Myśliwi / broń palna, zagrożenie życia koło domu- pomocy

espan: widzę, że łatwo ci ferować wyroki, nie znając sprawy. jak można zgłosić do organów ścigania strzał po linii (bo tak to  się nazywa). Nie zwracasz nawet uwagi na to , że bera7 nie napisała, że był to strzał w miot. Kula poleciała i tyle ja widziano!!! Brak dowodów. Polowanie to jest taka sztuka życia polegająca na wzajemnym zaufaniu, stosowaniu norm zachowań (również dotyczących bezpieczeństwa), etyki obyczaju i honoru. W momencie gdy o to wszystko trzeba się upominać do sadów (czy to publicznych , czy związkowych) to traci to sens. Koła łowieckie obecnie działają wg reguł kiepskich urzędów na stowarzyszeń kolegów. To z kolei prowadzi do kodyfikacji zasad i zwyczajów , określania jakichś tam parametrów lunet, amunicji, godzin polowań, odległości, zgłoszeń itd. Można by mnożyć różne zboczenia w tym zakresie. W czasach zamierzchłych polowanie zbiorowe odbywało się po otropieniu zwierza, we trzech do pięciu myśliwych (około) plus psiaki. nikomu nie przeszkadzali, nikt nawet o tym nie wiedział po za leśniczym (w sensie, że tak cicho i bezinwazyjnie było to prowadzone). Duże polowania zbiorowe były organizowane zazwyczaj dwa razy w roku : na huberta i wigilijne. To ostatnie żeby kobitkom w domu pod ścierkę nie podłazić. Ponadto jeszcze jakieś specjalistyczne się trafiało na wilka, czy na rysia, ale to przeważnie w szczególnych uroczystych przypadkach np podejmowano jakiegoś szczególnego gościa. Dzisiaj jest to robienie popłochu w lesie i stwarzanie ogólnego zagrożenia gdy wychodzi grupa 15-20 myśliwych, albo i dwie takie grupy i opolowują 3 tys. ha!!!
Nie wiem co trzeba mieć w głowie, żeby czerpać przyjemność ze strzelania do zwierząt :/
Skoro kule leciały nad głowami to musiał być to strzał w miot lub po linii. Za plecy (poza miot) można sobie strzelać wedle uznania. Jeśli ktoś łamie regulamin i narusza zasady bezpieczeństwa powinien zareagować prowadzący polowanie. Z przerwaniem polowania włącznie, jeśli jednego debila nie da się doprowadzić do porządku. Trzeba reagować w danym momencie, na miejscu! Nie wyobrażam sobie stawać na jednej linii z idiotą, który nie potrafi trzymać emocji na wodzy.
W moim kole często chodzę w nagankach i nigdy nie czułam się ani na chwilę niepewnie. Tak samo zajmując stanowisko na linii. Mam pełne zaufanie do moich kolegów, to są prawdziwi nemrodzi i dużo im zawdzięczam. U mnie w kole jak i w zaprzyjaźnionych, które zapraszają mnie na polowania, nigdy nie byłam świadkiem żadnych nieprawidłowości, więc uważam za bardzo niesprawiedliwe atakowanie całego środowiska, a nie poszczególnych jednostek.
Idioci są wszędzie i nie da się tego uniknąć. To tak jak piętnować kierowców za odsetek jeżdżący pod wpływem. Albo jeździecki światek za wspomnianianych pseudo ułanów. No ale tak jest najłatwiej i w dzisiejszych czasach w taki właśnie sposób już chyba zwykło się dawać wyroki. Po wybiórczych, czasami zmanipulowanych i zwinnie dobranych informacjach, nie wnikając w detale.
espana, nie wiem o jaką sytuację i rozstawienie chodziło znajomemu, bo mi na kartce tego nie rysował. Natomiast podkreślał wiele razy w rozmowach, że koledzy niektórzy się rozgrzewają wewnętrznie wiadomymi specjałami i nie trzymają nerw na wodzy. Machają bronią gdzie popadnie.
I jest 2-3 takich, 2-3 skrajnie przeciwnych, a reszta jak stado baranów. Nie myśli samodzielnie tylko idzie za przyjętym trendem.

