praca

Hipoterapeutów potrzebują, a jakże ... W innych końcach Polski ... Robiłam kurs, bo mieliśmy działać z kolegą, który ma infrastrukturę, i konie i ludzi do pomocy. Nie wyszło, nie wiem czemu, może jemu nie aż tak mocno zależy, może po prostu. A jak coś będzie miał na mniejszą skalę, to wiadomo, że sam zarobi najpierw ...
Ja, zaczynając musiałabym wydać 100-200 tys minimum ... a szansa na to, że na moje zadupie ktoś przyjedzie jest mała. Jeśliby miało być z możliwością noclegu to kolejne 200 (minimum) by się zdało. A działalność tylko sezonowa ... ZUSy i inne haracze trzeba płacić cały rok, konie nakarmić też.
Do tego mam męża, który nie zgodzi się "żeby mu się obcy po podwórku kręcili", nie wspiera tylko dołuje ... Dalej komentować nie będę, bo nie ten wątek i nie chcę pisać na forum (z powodów różnych). Jak wyjeżdżałam z miasta plan był inny ...
Kurde no, raczej szybko się uczę i sporo mogłabym robić ... Oprócz pracy w lokalnych sklepach, bo to jedyna praca, która mnie przeraża ... Ale takiej też nie zaoferują ... Pomimo kilkunastu lat w tych okolicach, czterech w tym miejscu nadal jestem obca ... A praca (jeśli) jest dla znajomych ... Mój mąż jest (mniej więcej) stąd, ale on nie ma właściwie znajomych, jest aspołeczny a poza tym jego to nie obchodzi, bo to nie jego interes i w ogóle to co on może ...
SzalonaBibi, jak twój mąż taki mądry - niech ci zapewni godne utrzymanie.
Mówię poważnie. Z doświadczeń wielu lat "na zadupiu". Panowie szalenie często chcieliby "mieć ciastko i zjeść ciastko". Być "głową rodziny" i mieć w d* jej status materialny. A czasy takie, że "jak się nie ma co się lubi to się zap* żeby to mieć".
Posadź męża, przy dobrym posiłku i napitku - i zróbcie poważną naradę. Obejrzyjcie rzecz ze wszystkich stron, wszelkie twoje szanse, wszelkie jego szanse. Nie dawaj się zbyć żadnym "jakoś to będzie", żadnym "tak, ale". Same konkrety. Z ołówkiem w ręku.
Twój mąż zna ciebie lepiej niż my, ty znasz jego. Możecie być dla siebie świetnym "coachami". Ale cele muszą być Autentycznie wspólne, nie ściemnione masą krypto-, oddzielnych, półświadomych celów, sprzecznych ze sobą.
SzalonaBibi, chyba trochę przesadzasz z tymi kwotami. Znajoma ma 3 konie do hipo, kawałek placyku do oprowadzania i kontakt z fundacją, która w sporej skali refunduje zajęcia u niej.

Jeśli nie u siebie to może jako przedstawiciel? Masz blisko zakłady paszowe, chyba nawet 2. Zootechników chętnie tam widzą.
SzalonaBibi, Przecież nie musisz od razu budować ośrodka z nie wiadomo jak wielką infrastrukturą. Wiele osób ma raptem parę koni, mini-gospodarstwo i prowadzi, a to jazdy konne, a to hipoterapię, a to wycieczki dla szkół, oprowadzki dla przedszkoli... Jakaś opcja jest. Spróbuj popatrzeć na to realnie - ale nie wyszukując od razu wady typu "fajnie, ale...", bo w ten sposób skreślisz wszystkie opcje. Wszystko ma jakieś wady, a za każdą decyzją idzie jakiś koszt.

Weekend. Wróciłam do świata żywych. 😅  🏇 W tym tygodniu raz wyszłam do domu po 8 godzinach - ale i tak jestem mniej zmęczona psychicznie niż w starej pracy.

