praca

Sankaritarina, uwielbiam nieprzygotowanych rekruterów. Kiedyś kobieta sama mnie znalazła na GoldenLine i zaprosiła na rozmowę. Pomijam to, że mam na profilu dokładnie opisany zakres obowiązków, z którym Pani się nie zapoznała, ale nie pofatygowała się nawet, żeby sprawdzić jaką firmą jest mój pracodawca (w mojej branży pomylenie Towarzystwa Ubezpieczeń z multiagencją jest dużym błędem).
Mnie też raz "ustrzelili" na takim portalu - ale agencja przeprowadziła ze mną tylko wstępną rozmowę telefoniczną, a 2 etap "na żywo" był już w firmie.
Jeszcze jak nieprzygotowany rekruter stwarza pozory i umie improwizować - OK, ujdzie 😉 No ale co to za teksty "ja nie wiem kto panią wybrał".  🤔wirek: Mogła sobie darować, tylko przeprowadzać tą rozmowę i już. Tej pracy wtedy nie dostałam, ale dobrze, bo warunki były takie se i warto było poczekać.
Prawda jest taka, że poza zarobkami to lubię swoją pracę, a mam wątpliwości czy w jakiejkolwiek korpo jest potrzebna osoba od zieleni i planowania przestrzennego  😁

Praca musi mieć spełniony choć 1 z tych punktów:
- miła przyjemna atmosfera, aż chce się z rana wstać i iść
- lekka przyjemna praca
- dobre zarobki
Na ogół bez znajomości są oferty pracy nie spełniające ani jednego z tych punktów.
Edytta, ja nie wiem co wielu ludzi ma z tymi znajomościami. Nigdy nie dostałam pracy przez znajomości, nawet tej do której szłam z bananem na twarzy i zarabiając uczciwe pieniążki.
Takie życie na prowincji. Nie ma co się oszukiwać lepsze oferty pracy są dla swoich.
Edytta, chyba piszesz o urzędach itp. Tu faktycznie krewni i znajomi królika. Ale przedsiębiorstwa, prywatni właściciele szukają ludzi kompetentnych i pracowitych a z osobami zatrudnionymi po znajomości tylko kłopot, bo jak człowiek się nie sprawdza i trzeba go wywalić to kicha w rodzinie czy gronie znajomych.
jeśli pracownik ma do zaoferowania pracodawcy coś więcej niż znajomości, to myślę, że o dobre zarobki nie tak trudno.
chyba, że mówimy o urzędach, prowincji itd. - nie wiem, nie znam się, ale proszę nie uogólniać 😉
wendetta, mam takie samo zdanie 🙂
busch   Mad god's blessing.
29 listopada 2016 17:38
Z drugiej strony są różne stopnie tej "znajomości". Co innego zatrudnić brata bo sam biedaczek nie umie sobie pracy znaleźć i chcemy mu pomóc. Co innego znowu być zatrudnionym z tzw. polecenia, czyli w Twojej pracy mają wakat i rozpuszczają wici, że potrzebują kogoś ogarniętego, a Ty akurat znasz taką ogarniętą Mariolkę ze studiów.

Prawda jest taka że masa wakatów dostępnych na rynku pracy nie potrzebuje jakichś niesamowitych kompetencji twardych typu programowanie, znajomość koreańskiego czy obsługa maszyny CNC. Za to większość potrzebuje osoby solidnej, pracowitej, spostrzegawczej itp. itd. Czasem nawet lepiej wyszkolić człowieka od zera, pod warunkiem że właśnie ma potencjał. Tylko niestety rozmowy kwalifikacyjne nie są w stu procentach skuteczne w identyfikowaniu kompetencji miękkich. To i większa chęć pracodawców do zatrudniania osób z polecenia - było nie było, po znajomości - bo liczą na to że zawsze mniejsze ryzyko wtopy. W moich dotychczasowych pracach nawet na stanowisko magazyniera najpierw się szukało z polecenia, a dopiero potem w ogóle pojawiało się jakiekolwiek ogłoszenie gdzieś w sieci.

