Młode Konie

Jest taki wątek komu konia w trening?  🙂
Perlica, anai dzięki 😉 Za 2 tygodnie, 11-13 listopada.
Co do oddawania konia w trening oddałabym prędzej mniej znanej osobie, ale takiej, o której wiem, że z koniem pracuje. Niestety sama się dwukrotnie nacięłam, koń w treningu (czyli karuzela, lonżowanie przez luzaka i zawodnik wsiadał w porywach raz w tygodniu). Niestety bazują a tym, że potrafią zrobić coś szybko i osiągnąć wizualny albo wysokościowy efekt, ale koń wraca często gorszy niż wyjechał. Mniej zdolny jeździec pracujący z koniem sumienniej po kolei zrobi znacznie więcej niż topowy zawodnik.
Tak jak piszecie trzeba zrobić wywiad środowiskowy a najlepiej przez jakiś czas (wcześniej) podpatrywać takiego "zawodnika". Na własnym jednak przykładzie stwierdzam ze nie jest to wszystko takie proste i oczywiste. To co się widzi to jedno a to co się dzieje za naszymi plecami to drugie. Jeśli przyjdzie taki moment jeszcze kiedyś że będę dawała swojego konia komuś w trening (będę wzbraniać się rękami i nogami żeby już taka potrzeba nie zaszła) na pewno nie dam go osobie której styl jazdy mi się nie podoba, która ma "ciężki" charakter (za często karze konia albo za szybko się denerwuje) i co najważniejsze ma dużo koni do jazdy. Tak jak ktoś z was pisał - lepiej dać komuś kto nie ma albo ma 2 -3 konie w treningu niż komuś kto ma koni naście... Nawet gdy taki zawodnik nie jeździ za często na zawody (co raczej się nie zdarza) czas dla jednego konia to około 20 min (resztę robi luzak - czyli oczywiste siodłanie i rozprężenie - stęp i kłus przeważnie na lonży bądź karuzela). Z jednej strony to masakra i nic - koń traktowany jest jak maszyna ale z drugiej strony jeśli trafimy na dobrego jeźdźca to lepsze DOBRE 20 min pracy niż godzina szarpania :/ Nie powinno się w ogóle myśleć w takich kategoriach bo tak jak piszecie jeśli się bierze pieniądze za trening to powinien być on pełny .. ale co zrobić - nie mamy wyjścia.
Teraz to jeźdźcy dyktują warunki, my możemy się jedynie na nie zgodzić. Ci ze znanym nazwiskiem mają zawsze kolejki, niezależnie od tego jak odbywa się praca z koniem. Wielokrotnie widziałam od kuchni takich ludzi i powiem szczerze - nigdy bym swojego konia nie oddała komuś takiemu. Wolę inwestować w siebie 🙂 wam polecam to samo! Jeśli na młodego konia nie mamy umiejętności - nie powinniśmy go w ogóle mieć.
Asiaj - bardzo mądre słowa, pamiętajmy tez, że koń w końcu od tego zawodnika powróci i powinniśmy mieć wystarczająco dużo umiejętności i doświadczenia, by wierzchowca poprowadzić dalej. Dobry zawodnik / trener może dużo pomóc, nakierować konia, ale nie zwalnia nas z obowiązku samodoskonalenia się i osobistego trenowania konia. A często jest nastawienie roszczeniowe, że koń ma być zrobiony i wio  🏇, niestety tak to nie działa (na dłuższą metę).
Bo nie będzie działać jak koń dobrze zrobiony, a jeździec dupa.
Albo rozwijamy się (jako para) razem, albo nic z tego nie wyjdzie. To też nie może iść tak, że jedno stoi w miejscu, a drugie się rozwija.
Bo nie będzie działać jak koń dobrze zrobiony, a jeździec dupa.


Odnośnie Twoich słów, przypomniało mi się, jak kilka lat temu wróciły do nas ogierki z zajazdki, oba przeznaczone na sprzedaż (też osoba o znanym nazwisku). Oczywiście ciekawość wzięła górę i wsiadłam na oba. Koniki chodziły na guziczki, karne, rozluźnione, no cud i miód. Tylko... no właśnie. Aż żal było mi na nie wsiadać, ze świadomością, że tylko na nich podróżuję. Tak przygotowane konie były świetnym materiałem do dalszego rzeźbienia, rozwoju, ale nie dla rekreanta mojego pokroju 😉.
analop a ile czasu przed MP oddałaś konia w trening?
Może jeszcze wtedy zawodniczka nie wiedziała, że nie będzie mogła na nich wystartować.


