Przedszkolaki i uczniaki - czyli voltowe dzieci też nam rosną

CzarownicaSa, u nas leniwe pierogi i jest szał 🙂

Ja mam pytanie o naukę czytania. Czy warto wczesniej, a jak tak, to na jakich materiałach, książkach. Widziałam, ze w netach bardzo zachwalają elementarz Falskiego.
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
25 maja 2016 09:43
Nalesniki- duuuzo frajdy wbijania/wsypywania no i mieszania. Jasiek wymyslil, ze takie w wersji gryczanej sa najlepsze z maslem orzechowym 😉

O jaaa, moj przedszkolak dzisiaj na pierwszej wycieczce- do miasta do sali zabaw pojechali. Ciekawa jestem, czy pogadanka o zachowaniu w autokarze i miejscu da jakies rezultaty 😉
W przyszlym tygodniu bedzie kolejny wyjazd- do remizy strazackiej,a w sobote duza impreza przedszkolno-szkolna z okazji dnia dziecka, ktora wspolorganizujemy 😉
Dzieło mojego Mateusza, dla mamy 🙂 (to po lewej to chyba drzewo). Dziecko, które pół roku temu kredki używało jako śrubokręta i płakało, kiedy miało cos narysować. Wzruszyłam się..

Anai- piekny obraz 😀
I widać zamysł,  koncepcję konkretną, słoneczny obrazek.
Masz takie wzruszenie jak ja 3 posty wyżej- Emisia na jasełkach uciekła że sceny z płaczem, w kwietniu lokatowo konkurs  wokalny a teraz taki piękny występ 🙂
anai, Piękne! 😍
Mnie też wzruszają rysunki Gabrysia, nieważne jak to wygląda naprawdę, dla matki jest piękne! 😁



Od lewej: Drzewo i jabłko na nim, nasz samochód, nasz dom, kicia, Gabryś i mama. Ładne mam dłonie i palce, prawda? 😁

szafirowa, Gabik już był z przedszkolem w straży pożarnej! Czad!
Tu jest na pierwszym planie, obie łapki ma w górze i kapelut na głowie:



Oczywiście chce zostać strażakiem jak dorośnie.
Pyta mnie też kim ja zostanę jak dorosnę i nie przyjmuje do wiadomości tłumaczeń, że ja już jestem dorosła i mam jakiś tam zawód. Może ma racje... nie dorosłam jeszcze dostatecznie.
Pytam więc, jak on uważa, kim powinnam zostać jak dorosnę. Mówi, że policjantką. Podoba mi się ten pomysł, ale kurcze, obawiam się że trochę późno... 😁

I taka jeszcze atrakcja nam się w parku pod domem przytrafiła.
Ktoś podpalił drzewo i wezwaliśmy straż! 😀 Gabryś bardzo pomagał strażakom w akcji ratunkowej. 😁



CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
25 maja 2016 13:44
Zazdroszczę, że Wasze dzieci rysują. Raja jest chyba jedynym dzieckiem jakie znam, które totalnie nie lubi rysować 😎 Jak dostaje kartkę i kredkę to udaje, że pisze(ale na propozycję nauki normalnych literek reaguje wściekłością) lub bazgrze całkiem po całości przez kilka sekund i rzuca w kąt. Ma lepsze rzeczy do roboty 😁
I chodzenie z moim dzieckiem gdziekolwiek, gdzie są ubrania jest bardzo ryzykowne. Ma świra na punkcie sukienek 😵 Dziś też jakąś wyhaczyła w dobroczynnym i tak się do niej przykleiła, że nie dało się bez niej wyjść...
Słuchajcie, czy do przedszkola na zakończenie roku u Was dzieci przynoszą jakieś kwiatki dla pań? Jak w szkole? Bo mnie poinformowano, że jutro na 9😲0 jest zakończenie roku, będą jakieś występy dzieci (syn mi zakomunikował, że "po prostu wszyscy grają na różnych instrumentach"😉, no i nie mam pojęcia, czy nie będę jakimś wyrodem, jeśli tylko moje nie będzie miało żadnego kwiatka? Niestety nie mam kontaktu z nikim z rodziców z jego grupy. Milan chodzi na tyle rzadko, że po całym roku nikogo nie znam... Trochę nie mam pomysłu, jak niby  miało by wręczenie tych kwiatków wyglądać, jeśli to my, rodzice, przyjeżdżamy  na jakieś przedstawienie i teoretycznie po nim dzieci zostają na reszte dnia w przedszkolu. Kiedy te kwiatki miałby niby wręczyć i jak, on nie ogarnie, na bank. Chyba sobie odpuszczę ryzykując napiętnowanie heh ;P
CzarownicaSa, eee tam nie jesteś sama. Moje dziecko nie znosi rysować, malowac, kolorować.
Nie jeden trzylatek rysuje lepiej od mojego prawie sześciolatka.
Za to nauka pisania liter i cyfer wychodzi mu calkiem niezle.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 czerwca 2016 21:35
Uff  😁
kenna, Ja bym po prostu zapytała u źródła, czyli pań przedszkolanek, jaki jest zwyczaj.
Tak uczynię, my mamy zakończenie roku chyba 24 czerwca.

