Sprawy sercowe...

To nie da się powiedzieć: Bardzo cię kocham, mój drogi, ale tym razem jest to Babskie spotkanie?
E., różnie w życiu bywa i nie wiesz dlaczego ten kolega obiecał żonie, że nie będzie pić. Może ona go ogranicza, a może wie, że potrafi się upic a potem ona musi go w domu ogarniać. Albo się umówili na wspólny wieczór. Ja odkąd jestem zakochana już tak jednoznacznie nie oceniam zachowań innych, bo nigdy nie wiadomo z czego wynikają. Mój facet wychodzi sobie ze znajomymi, tylko zawsze chce wiedzieć gdzie idzie, z kim mniej więcej i żeby napisał jak wróci, czy to już ograniczanie? Raczej podstawowe informacje. A też kiedyś usłyszał, że jest pod pantoflem, bo nie pił i był samochodem, bo mi obiecał, że obejrzymy razem film w nocy 😉 oboje na szczęście mamy gdzieś czyjeś zdanie ma ten temat 😉
Cricetidae subiektywnie patrzac z boku, jest mu źle z tym, ale za słabo wierzy w siebie, żeby się postawic. I tu nie chodzi już o to, że ma jej zrobić awanture, tylko żeby umiał powiedzieć jej, że jest mu z tym źle, żeby mu trochę odpuściła. Zwykła rozmowa i powiedzenie swojego zdania. Bo póki co on się męczy, a nie potrafi z tym nic zrobic, a dominująca jest ona. Ale masz rację, patrzę z boku i mogę się mylić  :kwiatek:
Czy mówienie ukochanej, że się idzie tu i tu z tym i z tym i wróci się mniej więcej o tej i o tej jest kontrolowaniem. Nie. Ale ta ukochana też nie powinna zrobić awantury jak się spóźni pięć minut.  😉  Gorzej jak mu suszysz głowe o jedno piwo i pięć minut spóźnienia, albo chodzisz za nim krok w krok, bo boisz się go zostawić samego.
halo, smarcik, polacze wasze pomysly i sprobuje pogadac jutro przed zajeciami z kolezankami. Moze faktycznie to bardzo proste zdanie pomoze?
E., jak ze wszystkim, przesada w żadną stronę nie jest dobra 😉
Stojac z boku nigdy sie do konca nie wie co i jak jest w czyims zwiazku. Czasem ludzie potakuja glowami 'tak, tak, no zla ta moja kobieta, pic nie daje', bo nie chca wyjsc na lamusa, co tak naprawde marzy o tym, zeby wrocic do domu, wbic sie w dres i kapcie, ale kumple chca wyjsc, no to idzie na taki udawany kompromis i zawija sie do domu robiac z zony dobra wymowke. A moze faktycznie jest stlamszony.

znając ją, jestem skłonna uwierzyć jemu, taka panna co mu mamusiuje, bo przecież ona wie lepiej co dla neigo najlepsze  🤔wirek:  no, ale macie racje, nikt nie wie jak to naprawdę tam u nich jest, więc odłóżmy tą dyskusję na bok
Wilejka   nie. na wiele sposobów !
14 kwietnia 2016 14:11
Przeczytałam ostatnie 15 stron wątku. I, wow, okazało się, że moje problemy nie są tak naprawdę żadnymi problemami 😀 !

Zatem chciałam tylko zapytaćt: czy możecie polecić jakieś poradniki podobne do "Dlaczego mężczyźni kochają/poślubiają zołzy", "Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus", "Nie zależy mu na Tobie" ?
Gillian   four letter word
14 kwietnia 2016 14:18
ja się już nawet nie odzywam, bo szkoda słów... 🙁 a miało być tak pięknie!
Gillian, co jest grane? Przecież dom "w drodze"...
"Dlaczego mężczyźni kochają/poślubiają zołzy"

dokladnie z tych samych powodów, dla których my szalejemy za łobuzami  😁
Gillian   four letter word
14 kwietnia 2016 14:37
Dzionka, jak tak dalej pójdzie to nie doczekam tego domu. Wczoraj byłby już koniec ale złamałam się i poprosiłam, żeby wrócił dokończyć rozmowę po tym jak powiedziałam "jeśli wyjdziesz to nie wracaj". Kolorowo jest, nie powiem. Mam świadomość gówna, w którym tkwię ale nic nie umiem z tym zrobić.
Gillian, u Ciebie to rzeczywiście nie jest stąpanie po różach...