Konia oddałam wczesną wiosną, dziś wiem, że niemal na 100% wiedziała. Niemal...
Koń po tygodniu poszedł pierwsze zawody, zaraz potem kwalifikacje. Wydawało mi się, że za wcześnie, że za szybko, ale wiadomo - co ja tam się znam. Zakwalifikował się.
Dziś widzę to inaczej - zawodniczka na szybko robiła kwalifikację, a potem koń stał w boksie lub chodził pod luzakiem czy berajtrem do lasu. Na szybko, bo wiedziała, ze zaraz przestanie jeździć!
O rzekomej kontuzji dowiedziałam się 3 tyg przed MPMK - miałam 2 opcje - zabrać konia i szybko szukać kogoś na własną rękę lub zgodzić się na ich warunki - konia jeździ 2 tyg berajter, a potem bierze inny (nawiasem mówiąc TOP) zawodnik i nim wystartuje - zgodziłam się.


I tutaj pytanie do osób, które się przejechały na pewnych trenerach. Oddaliście swoje konie komuś na ładne oczy i dobre nazwisko? Bez żadnego wywiadu środowiskowego?


Tak jak piszecie trzeba zrobić wywiad środowiskowy a najlepiej przez jakiś czas (wcześniej) podpatrywać takiego "zawodnika". Na własnym jednak przykładzie stwierdzam ze nie jest to wszystko takie proste i oczywiste. To co się widzi to jedno a to co się dzieje za naszymi plecami to drugie.


To było trochę "na szybko". Znalazłam osobę, której jazda mi się podoba oraz styl pracy z koniem. Dogadałam się, oczywiście najpierw robiąc wywiad i wszystko idealnie.
Umówić i dogadać się nie było łatwo. Albo nie odbiera telefonów, albo poza zasięgiem... ale udało się - umówiłam się, że od 1 lutego koń idzie w trening (strzelam z datami, nie pamiętam dokładnie.
31 sierpnia SMS, że trening od 7 lego, bo nie ma wolnego boksu. 6 luty o 22 SMS, że jednak od 15 lutego mam być. W końcu dogadałam się tak, że póki boks się nie zwolni (niby ostatecznie 1 marca) to przyjeżdżam raz w tyg na trening z koniem.
Chyba nigdy nie udało nam się umówić tak, że mam być w poniedziałek i jestem. Zawsze w niedzielę wieczorem SMS, że jednak coś tam i mam być np w środę itd, itp
W końcu był już 15 kwietnia. Wkurzyłam się i pojechałam bez zapowiedzi. Zawodniczki nie było, ale po dłuższym dobijaniu się ktoś nam otworzył - pojechała na trening, wróci za 3 tyg. konie w boksach, cisza i spokój.
Więcej tam nie zadzwoniłam...

Ale była już połowa kwietnia, czasu coraz mniej. Miałam i plan B. Zawodniczka znana, pięknie jeżdżąca i polecana. Bywali tacy co mówili, ze konie bije, ale więcej mega pozytywnych opinii - rozmawiałam i z wetami i w związku...
Wyszłam z założenia, że jak naprawdę bije - to koń mi to sam powie. Zadzwoniłam, kazali przyjechać jutro na próbę. Dogadałam się, że wezmą konia na miesiąc na test - czy się nada, czy podpasuje, czy się spodoba. Bo nie chce jeździć koni kiepskich i takich, których poprostu nie lubi. Miałam pecha, przy rozładunku spadł mi z rampy. 3 tyg kulał. Więc zrobił się prawie maj jak zaczęła na niego wsiadać. Ale koń się spodobał, migiem zrobił kwalifikację i wszystko było super, zero zastrzeżeń. Byłam bardzo zadowolona ze współpracy!

Więc kolejny rok koń wrócił w to samo miejsce i już tak różowo nie było...

