Wewnętrzna "blokada"

dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
18 maja 2009 20:27
Nie znalazłam podobnego wątku, a jeśli takowy istnieje to prosze o przyklejenie. Mi szukajka nic nie pokazała.

Od pewnego czasu mam problem. Na poczatku myslałam, że to przez brak kondycji mojej, przerwę w jeżdżeniu konno (5 miesięcy) i ogólne doły spowodowane innymi sprawami. Jednak po ostatnich jazdach uświadomiłam sobie, że kłopoty nie przeszły. Chodzi o to, że super czuję się w stajni, lubię byc z Darnicą, czyścić, przytulać ale samo wsiadanie i jazda powodują, że trzesę się jak osika. Nastapiła jakaś wewnętrzna blokada we mnie i nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzić. W rezultacie konisko biega po łące, a ja wracam wściekła do domu, że nie umiem wygrac sama z sobą. Jak juz wsiądę to jestem sztywna jak decha, koń denerwuje się i cała jazda kończy się nie tak jak ja bym sobie tego życzyła. Nie wymagam od siebie Bóg wie czego. Ale ostatnio mam takie wrażenie, jakbym się uwsteczniła.
Mieliście już takie coś? Jak tak, to jak sobie z tym radzicie?
ja mam tak z każdą rzeczą jaką zaczynam....dochodze do pewnego etapu i ściana!
ja mialam... byl taki czas ze natraszona przez lekarza, tak panicznie zaczelam bac sie upadku, ze nie bylam w stanie jezdzic... ale boisz sie czy co sie dzieje?
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
18 maja 2009 20:41
Zazwyczaj mam w głowie "czarny scenariusz jazdy". Upadki, połamania, stratowanie przez konia 🤔wirek: Nigdy darnica nie wywinęła mi takiego numeru. Owszem, ostatnio spadłam z niej, że tak powiem, a raczej sama zeskoczyłam. Straciłam równowagę i zwyczajnie wyskoczyłam z siodła. Zaraz oczywiście wsiadłam ale powodem tego "wyczynu" było usztywnienie i jakaś dziwna panika. Naprawdę nie wiem co się dzieje, a skończy się na tym, że Darnica dostanie wcześniejszą emeryturę, bo wogóle nie wsiądę, tylko będę ją utrzymywać.
no wlasnie. dokladnie to co mialam ja. pociesze cie: przejdzie  😀 przynajmniej mi przeszlo  😉 wyluzuj, oddychaj gleboko. znasz tego konia, on zna ciebie..... NIC SIE NIE STANIE! usmiech piers do przodu i jedziesz. pozytywne nastawienie i wygrywasz dziewczyno  🤣
Bischa   TAFC Polska :)
18 maja 2009 20:46
Mam ciągle coś takiego ... Spinam się na koniu , pochylam i boję sie , że coś mi nie wyjdzie - i często takim myśleniem powoduję , że faktycznie nie wychodzi  🙁 I wpadam w coraz większe przygnębienie . I odechciewa mi się jeździć ...
Ja tak mam. Jeżdżę bez instruktora i jak przyjdzie mi wsiąść gdzieś z instruktorem to zaraz panika, bo kompromitacja, bo nie umiem tego, tamtego, nie znam konia, spadnę, poniesie mnie, nawet jak wsiadam na znajome to często mam blokadę, że wszyscy są lepsi, robią postępy, a ja antytalent i kończy się tym, że wolę popatrzeć na konie, poczyścić, popatrzeć jak inni jeżdżą, siodłać im konie itp.
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
18 maja 2009 20:50
katija - dzieki wielgachne za wsparcie :kwiatek: Mam nadzieję, że jeszcze wrócą te cudne chwile jakie przezywałam w zeszłym roku 🏇 Oby Twoje słowa sprawdziły się.
Bischa Li breakaway , widzę, że wątek potrzebny - nie ja jedna mam ten problem, a juz myslałam, że ze mną coś nie tak. Musimy to jakoś przezwyciężyć.
ja po wypadku mam male 'ale'. i co smieszne, mija wraz z pierwszym niekontrolowanym odpalem skarego 🤔 po tym jakos oddycham z ulga i jest ok. do tego czasu siedze w oczekiwaniu na to, kiedy cos odpali. to jest po prostu chore.