Póki co, cieszę się, że zmieniłam pracę. Odżyłam! Polecam tym się wahają i nawet nie szukają. Warto próbować, naprawdę.
(dobra, teraz sobie tak gadam, a okres próbny jeszcze mi się nie skończył, no ale co nowe doświadczenia, to nowe doświadczenia 😀 🙂 )
majek   zwykle sobie żartuję
08 października 2016 15:55
Zdaje mi się, że żeby prowadzić hipoterapie trzeba mieć cała infrastrukturę typu toaleta dla niepełnosprawnych itd. Może nie 100 tys, ale nie zdziwilabym się, gdyby za taki kibel z atestem trzeba bylo wydać coś około dwóch dyszek. A to tylko kibelek.
majek, raczej nie trzeba. A jeśli już to są instytucje, które pomagają to sfinansować.
Halo, nam starcza bez problemu, on bardzo dobrze zarabia. Ja po prostu siedząc w domu dostaję pierdolca. Nie nadaję się na panią domu/matkę polkę. Nie cierpię praca domowych, wiem, że trzeba, ale to ma być dodatek a nie cel i sens życia. A mój myślenie ma nie takie całkiem wiejskie, jego rodzice pochodzą z miasta. I on nie ma nic przeciwko, żebym pracowała, nawet jak coś jest, jest zadowolony. Nie mogę tylko liczyć na pomoc w znalezieniu kontaktów. On właściwie nie ma znajomych. W moim odczuciu jest klasycznym przykładem aspergerowca, tylko za naszych czasów się tego nie diagnozowało. Pracę wybrał sobie pasującą do charakteru i jest zadowolony.

Sankaritarina, chyba inaczej rozumiemy hipoterapię. To zdecydowanie nie jest prowadzanie dzieci na koniku. Potrzebuję kilku koni, bo nie każdy pasuje do każdego pacjenta i któryś czasem może zaniemóc a takich zajęć raczej się nie odwołuje z byle powodu. Nawet jednorazowa zmiana konia może być dla pacjenta trudna. Do tego potrzebna rampa + zadaszony lonżownik. Nawet kupno kawałka placyku aktualna władza skutecznie mi uniemożliwiła na jakiś czas. I tak, dzieci (nawet te zdrowe) potrzebują toalety i miejsca na ogrzanie/przebranie. To co wymieniłam to absolutne minimum. Dla umówionej grupy przedszkolaków też potrzebne. Szczególnie, że musiałyby przyjeżdżać z daleka. Bo do mnie jest zewsząd daleko.

Druga opcja do dojeżdżać do przedszkoli/ośrodków z końmi. Czyli potrzebuję zrobić prawo jazdy na przyczepę. Kupić tę przyczepę i większy samochód. Do kosztów dochodzi mój dojazd. Czyli do 3-5 pacjentów/uczniów już nie pojadę.
W obu wersjach w przypadku hipoterapii potrzebna mi ogarnięta z końmi osoba do pomocy. Przecież nie zrobi tego za darmo.
No i działalność jest sezonowa a haracze państwu muszę płacić cały rok.

bera7 jakie niby instytucje sfinansują cokolwiek "kowalskiemu", który chce zacząć DG???

Te pomysły już zarzuciłam. Chcę robić coś innego, ale nie wierzę, że w wieku 41 lat można znaleźć pracę mając formalnie puste CV, mieszkając w lesie i nie mając na miejscu konkretnych znajomości.
Chyba potrzebuję wsparcia + kopa w tyłek. Coraz bardziej czuję, że jestem już za stara na cokolwiek, do niczego się nie nadaję.
SzalonaBibi, dofinansują PUP, środki z LGD, w przypadku osób niepełnosprawnych starostwo, PFRON, dogadać się z fundacją lokalną obejmującą dzieci niepełnosprawne. Szukać, szukać, szukać.
Ja się tym trochę zajmuję, choć zupełnie nie z perspektywy hipo. Możliwości są, tylko pokopać trzeba.