Tzn też nie powiem żeby było źle, nie, nie.
Konia odwiedzałam 1-2 razy w tygodniu. Fakt - nigdy nie trafiłam na trening, ale to dlatego, że swoją wizytę zawsze uprzedzałam SMSem - "jutro o 9 będę po nasienie".
Dopiero dziś z perspektywy czasu zaczęłam widzieć to inaczej... Koń w maju zrobił kwalifikacje, potem nie startował nigdzie, bo po co - kwalifikacja jest, teraz lepiej przepracować w domu... Zaufałam doświadczeniu zawodnika.
Ledwo udało mi się namówić na jedne zawody w lipcu, ale NIBY ze względu na upał pojechał na jeden dzień...
a potem Mistrzostwa

Dziś, po czasie przypominam sobie hasła - ej, a co u Młodego? bo zawodniczka przecież od 3 tyg w USA (a jak byłam u nich, to niby leżała chora)
Innym razem pojechała do sklepu, jeszcze innym akurat jest w lesie na swoim koniu... itd...
albo ten nie dający mi spać tekst stajennego - "to on chodzi w siodle?"
i milion innych małych znaków, których wcześniej nie widziałam...

Pierwsze objawy, że z koniem jest coś nie tak zauważyłam na początku lipca, kiedy to zawahał się nad oddaniem nasienia. Wszedł na fantom i zszedł kwicząc jak by coś zabolało. Miał smutne oczy.
Natychmiast z tym poszłam do właścicieli stajni - zawodniczki i jej partnera. To mnie wyśmiali - lipiec jest, sezon się kończy, co się dziwisz, że ma dość? Dajcie chłopakowi wreszcie odpocząć, ile można tego nasienia?!
Fakt, nasz drugi ogier też stracił "chęci" myslę sobie.
Dziś wiem, że koń był chory. Wtedy niby dopiero co był wet i masażysta i niby wszystko ok...

tydz przed MPMK koń startował w CSN pod berajtrem. Już wtedy zwróciłam uwagę, że był strasznie spięty i sztywny - pytam co się dzieje...
"aaa, bo berajter to ma inny dosiad, sztywna rękę, no nie jeździ idealnie, ale spokojnie, za tydz pojedzie kto inny to i koń będzie inny, a dziś chodzi tylko o otrzaskanie się z parkurem"
nie było inaczej, mimo super zawodnika koń spięty i sztywny!

w sobotę podczas MPMK nikt nawet nie wziął go na 5 min na spacer - poza jednym startem koń stał w boksie 23h. W końcu wkurzyłam się i wzięłam go sama na lonżę.
Masakra - nie byłam w stanie zmusić go nawet do zakłusowania! Koń cały sztywny! Spacerowałam z nim ponad pół godziny, ustępowanie w ręku po sporym użyciu bacika w jedną stronę robił, w drugim za skarby świata nie chciał nóg krzyżować! Przemasowałam go porządnie na tyle na ile potrafię. Nieco pomogło, nieco. W sobotę miał 7,3 w niedzielę 8,1
Komentarz zawodniczki - no, bo on nauczony na zamkniętym lonżowniku. I znów dałam się nabrać, sama też mam zamknięty lonżownik.

Pierwsze "światełko" zaświeciło mi kiedy zaraz po finale MPMK pytam czy może by warto pojechać też do Olszy. Tu nie wyszło, ale może jak by "nowy" zawodnik wjeździł się 2 tyg to w Olszy będzie lepiej.
Uzyskana odpowiedź zwaliła mnie z nóg - zawodniczka powiedziała, że jak koń się rozprężał to zauważyła, że kuleje i żeby najpierw do weta pojechać zobaczyć co się dzieje. Bo ok, Mistrzostwa poszedł na czysto, ale jak jest kulawy to lepiej to wyleczyć (ja kulawizny nie widziałam, widziałam, że koń skacze inaczej niż zwykle, ale też nie obserwowałam go na rozrężalni, a szukałam miejsca do robienia zdjęć i kamerzysty...)... Dodam, że w finale miał 8,1, a wcześniej 7,3...
Ale sam fakt, kulał na rozprężeniu, a poszedł konkurs? No kurde, dlaczego go nie wycofała???

Drugie światełko zaświeciło mi się w klinice, kiedy doktor powiedział, że zawodniczka na 100% wiedziała, że koń jest chory i, że sprawa trwa min 1,5-2 miesiące, a nie jest to kontuzja z "wczoraj"

Ale dalej byłam ślepa... Pojechaliśmy pogadać i znów dałam się przekonać - no, próby zginania miał czyste, przed zawodami badał go wet, nic nie widzieliśmy...
Hehe, śmiejcie się, ale nawet wstępnie umówiłam się, że koń tam w marcu wraca! WSTĘPNIE!