Wilejka, może Esher Perel (jej TED)? Z angielska "Mating in captivity", u nas przemianowany na "Inteligencja erotyczna. Seks, kłamstwa i domowe pielesze". O napięciu między bliskością a dystansem w związkach. Czyli dla tych już "związanych".
busch   Mad god's blessing.
14 kwietnia 2016 16:48
Wilejka, ja bym poleciła książkę Aarona Becka "Miłość nie wystarczy. Jak rozwiązać nieporozumienia i konflikty małżeńskie"
Nie jest to książka typu "Mężczyźni są z Marsa", bo szczerze pisząc mam dość niskie mniemanie o tego typu książkach - są zwykle naszpikowane stereotypami itd. Aaron Beck natomiast to założyciel psychoterapii kognitywno-behawioralnej z bardzo długim stażem w prowadzeniu terapii małżeńskich właśnie. Książka traktuje o różnych zniekształceniach poznawczych, które utrudniają nam wspólne życie (nie tylko w małżeństwie). Wiele książek o mężczyznach z Marsa traktuje tych mężczyzn... dziwnie. Trudno mi to dobrze ująć w słowa - chyba najlepsze określenie to - przedmiotowo. Z kolei Aaron Beck skupia się na tym, żeby to właśnie nam pokazać, w jaki sposób sami sobie robimy pod górkę kiepską komunikacją, nieadekwatnymi oczekiwaniami wobec tego człowieka, albo wobec związków w ogóle. Wszystko jest omawiane na przykładach z życia wziętych, ale poprzez te przykłady Beck omawia bardzo dużą paletę zniekształceń poznawczych znanych psychologii. Świetna książka.

Obecnie zdaje się niedostępna w księgarniach, ale łatwo zdobyć e-book.
Z tym byciem pod pantoflem jest różnie. U nas niby klasyczny przykład kiedy patrzy się z boku, a od środka jest nieco inaczej. Ja mam go trochę pod butem a on się dzięki temu rozwija, robi rzeczy których nigdy by sam nie zrobił, nie ogarnął nie osiągnął. Czasem facet jest jak diesel bez oleju, rzezi i nie jedzie, no ktoś musi zatankować 😉 czasem robi mi okrutne awantury, wspomina wszelkie zło, i zapomina ze to ja mimo że jestem kobietą to latam z nim po budowach, załatwiam materiały, kładę kafle i zdzieram kolejne warstwy skóry z rąk żebyśmy coś osiągnęli. Czasem ma focha ze wszyscy załatwiają sprawy ze mną ale szybko sobie przypomina dlaczego kiedy kolejny raz o czymś zapomni, zaspi czy coś zgubi. No taka oferma z niego trochę, ciężko mu za mną nadążyć, ale stara się 😉 ja nie czuje się nieuczciwa w takim układzie, choć mam nadzieje ze z czasem poradzi sobie w życiu bez managera 😉

escada chyba wszystko zależy, jaki układ komu odpowiada. Są mężczyźni, którym nie przeszkadza, że się nimi "steruje", są kobiety, które lubią "sterować". Jeżeli taka para się dobierze, to wszystko gra. Gorzej, jak się trafi odwrotnie. Ja bym nie była w stanie wytrzymać z facetem wymagającym "sterowania", dla mnie to mocno niemęska cecha. Facet ma być choć trochę ambitniejszy ode mnie i choć trochę bardziej zaradny niż ja. 😉
Murat, ja znowu gdybym trafiła na faceta silniejszego i ambitniejszego ode mnie, byłby koniec świata. Dwoje liderów w teamie to murowane fajerwerki. Przez wiele lat próbowałam robić to, co escada - zdzierać kolejne warstwy skóry. A potem zrozumiałam, że to bardzo zła droga. Że mój mąż jest samodzielnym, fantastycznym Człowiekiem i ja nie mogę siedzieć mu na głowie. Ani próbować nim sterować! Tylko że my wychowaliśmy się właściwie razem, jesteśmy parą od 17 roku życia i na przestrzeni takiego czasu przeszliśmy jako para bardzo wiele. Takie matkowanie to tak naprawdę często przejaw egoizmu. Escada, Tobie z tym DOBRZE. To nieprawda, że Twój mąż "nigdy sam by nie zrobił". Zrobiłby. Tylko musiałabyś mu pozwolić 🙂 Uwierz mi, cudownie mieć przy sobie PARTNERA i być PARTNERKĄ, nikomu nie wskakując na głowę 🙂
jujkasek to niekoniecznie jest tak, że "facet by zrobił, jakby mu pozwolić" (ogólnie, nie że akurat facet escady). Serio, są tacy, co kierują się w życiu zasadą "przewróciło się, niech leży". Nawet jeżeli sami na tym tracą, bo jakby ruszyli tyłki, to by mieli lepsze, przyjemniejsze, wygodniejsze życie - ale im się nie chce chcieć.
Murat, pytanie czy Ty (hipotetycznie) chcesz być z kimś takim, to raz. Dwa... takie wyskakiwanie przed szereg może powodować, że ta druga strona po prostu się wycofuje. Naprawdę... Długo miałam tak, że NIKT nie zrobi tak dobrze, jak ja. Zasuwałam zatem przy mieszkaniu, sprzątałam, ogarniałam dzieci, gotowałam, oczywiście pracując przy tym cały czas. Frustrowałam się, ale jednocześnie nie umiałam odpuścić przedpola i NIE WIDZIAŁAM tego. Do czasu...
jujkasek no ja (hipotetycznie) zdecydowanie nie chcę, raz byłam i wystarczy na zawsze  😁
No ja też zdecydowanie nie. W ogóle żadnych toksycznych relacji 🙂
najlepiej to w ogóle żadnych relacji  👿
jujkasek, nadinterpretowujesz, dopasowujesz czyjś związek dopasowując do siebie i swoich poglądów. wcale nie dawno dostalo mi się "burę" za stwierdzenie, że kolega jest za dużym pantoflarzem  😉  Teraz ty robisz to samo pisząc o escada  🙄
E., nie dopasowuję do siebie, tylko piszę, jak to przebiegało u mnie  🙄 A co poglądy mają do tego? NIC.

