Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Sądzę, że w ostatecznym rozrachunku nie będzie to zniszczenie życia, ale życie nowe, lepsze i szczęśliwsze.
I tego ci faith życzę z całego serca  :kwiatek:
Dziekuje dziewczyny  :kwiatek:
Chyba po prostu jestem za surowa dla siebie, potrzebuje wiecej czasu. Mam nadzieje, ze tych slabszych dni bedzie coraz mniej...
faith z czasem będzie. Ale póki co - masz do nich prawo. Czasem trzeba się wypłakać i wyżalić, to nie jest objaw słabości ani nic w tym stylu.
faith, to wszystko jest świeże i nie oczekuj od siebie, że nagle przejedziesz do porządku dziennego. Trzeba by być pozbawionym uczuć, żeby tak zrobić.
Takie traumy siedzą długo w człowieku, ale czas zrobi swoje i uczucia zbladną.
Ciesz się faith, że potrafisz się wypłakać, serio 😉 to naprawdę lepiej niż dusić w sobie smutek.


Oj tak!
Jeszcze może tu zapytam- szukam namiaru na dobrego psychologa w Warszawie. :kwiatek:
Chryzantema   Sięgamy dna, po to by się od niego odbić.
01 marca 2016 14:30
Nic mi nie wychodzi, kompletnie. Od wczoraj tylko płacze, myślałam ze wyszło mi coś fajnego, a poszła taka fala nienawiści i niesprawiedliwego oceniania, ze odechciało mi sie robic cokolwiek, to chyba nie jest konstruktywna krytyka?
Chryzantema , może to jakaś zazdrość co ?
Chryzantema, jeszcze to ci nie wyszło, że dostaniesz uciszenie, zgodnie z regulaminem. Myśl pozytywnie. Błędy są po to, żeby się na nich uczyć. Każdą krytykę można uznać za konstruktywną, nawet taką od czapy (a ta od czapy nie była). Kombinujesz wtedy, jak to zrobić, żeby na drugi raz nie wywołać takiej fali krytyki (skoro zależy ci na uznaniu). Dostałaś po prostu feedback. Że montaż i muzyka to jedno, a kulawy koń - całkiem co innego. Jaka nienawiść?
Kolebka,Escada,Dzionka,Arimona - dzięki dziewczyny  za odzew ,dopiero teraz zobaczyłam  :kwiatek: 🤣

Mniej więcej wiem co bym chciała robić! Jeżeli życie mnie pokieruje tak,że pójdę na studia ,to wiem jakie kierunki mogłabym studiować i wiem,że robiłabym to z wielką chęcią  🙂
Jeżeli miałabym pracować,to też wiem co mogłabym robić ! Jednak ,to wszystko,to nic innego jak strach przed nieznanym który towarzyszy mi od zawsze,a poza tym jestem osobą która niechętnie robi nowe rzeczy i niechętnie rusza się ze swojej "strefy komfortu" ,na szczęście mój cudowny chłopak ,cały czas mnie popycha i coraz bardziej otwieram się na świat  😉 . Co do dorosłego życia,no cóż o większość swoich finansów troszczę się sama  😉 pracować też  trochę pracuję i to w najróżniejszych specjalizacjach :P.
Odnośnie konia- jest w dzierżawie w stajni u forumowej Mozii  😉 i myślę,że niczego mu nie brakuje,to ja bardziej cierpię,bo za nią tęsknię,koń myślę,że jakoś znosi tą rozłąkę i po nocach nie płacze 😉 z resztą mam plan - dokończyć szkołe,zdać egzaminy,zdać maturę i potem już robić tylko tak,żeby Fiona mogła być ze mną .  🙂
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
03 marca 2016 10:17
Djarumm, i prawidłowo- pozytywne myślenie to podstawa  😀 Są trudne momenty, owszem, ale zawsze po burzy przychodzi tęcza, ZAWSZE! I tylko od nas zależy czy ją zauważymy, czy nie 😉
Co do konia, płaczu nie zaobserwowano raczej  😁
Trzymajcie kciuki za mojego pieska miała straszne pogorszenie,takie ze wet wspomniała o uśpieniu. Po nowych lekach jest wielka poprawa ale boimy się co będzie rano, jak będzie dobrze to na razie może sobie funkcjonować ale chyba nie zasne ze stresu ;( jak bedzie tak jak teraz to ok ale boje sie kolejnego pogorszenia bo wtedy nie bedzie wyjścia trzeba będzie dać jej odejść🙁🙁

Straszne patrzeć jak najukochańszy pies na świecie, taki dobry,wesoly,żywotny tak podupada na zdrowiu. A juz nie ma żadnego innego leczenia które by mozna zastosować niż obecne. Dopiero co byla radość ze to nie nowotwór - ale co z tego skoro obecną chorobę przechodzi tak ciężko 🙁