No i nie każde polecenie kończy się zatrudnieniem. Czasem to tylko lepszy start w proces rekrutacyjny - tylko albo aż, w końcu jak rynek pracy konkurencyjny, to każda przewaga jest na wagę złota  😉
busch, tak bywa w większych miastach. Tam gdzie jest wielkie bezrobocie a praca w urzędzie za minimalną jest szczytem marzeń zatrudnianie wg klucza pokrewieństwa a nie kompetencji to norma. U nas śmieją się, że jak tylko powstaje nowa komórka organizacyjna to już jest obsadzona. Hitem jest dyrektora lokalnej szkoły. Katechetka z wykształcenia. Wieść gminna niesie, że sobie zupełnie nie radzi na stanowisku.
Prywaciarz sobie na to nie pozwoli, bo liczą się zyski.

Zresztą kiedyś mój ojciec padł ofiarą takich urzędniczych rozgrywek. Stracił stanowisko z absurdalnego powodu, by na jego miejsce wszedł kuzyn nowego burmistrza. Oczywiście nowa zmiana i szybko wyleciał, bo nie ogarniał. A konkursy w takich miejscach są odpowiednio rozpisywane pod konkretną osobę.
Czy mamy tu może kogoś, kto dobrze zna kodeks pracy i zechciałby mi odpowiedzieć na jedno pytanie?
jeśli pracownik ma do zaoferowania pracodawcy coś więcej niż znajomości, to myślę, że o dobre zarobki nie tak trudno.
chyba, że mówimy o urzędach, prowincji itd. - nie wiem, nie znam się, ale proszę nie uogólniać 😉

Zgadzam się.

Z resztą, ta "praca po znajomości" i wszystkie wnioski z tym związane (czasami totalnie wydumane...) to chyba też jednak spuścizna poprzedniego systemu, który jeszcze niektórym we krwi siedzi.... Albo usprawiedliwienie (nawet nieświadome) się przed sobą, że "a, na pewno zatrudnili kogoś po znajomości...".
Ja tam uważam, że z rodziną i bliskimi znajomymi nie powinno się pracować. Jeszcze "u siebie", prowadząc rodzinny biznes - to trochę jednak inaczej (choć zapewne nie zawsze różowo), natomiast gdzieś "u kogoś"... No, katastrofa może z tej wyjść.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
02 grudnia 2016 08:06
Sankaritarina, z jednej strony niby jo, z drugiej strony... Misiewicze. A z 3 networking.
Z tą pracą po znajomości, to mam wrażenie że instytucje publiczne tak działają... Ostatnio kilka znajomych znalazło pracę w szpitalach, przychodniach i urzędach, wszystko po znajomości... Formalne 10min rozmowy i praca jest 😉

Ja jestem po pierwszym dniu w nowej pracy i mam wrażenie, że trafiłam z deszczu pod rynnę... Jednak Decathlon nie był taki zły 😉 i coś czuję, że tam wrócę hehe
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
02 grudnia 2016 16:56
Z tymi urzędami to bym się tak nie spieszyła, bo pracę po 10 minutach rozmowy to można dostać na zlecenie co najwyżej.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
02 grudnia 2016 17:12
Kurde, żeby dostać pracę w urzędzie musiałam przejść dwa egzaminy: pisemny i ustny, który owszem nie trwał specjalnie długo, ale nie był korporacyjną rozmową "gdzie się widzisz za pięć lat" tylko konkretnymi pytaniami o konkretne zapisy z ustaw , a i tak ludzie twierdzą, że KAŻDY pracę w urzędzie dostaje po znajomości

Ilość obowiązków, wysokość wypłaty, roszczeniowość klientów - no daleko od pracy idealnej

Muszę znaleźć lepszych znajomych  😂
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
02 grudnia 2016 18:54
No cóż, ja też z "grona urzedniczego" 😉 i potwierdzam że wcale nie jest tak kolorowo 🙂 2 testy na wejściu  (pierwszy etap pisemny, drugi ustny, oba oparte o znajomosc kilku ustaw) do tego pierwsza umowa na pół roku, z obowiązkiem odbycia służby przygotowawczej, zakończonej egzaminem z KPA i egzaminem ustnym z całości służby, czyli jeszcze więcej ustaw (oprócz tych, na których pracuje na co dzien). 🙂 dopiero zdanie służby przygotowawczej otwierało mi drogę do nawiązania dalszej współpracy.  I to był najcięższy egzamin, jaki zdawałam w życiu🙂
Dziewczyny ja pisze o małych miejscowościach. W dużych pewnie inaczej to wygląda. U nas nie trzeba być wprowadzonym w tajniki. Wystarczy przeczytać nazwiska. Już te się powtarzają. A jak ktoś jest tutejszy to wie kto z kim jest po rodzinie.
I najgorsze, że mam wrażenie, że cofnęłam się o dekadę. Idę do urzędu coś załatwić a pani nie ma bo a) wyszła na zakupy b) jest u fryzjera.
Do tego są nieprzyjemni, trzeba znać swoje prawa i przyciskać. Zupełnie inne wrażenia niż w urzędzie w dużym mieście, gdzie ludzie nie traktują petenta "per noga".