Bańka mydlana pękła dopiero, gdy na 100% dowiedziałam się, że ów zawodniczka nie miała żadnej kontuzji i wcale nie wraca w siodło (aaa, pojechała właśnie do lasu).
Nie 3 tyg przed MPMK dowiedziała się, że nie da rady jechać, a przynajmniej kilka miesięcy wcześniej...
I tu wiem na 100%, że mnie oszukała, a cała reszta plotek o tym, że koń 2 miesiące nie wyszedł z boksu - zaczyna mieć poprostu sens. Ale są to tylko plotki
Jak się komuś ufa to się to puszcza bokiem, a jak się zaufanie straci? zaczyna się wierzyć!

Nawiasem mówiąc, zapytałam weta o przyczynę kontuzji konia - przetrenowanie. Czyli jak? Czy możliwe, że koń x czasu stał, a potem nagłe robienie kondycji - tak, bo gdyby chodził regularnie pewnie tak źle by nie było.... Z resztą, gdyby było świeże, to 2 tyg i koń wraca w trening. My po dobrze ponad 2 miesiącach mamy w perspektywie operację zwiadowczą...
analop współczuję przeżyć, straszne jest to, co opisujesz. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że startował pod osobą znaną w tym całym światku...
Jednak zastanawia mnie jedna rzecz, otóż JAK to jest możliwe, że koń szedł MPMK KULAWY? Jakim cudem przeszedł przegląd? Nikt zupełnie tego nie zauważył? No w głowie mi się to nie mieści jakoś 🤔wirek:
analop, wiedząc, kto się Twoim koniem zajmował, włos się na głowie jeży. Bardzo się cieszę, że ja nie musiałam nikomu konia w trening dawać, bo mi do niczego mpmk nie są potrzebne (a niestety tam ocenia się nie tylko konia, ale też jeździec robi różnicę).
analop współczuję przeżyć, straszne jest to, co opisujesz. Zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że startował pod osobą znaną w tym całym światku...
Jednak zastanawia mnie jedna rzecz, otóż JAK to jest możliwe, że koń szedł MPMK KULAWY? Jakim cudem przeszedł przegląd? Nikt zupełnie tego nie zauważył? No w głowie mi się to nie mieści jakoś 🤔wirek:


Przegląd wet był w czwartek, zawody piatek - niedziela. Kulawizna nie była mocno widoczna. Ja i zawodnik, który nim startował widzieliśmy, że koń jest mega spięty i sztywny oraz bardzo słaby ("ucinał skoki" na co też komisja zwróciła uwagę).
Ja, jako laik osobiście kulawizny nie widziałam. Widziałam tylko, że jest "nie swój". Osobiście gdybym miała powiedzieć dałabym mu masażystę i odpoczynek, ale zawodniczka powiedziała, że lepiej weta, bo zobaczyła kulawiznę.
Wet w klinice od razu uznał konia za kulawego i wiedział co jest nie tak. Czyli dla fachowca było to widoczne. A obraz USG nawet dla mnie był jasny - to nic nowego, a sprawa mocno przewlekła.
Dodam, że kulawizna na 2 nogi. Na jedna pewnie byłoby łatwiej wypatrzeć i laikowi...
Przykre jest to, że mimo obecności specjalistów na miejscu, kulawy koń jest dopuszczany do startu... Wiadomo, osobie, która nie zajmuje się tym profesjonalnie, może być ciężko coś takiego dojrzeć. Ale no koniec końców niepojęte to dla mnie, że kulawy koń idzie zawody i NIKT tego nie zauważa. Szkoda zwierza, współczuję Ci takich przejść 🙁
breakawayy, ale co Ty piszesz , w galopie na parkurze zauważysz że koń jest kulawy ?
Skoro w czwartek na przeglądzie był w kłusie ok to szedł zawody, a skoro był tylko sztywny to z tego powodu się nie wycofuje konia.
Jak by tak było to nic by nie startowało  😉
Nie wiem, nie znam się. Mimo to, nie potrafię pojąć, jak koń kulawy od 1,5-2 miesięcy może być dopuszczony do startu. Zwyczajnie to dla mnie przykra sytuacja  🙁
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
01 listopada 2016 21:32
breakawayy niestety takie rzeczy mają miejsce. Jest wiele środków przeciwbólowych, które można podać. Są osoby, które podejmują takie ryzyko, nie ich koń a jak coś wyjdzie w dopingu to wtedy będą się martwić.
Constantia o tym nie pomyślałam. Serio morał z tego taki, że strach powierzyć swojego konia obcej osobie, której nie można 'patrzeć na ręce' 🙁
Constantia   Adhibe rationem difficultatibus
02 listopada 2016 06:26
Ludzie czasem nawet jak im powiesz, że nie będą zadowoleni z wyboru, to i tak nie uwierzą. Znajoma chciała oddać młodego konia w trening. Wybrała znane nazwisko z doświadczeniem, niedaleko. Powiedziałam jej, że ta osoba nie będzie jeździć jej konia, bo nie wsiada na młodziaki i z pewnością będzie go jeździć któryś z zatrudnionych jeźdźców. Nie uwierzyła, bo przecież ona płaci i jej obiecano. Z płaczem zabierała konia, bo źle chodził i oczywiście "znane nazwisko" wcale na nim nie jeździł.
Constantia o tym nie pomyślałam. Serio morał z tego taki, że strach powierzyć swojego konia obcej osobie, której nie można 'patrzeć na ręce' 🙁

