Dzieci, ciąże & pogaduchy o wszystkim i o niczym

Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 grudnia 2016 09:28
Spróbuję opisać wszystko od początku. Przyjechaliśmy na ostry dyżur w sobotę wieczorem. Mała obudziła się dziwnie oddychając. Nie miała duszności, ale charczała. Baliśmy się czekać, więc pojechaliśmy. Z miejsca dostaliśmy skierowanie na oddział, dosłownie w tym samym czasie, razem z nami inna dwójka dzieci również dostała się na oddział (również z zapaleniem krtani).
Pierwsza przykra sytuacja spotkała nas podczas zakładania wenflonu. Pielęgniarka nie mogła sobie z tym poradzić, trwało to bardzo długo i nie muszę opisywać jak zniosło to dziecko. W dodatku wygoniła z zabiegowego mojego męża, twierdząc że nie potrzebne jest tam tyle osób. Prosiłam aby wenflon założyć trochę wyżej, niż dłoń, ale nie wzięto tego pod uwagę. Oczywiście Hania wenflon wyrwała w ułamku sekundy. Drugiego nie pozwoliłam jej założyć. I dobrze się stało, bo żadne zastrzyki nie były jej potrzebne. Zameldowano nas w pokoju z dzieckiem z zapaleniem krtani, oskrzeli, płuc, uszu i cholera wie czym jeszcze, była też z nami dziewczynka z zapaleniem płuc i chłopiec z zapaleniem ucha. Pielęgniarka przyniosła nebbub (wtedy nie miałam pojęcia co to) próbowała ze mną zainhalować Hanię. Po chwili stwierdziła, że to bez sensu, bo mała obudzi tylko inne dzieci. Skoro pielęgniarka tak lekceważąco podeszła do inhalacji, to byłam pewna, że nie są one szczególnie istotne i w dalszych dniach też nie męczyłam nimi dziecka, która cały czas protestowało. Dopiero kiedy udało mi się odpalić internet, to dowiedziałam się, że to najważniejsze i w Hani przypadku jedyne leczenie. W niedzielę wieczorem pielęgniarka przyniosła nebbud, Hania już spała więc kazano mi ją koniecznie obudzić, bo inhalacja na śpiocha nie ma sensu. Nie mogłam doczekać się na pomoc pielęgniarek, a wiedziałam, że sama małej nie zainhaluję. Pomogły mi dwie mamy z pokoju. Możecie się domyślać jakich spazmów dostała Hania, kiedy we trzy trzymałyśmy ją siłą i robiłyśmy coś wbrew jej woli. Wtedy wparowała pielęgniarka i zaczęła upierać się przy podaniu adrenaliny. Po inhalacji poszłyśmy do zabiegowego. Dziecko było już spokojne, oddychało normalnie. Lekarka nie bardzo chciała podawać adrenalinę ale pielęgniarka nalegała, bo twierdziła, że po takiej histerii dziecko na pewno zacznie się w nocy dusić. Głupia matka, oczywiście nie postawiłam twardo na swoim i pozwoliłam podać małej to świństwo. W poniedziałek lekarz prowadząca (swoją drogą widziała dziecko pierwszy i ostatni raz właśnie w poniedziałek) widząc w karcie adrenalinę nie chciała nas wypuścić, więc wyszłyśmy na własne żądanie. Prosiłam o receptę na nebbud, ale wprost powiedziała, że skoro wychodzimy wbrew jej zaleceń, to ona umywa ręce i nie wystawi nam recepty. Umówiłyśmy się na wizytę u naszej pediatry, która przyznała, że dobrze się stało, że małą zabrałam ze szpitala. Do domu dostałyśmy nebbud, diphergan i dwie tabletki encortonu. Dzisiaj mała zaczyna mieć już mokry kaszel, a to dobry znak. Po południu mam się jeszcze kontaktować z naszą lekarką.

