Sprawy sercowe...

vanille, rozumiem, ja się raczej obracam w kręgu osób, które nie stawiają znaku równości między rodziną a swoją przyszłością, ale patrząc dalej - naprawdę aż tyle się nie zmieniło. Może w określonych wielkomiejskich środowiskach owszem i takie "badania" głównie na nich się skupiają, stąd wnioski o upadku rodzaju męskiego i erze świetności wyemancypowanych singielek. Jeszcze dodajmy do tego kupowanie "najdroższych serów w Almie" jako wyznacznik statusu (cytat pojawiający się ciągle w jednym z kobiecych pism  🤣 ) i mamy obraz społeczeństwa XXI wieku, który dotyczy jakiegoś minimalnego odsetka, ale mądre głowy będą bić na alarm, że nam się świat zmienia na gorsze.  😜
Coś mi się obiło o uszy, że WHO zakwalifikowała bycie singlem jako chorobę/schorzenie. Ktoś coś czytał na ten temat?

Wracając do artykułu, określenie, że "kobiety się poprawiły" może brzmi niefortunnie, ale jest w tym trochę prawdy. Teraz znacznie więcej kobiet ma wykształcenie i pracę, niż kilkadziesiąt lat temu. Dużo ma też różne pasje, w końcu mamy od lat modę na "rozwój" 😉 Skoro same się zmieniły, wymagania w stosunku do facetów też się zmieniły. Dawne "żeby za dużo nie pił i żeby się nie rozmyślił" już tylko w żartach zostało. Bardziej aktualny jest żart o tym, że faceci są jak (za przeproszeniem) kibel. Od siebie mogę dołożyć trzecią kategorię - ciekawy, ale niekompatybilni.
Z pewnym zadowoleniem patrzę na to, że u wielu fajnych babek strach przed samotnością nie wygrywa z instynktem samozachowawczym... Zawsze to trochę mniej smutne, niż późniejsze tragedie związkowe, czy - o zgrozo - rodzinne.
Ja tam nie wiem. Nie widzę jakoś tych super-rozwojów. Ok, jest łatwiejszy dostęp do wszystkiego, są trendy pt: "bądź cool - miej pasję, uprawiaj sport, inwestuj w siebie, blablabla...." ale za dużo jest czynników od których wszystko zależy (czy miasto, czy wieś, wychowanie, status społeczny i materialny danej kobiety + genetycznie wrodzona inteligencja bądź jej brak. No niestety, pewnych rzeczy się nie zmieni).
Znam kobietę po 60tce, która, będąc 20kilkulatką, miała wymagania pt: "musi być wykształcony, mądry, ogarnięty, pracujący, kulturalny". I znalazła, ale nie pykło. Wszystko fajnie, ale życia się nie przewidzi.
Można mieć fajnego faceta-meża-ojca, któremu nagle "odbije" i w kryzysie wieku średniego poleci za jakąś chwilowo ciekawszą spódnicą....
Można 50 lat być samotnym i spotkać miłość swojego życia, zbierając podgrzybki w środku lasu....
Można owdowieć i na cmentarzu poznać kogoś ciekawego.
Można zamarzać na przystanku czekając na autobus i przypadkiem poznać przyszłego męża/żonę
Można mieć wypadek samochodowy i, czekając na karetkę nad rannym, rozmawiając z nim, stwierdzić, że już się tego rannego nie zostawi do końca życia.
*(to są wszystko autentyki)
Można wymyślać i koniec końców - zostać samemu. Można nie wymyślać - i też zostać samemu, bo jakoś tak wyszło. Można uganiać się usilnie za znalezieniem drugiej połówki i.... też zostać samemu. Można być inteligentną kobietą z pracą i dobrym statusem społecznym - i też nikogo nie poznać.
Można nie wymyślać, wziąć pierwszego-lepszego i trafić jak w totka z milionem dolarów - albo jak łysy grzywą o kant kuli.... i rozwodzić się za moment. Ja bym tam nie szukała ideologii o wielce rozwojach kobiet.
Jejku jakie to prawdziwe.
Nigdy nie wiemy co się wydarzy. Życie to nie film czy książka, gdzie wszystkie zasady sa jasne. Niby dlaczego to, że z kimś nie widzieliśmy się przez kilkadziesiąt lat ma oznaczać, że nagle ta iskierka miłości nie zaskoczy. Albo to że nasz wymarzony ideał okaże się  pomimo dopasowania charakterem, strasznie nudny. Lub jeszcze inaczej, że coś Nam odmieni sposób patrzenia na świat i zobaczymy potencjalnych partnerów w osobach, które wcześniej skreślaliśmy po pierwszym spotkaniu.
Nie ma co dużo kombinować bo i tak nie wiemy co będzie.

