Odchudzanie/rzeźbienie ciała- sprawozdania

subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
24 września 2016 20:44
dziękuje  :kwiatek:
ovca   Per aspera donikąd
24 września 2016 21:01
Pytanie do dziewczyn siedzących w temacie- jak i co jeść po treningu indoor cycling? Wracam z zajęć około 20 więc normalnie nie jadłabym nic, ale wszędzie się trąbi że trzeba 😉 co w takim razie? owoc (tak podpowiada mi organizm- ochota na słodkie) czy coś innego? a może wcale?
Ja uzupełniam cukrem prostym, właśnie owocem. Najszybciej podnosi poziom cukru we krwi. A po 30-60 minutach jem białko z tłuszczem. To teoretycznie. Bo praktycznie jest....   różnie  😁

Fotki z dziś. Starannie wyselekcjonowane.










Mam ze 2 kilo za dużo tłuszczu na sobie. Przez to niepalenie. I nie mogę sobie z nim poradzić. Nie umiem wskoczyć na redukcję.  🤔  Nie jest źle, ale BYŁO LEPIEJ jak paliłam !!!  🤔 Nawet mąż mi zwraca uwagę, że grubsza się zrobiłam i że jednak bardziej mu się podobało jak byłam chudsza.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
25 września 2016 08:14
tunrida, ten Twój mąż to mega niezdecydowany  😂
Ale super, że nie palisz  :kwiatek:
Ten tydzień mam luzik i w planach mam codziennie po pracy podjechać na siłkę, albo poćwiczyć, albo pobiegać, a od jutra wracam na jogę dzięki przesunięciu jej o godzinę wcześniej  😅
tunrida e tam moim zdaniem wyglądasz bardzo ok i najważniejsze, że nie palisz! teraz spokojnie dojdziesz do tego jak było🙂

Wichurkowa Szacun i powodzenia!🙂

A u mnie pozytywnie, jedno to waga osiągnęla magiczne 65 kg, do których sobie gdzieś tam dążyłam i to pomimo tego, że ostatnio wcale na jakiejs diecie nie jestem po prostu wpadłam jużw nawyk zdrowego jedzenia, czasem coś podjem ale raczej od święta no i biegam!
A co do biegania to dzisiaj zaliczyłam swój pierwszy biegowy start, 10km w czasie 55:31 czyli dokładnie tak jak chciałam (chciałam się ponizej godziny zmieścić) - było super i juz czuję, że będzie to moje kolejne pozytywne uzależnienie🙂 Za tydzień w Lublinie 10tkę odpuszczę ale pod koniec października jest 5km więc tam będę chciała już pobiec.
Magdzior suuuper  😅  bieganie wciąga 🙂 ja kończę urlop (założyłam sobie dwa tygodnie totalnego resetu) i wracam do aktywności, już się nie mogę doczekać jak poprzebieram nogami  😜
Dziewczyny, wpadne tu jak dzik, ale podczytuje wątek i chce zapytać: czy to jest możliwe, że przy wzroście 166, wadze 63kg, treningach od pół roku i ogólnie aktywnym trybie życia poziom tkanki tłuszczowej wynosi 33,4%?! Porównałam dzisiejszy pomiar z tym z kwietnia i zgłupiałam:/ koleżanka która ma 15cm więcej w talii niż ja ma podobny % tkanki tłuszczowej...
mierzyłaś internetowym kalkulatorem, czy na wadze? bo w internecie każdy kalkulator podaje coś innego...
szczerze- wydaje mi sie to mało prawdopodobne, bo ja w najgorszym momencie nie przekroczyłam 25% (173cm:74kg)
ententa, mierzyłam na wadze typu tanita, internetowy kalkulator podaje 24,9%
Poziomy tłuszczu i mięśni na wadze zależą od ilości wody, jaką w danej chwili twój organizm posiada. Przy różnej zawartości wody, waga będzie pokazywała różne zawartości tłuszczu i mięśni. Powtórz sobie to ważenie ze 2, 3 razy mając inny stopień nawodnienia.

Magdzior... z ciekawości..wysoka chyba jesteś, co? Pytam, bo ja w realu żeby wykręcić 55 minut to biegnę tak, jakbym walczyła o życie.  😉 A Ty sobie ot tak przychodzisz i robisz 55 minut. Niesprawiedliwe.  😉 Fajnie te nessi na tobie wyglądają.