Kiedyś jak napisałam post w takim tonie, ale na innym forum to mnie wyśmiano, że głupia ja, bo bym chciała sprawdzać osobę, która by mi konia układała. Nawet pamiętam kto to zaczął.

Ludzie czasem nawet jak im powiesz, że nie będą zadowoleni z wyboru, to i tak nie uwierzą. Znajoma chciała oddać młodego konia w trening. Wybrała znane nazwisko z doświadczeniem, niedaleko. Powiedziałam jej, że ta osoba nie będzie jeździć jej konia, bo nie wsiada na młodziaki i z pewnością będzie go jeździć któryś z zatrudnionych jeźdźców. Nie uwierzyła, bo przecież ona płaci i jej obiecano. Z płaczem zabierała konia, bo źle chodził i oczywiście "znane nazwisko" wcale na nim nie jeździł.

Czasami ludzie nie słuchają, bo uważają, że im ktoś zazdrości bądź chce źle doradzić. Akurat to funkcjonuje w każdym temacie, nie tylko końskim.
breakawayy, ale co Ty piszesz , w galopie na parkurze zauważysz że koń jest kulawy ?
Skoro w czwartek na przeglądzie był w kłusie ok to szedł zawody, a skoro był tylko sztywny to z tego powodu się nie wycofuje konia.
Jak by tak było to nic by nie startowało  😉


Może i racja.
U mnie to było tak, że koń przegląd przeszedł bez słowa. Był sztywny, no był. Ale zdaniem zawodniczki to kwestia ręki jeźdźca.
Z drugiej strony wet w klinice jak go zobaczył to już wstępie widział, że coś jest nie tak. Sprawdził szyję i grzbiet, a kiedy nie znalazł silnej bolesności to już po jego minie widziałam, że dobrze nie jest...

Jak to jest, że wet w klinice widzi od razu, a na zawodach w ogóle? Mnie nie pytajcie...
(a na USG widzi, że sprawa bardzo stara)


Ale tak tylko podsumowując moje wywody chciałabym dodać małe podsumowanie, żeby nie było...
Nie mam do nikogo żalu ani złości o to co się stało. Nikogo poza sobą. Stało się i tyle, nikomu nic nie udowodnię, a i udowadniać nie zamierzam.
Oddając konia w trening, zostałam uprzedzona o ryzyku kontuzji, które zawsze istnieje.
Mam żal tylko do siebie, że po pierwszym roku super współpracy, w drugim roku zbyt mocno zaufałam.
Mam żal, że choć mówiono mi, że koń stoi to nie bywałam na treningach, ufając, że wszystko ok - "no, wczoraj poskakał, super mu szło, raz na stacjonacie zrzucił, ale to dobrze, bo czasem zrzucić musi... tyle, że tam stało ze 130"
Mam żal, bo już w maju dowiedziałam się, że zawodniczka nie będzie startować - kończy/ przerywa karierę, ale zaufałam, zapytałam, powiedziała, ze to bzdura.
Zła jestem, że widząc pierwsze symptomy przy pobieraniu nasienia, dałam zrobić z siebie idiotkę zamiast poprostu zaufać swojemu koniowi, który pokazał mi, że coś nie tak...
Zła jestem, że widząc sztywnego konia na zawodach, uwierzyłam w brak doświadczenia i kiepską rękę berajtra...
I na milion innych rzeczy zła jestem, ale na siebie... Na to, że uwierzyłam i zaufałam
I dopiero dziś, kiedy wiem, że kontuzja zawodniczki to kłamstwo, zastanawiam się ile jeszcze tych kłamstw było.
Naprawdę chodził regularnie czy faktycznie stał? Naprawdę nie zauważyli, czy to zignorowali?
Podobnież sen z powiek spędza mi fakt, co poza tym ten koń robił i o to mam do siebie największe wyrzuty.
Z "plotek" wiem, że nie robił nic, stał 24h w boksie. A obiecywano mi, że codziennie pół dnia jest na padoku! Pytałam jak się zachowuje, z kim chodzi itp - zawsze była odpowiedź...
Dopiero dziś przypominam sobie, że NIGDY nawet drobinki piasku na sobie nie miał, a to typ co kocha się tarzać przy każdej okazji!
Ja rozumiem, że potu nie było - pot się zmywa zaraz po treningu by zaklejek nie było. Ale żeby piasku, kurzu nie było? NIGDZIE, nawet rzepie ogonowym czy za uszami? hmmm

