praca

Moja praca taka "fajna":
- Chciałabym wolny piątek, jadę na ślub przyjaciółki.
- A nie możesz odwołać?

💃
U mnie hitem bylo:
Szef: aha, to nie bedzie cie w biurze?
(jestem na l4, kregoslup sie wysypal)
Ja: no do konca tygodnia nie. Bardzo mnie boli w odcinku szyjnym kregoslupa i w zasadzie moge tylko lezec na twardym.
Szef: aha aha...ale to dlatego zeby nie zarazic reszty zespolu?

Kurtyna.

Bo ból kręgosłupa to podstępna bakteria, którą powinno się zaleczyć Gripex'em...  😁

W tej firmie prawdziwym hitem było odmówienie dwóch dni wolnego po śmierci bardzo bliskiej osoby z rodziny. A kierownik poszedł krok dalej i zamiast wypisać pozostałe dni z wolnego to wziął i pokrył nieobecność użetkami. Taki "pomocny".

To u mnie w jednej z prac szefostwo bardzo wyrozumiałe, natomiast zespół... Po powrocie z L4 nagonka, rozstawianie po kątach i wyraźna niechęć. Czułam się jak zbrodniarz, bo śmiałam iść na tygodniowe L4. RAZ.  😵
edit: a nie byłam odpowiedzialna za żaden super-wielki projekt bez którego firma padnie, tylko miałam same obowiązki, które może zrobić każdy albo które ewentualnie mogą poczekać.

Ktoś, Swego czasu chciałam zmienić nick, żeby był przyjemniejszy dla forumowiczów, ale potem se myśle.... a kij, i tak mnie kojarzą z "niewymawialnym" nickiem.... 😂

a to sie ciesze, że żyjesz i masz się dobrze! 😀 Dzięki za słowa wsparcia :kwiatek:
Sankaritarina, dasz radę! Jak w lipcu szukałam pracy to było podobnie, długo nic, parę popierdółkowatych ofert i potem z mojej obecnej firmy zadzwonili: kompletnie nowy zakres obowiązków, dużo większe wymagania + 100% holenderski zespół, po pierwszym tygodniu byłam wyczerpana psychicznie a teraz jest super, także do boju! 😀

Btw. jestem z siebie dumna, skończyłam dzisiaj szkolić dziewczynę która zastąpi mnie w czasie urlopu i chyba się udało, mam wolne 💃

Co do jazd z chorobowymi i wolnym w ogóle to doskonale kojarzę z moich przygód na magazynie, wszystkie święta pracujące + zawsze byłam niezbędna jak miałam naprawdę ważny powód żeby nie przyjść (pracowałam na część etatu), każde chorobowe podejrzane z góry (bo po co ci aż 4 dni na przeziębienie?). Tyle tylko, że wypłaty były bardzo okrągłe jak na tak kiepską pracę, poziom stresu i odpowiedzialności raczej żaden, no i wszystko zgodnie w granicach prawa pracy a nie odpie*dalanie roboty za 5 osób na tempo za jakieś grosze, jak ktoś tu opisywał pracę w gastro.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
16 września 2016 13:50
Oh no tak. "Ale jak to ty masz zycie?" 😁 moze szefowej ze mam swoje sprawy mowic nie powinnam (chcialam normalnie po zmianie wyjsc a nie zostawac do buk wie ktorej), ale stwierdzilam, ze im szybciej mnie wyrzuca tym lepiej.

Ale pani z Kato zadzwonila raz drugi, zalapie się na poniedzialkowa rekrutacje, tylko nie wiem gdzie, bo jak zwykle nie uslyszalam :/ wyguglam po adresie, jak go dostane, no i mam nadzieje ze normalna praca a nie fundrising
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
16 września 2016 13:54
Haha ... wiecie kto mi robi problemy, jak mam wziąć urlop? Babka, która mnie "zastępuje". to jej zastępowanie to się nawet przy 2 tygodniowym urlopie równało wyłącznie wydawaniem wniosków do wypełnienia. Jak ja ją zastępuję to niestety wygląda to inaczej.  😂
Ło matko.
Aaaale jazda! Mam sporo na głowie, totalnie nowe obowiązki i czuję się jakby mnie walec przejechał 🏇 Ale zespół w większości zagraniczny, więc mam świetną okazję do ćwiczenia angielskiego, bo inaczej się nie dogadam. Albo inaczej - JEDYNA opcja to gadanie po angielsku, więc nie ma, że boli.