Z innych ciekawostek na temat Nowodworskiego Centrum Medycznego, to:
- na wypisie mamy same głupoty.
- Po przyjęciu w nocy  przyszła pielęgniarka i kazała budzić dziecko, żeby podać jej czopek, a mała miała niewiele ponad 37 stopni i smacznie spała. Na moje pytanie po co, odparła że lepiej dać teraz, niż czekać aż dziecko obudzi się z temp. 39 stopni.
- wczoraj tłumaczyłam lekarce, że boję się innych chorób, a ona odpowiedziała, że przecież moja córka też ma wirusówkę, więc sama też może zarazić inne dzieci. Ręce mi opadły, bo z takimi argumentami ciężko dyskutować.
- nie wszyscy, ale ogromna ilość personelu, to ludzie, którzy pracują tam jak za karę. Są mega niesympatyczni, podnoszą głos na pacjentów, są zwyczajnie chamscy, totalnie niepomocni. Przegięła salowa, której nie podobało się, że idę do toalety, kiedy ona zmywa korytarz i zaczęła kur...wić pod nosem. Usłyszała co myślę i się zamknęła, ale generalnie co chwila były z nią jakieś sensacje.
- przez całą sobotę nie pozwalano nam wychodzić z pokoju, bo wietrzyli korytarz. Nakrzyczano na mnie, że wychodzę z chorym dzieckiem. W pokoju było niemiłosiernie duszno, a bałyśmy się wietrzyć, kiedy leżały tam dzieciaki z zapaleniem płuc. Wieczorem inna pielęgniarka wchodząc do pokoju zaczęła mieć do nas pretensje, że w pokoju jest duszno. Tłumaczyłyśmy, że cały dzień nie pozwolono nam wyjść, żeby wywietrzyć pokój. Niewiele tłumaczenia pomogły, nie uwierzyła.
Sytuacji takich było sporo, ale ciężko mi wszystko opisać.

Plusem byli stażyści, którzy pojawili się wczoraj. Fajni, młodzi ludzie, którym jeszcze się chce. Reszta to dno totalne. Jeżeli idziesz do szpitala, to musisz mieć wiedzę większą od medyków, bo inaczej narobią więcej szkody, niż pożytku. NIGDY nie chcę musieć wracać do tego szpitala, wolę jechać na drugi koniec Polski.

Przy okazji od naszej pediatry dowiedziałam się, że w tej chwili po wielu nagłośnionych sytuacjach w mediach, kiedy człowiek nie przyjęty na oddział zmarł niedługo po tym, lekarze przyjmują praktycznie każdego, aby się chronić.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
13 grudnia 2016 09:41
Boże, Kurczak, co za koszmar!!! Zamknąć x chorych dzieci w jednym pokoju, po czym kazać im oddychać czystym CO2, i to przy chorobach układu oddechowego  🤔wirek: Pielęgniarka rządąca lekarką. No i wszechobecna pogarda dla drugiego człowieka. Jezu, normalnie Polska w pigułce 🙁 Cieszę się, że już uciekliście z tego okropnego miejsca.

Swoją drogą, raz spędziłam dwa dni w Polskim szpitalu, a później kilka w austriackim i niemieckim, i różnica jest jak dzień do nocy. I w ogóle nie chodzi mi tu o kwestie wyposażenia, wygody czy jedzenia, ale o zwykłą ludzką życzliwość i profesjonalne podejście. Np. młody niemiecki lekarz, który mnie pyta (oczywiście, że po angielsku, jeśli poprosiłam), czy może teraz zbadać mój brzuch, i bardzo przeprasza, bo ma zimne ręce vs. chamskie traktowanie na kaliskiej chirurgii, gdzie czułam się jak worek kartofli 🙁
Lotnaa, w Niemczech i Szwajcarii to jest standard. Spedzilam tam mnostwo czasu na praktykach wakacyjnych, obecnie robie staz, i nie wyobrazam sobie postapic inaczej. Na kazde badanie, nawet osluchanie serca, trzeba miec zgode pacjenta. I nawet nie chodzi o sama zgode, bo nie spotkalam sie z odmowa, ale o to, zeby pacjent wiedzial co i dlaczego robimy. Zeby wszystko przebiegalo spokojnie, a nie wygladalo jak manipulowanie przy wspomnianym worku kartofli, ktory tylko lezy i poddaje sie temu co z nim wyprawiaja.

Kurczak, to o czym mowisz to jakies totalne nieporozumienie. Prawde powiedziawszy poza zajeciami klinicznymi mialam bardzo maly wglad w polska sluzbe zdrowia, bo na wszystkie praktyki jezdzilam za granice... i chyba dobrze sie stalo, bo rozpoczynanie pracy w takich warunkach i majac taki przyklad od personelu... wspolczuje ogromnie.

Przepraszam, nie mam polskich znakow.

EDIT:

Pandurska, optymalnie byloby nie przyjmowac zadnych lekow - wszystkie maja jakies dzialania niepozadane. W przypadku zapalenia krtanii zwykle ma ono etiologie wirusowa, stad stosowanie antybiotykow byloby nieuzasadnione. Sterydy pozwalaja na dosc szybkie uporanie sie z objawami i zapobiegaja pogorszeniu sie stanu dziecka. W najgorszych przypadkach moze dojsc do niewydolnosci oddechowej i koniecznosci intubacji. Mialam nieszczescie widziec kiedys takie dziecko na sorze i naprawde chyba warto przyjac te sterydy zeby wlasnego dziecka w takim stanie nie ogladac. Co do adrenaliny to rzeczywiscie jesli bylo to zapalenie o lekkim przebiegu to nie widze powodu by ja podawac.
Kurczak, matko, straszne 🙁 Jeszcze Hania taki wrażliwiec, musiała się nacierpieć...

