Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

El Madziara... Doskonale Cię rozumiem. I z emocjami, i z potrzebą przepracowania ich. A swoją wariatke jeszcze spotkasz. Mocno w to wierzę.
Niby święta, niby powinno być super bo przecież wolne, rodzinnie itp.. A ja mam dość.
Nienawidzę świąt, nienawidzę jak przyjeżdża do nas córka mamy partnera (którego w sumie też nienawidzę) i ostatnio mimo starań nie wychodzi mi jakiekolwiek życie w domu z nimi..
No, chociaż sobie napisałam..
Nawet ładna pogoda nie poprawia sytuacji :/
Ja też nienawidzę świat i ich nie obchodzę. Nie mam rodziny.
Siedzę sobie ze zwierzakami, nudzę się i czekam, kiedy znowu będę mogła pójść do pracy....
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
27 marca 2016 11:48
Neila to dlaczego nie wybierzesz się na wycieczkę, spacer, albo nie zaprosisz kogoś znajomego na kawę czy piwo?  😉 Jest tyle fajnych sposobów na spędzenie wolnych dni!  :kwiatek:
ElMadziarra, starsznie mi przykro i wiem co teraz czujesz.. Ale nie obwiniaj sie, bo wypadek to jest to czego nie da sie przewidziec, 100 razy sie sparwdzi, przewidzi, zapobiegnie a ten 101 raz zabraknie szczescia, stanie sie i nic juz nie mozna zrobic... To nie Twoja wina, wypadek to cos takiego co nie powinno sie wydarzyc a jednak sie dzieje. :-(  Twoja Fretka jest Tam, po tej Drugiej Stronie, nie mozesz jej przytulic ani ona nie moze rozrabiac.. ale ona jest, taka mala kuleczka energii, ktora nidgy Ciebie nie zapomni i kiedys wyjdzie Ci na spotkanie.. Mocno przytulam  :przytul:

edit dodana jedna literka
Smarcik byłam na długim spacerze z psem 😉 Znajomych niestety nie mam w tym mieście. Wkurza mnie to ,ze nie jestem mobilna, ale po prostu nie daję rady odłożyć na kupno samochodu.
Jeszcze tylko jutro 😉
Ja mam niby udane święta, w dzień spędzane z najbliższą rodziną, z którą się teraz dobrze dogaduję, wieczór z moją współlokatorką, oglądamy jakieś głupie filmy, pijemy winko, a jednocześnie jest mi tak strasznie smutno, że ciągle mnie pieką oczy i nos. Brakuje mi drugiej osoby przy boku, pomimo że przecież mam ludzi wkoło siebie. Ale wiem że jutro wieczorem moi rodzice będą sobie razem spędzali czas, moja współlokarka i wszystkie koleżanki razem ze swoimi chłopakami, a ja będę siedzieć sama w domu. A we wtorek do roboty, będąc kompletnie obolała i zastanawiająca się coraz bardziej co począć w związku ze swoją pracą, która coraz bardziej wiem, że zbyt mnie obciąża fizycznie bym ją dalej wykonywała. Niby mam różne pomysły w głowie, ale pasuje mi to jak jest, bardzo nie chciałabym tego zmieniać... a będe musiała, nie mogę dzień w dzień zasypiać i budzić się w bólu (widzę jak cudownie jest na sterydzie na którym i tak jestem obolała, ale jest o tyle lepiej, że jestem zaskoczona, że tak w ogóle może być...po żadnej fizjoterapii nie czułam się tak dobrze jak po sterydzie).

PS moja współlokatorka wyczula moj nastrój i troche mi go poprawila 🙂 postanowił ze w święta musi być wesólo, chyba za bardzo narzekam bo jednak sa ludzie którzy sa wspaniali. Choc to tez przynosi jakąś nutkę smutku bo po świętach siw wyprowadza. chyba za malo żyje chwila, tym co jest teraz..

