Koniec z jeździectwem?

.
eterowa   dawniej tyskakonik ;)
12 kwietnia 2016 20:02
Też co innego jeździć sporadycznie, a co innego odciąć się od koni całkowicie. No nie wyobrażam sobie tego!
.
Gillian   four letter word
12 kwietnia 2016 20:26
Muchozol, a co się dzieje, że emerytura?
.
desire   Druhu nieoceniony...
12 kwietnia 2016 21:37
Muchozol, nie boisz sie, że Ci sie koń jeszcze bardziej posypie? Mój może być odstawiony tylko na dwa/trzy tygodnie i marnieje w oczach.
.
eterowa ,a ja Ci powiem,że moim zdaniem odciąć się całkowicie jest lepiej,bo ja po tylu latach posiadania własnego konia mam teraz problem od "tak" wybrać się do jakiejś stajni na lekcje. Właściwie wszystko co przypomina konie powoduje niemiłe ukłucie w sercu,ale wiem,że tak trzeba,bo nie będę żerować na rodzicach,ani żebrać na ulicy żeby było mnie stać na konia. Fiona ma super warunki teraz  💃 ,ale nie mam pojęcia jak się nasza przygoda skończy,okaże się zapewnie za rok po maturze  🙄 .
Wiem tyle,że kiedyś zarzekałam się,że konia nie sprzedam,NIGDY!!!! Teraz dopiero widzę,że życie to nie bajka i jest bardzo przewrotne 😉
Ja chyba tez potrzebuje odpoczynku...przynajmniej do czasu az mi sie wszystko nie wyprostuje i znajde cos do kupienia dla siebie.
Po prostu mi sie nie chce, chce miec czas, zeby zadbac o siebie, o dom, o przyjaciol...
faith z perspektywy osoby, która jeżdziła dużo (5-6dni w tygodniu) napiszę Ci - warto zadbać o siebie 🙂
Na konie zawsze jest czas, a w życiu przychodzi taki moment, kiedy trzeba po prosu zwolnic obroty, zająć sie sobą i życiem prywatnym.

Ja nie jeżdżę ponad rok, jak mam ochotę to umawiam sie na jazdę totalnie rekreacyjna w zaprzyjaźnionej stajni. Just for fun, pokręcę się po placu i jest mi miło. Nie mam konia na głowie, codziennych dojazdów, ogarniania weta, kowala i całej rzeczywistości. Na pewno wrócę do regularnej jazdy, ale jeszcze nie teraz. Teraz jest całkowicie MÓJ czas 🙂
faith a to nie jest bardziej tak, że jesteś zmęczona dzierżawą i wszystkim ci się z tym wiąże ? Tak mi przyszło do głowy, gdy przeczytałam co napisałaś, bo skoro myslisz o kupnie to nie masz dość 😉  Jeśli tak jest, to życzę Ci żebyś szybko znalazła coś fajnego dla siebie, gdzieś jakieś konisko na Ciebie czeka 🙂
Meczy mnie chyba brak celu...
Bujam sie po placu, bujam sie w teren, czasem przyjedzie trenerka.
Chcialam pojezdzic po zawodach malych ujezdzeniowych, ale jakis pech nas przesladuje. Ciagle losowe wypadki.
Probowalam troche poskakac, ale kon tego nigdy nie robil, nie jest pewna - a ja tym bardziej...nie bede uczyc sama nie umiejac.

No i nie wiem co mam robic. Patrze za czyms dla siebie w kwestii kupna, jak znajde i poczuje ze chce - to kupie, jak nie, no to trudno, odpoczne, poczekam.
Meczy mnie chyba brak celu...


Mnie chyba tak samo, jeżdżenie w kółko na rekreacyjnym koniu przestało mi odpowiadać. Znajomi progresują, a ja wiecznie wracam do punktu wyjścia, ale trudno wymagać czegoś więcej od konika chodzącego głównie na lonży albo w zastępie człapanym kłusem. Nie jeżdżę od 2 miesięcy i w ogóle mi nie brakuje, może za naście lat jak już się ustatkuję to znajdę konia dla siebie i wtedy podbiję świat.  🙂
Ja mam cele, ale brakuje mi na nie czasu, czasem zdrowia.