I cały czas będę powtarzać, że nie jestem przeciwna łowiectwu. Sama lubię dziczyznę i mój mąż miał chęć dołączyć do grona. Od kilku lat dokarmia zwierzynę, organizuje wodopoje dla ptactwa. Wcześniej rozwoził siano w karmniki, uzupełniał lizawki. Od kilku lat chodzi z myśliwym na ambonę. Przychodzi pozytywnie naładowany i opowiada jakie zwierzęta wychodzą na polanę. 90% tych wyjść kończy się tylko opowieściami, bo albo wychodzą jelenie, albo sarny z młodymi. Generalnie taka zwierzyna, której znajomy nie strzela, bo twierdzi że te są do dalszej hodowli. Jak było dużo dzików to częściej wracali do domu z łupem. Od kiedy populacja się zmniejszyła nie strzela nic.
Ale inni nie mają oporów. Mamy tu mały las, nie ma dużo zwierzyny. Gdy myśliwi strzelają to te strzały słyszę w domu. Bywało, że strzelali dzień w dzień. Gdy strzelali na polach to widzę to z okien. Opisywałam Ci egzekucje z petardami i halogenami.
Nie chcemy takich myśliwych w społeczeństwie, ale nawet pismo do kancelarii prezydenta wysłane przez naszą sołtyskę pozostało bez echa. Przykre 🙁

k_cian ja nie feruję wyroków na podstawie tego co ktoś mi powie z 5 ręki. Widzę ja, widzi mąż.

Espana:
Zgadzam się z twoją ostatnia wypowiedzią w całości. Tak samo uważam.
k_cian, odnalazłam jeszcze moją wiadomość z zeszłego roku pisaną do espana, . Takie wówczas mieliśmy zastrzeżenia do naszych myśliwych:

Na tą chwilę myśliwi są bezczelni i bezkarni, a to co robią dla nas jest naruszaniem naszych praw:
1) nie chronią już płodów rolnych, nie współpracują z rolnikami
2) wchodzą z bronią na prywatne podwórka, prowadzą przez ogrodzone pastwiska nagonkę płosząc zwierzęta (np. moje konie ganiają, bo to świetna zabawa  icon_rolleyes)
3) nie zachowują odległości od domów - potrafią stanąć 10m od mojego okna i strzelać do zająca
4) wiem z pewnego źródła, że nie wpisują wszystkich polowań do księgi, łupią prawie co wieczór w sarny i dziki, nie zachowują okresu ochronnego dla loch. Zdarzają się przypadki znalezienia postrzelonych zwierząt bądź padłych po ucieczce.
5) wysypują jedzenie na polu około 300m od mojego domu, a o zmierzchu jak zwierzyna tam podchodzi to robią egzekucję
6) we wrześniu jak zboże było zebrane a kukurydza jeszcze stała na polu zajeżdżali z jednej strony autami z jupiterami, a z drugiej rzucali pertardy (pole ma szerokość około 30m). Wypłoszona zwierzyna wypadała z kukurydzy wprost pod lufy.
7) piją, zostawiają po sobie puste butelki, chodzą pijani po wsi.
8) na zwrócenie uwagi, że ktoś sobie nie życzy wchodzenia bandy pijanych chłopów na prywatne podwórko straszyli, przypominając kim są, jakie stanowiska zajmują i jakie kontrole naślą.
9) niszczą uprawy chodząc i jeżdżąc autami po zbożu ozimym, teraz, kiedy jest pora deszczowa i dodatnie temperatury. Idiota wie, że niszczy komuś zasiewy w ten sposób.

Zawsze miałam myśliwych za elitę, za ludzi z klasą a tu wychodzi z nich motłoch i to w najgorszym wydaniu. Ci, którzy mają zasady moralne odsuwają się, zmieniają koła itd. Zgłoszenia do policji, prokuratury nic nie dały. Wszak w kole policjanci, prokurator i sędzia...
Poszła skarga do Kancelarii Prezydenta, a teraz chcemy złożyć petycję do powiatu o wykluczenie nas z odwodu łowieckiego. Chcemy to dobrze umotywować, szukamy paragrafów itp.