Neila, arlyn - trzymajcie się  :kwiatek:
branka, nie smutaj!  :przytul:
Rozumiem, że samotne życie może dokuczyć. Czasem też mnie takie myśli dopadają. Ale z drugiej strony... czy takie dziarskie babeczki nie dają sobie rady? 🙂
Z pracą przemyśl, bo jednak zdrowie to wielka wartość i trzeba je szanować. Musisz dbać o siebie.
Dobrego dnia!
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
28 marca 2016 11:08
branka, a kursy? Moze firma i pomocnicy?
Mam firmę i nawet pomocnika:P ale zeby miec pomocnika i mu dobrze płacić to trzeba tez miec sporą bazę klientów - a ja jej nie chce rozszerzać bo co jakbym nagle zostala sama z większą ilością. Nie wiem musze to jakos ogarnąć, cos wymyślić mądrego :P

W kursy nie wierze, kopytowych jest mnóstw, po cholerę kolejne jak jeszcze nie lubię i nie umiem mówić do większej grupy. To wole jeździć i prowadzić jazdy - to mi nie szkodzi, struganie kopyt mi szkodzi,ale bardzo lubię to robić.. I mam takie ciekawe przypadki i w ogole. Powinnam nauczyć wszystkich zeby sobie sami strugali swoje konie a ja bym tylko jeździła to kontrolowac 😂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
28 marca 2016 14:03
Opatentuj jakieś bezpieczne dla konia urządzenie do przytrzymywania nogi podczas strugania  👀 Będzie kasa za patent a Ty dalej będziesz mogła robić to co lubisz  😁

Albo dla siebie odciążające kręgosłup podczas schylania  👀
branka mój kowal ma te przyrzady i bardzo sobie je chwali . konie też zadowolone i chetnie trzymaja i opieraja na nich nogi 😉
Albo egzoszkielet dla ciebie  😉
Taki koziolek chce faktycznie kupic/zrobic ale to wiele nie zmienia bo moj pomocnik taki ma i jak na nim robię to i tak mnie boli - bo chodzi o pozycję przede wszystkim. Ja mam większość koni naprawde bardzo grzecznych, nie wieszających sie itd. Fakt te szarpiące najbardziej dają popalić ale ich jest tylko kilka. To chyba po prostu nie jest praca dla bab na dłuższą metę. Na razie sobie daje czas do konca roku - spróbuje ćwiczeń prewencyjnych, regeneracji troche innej niż do tej pory itd - jak ciągle bedzie zle to nie chce sie tak umordowywac..
Podzielę się z Wami czymś co mną wstrząsnęło i trochę dało mi kopa, żeby się przestać nad sobą użalać. Widziałam ostatnio człowieka jadącego na wózku, bez ręki i nogi, w tej jednej ręce co miał trzymał karton, jedną nogą, która mu została - odpychał się nią żeby jechać.
I wcale nie wyglądał na umęczonego. Dla niego to pewnie była codzienność.

Nie umiem tego tak opisać jakbym chciała, ale od tej pory zaczęłam się cieszyć, że mam ręce i nogi, mogę chodzić i biegać! A bieganie bardzo skutecznie leczy smutki, polecam 🙂.

Na praktykach spotykam się z ludźmi po wypadkach komunikacyjnych. Dosłownie nie zna się dnia ani godziny kiedy coś może rozsypać nasze zdrowie i sprawność w pył. To trzeba naprawdę zacząć doceniać!

branko życzę Ci dużo zdrowia! Nie chciałabyś ludzi indywidualnie uczyć strugania? Tak jak napisałaś - swoich klientów, uczyć i kontrolować? Coś jak trener jazdy, trener strugania! Gdybyś była z Bydgoszczy pisałabym się na to 😀! Myślę, że z takiej indywidualnej systematycznej nauki początkujący wynosili by więcej niż z kursu. Przyjeżdżałabyś, mówiła co i jak, pokazywała, właściciel strugałby pod Twoim okiem - płaciłby Ci za wiedzę i czas, a sam nabywałby umiejętności. A dobry kowal to skarb, piszę to z autopsji... Dobre oko kowala jest na wagę złota, jak zmienisz branżę to Twoi klienci wpadną w depresję. ;p
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
29 marca 2016 14:05
El Madziara... Doskonale Cię rozumiem. I z emocjami, i z potrzebą przepracowania ich. A swoją wariatke jeszcze spotkasz. Mocno w to wierzę.