Przynajmniej staram się żyć takim podejściem.
Sankaritarina, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości. Tylko obecnie coraz częściej kobiety nie decydują się na wzięcie pierwszego-lepszego, co kiedyś robiły ze względu na presję społeczną, utarty model roli kobiety jako  żony i matki i aspekt finansowy. Poza tym przez to, że kobiety stanęły na własne nogi i stały się silniejsze i niezależne częściowo mogą odstraszać facetów i zniechęcać do bliższego poznania. Nie wiem, może to rzeczywiście niszowy problem a ja po prostu przez to, że w dużej mierze otaczają mnie takie osoby częściej się z nim spotykam. Nie zaprzeczam, że być może nie ma to większego odniesienia w kontekście całości społeczeństwa.

EDIT: może wzmożone singielstwo to też efekt zabiegania i braku czasu na rozejrzenie się wokół siebie. Duże skupienie na swoim życiu i niechęć wpuszczania do niego ludzi, którzy mogą w nim namieszać i w jakiś sposób wpłynąć na nasze plany
madmaddie   Życie to jednak strata jest
26 października 2016 22:29
Zeskanowac Wam fajny artykul o singlach oparty na badaniach?
madmaddie, jeśli fajny to dawaj 🙂
madmaddie, O, dawaj, dawaj :kwiatek:

vanille, No właśnie nie mam jakoś takiego przekonania. Jak tak sobie pomyślę o swojej klasie w liceum (średnie miasto) - hmm.... kurka, większość bab dzieciatych, mężatych (albo i nie - ale dzieciatych), większość pracuje.... Jak pomyślę o studiach (większe miasto)....to chyba też raczej większość w stałych związkach/mężatych/dzieciatych - no, przynajmniej połowa.
Nie zauważam, żeby kobiety przestały wybierać "pierwszego-lepszego" ze względu na presję społeczną, "stanęły" na własne nogi (to na czyich nogach wcześniej stały? 😉 ). Znam samotne kobiety po 60tce, po 70tce, wszystkie na emeryturach - mają za co żyć, prowadziły życie singla, realizowały swoje hobby czy pasje, także nie wiem czy to taka "nowość".
Ok - więcej kobiet zajmuje wyższe stanowiska - i to może ewentualnie odstraszać (choć pytanie kogo - takiego "zwykłego" zjadacza chleba pewnie tak, ale one też nie chcą zwykłego zjadacza chleba). Ale ile jest kobiet na wysokich stanowiskach w skali kraju? Za dużo jest czynników "zewnętrznych", żeby móc tak jednoznacznie to stwierdzić.
Jest trend "bądź cool - rób coś ciekawego - miej pasję - realizuj się zawodowo" - ale żeby stwierdzać, że to dotyczy tylko kobiet i to tylko w dzisiejszych czasach? 
Z resztą, mnie się tak trochę zdaje, że "wszystko fajnie, jestem silną, niezależną kobietą na własnych nogach".....do momentu aż nie pi*dyknie mnie strzała amora 😉 To się priorytety niektórym zmieniają. Nie mówię, że wszystkim i nie mówię, że trzeba wtedy zawiesić pasję i zostać etatową kurą domową, no ale no...
Ja sie tak tylko wtrace z dupy: dostalam w koncu pozew o rozwod  🏇
Moze 2017 zacznie sie dobrze i bedzie dobrze?🙂
ash   Sukces jest koloru blond....
27 października 2016 08:18
faith, trzmam mocno kciuki!!! Fajna babka z Ciebie i liczę ze w końcu Ci się poukłada fajnie
Sankaritarina, ja to widzę trochę inaczej. Dziś więcej jest chyba kobiet wykształconych i mimo wszystko to, że kobieta świetnie dziś funkcjonuje jako jednostka samodzielna sprawia, że mają większe oczekiwania wobec mężczyzn. To się stało w ciągu 1 pokolenia i chyba jednak mężczyźni zostali trochę w tyle.
W temacie, lekkie do przeczytania i warte przemyślenia: http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,18112084,Ksiaze_z_bajki_cie_wykonczy.html?bo=1 😉
W temacie, lekkie do przeczytania i warte przemyślenia: http://wyborcza.pl/magazyn/1,124059,18112084,Ksiaze_z_bajki_cie_wykonczy.html?bo=1 😉


