiem czy prawidłowo.
Z innymi konmi zawsze radzilam sobie stanowczością i powtarzalnością. Tak u tego konia jakiekolwiek najmniejsze ukaranie za cokolwiek powoduje przepalenie styków w głowie i jest po robocie. Tego goscia mam juz w miare ogarnietego, ale ciekawi mnie jakie macie doswiadczenia z takimi konmi ktore boja sie wlasnego cienia. Da sie je jakos zupelnie wyciszyc, skupic uwage na czlowieku na tyle ze nie bedzie nadmiernie interpretowal bodźców z otoczenia?
vissenna   Turecki niewolnik
06 lutego 2016 21:23
Evson ja w obecnej pracy ma takiego gagatka. Po kilku dniach obserwacji i obcowania z Rudym udało mi się zdiagnozować problem.
Rudy ma problemy z koncentracją na człowieku, bo jest nadaktywny. Zawsze ma "parę", taki typ konia co by się zajeździć dał - mocy jak w elektrowni jądrowej. Jak czteroletnie dziecko z ADHD, które wypiło kawę, by popić amfetaminę  😉.
Moja praca polegała na skupieniu jego uwagi na mnie. Do tej pory prowadziło się go ciężko, często się "wyłączał" - o, ptaszek! o, konie! ojej! człowiek coś chce a ja nie słuchałem!(panika).
Na szczęście szybko odkryłam jak utrzymać jego uwagę na sobie. Trawokulki! Koń zrobi dla nich wszystko! Początkowo dostawał cuksa w paszczę za każde skupienie uwagi na mnie, za dobre zareagowanie na prośbę o zatrzymanie, cofnięcie się itd. Nie jest to oczywiście rozwiązanie idealne, zdarza mu się teraz żebrać, ale przynajmniej jest skupiony na mnie. Po dwóch miesiącach pracy koń chodzi na luźnym uwiązie za mną jak pies. Ku zdumieniu i uciesze właściciela zresztą. Teraz pracuję nad tym, by "zejść" z trawokulek jako nagrody i zostawić tylko "dobre słowo"  😉
Podobnie było na lonży - koń odpalał kiedy się wyłączał z komunikacji. Dziś na lonży pracuje najlepiej z mojej wspaniałej siódemki. Nawet w grudniu na zawodach w Salzburgu podchodzili do mnie ludzie, którzy znają Rudego zapytać co z nim zrobiłam, że koń daje się lonżować bez histerii.
Trzeba dużo cierpliwości, samozaparcia i pomysłu by pracować z takimi końmi.
visenna dzieki za odpowiedź  :kwiatek: Ja u mojego ze smakołykami moze pare razy próbowałam - uwage na mnie mam wtedy murowaną, do przesady, chyba zjadł by mnie całą  😁 U niego to by byla prosta droga do poprawy skupienia, ale ciekawe czy opanowałabym zebractwo. Daj znac jak Twoj zareaguje na zejscie ze smakołyków  🙂
Moj na lonzy tez byl okropny, na prawo nie bylo mowy o lonzowaniu, dopiero jak byl po kontuzji na potrzeby badania wet- wzielam sie za dziada i go nauczylam (ale byl slaby i odpuścił atakowanie mnie). Najgorzej bylo jak poczul nawet luźno zapiety patent, zabierał sie z miejsca i prawie nogi gubił. A na kantarze sie nie dało z nim dojsc na plac nawet.....  🤔wirek: Rany dobrze ze to juz za nami..
Teraz chodzi na obie strony, na wszystkich patentach lub bez, na kantarze, czeka przy przepinaniu itd.
Mam jeszcze problem jak chce sie gdzies z nim przejsc na otwarta przestrzen (dalsze wycieczki niestety nie wchodza w gre, nie chce ryzykowac ze jednak daleko od domu cos go nagle tak zagotuje ze sie urwie i bedzie wracał drogami) wtedy im dalej tym bardziej nie moze opanowac emocji i chce podbiegac. Sytuacje poprawia zatrzymanie sie w miejscu jeszcze dla niego akceptowalnym i 'polonżowanie' go tam chwile stepem a pozniej przesuwanie granicy takim sposobem. Tylko nie wiem czy to prawidlowe, czy go nie ucze jakiejs glupoty.
KaNie, czytam co piszesz, i... Ty to wiesz, ja, visenna itd. Ale ile osób "to" wie? Kto to wie z tych, którzy nie uczyli się boleśnie na własnej skórze?