Dzięki  :kwiatek:

ElMadziarra, starsznie mi przykro i wiem co teraz czujesz.. Ale nie obwiniaj sie, bo wypadek to jest to czego nie da sie przewidziec, 100 razy sie sparwdzi, przewidzi, zapobiegnie a ten 101 raz zabraknie szczescia, stanie sie i nic juz nie mozna zrobic... To nie Twoja wina, wypadek to cos takiego co nie powinno sie wydarzyc a jednak sie dzieje. :-(  Twoja Fretka jest Tam, po tej Drugiej Stronie, nie mozesz jej przytulic ani ona nie moze rozrabiac.. ale ona jest, taka mala kuleczka energii, ktora nidgy Ciebie nie zapomni i kiedys wyjdzie Ci na spotkanie.. Mocno przytulam  :przytul:

edit dodana jedna literka

Dzięki sanna. Fajnie napisane, że czasami po prostu zabraknie szczęścia. I na to nie da się nic poradzić.

Moje fretki są zawsze bezklatkowe, staram się, żeby miały fajne życie. Szkoda, że Ika-Berenika (nr 4) nie dożyła swoich lat. Ale fajnie, że była z nami i nie raz nie dwa cieszyła nas swoją obecnością i swoimi figlami.
Żegnaj dziewczynko i baw się dobrze za tęczowym mostem.
Jest mi dzisiaj strasznie smutno.
15 lat temu trafilam na konia zycia. Konia, ktorego pokochalam od 1 razu kiedy go zobaczylam. Na glowie stanelam zeby byl moj. I byl. Odszedl pol roku temu strasznie niespodziewanie.
Po jego smierci nie myslalam ze kiedykolwiek poczuje sie podobnie z jakimkolwiek koniem. Do momentu az kilka tygodni temu, usiadlam na jedna klacz w pracy. Od pierwszej chwili ona byla dla mnie, a ja dla niej. Wlasciwie nikt poza mna nie potrafil na niej normalnie jezdzic.
Nauczyla mnie duzo. Dala wiecej pewnosci siebie i wiary w to ze potrafie cos zrobic. Przygotowalam ja do kwalifikacji , ktore byly moimi pierwszymi kwalifikacjami. Przebrnelysmy przez to swietnie. No i pojechala w dalszy trening dzisiaj... .
Pakowalam ja do przyczepy i chcialo mi sie wyc. Bo nigdy nie bedzie mnie stac na konia tej klasy. Wiec nawet gdybym stanela na glowie, to ten kon tym razem nie bedzie moj.
KaNie, nigdy nie wiesz co życie przyniesie. A ono lubi zaskakiwać. I to nie tylko złymi doświadczeniami, ale też "małymi cudami".
Naprawdę jest na ogół tak, że kiedy zamykają się drzwi, to otwiera się okna. Więc nie smutaj. 🙂
KaNie, to jest najsmutniejszy aspekt jazdy na cudzych koniach. Nawet nie to, że "odchodzą" - i ryczysz. Bo, jak się przekonałaś, własny też może 🙁 Smutne jest to, że serce twardnieje. Po wierzchu, ale musi. Pocieszające jest to, że te "konie naszego życia" zostają w nas na zawsze. Ciągle żywe, młode i "nasze". Bo ogólnie najgorszy aspekt jeździectwa: życie koni o tyle krótsze niż ludzkie. W jakimś stopniu człowiek się adaptuje do ogromnych ciosów, jakimi są zniknięcia koni  z naszego życia. A w jakimś - nigdy. Zawsze się tęskni. I dopóki to odejście nie jest na tęczowe pastwiska człowiek cieszy się, że koń żyje, ma dobrze, odnosi sukcesy. Inne konie wkradają się w serce. Ja się zwykle pocieszam (podobno to nieeleganckie, takie "polskie", choć myślę, że - ludzkie), że inni mają gorzej  😀iabeł: Że gorzej mają hodowcy. Wyniańczywszy źrebię od zygoty. Trzeba przestawić w sobie jakąś klapkę i założyć, że nic się nie skończyło, trwa, tylko uczestniczymy Inaczej.
Ascaia
Nie sadze zeby kiedykolwiek w moim zyciu otwarlo sie takie okno, ktore pozwoliloby mi, na wywalenie 40tys euro lekka reka 😉
Te 5 tys moze jeszcze. Juz nawet 10 daloby rade uzbierac, ale to by bylo szalenstwo kupowac sobie konia do lasu i bez parcia na jakikolwiek sport za taka kase.
A ona ze wzgledu na to jak wyglada, jak skacze, jaki ma rodowod i ze jest klacza, bedzie i tak kosztowala nie mniej niz te 40tys, o ile w ogole bedzie koniem na sprzedaz kiedykolwiek.