Co chwila placze,moze to i dobrze  bo nie umiałam latami plakac,ale nie przynosi to żadnego ukojenia🙁
branka, trzymaj się.
Przetrwała na razie noc w dość dobrej formie - teraz miała zabieg który tez dobrze zniosla i jest jej wyraźnie lepiej. Nie wiemy na jak długo ale na razie wetka uspokoila, ze w takim stanie moze sobie funkcjonować, ale jak będzie gorzej to niestety..
Ide odsypiać te noc  😵
branka, ale masakra, a dopiero co gadałyśmy o tym. Ehh, trzymajcie się wszyscy.
Przyszłam sobie pomarudzić, bo jakoś mi ostatnimi czasy ciężko. Doszłam w końcu pod mur i chyba potrzebuję jakiejś życiowej rewolucji.
Powoli dojrzewam do decyzji o sprzedaży ukochanego konia. Myśli o sprzedaży nawiedzały mnie już od ponad roku, ale zagłuszałam rozsądek i widmo rozstania z koniem oddalałam, kierując się ulubioną zasadą "jakoś to będzie". Ale jestem już zmęczona ciągłym finansowym "zarzynaniem się" i za stara na wyznawanie zasady "jakoś to będzie". Bo wiem, że jednak nie będzie. Albo może i będzie, ale nie zmieni się nic. A ja chyba potrzebuję zmian.
Koń jest dla mnie sporym obciążeniem finansowym, niemal cała moja wypłata idzie na niego, przez co trzymam się jakichś beznadziejnych, nie rokujących prac, na śmieciowe umowy, byle by tylko na konia było. Tylko, że całe życie tak się nie da.
Dodatkowo skończyłam studia, które nijak nie pomogą mi zdobyć lepszej, stałej pracy, więc będę musiała się przekwalifikować, zrobić sobie jakieś dodatkowe kursy, czy studia podyplomowe, by mieć szansę na godną pracę z normalną umową i w miarę dobre zarobki. Wiem już nawet co bym chciała robić, mam plan, wybrałam już sobie podyplomówkę, ale no właśnie, koń mnie niestety blokuje finansowo, bo nie mam z czego odłożyć na studia, na zdanie prawka w końcu.
Jakby tego było mało, mój koń nie jest z tych kochanych, misiowatych, dobrze ułożonych i posłusznych. W dalszym ciągu, mimo 5-ciu wspólnych lat, są rzeczy, które u nas kuleją, których nie byłam w stanie przepracować. Do tej pory jednak, to co było na minusie, koń równoważył i wychodziło na plus, więc była motywacja by walczyć. Ostatnimi czasy, to zaczyna być równią pochyłą w dół. Czuję się coraz bardziej sfrustrowana, a pasja, która powinna dawać przyjemność, zaczyna dołować. Niestety nie mam już absolutnie dodatkowych finansów na jazdę z trenerem, a wiem, że właśnie tego potrzebuje zarówno ja jak i koń. Nie mam też tyle czasu, by pracować z koniem tak często, jak mój koń tego wymaga.

Wcześniej kierowałam się zazwyczaj sercem i intuicją. Może czas w końcu posłuchać rozsądku? Podjęcie decyzji o rozstaniu z koniem, do którego się przywiązałam przez te 5 wspólnych lat jest cholernie trudne. I smutne. Ale podświadomie czuję, że to jest chyba jedna z mądrzejszych decyzji, jakie powinnam podjąć. Trochę mi tylko żal, bo być może go zawiodłam. Bo miało być na dobre i na złe. Bo miał u mnie zostać do końca choćby nie wiem co. Ale z drugiej strony, jak się nie zawsze dogadujemy, to męczę się nie tylko ja, ale również i koń.
Niestety dzisiejsze badanie potwierdzilo ze to złośliwy nowotwor. Dostala jakies narkotyki, spi sobie, ale jak tylko bedzie jakies pogorszenie to decyzja jedna 🙁
branka, bardzo przykro. 🙁 Pamiętam jak to bolało, gdy odchodziła nasza Perełka. Bardzo, bardzo Ci współczuję tego napięcia. Jeszcze raz - trzymaj się.
Dzięki dziewczyny  :kwiatek:
Od wczoraj też mam posrany czas, wróciłam ze stajni, dałam psom jeść, po jakichś 20 minutach idę na dwór, a najstarszej psicy już nie ma... Starość, dysplazja i prawdopodobnie guz ją pokonały, mimo że walczyliśmy o psa od wakacji, bo było kiepsko, ale wyszła z tego i jakby jej 5 lat ubyło. Ale przyszła zima, trochę dało po kościach i stawach i była decyzja o uśpieniu, kiedy pies nie dawał rady chodzić. W dzień przyjazdu weta pies na podwórku sobie stoi i patrzy co się dzieje 🤔wirek: To dostała leki i na chwilę było lepiej, aż wczoraj odeszła sama. A mnie to męczy niesamowicie, że jej chociaż nie pogłaskałam jak dawałam michę i leki. Masakra, była z nami ponad 12 lat.
To jest najgorsze w posiadaniu zwierząt  😕