Jeśli nie własne DG to szukaj u kogoś. Wysłałaś chociaż 1 CV? Czy tak jęczysz na zapas? 😉
Gdzie mam wysłać CV? Tu nie ma nawet ofert pracy, o czym my mówimy. To ściana wschodnia. Do "zwykłego" sklepu nie chcą, bo ... wyższe  🤔 a tam gdzie coś innego tylko krewni i znajomi królika. Tu wszyscy wszystkich znają.
PUP odpada, to akurat wiem. Dają góra 20tys i właściwie na nic nie można wykorzystać, bo lista jest wąska. Inne dofinansują niepełnosprawnych a nie moją ewentualną działalność.
Prowadziłam w kilku miejscach jazdy przez jakiś czas ... kilka osób chętnych tygodniowo to max przy sprzyjającej pogodzie. A w jednym miejscu hala nawet była. Ludzie nie mają kasy więc nie przyjdą wydać na ekskluzywny sport.
Wiem, trzeba było myśleć kilkanaście lat temu ... Ale wtedy wyglądało, że z tego co robiliśmy ze znajomymi coś się większego rozwinie ... A rozpadło się prawie całkiem.
SzalonaBibi, mieszkam tylko trochę na zachód od Ciebie, ale też w tzw. Polsce C. Tam gdzie psy tyłkami szczekają. Od 5 lat i oboje jesteśmy tu napływowi.
Daleko masz Wisznice?
Jakieś 60 km. A Ty gdzieś stamtąd? Nie wiedziałam, że poznam tylu (prawie) sąsiadów. Ja mieszkam między Chełmem (ok 40 km), Włodawą (ok 30 km) i Lublinem (blisko 100).
SzalonaBibi, nie, ja tuż za Wisłą. Ale... w Wisznicach masz Kojpasz, może potrzebują doradcy żywienia dla koni. No kurczę, nie zawsze trzeba wysyłać CV w odpowiedzi na ogłoszenia.

Mogę Ci pomóc i napisać co ja bym zrobiła, ale na PW jeśli chcesz.
Jak możesz to chętnie. Myślałam o poszukaniu doradcy zawodowego jakiegoś, ale nikogo świadczącego takie usługi nie znalazłam w Lublinie. A PUP (szczególnie mój, Włodawski) to porażka ... Ale spełnia swoje zadanie - zatrudnia tyle osób, że prawdopodobnie znacząco wpływa na statystyki w małym miasteczku  😀iabeł:
SzalonaBibi, poszło PW.
SzalonaBibi, Przecież nie napisałam, że hipoterapia to odprowadzanie na kucykach. Toaleta, miejsce na przebranie czy rampa to przecież nie inwestycja na 100 tysięcy, a też mi się nie wydaje, żeby trzeba było od razu walnąć infrastrukturę spełniającą wszystkie wymogi dla osób niepełnosprawnych. Są stajnie prowadzące zajęcia z hipoterapii, które dają radę bez hali/zadaszonego lonżownika (fakt - sezonowo, ale zawsze coś). Z resztą - jeśli nawet - to Bera podpowiada Ci, gdzie możesz zasięgnąć porady, by spróbować coś zmienić.

Kto nie chce - szuka powodu; kto chce - szuka sposobu. Mówisz, że mąż dobrze zarabia = zatem nie przymieracie głodem i nie jest tak, że MUSISZ szukać pracy. Zatem... co szkodzi popróbować? Szukać, szukać, szukać.

Z resztą - żeby coś mieć, trzeba coś dać. Nie da się inaczej.
busch   Mad god's blessing.
09 października 2016 19:31
Gdzie mam wysłać CV? Tu nie ma nawet ofert pracy, o czym my mówimy. To ściana wschodnia. Do "zwykłego" sklepu nie chcą, bo ... wyższe  🤔 a tam gdzie coś innego tylko krewni i znajomi królika. Tu wszyscy wszystkich znają.


Nikt Ci nie każe wpisywać w CV wszystkiego, co tam masz. Jak ktoś szuka pracy, do której jest przekwalifikowany, to zwykle po prostu nie ujmuje tych studiów czy czego tam jeszcze - inaczej pracodawca wiadomo nie będzie chciał zatrudnić kogoś, kto przy pierwszej okazji ucieknie gdzie indziej.