Halo
Musze przyznac , ze nauczylam sie w tej pracy nie przywiazywac do koni. Wcale. W ostatnim czasie nawet nie pamietam jakie jezdzilam. Bo one sa, za chwile jada dalej, a na ich miejsce masz nowe. Ofc traktuje wszystkie bardzo dobrze i kazdego lubie, ale nawet nie insteresuje sie tym co sie z nimi potem dzieje, kto jezdzi, jak sie maja i czy sa dobre.
Ona byla wyjatkowa i nie spodziewalam sie , ze moge sie przywiazac w tak krotkim czasie.
Prawdopodobnie dla swojej psychiki nie zapytam co u niej dalej i nie pojade jej odwiedziec ( jest teraz 10 minut od obecnej stajni ), bo to mi w niczym nie pomoze.
Ciagle mysle ze kiedys, w dalekiej przyszlosci chcialabym, robic konie dla klientow. Tylko zastanawia mnie, jak czuje sie czlowiek, ktory kupuje mlodziaka, przygotowuje go, wklada serce kilka/kilkanascie miesiecy a potem musi sprzedac. To chyba trzeba byc jeszcze bardziej skamienialym niz ja teraz jestem. Dla mnie to w sumie ciagle nie sa tylko pieniadze i chyba nigdy nie beda.