Z dnia matki i ojca w przedszkolu:



Zdjęcie już po części oficjalnej, czyli występie, który tak btw oboje przeryczeliśmy. Gabryś bo najpierw nie mógł się mnie doczekać, a potem nie chciał występować, tylko siedzieć ze mną na widowni... a ja ze wzruszenia.  😵  :wysmiewacz22:

CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
09 czerwca 2016 22:43
Nieźle 😁

Przeżyłam dziś chrzest bojowy pod kryptonimem "uspołecznianie"  😜 Mianowicie gdzieś tak po południu zapukał do mnie chłopiec z sąsiedztwa i zapytał, czy może wejść 🤣 Byłam w takim szoku, że w sumie nie zdążyłam uruchomić paniki 😁 Wszedł, pobawił się z młodą(drzwi zostawiłam otwarte, żeby w razie czego słyszeć jego mamę, on też ją poinformował gdzie idzie), potem wylecieli na osiedle i szaleli po podwórkach 😜 Młoda najpierw zaliczyła jego chatę, później poszła z nim za rękę(mamy osiedlową ulicę, młody spisywał się genialnie jako opiekun) do jego kolegi na chwilkę, później wylądowała u jakichś dziewczynek na podwórku naprzeciwko- kosmos! Obserwowałam ją cały czas i nie spuszczałam z oka, razem z sąsiadką siedziałyśmy przed domami(mieszkamy dosłownie drzwi w drzwi) i ona mnie tylko co chwilę uspokajała, że to normalne i nie ma się czym stresować 😁
Totalnie nowe dla mnie doświadczenie. I trudne, nie powiem że nie 😉 Ale cóż- mając dziecko chyba muszę się przyzwyczaić, że będę musiała rozmawiać z obcymi ludźmi czy chcę czy nie 🤣
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
10 czerwca 2016 09:01
U nas tez byly wystepy, uklad taneczny z pomponami do piosenki 'tecza tecza'. Moje dziecko odtanczylo i odspiewalo calosc, poogladalo z grupa swoja reszte wystepow (godzine ponad, bo i przedszkole i szkola) i dopiero dolaczylo do nas na reszte festynu. Potem tylko jeczal, ze chcialby jeszcze wystepowac. Ja sie oczywiscie wzruszylam widzac tego mojego krasnalka w grupie 4-5 latkow, ktory super dawal rade.
U nas z kolei na jasełkach w Domu Kultury na scenie młoda wystąpiła pięknie, a teraz na pikniku z okazji dnia mamy i taty uczepiła się nogawki pani i nie wyszła, ale chociaż piosenki śpiewała 😀