Może dobrze trafiłam, ale mnie w szpitalach na Karowej i na Solcu traktowano właśnie tak, jak opisujecie w kontekście zachodnim. Czułam się aż dziwnie, co oczywiście nie świadczy dobrze o szpitalach, w których bywałam poprzednio. Największa masakra - szpital bródnowski, brr.
Kurczak - ucałuj Bidulkę! straszne doświadczenie 😕
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 grudnia 2016 11:54
Dziękuję :kwiatek:

vanille, miałaś szczęście, że nie musiałaś przebywać w polskich szpitalach, bo jeżeli młodych lekarzy uczą ludzie, którzy pacjentów szczerze nie lubią, to zaszczepiają tą niechęć w młodych. Oczywiście nie twierdzę, że tak jest wszędzie, ale nie powinno być nigdzie.
Dzionka, to tak jak ja zawsze będę wychwalać Żelazną (wiem, że Ty masz do nich żal). Wspaniała, troskliwa opieka.

O! Jeszcze jeden plus zauważyłam. O dziwo jedzenie było całkiem w porządku i było go naprawdę dużo.
Za to zostałam jeszcze bardzo niemiło upomniana, że stojak na kroplówki to nie wieszak na ręczniki (nikt z tego stojaka nie korzystał), że torba nie może stać na parapecie, że dziecko nie może rysować na podłodze, bo to NIEBEZPIECZNE i jak chce rysować, to TYLKO przy stoliku. Inna kobieta została potwornie chamsko potraktowana za to, że ładowarka od jej telefonu była w gniazdku, a pielęgniarka chciała podłączyć tam inhalator.
Kurczak, to typowa nieuprzejmość i czepialstwo. Jeśli nawet pielęgniarka potrzebowała tego stojaka czy gniazdka to wszystko da się powiedzieć tak, żeby druga osoba nie poczuła się niezręcznie. Nie trzeba od razu atakować. Różnica chyba jest taka, że u nas w kraju jeszcze w wielu miejscach panuje jakiś prlowski mit, że personel medyczny to panowie i władcy, a pacjenci są niemal intruzami na oddziale. Sama jeszcze jako student bywałam świadkiem sytuacji, w których lekarze zachowywali się arogancko wobec pacjentów - pamiętam zwłaszcza super kardiologa dziecięcego, naprawdę specjalistę na światowym poziomie, ale to, jak traktował rodziców dzieci wołało o pomstę do nieba. My stojąc z boku i obserwując co się dzieje niejednokrotnie czuliśmy się głupio i było nam zwyczajnie wstyd. Rodzice z pokorą znosili muchy w nosie pana doktora, bo zależało im, by to właśnie on zajął się ich dzieckiem (do dzieci zwracał się bardzo dobrze). Na szczęście takich przypadków nie widziałam wiele. Jedni mieli więcej serca do ludzi i do pracy, inni mniej, ale chamstwo na szczęście rzadko się zdarzało.

Na zachodzie pacjenta traktuje się bardziej jak klienta. Dzięki niemu szpital zarabia pieniądze. Długo pracowałam jako kelnerka i mój kontakt werbalny z pacjentami w żaden sposób nie różni się od kontaktu z gośćmi restauracyjnymi. W obu przypadkach trzeba się starać, by 'klient' czuł się dobrze zaopiekowany, by czuł się komfortowo, bezpiecznie. W sytuacji szpitalnej jest to o tyle ważne, że ludzie zwyczajnie martwią się o swoje zdrowie i nie wyobrażam sobie kogoś, kto jest na życiowym zakręcie, dodatkowo niemiło traktować. Bardzo mądry i starszy już internista z mojej uczelni powiedział nam kiedyś, że zawsze kiedy będziemy zmęczeni, zdemotywowani, zniechęceni, powinniśmy spojrzeć na pacjentkę/pacjenta jak na własną matkę/ojca. I potraktować ich tak, jakbyśmy się obeszli z własnymi rodzicami. Staram się tego trzymać.

EDIT: Wydaje mi się, że po części takie zachowanie personelu może być uwarunkowane niskimi zarobkami. Lekarze są przemęczeni (te zawrotne dochody, które krążą wśród opinii publicznej to w większości przypadków mit), niedofinansowani, muszą sobie niejednokrotnie radzić ze skutkami niedofinansowania oddziału. Pielęgniarki też zarabiają śmieszne pieniądze biorąc pod uwagę, ile rzeczy muszą robić (w Niemczech na przykład pielęgniarki wykonują tylko czynności pielęgnacyjne, nie pobierają nawet krwi). Nie ma się co dziwić, że np. położna w Szwajcarii przyjdzie do pracy z uśmiechem na ustach i będzie tak miła, że momentami aż może zemdlić, skoro dostaje za to koło 6,5 tysiąca franków miesięcznie. Niestety aspekt finansowy wpływa w dużej mierze na nasze podejście do pracy. A w służbie zdrowia łatwo zobaczyć to niezadowolenie, bo to praca non stop z ludźmi.