A teraz jest tylko gorzej, ale stare przysłowie mówi, że "ryba psuje się od głowy" i w tym cały problem.
bera7, to bardziej podsumowanie ogólnej tendencji było. Takie mamy społeczeństwo. Ja ze środowiskiem łowieckim trochę wspólnego mam- choć sama zdobywać uprawnień nie planuję- i nie spotkałam się jeszcze z alkoholem przed lub w trakcie polowania ..ani ze strzelaniem w miot, łamaniem zasad bezpieczeństwa. Więc patologię - to o czym piszesz nią jest -widzę w dalszym ciągu jako niechlubną mniejszość, którą każde środowisko ma.

I zgadzam się, że piętnowane być powinno.
k_cian, patologia jest niestety i przestaje mnie dziwić gdy ludzie mają wokół siebie to co widzę u nas. Kiedyś to też było dla mnie jak urban legend. Ale jak widzisz coś takiego przez półtora roku i żadne środki nie przynoszą efektu to Cię strzela...
Pisałam w grudniu rok temu. Po wezwaniu policji zamiejscowej 5 osób wyłowiono alkomatem podczas polowania zbiorowego. 5 pijanych w grupie kilkunastu! I to myśliwi z bronią a nie nagonka.
Do tej pory byłam na polowaniach zbiorowych świadkiem bezwzględnego pilnowania reguł i zasad bezpieczeństwa. Wystarczyło, że myśliwy strzelił kiedy zwierzyna była jescze pod ostrzałem myśliwego z poprzedniego stanowiska to dla takiego delikwenta polowanie się kończyło. Nieistotne, ze dewizowiec, krzyczał, skarżył albo sypał zielonymi. Zdarzyła się też bardzo nieprzyjemna i niebezpieczna sytuacja, kiedy napatoczył nam się pod lufę kłusownik prawie dostając kulkę w łeb - ze strony myśliwych zachowane wszelkie zasady prawa i bezpieczeństwa ale gdyby skończyło się tragedią to i tak oberwałoby całe środowisko myśliwskie.

Ps. w swoim kole mam proboszcza  🤣

Podobno totalna samowolka jeśli chodzi o myślistwo jest u naszych wschodnich sąsiadów- tam to dopiero bezkarność i brak reguł. Próbuje zebrać na przyszły rok ekipe na wilka do Rosji więc zobaczymy jak to wygląda w porównaniu do naszego kraju 🙂
bera7 a próbowaliście do właściwego Zarządu Okręgowego PZŁ? Bo rozumiem, że policja nie reaguje na pijanych podczas wykonywania polowania  ❓
Espana ja tylko odpowiedziałem jak wyobrażam sobie selekcje bez myśliwych . Napisałem też ,że nie uważam tego za idealne rozwiązanie, jednak w niektórych przypadkach  będzie to konieczność i kasa  będzie się musiała znaleźć . Łowiectwo w dzisiejszej formie towarzysko hobbistycznej nie zniknie i pewnie poradzi sobie z populacją saren , jeleni , zajęcy jednak z dzikami już mają problem i nie ma co się oburzać . Cała historia  łowiecka polski polegała ,że lasy i zwierzyna w nich była czyjaś i ten ktoś zatrudniał fachowców do tego, żeby o tą zwierzynę dbali i również selekcjonowali na co dzień, po to żeby pan hrabia mógł i miał na co sobie po polować z gośćmi . To socjalizm powojenny  wprowadził zasadę ,że za zwierzynę odpowiedzialni są ludzie  hobbiści  , a  nie fachowcy . Wiem  zaraz się obruszysz ,że to nie myśliwi ustalają plan odstrzałów , ale jednak myśliwi go wykonują i  dzięki danym zbieranym przez myśliwych jest on  opracowywany a z rzetelnością liczenia i strzelania różnie bywa .
espana, policja miejscowa nie wchodzi w grę. Koledzy kolegów nie umoczą. Policja z większego miasta, dawnego wojewódzkiego owszem zareagowała. 5 panów straciło pozwolenia, nie polują a co dalej to nie wiem. Wiem, że dalej piją. Ale nie możemy co polowanie robić rabanu, bo zwykle pewne rzeczy wychodzą po fakcie. Jak mamy pewność to dopiero działamy, bo nie chcemy wyjść na oszołomów.
Sprawa ostatniego jelenia w toku, mój mąż idzie zeznawać w najbliższym czasie. Co z tego wyniknie, nie wiem.