kokosnuss, Mówisz. Trochę mnie to uspokaja 😁
Sankaritarina, no mówię, zobaczysz, za tydzień-dwa powinno być lepiej 🙂 Ale ja np jestem z tych co wolno się aklimatyzują i na początku sam fakt że przez bite 8 godzin tylko holenderski skutkował u mnie koszmarnymi bólami głowy (i krtani, bo 3/4 tego języka to charczenie :hihi🙂.  Swoją drogą mnie bardziej męczyło intelektualnie gadanie o głupotach (weź tu ogarnij srylion frazeologizmów, powiedzonek, aluzji itepe w gadce-szmatce) niż o stricte pracy 😉
madmaddie   Życie to jednak strata jest
23 września 2016 20:25
ja się wkurzyłam.
szukam pracy od października, może uda mi się taką, w której dwa dni będą wolne znaleźć. bo szalenie tych dwóch dni na inne rzeczy potrzebuję.
Ain't got no cash, ain't got no style
😉

kokosnuss, To ja większość czasu nie rozumiem totalnie nic, bo zespół jest azjatycki. 😀 Także tego...  A nie, zaczęłam rozróżniać "dzień dobry" i "słucham", ale muszę się zapytać jak się to poprawnie wymawia. 😁 Podwójnie trudno, bo dla każdej strony angielski jest językiem obcym, a jeszcze mnie w kółko brakuje jakiegoś słówka (już nie mowiąc o branżowych - to jest rollercoaster na razie), bo przez ostatnie 2 lata miałam styczność tylko z niemieckim. Też się trudno aklimatyzuję, choć na razie to się w sumie cieszę. Pewnie bycie "przynieś-podnieś-zajedź" w kolejnej pracy tylko by mnie mocno frustrowało (tak jak miałam w poprzedniej pracy - ogólnie warunki nie były fatalne, ale momentami czułam się jak to "ostatnie ogniwo"😉. Na razie mam weekend zaplanowany na douczenie się paru rzeczy.... albo więcej niż paru. Ojoj.  🍴

madmaddie, a nie miałaś zaplanowanych w tygodniu 2 dni wolnych? jak to w ogóle funkcjonuje w gastronomii, bo nawet nie wiem 🤔
madmaddie   Życie to jednak strata jest
24 września 2016 14:54
Sankaritarina, grafikowo funkcjonuje. Tylko połowa ludzi teraz odchodzi, szefowa zapisała na prawie każdy dzień października grupę (i to nie 40 lajtowych osób, tylko 600 np.) i wychodzi, że musiałabym jakieś 6 dni w tygodniu pracować. Więc tym walnęłam. jak idę do pracy, to cały dzień mogę spisać na straty, bo jak wracam, to siły na nic. a ja jeszcze nad innymi rzeczami w domu popracować muszę. I te dwa dni na praktyki w firmie w której bardzo chcę pracować. Nie warto po prostu.
Ja muszę się pochwalić i mam nadzieję, że nie cieszę za wcześnie 🙂

Nie szukałam konkretnie pracy, miałam pomysł na własny "biznes" i miało się to jakoś kręcić, ale przypadkiem trafiłam na spoko ogłoszenie i tak niedługo myśląc odpowiedziałam na nie...
Pojechałam na jazdy testowe i... dostałam pracę, o której całe swoje życie marzyłam, tylko przy koniach, w dodatku jeżdżąc je i pracując z nimi! bez "użerania" się z ludźmi (mam sama ciężki charakter, nie lubię jak obce osoby wchodzą mi na głowę i żądają złotych pantofli za to, że płacą 40zł za jazde dziecka).
Okazało się, że wreszcie ktoś docenił moje umiejętności, daje mi możliwości dalszego rozwoju, jest pozytywnie nastawiony do nowych pomysłów, i co dla mnie najważniejsze, nie ma nic przeciwko wolnym weekendom i temu, że rodzina jest dla mnie najważniejsza i jak będzie trzeba to migiem zjeżdżam na dom.

Jedynym minusem jaki znalazłam w tym wszystkim jest odległość :P mam ponad 300km do przejechania co weekend do domu i spowrotem do pracy, ale i to przeżyje, mam towarzysza podróży w postaci pieska więc nie będę się nudzić i te 5-6 godzin w autku mnie nie zbawi jak obczaję dobrą trasę by jechać bez stresu mijając duże miasta.

Mam nadzieję, że długo się uda utrzymać tą współpracę 🙂 Pierwszy miesiąc próbny, obczaić co i jak i pracować na full obrotach 🙂

PS: trzymajcie kciuki by mi psiak się zaaklimatyzował 🙂 Ma lęk separacyjny, nie może być ze mną w stajni ze względu na jej bezpieczeństwo więc będzie w pokoju zostawać i oby pracodawców zbyt szybko nie wkurzyła swoim wyciem na początku...
madmaddie   Życie to jednak strata jest
25 września 2016 18:07
o, byłam ciekawa co u Ciebie. Trzymam kciuki by wyszło! 🙂
Dziękuję 🙂
Również powodzenia w szukaniu pracy!