I tak mi się jeszcze nasunęło, że w Polsce podczas zajęć klinicznych często gdy zbierałam wywiad/badałam pacjenta, padały pytania odnośnie choroby, badań, diagnozy, rokowania. Pacjenci zwyczajnie byli niedoinformowani, prawdopodobnie rozmowa z lekarzem przebiegała w taki sposób, że nie rozumieli wszystkiego co im zostało powiedziane. Było to czasem bardzo niezręczne, bo jako student nie ma się wystarczającej wiedzy a przede wszystkim prawa do informowania o niektórych rzeczach. A z jakiegoś powodu pacjenci woleli zapytać nas, niż lekarza. Wielokrotnie odnosiłam wrażenie, że byli wobec nas bardziej śmiali, nie bali się i nie wstydzili się pytać. Na 'zachodzie' nigdy mi się to nie zdarzyło.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
13 grudnia 2016 19:35
vanille, ależ oczywiście, że można uprzejmie, tylko trzeba chcieć, a z chęciami jest w tym szpitalu problem. W dodatku oddział pediatryczny jest tak specyficznym oddziałem, że wydawałoby się, że pracują tam tylko ludzie z powołaniem, ale okazuje się, że nie.
Co do zarobków i stosunku personelu do pacjentów, to kiedyś w innym wątku toczyła się dyskusja na ten temat. Rozumiem, że zarobki są niskie, że personel przemęczony, ale w ŻADEN sposób nie usprawiedliwia to takiego zachowanie, a jeżeli jednej i drugiej kwoce tak bardzo źle jest w pracy, że całą swoją frustrację wylewają na pacjentów, to nikt ich na siłę w zawodzie nie trzyma. I celowo piszę o nich obraźliwie, bo skoro one nie szanują mnie, to nie rozumiem z jakiej racji ja miałabym szanować je.
I masz rację, że w takich miejscach chętniej pyta się o cokolwiek studentów. Pisałam, że w poniedziałek pojawili się stażyści i ja też wolałam rozmawiać z nimi, bo byli mili, życzliwi i nie traktowali mnie jak intruza. Za to, kiedy leżałam po porodzie na Żelaznej, to nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby rozmawiać ze studentami, bo nie czułam takiej potrzeby z KAŻDYM problemem mogłam zwrócić się do personelu i nieważne czy była to salowa, czy ordynator.
Kurczak, racja, nic takiego zachowania nie usprawiedliwia. Warunki pracy w różnych sektorach, w tym w służbie zdrowia, nie są żadną tajemnicą. Jeśli komuś nie odpowiadają to powinien zmienić pracę albo wyemigrować, każdy jest kowalem własnego losu.
Mam nadzieję, że córa szybko dojdzie do siebie i że było to wasze ostatnie tak niemiłe zderzenie ze szpitalną rzeczywistością (a najlepiej w ogóle ostatni kontakt ze szpitalem 🙂 )
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
13 grudnia 2016 21:06
Kurczak ściskam was mocno. Dokładnie z podobnym podejściem personelu spotkałam się kiedy Mili miała 7miesięcy i byłyśmy w szpitalu bo miała ZUM, ostre odmiedniczkowe zapalenie nerek. Przeżyłyśmy koszmar który zdecydowanie był straszniejszy przez to co się działo w tym szpitalu. Esej mogłabym tu napisać. Wśród masy totalnie szokujących historii najbardziej chyba dobijał mnie fakt braku poszanowania dziecięcego snu (na czele z wpadającym z impetem personelem akurat wtedy kiedy dziecko po długim, męczącym usypianiu zasnęło).
Ale tak jak mówie esej mogłabym napisać. Szkoda nerwów i czasu .)
dea   primum non nocere
13 grudnia 2016 21:47
ufff naprawdę miałyśmy szczęście z naszym szpitalem. Gdyby było tak jak u was, to bym na pewno tydzień nie wytrzymała. Nam tylko głowę zmyli za rozłożone moje łóżko w dzień i bawiące się na nim dziecko - złożyłam, po obchodzie znów rozłożyłam i tyle 😉 Z perspektywy kolejnych dwóch zapaleń krtani, mała dostała lekow z 10 razy za dużo. Po pierwszej nocy zero objawów miała - brat lekarz mowił i kolejne infekcje potwierdziły, że jak się raz do końca wygasi, to nie wraca ta duszność, nie trzeba było trzymać tydzień na dożylnych sterydach zdrowego dziecka... no ale niestety się trzeba ten pierwszy raz nauczyć.