Wiadomo, to taka trochę ściemka ale żadnych nieprawdziwych informacji nie podajesz.
"Toaleta, miejsce na przebranie czy rampa to przecież nie inwestycja na 100 tysięcy"

Liczyłam a liczyć umiem nieźle podobno: lonżownik 25 tys; rampa 5 tys; koń (zakładam, że jeden wystarczy a moje własne się nadadzą) 15 tys; sprzęt 2 tys; remont budynku na szatnię/socjal (tak, mam tzw kuchnię letnią więc budynek stoi) czyli okna/drzwi wymiana, doprowadzenie prądu, wody, kanalizacja, ogrzewanie, zrobienie łazienki i podłóg, tynkowanie i malowanie ścian myślę że w 30 tys może się zmieszczę, opłaty za DG, bo przy sezonowej działalności nie mogę liczyć na stały dochód ok.15 tys; no i"parę groszy" dla osoby do pomocy. A to są kwoty minimum.

"Kto nie chce - szuka powodu; kto chce - szuka sposobu. Mówisz, że mąż dobrze zarabia = zatem nie przymieracie głodem i nie jest tak, że MUSISZ szukać pracy. Zatem... co szkodzi popróbować? Szukać, szukać, szukać."

Nie muszę z powodu finansów, ale potrzebuję dla psychiki. Szukam i zastanawiam się jak to robić z sensem.

"Z resztą - żeby coś mieć, trzeba coś dać. Nie da się inaczej."

Nooo, dużo mogę dać i się mocno zaangażować, ale nie mogę wyłożyć kasy, bo aż takich nadwyżek nie mam. A tym bardziej zdolności kredytowej. Więc ten pomysł upadł, bo dużego popytu nie będzie.[quote

"Nikt Ci nie każe wpisywać w CV wszystkiego, co tam masz. Jak ktoś szuka pracy, do której jest przekwalifikowany, to zwykle po prostu nie ujmuje tych studiów czy czego tam jeszcze - inaczej pracodawca wiadomo nie będzie chciał zatrudnić kogoś, kto przy pierwszej okazji ucieknie gdzie indziej."

Wiadomo, to taka trochę ściemka ale żadnych nieprawdziwych informacji nie podajesz.

W sumie masz rację.

Edit: nie wychodzi mi jakoś wstawianie cytatów.
SzalonaBibi, zastanów się od drugiej strony. Czego tak Naprawdę byś chciała. PO CO ci jest ta praca. Czego oczekujesz od pracy.
SzalonaBibi, mam wrażenie, że siedzisz i mędzisz , ale nic nie robisz aby zmienić swoje życie. Samo nic się nie zrobi
W pensjonacie, w którym stoję nie ma zadaszonego lonżownika ani socjalu przystosowanego do potrzeb osób niepełnosprawnych. Ba - nie ma nawet porządnego socjalu dla osób zdrowych 😉 Mimo to weekendowo jeden z właścicieli koni prowadzi hipoterapię. Ma metalową rampę, która nie wygląda jakby kosztowała 5 tysi 🤔 Do pomocy ma wolontariuszkę, która w zamian sama wsiada na konie. 2 konie : kuca i dużego. I tyle. Można? Można!

Ja w tej chwili biegam z spotkania na spotkanie w poszukiwaniu nowej pracy. Spotkania zazwyczaj od trwających 40 minut do rekordowych 3 godzinnych. Ofert dotyczących stanowisk które mnie interesują jest stosunkowo dużo w Warszawie, ale też wiem że rynek specyficzny i stosunkowo ciężki. Coraz częściej spotykam się z sytuacją że pracodawca woli zatrudnić osobę bez doświadczenia i ją szkolić w strukturach pod siebie, niż przyjąć pracownika z 4-6 letnim doświadczeniem w branży/na stanowisku.

Echh... Mam nadzieję że uda mi się ciekawą pracę do końca roku znaleźć.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
11 października 2016 14:54
Z życia urzędnika

- Bo ja się chciałem dowiedzieć co z moim wnioskiem
- Słucham. Jaki to wniosek
- No w sprawie drzewa
- A coś dokładniej?
- Sosny albo świerka, nie wiem.
*po jakiejś chwili udaje mi się wyciągnąć adres rzeczonego drzewa*
- Było wysłane wezwanie do uzupełnienia, ale nie widzę zwrotki, więc może było awizowane?
- A na jaki adres Pani wysłała?
- Podany we wniosku, jako korespondencyjny
- Aaaa bo tam to nikt nie mieszka
*kurtyna*
safie, Może myślał, że "korespondencyjny" to coś jak "kondolencyjny"... albo co.