Nie ważne, prawdy nie dojdę, ale i Was uprzedzam - ograniczajcie zaufanie. Nawet jak się nie znacie, jak ja, zaufajcie bardziej koniowi i bądźcie czujni.
U mnie na szczęście nic złego się nie stało, konia być może czeka operacja, ale narazie mimo upływu czasu rokowanie jest dobre. Pracę ujeżdżeniową też odrobimy. W porę otworzyłam oczy - może...
Poza tym to młody silny koń, szybko się zregeneruje i doktor mówi, że na wiosnę parkury jego 🙂
A czy było zaniedbanie czy nie, tego nie wyrokuję. Czy byłam oszukana tylko w sprawie kontuzji zawodniczki (która dziś rzekomo już jeździ, co jest nie prawdą!) czy po całej linii - nie wiem! Nic nie udowodnię, poprostu więcej nie zaufam...

Co będzie dalej z młodym? Nie wiem!
Napewno wróci na parkury, ale pod kim? nie wiem!
Kiedyś obiecałam, że napewno nie będzie tak, że ona mi konia wyszkoli, a jak będzie zrobiony, to oddam komu innemu. I słowa dotrzymam. Ale nie oddam w trening, wiedząc, że nie będzie mieć czasu na to by nim trenować...
Jeśli zawodniczka zechce wrócić do sportu i tylko trenować go dojazdowo, pod moim okiem - ok. Ale na 99% tak się nie stanie i nasze drogi się rozejdą. Powoli myślę co dalej, ale nie wiem czy odważę się go znów komuś powierzyć...


Nawiasem mówiąc jeszcze jedno żyć mi nie daje... Jedna rozmowa...
Było kilka ofert bym go sprzedała. Ale nie, on na sprzedaż nie jest. Nawet cen nie chciałam słuchać. Kiedyś powiedzieli mi, że to błąd, bo co z tego, że mogę mieć nawet najwybitniejszego konia, jak nie umiem go wypromować?
Mówili bym sobie zamroziła i tysiąc porcji nasienia, że zdobędą nasienie jego ojca bym ponownie pokryła jego matkę (nasienie niby już nie dostępne) itd... A jak się tak upieram, to bym chociaż sprzedała udziały w koniu.
Śmiali się ze mnie, że nie mam kasy, a tak bym sobie samochód kupiła, dach wymieniła w stajni, halę postawiła itd, ale ja się upierałam, że nie i koniec.
Powiedzieli mi wówczas, że z końmi to jest tak, że możesz mieć najwybitniejszego konia, ale jak go sama nie wypromujesz to nikt tego za mnie nie zrobi. Że mogę go oddać w trening i do Beerbauma czy Whintakera i jeszcze kilka nazwisk. Ale zasada jest prosta. Jeśli Twój koń jest naprawdę wybitny - to mimo iż zapłacisz za trening, to nic nie osiągnie. Bo oni maja też swoje konie do promowania i sprzedaży, więc nie pozwolą się wybić temu, co chociaż w nim jakiś udziałów nie mają...