Kenna ja dawałam czasem jakieś czekoladki żeby Kazik paniom wręczył 😉

Czarownica moja tez ma chyzia na punkcie sukienek, całą zimę były rajstopki + sukienka, a jak ostatnio w końcu pozwoliłam jej wyciągnąć letnie sukienki to był szał. Księżniczka na całego. Ale czasami założy spodenki i koszulkę 😉
Rysować bardzo lubi, uwielbia bawić się lalkami.
Z racji posiadania starszego brata to już często gania z innymi dzieciakami a mi wtedy dziwnie 😉
Wzięłam na wszelki wypadek kilka róży spod stajni (swoją drogą bardzo ładne), ale spokojnie mogłam nie brać niczego, bo były przygotowane słoneczniki, które pani "pomagająca" rozdawała na koniec dzieciom i te wręczały kwiatki dwóm paniom z ich grupy. Tylko że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo moje dziecko, jak pani podeszła do niego z naręczem długich na jakieś 80cm słoneczników zrobiło unik i minę typu "liście mnie zjadają" (czy Wasze dzieci też boją się przechodzić pod niskimi gałęziami drzew i obok krzaków?!) i nie chciał od pani wziąć słonecznika do wręczenia (co pani do niego wystawiała rękę ze słonecznikiem, ten robił uniki na boki z miną, jakby go słońce strasznie raziło  :lol🙂, co cała sala skwitowała serdecznym rozbawieniem 😀 No więc, jak już dzieci wręczały te słoneczniki, to podbiegłam i dałam mu w dwóch pęczkach te róże (które były zdecydowanie krótsze) i dał je paniom. Jeszcze jedna mama też miała jakieś swoje kwiatki i też podała je dziecku do wręczenia, więc chyba nie wyszłam na jednego jedynego lizusa 😀 Oczywiście poryczałam się (chyba jako jedyna..), jak gruchnęła muzyka i moje dziecko cośtam niezgrabnie ruszało odnóżami, a M. stanął na wysokości zadania i tylko w momencie, jak mnie zobaczył, to zrobił podkówkę i oczka tarł, a potem świetnie się bawił. Jak powiedziałam, że muszę wrócić do pracy i przyjadę za jakiś czas to też miał lekko oczki wilgotne, ale odpowiadał, że rozumie, bez histerii "do domu do domu do doooomuuuuu do domu", jak czasami 😉 Ogólnie wielkie przeżycie dla mnie, pierwszy raz byłam na występach mojego dziecka, mojego "dużego" Milusia, mojego 1800 gram.. 🙂
Jej..
A ja siedzę i ryczę i na wspomnienie i na opisy Waszych przeżyć...
🤣
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 czerwca 2016 09:48
Gwash no mi mega dziwnie, bo nie mogę się przyzwyczaić do tego, że tutaj to w sumie normalne że obce dzieciaki sobie wchodzą do kogoś do domu 😜 A oni traktują to bardzo naturalnie i normalnie 😀 Nie potrafię jej jeszcze spuścić z oka, muszę się powstrzymywać żeby nie biegać za nią krok w krok 😵
Czarownica u nas jest to samo 🙂
Mieszkam tu od września, ale teraz jak się ciepło zrobiło szok- dzieciaki latają między domami, szaleją na wszystkich podwórkach, w trzy dni poznałam wszystkie i połowę mam 😉
Banda rocznikowo (6, 4, 4, 2,5 i czasem starsza siostra jednej- 8). Strasznie mnie urzekł ten klimat 😀
Ogólnie wielkie przeżycie dla mnie, pierwszy raz byłam na występach mojego dziecka, mojego "dużego" Milusia, mojego 1800 gram.. 🙂
Aż się wzruszyłam jak przeczytałam to "moje 1800 g". 😉
W ogóle, to myślałam, że ryczenie na reklamie podpasek mija z czasem, ale chyba nie... Mi się zaczęło w ciąży i nadal ryczę ze wzruszenia z byle powodu.
Dobrze, że Gabryś siedział mi na kolanach na tym występie, bo schowałam głowę za jego głową i smarkałam mu w ramię, cały rękaw miał mokry.  😁
Wymiękłam jak jedna dziewczynka, Amelka powtarzała po Pani wierszyk zaczerpnięty z reklamy: "kocham Cię mamusiu, kocham Cię mateńko..."  😁
Gwash no mi mega dziwnie, bo nie mogę się przyzwyczaić do tego, że tutaj to w sumie normalne że obce dzieciaki sobie wchodzą do kogoś do domu 😜 A oni traktują to bardzo naturalnie i normalnie 😀 Nie potrafię jej jeszcze spuścić z oka, muszę się powstrzymywać żeby nie biegać za nią krok w krok 😵


Oj tak,  ja sie do tego musialam przyzwyczaic.
W tej mojej mieścinie dzieci lataja same po placu.
I to norma ze młodsze  dzieci sa pod opieka starszego rodzeństwa.
I przyprowadzanie " obcych dzieci" do domu ot tak po prostu to tutaj tez norma.
Ja juz wiem ze jak Kuba idzie sam na plac, za chwile przyprowadzi mi do domu bandę kolegow.


