Koniec z jeździectwem?

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 sierpnia 2016 11:39
Gdzie wy jeździcie, ze macie 30zl za jazdę rekreacyjna? U nas poniżej 60 sie nie uświadczy...
Ja płace 200 zł za miesiac przy 2 jazdach w tygodniu 😀
No ale mieszkam w dziurze zwanym Swiętym Miastem
Pauliszon, totalnie się z Tobą nie zgadzam. Nie mam talentu. Nie mam szczególnie hajsu. A jeździć zaczęłam się tak naprawdę uczyć w wieku 36 lat. I to po sporych przejściach z wlasnym ciałem, co naprawdę nie ułatwia mi sprawy. Całe życie odkładałam jeździectwo, właśnie z powyższych powodów, pomimo że jest to u mnie poziom zwany "szajbą". Całą wolną kasę, cały czas i możliwości inwestuję obecnie właśnie w to. I wiesz co?  W KOŃCU jestem szczęśliwa! Nie mam własnego konia, nie stać mnie na niego. Ale znalazłam miejsca, gdzie UCZĄ jeździć. Jak wiemy, nie jest to takie proste 😉 Na tyle, że niedawno wykonałam swoje pierwsze ciągi w galopie (i nie wiem, czy jest coś, co mnie wprawiło w życiu w równie wielki amok). Robię tyle, ile tylko jest w mojej mocy. I już NIGDY nie dam sobie wmówić, że nie warto, bo to sport elitarny, że lepiej zająć się czymś tańszym. O.
jujkasek zrozum...Ciebie to jara ale jej nie  🙄.
Jujkasek Super, że ci się to podoba, ale ja mam np. inne hobby, które nie dość, że lubię i przychodzi mi łatwo, to jeszcze w przyszłości prawdopodobnie przyniesie mi potencjalny dochód + możliwość kariery zawodowej z realnymi niezłymi zarobkami. I co, mam się rozwijać w kierunku jeździectwa z którego nigdy nic nie będę miała i tracić na to czas i pieniądze, które mogłabym wydać na swoją edukację w innych dziedzinach(która też tania nie jest, nawiasem mówiąc, bo wydaje na nią miesięcznie dwukrotnie więcej niż na jeździectwo)? Kiedyś rajcowało mnie wszystko co było związane z końmi,  bardzo chciałam rozwijać się ujeżdżeniowo, dzisiaj wiem, że to nie dla mnie, bo zdrowie, umiejętności i możliwości nie te. Kasę jeszcze jakoś idzie przeskoczyć, bo można iść do pracy i ją zarobić, ale godzin do doby nie dołożę. Zresztą każdą większą kasę i tak odkładam na bardzo drogie studia podyplomowe. Więc na razie daje sobie spokój z końmi- jak będę miała okazję do rozwoju w tej dyscyplinie, a nie wożenia się w kółko po placu to do tego wrócę.
Hmmm... Ok, racja. Źle Cię w takim razie zrozumiałam. Przyjęłam to jako "jeździectwo jest moim marzeniem, ale brak postępów..  No i bieganie jest tańsze".  Przepraszam za tę nadinterpretację. Może podciągnęłam to pod siebie. Jestem też na takim etapie życia, że "przyniesie korzyści" faktycznie ma znaczenie mniej priorytetowe. Od tego mam zawód 🙂 A szajby końskiej nie jestem w stanie NICZYM zastąpić, choć kocham również taniec i bieganie. Ale to kompletnie inna planeta...
zen no właśnie, SPORTOWCA. A zawodowa jazda konna to też są to koszty kilku tysięcy złotych miesięcznie.