Tez tak mam ze na co dzien się mocniej nie przywiązuje ale jeżdżę jednego konia, którego bedzie mi brakować jak sie sprzeda a w końcu to pewnie nastąpi. A na drugiego konia wciąż sie nie chce decydować ze względów finansowych. Taki urok tej pracy - z jednej strony dużo pozytywnych emocji, a z drugiej strony prędzej czy później żal za jakimś koniem. Mnie tez chwyta za serce jak konie którym np strugam kopyta kilka lat przenoszą sie na wiecznie zielone pastwiska. A obecnie tez mam kilkanaście takich, które sa juz bardzo bardzo wiekowe. A te starsze sie jakos tak lubi - bo kochane, bo sie zna ich historię zycia bo to zawsze ciekawe siw dowiedziec co taki kon robił cale życie, często to konie które miały takie masakry z nogami, ze ledwo chodzily i jak udaje sie je postawić na nogi tak ze mogą miec spokojna emeryturę - to potem zawsze smuci, że prędzej czy później odchodzą. 
KaNie ale niestety to SĄ pieniądze... To biznes. I taki zawód. Mam duuużo dużo mniejsze doświadczenie niż ty, swoja prace i zaangażowanie włożyłam na razie w kilka koni z którymi moje drogi się rozeszły. I jedyne co zostało to ogromny sentyment i ciekawe doświadczenie. Ja dla odmiany jestem ciekawa jak potoczyły się ich losy, jak się sprawują, że efekt "wow" na zawodach czy konsultacjach. W duchu pękam z dumy z "moich dzieci". 😀 Postaraj się wyciągnąć z tego jak najwięcej pozytywów bo tylko to zostało🙂 Ja od roku nie siedzialam na koniu i chce mi się wyć do księżyca, bo z kolei poprzedni rok był obfity w rozwój jeździecki, podbudowanie samooceny przez ogromny autorytet. Mam nadzieje ze w ciagu paru miesięcy znów trafie w siodło, bo ja z kolei na ten moment MARZĘ o takich rozterkach jakie ty masz teraz.
"Co dla jednych jest podłogą, to dla innych staje się sufitem"
Trafisz jeszcze na wiele wyjątkowych koni z którymi zaiskrzy. I doceń to co masz 🙂
ja nie pracuję w stajni handlowej, ale jeżdżę mnóstwo różnych koni dziennie, rotacja jest ciągła. Aktualnie może nie bardzo intensywna, ale jako zawodowy jeździec wiem, że kluczem jest po prostu maksymalne korzystanie z możliwości rozwoju jakie daje nam dany koń (bo przecież każda sztuka jest inna i dużo uczy) i cieszenie się z tego, wiedząc, że jak on zniknie z naszej stawki to przyjdzie następny, też ciekawy 😉
i nie wolno przyzwyczajać się do konretnych koni i mimo, że wiem jak to brzmi, to tak jest duuużo łatwiej.


/edit.
skoro już jestem w tym wątku.. może nie jestem jakoś super zdołowana bo jednak przeżywam tu "the time of my life", ale jednak.. tęsknię, za takimi trywialnymi rzeczami. zjadłabym bułkę na przykład - taką kajzerkę z marketu, oh jak ja bym chciała już zjeść taką bułkę... albo nestea cytrynową bym sobie wypiła. no i chciałabym chociaż przez jeden dzień nie słyszeć ani razu koranu. albo wyjść z domu i nie spocić się z powodu szalonej temperatury podczas spaceru do auta. ahh, jeszcze miesiąc 🏇
Ja tęsknię za zwykłym twarogiem (nie takim z wiaderka pomielonym x razy...)
O rewir, a gdzie Ty mieszkasz?
To byl moj największy problem jak pracowałam za granicą - brak polskiego jedzenia, szczególnie ze ominelam 7 sezonów letnich pod rząd i bylo to 7 lat bez młodych zmieniaczkow, czereśni, jagód... Ech ale bym zjadła czereśnie  😜

A ja w sumie tak sobie pomyślałam ze tez śledzę co robią konie, które zajeżdżałam - wprawdzie ja większość zajeżdżam pod klientów jeżdżących sobie rekreacyjnie, ale jestem ciekawa jak im się potem wspólnie żyje.

branka, Dubaj.
Owoce, warzywa mam z całego świata. mango i guava są podstawą mojej diety teraz 😉 tylko, że tu nie ma normalnego pieczywa..
branka, widziałam dzis czereśnie w epi. 200pln kg 🤣
Haha atrakcyjna cena  😁

Rewir - mimo wszystko zazdroszcze 😜 Choc u nas dzis wreszcie tez słonecznie i ciepło. Bol pieczywa pamiętam z wysp, bleh. A na wioskach gdzie mieszkałam nie bylo szans dostać normalnego chleba.
rewir, upiecz sobie, to całkiem proste.
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
05 kwietnia 2016 19:27
No pewnie, trza tylko dostać składniki, mieć dobry piec i odrobinę talentu 😉 No i czas, a w sumie przede wszystkim czas.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się