Zabieram się zaraz za swój trening.
Magdzio szczerze gratuluję.  Suuuuper wynik i bardzo fajnie wygladasz 🙂

Tunrida Ty też masz super foty.
Ja wczoraj zrobiłam bary i plecy odcinając gałęzie wzdłuż płotu wychodzące na ulicę.  Zakwasy sa. A zdrowa dopiero dziś prawie jestem. W piątek jeszcze byłam  chora, ale nie na tyle,  żeby nie pobiegac. Do pracy i tak musiałam chodzić,  domem, dziećmi i mężem się zajmować,  więc pobiegalam też.
O której się kladziesz spać jak trenujesz o 6 rano?
Zasypiam o 22😲0-23😲0. Późnij oczy mi się zamykają i bateria w organizmie wyłącza. I koniec.
Trening zrobiony. Uczciwy. I dziś planuję pobiegać.
jak się zmobilizować, żeby wyjść pobiegać zaraz po pracy? a nie "odpoczywać sobie pół godzinki", a potem dopadają człowieka ciekawsze rzeczy do zrobienia i z biegania nici...
Chyba to lubić 😉 Ja np. biegałam po 22, tylko. Nie byłam w stanie zmusić się wcześniej. A po ciemku było jakoś zajefajnie. Piłowałam przez 2h 😀 Może więc i dla Ciebie późniejsza pora byłaby ok?
Ja teraz to o bieganiu mogę zapomnieć 😉 Myślałam, że wrócę, ale spacery "stępowe" są dla mnie już hardcorowe, więc co tu mówić o bieganiu. Nie zaniedbujcie kolan!
wieczorne godziny teraz odpadają... niestety. za wcześnie wstaję, za długo pracuję, byłabym wiecznie niedospana. kiedyś biegałam duuużo wieczorami i wiem, że mój organizm dużo lepiej znosi wysiłek fizyczny wieczorem, niż rano.
pozostaje mi się chyba z marszu przebierać się w ciuchy biegowe po wejściu do domu, nie ma zmiłuj.
biegać przestałam niestety lubić już dawno, dawno 😉
Ej to bez sensu, laska! 😀

A jakaś inna aktywność? Zumba, basen, rolki? (na rolki to sezon zaraz się skończy, ale można potem na łyżwy się przerzucić) Mnie moja kumpela, trenerka fitnessu zresztą, zawsze powtarzała, że trzeba znaleźć to, co się lubi. Zmuszaniem się daleko nie zajedziesz. Ja nie daję rady na siłce, zazdroszczę, że ludzie tam chodzą, ale ja umieram z nudów. Więc szukałam, szukałam, aż znalazłam to, co mnie faktycznie kręci 🙂 Może szału jakiegoś nie ma, ale ostatnio wyglądam nieźle, więc też nie narzekam 🙂
Też tak uważam, że zwykle zmuszanie się do jakiejś aktywności nie ma sensu. Jeśli ma to być aktywność chwilowa, przejściowa mająca na celu coś tam coś tam, to można się pozmuszać ( typu...porobię jakiś czas orbitreka bo wiem że dobrze mi robi na ramiona. Albo..poćwiczę na tylne partie barków, choć tego nie lubię, bo wiem, że mam tam dołka)
Ale zmuszać się do jakiejś aktywności na dłużej, zakładając, że będzie to moja główna aktywność- bez sensu. Bo ani człowiek nie będzie systematyczny, ani nie urobi tyle ile teoretycznie powinien, a przez to i efekty będą słabe.. I cały czas będzie nieszczęśliwy, zły itd.
W życiu nikt by mnie nie zmusił do chodzenia na basen! Nie znoszę i już. Nikt mnie nie zmusi na zumbę, bo dla mnie to głupie i tyle. Gdybym się zapisała na zumbę, poszłabym pewno góra kilka razy i WSZYSTKO byłoby ważniejsze niż ta zumba.
Otóż to. To jak z nauką języka, którego się nie lubi 😉
A rower? Albo fitness? Pole-dance? Tenis? Badminton?* 🙂


ps. kocham badminton. Nie kometkę, badminton. Trenowałam rok w ramach studiów na AWFie, żaden sport nie dał mi tak w kość. Badminton jest szybki, ekscytujący i wymaga zaangażowania chyba wszystkich mięśni 😍 Po treningach miałam zakwasy jak stąd do Kansas.