Kurde laski, można biegać tygodniowo 10km w butach z Lidla i wtedy pasją kosztuje nas grosze. Można biegać tygodniowo po 100km, jeździć na ultramaratony po Europie i koszty wzrastają.
Można ćwiczyć w domu z Chodakowską dwa razy w tygodniu można być zawodnikiem MMA, trenować codziennie kilka h.
Tak samo można mieć konia i jeździć w lesie, można być ambitnym rekreantem a można jeździć sportowo. Koszty są absolutnie różne nieporównywalne na każdym poziomie.
busch   Mad god's blessing.
09 sierpnia 2016 18:12
kolebka, kilku tysięcy złotych miesięcznie na zawodową jazdę konną to zwykle jest troszeńkę za mało, jak się policzy trenera (płatne minimum 100zł za godzinę - 2000zł miesięcznie przy treningach 5 razy w tygodniu), specjalistyczną paszę (przy dawkowaniu pełnoporcjowym musli zwykle worek 20kg starcza na maksymalnie 5 dni, a kosztuje minimum 70zł, co daje nam minimum 420zł miesięcznie), drogą stajnię, żeby miała wszystkie konieczne wygody (ok. 1500zł), paliwo, by dojechać do tej stajni (nie chce mi się tego teraz liczyć, ale to pewnie koszty ok. 500zł miesięcznie), specjalistyczne wcierki, witaminy, elektrolity (200zł miesięcznie to bezpieczny szacunek), kowal (200zł co 6 tygodni), zawody (ok 1000zł co miesiąc, zakładając tylko ZR i tylko raz w miesiącu). I już przekroczyliśmy wyestymowane przez zen 5k, a przecież jeszcze może być pierdylion innych kosztów, w tym piekielnie drogie wizyty weta, siodła za 10k, czapraki, ogłowia (munsztuk to koszt 1000zł lekką ręką) itp. itd., a gdzie tutaj do tego koszty jeźdźca (które w estymacjach zen są jedynymi kosztami, tzn. sportowiec innego typu utrzymuje tylko swoje ciało, a nie jeszcze 600kg zwierza). Gdzie zgrupowania? Gdzie zwrócenie uwagi na fakt, że sportowiec-zawodowiec zazwyczaj nie ma tylko jednego konia?

Wybaczcie, ale próbujecie tutaj obronić tezy dość absurdalnej, ponieważ jazda konna to nie jest taki sobie normalny sport i nie od dziś wiadomo, że dla biedaków to on nigdy nie był. Niezależnie od tego, czy porównujemy rekreantów do rekreantów, czy sportowców-zawodowców do sportowców-zawodowców.
Porównywanie jazdy konnej do innych sportów dla bogatych tego nie zmienia, bo nurkowanie to akurat też sport dla osób z zasobniejszym portfelem. Podobnie nie rozumiem, co próbujecie osiągnąć np. porównując koszty stałe koniarza do kosztów jednorazowych jogina.
busch zawodowy jeździec nie będzie jeździł tylko ZR. I na pewno nie z jednym koniem ani nie na jeden dzień. Dochodzą jeszcze koszty luzaka, noclegów i wyżywienia podczas zawodów.
Ja nie pisałam o jednorazowych kosztach. Jednak trening indywidualny, wyjazdy, szkolenia, warsztaty, czyli to co najdroższe, to wydatki stałe. 😉 Aktualnie choć niektórym może się to wydawać nie do pojęcia wydaję miesięcznie więcej na jogę niż na utrzymanie konia 😂 Ale przecież mogę w gaciach z Lidla :P
Jeźdźcy na jakimkolwiek poziomie, a szczególnie rekreacyjnym lubią bardzo podkreślać jak elitarnym i snobistycznym sportem jest jeździectwo. Niby nie lubią zaglądania do portfela, ale chętnie narzekają jakie to pieniądze. Każdy sport, który robi się na poważnie wymaga nakładów finansowych. Co raz większych i większych i końca nie widać. 😀 Jeździectwo pod tym względem naprawdę nie jest wyjątkowe.
Busch, na takim poziomie o jakim ty piszesz, to z forum jeździ garstka osób.
Biegać też można, jak ktoś już napisał, w butach z Lidia, po ulicach miasta. Można też mierzyć się z ultrasami w Alpach - a to potężne koszty. Można uprawiać amatorską łazęgę po Tatrach lub pojechać na lodowiec. Wszystko kwestia pary, którą chce się puścić w gwizdek. Nie ma co patrzeć na zawodników GP, bo i oni mają przeróżne dofinansowania i źródła, z których czerpią środki na swoją pasję. Można też patatajać raz w tygodniu w ukochanej stajni. Golf też jest sportem dla bogatych, tam to dopiero można wtłoczyć masę hajsu. Ale co z tego wynika?  Kochasz coś?  Więc to rób. Na tyle, na ile jesteś w stanie.
Też tak uważam, dlatego dla mnie absurdalne jest to podkreślanie jak wyjątkowym sportem jest jeździectwo, jak strasznie ciężko jest finansowo i że nikt inny na świecie tego nie rozumie i nikt inny na swoje pasje nie musi wydawać pieniędzy.
[...] jak strasznie ciężko jest finansowo i że nikt inny na świecie tego nie rozumie i nikt inny na swoje pasje nie musi wydawać pieniędzy.