asds, Czasem to kwestia wynagrodzenia - wiadomo, pracownik z dużym doświadczeniem będzie chciał odpowiednio więcej, a firma tak niekoniecznie - a czasem rozchodzi się też o "wpasowanie" się w kulturę firmy, podejście, dopasowanie do zespołu, w którym będzie się pracować. Czasem doświadczenie jest ok, umiejętności ok, ale wrażenie na rozmowie totalnie nie zagrało, ciężko się z kandydatem rozmawia i to też może przesądzić.
Zawsze wiedziałam, że to ważne, ale dopiero teraz widzę jak bardzo. Istnieje szansa, że osoba bez doświadczenia szybciej "wsiąknie" w ludzi i zaadaptuje się "socjalnie". No, ale co firma, to inna teoria.

SzalonaBibi, Jakoś zawsze w myśleniu o zmianach w życiu, wprowadzeniu czegoś nowego, zainwestowaniu w cokolwiek (inwestycje w siebie też mam na myśli) na pierwszy plan wychodzi "Nie, bo... ", "Tak, ale...", "Nie umiem/Nie zrobię/Nie mogę....".... a niestety, to trzeba ze swojego słownika wykasować, jeśli chce się przeprowadzić choć jedną zmianę.
Ja wiem, że to brzmi jak jakiś coaching za 5 groszy, ale nie byłoby nigdy żadnych zmian, gdyby nie odnaleźli się ludzie, którzy stwierdziliby "o, w sumie to nieciekawie mi w tej jaskini... może jednak wyjdę i spróbuję zapolować na tego tygrysa przed którym się w kółko chowam...." (metaforycznie).
SzalonaBibi, zastanów się od drugiej strony. Czego tak Naprawdę byś chciała. PO CO ci jest ta praca. Czego oczekujesz od pracy.


To akurat bardzo dobrze wiem. Potrzebuję coś robić. Nie mieć poczucia, że to działanie bez sensu jak na przykład staż u mnie w gminie. Muszę mieć kontakt z ludźmi, bo bez tego świruję. No i chcę trochę uciec z domu i mieć usprawiedliwienie dlaczego nie robię wszystkich głupich domowych rzeczy oczekiwanych przez mojego męża. A nie robię ich, bo tego nie cierpię (albo robię nie cierpiąc). A jak pracuję to nie ma takich oczekiwań.

[quote author=_Gaga link=topic=13.msg2603149#msg2603149 date=1476167518]
SzalonaBibi, mam wrażenie, że siedzisz i mędzisz , ale nic nie robisz aby zmienić swoje życie. Samo nic się nie zrobi
W pensjonacie, w którym stoję nie ma zadaszonego lonżownika ani socjalu przystosowanego do potrzeb osób niepełnosprawnych. Ba - nie ma nawet porządnego socjalu dla osób zdrowych 😉 Mimo to weekendowo jeden z właścicieli koni prowadzi hipoterapię. Ma metalową rampę, która nie wygląda jakby kosztowała 5 tysi 🤔 Do pomocy ma wolontariuszkę, która w zamian sama wsiada na konie. 2 konie : kuca i dużego. I tyle. Można? Można!


[/quote]

Ok, może (w tej konkretnej kwestii, czyli własnej działalności) mam albo inne podejście i doświadczenie albo inne możliwości. Zarzuciłam ten pomysł i szukam pracy a nie otworzę własnej DG (przynajmniej na razie), bo wychodzi mi, że musiałabym dokładać.



SzalonaBibi, Jakoś zawsze w myśleniu o zmianach w życiu, wprowadzeniu czegoś nowego, zainwestowaniu w cokolwiek (inwestycje w siebie też mam na myśli) na pierwszy plan wychodzi "Nie, bo... ", "Tak, ale...", "Nie umiem/Nie zrobię/Nie mogę....".... a niestety, to trzeba ze swojego słownika wykasować, jeśli chce się przeprowadzić choć jedną zmianę.
Ja wiem, że to brzmi jak jakiś coaching za 5 groszy, ale nie byłoby nigdy żadnych zmian, gdyby nie odnaleźli się ludzie, którzy stwierdziliby "o, w sumie to nieciekawie mi w tej jaskini... może jednak wyjdę i spróbuję zapolować na tego tygrysa przed którym się w kółko chowam...." (metaforycznie).
[/quote]