Pandurska - lepiej szybciej wejść ze sterydem wziewnym, który działa miejscowo, niż dopuścić do stanu konieczności podania ogólnego, który ma dużo szersze efekty uboczne. Raz próbowałam przetrzymać bez sterydu, ale zobaczyłam, że się tylko nakręca i się męczy dzieciak - dałam minimalną dawkę, wspomagając wietrzeniem i inhalacjami z soli i ładnie wygasiło. Tylko dodatkową dobę głośniej oddychała. Na przyszłość podam od razu... Mam nadziejě, że Ci się ta wiedza nie przyda :kwiatek: Z tego co z ludźmi gadam, to osobnicze - albo się reaguje dusznościami na wirusowe katarki w dzieciństwie, albo nie.
Kurczak, Czytam z wypiekami na twarzy. :przytul:
Pomijając, że bardzo wam współczuję, to zaszokował mnie ten fragment:

Dopiero kiedy udało mi się odpalić internet, to dowiedziałam się, że to najważniejsze i w Hani przypadku jedyne leczenie. W niedzielę wieczorem pielęgniarka przyniosła nebbud, Hania już spała więc kazano mi ją koniecznie obudzić, bo inhalacja na śpiocha nie ma sensu.

WTF? Dlaczego inhalacja na śpiocha nie ma sensu? Śpiąc oddychamy wolniej, ale przy tym głębiej. Na mój chłopski rozum.
Więc do inhalacji idealnie.
Dlaczego nie na śpiocha?  🤔
Gabik był poważnie chory dwa razy w życiu i większość inhalacji robiliśmy na śpiocha. Zdrowiał migiem.

Sama żałuję, że jak trafiliśmy z dusznością i zapaleniem oskrzeli, z niespełna dwuletnim Gabrysiem na SOR i do szpitala w Wejherowie, zgodziłam się na zupełnie niepotrzebny wenflon i zupełnie niepotrzebne cewnikowanie.
Cała obsługa była w sposób niewymuszony miła. Z sercem. Lekarka doradziła nam po dobie wypisanie się na własne życzenie, żeby nie ryzykować zarażeniem czymś gorszym.
Oficjalnie nie mogła nas wydać do domu, bo papierki dupochronne. 😉 Chwała jej za to!
Czasy mamy straszne.
Lepiej mieć znajomości w opiece medycznej, albo dobrze trafiać, tak jak ja, przypadkiem, całe życie do tej pory. (Z małym wyjątkiem: Położne w szpitalu Bielańskim. 😁 )

vanille, Dziękuję, że jesteś. :kwiatek:
I tu, w tym wątku i ogólnie, na tym świecie. 😍
Dziewczyny wiem , że napewno ten temat był już poruszany ale czy szczepiłyście wasze dzieci w pierwszej dobie ? Zastanawiam się mocno nad tym , żeby te szczepienie przełożyć do 2msc . Jakie są wasze opinie?
Julie, jej, nie wiem za co te słowa ale jest mi niezmiernie miło :kwiatek:
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
14 grudnia 2016 07:40
leosky, no właśnie to lekceważenie tego jaki sen jest ważny, to koszmar.
dea, przeraża mnie, to że idąc do szpitala sami musimy mieć wiedzę medyczną, bo tak jak piszesz bez tego nafaszerują nam dziecko czym popadnie na zapas. 🙁 Ja nie mogę sobie darować tej adrenaliny.
Julie, nie mam zielonego pojęcia dlaczego, przecież dziecko oddycha czy śpi, czy nie, a ten babsztyl stwierdził, że lepiej jeśli się wydziera, niż jeśli śpi. Minęło kilka dni, ale jestem mądrzejsza i teraz nie pozwoliłabym budzić, tylko wiesz jak to jest jak rodzic jest zszokowany, chce pomóc dziecku i pomimo wszystko chce ufać, że personel wie co robi 🙁
Misiu, jest wątek o szczepieniach. Może tam zadaj pytanie? Tutaj zaraz zrobi się zamieszanie, jak zawsze gdy poruszany jest ten temat 😉

Za to Hania dzisiaj czuje się dużo lepiej. W nocy miała spory kaszel, ale mokry, więc cieszymy się, bo to znaczy, że zdrowieje. Czwartek/piątek mamy pojawić się na kontroli.