Coraz częściej odczuwam, że czym mniej mi na czymś zależy tym szybciej to przychodzi :P zaczynam skupiać się na innych sprawach, a tu się inne rozwiązują :P (w przypadku tych złych rzeczy też tak jest...)
dostałam własnie ofertę pracy. do jutra muszę podjac decyzję, a ja... nie wiem 😵
kasa netto lepsza o 15%, czyli szału nie ma (moja propozycja to było ponad 20%)- wobec mojej obecnej umowy. z tym, że w obecnej firmie za nadgodziny jestem w stanie wyciągnąć sporo więcej. w nowej firmie nadgodzin nie przewidują.
w nowej przewiduję straszne nudy...
dostałam własnie ofertę pracy. do jutra muszę podjac decyzję, a ja... nie wiem 😵
kasa netto lepsza o 15%, czyli szału nie ma (moja propozycja to było ponad 20%)- wobec mojej obecnej umowy. z tym, że w obecnej firmie za nadgodziny jestem w stanie wyciągnąć sporo więcej. w nowej firmie nadgodzin nie przewidują.
w nowej przewiduję straszne nudy...


Jeśli praca ma Cię nudzić to czy jest tak naprawdę sens? Moim zdaniem najlepiej jest pracować tam, gdzie mamy z tego jakąkolwiek przyjemność 🙂
za naprawdę dobre pieniądze mogłabym się nudzić 😉 ale nie za +15%. Odmówię
Młoda   Kochać to nie znaczy, zawsze to samo.
29 września 2016 07:50
Czy jest tu ktoś kto pracuje lub zaczyna pracę od października w SW?  👀 🙂
a co to jest?

wendetta a Ty w pl? 🙂
Skrót SW zobaczyłam też w wątku Kocham Kino. Ale czy Młodej chodzi o Gwiezdne Wojny? Nie wiem, sama nie wiem. Ale to mogłaby być ciekawa praca 😜
a nie jest to przypadkiem Służba Więzienna? 😉
amnestria haha! Tez mi jakies glupoty do glowy przychodza  🙂
Fajnie poczytać, że tyle osób się rozwija, dostaje pracę i w ogóle. Aż mnie to motywuje, żeby sama zaczęła szukać... 😁
Mnie czeka teraz kontynuacja mojego maratonu pracy, który trwa już nieprzerwanie dwa tygodnie  😵 Od kiedy mam 2 prace zaczęłam doceniać, jak piękną rzeczą jest weekend i dzień wolny  🤔
a co to jest?

wendetta a Ty w pl? 🙂

od początku zeszłego roku 😀
Ja od dzisiaj zrobiłam wielki powrót do Mc. 😁 Tylko tym razem na McCafe w końcu. 😜
ej, tak w trochę w temacie (w sensie samorozwoju pod względem zawodowym).
mam 6 lat doświadczenia zawodowego, ale studia zupełnie nie w zawodzie, w którym pracuję i w dodatku tylko absolutorium, bez obrony. fakt faktem, że nigdy w życiu na żadnej z rozmów, nie było to problemem, bo oferty dostawałam w oparciu o doświadczenie.
mam (prawie) 28 lat, stabilną sytuację zawodową, w porządku zarobki, a powrót na studia marzy mi się od 3 lat. żeby mieć ten cholerny papierek, z sensownego kierunku. ale odkładam to z roku na rok.
mówiąc wprost- chcę studiować ekonomię. Pracuję w innej dziedzinie, ale czuje, że zapał mi się kończy i chcę zmienić branżę.
czy w ogóle studiowanie w takiej sytuacji ma sens? mówiąc szczerze spotykam się z bardzo rożnymi reakcjami. Od "super pomysł" (bo samorozwój, nowa wiedza, zwiększenie atrakcyjności na rynku pracy, szansa na zmianę branż) do "bez sensu" (szkoda czasu i kasy, nic to nie daje, nikt nie patrzy na papierek, poświeć energię na inne tematy itp).
jakie jest Wasze zdanie?
Jeśli chodzi o studia, to moje zdanie przez długie lata było takie, że nic nie dają. W sensie, papierek nie zapewnia żadnej gwarancji pracy. Ale teraz, kiedy zaczęłam poważniej myśleć o swoim zawodowym rozwoju, a studiów żadnych nie mam myślę, że powinnam jednak się dla tego papierka poświęcić  😂