Dlatego zaczęłam tutaj rozmowę. Czasem warto tak po prostu porozmawiać. Też żeby dostać spojrzenie z innej strony.
Mam wrażenie, że przez ostatnie lata straciłam "powera". Albo ktoś to we mnie skutecznie zabił/ogłuszył. I teraz szukam czy znajdę z powrotem czy całkiem umarło.
SzalonaBibi, a może zaangażuj się w jakąś fundację lokalną? To co prawda nie daje kasy, ale:
- nowe znajomości i z obcego zrobisz się swoja,
- masę satysfakcji, bo robisz to co chcesz zrobić, nikt Ci nic nie każe. Biezwsz na siebie obowiązki jakie Ci pasują.
- można nauczyć sie masy nowych rzeczy, takich przydatnych zawodowo,
- można przyglądać się jak pracują ludzie przy projektach współfinasowanych z środków UE, a to dziś bardzo cenna wiedza.

Może dzięki temu znajdziesz coś poza końskiego do siebie. Poznasz lokalne środowisko i będzie Ci łatwiej żyć.
Jakiś pomysł jest, żeby nie zwariować. "Lokalsów" nie poznam, bo 40 km to już za duża odległość, żeby zostać "swoim". Ja naprawdę mieszkam w lesie (no, wieś w lesie). Tu nie ma NIC. To aż trudno sobie wyobrazić. Jakby mi ktoś o takim miejscu opowiedział 20 lat temu to bym chyba nie uwierzyła albo przynajmniej nie umiała sobie uzmysłowić realiów ... Jak moja rodzina i znajomi z miasta ... Na powtarzające się komentarze mojej mamy, że koszt dojazdu do pracy może być mniejszy, bo po co samochód, można jeździć autobusem, zaczęłam odpowiadać, że samochód już mam a autobus musiałabym dopiero kupić ...
busch   Mad god's blessing.
11 października 2016 21:47
SzalonaBibi, Jakoś zawsze w myśleniu o zmianach w życiu, wprowadzeniu czegoś nowego, zainwestowaniu w cokolwiek (inwestycje w siebie też mam na myśli) na pierwszy plan wychodzi "Nie, bo... ", "Tak, ale...", "Nie umiem/Nie zrobię/Nie mogę....".... a niestety, to trzeba ze swojego słownika wykasować, jeśli chce się przeprowadzić choć jedną zmianę.
Ja wiem, że to brzmi jak jakiś coaching za 5 groszy, ale nie byłoby nigdy żadnych zmian, gdyby nie odnaleźli się ludzie, którzy stwierdziliby "o, w sumie to nieciekawie mi w tej jaskini... może jednak wyjdę i spróbuję zapolować na tego tygrysa przed którym się w kółko chowam...." (metaforycznie).


Bez urazy, ale to naprawdę brzmi jak coaching za 5 groszy  :kwiatek:. Ja wiem że najłatwiej jest komuś powiedzieć "kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu" bo to takie chwytliwe hasła i fajnie jest sądzić, że w dzisiejszym świecie wystarczy tylko chcieć, rozejrzeć się i wraz wysypują się możliwości jak z worka świętego Mikołaja. Prawda jest taka, że czasami dana osoba naprawdę w tej chwili nie ma za bardzo możliwości manewru i jej powody mogą być faktycznie ważne i prawdziwe.

Na przykład z tą hipoterapią. Wystarczy z długopisem i kartką papieru zrobić krótki kosztorys vs ewentualne zyski, chociażby kiedy się zamortyzują poniesione koszty przy świadomości ile może być klientów tygodniowo i ile się na czysto na tym zarobi (zwłaszcza na ścianie wschodniej). Nie wiem czemu wszyscy tutaj twierdzą że to kwestia chcenia zrobić taką hipoterapię, jak SzalonaBibi wprost napisała że nie ma infrastruktury i dopiero musiałaby ją sobie zrobić. To już zapomniałyście jak wiecznie wałkowane jest inne uwielbiane powiedzonko pt. "Jeśli chcesz stać się dzięki koniom milionerem, to najpierw musisz być miliarderem"?  🤣