Co jakiś czas egzaminuję na odznaki. Zauważyłam takie zjawisko (obsługa stajenna): ci ludzie wskazówki do obchodzenia się z końmi traktują jak czystą teorię, jak abstrakcję! Nie pojmują ich żelaznej logiki i ogromnej przydatności. Oni "teoretycznie wiedzą, że..." (albo i nie), ale w praktyce to jest jak inny wszechświat (jak u ciebie - bałagan w lonży). Mają na twarzach wypisane jedno wielkie A PO CO??? Nie pojmują, że zasady obchodzenia się z końmi są Dla Każdego Konia! Są "z zapasem" na konie młode, zmanierowane, surowe, zestresowane, ogiery, klacze w rui... Mają do czynienia albo z końmi "miśkami", albo zobojętniałymi na... wiele 🙁, albo tak "subtelnie" znarowionymi, że nie da się takiego konia "wyprostować" bez poważniejszych akcji kogoś kompetentnego. Po prostu nie rozumieją np. jak założyć derkę. Derka? Derkę się zarzuca! Widocznie żadne z tych "dzieci" (bo i dorośli) nigdy nie było przy koniu wyfruwającym w kosmos - bo DERKA! (zakładana pierwszy raz, np. przez kogoś kto nie wiedział, że to pierwszy raz). Zupełnie nie pojmują zasady szerokiego marginesu bezpieczeństwa, wszystko to jawi im się grubą przesadą. Namiętnie i latami robią głupoty, bo "wszyscy tak". Najwyraźniej nie ma też osób, które uczyłyby poprawnego zachowania przy koniach (a koni poprawnego zachowania przy ludziach).

vissenna, o! Właśnie! Fokus to elementarna sprawa, bardzo lekceważona.

Evson, ale koń nie ma prawa żebrać!
Znajomi bezskutecznie szukają osoby do wprowadzania koni do karuzeli i wyprowadzania na padoki. Trudno im znaleźć osobę, która wie, że koń może się spłoszyć, odsadzić itp. A niby proste by się to wydawało 🙂
Halo
Wiem to i zgadzam sie z Toba w 100%. Glownie dlatego tez nie pisze tutaj na forum tak duzo jakbym czasem chciala powiedziec. Chyba dlatego ze wychodze juz po czesci z zalozenia, ze kazdy z nas musi do tego dojsc sam. Sama zreszta bylam kiedys kims kto takich rzeczy, ktore teraz wydaja mi sie oczywiste nie wiedzial. A nie wiedzial bo kilkanascie lat mial konie ktore byly spokojne, pewne i totalnie ulozone. Nigdy nie potrzebowalam czujnosci.
Nawet niedawno ogladalam zdjecie jak stoje z jednym moim ogierem. Obok kolezanka z klacza, moj ogier na kantarze, ja z lonza doslownie owinieta dookola nadgarstka. I pomyslalam sobie " no debil, normalny debil ze mnie byl i bezmozg".  W tamtym momencie nawet sobie przez sekunde nie pomyslalam ze cos mi sie moze stac.
Teraz masakrycznie uwazam ze wszystkim. Z lonza, z siodlaniem, z zakladaniem ochraniaczy, wchodzeniem na loznownik czy na hale. I powaznie, codziennie mysle o tym ze nic mi sie  nie moze stac i ze musze uwazac. 90% wypadkow w tej pracy bierze sie z roztrzepania i pewnosci siebie.
A ja juz aktualnie moge powiedziec ze jestem dla niektorych "pussy"  bo na 1 miejscu stawiam swoje bezpieczsnstwo, nawet jesli ludzie sie ze mnie smieja, albo dziwia ze np wchodze z moim luzakiem na biegalnie zawsze w kasku (moj luzak wchodzi w kasku obowiazkowo tez , bo ja jestem w kasku caly dzien), i ze zawsze pierwsze czyszczenia kopyt czy ogolnie nowego konia, robimy w parze. To samo z zakladaniem derki, 1 lonzowaniem itp.
Ale np w pracy totalnie nikomu nie udzielam rad. Kazdy z nas ma tu swoje metody i swoje jedno zycie. Ja sie staram zminimalizowac ryzygo wypadku do minimum i tego samego wymagam od swojego luzaka. Ale sa pary, ktore zachowuja sie czasami jakby przed chwila przyszly swiezo z rekreacji. Maja najwiecej do powiedzenia i nie sadze ze jakiekolwiek dobre rady czy podsuniecie pomyslow cos da.

Wiec tak... kazdy musi sie nauczyc na wlasnej skorze i musi przebrnac przez conajmniej kilka, kilkanascie trudnych koni, zeby wiedziec co ma z nimi robic. I jak zachowywac sie zeby bylo bezpiecznie i pozytywnie dla konia. Bo kon to przeciez nie jest z natury zlosliwe zwierze 🙂

KaNie, pamiętam swój pierwszy raz, kiedy koń mnie zaskoczył (cały czas mowa o "obsłudze"😉. Jako AKJ mieliśmy swoją stajnię. Budynki do generalnego remontu, część "boksów" była prowizoryczna, tylko wygrodzona drągami, stały tam najspokojniejsze konie. Stała tam taka duża gniada, łagodna miśka. Szłam korytarzem, chyba z miotłą, żeby zamieść korytarz, może i z widłami. A kobyła zrobiła zamach całym łbem i trafiła swoim ganaszem w mój  🙄 Dogłębnie zrozumiałam wtedy kreskówki Disney'a. I spłynięcie w rogu po ścianie 10 m dalej (po takim locie), i te słynne gwiazdki nad głową  😜

Pamiętam też chyba swoją pierwszą "akcję" na forum, lata temu. Użytkowniczka chwaliła się nabytkiem, młodziutkim, surowym ogierkiem. "Wzburzyły" mnie zdjęcia. Ładowała tego konika (nie był wcieleniem niewinności) w tenisówkach (czy czymś takim). I było wielkie "halo", że co się czepiam.