Haha ciekawe 🙂 Ale nie zgadzam się z tym zupełnie...
vanille, 50 lat temu mówiono dokładnie to samo, że "kobiety się wyemancypowały". Gucio prawda. Minęły 2 pokolenia, zasadniczo nic się nie zmieniło.
Rację ma busch. "Mieć ciastko i zjeść ciastko" - to rozrabia.
halo, co rozumiesz przez to,  że nic się nie zmieniło? Mi ciężko mówić na ten temat w sposób kategoryczny, bo wszelkie zmiany w społeczeństwie to mozolny proces, rozciągnięty w czasie, a ja jeszcze na tyle długo nie żyję. Może za 20-30 lat będę mogła coś więcej w tej kwestii powiedzieć. Mimo to często słyszę od mojej mamy 'Dziecko, korzystaj, rób. Jak ja byłam młoda to nie miałam takich możliwości'. Biorąc to wszystko na logikę wydaje mi się, że dostęp do wiedzy, do kariery, do świata musi nieść za sobą zmiany w jakości życia człowieka. I w jego myśleniu i spojrzeniu na pewne sprawy. A zmiana perspektywy pociąga za sobą zmianę stosunku do pewnych spraw. Jeśli kobiety mogą się spełniać zawodowo to owszem, większość będzie myślała o znalezieniu sobie faceta i założeniu rodziny, ale nie będzie to już często cel numer jeden. Nie jest trudno zauważyć, że średnio kobiety dzisiaj wychodzą za mąż dużo później niż jeszcze nie tak dawno temu, dużo później rodzą dzieci. Z drugiej strony jeśli obserwuje się różne środowiska to gołym okiem widać, że osoby o niższym wykształceniu dużo szybciej zakładają rodzinę. Można oczywiście polemizować na temat trwałości tych związków, ale z tego co widzę nawet, gdy się rozpadają, to kobiety szybko znajdują sobie kogoś innego. Dla nich wartość i jakość ich życia jest definiowana w ogromnej mierze przez to, czy mają partnera. U kobiet, które działają na wielu polach na tą definicję składa się więcej czynników, więc schodzi presja wchodzenia w związek za wszelką cenę.
vanille, identyczne(!) teksty były w latach 60-tych. I tak samo matki mówiły 🙂
Tam samo ubolewano/lub nie nad ilością rozwodów itd. Kropka w kropkę to samo. Spełnianie się zawodowe, aspiracje, jakość życia...
Późniejsze rodzenie dzieci - tak, to się zmieniło. Ilość rozwodów - też. Przeżywalność noworodków wzrosła.
Zmiany są. Ilościowe.
Co do istoty sprawy - nie zmieniło się NIC.
halo wydaje mi się,że jednak nie.Wystarczy spojrzeć ile kobiet kończyło studia wyższe 30 lat temu.
Ja mam 29 lat i moja mama mi ciągle powtarza,że za "jej czasów" to już by mnie palcami wytykano.Sama urodziła mnie mając 22 lata
i to było standardem.Dziś nim jest bardziej między 25 a 30.
Moja mama urodziła mnie, mając lat 28, i to było uważane za bardzo późne pierwsze dziecko.
Nie poszła na studia, ponieważ rodzina uważała, że to "fanaberia". Kobiecie niepotrzebne. Tak, dosłownie.
Obserwując środowiska miejskie i wiejskie, skłaniam się ku stwierdzeniu, że w tych pierwszych zmieniło się bardzo dużo, natomiast w tych drugich - rzeczywiście nic albo niewiele.

Sankaritarina, ja to widzę trochę inaczej. Dziś więcej jest chyba kobiet wykształconych i mimo wszystko to, że kobieta świetnie dziś funkcjonuje jako jednostka samodzielna sprawia, że mają większe oczekiwania wobec mężczyzn. To się stało w ciągu 1 pokolenia i chyba jednak mężczyźni zostali trochę w tyle.