A kto tak twierdzi? Bo jak tak czytam wstecz to wszyscy zgodnie twierdzą że każdy sport/hobby kosztuje. Im wyższy poziom tym więcej. Różnica zdań jest jedynie w tym czy porównywalnie czy jeździectwo więcej.
macbeth Tylko po co na siłę szukać zamiennika koni? Jednego wciągnie joga, innego myślistwo, a innego nic poza końmi. Jeśli ktoś musi zrezygnować z jeździectwa to ok, ale jeśli nie to po co?


A kto mówi, że na siłę? Jak ktoś chce przestać jeździć i nie robić nic w zamian, to jego sprawa, halo się zastanawia, to podałam swój przykład. Nie szukałam niczego na siłę tylko po rozmowie z bliskimi, którzy się po prostu o mnie bardzo martwili kiedy jeździłam, stwierdziłam że zmienię sport na mniej niebezpieczny. Co w tym wypadku zdecydowanie nie równa się tańszy niestety. Chciałam, a nie, że MUSIAŁAM. To nie było na siłę.
I mi na pewno za chwilę przyjdzie czas na pewnego rodzaju rozstanie z jeździectwem. To znaczy, jadę (Jeżeli przyjmą zgłoszenie) do Jakubowic na pośrednią rundę CS i chyba po zawodach będę musiała jeżdżenie ograniczyć do 3 razy w tygodniu z racji nadchodzącego egzaminu aplikacyjnego. Również okazało się,że dotarłam do ostatniego etapu rekrutacji do Clifford Chance, a praca tam jest okazją,której nie należy puścić, jednak wiąże się z pracą od 9 rano do późnej nocy,w takim przypadku koń w tygodniu będzie musiał być jeżdżony przez kogoś innego. Niby nie jest to rezygnacja,ale i tak to dość bolesny wybór. Przyznam,że tęsknię za zeszłym rokiem, kiedy zarabiałam na jeżdżeniu 5 koni dziennie, jednak no nie da się na tym dorobić dobrych pieniędzy,więc zdaje się że będę musiała przetrwać te kilka lat bez częstego trenowania, przyznam jednak że jest to bardzo bolesne.
DressageLife  Mam nadzieję, że nie zapomniałaś w CV pochwalić się dresażem- niektóre firmy lubią takie hobby, im bardziej wymyślne i mniej popularne tym lepiej 🤣.
macbeth W zasadzie to nie było skierowane tylko do Ciebie. A chodziło mi o to, że halo właściwie nigdzie nie napisała, że chce zrezygnować z koni, że ma dosyć czy coś w tym stylu. Zapytała tylko (wydaje mi się, że czysto teoretycznie) co mogłoby je zastąpić. A potem pojawiły się teksty, typu "mam nadzieję, że znajdziesz to" albo "pomyśl, że będziesz to robić przez następnych 40 lat". Ja to odebrałam jako takie namawianie do porzucenia jeździectwa, bo coś innego jest 100 x lepsze i że jeśli tak się nie stanie to halo będzie nieszczęśliwa do końca życia. Może to moja nadinterpretacja, ale ja tak właśnie to odebrałam. Stąd mój komentarz, że po co na siłę ją do tego szukania zamiennika namawiać.
Sivens, zdecydowanie wydaje mi się, że dość gruba nadinterpretacja 😉
Sivens no to źle odebrałaś i na dodatek nie czytałaś dokładnie. halo napisała dokładnie jak się wyleczyć z jeździectwa. Poza tym ja nikogo nie namawiałam. Pisałam tylko i wyłącznie o moim osobistym odczuciu i uldze jaką poczułam żyjąc bez koni.
Ok, może źle odebrałam... w każdym razie, nie wiem jak dla halo, ale dla mnie wizja "następnych 40 lat z końmi" budzi raczej pozytywne emocje 🙂
Sivens rozmawiamy sobie tu zupełnie luźno, a ty się strasznie ekscytujesz i szukasz zaczepki z każdym, kto ma inną wizję na swoje kolejne 40 lat i inne zdanie niż ty. Uwierz, że halo to nie jest jakaś bezwolna mimoza, która pod wpływem tego, co napisała jej tu nieznajoma osoba (czyli ja) nagle postanowi rzucić jeździectwo i będzie nieszczęśliwa do końca życia. Przeze mnie. Bo ja ją namówiłam. 😂
Ale ja się bardzo cieszę, że ktoś znalazł sobie inne zajęcie, które go cieszy bardziej niż konie 🙂 Nie szukam zaczepki, bo nie mam o co... O to że ktoś czerpie radość z czegoś innego? Absolutnie, to bardzo fajnie! Tylko "uparłyście się", że skoro wy się odnalazłyście w czymś innym to na pewno każdy może. Natomiast ostatnie zdania to już Twoja nadinterpretacja  🤣
Ale ja się bardzo cieszę, że ktoś znalazł sobie inne zajęcie, które go cieszy bardziej niż konie 🙂 Nie szukam zaczepki, bo nie mam o co... O to że ktoś czerpie radość z czegoś innego? Absolutnie, to bardzo fajnie! Tylko "uparłyście się", że skoro wy się odnalazłyście w czymś innym to na pewno każdy może. Natomiast ostatnie zdania to już Twoja nadinterpretacja  🤣