Teraz już po mnie spływa.

Ciekawe na tym forum jest m.in. to, że są setki wątków. A nie ma wątku o BHP.
Halo
Bo ludzie maja gdzies BHP do poki trzyma ich syndrom mistrza swiata. Ewentualnie przeswiadczenie o tym ze nic sie nie moze stac bo koniki spokojne. Ludzie nie chca jezdzic w kaskach, nie chca uzywac butow specjalnie przeznaczonych do takiej roboty, nie zakladaja rekawiczek i biegaja w trampkach, a jak jest lato to i w sandalkach albo japonkach. Wsiadaja tez na wszystko , nawet jesli kon jest powyzej ich umiejetnosci i doswiadczenia... no ale wstyd przed znajomymi powiedziec ze nie potrafie albo sie boje.

Albo tez to wszystko bierze sie z tego, ze im mniej wiem im mniej mam doswiadczenia, tym mniej mam wyobrazni i doswiadczen w temacie niebezpiecznych sytuacji, dlatego mam to gdzies.

Dla mnie osobiscie aktualnie jest wszystko jedno co ludzie robia z konmi i jak. Kazdy z nas ma tylko jedno zycie i jedno zdrowie. To jest nasza indywidualna sprawa jak o nie zadbamy. Dlatego jelsi ktos chce chodzic w japonkach i obwiazywac sobie lonze nawet dookola szyji, to juz mnie to nie rusza 😉
Co nie zmienia faktu ze jak ostatnio kolezanke karetka zabrala, to mnie telepalo ze stresu i strachu reszte dnia i wewnetrznie wcale nie mialam tego gdzies.
To jeszcze jedna historyjka. Pracowaliśmy z klaczą sprzedaną ze stadniny w cenie rzeźnej "ze względu na skrajnie zły charakter". Jeszcze nie mogło być mowy o zakładaniu wędzidła, lonżowałam klacz na mocnym kantarze typu kawecan, chodziła już całkiem ładnie. Niestety, nie było zamykanego lonżownika. Zatrąbił jakiś TIR (obiekt przy drodze), klacz się spłoszyła i poooszła (po ogrodzonym terenie, ale rozległym). Podbiegłam ile się dało, po zaoraniu kilku metrów piętami dałam spokój i puściłam. Konie były w stajniach = chce, niech lata. Pozwiedza, złapię, a może sama trafi do boksu. Niestety, akurat przyszedł kumpel. Kumpel akurat skończył intensywny kurs obchodzenia się z końmi i przejawiał syndrom mistrza świata. Zabrał się za łapanie kobyły, wzywając do pomocy koniuszego. Akcja: Koniuszy trzyma klacz przy pysku, kumpel za koniec lonży. Koniuszy już w powietrzu wrzeszczy do kumpla: Puszczaaaj! A kumpel? (jak potem relacjonował) Co? JA konia nie utrzymam???! Chuck Norris się znalazł. I za Chucka Norrisa robił (ciąganego za ciężarówką), z 12 m lotem na końcu lonży na wejściu. Połaziłam za kobyłą spokojnie, poczekałam aż opuści główkę itp. Podeszłam, kobyła miś. Odprowadziłam, idę do kumpla  - a ten zielony. Olśniło go dopiero gdy już siedział w gipsie. "Bo ja sobie tak przemyślałem... że końmi to się zrywkę w lesie robi, i dają radę. To był głupi pomysł - utrzymać".
LatentPony   Pretty Little Pony :)
10 marca 2016 20:25
Niestety, ale tak wyglądają fakty. Wiele osób nie dba o swoje bezpieczeństwo, bo i po co? Ja też patrzę ze zgrozą na swoje zdjęcia bez kasku, na dopiero co kupionym, znarowionym, brykającym koniu... Rąbnęłam, nauczyłam się i dziękuję losowi, że żyję i nadal mogę jeździć.
Od kilku dobrych lat zawsze, na każdego konia wsiadam w kasku. Od ponad roku jeżdżę też w kamizelce. Zawsze. Nawet na stępa. Jeszcze mi moje życie miłe. Ale też musiałam do tego dorosnąć. Taka brutalna prawda.
Nie rozumiem okręcania sobie uwiązów wokół ręki, zostawiania przywiązanego konia samego, fruwających pasków czy wyśmiewania się z kamizelek i kasków... Ale kim ja jestem, aby zbawiać świat? Za stara już chyba na to jestem...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się