niesobia, u nas strzelają co pod lufę wejdzie. Słyszę, widzę ślady (często wybebeszają na miejscu) i widzę jak wywożą na pace martwą zwierzynę. Wpisywane z tego jest może 50%. Mało tego, ludzie w niewielkich miejscowościach się znają i plotkują. Z takich ploteczek można się dowiedzieć od kogo można kupić dziczyznę. To jest kłusownictwo pod przykrywką myśliwego.
niesobia mylisz się. W tym roku uczestniczyłam w wiosennej inwentaryzacji zwierzyny grubej i w jesiennej dzików. Pędziliśmy kilka miotów w 4 obwodach, w tym nasz. U nas wyszło zero dzików. To na jakiej podstawie podnoszony jest plan? Dobrze wiesz, że na populację dzików wpływa rolnictwo. Monokultura kukurydzy GMO plus łagodne zimy i już mamy 3 mioty rocznie po kilkanaście pasiaków. Choćby skały srały nie wystrzelasz dzików w tej kukurydzy.
A historia łowiecka polegała na tym, że lasy były czyjeś, i jak głodny chłop skłusował panu zająca to poszedł do lochu, a jak pan robił polowanie to warchołstwo wystrzelało ostatniego tura. Taka to była selekcja.
To piszesz espana w ostatnim poście , to się nawet do komentarza nie nadaje. Co do dzików to w zachodniej europie wystrzelano, kwestia determinacji, a kukurydzy uprawiają tam dużo więcej niż u nas. Podejście w zachodniej Europie jest jedno: zabijamy aż szkody osiągną poziom akceptowalny gospodarczo. Czy to jest właściwe to już inna sprawa.
niesobia: z tym planem rocznym to niestety nie masz racji. Plan roczny sporządzają myśliwi, nadleśniczy może go zatwierdzić lub nie, ale nie wolno mu zmienić w nim nawet joty. Tury prawdopodobnie wyginęły na skutek zmian w krajobrazie, oraz zmian klimatycznych. To że być może ostatni tur padł na polowaniu to tylko zapisek kronikarski nie mający nic wspólnego z historia gatunku. Tur jako zwierze wyjątkowo niebezpieczne i trudne do zabicia współczesnymi mu środkami nie był źródłem pożywienia dla ludzi.
Espana to, że w Twoim kole jest o.k to nie znaczy że to reguła , bywa dużo gorzej i to nie tylko w sporadycznych przypadkach. Przykładem jest to co pisze Bera7 , a na moim podwórku wręcz odwrotnie  . Okręg Z Wa-wy łowisko w Puszczy Nadnoteckiej myśliwi widywani są raz na rok na hubertusa  i może jedną zbiorówkę  ,a liczenie odbywa się z kapelusza  . Oni się mnie pytają, ile ja jeleni widziałem,  gdzie i to  pewnie piszą . Co do Tura to jest tak jak pisze Melehowicz nikt go nie wytępił , ochroną objęty był już za Piastów , a lasy w większości należały do Króla , albo  Magnatów ,którzy dbali o nie i o zwierzynę  dużym nakładem  oraz wiedzą , a  polowanie w nich było przywilejem  , pijany szlachetka  mógł sobie popolować na zające na swoje roli .  Espana warto też trochę się zagłębić  , w historię łowiectwa polskiego .
Bez wchodzenia w głębszą filozofię. Przeprowadziłam się na wieś i mam piękne widoki m.in. na wczorajszych myśliwych, którzy z bronią przechadzają się pod moim płotem. Mało tego, z salonu mam centralnie widok na dolinę pełną bażantów, saren, zajęcy, czasem i łoś się przydarzy. Z synkiem codziennie obserwujemy zwierzynę i ptactwo, a dzisiaj mój mały tulił się do mnie jak strzelali i jak wytłumaczyć mu, że to ok, że 4 panów bierze broń i idzie robić krzywdę zwierzętom/ptakom?
Tury prawdopodobnie wyginęły na skutek zmian w krajobrazie, oraz zmian klimatycznych..

