Ku przestrodze. Wypadki których można było uniknąć.

Może przenieść tę rozmowę do "Ku przestrodze"? Bo "głupoty" powinno się opisywać, żeby inni ich nie popełniali.

Ja dorzucę przestrogę nie byle kogo, bo Mistrza Olimpijskiego: jeśli pomagacie przy podpinaniu przyczepki, a uchwyt się osuwa, nie łapcie odruchowo i nie próbujcie utrzymać - bo można sobie zafundować łupnięcie kręgosłupa i gorset na długie miesiące.
I w ogóle z przyczepkami i koniowozami obchodźcie się na maksa ostrożnie (i na trzeźwo!), bo byli tacy, co zapłacili najwyższą cenę 🙁, choć do żółtodziobów nie należeli.
I NIGDY nie zamykajcie się z koniem w boksie. A szczególnie z młodym ogierem. No i jeśli już to przypadkiem zrobicie, to najpierw otwórzcie drzwi a dopiero potem ściągnijcie ogłowie  😉
Mam szczęście,że to nie był jakiś byk tylko nieduży hucuł  😡
Nie udawajcie jezdzca, jesli nie umiecie jezdzic  🏇 🤣

Maj kochany maz, dwa tygodnie temu, po mojej jezdzie w roundpenie stwierdzil, ze on tez wsiadzie. W sumie siedzial na koniu moze poltorej godziny w ciagu ostatniego roku, na lonzy, na Jerrym, koniu o charakterze AQH, spokojnym i milym. Tym razem wsiadl na bardzo goracokrwista klacz Tennessee Walker. Odmowil lonzy, stwierdzil ze on sam. Zrobil jedno kolko stepa, przy drugim Babe przyspieszyla nagle do racku, maz sie nie utrzymal i zlecial.
Zlamany palec z przemieszczeniem, w stawie widoczne sciegna (pieknie rozerwana skora), cztery godziny na ostrym dyzurze. Do tego obity bark i biodro.

Na razie ochota na jazdy mu przeszla  🙄 🤣
Któraś z was ostatnio pisała w innym temacie, że chciala strząsnąć kurtkę stojąc za koniem i prawie dostała z kopyta. Nawet mnie to rozśmieszyło, dopóki prawie że nie zrobiłam tego samego  😡  Koleżanka chciała wprowadzić konia do wąskiego korytarzu w stajni, a ja chciałam jej pomóc i go pogonić stojąc za nim. Dobrze, że jednak czytam rv i się w porę zorientowałam, że stoje za blisko w zasięgu kopyt i w porę się powstrzymałam. Bo mogłam nie mieć tyle szczęścia i naprawdę dostać z dwururki.
Nie pamiętam której z was, ale chyba powinnam podziękować!  :kwiatek:  👍 Rv uczy, bawi i czasem też ratuje  😁
Ja na takie rzeczy konie odczulalam. Bo w zimie jezdzilam w kurtce ortalionowej, ktora szelescila, a czasem robilo sie goraco i trzeba bylo ja zdjac...z lenistwa bez zsiadania z konia. Tak wiec szeleszczacym plastikiem wywijalam kolo koni, az zaczely ignorowac, potem doszlo pocieranie po calym ciele, powiewanie nad glowa, lazenie po rozscielonej plandece na lonzy i pod jezdzcem.
Teraz spokojnie moge zarzucic wodze na rog siodla, zdjac kurtke i zawiazac sobie wokol talii.