Julie, RaDag, ja jestem ogólnie wrażliwa na widok dzieci+muzyka. Jak swego czasu robiliśmy w stajni obozy i na zakończenie przygotowywaliśmy pokaz tematyczny do muzyki (np. jakaś scenka, elementy stroju plus układ na koniach), to zawsze jak ruszała muzyka musiałam ukradkiem łzy ocierać, bo mnie tak to wzruszało, mimo że to nie moje dzieci 😉 No a moje to już ryksa do kwadratu 😀
O, tak się uchylał przed słonecznikiem (mega nieostre)


p.s.: Apropos niejadków, to mój jest typem "albo nie jem albo jem to co chcę i nikt nie będzie mi mówił, co mam jeść i głodem mnie też nie weźmiecie". Dziś po przyjściu z przedszkola (nie wiem, co tam jadł na obiadek, pewnie nic) nie chciał nic jeść (a ja miałam na obiad naleśniki), po czym zasnął razem ze mną, wstał przed godziną i zażyczył sobie oraz ZJADŁ 3 (trzy!) kromki chleba z masłem.


CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 czerwca 2016 19:53
Aszhar no ja się z jednej strony niby cieszę, ale z drugiej... ja nie wiem do jakiego domu ona wchodzi. I kogo może tam spotkać. To już chyba paranoja 🤔wirek: Więc jeśli gdzieś wchodzi to średnio po 5 minutach idę i sprawdzam, czy wszystko ok. Jeszcze nie umiem jej zostawić "tak o", muszę siedzieć przed domem i kontrolować.
CzarownicaSa, he he he spoko to nie mija. Ja mam plac przed blokiem. I ciągle stoje w oknie i obserwuje mlodego.
A za chwile bede zmuszona w  koncu dac mojemu dziecku troche swobody.  Ja nie wiem jak to zniose.
Ja go nie przegadam, już wkrótce... 😵



Na wypadek, gdyby było za cicho i ktoś nie rozumiał jakimi słowy dziecię me do mnie przemawia:

- Mój plan jest taki: Że najpierw zjemy lody, a potem pizzę.
- A nie odwrotnie?
- Nie. Ja mam sytuację...
- Jaką masz sytuację?
- Taką mam sytuację: Że najpierw zjemy lody, a potem pizzę...

😁

Julie Kropka w kropkę, Franek mi dokładnie takie same plany przedstawiał (z pizzą i lodami!). I też przy tym tymi paluchami wywijał (najpierw to, potem to). Uśmiałam się  🤣 Dogadaliby się.
Julie, coś mam wrażenie, że te 3+ aktualnie dzieciaki to wszystkie takie z wlasnym planem na zycie 😀
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
21 czerwca 2016 21:13
Isabelle, taa i nagle masz zrobic na obiad 'cos slodkiego, puchatego i co pomaga rosnac' (dodam, ze wybrnelam!)

Jak juz jestes to mow koniecznie co u Ciebie i u Niki?!
szafirowa, o jeez, a co zrobiłaś? pampuchy? 😀

Nika to fajny dzieciak. generalnie usłuchany, ale jak nie ma na coś ochoty to wołami nie zmusisz. Roześmiany urwis, beton emocjonalny, glebnie że zęby zbierać a płaczu ni ma. Ale jak się wkurzy to matce przywali kapciem w łeb. Bajek nie ogląda, bo ma ciekawsze rzeczy do roboty, mocno aktywna, mało czuła, przytuli czy buziakuje, ale bardziej jak matka błaga niźli z serca potrzeby. I jakaś taka porządna za mocno jak na takie geny. Po zjedzeniu czekolady biegnie sama myć zęby, nakłada pastę, szoruje i pół godziny płucze szczoteczkę, bo brudna. Wszystko sama. Jak spróbuje i nie wyjdzie to dopiero prosi o pomoc, nie chce zaakceptować wyręczania, choć byłoby to często wygodniejsze i szybsze.
Śpiewa refren piosenki "Everybody's bitch" z soundtracku Sons Of Anarchy.
Ma dwa komplety mundurów moro, leśny i piaskowy. I skórzaną ramoneskę. I różową kieckę z falbanami.
Liczy do 30, trochę pisze, literuje proste wyrazy, generalnie litery poznaje.
Jak zaśnie w aucie to budzić nie można, chyba, że z death wish.
Żarciowo wybredna, z dzieciakami w przedszkolu jako tako- sama wydziwia. Chyba, że to czekolada. Potrafi gorzką 90% opędzlować nawet.


a jej pedantyzm dobrze opisuje serial "detektyw Monk"
-Mama, dziura! (w lino-gumo-leum)
- No i co mam zrobić?
- WYRZUĆ!
- Ale dziecko, nie można dziury wyrzucić.
- Nie dziurę, PODŁOGĘ!