a poza tym mysle, ze tylko swiry nie odczuwaja strachu czy jakiejs 'niepewnosci'.
mieliśmy, mieliśmy.
tzn ja ogólnie kiedyś w pewnym momencie miałam blokadę przed wsiadaniem na cokolwiek i gdziekolwiek - zapomnij! Przy koniach - ok, mogę sprzątać, czyścić, przebywać, ale broń Boże wsiadać. Ale w końcu sama wzięłam się w sobie, zacisnęłam zęby i wsiadałam. Miałam o tyle gorzej, że wsiadałam na nieswoje konie, a na mniejsze lub większe rekreacyjne cwaniaki czy tuptusie i nie mogłam liczyć na wyrozumiałość w 100%, ale powiedziałam sobie "a trudno", a jeśli w siodle czułam, że się usztywniam, brałam głęboki oddech i śpiewałam sobie w myślach. 😉
Odnośnie tego wrażenia uwstecznienia.... odkąd mam konia, czuję, że się uwsteczniłam 😉 W sensie mięśniowym i kondycyjnym. Nie miałam przez ostatnie pół roku czasu na jeżdżenie kilka razy w tygodniu w różnych miejscach, u różnych ludzi, na wyjeżdżanie się doszkolić i tak dalej i ostatnio jak w końcu usiadłam na konia, nieswojego z resztą, myślałam, że się załamię. 😉 ale powiedziałam sobie "trudno". Wyjeżdżam za niedługo na 2 tygodnie i liczę na rozruszanie moich zastanych "jeździeckich zawiasów".
Myślę, że przez te 5 miesięcy Twoje "jeździeckie zawijasy" zaczęły rdzewieć, czujesz, że się "uwsteczniłaś" i w głębi duszy Cię to denerwuje - niby "nie wymagam Bóg wie czego", ale w środku pewnie coś trąca, że "przecież kiedyś było lepiej, przecież stać mnie na więcej" i przy okazji "a jak coś mi się stanie?". Myślę, że w Twoim przypadku trzeba po prostu uśmiechnąć się do siebie, do konika i wsiąść 🙂 Masz fajną kobyłkę, własną, po której wiesz, czego możesz się spodziewać, macie wspólny kontakt, czegóż więcej? Wsiądź sobie najpierw tylko na stępa, potem na kłusa, powoź sobie tyłek i powoli, powoli.... Czasem na początku musi być gorzej, by później mogło być tylko lepiej. :kwiatek:
dragonnia   "Coś się kończy, coś się zaczyna..."
18 maja 2009 20:58
ZEN To pocieszyłaś, bo ja własnie pomyslałam, że świr jestem, że takie wizje w głowie uskuteczniam. Ale sytuacja jest chora, bo zamiast skupić się na jeździe, na tym co się robi, to czekam jak debil, co konio wywinie. Zawsze po takiej akcji mam mega zakwasy.

Sankarita
, czy Ty kobieto czytasz w myślach?  😉 Dokładnie opisałaś moje odczucia, bo ja nawet zrobiłam to w dużym skrócie. Obiecuje poprawę - nie mówię narazie kiedy to nastąpi.