Gdziekolwiek użyłam słowa "pantoflarz"?! Absolutnie nie, nawet przez moment o "pantoflarzu" nie pomyślałam.
Ale tak to zabrzmialo, jeśli Twoje intencje były inne i je źle odczytałam, to przepraszam  :kwiatek:
Ok E., naprawdę nie miałam intencji szeregowania kogokolwiek.
Wilejka   nie. na wiele sposobów !
15 kwietnia 2016 10:20
busch, książkę faktycznie łatwo znaleźć w pdfie - na razie te obrazowe przykłady wydają mi się mocno przerysowane, ale rzeczywiście - autor wszystko wykłada tak łopatologiczne, że jaśniej się nie da. Dziękuję za polecenie i szerokie opisanie - dobrze, że weekend przede mną 🙂
Teodora - nie lubię słuchać tedów (co innego TedX na żywo), ale można znaleźć książkę - będę szukać wytrwale. 🙂
a ja mam do Was pytanie poniekąd związane z tematem a poniekąd jednak nie (za co bardzo przepraszam, ale nie znalazłam bardziej odpowiedniego wątku).
otóż organizowałam jakiś czas temu urodziny, na które zaprosiłam koleżanki miesiąc przed datą. klasyczny układ- pizzeria, ja stawiam, a wy zamawiajcie co chcecie. zaznaczę, że zaprosiłam 6 osób, z czego 5 jest w związkach. z dwoma mam osobną grupę, ponieważ jesteśmy razem na roku i razem się trzymamy, jak gdzieś wychodzimy to idziemy niby w 5 (my 3+ich partnerzy), ale tak naprawdę kontakt codziennie mam tylko z nimi. i na tej oto prywatnej konwersacji jedna zapytała się drugiej, czy jej partner przyjdzie na moje urodziny, bo jej chłopak będzie się źle czuł będąc rodzynkiem. nie wiem czy to ja jestem nienormalna, ale coś we mnie zabuzowało, no bo zaraz, hej- to moje urodziny, zaprosiłam je, a nie ich z partnerami! nie przewidywałam żadnej męskiej obecności! ale przemilczałam, bo ok- nic nie mam do ich partnerów, jakoś przeżyję. jednak coś we mnie pękło, jak koleżanka, z którą przez 3 lata nie miałam kontaktu i starałam się go odnowić, wyskoczyła mi nagle że jej chłopak jest OBURZONY że nie dostał zaproszenia, ale mimo tego przyjdzie, mimo że widziałam go raz, jeden jedyny raz na jej urodzinach... wkurzyłam się i powiedziałam, że zaprosiłam je, a nie je+partnerzy, ponieważ to moje święto, moje urodziny, a nie wesele, a jeśli chciały przyjść z partnerami wystarczyło się spytać. ale one uznały, że to chyba logiczne, że jeśli zapraszam je, to ich partnerzy również są zaproszeni. natomiast pozostałe dwie, które również są w związkach, nawet nie pomyślały, żeby zabrać ze sobą swoich facetów, mimo że ich znam i lubię. oczywiście w związku z tymi trzema wyszło na to że ja jestem tą złą i im zazdroszczę że są w związkach i w ogóle foch i jeśli ich faceci nie są zaproszeni to nie ma sensu żeby one również szły.
stąd moje pytanie: serio, osoby w związkach, wpraszacie swoją drugą połowę wszędzie, gdzie to tylko możliwe? bo nie wiem czy to coś ze mną jest nie tak czy z nimi...
desire   Druhu nieoceniony...
15 kwietnia 2016 11:16
queridiculomas, jessssuuu 🤔  olałabym te czepliwe o facetów. Zwykle to kobiety-bluszcze, brrrr.  babskie wyjście to babskie wyjście.
queridiculomas, miałam taką koleżankę, która wychodziła tylko tam, gdzie zapraszano ją z facetem albo gdzie jej pozwalano go zabrać. Żeby było jeszcze bardziej bez sensu, facet nie chciał wcale, siedział zwykle jak na własnym pogrzebie i tylko czekał, aż pójdą do domu - ale ona uparła się, że skoro jest w związku, to znaczy, że jej facet wszędzie chodzi z nią. Ciągała tego gościa nawet tam, gdzie nikogo nie znał. Co ciekawe, w odwrotną stronę tak nie było, on wychodził sam.
queridiculomas, ja rozumiem Cię w pełni. Normalne, że czasem kobiety chcą pogadać w damskim gronie, tak jak faceci obejrzeć mecz przy piwie. I uważam, że to normalne, że są wyjścia osobne i są imprezy wspólne.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się