Odpuściłam sobie. Cieszę się końmi. Jeżdżę kiedy mogę, najlepiej jak potrafię. Reszta przyjdzie, lub nie, z czasem.
A mnie zdrowie udupiło... again. I tym razem to nie jest kwestia zaciśnięcia tyłka i "przejechania bólu" tylko mam totalny zakaz wsiadania... nie wiadomo do kiedy.. i w sumie na dzień dzisiejszy nie wiadomo na 100% czy kiedykolwiek w ogóle... choć tego scenariusza staram się nie brać pod uwagę.

Zostałam wiec z koniem,  na którego aktualnie nie mam kogo wsadzać... i w sumie nie wiem czy mam go na cito sprzedawać, czy dać w dzierżawę czy co z nim zrobić...
.
Mnie dołuje bardzo postępu. Talentu nie mam za grosz, to prawda, ale myślę że mając do dyspozycji dobrego konia i trenera brak talentu można zwalczyć pracą i odpowiednią ilością wyjeżdżonych dupogodzin. Chyba w żadnej dyscyplinie nie da się przeskoczyć pewnego poziomu bez odpowiedniego zaplecza, no chyba że mowa o składaniu samolotów z papieru.
kotbury nie wiem, co jest u Ciebie przyczyną. Ale mi też dali zakaz wsiadania. Przerzuciłam się na west i dalej jeżdżę. U mnie przyczyną była kontuzja kolana (wielokrotna) i uszkodzenie mięśni na tyłku (mówiąc wprost).
Dłuuugo dochodziłam do siebie, koń ten czas spędził leniuchując.


Z rozwalonym kolanem można jeździć. mam więzadło krzyżowe po przeszczepie, plus nie mam ścięgien w tyle nogi plus połowę więzadła bocznego - to da radę tak eksploatować, że nie czuć różnicy.
Mam krwiaka na siatkówce jak się okazało, plus być może porwaną/oderwaną siatkówkę, ale krwiak jest tak wielki, zę nie wiedzą jeszcze.
Więc mam zakaz "życia" - nie mogę się schylać, kichać, pierdzieć, oddychać, bzykać  itd... bo inaczej trwale stracę wzrok - całkowicie...

Meczy mnie chyba brak celu...
Bujam sie po placu, bujam sie w teren, czasem przyjedzie trenerka.
Chcialam pojezdzic po zawodach malych ujezdzeniowych, ale jakis pech nas przesladuje. Ciagle losowe wypadki.
Probowalam troche poskakac, ale kon tego nigdy nie robil, nie jest pewna - a ja tym bardziej...nie bede uczyc sama nie umiejac.

No i nie wiem co mam robic. Patrze za czyms dla siebie w kwestii kupna, jak znajde i poczuje ze chce - to kupie, jak nie, no to trudno, odpoczne, poczekam.

Przechodziłam w tym roku to samo, aczkolwiek mam zazwyczaj takie "napady", kiedy mocno chcę lecz nie mam możliwości. Po pierwsze, mieszkam na jeździeckim zadupiu, gdzie każdemu daleko dojechać. Po drugie, mam aktualnie taką pracę, że i mi trudno się wyrwać do kogokolwiek ogarniętego. Po trzecie, jednak bym chciała by konie ćwiczyły to znowu wracamy do opcji ściągania kogoś do siebie. I tak w kółko. W sierpniu pierwsza jazda z polecaną zawodniczką, zobaczymy. Oczywiście na częstą systematykę mnie nie stać, ale postaram się utrzymać do dwóch jazd miesięcznie. Jakoś ogarnę.