Zgadzam sie tu z Toba.
Wczesniej wiecej kobiet zaleznych bylo finansowo od meza, a te ktore pracowaly, postepowaly zgodnie z oczekiwaniem tradycyjnego spoleczenstwa -zasuwaly na dwa etaty.
A Pan- odpoczywal po ciezkiej pracy.
Zostali w tyle, bo trudno zrezygnowac z posiadania sluzacej.

halo, mozliwe, ze u Ciebie sie nic nie zmienilo. Moze taka okolica 😉
No właśnie mam takie wrażenie po tej ciągnącej się już jednak chwilę rozmowie, że punkt widzenia w dużej mierze zależy od tego, gdzie kto mieszka, jakich ludzi ma okazję obserwować. Ja stoję trochę okrakiem między dwoma środowiskami. Z jednej strony wychowałam się w kiepskiej dzielnicy dużego miasta, gdzie dużo osób ma problemy finansowe, młodzi wcześnie przerywają naukę, jakiś niewielki odsetek idzie na studia, duża część szybko ma dzieci. Życie tutaj kręci się głównie wokół tego, żeby gdziekolwiek zarobić jakiś pieniądz i mieć jakieś życie uczuciowe/rodzinę. Poza tym żadnych możliwości, żadnych planów. Z drugiej strony mam ludzi po dobrych studiach, żyjących bardzo aktywnie, mających bardzo określone cele i spore ambicje. Z tego kręgu znajomych mało kto ma już rodzinę, dziecko i plany stworzenia wspólnego domu.
Mnie tylko zastanawia jakie są proporcje. Tzn ile jest kobiet, w których życiu naprawdę nic się nie zmieniło, a ile jest takich, co dostały wiatru w żagle.
Jassne. Co by się miało zmienić w takim Gdańsku? Wszystkie przyjaciółki były po studiach. Córkę urodziłam mając 30 lat. Moja mama też była po studiach. Jako że wojna - więc pierwsze dzieci (akurat bliźniaki, trafiły do inkubatora) w wieku 35.
Pomyślmy - co się takiego zmieniło?

W moim pokoleniu - zazdrościłyśmy tym, które mogły nie pracować (choć szybko przekonałam się, że to złudne, bo gdy facet milioner, to żona zasuwa jak motorek przy różnych "koniecznościach"😉. Całe pokolenie musiało rozwijać udupioną gospodarkę kraju, biznesy i kariery zawodowe. W moim pokoleniu 3/4 facetów ogarnia domy, zmieniało pieluchy, nawet "łapali" tak trudne  😉 rzeczy, jak obsługa pralki automatycznej. Ok, chust wtedy nie było, więc zasuwali na rolkach z trójkołowymi wózkami i ładowali dzieciaki do nosidełek. Ci ludzie mają dziś, bywa, 60 lat.

Co się zmieniło? Trzeba jeździć w pasach bezpieczeństwa - to się zmieniło.

Zajrzyjcie sobie do roczników "Kobiety i życia", "Przyjaciółki" czy "Zwierciadła" z lat 60-tych - i znajdziecie teksty toczka w toczkę (A! Wtedy był rosyjski, dziś angielski  😀iabeł🙂 A w latach 80-tych w PL można było swobodnie kupić Cosmopolitan czy Voque.

A ostatnio znalazłam identiko teksty z... początku 20 wieku, sprzed I wojny światowej.

Od 100+ lat kobiety miauczą, że... Mężczyźni miauczą, że... Ok, statystyczna kobieta ma 1 dziecko mniej. Ok, teraz są liczne rozwody (i zajmowanie się psem na zmianę) wtedy się sypiało na oddzielnych wersalkach. Istoty sprawy to nie zmienia. Stworzenie świetnej rodziny wymaga dojrzałości. I mało komu się udaje.