edit. Dziewczyny, których dzieci dostawały nebbud - ile czasu go podawałyście?
Minęło kilka dni, ale jestem mądrzejsza i teraz nie pozwoliłabym budzić, tylko wiesz jak to jest jak rodzic jest zszokowany, chce pomóc dziecku i pomimo wszystko chce ufać, że personel wie co robi 🙁
Wiem... Też bym na kilka rzeczy nie pozwoliła na porodówce i przy tym zapaleniu oskrzeli, gdybym mogła cofnąć czas.
Nebbud nie pamiętam ile dokładnie czasu podawaliśmy, ale nie więcej niż kilka dni, do ustąpienia objawów. Z trzech razy na dobę zeszliśmy do dwóch i do jednego.
Kurczak , Oki 🙂
my_karen   Connemara SeaHorse
14 grudnia 2016 09:05
Kurczak, my teraz mamy zapalenie oskrzeli i nebbud, przez pierwsze 3dni lekarka kazała 3x dziennie, następne 3 juz 2x dziennie, wczoraj po kontroli zeszliśmy na raz dziennie, do piątku.  Czyli prawie 2 tygodnie wychodzi.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
14 grudnia 2016 09:06
kurczak,Juliejak mili byla mlodsza zawsze inhalowaliśmy na spaniu.Wtedy nie chciała się dawać inhalować wiec berodual i nebbud na spaniu fajnie wchodzily do końca
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
14 grudnia 2016 09:25
Kurcze, właśnie potwierdzacie to co wyczytałam, że steryd powinno się odstawiać stopniowo, a ja mam podawać cały czas te dwie dawki. Nic nam lekarz nie mówiła, żeby zmniejszać. Hania tak naprawdę zaczęła dostawać go w niedzielę wieczorem i od tamtej pory sumiennie wącha chmurki dwa razy dziennie plus za radą dea, w ciągu dnia robię jej jeszcze dwa razy krótkie inhalacje z soli fizjologicznej.
vanille DZieki za madra odpowiedz  :kwiatek: Mi chodzi tylko o to, ze system traktuje wszystkich tasmowo i  malo powaznie podchodzi to problemu skutkow ubocznych. I jeszcze odnosnie dyskusji o postepowaniu z pacjentem, to cudownie, ze masz takie podejscie i uczysz sie od "normalnych" obchodzenia z drugim, chorym czlowiekiem.  :kwiatek: Mowilas, ze nie zdarzylo ci sie spotkac zagranica niekulturalny personel, a mi przy okoloporodowych przejsciach owszem. Byly to wyjatki, ale np. okropnie wspominam jedna lekarke z patologii ciazy w klinice Kassel, a juz korone powinna dostac pani pielegniarke z neonatologii, ktora rzucala k..ami pod nosem, bo maluchy za przeproszeniem nie sraly i nie byly glodne o wyznaczonej godzinie  🙄 Mowimy tutaj m.in. o skrajnych wczesniakach, wiec ten teges :/

dea Dziekuje za wiadomosci  :kwiatek: Takze mam nadzieje, ze mi sie nie przydadza. Nie mialam pojecia, ze takie sprawy to kwestia osobnicza. Nawt nie wiem, co to znaczy "glosniej oddychac" mimo doswiadczenia z zapaleniem oskrzeli. Chyba mamy szczescie, albo mielismy wtedy.

Kurczak Ach, wiesz ile rzeczy nie dalabym/dalabym zrobic Paulinie, gdybym miala jakies wieksze doswiadczenie w byciu mama 🙄 Przed oczami mam nasza druga wizyte w szpitalu po 3 tygodniach w domu, kiedy P. przestala cokolwiek jesc. Przyjeli nas na oddzial, oczywiscie zalozyli wenflon i nie pozwalali spac ze mna, tylko w mydelniczce. Przez jakies 3 dni nie zrobili zadnych konkretnych badan, tylko krzywo patrzyli na moje odciaganie mleka. Wypisalismy sie na zadanie. W zyciu nie poszlabym drugi raz do szpitala! Az mam lzy w oczach, jak mysle o tym malym misiaku klutym ponownie w rozne miejsca  😕
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
14 grudnia 2016 10:21
No ja mam właściwie same pozytywne odczucia po moich wojażach szpitalnych w Niemczech. Ale tez raz mi chcieli dac ibu mimo ze jestem uczulona i powiadamiałam o tym. A przy porodzie pielęgniarki z oddziału i te na neo nie miałam ochoty za bardzo pomagać przy karmieniu... doradczyni była ale od 8-12. Sorry co mi z tego jak miałam dziecko na neo i tam potezebowalam opieki laktacyjnej i tez w innych godzinach niz jej dyżury.

Kurczak jestem zszokowana na maksa jak wyglądał wasz pobyt w szpitalu. Zdrówka dla Hani!
Kurczak zdrowia dla Hanusi. Normalnie aż mnie zmroziło jak przeczytałam o tej "super" pielęgniarce i całym tym "super" szpitalu :/ No masakra jakaś. Na Twoim miejscu napisałabym skargę.
I to ma być oddział dziecięcy? Brak słów.