kotbury brzmi strasznie. Podobne zalecenia miałam po korekcie laserem w obawie przed "odlepieniem się" siatkówki.
kotbury, konsultowałaś u najlepszych? Mój mąż, jako dwudziestoparolatek, olimpijczyk, dostał dożywotni zakaz jazdy z powodu siatkówki. Co potem (zagranicą) okazało się nieprawdą.
Wiecie co?
Mnie się wydawało, że i ja potrzebuję odpoczynku od jazdy, konia i porządnego "resetu". Nadszedł taki czas, że nie chciało mi się jechać do stajni, nie chciało mi się wsiadać, nie dogadywałam się z koniem i byłam w coraz większej frustracji. Czułam się niesamowicie zmęczona i przybita. Tymbardziej, że konia mam niełatwego i bez regularnej, sensownej pracy, jest dramat.
Były myśli o sprzedaży, były doły, że to koń nie dla mnie. Była złość i frustracja, bo marzył mi się progres i rozwój z koniem, od czasu do czasu jakieś zawody dla zabawy, ale nie było ani kasy ani czasu.
Ostatecznie sytuacja finansowa zmusiła mnie do podjęcia decyzji co dalej z koniem. Szczęśliwie poszedł w dzierżawę. Cieszyłam się, że odpocznę, zresetuję się, zajmę się sobą, swoim rozwojem, odkuję się finansowo, przekwalifikuję i jak uda mi się poprawić swoją sytuację finansową na tyle, że w końce będę niezależna i mnie samą będzie stać na utrzymanie konia, to koń do mnie wróci. Byłam pełna optymizmu.
Konia nie ma drugi miesiąc, nie siedziałam na koniu od jakichś 3-4 miesięcy i przyznam się szczerze, że nie wiem gdzie jest ten upragniony reset i odpoczynek? Najnormalniej w świecie brakuje mi jazdy konnej. Psychicznie nie bardzo odpoczywam. Oczywiście, nie siedzę i nie lamentuję tylko, staram się dążyć do tego co sobie zamierzyłam, ale jest mi trudniej, czasem muszę się zmuszać.
Do wątków typowo końskich na forum nie wchodzę, jak mi się na fejsie pojawiają końskie zdjęcia znajomych, szybko je przewijam, bo czuję całkiem solidne ukłucie żalu.

.
Pamirowa, w Twoim opisie widze siebie sprzed dwoch miesiecy, ten sam stan zniechecenia, frustracji i zlosci. Bo to moje "bydle", mimo niezliczonych pokladow czasu i energii mu poswiecanych i niemalych nakladow finansowych, bedacych prawdziwa ofiara w mojej sytuacji, nie chcialo wspolpracowac tak, jak sobie tego zyczylam. I doszlam juz do stanu, w ktorym wracajac zaplakana ze stajni po kolejnym stresujacym treningu mowilam do siebie "A bodajze by zdechl w koncu!", to sobie odpoczne, odkuje sie finansowo, znajde wreszcie czas dla meza, domu, poszukam nowej pracy itd., itp...

I nagle, pod koniec maja, spadl na nas jak grom z jasnego nieba ochwat jako rezultat wykluwajacego sie od dawna syndromu Cushinga. I nikomu nie zycze tego strachu i stresu o zdrowie i zycie wlasnego konia. Naraz wszystko inne przestaje sie liczyc, zapomina sie o zlych chwilach i poswieca wszystko na ratowanie tego, co teraz okazuje sie najcenniejsze. Bo dla mnie, zyjacej na emigracji, bez rodziny, bez przyjaciol, po znacznej degradacji zawodowej i spolecznej, to zwierze to jedyny powod do dumy i radosci, spelnienie dzieciecych marzen, jedyna "rzecz" prawdziwie i jedynie moja, motywujaca do ciaglego wysilku i rozwoju.

Od prawie dwoch miesiecy walczymy o powrot do zdrowia, stan konia pogorszyl sie tak bardzo, ze w ubiegly piatek zdecydowalam sie go przewiezc do kliniki oddalonej od naszego miasta o 200 km, gdzie ma zapewniona wlasiwa opieke i najlepsza terapie. I co?  Mam teraz wyczekiwane wolne wieczory, ale o relaksie i odpoczynku nie ma mowy, bo myslami ciagle jestem przy nim. Cholernie brakuje mi codziennych wizyt w stajni i choc moja fuhrer-instruktorka rozkazala, ze jutro mam sie stawic na jazde na innym koniu, to bedzie mi trudno wejsc tam i zobaczyc jego pusty boks.