I tak wciąż sobie składam układankę stresując się powrotem do zdrowia młodego...
Śmiali się ze mnie, że nie mam kasy, a tak bym sobie samochód kupiła, dach wymieniła w stajni, halę postawiła itd, ale ja się upierałam, że nie i koniec.
Powiedzieli mi wówczas, że z końmi to jest tak, że możesz mieć najwybitniejszego konia, ale jak go sama nie wypromujesz to nikt tego za mnie nie zrobi. Że mogę go oddać w trening i do Beerbauma czy Whintakera i jeszcze kilka nazwisk. Ale zasada jest prosta. Jeśli Twój koń jest naprawdę wybitny - to mimo iż zapłacisz za trening, to nic nie osiągnie. Bo oni maja też swoje konie do promowania i sprzedaży, więc nie pozwolą się wybić temu, co chociaż w nim jakiś udziałów nie mają...


Nie w każdej znanej stajni tak jest, jak pracowałam dla Dermotta Lennona to miał tyle samo swoich co cudzych koni(może nawet cudzych było wiecej) - z każdym pracował równie sumiennie - jeździł on, jego jeździec stajenny (na poziomie GP) i jego brat (jeździł N-C). Luzacy też wsiadali - na rozgrzewkę, na spacery, ale mimo wszystko największą robotę robił on sam i wlaściciele koni byli dokładnie informowani ile pod kim i w jaki sposób pracują ich konie. Jeździł konie sumiennie, każdy koń był traktowany równie dobrze, a wlaściciele koni byli zawsze mile widziani - nigdy nie było sytuacji typu 'będzie właściciel konia, to upewnijcie się, że jest czysty, wyszedł na padok, że w boksie posprzatane itd' - bo każdy koń był równie zadbany każdego dnia, każdy wychodził codziennie na padok i na karuzelę i 5/6 razy w tyg chodził pod siodłem.
Dzięki temu dostaje do jazdy dobre konie, jeździ wysokie konkursy i na swoich i na cudzych, ale jego obecny nr 1 jest cudzy.
Jedyna różnica między swoimi młodymi a cudzymi była taka, że swoje zajeżdżal w trochę późniejszym wieku i do 6 roku życia pracowały lżej i skakały mniej niż cudze - nie dlatego, że cudze chciał szybciej zrobić, ale że takie było życzenie właścicieli - on osobiście uważał, że skoki przed 4 rokiem życia nie są dobre dla młodego konia i późniejsza zajażdżka popłaca dłuższym zdrowiem.

Myślę, że w każdym kraju są tacy trenerzy/jeźdźcy - czy to mniejszość to nie wiem, ale smutne jest to, że z tego co piszecie jest też tylu, którzy wykorzystują zaufanie ze szkodą dla powierzonych zwierząt i ich właścicieli 🙁
analop, tylko słowo wyjaśnienia, "dlaczego wet w klinice widzi, a na zawodach nie". Ano dlatego, że to sędziowie prowadzą przegląd. I kierują do weta tylko te konie, które są mocno podejrzane. Sędzia nie ma prawa dotknąć konia w czasie przeglądu. Koń kulawy na 2 mógł nie wzbudzić aż takich wątpliwości (wszak tam koni było dużo, młode mają prawo być sztywnawe z ekscytacji) żeby go skierować do weta.
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
03 listopada 2016 08:16
Halo ja nigdy nie spotkałam się z prowadzeniem przeglądu przez sędziów.
Zawsze prowadzi weterynarz. Przynajmniej na tych przeglądach gdzie ja byłam.
Ja widziałam jak sędzia prowadził przegląd raz natomiast zawody były bardzo nieoficjalne, a nawet na TRECowe ściągali weterynarzy
lusia722   poskramiacz dzikich mustangów i jednorożców
03 listopada 2016 10:51
Ja piszę o dyscyplinie skoków przez przeszkody na szczeblu krajowym (MP/ MPMK) jak i międzynarodowym (CSI/CSIO).
Na wszystkich przeglądach, w których uczestniczyłam byli weterynarze, na ogół w liczbie mnogiej.
I jak najbardziej, jeśli są jakieś anomalie (zadrapania, ranki, opuchlizny) to mogą konia palpacyjnie sprawdzić.
W momencie kiedy są wątpliwości koń może pobiec kilka razy, jest skierowywany do innej części i biega na kole lub odsyłany jest na re-inspekcję.