Pomyślmy - "Dzieci-kwiaty", Woodstock - kiedy to było? Pomyślmy - John Lennon - ile to by dziś miał lat? No, faktycznie - "wy" jesteście Taacy nowocześni  🤣
Dziewczyny jak pomóc osobie która tkwi w toksycznym związku i oczekuje wsparcia i wylewa do mnie wszystkie swoje frustrację ?
Szczerze męczy mnie to już....  😵 ale nie chce jej zostawiać z tym samej .
P. ma syndrom "bitej kobiety"(od razu wyjaśniam, nie o przemoc fizyczną chodzi w jej związku) Po dziwnych sytuacjach ze swoim facetem jedzie do mnie lub dzwoni z płaczem i wylewa żal  ,ja nie oceniam nie doradzam (raz już źle na tym wyszłam) po prostu jestem jak mnie potrzebuje ,po czym P. wraca do domu i pisze mi sms że ona go kocha,a on nie chciał i teraz już będzie cukierkowo.Sytuacja powtarza się za kilka dni i tak w kółko  🤔 Do tego facet P. jest chorobliwie zazdrosny,aż do tego stopnia że pare dni temu wkręcił jej rodzinę że zagineła,wezwali policję szukali jej i byli przerażeni  😲 do tej pory nie wiem czemu jej rodzina mu uwierzyła 🙄 A my w tym czasie byłyśmy na wieczornym basenie więc logiczne że bez telefonu.P nie powiedziała że ze mną tam jedzie bo facet by jej kategorycznie zabronił(nie może robić nic czego on niezaakceptuję  😵 ) a że telefonu nie odbierała stworzył ten teatrzyk z policją bo był przekonany że ona go zdradza ....
Myślałam że po tej akcii P. przejrzy na oczy ale niestety ,w ciągu 2 godzin od powrotu i wytłumaczeniu się policji byli pogodzeni i to ona na kolanach błagała go o wybaczenie  🤦
Dodam że to dorośli ludzie ( ona 24lat a on 28lat) a zachowują się jak dzieci z tym że to zaczyna robić się w moich oczach coraz bardziej niebezpieczne ze strony jej chłopaka.
Chore to wszystko ...czy ja mogę jej jakość pomoc czy pozostało mi po prostu być w pobliżu kiedy znowu ją poniży ?
Niestety, ale nic nie zrobisz.
To dziewczyna musi zrozumieć, że coś jest nie tak i powinna zareagować. Niestety, ale miłość też ma nieco nieracjonalne oblicze i zanim do tego dojdzie to ona może parę ładnych lat się z nim użerać. Najgorsze jest to, że to co widzą inni to niekoniecznie widzi ta osoba bądź inaczej, dostrzega to lecz nie przyjmuje do wiadomości - wypiera. Byłam w podobnej sytuacji, aczkolwiek nieco mniej "dynamicznej". Koleżanka wciąż do mnie pisała, prosiła o rady itd., które ostatecznie i tak miała w dupie. Refleksja przyszła później i się okazało, że miałam 100% racji.


Gunia, ja podobnie jak Maluda uważam, ze nic nie zrobisz, dopóki ta koleżanka nie przyjdzie do Ciebie i nie powie "ja chcę odejść, chcę go zostawić". Dopóki ona sama do tego nie dojdzie, to będzie tak jak jest. Ty będziesz jej doradzać, a im mocniej będziesz ją przekonywać że to zły człowiek, tym mocniej ona jemu będzie ufać a Ciebie przestanie lubić.
Jeżeli irytuje Cię zachowanie koleżanki, to jej powiedz wprost "męczy mnie twoje użalanie się nad sobą, nie dzwoń do mnie bo nie chce już wysłuchiwać" i koniec. I albo dla niej przyjdzie otrzeźwienie, albo pójdzie się użalać komu innemu dalej nie zmieniając swojego życia. Ale przynajmniej Ty odpoczniesz psyhcicznie od tego wszystkiego i Ty przestaniesz się męczyć.
Tego się właśnie obawiałam  🙁
Dziewczyny z tym że ja nie chce jej zostawiać samej bo przez tego PANA została już kompletnie sama bo nawet jej rodzina wierzy bardziej jemu niż jej .
Słyszałam od niej już wielokrotnie że chce się rozstać że nie da już rady ale jeszcze przez 2,5 roku się nie odważyła zrobić tego kroku.
Wiem że boi się być sama ,wiem że bardzo go kocha ale ten związek ja niszczy, a ona się łudzi że on się zmieni  🙄
Ja jej nie doradzam,nie mówie złego słowa o jej facecie przy niej bo tak.... macie racje ja bym była najgorsza (już raz to przerabiałam) .On nie jest wart tego żebym się z nią kłóciła.Męczy mnie to wszystko no bo kurcze tak naprawdę to nie moja sprawa i nie moje życie ale jak zostawić kogoś samemu sobie jak ten ktoś wręcz błaga o Twoje wsparcie  🙄
Tylko trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie czy jej problemy nie zaczynają być i Twoim, bo zaraz się okaże, że żyjesz jej życiem a nie swoim. Nie mówię, aby ją zostawić i totalnie olać, ale co innego jak Cię słuchają, a nie jak olewają i piszą tylko wtedy, gdy mają w tym wyraźny interes. Powylewać żale, popisać, a potem i tak robić po swojemu.
halo, w sumie poddałaś mi nową myśl. Może to nie w kobietach zaszła aż tak drastyczna zmiana, a to faceci 'oklapli'? Moja rodzina również jest przykładem tego, że facet robił w domu wszystko. Mój ojciec wszystko potrafił naprawić, ugotować obiad, posprzątać, wyprać ciuchy i pieluchy tetrowe 😀 (a pralek takich jak dziś nie było). Co więcej to on się nami jako dziećmi więcej zajmował, przez pewien okres czasu to on siedział z nami w domu a moja mama pracowała. Może kobiety rzeczywiście zrobiły mały krok w przód, ale faceci zrobili dość znaczący w tył? Stąd może ten dystans