Ale myślę, że dla kogoś, kto ma doświadczenie zawodowe podnoszenie kwalifikacji edukacją jest dość pożądane  🙂
wendetta, Pytanie czy ogólne studia ekonomiczne ..na uniwersytecie faktycznie dadzą Ci wiedzę do wykorzystania czy zdobędziesz wiadomości typu Co To Jest Ekonomia .-z gr. ojkonomia... byłam na zarządzaniu i zrezygnowałam właśnie z powodu mało praktycznych zagadnień. Juz pomijam niektórych wykładowców i ich podejście...ale postanowilam pojśc na podyplomowe z dziedziny, która mnie interesuje - jeśli  już mam gdzieś  iść. Na razie jeszcze na studia nie doszłam, ale plany są 😉
Jak masz czas i chęci to czemu nie. Każda inwestycja w siebie może się opłacić.

Gwoli szukania pracy.... Jeden się chyba naczytał internetow i przyszedł mi do firmy z cv (zadne cuda, wręcz przeciwnie) tak se o, zatrudnić się chciał. ..i od razu czy może rozmawiać z kierownikiem, jakie są stanowiska i w ogóle. Ja mówię, ze kierownik zajęty, a tu chłop mnie próbuje bajerowac, oczami mrugac, robi sie nachalny i malo ciekawy, a stoi pod drzwiami... do nikogo się nie dostał, oczywiście. A ja zostałam z niesmakiem.
busch   Mad god's blessing.
29 września 2016 20:46
wendetta, ja mam chyba niedzisiejsze podejście do studiowania bo wg mnie to, że coś jest "tylko" (albo i aż) akademickim przyswajaniem wiedzy, nie powoduje że staje się bezużyteczne. Ja np. studiowałam polonistykę i sama niejednokrotnie się nabijałam z tego, że to taki nieżyciowy kierunek, a pomimo tego uważam że było warto przez niego przejść 🙂. Zawodu nie mam z polonistyką związanego ani trochę, ale mimo to nie mogę powiedzieć, że nie korzystam z tego, czego się nauczyłam na studiach. Chociażby krytycznego myślenia. Sprawdzania zawsze informacji napisanych drobnym druczkiem, uświadomienia sobie, że każdy tekst, chociażby słownik języka polskiego, ma w sobie piętno autora (autorów w tym wypadku) i pewną kreację autorską, których zauważenie pozwala pełniej czytać treść 😉... Czy chociażby głupie utrwalenie sobie tego, jakie mogą być struktury pisania tekstów i jak można je wykorzystać. Samo pisanie magisterki to wg mnie było absolutnie genialne doświadczenie. Miałam temat, na który bardzo chciałam pisać, więc to była taka lekcja niemal 6 miesięcy wytrwałej pracy nad tekstami maści wszelakiej plus pisaniem, pisaniem, pisaniem...  😀

Oczywiście nikt na polonistyce nie powie Ci, który guzik w swojej pracy x powinnaś nacisnąć, czy innych podobnych konkretów. Tym niemniej uważam, że jest duża wartość w przyswajaniu sobie takiej "ogólnej", "akademickiej" wiedzy, czy właśnie uczeniu się danego sposobu myślenia. Wiadomo, to się łapie tylko wtedy, gdy się czynnie zainteresujesz tym studiowaniem, a nie gdy tylko będziesz odbębniać egzaminy, żeby zdobyć dyplom. Do zdobycia jest przede wszystkim nieszablonowe myślenie w porównaniu z innymi ludźmi np. z Twojego działu, którzy akurat na ekonomii nie byli, a by im się dany aspekt tej ekonomii przydał.

Inną sprawą jest ostateczne podjęcie decyzji, czy faktycznie chcesz iść na te studia np. teraz. Ja bardzo bym chciała zrobić nowy kierunek, ale mimo swojego zapału (:hihi🙂 na żaden się obecnie nie zamierzam zapisać. Jednak to wymaga pewnego logistycznego dogrania wszystkiego, bo rolę bierze np. ile wolnego czasu możesz poświęcić? Ile pieniędzy? Czy praca Ci coś zasponsoruje, a jeśli tak, to czy idzie za tym lojalka? Czy nie masz tak dużo nadgodzin w tygodniu, że w sesji polegniesz? itp. itd. Nie sądzę, by ktoś z zewnątrz mógł Ci prosto odpowiedzieć czy dla Ciebie powrót na studia ma sens, bo jednak samemu trzeba podjąć decyzję, czy stać nas czasowo/siłowo/finansowo na takie poświęcenie. Czy się nie zniechęcisz po pierwszym roku zapychaczy itd. Trudny orzech do zgryzienia 🙂

PS. Sama nawet też myślałam o tej nieszczęsnej ekonomii 😀 Chociaż ona też nie bardzo związana z moim zawodem 😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się