Zrobiła awanturę z tragedią i krzykiem, bo ojciec ośmielił się podkład (pieluch nie nosimy, podkład pod dupsko na noc jak dużo wypiła przed snem) wywalić do śmietnika w kuchni a nie do śmietnika w łazience, bo to zły śmietnik.

Generalnie jest fajna. Ma kupę wad, jak każdy człowiek, ale jest lubiana a dorośli oceniają ją jako "wybitność", choć dla  mnie to po prostu fajny, samodzielny, pozytywny ale uparty jak koza dzieciak, ale w sumie pokrywałoby się to z genotypem 😉
Isabelle, Super, że się odezwałaś. :przytul:  Oczy mi się zaświeciły, jak zobaczyłam Twój post tu. 😀

Gdybym teraz miała pisać- mam dziecko, które jest totalną beksą. Płacze z byle powodu. Nie ma dnia, żeby nie wybuchła płaczem, jękiem czy rozpaczą. I to jest coś, na co nie potrafię uzyskać żadnej konkretnej porady- bo wszędzie jest napisane/radzą "pomóż dziecku radzić sobie z emocjami". Tylko... jak? Jak wyjaśnić 4 latce, że niemożność otworzenia butelki z sokiem to nie jest powód do histerii? Albo zamknięte drzwi? Albo to, że konik upadł? Jak? W jaki sposób? Jeśli rozmowy dają tylko i wyłącznie odpowiedzi "nie wiem" czy "bo tak!"? Inne matki albo tego nie rozwiązały, albo "pomogły radzić sobie z emocjami"(ale jak już nie mówią) albo... patrzą na mnie jak na kosmitkę, bo to przecież niemożliwe, bo ICH DZIECKO NIE PŁACZE Z BYLE POWODU.
Aj waj, deal with this 😎


Odniosę się do tego co napisałaś tutaj, bo w wątku dzieciowym z oczywistych przyczyn królują niemowlaczki... więc:

Myślę że, to nie jest tak, że TY masz dziecko które jest totalną beksą.
Myślę, że to jest taki ***jowy wiek.
Gabryś też jest teraz mega jęczybułą i byle pierdoła urasta do rangi końca jego świata.
Im chyba teraz dojrzewa wrażliwość, a intreakcje z resztą świata często zaogniają radzenie sobie z tym.
Ja mam czasem tak dosyć jęczenia, że prawie wychodzę z siebie.
Jak sobie radzę:
Staram się obrócić w żart, jeśli nie jest to sprawa wagi państwowej.
Czyli jak jęk "maaamooo..." skończy się np "chce mi się piiiić...!!!", to przedrzeźniam jęczyciela takim samym tonem "syyynuuu.... weź se sam, stoi na stole..." i często udaje się doprowadzić do tego, że śmiejemy się z tego jęczącego tonu oboje.
Jeśli jest to sprawa wagi państwowej, typu że klocki nie chcą się ułożyć, a rysunek narysować i następuje ogólna frustracja, jęk i ryk, to pytam: Co ja mam zrobić? Pomóc Ci? Iść? Być? Przytulić?
Często nie umie odpowiedzieć, bo sam nie wie. ALE też często mówi dokładnie czego oczekuje. Nigdy nie jest to pomóc, czy przytulić. Po prostu być, współczuć, uczestniczyć w przeżywaniu tych strasznych rzeczy, będąc obok.
Bywa, że mówię iż nie wiem co mam zrobić, on mówi, że też nie wie i wszystko jest na NIE. Pytam czy chce jęczeć, smucić się i płakać. Bywa, że mówi "chcę sobie tak popłakać"... ale ze mną pod kocem. Kładziemy się pod kocem i trochę naprawdę, a trochę na niby płaczemy... a to się zaraz zmienia w łaskotki i przytulanki i jest git.
Nie wiem jak u Ciebie, ale może spróbuj wyluzować i po prostu być sobą, jednocześnie pytając Rajkę czego od Ciebie oczekuje.
Mi się co raz częściej sprawdza uczciwe przedstawienie sprawy i komunikowanie jęczycielowi, że ja nie wiem co mam zrobić, jestem smutna, zła, nie lubię jak jęczy, denerwuje mnie to... i niech on mi wymyśli rozwiązanie.
U nas często działa.
Zauważyłam, że z całą pewnością nie należy bagatelizować przeżywanych przez dziecko spraw na zasadzie "a przestań, nic się nie stało, nie ma o co ryczeć, to nie jest powód...".
I też nie należy nadskakiwać z przesadną czułością i współczuciem.
Gabryś czuje się chyba dostatecznie pocieszony, jak mu mówię "rozumiem Cię". U nas to jest chyba takie magiczne słowo.
Rozumiem, nie oceniam, nie bagatelizuję.