EDIT: gunia92, byłam w podobnej sytuacji. Moja przyjaciółka była z facetem, który po 1-2latach przestał być dla niej dobry. Regularnie puszczał ją kantem, mieszkał u niej nie wspierając jej finansowo (a ona studiowała i pracowała... na niego), mówił dołujące rzeczy na temat jej wyglądu. Kiedy pierwszy raz doszło do dużego kryzysu i zapytała mnie co powinna zrobić powiedziałam wprost, że powinna go jak najszybciej zostawić. Kilka dni później między nimi było już ok i wprawdzie nie przestała mnie lubić przez moje rady, ale ja się z tym źle czułam. Przestałam ją pytać jak im się wiedzie, w ogóle nie poruszałyśmy jego tematu. Jak dochodziło do jakichś kłótni między nimi to wysłuchałam ale nic nie mówiłam. Z czasem powiedziałam, że nie chcę o tym rozmawiać bo stawia mnie to w sytuacji, w której chcę powiedzieć to, czego ona nie chce usłyszeć. Ona była z nim jeszcze z 5 lat (łącznie chyba z 8 lat) i końcówka była do przewidzenia. On kolejny raz zaczął spotykać się z kimś innym, ona się dowiedziała. Awantura, rozstanie. Za chwilę powrót. Nie minął miesiąc, a on ją zostawił dla innej. I po kilku miesiącach oświadczył się jej, czego przyjaciółka nie doczekała się przez 8 lat. Kiedy pierwszy raz powiedziała mi, jak się między nimi sprawy mają to jej powiedziałam, żeby go zostawiła, ale jej było szkoda tych 2 lat. Teraz szkoda jej 8.
majek   zwykle sobie żartuję
31 października 2016 12:06
Zgadzam sie z ta teoria. Moj tez oklapl.
Jeszcze troche a zostane znowu singlem z wyboru.
Singiel z dziecmi to juz chyba nie singiel.
🙇
Zalamka
gunia92 - nie robiłabym nic,ja sama mam taką przyjaciółkę która żyła w bardzo toksycznym związku,facet kompletnie jej nie szanował,wyzywał,oszukiwał,wypominał wszystko,spotykali się tylko wtedy kiedy jemu to pasowało itd.. Dziewczyna musiała sama przejrzeć na oczy,dopiero po tym jak totalnie zmieszał ją z błotem,powiedział,że chce się bawić BEZ NIEJ ,to ona odpuściła . Także wydaje mi się,że rozmowy nic nie dadzą,bo każdy musi sam dojrzeć do decyzji rozstania się z chłopem.

A ja przychodzę się pochwalić,że jestem bardzo szczęśliwa! Aż nie wiem jak to wyrazić,ja i mój P. jesteśmy razem 1,5 roku ze sobą ,najlepsze jest to ,że im dłużej jesteśmy razem tym jest lepiej. Pierwszy raz jestem w tak dojrzałym związku z tak świetnym facetem! Właśnie FACETEM,nie CHŁOPCEM. To jest zupełny odlot,jest nie tylko moim partnerem,ale także przyjacielem,mogę mu o wszystkim powiedzieć,mogę się z nim wygłupiać,mogę przy nim płakać i mogę z nim rozmawiać zupełnie poważnie . Za każdym razem jak się widzimy,to czuję się tak jakbym widziała go po raz pierwszy,moje ciało wariuje a w brzuchu mam motyle. Wiadomo,że nie zawsze jest kolorowo i zdarzają się zgrzyty,ale nie są to nigdy kłótnie na śmierć i życie,tylko drobne spięcia,które zazwyczaj któreś z nas obraca w żart. Jest dokładnie takim typem faceta jaki ja lubię. Nie jest za słodko,nie ma "rzygania tęczą",ale jest kumplostwo,jest partnerstwo,raz są wypady ze znajomymi na piwo,a raz tylko ja i on. Jest szacunek do samych siebie,do naszego czasu . Wiem,że jedno za drugim stanęłoby murem i poszło w ogień . Trafił w końcu swój na swego,bo i ja długo "błądziłam" i on . I mimo dzielącej nas różnicy wieku,jest super!  🙂
Majek co rozumiecie pod hasłem 'oklapł'?  👀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się