A u nas zaczęły się kolki. A myśłałam, że jak już prawie 8 tygodni ma to nas to nie dopadnie 😉 Za to wczoraj miałyśmy sesję zdjęciową mikołajkową. Aż muszę się wam pochwalić jaki talent ma nasza forumowa koleżanka, Bee.  😍


leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
14 grudnia 2016 12:56
Kurczak, Pandurska, Julie pomyślcie że Milena miała 7miesięcy, byłyśmy chyba 8 czy 10dni w szpitalu a wenflon miała w 6miejscach 🙁 miałam sie nie rozpisywac o tym co przeżyłyśmy ale skoro opowiadacie o swoich doświadczeniach to w skrucie napiszę:
- lekarka główna lecząca Mili "oburczana", przemądrzała, niemiła, wyśmiewająca rodzica (imo że się nie wypowiadałam w kwestiach medycznych bo wiem jakie mają lekarze podejście do rodzica "wiedzącego"😉, natomiast wiele jej twierdzeń sprawiało że mi szczęka opadała i nie próbowałam jej nawet wyprowadzać z błędu
- sytuacje typu kąpie Milenkę, okno lekko uchylone bo nie było jakoś zimno, nagle wpadają do pokoju - totalny mega przeciąg, ja proszę o zamknięcie drzwi a oni z gębą, że przesadzam że nic diecku nie będzie
- notorycznie coś szwankowało w wenflonach, tzn najprawdopodobniej robił sie skrzep i kroplówki nie skapywały przez szmat czasu, po kilkukrotnym proszeniu ktoś zazwyczaj raczył zerknąć i cytuję "o rzeczywiście zapchało się" na pełnym luzie powiedziane (tym czasem moje dziecko totalnie nienawidzące leżeć walczyło z kabelkami i usilnie próbowało wyrwać rureczkę, a ja przez te godziny walczyłam o to by nie wyrwała, nawet na siku nie mogłam wyjść i modliłam sie by wreszcie ta kroplówka zleciała) - kilka raz tak było
- dziecko z dreszczami, purpurowe, 100 procentowa gorączka - po moich prośbach temperatura zmierzona zepsutym termometrem, lub termometrem ktory odczytał temp. potu i podał 37, jednak uparłam się - zmierzyli innym - bach ponad 39! (gołym okiem było widać gorączkę) i tak kilka razy było
- po podaniu środka na gorączkę nawet przez kilka godzin nikt się nie zjawiał by choć zapytać czy jest ok
- włazili z impetem na wizyty, obchody, sprzątanie itd nieszcześliwie akura wtedy kiedy mi zasnęła i mieli to gdzieś, że dziecko śpi a ja 2h nosiłam je non stop na rękach, płaczące przed zaśnięciem (oczywiście musieli wykonać swoje obowiązki niezależnie od tego co kto robi akurat w pokoju, rozumię, ale można ciszej nieco, a nie z darciem japy, czaskaniem drzwiami itd)
- syf na sali - w zakamarkach brud totalny, na rolecie okiennej jakieś 30 rozgniecionych wielki much i setki plam po innych
- nie przestrzeganie zasad higieny przez stażystki pielęgniarki (zero mycia rąk po przejsciu z pokju do pokoju, a szalały rotawirusy akurat i pół oddziału wymiotowało i srało)
- już nie wspomnę o ekipie "sprzątającej" i o zachowaniu procedury zapobieganiu przenoszenia infekcji między pokojami (hitem była chora, zasmarkana pani sprzątająca, która po smarkaniu i włożeniu smarków do kieszeni zaczęła przestawiać butelki Mili
- torby na wierzchu trzymac nie pozwolili, natomiast kazali trzymać ją w szafce pod wanienką. W szafce tej była rura odprowadzająca wodę i śierdziało szambem dosłownie

itd itd itd
i tak późniejszej historii z umawianiem cystografii nic nie przebije ale to kolejna strona opisywania. Ostetecznie zrobiliśmy ją w innym szpitalu bezproblemowo.

uff to pomarudziłam .) zeszło ze mnie
traumę generalnnie mam po tym i na samą myśl wariuje

p.s. dopadł mnie katar a co z atym idzie jak na ścięcie czekam az Mili złapie 🙁 buaaaaaaaaaaaa

Usunęłam zdublowany post.
Kasija CUDO  😍 piękna pamiątka!
Gienia-Pigwa   Vice-Ambasador KAV w Dojczlandii, dawniej pigwa :P
14 grudnia 2016 14:03
Kasija.... rozpływam sie 😍

Loesky to jakas masakra...i my jestesm w Europie? Nieraz nie moge w to uwierzyć 🙁