Aaaa i jeszcze wódka w szklankach. Takie rzeczy też tylko w urzędach na wiochach.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
02 grudnia 2016 20:04
bera7, to chyba zależy od osoby a nie miejscowości 😉 akurat siedzę z panią, która potrafi zjechać kogoś z dużej firmy, która chce zainwestować kupę kasy w mieście  😂

martva , na szczęście byłam zwolniona ze służby przygotowawczej, ale egzamin zdawałam i rzeczywiście to był jeden z trudniejszych egzaminów
Scottie   Cicha obserwatorka
02 grudnia 2016 20:41
Ja też z "grona urzędniczego", z większego i mniejszego miasta i mogę tylko się zgodzić z berą 🙂

Z tymi urzędami to bym się tak nie spieszyła, bo pracę po 10 minutach rozmowy to można dostać na zlecenie co najwyżej.


Hmn... znam taką osobę, która wystartowała w rekrutacji, ale nawet nie pojawiła się na teście ani rozmowie kwalifikacyjnej i dostała pracę na stanowisku urzędniczym- od razu na czas nieokreślony. Więc chyba wszystko zależy od tego, kogo się zna i czy się będzie z tą osobą współpracowało później.

U mnie w wydziale też z 30% osób jest zatrudnionych po znajomości, ale raczej z polecenia. Z tym, że to my (pracownicy) polecamy przełożonemu i są to faktycznie osoby godne uwagi, bo nie chcemy za nikogo odwalać roboty. No i może jest łatwiej, bo nie mamy stanowisk urzędniczych. Na niektórych to nawet oficjalnej rekrutacji nie było 😉
Dziewczyny ja pisze o małych miejscowościach. W dużych pewnie inaczej to wygląda. U nas nie trzeba być wprowadzonym w tajniki. Wystarczy przeczytać nazwiska. Już te się powtarzają. A jak ktoś jest tutejszy to wie kto z kim jest po rodzinie.
I najgorsze, że mam wrażenie, że cofnęłam się o dekadę. Idę do urzędu coś załatwić a pani nie ma bo a) wyszła na zakupy b) jest u fryzjera.
Do tego są nieprzyjemni, trzeba znać swoje prawa i przyciskać. Zupełnie inne wrażenia niż w urzędzie w dużym mieście, gdzie ludzie nie traktują petenta "per noga".

Aaaa i jeszcze wódka w szklankach. Takie rzeczy też tylko w urzędach na wiochach.


A jak przyjmują do pracy to składa się przysięgę ... kończącą się "tak mi dopomóż bóg". Serio, widziałam tekst i to jeszcze przed wyborami ...
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
02 grudnia 2016 23:09
Ten tekst jest dobrowolny i akurat tej części nie trzeba mówić  😉 u mnie przynajmniej tak było
Na wiochach to chyba nie tylko urzędy mają "swoje prawa" np. jedyny większy zakład zatrudniający 5 okolicznych wsi zazwyczaj ma "monopol" na pracowników przy niespecjalnie dużych inwestycjach w atrakcyjność ofert pracy. Ludzie pracują 20-30 lat w takim miejscu, nie marudzą i zwolnień/odejść generalnie nie ma - natomiast w podobnej firmie, ale umiejscowionej w większej aglomeracji miejskiej, rotacja pracowników potrafi być ogromna, jeśli pracodawca nie przyłoży się do dbania o pracowników (a nawet jeśli się przyłoży, to i tak rotacja będzie, bo konkurencji jest dużo). Do wsi przecież zawsze "nowinki" i zmiany społeczne przychodzą później.