Wyginęły głównie z powodu ingerencji ludzi w ich środowisko. Z powodu  wyrębu puszcz ich przestrzeń życiowa zaczęła się dramatycznie kurczyć. Nawet w Puszczy Jaktorowskiej, gdzie chroniła je opieka królewska ich sytuacja była dramatyczna, a system opieki nad nimi załamał się zupełnie po śmierci Zygmunta Augusta.  W lustracji województwa rawskiego w 1570 stoi: "Gdyśmy ich pytali, dlaczego by tak chude były i albo czemu się tak nie mnożą, dali do tego przyczynę, iż jest wiele stad koni, bydła, które tamże chodzą kędy i turowie, przeto też nie mają dobrego wychowania i mało się ich przychowywa, acz bywa cieląt niemało."  W roku 1597 wydany został rozkaz królewski  do mieszkańców Jaktorowa, (których powinnością była opieka nad tamtejszymi turami) by "tam, gdzie turowie bywają i pastwiska swoje albo stanowiska swoje mają bydła swojego nie gonili i traw na pożytek swój nie kosili ani obracali" czego jednak starosta sochaczewski Stanisław Radziejowski, nieudolny, mocno skonfliktowany z chłopami a prawdopodobnie także i kłusujący na tury nie był w stanie wyegzekwować.

To że być może ostatni tur padł na polowaniu to tylko zapisek kronikarski nie mający nic wspólnego z historia gatunku.

Nie ma takiego zapisku, są tylko zapisy z ostatnich lustracji:

''Tych turów teraz, to jest in anno 1599 nie masz więcej wszystkich tylko 24 z młodymi. Kiedyśmy pytali łowców kozlowskich, co by za przyczyna tego, że ich mało, powiedzieli, że częścią zabijają się sami, częścią ich nie mało pozdychało przeszłej zimy."
Z roku 1602 "turów  na ten czas nie masz tylko 4, których my sami oglądali, to jest turów 3, turzyca 1. Dawali nam sprawę łowcy, że ich przedtem było więcej, lecz powietrzem zarażeni od inszego bydła, niemało ich pozdychało".

W 1620 -  „Tury. - Napisano w lustracji 1601, że miało być w Puszczy Jaktorowskiej turów nro 4, turzyca nro 1; teraz nie masz jeno 1 turzyca" .
W 1630 roku „Napisano w przeszłej lustracyej, że była turzyca 1, ale teraz poddani tej wsi powiedzieli, że zdechła od lat 3".

Tur jako zwierze wyjątkowo niebezpieczne i trudne do zabicia współczesnymi mu środkami nie był źródłem pożywienia dla ludzi.