Dziewczyny a jak wy spicie w szpitalach z dziećmi? Macie normalne łóżko?
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
14 grudnia 2016 17:37
ja płaciłam za łóżko w szpitalu.
Kurczak   Huculskie (nie)szczęście
14 grudnia 2016 19:13
Kasija, poczytałam trochę o tym szpitalu. Opinie ma gorzej niż złe i to nie tylko oddział pediatryczny, a wszystkie. Skargi na nic się zdają, ludzie już niejednokrotnie je pisali.
Cudny ten Twój Mikołajek 😀
leosky, koszmar i niestety niektóre punkty u nas też się pojawiły. Jak np. sprawdzanie temperatury u dzieci z gorączką dwa razy na dobę (mama mocno gorączkującego chłopca miała swój termometr i mierzyła na własną rękę), salowe właziły do pokoju o 6.30 rano i waliły metalowymi koszami nie zwracając uwagi na to, że my i przede wszystkim maluchy śpimy. Do jednego dziecka pielęgniarka przychodziła z lekami o północy i też niespecjalnie przejmowała się tym, że inne maluchy śpią. Przy umywalkach w pokojach był płyn do dezynfekcji, ale też nie widziałam ani razu, żeby któraś go używała.
Gienia-Pigwa, ja też dostałam "łóżko". Dokładnie taki rozkładany ciasny fotel, który był twardy jak decha. Nie dostałam żadnego prześcieradła, za to dano mi koc, którego nie położyłabym nawet na psim posłaniu. Swojej pościeli nie pozwolili mi mieć ale olałam to i spałam pod swoim kocem. Za takie niby łóżko musiałam zapłacić 25 zł. Trafiłam na cuuudowną współlokatorkę, która widząc, jak męczę się z Hanią na tym foteliku udostępniła nam swoje normalne łóżko (trafiła na sale pierwsza i dlatego się na nie załapała). Hania nie zaśnie sama, a nawet po uśpieniu jeśli się obudzi i zobaczy, że nie ma mnie blisko, to jest afera, w dodatku z łóżeczka szpitalnego wyszła by w ułamku sekundy, a są wysoko nad podłogą, więc wolałam położyć ją na tym fotelu, a sama zwisać do połowy na podłodze, niż ryzykować histerię i jej upadek. To normalne, szpitalne łóżko naprawdę ratowało moją psychę, bo gdybym jeszcze musiała spać jak troll, to wyszłabym chyba z depresją.
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
14 grudnia 2016 19:54
Kurczak też płaciłam jakieś 25-30zł za dobę za łóżko, ale takie zwykłe szpitalne. Miałyśmy tyle szczęście, że byłyśmy same w pokoju. Co do termometru ja też potem miałam swój i kontrolowałam sama.
jeszcze jedno mnie uderzylo - choć to norma. Mili nie jadła jeszcze kanapek, ale przez przypadek zostawili kolację raz - sucha kromka chleba, z boku mikroskopijna ilość margaryny i pół łyżeczki zielonej maszynką mielonki z puszki.
leosky, jesteś z małopolski, studiowałam w Krakowie, więc ciekawi mnie, czy to tamtejszy szpital pediatryczny na Prokocimiu przypadkiem? Co do jedzenia w szpitalach to pewnie widziałaś stronę na fb, gdzie są prezentowane posiłki z różnych polskich szpitali. Większość to tragedia, włączając w to tak newralgiczne oddziały jak właśnie pediatryczne czy patologii ciąży... to co opisałaś to obserwując wspomnianą stronę standardowy zestaw na śniadanie i kolację. Wstyd.

Pandurska, tacy ludzie zdarzają się wszędzie. Wydaje mi się jednak, że w Niemczech na przykład jest mniejsze przyzwolenie na takie traktowanie ludzi, generalnie ludzie są dla siebie przyjemniejsi w życiu codziennym (pytanie na ile to jest szczere, bo czasem mam wrażenie, że w środku się gotują, ale na zewnątrz nie dają po sobie poznać). Rzadziej spotyka się takie 'bezinteresowne chamstwo'.
I zgadzam się z Tobą, że podejście do pacjentów często bywa 'taśmowe'. Czasem ciężko tego uniknąć, mając na głowie wielu pacjentów. Przyjęto pewne standardy, które mają optymalizować i ujednolicać procedury dobre dla większości pacjentów, co nie znaczy, że dla wszystkich. Każdy człowiek jest inny, każdy pacjent choruje inaczej, więc procedury i wytyczne to jedno, a życie to drugie. Na każdego powinno się spojrzeć indywidualnie, nie każdy jednak znajdzie na to czas i chęci. Łatwiej chwycić za gotowy schemat. Taki schemat powinien być jednak wyłącznie punktem wyjścia, a nie przepisem na leczenie każdego pacjenta z daną chorobą.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się