Polecam odczulanie. Tak na wszelki wypadek :kwiatek:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
30 lipca 2016 23:40
Sądzę, że najbardziej nawet "odczulony" koń czyli przyzwyczajony do szelestów, kurtek, zdejmowania i odwieszania itp., może się zachować nieprzewidywalnie, czyli oddać z zadu na niespodziewany i nagły dżwięk z tyłu. A arabka Murat-Gazon chyba należy właśnie do takich bardzo odczulonych koni.
Facella   Dawna re-volto wróć!
30 lipca 2016 23:42
Jazda z kurtka zawiazana w talii to tez jest średnio mądry pomysł. I mówię to z autopsji 😉
E. wygląda na to, że ja 🙂
ElaPe ona prawie że drzemała, więc wiesz...  😂
Ja się brutalnie nauczyłam sprawdzać czy konie są zawiązane bezpiecznie przez innych ludzi... Koń kumpla ja coś robię sobie i kumpel mnie woła abym zobaczyła coś przy przednim kopycie. Kucnęłam i sprawdzam kopyto a tu klacz się odsadza i dostałam urwanym dragiem po plecach, stłuczenia i pęknięte żebro. Oj trzeba myśleć za innych.
Kolejna z głupot ludzkich to to, że na upartego nie jeżdżą w kaskach. Bardzo mnie to drażni, bo wiele wypadków widziałam.
Planta, najlepszym możliwym odczulaniem jest nieunikanie bodźców, które mogą skłaniać konie do gwałtownych reakcji. Przy zachowaniu stosownej czujności i przytomności umysłu. Koń regularnie jeżdżący przy biegających (poza placem) dzieciach, psach, traktorach, nisko latających odrzutowcach 😉; koń na którym i przy którym jeździec robi wszystko co potrzebuje, stopniując "wprowadzanie nowości" - ale nieustępliwie - będzie koniem gracko "odczulonym". A zabawy z plandekami itd. wcale nie zapobiegają gwałtownym reakcjom od bodźca przypadkowego.
Jednocześnie "myślenie ma kolosalną przyszłość". Gdzieś opisywałam reakcja konia, gdy siodłającej zapomniało się, że ten koń nigdy nie nosił derki. Sama też popełniłam na nim spory błąd, zapomniawszy, że koń mocno surowy. Otóż - sięgnęłam sobie po butelkę z piciem. Okazało się, że konik wielce nie lubi charakterystycznego strzelania giętego plastiku 😁

Przypominam sobie, jak byłam na jakimś szkoleniu z behawioru (może koni, może ludzi, może jednych i drugich). Szkolący, nie wiedzieć czemu 😉 - z punktu widzenia sportowych jeźdźców, uznał, że parasolka to "Straszny strach". Gdzie tam! "Pomoc szkoleniowa" nie budziła emocji, najwyżej ciekawość. No, jak wszyscy wiemy, konia może nie przestraszyć <tu sobie wpisać dowolne> a straszą niewidzialne pokemony 🙂

A jest coś, co wg mnie przestraszy każdego konia. Osuwający się masą śnieg z dachu. Każdy taki szum/huk jest inny. A rzecz chyba zakodowana instynktownie - jako dźwięk lawiny.

Jeszcze chciałam przypomnieć o drobiazgu: uważajcie, gdy zmieniacie popręg na inny, np. z gumami na bez gum., np. z popręgu codziennego na popręg od pasa do lonżowania. Niejeden koń się odsadził w takiej sytuacji.

"Bezpiecznie przez innych ludzi" (megruda!) - szalenie ważna rzecz. Rutyna, roztargnienie potrafi zgubić każdego. Zdarzenia z ostatnich dni: pomocnik... nie zapiął sprzączki przy wędzidle, jedynie wsunął. Naprawiający popręg zapomniał wszyć jednej sprzączki - jedynie ją "przychwycił". Sprawdzajmy prącę innych, nawet gdy ufamy na maksa. I starajmy się nie przenosić przyzwyczajeń z jednego konia na inne. Kiedyś niewąsko narozrabiałam, bo... zapomniałam dociągnąć popręg. Bo na stałym koniu akurat nie było trzeba: w stajni, przy wsiadaniu - i już. Tymczasem robię ćwiczenia do ciągu na "obcym" - a tu siodło na boku 😁
Oj tak. Sprawdzajcie sprzęt sto razy, zanim go założycie na konia. Niedopięte sprzączki w ogłowiu podczas lonżowania mogą spowodować efekt, jakiego byście raczej nie chcieli, kiedy po dobrych 30 minutach w końcu się rozepną całkiem...  😎
Mam do czynienia z końmi kilkanaście lat i wiem, że sama wtedy nie pomyślałam żeby sprawdzić jak koń jest przywiązany. A niektórzy wiążą na węzeł myśląc, że ich koń będzie stał jak zwykle. Przy koniach trzeba być bardzo przewidywalnym.
Facella   Dawna re-volto wróć!
31 lipca 2016 10:37
Ja mam coś takiego, że gdy przyprowadzam konia na stanowisko do czyszczenia, a jest tam już zawiązany uwiąz i przypnę do niego konia, to zawsze ten uwiąz odwiązuję i zawiązuję po swojemu. Jak mam się np. zająć dzieckiem z rekreacji i ono już wcześniej przyprowadziło i przywiązało konia, to nawet jeśli widzę, że jest zawiązany bezpieczny węzeł, to i tak przewiązuję po swojemu. Nigdy mi się koń nie odsadził, nie wiem skąd się to wzięło.