Ale ludzie też mają wyobrażenia z kosmosu. Niektórym to się wydaje, że wszystkie "panie z biura" (jakiegokolwiek.... w urzędzie, w agencji rekrutacyjnej, w administracji...) to tylko kawę piją i na pewno absolutnie wszystkie pracę dostały po znajomości. A co tam...
Sankaritarina, pochodzę z większego miasta, pod stolycą. Mama ostatnie 15 lat w budżetówce, tata koło 20 lat i wcześniej kiedyś  jeszcze w PRL. Moja mama była kadrową, odpowiedzialną za rekrutację m.in. Raczej unikała zatrudniania znajomych jakichkolwiek, bo jak ktoś się nie sprawdził to był kwas. Raczej wszystkich obowiązywały takie same zasady. Choć wiadomo czasem przełożony bardzo naciskał by ktoś z jego protegowanych przeszedł. Ale ten protegowany też musiał przejść przez sito.
U ojca tak samo. Nawet jeśli ktoś był zatrudniony przez znajomość to z polecenia osoby a nie samej sympatii.

Zresztą gdyby nie obejmowano stanowisk na zasadzie kolesiostwa, to nie byłoby rotacji po każdych wyborach 😉 U nas akurat wójt już kolejną kadencję leci, więc tego tak nie widać. Ale w powiecie... ohoho
bera7, Czyli wychodzi na to, że część opowieści jak to pracę się po znajomości dostaje, to nic, tylko "urban legends"...

Skoro jesteśmy w temacie znajomych... to się spytam: Facebook - macie znajomych z pracy, podwładnych czy szefa - na facebooku? Przyjmujecie takie zaproszenia - odrzucacie? a od klientów?
Domyślam się, że to "wszystko zależy" (od branży, od relacji, od stanowiska etc), ale ciekawi mnie czy zaczyna występować jakaś tendencja... Jako instruktorka, miałam "pińćset" zaproszeń od dzieciaków, rodziców tych dzieciaków etc, ale przyjmowałam tylko tych, z którymi faktycznie zbudowałam jakąś tam koleżeńską relację (a nie - poprowadziłam jazdę raz). Później, pracując w biurze, zaczęłam mieć opory przed przyjmowaniem jakichkolwiek zaproszeń od klientów, pracowników czy kogokolwiek "pracowego", ale widzę, że ludziom to jakoś nie przeszkadza. A u was jak?
Gillian   four letter word
17 grudnia 2016 09:12
Miałam szefową w znajomych zanim nią została. Głupio było wywalić, wiec ograniczam jej widoczność postów. Zwłaszcza jak jadę na zawody podczas L4 😉
Sankaritarina, wg mnie to zależy na ile uzewnętrzniasz się na fb.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 grudnia 2016 14:51
Można wybranym znajomym ograniczyć widoczność postów.
Szefowej nie miałam i nie zapraszałam, człowiek nie mojego pokroju i trudna w komunikacji. Wolałam nie ryzykować. Koleżanka zaś ma klientów i niestety, ale zabiera pracę do domu. Wciąż coś zamawiają przez wiadomości.
Aaa, ograniczenie widoczności postów to swoją drogą. Zastanawia mnie tylko czy zaistniała jakaś tendencja... Parę lat temu mało kto miał tego Facebooka - zwłaszcza "starsze" szefostwo. Dzisiaj - facebooka ma chyba każdy (a przynajmniej większość) i ludzie się zapraszają "na potęgę" - bo kogoś kojarzą, bo powiedzieli komuś "cześć", bo kogoś "wypada" mieć w znajomych.... Dzisiejszy 15-latek wlepiający na tablicę pińcset zdjęć z, nie wiem, wędkowania, za 15 lat może być czyimś szefem.
W ogóle uważam, że dzielenie się przez Facebooka prywatnym życiem i szczegółowymi danymi, to przesada ( i to gruba w wykonaniu niektórych), także każdy powinien mieć choć cień świadomości, że w Internecie nic nie ginie - ale tak sobie rozważam... Czy takie "znajomkowanie" z szefostwem - czy szefa z podwładnymi - nie jest trochę "zatarciem" granic, które powinny w pracy być? Czy może wchodzimy w model "przyjacielskie korpo" gdzie wszyscy są na "Ty" a relacje wyglądają przyjacielsko. Tak sobie filozofuję przy sobocie. Pewnie jak wszystko - zależy...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się