edit: literówki
W sumie jak jeździłam regularnie, po 2 razy dziennie, na na prawdę różnych koniach - spokojnych rekreantach, młodych odpalaczach, stających dęba przy wsiadaniu, ponoszących, wypłoszach itp, z czasem lęk mijał. Co prawda ja w sumie tylko tyle co siedziałam i woziłam tylek, bo pracy w tym żadnej, ale jakoś czułam się pewniej. Wróciłam do siebie i jazda na mojej kiedyś 'złej, strasznej i dzikiej kobyle' była błahostką, niczym strasznym. W sumie jak byłam tam to dobrze mi szlo, aż do pewnej jazdy, gdzie totalnie mi nie wychodziło, koń wyłamywał mi każdą przeszkodę, a ja nabrałam panicznego strachu, bałam się krzyżaczka, potem wgl nie chciałam jeździć, bo zwyczajnie była to dla mnie konieczność, a nie przyjemność...
Bischa   TAFC Polska :)
18 maja 2009 21:20
U mnie jest taka sytuacja , że kiedy w ogóle zaczynałam przygodę z jeździectwem , jeździłam tylko w wakacje i to max 5 razy w czasie wakacji . Nikt nie poprawiał mojego dosiadu , moich błędów i mam masę nawyków , których nie jestem w stanie wykorzenić . I nawet na rekreacyjnych tuptusiach czuję się , jakbym nic nie umiała . Coś mi nie wychodzi , a ja potrafię opuścić ręce i chcę zsiadać i krzyczeć "Koniec , jeździć więcej nie będę" , nie raz płyną mi łzy złości , że czemu nikt mi kiedyś nie poprawiał błędów nic nie mówił . Na wyścigach trochę się pewniej czułam , bo konie nauczone akceptować jeźdźca , nie ma czegoś takiego jak wyginanie , prawidłowy ( klasyczny , nie wyścigowy ) dosiad , konie na ściśnięcie łydkami reagują i na skręcenie głowy wodzami a nie dosiadem . Ale wiem , że to nie było dobre , jedynie pogorszyło mój dotychczasowy "stan jazdy" . I teraz do błędów z początków jeździectwa doszło pochylanie się .
dragonnia myślę, że mogłoby Ci pomóc jakbyś zaczęła jeździć z jakimś spokojnym zaufanym instruktorem/trenerem. zawsze podpowie co i jak, i jak się z kimś rozmawia to człowiek nie ma myśli pt: co by było gdyby??
powodzenia :kwiatek:
Ja spadłam z koni kilkadziesiąt razy, z czego dwa razy się połamałam, raz wylądowałam na stole operacyjnym. Dwa razy kask uratował mi życie. Miałam niezłego stracha, kiedy po dłuższej przerwie wsiadłam na konia. To, co mi pomogło, to po prostu zmierzenie się ze strachem, czyli jeździłam, mimo lęku, ale też podejmowałam odpowiednie środki ostrożności: kask, dosiadałam spokojnych koni i cały czas się szkoliłam. Strach powoli mija. Podsumowując: sądzę, że tylko regularna, rozsądna jazda powoli minimalizuje uczucie lęku. No i czas...
Powodzenia!
heh ja chyba teraz tak mam... Panicznię boję się upadku ale wraz z koniem... Boję się że po skoku się przewróci i np. mnie przygniecie... czy da sie coś z tym też zrobić?? Bo jakoś mi nie przechodzi.. Chociaż podczas treningów jakoś o tym nie myślę.
a ja z mila checia wroce na lonze i doszlifuje swoj dosiad tak, ze chocby sie walilo i palilo- bede siedziec 👍 o, taki mam plan 😎 gorzej z czasem na jego wykonanie..
zen - bardzo dobry pomysł! Jazdy na lonży baaardzo poprawiły mi dosiad i dały większe poczucie bezpieczeństwa w siodle.
Bischa   TAFC Polska :)
18 maja 2009 21:51
Też nad tym myślałam właśnie . Ale na razie kasy brak , a tam gdzie chciałam jeździć nie ma jazd za pomoc  🙁
dragonnia, a bo wiesz, ja to taka czarownica, mam koniowilka, psa-ponuraka, ziółka parzę, rękami leczę.... 😁
Nie no, tak na poważnie, to wydaje mi się, że wiem, co czujesz, bo sama przeżywałam podobny stan i w zasadzie dalej przeżywam już tylko taki "późniejszy etap" czyli to w zasadzie mechaniczne uwstecznienie. Co z tego, jeżeli wiem, jak dane ćwiczenie wygląda, skoro moje mięśnie i ciało jest całe zesztywniałe, takie "zardzewiałe" i potrzebuje po prostu czasu na "rozbujanie się" na nowo. No a na to jest jedna metoda - jeździć. 🙂 Dasz radę, kobieto.🙂 Masz czas, przecież świat nie kończy się jutro i nie ma się co spieszyć, ale miło by było, jakbyś przynajmniej wsiadła.🙂 Wierzę w Ciebie!
i sprobuj terenem- stepem na spacer. slonce swieci, ptaki spiewaja i las taki piekny. az sie chce  😉 i na pelnym luzie, lajciku, z usmiechem na twarzy i pozytywnym nastawieniem  😀
A ja, no cóż... zablokowałam się po śmierci mojego podstawowego konia. Nie tyle zblokowałam się z samą jazdą, co z karierą sportową. Fakt, że budowałam stajnię i miałam bardzo ograniczone fundusze, jednak nie brakowało mi startów, gdy wcześniej nie miałam wolnego weekendu przez kilka miesięcy. Teraz wiem, że mam bardzo dobre młode konie i że to już czas zacząć starty. I zaczynam. Jeszcze tylko napiszę mgr i ruszam pełną parą. Prawda jest jednak taka, że do wkkw nie wrócę. Przynajmniej teraz wydaje mi się to niemożliwe...
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
18 maja 2009 22:56
Sama przeżywam od końca stycznia taką blokadę na jazdę w siodle.  Skręciłam kostkę na koniu. Nie pytajcie nawet jak to się stało, bo do dziś sobie wyrzucam złe obuwie, brak koordynacji i zły technicznie dosiad. No ale stało się. Po długiej rekonwalescencji mogę normalnie chodzić i uprawiać sport. Ale...... za każdym razem jak mam okazję wsiąść na konia to  w głowie brzęczy mi dzwoneczek - gruchnięcie kostki. Za plecami czuję ten bół, strach i ..... rezygnuje.