no właśnie tu mam problem, bo ja niewiele aktywności lubię. a to, co lubię robić zajmuje dużo czasu, którego mi ostatnio mocno brakuje. kocham pływać (ale tu cała wyprawa na basen, suszenie, przebieranie się), lubię jeździć na rowerze (ale już jest szybko ciemno), lubię grac w siatkówkę (no to już w ogóle nie wiem jak i gdzie) i uwielbiam kettle, ale na moją siłownię z "moimi" instruktorami, odkąd się przeprowadziłam, mam dość daleko... i znowu wyprawa. Ale jest ambitny plan, żeby tam wrócić (siłownia jest po drodze do szkoły językowej, gdzie za 2 tygodnie zaczynam niemiecki)
cierpię na deficyt czasu i odpoczynku, więc chęci na sport żadne 🙁 w domu ćwiczyć nie umiem i nie znoszę.
wiem, marudzę, demotywuję, złej baletnicy, rąbek u spódnicy...
może dzisiaj zaraz po pracy wsiądę na rower, póki jasno
A do pracy na rowerze? 😀

Ale kopnę Cię w tyłek - szukasz sobie wymówek! Po złamaniu chodziłam na basen, "takie szybkie akcje - 30 minut samego pływania. Wstawałam rano, no-make up, nie myłam włosów (więc zaoszczędzone dużo czasu) leciałam pływać. Po basenie ogarniałam się do pracy i sru. Bardziej upierdliwe było targanie tego wszystkiego ze sobą, ale jestem przyzwyczajona do bycia babą z targu 🤣

Zresztą wydaje mi się, że najtrudniej jest zacząć. Jak się człowiek wkręci to już idzie.
Ja ostatnio wróciłam do koniczków, jeżdżę 6x w tygodniu, a to nie jedyne moje aktywności. Mam ściankę jeszcze, staram się chodzić na długie spacery, no i raz na czas jakieś góry.
Wcześniej jeździłam nieregularnie i ciężko było mi się wkręcić w taki "kierat". A teraz sobie już nie wyobrażam, że nie pojeżdżę. I pogoda też przestała mieć znaczenie.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
26 września 2016 10:15
ja bym w życiu do pracy na rowerze nie pojechała, bo jak wychodzę rano to jest jakieś 2-5 stopni i autobusem jadę 15min, a tak to bym jechała sporo dłużej 😉
też ostatnio odpuściłam- bo chora, bo codziennie w pracy, albo jeżdżąc z innymi sprawami i nie było kiedy, a ze snu godzin obcinać nie będę, nie ma opcji.
tylko ja akurat jako tako formę trzymać muszę bo inaczej kręgosłup mi siada.
Też myślałam nad tym, czy by nie jeździć do pracy na rowerze, ale już widzę, jak wstaję wcześniej, żeby o 5.30 wyruszyć. Nie do zrobienia. 😀

Ale za to zaraz pójdę pojeździć, a wieczorem idę na coś, co się nazywa Prime Pump i potem od razu na zumbę. 😅

Co zrobić z bratem, który zjada mi wszystkie banany?! No nie wytrzymam, kupiłam sobie ostatnio chyba 5, poszłam na imprezę, wróciłam na następny dzień, patrzę - nie ma ani jednego. 😵 Mój plan na bananowo-jajeczne śniadanie poszedł się wiadomo co. 🙁
madmaddie   Życie to jednak strata jest
26 września 2016 10:21
ja chowam banany w pokoju.  to jedyna opcja żeby pasożyty nie zeżarły  😂
Ja bym jeździła, gdybym:
a. umiała jeździć
b. miała rower
c. nie miałabym tak strasznie daleko do pracy 😀

Pamiętam taki dialog z moim mężczyzną, który do pracy śmiga na rowerze właśnie (a pracujemy bardzo blisko siebie):
M: Do pracy dojeżdżam w 40 minut.
Ja: Ooo! to może ja też zacznę!
M: Ale Ty będziesz jechała 2 godziny.