Sama też popełniłam na nim spory błąd, zapomniawszy, że koń mocno surowy. Otóż - sięgnęłam sobie po butelkę z piciem. Okazało się, że konik wielce nie lubi charakterystycznego strzelania giętego plastiku 😁

Kolega w ten sposób podziwiał z bliska podłoże na hali  😁 przy czym udało mu się nie rozlać zawartości butelki.
Pomna jego czynu zrobiłam dokładnie to samo, tylko udało mi się nie wysiąść.

Jeszcze chciałam przypomnieć o drobiazgu: uważajcie, gdy zmieniacie popręg na inny, np. z gumami na bez gum., np. z popręgu codziennego na popręg od pasa do lonżowania. Niejeden koń się odsadził w takiej sytuacji.

Dlaczego miałby się odsadzić? U mnie w stajni nie ma jednego popręgu przypisanego do jednego konia, ba, czasami bierze się inne siodło niż zazwyczaj. Nigdy nie było żądnej odmiennej reakcji. A niekiedy zdarzało się, że koń miał naraz przypięte dwa popręgi z dwóch stron w trakcie ich zmiany właśnie i nic.
Kastorkowa   Szałas na hałas
31 lipca 2016 10:46
Niektóre konie źle reagują na zmianę popręgu. Miałam do roboty taką arabkę, delikatną bardzo, w grę wchodził tylko miękki futrzany westernowy popręg, przy każdym innym była od razu spinka i potrafiła dosłownie paść na ziemie.
Na chwilę wrócę do "odczulania" konia. Bo wynikł "problem much". Wcale nie błahy, okazuje się.
Jest sobie coś takiego:

Strzyżak jeleni/sarni. "Jeleniówka". Z racji bliskości lasów i zwierzyny płowej miewamy tego od groma. Ktokolwiek widział konie przy pierwszym kontakcie z jeleniówką zapewne był pod wrażeniem  😤 Obecnie, owszem, widać po koniach (i słychać, bo jest huk) obecność intruza, ale każdy koń daje się spokojnie wyprowadzić, obmacać po genitaliach i odbycie, opłukać wrażliwe okolice szprycą itd. Te "bojące psikaczy" spokojnie tolerują jeden z najskuteczniejszych sposobów na paskudztwo: psiknięcie... lakierem do włosów. Rzecz sytuacyjna, konie nie miały wyjścia, tylko nawyknąć (choć zaręczam, że do Tego nawyknąć jest wyjątkowo trudno, w standardzie konie zbiorowo wpadają w szał). Plus sytuacji jest taki, że co tam inne owady! Inne owady są całkiem miłe  🙄
Zatem jednocześnie przestroga: uważajcie na nieobliczalne reakcje koni na owady! i jednocześnie swoisty sposób na wiele przyczyn irytacji: nie ma jak dużo większy stres, żeby ten mniejszy stał się bardziej znośny, wręcz luuuzik. Nie to, żeby "większe stresy" specjalnie fundować, zazwyczaj nie ma takiej potrzeby, ale warto skrzętnie korzystać z każdej takiej okazji, jasne, zachowując 100% mobilizacji i przytomności umysłu, refleksu itd. Bo jeśli trudne stanie się znośne, to łatwiejsze stanie się łatwe.
megruda, szczerze nie rozumiem - jak bezpieczny węzeł miałby uchronić przed pęknięciem koniowiązu?
Przecież on sam z siebie nie puści, trzeba pociągnąć za wolny koniec uwiązu... a jeśli w tym samym momencie strzeli karabińczyk - to można stracić twarz / oko / lub inne części ciała
Ja dostałam po dłoniach . Efekt był porażający nawet dla chirurga 😉
Gaga w tej sytuacji gdyby byl bezpieczny bym dala rade moze go odwiazac. A kon sie odsadzil wezel zwykly zaciagnal i koniawiaz poszedl. Czasem lepiej koni nie wiazac a szczegolnie tego konia... Ja sie na tym bledzie nauczylam nie ufac ludziom jak wiaza konie.
A ze sprytnym koniem trzba czasem wiazac.
Babe w ciagu paru miesiecy pozbawila mnie cos z 5-6 uwiazow. Nauczyla sie, ze kiedy nie chciala pracowac, wystarczylo szarpniecie, karabinczyk sie urywal i kon szedl w dluga. Kiedy wiazalam na bezpieczne wezly, nauczyla sie sama sie odwiazywac i tez szla sobie zwiedzac stajnie.
Kiedy przywiozlam ja do domu i czesc byla nieogrodzona, kilka razy zerwala karabinczyk lub odwiazala sie, i uciekala, potem musialam ja gonic samochodem po sasiedztwie. W strachu, ze wybiegnie na droge szybkiego ruchu i bedzie wypadek.
Wtedy sie wkurzylam i przywiazalam ja do przyczepy do przewozu koni na kantarze sznurkowym i zawiazana na normalne wezly. I jak zwykle, Babe zobaczyla, ze podchodze z siodlem, wykopala stary trick z szarpnieciem lba w gore...i niespodzianka, nic nie puscilo. Stanela na dwoch nogach, szarpnela pare razy i gdy zrozumiala, ze nic nie poradzi, od tamtej pory kon stoi grzecznie na uwiazie, na luzie, bez napinania. Moge stosowac karabinczyki (nie uzywam bezpiecznych, od kiedy jeden lamiac sie strzelil mnie w grzbiet dloni, mialam pekniecie kosci i siniak na cala dlon), na bezpiecznych wezlach.
Skonczylo sie kombinowanie.
galopada_   małoPolskie ;)
31 lipca 2016 19:38
halo, mój Duży dostaje świra na padoku jak siedzi na nim ten stwór! A co gorsze, ciężko to dziadostwo zabić ;/
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
31 lipca 2016 19:49
Gaga w tej sytuacji gdyby byl bezpieczny bym dala rade moze go odwiazac. A kon sie odsadzil wezel zwykly zaciagnal i koniawiaz poszedl. Czasem lepiej koni nie wiazac a szczegolnie tego konia... Ja sie na tym bledzie nauczylam nie ufac ludziom jak wiaza konie.


Przywiązałam bezpiecznym węzłem trakenkę do podestu. Na widok ogłowia odsadziła się i ciągnęła wielki podest do wsiadania dla osób niepełnosprawnych kilka metrów, zanim uspokoiła się i odczepiłam jej karabińczyk, bo supeł się tak zacisnął, że za nic nie mogłam go odwiązać. Ciągnęłam i zaklinałam się, że tej kobyły już nigdy nie będę uwiązywać na zewnątrz...
Viridila   ZKoniaSpadłam & NaturalBitsBay
31 lipca 2016 20:41
U nas tego trochę lata, ale przy koniach aż tak nie widzę, a jak już to wersję "na kleszcza" niekiedy wyciągam. Jak wczoraj lonżowałam D. nieopodal stajni to do mnie się przyczepiać próbowały, a po kobyle raczej nie było widać żeby jej się naprzykrzały... Jakoś 2 lata temu miałam nieprzyjemność być ugryziona (krawędź włosów na karku) - samego ugryzienia nie czuć, u siebie skapnęłam się dopiero wyciągając "napitą" nieco muchę (początkowo myślałam, że to kleszcz, ale idzie łatwo odróżnić). Tylko prawie 2 miesiące złaziła bolesna, twarda i nieco swędząca gula - pojawiła się dopiero kilka dni po wyjęciu owada. Było bardzo nieprzyjemne i niekiedy spać nie dawało 🤔 Najgorsze dziadostwo, które mnie do tej pory raczyło uciąć... Choć meszki są bardziej upierdliwe jak jest ich więcej i pchają się na twarz - ale wolę to niż strzyżaka 😁