Strasznie ciężko się przestawić z dzidziusia na człowieka. 😵
Ja sobie tylko tłumaczę, że pewnie jemu też jest ciężko i musimy siebie nawzajem wspierać.
Teraz co raz częściej proszę go, żeby pomógł w czymś mi. Mówię jak do człowieka "słuchaj, mam problem, pomóż mi, nie wiem co mam zrobić, jak myślisz..." Żeby łatwiej mu było się przestawić z trybu pępka świata na tryb życia w rodzinie/społeczeństwie. 😉
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
21 czerwca 2016 22:42
Julie ale ja chce jej pomoc. Pytam, rozmawiam, nie reaguje na jeczenie czy buczenie, oczekuje normalnych odpowiedzi i po milion razy pytam, co mam zrobić. Długo próbowałam reagowac natychmiast i natychmiast spelniac prosby czy pomagać. Ale to tylko pogarszalo sprawę, bo w efekcie dziecko przestało robic cokolwiek- oczekiwalo ciągle ze zrobię to za nią i dalej oczekuje. Etap "ja sama" miała bardzo króciutko, teraz każda próba zachęcenia jej do wysilku (wysiłku typu spróbuj założy bluzkę czy ułóż puzzla) kończy sie rynkiem bo ona "nie umie i nie bedzie próbować, ja mam to zrobic. Wiec tez pytanie jej "kochanie, jak mam Ci pomoc?" kompletnie nie zdaje egzaminu- bo mam wszystko robić za nią.
Gdy nie jeczy jest absolutnie przegenialna i fantastyczna. Gdy nie jeczy... a jeczy codziennie. I mi juz psychika siada powolutku. Zwlaszcza, ze jej jeki przekladaja sie na to, ze jako 4 latka jestl mega niesprawna, bo niczego nie chce próbować. A ja po prostu nie umiem jej zachęcić. Już nie mam sił na krzesanie w sobie "pozytywnej energii", bo wystarczy jeden wybuch jeku i mam dosyć jej towarzystwa. Więc ciężko tu o entuzjazm. Zwlaszcza, ze to trwa od kilku miesięcy.
Moje "bycie soba" jej nie bardzo pomoże, bo jestem mocno niepewna, nietowarzyska i introwertyczna. Czas najchetniej spedzalabym sama, z problemami innych tez sobie nie radzę. Wiec moje bycie soba moze jej tylko zaszkodzic.
CzarownicaSa, a jeśli ona "tak ma"? Jeśli Jest "beksą i jęczybułą", malkontentem? To co? Magicznie przestanie?
Od dłuższego czasu wydaje mi się, że każdy się rodzi z różnym progiem odczuwania dyskomfortu, w tym frustracji. I że niewiele na to można poradzić. Są tacy po których sporo spływa, są tacy co "byle g*" wkurza, czy też wywołuje... zawód. Sytuacji nie ułatwia, że ci mało odporni na "opór rzeczywistości" są też zazwyczaj mega wrażliwi zmysłowo, oraz... perfekcjonistyczni.
A może się z tym pogodzić? Doceniając niebagatelne zalety córci? Gdyby była inna - to w czym innym też byłaby inna. "Każdy medal ma dwie strony monety" jak to kiedyś ujął pewien wojskowy. Jednocześnie, coś jak odczulanie, czy te wszystkie zabawy z końmi z niebieskimi płachtami itd. - przemyśleć i stopniowo podnosić ten niski próg odczuwania? Ćwiczyć to, ale tak, żeby nie przerastało? Im więcej akcji, mimo dyskomfortu, kończy się dobrze, tym ten próg, milimetr po milimetrze - jest wyższy. Tym mniej "wq*a". Wszyscy uczymy się tego przez całe życie. Po dorosłym "spływa" nieskończenie więcej niż po dziecku. Ale, tak mi się wydaje, startujemy z różnych poziomów, każdy z innego. I dziecko mało odporne na "opór rzeczywistości" ma bardzo ciężko.
Tak to chyba jest. Że - ugryzie komar, powiedzmy. Jedno dziecko piśnie, trzepnie, zachlipie - i leci się bawić dalej, inne "umiera".
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się