W styczniu nabrałam naprawdę fajnej pewności w siodle. Pewnie dosiadałam koniki prawie mi nieznane... a teraz?  Marudze i wymyślam na wsyztskie możliwe strony ... powody dla których nie moge jeździć ( typu brak obuwia, zapomniałam byczesów, nie mam siły, okres, itp itd. ). Kombinuję też z dosiadem,  że może ciężar ciała na kolanach opierać. Do niczego to jak narazie nie prowadzi.... i wiem że w końcu trzeba będzie podjąc jakaś konkretną decyzję.... Narazie nawet o tym nie myśle...
Ja jeszcze niedawno , przed jeżdżeniem z Milusią, miałam strasznego stracha jeśli chodzi o bryki, wierzgania, dęby, machania łbem (nawet przy potknięciu bardzo się usztywniałam) itp. Po prostu nie ufałam instruktorom i koniom. Nagle mi to minęło, jak zaczęłam wsiadać na Etnę. Nagle mnie olśniło i na jednej jeździe (dosłownie) puściły wszystkie strachy. Teraz z takich rzeczy się śmieję. Ufam osobie która mnie uczy w 100% jeśli chodzi o jazdę i wiem, że nie zrobi niczego, co by mogło zaszkodzić mnie czy koniowi .
Po lądowaniu pod kopytami (wyłamanie na krosówce) i konsekwencjach opanował mnie okropny strach przed skokami. To był dramat! Bladłam, trzęsłam się i ociekałam potem już na widok drąga leżącego na ziemi! Próbowałam skakać - ale robiłam wszystko, żeby nie skoczyć. Jednocześnie bardzo chciałam skakać, pamiętałam tę frajdę, radość, uczucie lotu. Pewnie nie skakałabym w ogóle, gdyby nie ówczesny trener, który przydzielił pewnego konia, ustawił okser, który stopniowo powiększał - i kazał jechać i skakać, znowu i znowu. Wrzeszczałam, rzucałam wodze zasłaniając oczy rękami  🤔wirek:, płakałam i... skakałam. W końcu usłyszałam: "No, nareszcie  🙂". Najgorsze minęło.
Potem mój trener dokonał rzeczy podobno niemożliwej - nauczył przyzwoicie skakać osobę po silnym urazie. Moment przełomowy doskonale pamiętam: skakaliśmy trudny i duży szereg gimnastyczny. Konia miałam "z odzysku". Ów koń za skokami nie przepadał. Nie chcąc skoczyć, a nie mogąc się zatrzymać - klęknął!  🤔wirek: Olśniło mnie: koń, zamiast skoczyć - klęczy, a ja nadal w siodle jestem! To może mi już w ogóle trudno jest się z siodłem rozstać? Uff...  💃
Wszystko się da - trzeba chęci i czasu.
"Strachy" najszybciej mijają, gdy zdarzy się właśnie to, czego się obawiamy - i okaże się nie tak straszne, jak w wyobraźni.
ja mam stracha przed niektórymi końmi, wiem że jak zaczną coś robić to sie utrzymam ale boje sie samego faktu odwalenia jakiegoś numeru, tak z zaskoczenia. a najgorsze że boje sie takiego kurdupelka, mamuśki mojego konia - stara ale jara i nigdy nie wiadomo co jej odwali 😁
czasem mam blokade na zawodach (no jakoś tak średnio co drugie witam się z ziemią), przed samym wjazdem na parkur mam ochotę zrobić w tył zwrot i do widzenia, ale jak już sie tam znajdę to jakoś daję radę tylko jadę przejazd na jednym wdechu 🤔wirek:
ale dziewczyny, do odważnych świat należy. co nas nie zabije to nas wzmocni czy jakoś tak 😉
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
19 maja 2009 08:48
zawsze w skokach czułam się niepewnie. przez to jak się spinałam koń skakał słabo. sądziłam, że nie ma talentu tak jak ja 😀 ale jak wsiadały na niego inne osoby to skakał super.