branka, współczuję bardzo, zwłaszcza, że to samo przeszłam. Poprzedni pies też uśpiony, bo nie dało się nic zrobić z rakiem...
branka, budyń, , współczuję, pamiętam jak dziś, jak musiałam podjąć trudną decyzję, bo poprzedni  pies, konkretnie sunia, miała białaczkę, miałam ją od szczeniaka i była ze mną dokładnie 10 kat. Teraz mija 11 lat jak wzięłam po niej schorowanego psiaka ze schroniska, który nadawał się tylko do eutanazji, a jednak wyleczyłam i jesteśmy razem te równe 11 lat. Zimno mi się robi, jak pomyślę że to już starszy pan i że czas tak szybko leci. Trzymajcie się dziewczyny, chociaż wiem że cokolwiek się powie, to i tak piekielnie boli.
Juz nie ma naszej psinki Giny, uspilismy ja dzisiaj, juz nie bylo szans, zaczynalo wszystko siadać ale przynajmniej się nie udusiła, byla na przeciwbólowych wiec nie cierpiała, do konca merdała na nas ogonem..
Nigdy nie miałam żadnego zwierzęcia z ktorym byłabym tak związana. Ja ją wybrałam w schronisku 10 lat temu,  dwa lata temu jak się wyprowadziłam z domu to ją zostawiłam rodzicom bo zbyt by rozpaczali i po córce i po psie... Byla ich drugą córeczką hehe. Ale mimo tego nie bylo dnia żebym z nią nie byla na spacerze pomimo ze juz z nią nie mieszkałam. W weekendy jezdzilysmy sobie do konia do lasu.. Kochala tam jeździć. Kochała w ogole życie, każdego jednego człowieka, dzieci...jeździła zawsze na wakacje z nami, wszędzie sie ja bralo.. Byla.ze mną jeszcze w tym roku na sylwestra w górach... Ech.
Moj ojciec mowi ze moze to zle brzmi ale po swoich rodzicach tak nie rozpaczal jak po Ginie.
Straszne to wszystko, straszna choroba ten rak, weci mówili ze nie widzieli nigdy tak podstępnego a wscieklego raka jak u niej - nawet onkolog jest do teraz w szoku, jeszcze miesiąc temu biopsja nic nie potwierdziła, nie bylo widac przerzutów, a teraz wszystko co sie da pozajmowane... Najdziwniejsze jest to ze do końca miała dobre wyniki krwi - wszystko w normie... Jeszcze tydzień temu krew idealna... Piękna sierść, wesołe oczy... Ale ostatnie dwa dni widac bylo ze sie poddala, dzisiaj na spacerze w parku pomimo ze ledwo chodzila to poszla w jakies krzaki, wykopała tam dol i sie polozyla... Po tym zadzwoniliśmy do naszej domowej wetki, przyjechała, podalismy środek usypiający w domu, leżała sobie w ulubionym miejscu i patrzyla jakos tak mądrze, z ulgą.. Nikt mi nie powie ze nie wiedziała co sie z nią dzieje i nie dawala jasnych sygnałów ze nie chce juz walczyć, zeby dać jej odejść..

Juz się nie meczysz piesku, spij spokojnie..
Gillian   four letter word
07 marca 2016 19:16
Przykro 🙁
Trzymaj się, Branka :przytul:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
07 marca 2016 19:21
branka, bardzo Ci współczuję. Ja nadal nie mogę się otrząsnąć po śmierci mojego najukochańszego syjama =(
Ja sobie w ogole nie wyobrażam jak do pracy, jak cokolwiek... Jakiś dramat. Ja juz nie mam sily plakac, nie mam sily na nic. Pijemy z ojcem jej pamiec. Na zmianę płaczemy i sie śmiejemy wspominając różne sytuacje jak to lody na wakacjach jadla, jak to nas 'ratowala' jak pływaliśmy😉 jak zjadla  budzik,mp3 playera, szafkę na buty... To byl szatan jal byla mala,ale potem najukochańszy najgrzeczniejszy pies na ziemi.
branka,  ogromnie ci współczuję, ale cokolwiek bym powiedziała, to i tak musi minąć czas, żeby ból po stracie był lżejszy. Trzymaj się. 
branka, współczuję.
Dziekuje wam dziewczyny,to naprawdę strasznie pomaga, choc wiadomo  nic bolu nie ukoi. Już ją zakopaliśmy, nigdy żaden pogrzeb mnie tak nie wzruszył jak teraz kopanie dolu i wybieranie zabawek które jej tam włożyć...
Najbiedniejsze sa koty rodziców które sa zaniepokojone, nie chca jesc, śpią wtulone w siebie...
branka, bardzo mocno Cię przytulam  :przytul:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się