Przesadzasz, to jest luźna dyskusja i dzielnie się własnym doświadczeniem, a nie upieranie się 😉
Ja się dzieliłam moimi przemyśleniami i moim doświadczeniem w tym wątku tylko z halo, z której postów wywnioskowałam, że chętnie z jeździectwa by się wymiksowała i z pamirową, która nie może znaleźć sobie równie interesującego zajęcia na czas zawieszenia jeździectwa. Nikogo, kto ma ochotę dalej jeździć i ma z tego radość nie namawiam do rzucenia tego w cholerę. Nikogo do niczego nie namawiam. Po prostu tłumaczę, że jak ktoś chce znaleźć wyjście, to da się. I właśnie to co robisz teraz to jest jakaś słaba zaczepka. Nie doczytasz, nie zrozumiesz, a nagle wtrącasz się w rozmowę i zarzucasz, że się przy czymś upieram, namawiam i próbuję unieszczęśliwić.
macbeth Dlatego właśnie "uparłyście się" jest w cudzysłowie. Ale tak już wyżej napisałam przypadkowo było to skierowane do Ciebie, a teraz dalej niepotrzebnie piszę "wy", chodziło mi raczej o postawę ashtray. I nie mam na celu tu nikogo atakować, ani też nie twierdzę, że był atak w kierunku halo, która biedna jest do czegoś zmuszana. Napisałam w jaki sposób momentami można to odebrać. Nadinterpretacja? Ok. Może tylko ja tak to odebrałam, może nie. Ale czy to serio jest szukanie zaczepki i ekscytacja? Bo mam wrażenie, że to nie ja tu teraz robię z igły widły.

ashtray Ok, przepraszam. "Namawianie" to złe słowo. Niestety nie wiem jak to określić... po prostu bije od Ciebie taka niechęć do koni. Natomiast ja Tobie nic nie zarzucam. Nadinterpretacja widzę działa w dwie strony. I teraz z luźnej dyskusji robi się przepychanka, bo ja źle zrozumiałam Ciebie, a Ty jak widać mnie.
edit: I jeszcze może sie okazać, że obie źle wywnioskowałyśmy co halo miała na myśli... 😀 ale kurcze nie można mieć pretensji, że ktoś coś odbiera inaczej niż byśmy chcieli. Szczególnie na forum :P
No bije ode mnie niechęć, bo ta niechec do koni czuje. 😀 Wątek chyba odpowiedni, wiec uważam ze wszystko jest ok.
astray no ok 🙂 Eh widać, że nieźle Cię to koniarstwo zmęczyło. A tak z ciekawości, co z Twoim koniem?
Nic. Żyje sobie. Chodzi po padoku i je. :P
No domyślam się, że nie spoczywa w zamrażalniku 😉 ale skoro nie sprzedajesz to bierzesz pod uwagę powrót do jeździectwa czy po prostu nie chcesz żeby trafił w obce ręce?
Nie chcę go sprzedawać. Lubię go. Jestem do niego przywiązana, chociaż nie poświęcam mu tyle czasu ile powinnam. I mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Wiem, że u mnie ma dobrze i prowadzi dobre, spokojne życie. Chcę, żeby takie miał. Póki nie ciśnie mnie z kasą, nie szukam innych rozwiązań. Na tą chwilę wydaje mi się, że do jeździectwa już nie wrócę, chociaż nigdy nie mówię nigdy. Koń ma dopiero 13 lat, więc jeszcze mnóstwo wspólnych lat przed nami, może mi się w tym czasie coś odmieni.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się