Także tak 🤣 Ale on jest kolarz ultramaratończyk, więc gdzie mi do niego 🤣
A jeszcze mu mówiłam, żeby zostawił mi chociaż jednego, bo potrzebuję na śniadanie. Zeżarł mi go dzisiaj. 😵

Wysłałam tatę po więcej, jak wróci to zabiorę wszystkie naprawdę do pokoju. 😁 I potem będę się kitrać w kuchni, żeby brat nie przyczaił i nie zaczął dociekać skąd mam, bo na pewno wtedy by mi wpadł do pokoju i szukał.  😤
Amnestria, a no pewnie tak jest, że szukam wymówek 🙁
do pracy na rowerze odpada- mam 16 km, z czego większość trasą szybkiego ruchu, zaczynam między 6, a 8, więc chyba musiałabym wstawać dzień w dzień o 4, żeby zdążyć. Poza tym, muszę w pracy jakoś wyglądać, a nie jak zamarznięto- upocone zombie 😉 no, a rano u mnie też już zimno, 5 stopni max.

A co to jest sportowy kierat to ja wiem 😀 biegałam swego czasu półmaratony, kilka lat jeździłam konno 6 x w tygodniu, przez rok chodziłam na kettle 3-4 razy w tygodniu + biegałam, ćwiczyłam itd.
a teraz się rozleniwiłam, zapracowałam... 🙁
Ej ja wiem, Ty jesteś twardzielka! Tylko, ze jak człowiek wejdzie w tryb kanapowca to ciężko mu się potem przełamać 😉
I pierwsze chwile są trudne, i jest zimno, i się nie chce, i motywacji brak.

Mnie się w góry też nie chce wyjeżdżać, jak przychodzi zima 😉 Wszyscy siedzą przed TV z kocem i herbą, a ja gnam w Tatry z ciężkim plecakiem, a potem w zimnie popierdzielam pod górę. Ale mimo, że ciężko mi zapakować zad do auta/pociągu/busa to jak już jestem na miejscu to dostaję tyle mocy, że tydzień później jadę znów.
Do stajni to samo. Mnie się serio ZA KAŻDYM RAZEM nie chce wychodzić z chałupy. Jeszcze jak jest wiosna... to nawet. A teraz? Jesienią? Fuj 😉 Ale jak już się zbiorę i wyjdę z domu to tracę poczucie czasu.
Averis   Czarny charakter
26 września 2016 11:51
Co do ulubionej aktywności, to 100 procent racji. Ja uwielbiam swoją zumbę, ale tylko z dwoma instruktorami, po których zajęciach ledwo stoję na nogach. Niestety w moim klubie pozostałych 3 prowadzących to mimozy, które uznają tylko jakieś powolne pseudolatino w rytmie Iglesiasa. A ja muszę wytrzepać cały stres i paść na twarz po. Raz w tygodniu chodzę na typowe ćwiczenia na nogi, bo to moja najsłabsza część wizualnie (zgrabne uda i pośladki i te sprawy), ale to w ramach zmuszania się. Nie lubię takiego typowego fitnesu. Mam karnet open, więc jestem na siłoni jakieś 4-5 razy w tygodniu. Na szczęście mam ją 3 minuty od domu.
Zamelduję mój mały sukces: - 10 kg  ❗  😅 😅 😅

Trochę się to rozwlekło w czasie, ale nieważne, tak nawet zdrowiej. 😀
W lutym na stronie przedszkola mojego synka zobaczyłam siebie na tym oto zdjęciu i się zdegustowałam:



Ważyłam wtedy 82 kg i za cel postawiłam sobie nie dojście do jakiejś tam wagi, tylko założenie tych dżinsów, Wranglerów w rozmiarze 38, które kupiłam 6 lat temu i w ogóle nie zaczęłam nosić.
Z dziś:








Już próbowałam 2-3 kg temu i dało radę się w nie wbić, ale było to wbicie się w sensie dosłownym. 😁
Dziś założyłam i jest git. Są obcisłe, ale nie wylewa mi się nic (prawie nic) bokami i nie duszę się.
Na wadze od kilku dni 72 kg, więc jest się z czego cieszyć. 😀 Chcę jeszcze przekroczyć poniżej 70 kg, żeby zupełnie nic a nic się z tych dżinsów nie wylewało jak usiądę. 😉
Julie, bardzo zgrabna pupa Ci wyszła 😀

Udało się dziś! Przyszłam do domu, nakarmiłam koty i 5 minut później byłam już w bieg-ciuchach 😀 Luby mój w delegacji, więc może było łatwiej nie zgadać się, nie zacząć gotować itp tylko z marszu wyjść. Ubiegane 5 km, ale i tak jestem dumna z siebie odrobinkę 😉
eh szkoda, że lato się kończy... jeszcze miesiąc temu jeździliśmy na rowerach do 20😲0 i było jasno 🙁
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się