Ja powiem tak - może faktycznie z tą hipoterapią to porywanie się z motyką na słońce. Ja bym zrobiła bardziej gruntowny rekonesans na temat tego, co SzalonaBibi mogłaby zrobić tak realnie, a nie typu ileś tam złotych monet inwestycji i niepewny zysk na koniach. W tym już niestety forum tak dobrze nie pomoże. Na pewno warto się zastanowić, jak Halo słusznie zauważyła, jaki miałby być cel w dłuższej perspektywie czasowej. I też - jakie są nasze twarde i miękkie umiejętności. W koniach na przykład zdecydowanie korzystniejszy bilans kosztów do zysków ma praca kowala, jest też na nią duży popyt i kowale potrafią rutynowo gdzieś dojeżdżać, wystrugać x koni, zarobić i wrócić do siebie. Tyle że znowu pytania: jak z kręgosłupem SzalonejBibi, czy może iść na szkolenia, czy ma jakiegoś dostawczaka i ew. 5 tys (strzelam) złotych na sprzęt.

Lub też - podniesienie kwalifikacji bo w sumie to jest jakaś praca, ale do niej trzeba mieć na przykład dobry angielski/rosyjski/niemiecki. Więc może sensownie byłoby zapisać się na intensywny kurs, nauczyć języka w 2 lata i wtedy uderzać.

Lub z grubszej rury - czy jest możliwość relokacji. Miejsce zamieszkania to też nie jest constans (też pewnie zależy na czym małżonek zarabia). Dom można też sprzedać.

Pamiętajcie, że pod SzalonąBibi się grunt nie pali, pieniędzy nie brakuje, więc to nie jest tak że na gwałt musi coś znaleźć/w coś zainwestować.
Busch, mądrze prawisz ... Nie sprzedam domu, bo realnie dostanę za niego NIC. Tzn raczej nie starczy na miejsce parkingowe w średnim mieście. Wyceniony jest na dużo, ale w takim miejscu nikt go nie kupi a jeśli to za grosze. Poza tym mój mąż jest tu leśniczym i chyba warto przy tym zostać, bo to dobrze płatna i (w miarę, jak na razie) pewna praca. Poza tym on nie chce. Wyprowadzić mogę się jedynie sama. Tylko wtedy muszę coś wynająć i gra robi się niewarta świeczki. No i co z końmi? Nie wyobrażam sobie sprzedaży. Do tego mam nastoletnią córkę i przez najbliższe kilka lat raczej nie najlepszym pomysłem jest zostawienie jej tylko z tatą. Co prawda mają super kontakt, ale pewne problemy/rozmowy byłyby nie do przeskoczenia bez mamy ... Widzę jak źle wyjazd matki co roku na trzy miesiące znosi jej przyjaciółka.
Więc zostaję tutaj.
Przy jakiejkolwiek DG przerażające są koszty ... Jak dla mnie ten haracz jest po prostu nieadekwatny do realiów i tego co potem za to masz ... a raczej czego nie masz.
Szukam, spokojnie ... jeszcze.

A istnieją jacyś doradcy zawodowi, ale tacy dla "kowalskiego" a nie prezesów zmieniających branże? Oczywiście nie ci z PUP, tam nie ma czego szukać.
SzalonaBibi, a czemu odrzucasz możliwość stażu z UP?
Niczego nie odrzucam ...
Na jednym byłam ... Trzy miesiące przesiedziałam na tyłku po 8 h dziennie ... Mało z nudów nie umarłam. To było po kursie księgowości. Myślałam, że czegoś się douczę, bo na kursie niewiele ...
Cały czas mi staż proponują niby ... ale jak sama znajdę ... A oczekują zatrudnienia po stażu chociaż na trochę ... A potencjalni stażodawcy (czy jak to nazwać?) oczekują darmowej siły roboczej a sami nie chcą się do niczego zobowiązać.
SzalonaBibi, dom w środku lasu...brzmi idealnie na agro 😍
I w ogóle idealnie do zycia - pewnie kluczowym jest tu slowo 'brzmi' 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się