potem spadłam pare razy i teraz panicznie się boję. do tego stopnia, ze czasem jak na ujeżdżalni jest jakaś przeszkoda to mam paranoję, że jak mój kon sie sploszy i zacznie galopować to jeszcze ją skoczy.

na szczęście teraz koń ma skoki zabronione, więc mam świetną wymówkę 😉

Ja zauważyłam, że na pokonanie strachu przy jednym zadaniu, pomaga mi paradoksalnie ćwiczenie jeszcze trudniejsze. To jak się spinam przy galopach na mojej kobyle, która potrafiła kiedyś urządzić porządne hocki klocki, to poezja! Czysta rekreacja. Powoli zaufałam jej, ale do tego zaufania w większej mierze przyczynił się ktoś, kto z ziemi kontrolował każdy mój wyczyn. A dzisiaj, gdy dostałam kolejne zadanie, które wg mnie było straszliwe (wyższe kawaletki  😁  😡 ), to nie dość, że w galopie oddychałam w końcu  😁 to jeszcze potrafiłam coś powiedzieć.
Naprawdę bałam się wsiadać na kobyła strasznie, zakładałam czarną, lonżowałam  🙄 w tym momencie nie jest mi potrzebne nic, kobył jest mega bezpieczny.
Konie też nas usiłują przepłoszyć, a jeszcze gdy widzą, że to działa!
Diakonka   Jestem matką trójki,jestem cholerną superwoman!
19 maja 2009 10:10
ja w terenie czasem mam takie momenty, że jestem napięta jak struna i trzeba się jakoś opanować, żeby koniowi się nie udzieliło. na przykład na spacerze jak przechodzimy ponad strumykiem. Diakon kiedys tam się spłoszył jakiejś kaczki i od tamtej pory spina się tam strasznie i wypatruje strachów. ja się tez spinam i w sumie już nie wiem kto pierwszy i koło się zamyka.

pomagam sobie... śpiewając! ciało się wtedy rozluźnia, oddycham, mój głos działa kojąco na konia.
polecam🙂
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
19 maja 2009 10:32
O, to nie jestem sama. Ja po upadku pod konia, który na szczęście nade mną przeskoczył, a nie zadeptał podkowami, panicznie bałam się galopu, jak tylko się zaczynał, to ja wrzeszczałam, że spadam i do kłusa. Kilku próbowało i mi wmawiali, że siedzę, że się nie da spaść, skoro trzymam się jak przyklejona, ale ja w swojej własnej głowie spadałam i mogli sobie mówić co chcieli.  Próbowali kłus bez strzemion, półsiad, niby dla wzmocnienia mi nóg, jakieś skoki nawet wciskali 😫, no różne pomysły na moją osobę miały miejsce. Ja nadal bearlock jak nic!
Potem poznałam pewną babeczkę, konisko miała wielkie pod same niebiesia, a ona sama mała, drobna blondyneczka.  💃 Jak zobaczyłam co jej koniszcze wyprawia pod nią to zwariowałam, że jeszcze w tym siodle siedzi 😲
Zaczęłyśmy jeździć, na początku maneż maneż, potem tereny, ciepła jesień, ona w terenie mi kawały opowiadała, żebym sie rozluźniła i nie myslała o problemie, dużo rozmowy, dużo stępa, kłusa, potem jakieś lekkie galopy, aż któregoś razu menda, jak się potem okazało, udała, że ją jej potwór poniósł, a ja się tak wystraszyłam, ze coś jej się stanie, że zapomniałam o całym strachu i pognałam za nią 🏇, a po chwili już się szeroko uśmiechałam  😀
Do dziś jeździmy razem, ja oczywiście jeszcze gdzieś usiłuję asekuracje wcisnąć, ale mi nie pozwala na to 🤬, za co duże DZIĘKI dla niej, że ma tyle cierpliwości dla takiego wypłocha jak JA  :kwiatek: 💘 :kwiatek: :kwiatek:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się