Dlatego też dziwne mi się wydaje, że na wyższych konkursach MPMK sedziowie mieliby przeprowadzać przegląd
analop, tylko słowo wyjaśnienia, "dlaczego wet w klinice widzi, a na zawodach nie". Ano dlatego, że to sędziowie prowadzą przegląd. I kierują do weta tylko te konie, które są mocno podejrzane. Sędzia nie ma prawa dotknąć konia w czasie przeglądu. Koń kulawy na 2 mógł nie wzbudzić aż takich wątpliwości (wszak tam koni było dużo, młode mają prawo być sztywnawe z ekscytacji) żeby go skierować do weta.


Przegląd prowadził dr Mirosław Złoto - nie chciałam walić nazwiskami, ale to przeciez i tak kazdy może sprawdzić, bo pisałam o jakie zawody chodzi...
Ale nie mam pretensji do doktora, je też nic nie widziałam. Sztywny, bo sztywny - pewnie wina ręki jeźdźca (heh)
Nawiasem mówiac jadąc do kliniki, też pierwsze co powiedziałam - plecy i szyja... Ale doktor od razu zobaczył, że się mylę
Wróć. Przegląd prowadzi delegat weterynaryjny lub oficjalny lekarz zawodów w obecności członków komisji sędziowskiej.
Ale - o skierowaniu konia do "holdnig boxu" = możliwość badania "ręcznego", nie tylko oglądania - decyduje sędzia. Sędzia też decyduje o np. powtórnym przeglądzie. Sędzia decyduje o eliminacji konia z zawodów. Lekarz nie pisze niczego na listach wyników. Oczywiste, że nie podejmie takiej decyzji wbrew opinii weta, i zazwyczaj przypadki wątpliwe podlegają konsultacjom do uzyskania konsensusu. Z tym, że obowiązuje zasada rozstrzygania wątpliwości na korzyść zawodnika, prawda? Nie na korzyść konia. Nie ma tak, że w przypadkach wątpliwych decyduje się na korzyść konia, mimo zapisów Kodeksu. Bo... bo koń jest niemy 🙁 i nie poniósł nakładów na start w zawodach.

O ile zakłócenia taktu w ruchu (czyli, de facto, asymetryczna kulawizna) są oczywiste, to jeśli widać jedynie sztywność a nie nieregularność - można odesłać do "holding boxu", ale jeśli tam nie da się wykryć urazu dokładniejszą inspekcją, to jak to sobie wyobrażacie? Eliminację z MPMK konia, który nie kuleje i nie ma widocznych obrażeń?
Poważnie to sobie wyobrażacie? Eliminację konia, który "jest chyba dość sztywny"? W praktyce - dowolnego konia?
No sory, ludzie przeprowadzający przeglądy nie są bogami ani wróżkami, nie mają też RTG/USG w oczach. Działają w ramach obowiązujących przepisów.

Przypomnę, że osobą odpowiedzialną za konia jest zawodnik (ew. opiekun prawny). To on powinien wiedzieć, czy koń jest w formie.
W "cywilizowanych" okolicznościach konia, który mógłby nie przejść przeglądu - nie wystawia się do przeglądu.

Niedawno widziałam coś takiego, że koń został do powtórnego przeglądu odesłany z czworoboku. Bo "miał jedną nóżkę bardziej". Ewidentnie. Jednak weci zgodnie stwierdzili, że nie są w stanie wykryć, jakoby koniowi coś dolegało, i koń kontynuował starty - przecież decyzją sędziego.
eterowa   dawniej tyskakonik ;)
24 listopada 2016 22:40
A ja pochwalę się moją młodą 🙂  Typowo małopolski papier, bez szału jeśli o pochodzenie chodzi. Ma 4,5 roku, od pół roku zajeżdżona, natomiast nie umie zbyt wiele. Do łatwych nie należy, bardzo wrażliwa i trochę patrząca, ale mądre to stworzenie, naprawdę 😉 Będzie z niej pociecha. Zresztą już jest!







eterowa, fajna młoda, łapie za oko zdecydowanie 🙂

Tylko mogę jedną uwagę? Moje wieloletnie kopytowe zboczenie mnie tknęło 😉 ale jak nowy nabytek palcuje jak na ostatnim zdjęciu to wołaj dobrego kowala/strugacza, szkoda końskiego zdrowia :kwiatek:
taggi   łajza się ujeżdża w końcu
25 listopada 2016 16:11
kokosnuss - też na to zwróciłam uwagę 😉 Ale kobyłka piękna, szkoda, że w derce. Ja za kasztanami nie przepadam, ale te z jaśniejszą grzywą łapią mnie za serce 🙂
Ładny sweterek.....
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się