Zabija się jak nieopitego kleszcza - najlepiej asfalt/beton/kostka i kopystką załatwiać (mój ulubiony sposób, pewny i efektywny). Po odrzuceniu skrzydeł są nieporadne i daleko nie zwieją 😉 Póki mają skrzydła to są ostrożne w 'siadaniu' na ciele, szukają miejsc mało ruchliwych i przysłoniętych (odpadają np. przedramiona i ręce jak się nimi porusza, ale już z karkiem dużo łatwiej). Tak z moich obserwacji od kiedy mam to bydle na uwadze.
Dementek, bo nigdy, przenigdy nie wolno wiązać koni do ruchomych obiektów!!
Nie każdy koń się zatrzyma. Bywa, że zwierz komuś lub sobie krzywdę zrobi z połamaniem włącznie...

megruda, już pisałam - jeden z moich koni się odsadził. Był uwiązany na bezpieczny węzeł, miał bezpieczny karabińczyk. Chciałam odwiązać. Bezpieczny karabinczyk pękł a uwiąz pięknie zasprężynował, dzięki czemu napięta przez 650 kg mięśni linka z najeżonym ostrymi krawędziami metalowym , ciężkim karabińczykiem na końcu - z pełną parą uderzyła mnie po dłoniach...
Zdaje się, że w życiu nie widziałaś dłoni tak spuchniętej, aby nie można było poruszyć żadnym palcem... Wyobraź sobie 2 takie dłonie... nadal chcesz odwiązywać odsadzające się konie?
I - jak pisałam - i tak miałam sporo szczęścia. Mogłam dostać w twarz, w oko, w cokolwiek co by nie wytrzymało równie dobrze (w sumie) jak moje łapy. Poza krwią i krwiakami jak po przebiegnięciu słonia po rękach - nic mi się nie stało. Ale wyłączona z życia byłam ładne kilka tygodni... ciężko było nawet jeść, czy pić, bo mi się palce długo nie zginały i nic nie szło utrzymać w rękach

Jak mi się los kretinos odsadził ponownie jakieś 1,5 roku później - odskoczyłam, poczekałam aż strzeli karabińczyk i zamówiłam nowy uwiąz. 30 zł nie jest warte tyle bólu 😉 (koniowiąz bardzo mocny, więc się nie bałam, że koń pójdzie z ogrodzeniem). Dodam, że zwierz za pierwszym razem przestraszył się ciągnika (miał prawo, bo coś strzeliło w silniku straszliwie), za drugim na myjce grzebnął przodem i wsadził łapę w wiszący na koniowiązie kantar... taki typ 😉
Facella   Dawna re-volto wróć!
31 lipca 2016 21:28
Zostawianie kantarów przypiętych do koniowiązu to jest coś, co mnie bardzo denerwuje i zawsze takie luźne kantary zbieram, a sama swoje odwieszam na wieszaki na siodła. W głowie zawsze widzę jak koń wsadza w nie nogę...
Ja akurat wiążę tylko w stajni i wiążę uwiąz do sizala, więc w razie czego (ostatnio miałam taki raz właśnie), to po prostu sizal pęka. Moja kobyła się szarpnęła, sizale pękły a ona stanęła sobie spokojnie z wiszącymi u kantara uwiązami. Nie piszę tego, żeby się pochwalić jaka jestem mądra, bo sizale nie były moim pomysłem, ale żeby Wam zadać pytanie o patent. Czy któraś z Was kiedyś korzystała z tego czegoś przy wiązaniu? To jest bezpieczny pośrednik między kółkiem i uwiązem.



Dementek   ,,On zmienił mnie..."
31 lipca 2016 22:09
_Gaga- ten podest jest dość wysoki, bo, żeby wsiąść na konia, wystarczy przełożyć nogę. Nawet na konia ponad 170cm w kłębie. Do niego przykręcony jest podjazd dla wózków. Całość jest jeszcze za ogrodzeniem. Kobyła mocno ciągnęła- gdyby to był obiekt ruchomy, to by go przez cały plac przeciągnęła w panice, a tak to się uspokoiła.
W głowie zawsze widzę jak koń wsadza w nie nogę...