I wiem juz, ze w moim wypadku, nalogowej konioholiczki od urodzenia, ktora pokonala niejedna gore i morze problemow (w tym zdrowotnych), zeby realizowac swoja pasje, zycie bez koni nie istnieje, jest tylko marna egzystencja...
Ja też musze skończyć, z konieczności, nie wyobrażam sobie tego.  To moje całe (prawie)  życie i nie wiem co teraz. Znajdę sobie inne hobby, ale pewnie nie będzie tak silne jak jeździectwo.
Evson o właśnie! Też sobie myślałam, "spokojnie, będzie tyle czasu na nowe rzeczy, może znajdę nowe hobby". I nagle się okazało, że owszem, wiele rzeczy oprócz koni mnie interesuje, ale to są tylko zainteresowania, które nigdy mi koni nie zastąpią. Bo pasja jest jedna i wsiąkłam w nią do reszty. I tak ciężko mi patrzeć jak mój koń robi postępy, progresuje, resocjalizuje się, jak dziewczyny w stajni, w której jest w dzierżawie jeżdżą na nim w tereny, pławią go w stawie. Owszem, cieszę się, że mój koń wreszcie skacze i jest w stanie przejechać cały parkur, że wreszcie bez zająknięcia chodzi na lonży, ale z drugiej strony boli, że robi te wszystkie rzeczy, ale nie ze mną. Bo moim największym marzeniem i celem było rozwijanie się wspólnie i pokonywanie swoich słabości razem. Teraz jest tak, że koń idzie na przód, a ja stoję w miejscu.
Tak zupełnie z koni zrezygnować bym nie potrafiła, za bardzo mi tego brakuje i nie ma na ten moment nic, co by mi tą moją pasję zastąpiło. I ciężko mi cieszyć się z drobiazgów, bo ten jeden brak gdzieś tam głęboko w środku uwiera. Ale co zrobić, życie to nie bajka.
.
Ja mam bzika na punkcie koni, nie jezdziectwa. I teraz od ponad miesiaca, gdy kobyla ma zalecona przerwe od jazd, znajduje sobie inne zajecia w stajni, na które nie mialabym czasu jeżdżąc. Czasem siadam na innego konia, ale nie mam tej radosci. Nie szukam innego hobby, bo i tak nie znajde.
pamirowa ważne, że masz jakiś plan i się go trzymasz. Wiesz kiedy będziesz mogła zabrać go z powrotem do siebie?


Dokładnie nie wiem, bo to wszystko zależy od tego na ile i jak szybko uda mi się zmienić sytuację finansowo-życiową. A jak wiadomo, los bywa przewrotny i nic na pewno nie można powiedzieć. Jedno wiem, na pewno nie wróci do mnie wcześniej niż za rok i z tego powodu jest mi ciężko. Obecnie czuję się tak jakbym konia nie miała... Jest jakieś ponad 100km ode mnie, więc nawet z odwiedzeniem go ciężko, bo to już cała wyprawa.
Zresztą, tak naprawdę, nie wiadomo czy w ogóle do mnie wróci. Gdzieś tam podświadomie wiem, że to nigdy nie był koń dla mnie. I może być tak, że nigdy nie będzie. Ale do tak trudnej decyzji mam jeszcze trochę czasu, więc rozstaniem na zawsze, na razie, staram sobie głowy nie zaprzątać. I bez tego mi trudno i tęskno 😉
.
A ja sie chyba juz tak przyzwyczailam do tego ze musze o tego konia dbać, doglądać, naprawiać, ustalać dietę, rehabilitować, socjalizować itp itd ze teraz nie wiem co ze sobą zrobić. Poza tym uwielbiam trudne konie a ten byl bardzo trudny w robocie i nie moge uwierzyć ze juz nigdy z nim nie popracuje. To wszystko jest jakos w pół zdania urwane. Szkoda ze to juz koniec, za szybko. Nie ma już o czym marzyć.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się