No, ja to widziałam "w realu" 😁

Ja akurat wiążę tylko w stajni i wiążę uwiąz do sizala

Tego konia też zawsze wiążę do sizala. Ale z myjki mi sizale znikają wiecznie.

Dementek, u nas w stajni jest podest, z którego na Darco (173 cm) wsiadam praktycznie "w dół"
A i tak w sytuacji opisanej przez Ciebie koń przeciągnął go uuuu spory kawał. Że nikogo nie zabił po drodze - włącznie ze sobą to cud.
W stajni , w której stoję jedna z hal (aktualnie skład siana + 3 "moje" boksy) ma ogromne, przesuwane drzwi... mają - nie wiem - tak z 6 m wysokości (jak nie lepiej). Są mega ciężkie i oooogromne. A jakiś mądruś przywiązał konika do uchwytu i konik drzwi pogiął dokumentnie i zdjął. Tu też zadziałał cud, bo kantar puścił w momencie, gdy drzwi leciały na ziemię. Koń i właścicielka zdążyli zwiać zanim ich drzwi przywaliły.
Zatem Dementek,  nigdy, ale to kompletnie nigdy nie należy wiązać koni do czegokolwiek , co da się poruszyć w kilku chłopa. Tak dla przypomnienia: koń to silne zwierzę. Przestraszony koń to mega silne zwierzę 😉
Mojego Darco gdy był na prawdę małym źrebakiem (takim max 2 miesięcznym) przyzwyczajałam do kantara. Łaził sobie zatem zwierz w kantarze najczęściej pod moim okiem. I pech chciał, że musiałam do apteki po coś wyskoczyć - tak na kilkanaście minut. Zwierz zahaczył o klamkę wrót od stajni i wrota zdjął przeciągając je przez pół pastwiska... Nie byłam w stanie tychże wrót z mamą i luzaczką dotargać do stajni z powrotem 🙁 a zwierzak długo miał uraz do kantarów i po dziś dzień potrafi się odsadzić (przenigdy po to aby uciec). Dodam, że tylko się pokaleczył powierzchownie, ale stresa miał ogromnego 🙁 oczywiście klamkę zmodyfikowałam od razu :/
Kiedyś czytałam, że ciężar, jaki dane zwierzę może pociągnąć, da się z grubsza określić, mnożąc jego wagę przez 2. Nie wiem oczywiście, na ile to prawda, ale jeśli się zgadza, to wynika z tego, że średniej wielkości dorosły koń bez problemu pociągnie tonę do półtorej. A nawet mały źrebak 200 do 300 kg. Dokładając do tego adrenalinę zwiększającą chwilowo możliwości fizyczne...
Także jest tak, jak Gaga pisze. Pamiętajcie, że to jest silne zwierzę. Mimo tego, że możemy je przesuwać jednym palcem i powodować nim niezauważalnymi sygnałami, to naprawdę ma siłę.



Widziałam jak wygląda dłoń po karabinku bezpiecznym gdy strzeli po odsadzeniu. Moja klacz zimnokrwista się odsadzała i pech chciał , że mój facet akurat był za blisko... Oj krwi było pełno. Widzę, że tu dużo osób ma z tym problem. Jakieś pomysły aby konia oduczyć? Moja raz się odsadziła niefortunnie po deszczu na puzlach i zaliczyła glebę pod koniowiąz i był spokój przez ponad rok od odsadzania, koniowi nic się nie stało.

Edit: Na moją zimnokrwistą nie ma mocnych bo klacz ma wprawę w ciagnięciu drewna bo to koń z odzysku który wyciągał drewno z lasu. I płochliwa nie jest. Od tak odsadzanie ma w naturze...
megruda, tak - wiązać do sizala (tylko nie za grubego 😉 ). Jak się koń odsadzi, to sizal pęknie. U mnie to działa 🙂
I nauczyć ustępowania od nacisku na potylicę. Może nie zadziała w przypadku nagłego ataku paniki, ale u koni, które się odsadzają, "bo coś je trzyma", działa.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się