Był, choć u kresu swojej historii już nie na byle jakich stołach. Czy był wyjątkowo niebezpieczny ? Jak każde duże zwierzę. Jędrzej Święcicki w "Topografii czyli opisie Mazowsza " pisał "Jeśli się zwierząt tych nie podrażni pozwalają spokojnie przejść napotkanemu człowiekowi, albo dzikiemu zwierzęciu, podrażnione wpadają w szał wściekłości (...) Obecnie tury łagodnieją. Z musu ograniczone ciasną przestrzenią puszczy"
Sporty ekstremalne zawsze miały spore wzięcie, na tury  polowali namiętnie książęta mazowieccy, Władysław Jagiełło (w 1422 roku w Wiskitkach, już po sześćdziesiątce), w 1472 tamże Kazimierz Jagiellończyk, potem jeszcze Jan Olbracht, Zygmunt August i Stefan Batory. Marcin Kromer pisał, że  „Tury wreszcie, czyli leśne bawoły zwane przez nas turami, pojawiają się jedynie w lasach mazowieckich, pod Wiskitkami. I tych także zwierząt mięso służyć może człowiekowi za pokarm". O kulinarnych zaletach tura  najwięcej się można dowiedzieć od ... nuncjuszy papieskich. Fulwiusz Ruggierii w 1565 r: „Tur jest to dziki wół, mięso jego dobre do jedzenia, ze skóry robią odzież. Znajdują się tylko w lasach mazowieckich koło Rawy, w Prusiech jest ich niewiele" Antoni Gratiano donosił, że król i przedniejsi Polacy karmią się ich mięsem, wystawiwszy je najpierw  na mróz. „I ja je kosztowałem i nie wiele różnym od zwyczajnej wołowiny znalazłem". Poseł wenecki Hieronim Lippomano pisał : "Skóry tego zwierzęcia używają w połogach, a mięso jedzą jak innych wzmiankowanych zwierząt. Mówią ponoć, że tury znajdują się tylko w lasach Mazowsza, gdzie są strzeżone i chowane na polowanie królewskie".  Chyba jako jeden z ostatnich próbował go sekretarz kardynała Gaetano -  "podobne jest do wołowiny, ale cokolwiek suchsze i twardsze".

To , że ostatni tur padł w Polsce to jeden z naszych mitów, tury przetrwały do połowy XVIII wieku w Prusach w okolicach Tapiewa (obecnie Guriewsk), w 1739 było ich jeszcze 70, trzy lata później były już tylko dwa, ostatniego zabił kłusownik w 1755. Rogi jednego z czterech turów pochodzących z Tapiewa, które królowie  Anglii dostali w prezencie w 1725 i 1733 obecnie znajdują się w British Museum.
Dzięki za przytoczenie tak obszernych fragmentów , we większości potwierdzających moje opinie. Co do łatwości polowania i temperamentu tura możemy się tylko domyślać, że sprawa ma się podobnie jak z bawołem afrykańskim czy dużym dzikiem (takim od 150 kg wagi patroszonej) Wielu myśliwych zaopatrzonych w niezawodną współczesna broń nie odważy się podnieść jej do oka stojąc na ziemi - a podejść te zwierzęta można nawet na 40-50 m. Tyle że strzał z mało której broni myśliwskiej powoduje zgon w miejscu gdzie zwierzę stało. Strzał śmiertelny w znakomitej większości wypadków kończy się szarżą na strzelca. XVII czy osiemnastowieczna broń raczej nie pozwalała na precyzyjny strzał na więcej niż 50m, że o możliwość repety nie wspomnę. Ale to już dywagacje postronne.

Nada: nie wiele mogę ci poradzić - to kwestia pewnego przesłania. Dzieci wiejskie takich dylematów nie znają, widząc zwierzę najpierw ich system wartości weryfikuje czy można je zjeść. Edukacja w stylu: śliczna sarenka, jakie piękne smutne oczka! prowadzi nas na manowce. Na pewnej płaszczyźnie trwa ciągle walka o przetrwanie i jesteśmy uczestnikami tej walki - albo my , albo oni! To może się wydawać nieprawdopodobne, ale od kiedy człowiek swoje pożywienie zdobywa inaczej niż na zasadzie albo coś znajdzie zdatnego do zjedzenia albo nie - to zmienia trwale otaczające ekosystemy i musi ponosić tego konsekwencje, łącznie z tym, że stosunkowo liczne gatunki wykorzystują te zmiany i powiększają swoją liczebność a inne tych zmian nie tolerują i giną lub zmniejszają swoja liczebność. Gatunki powiększające swoją liczebność (albo te które znajdują się na "linii frontu"😉prędzej czy później "popadają w konflikt" z człowiekiem i tu się zaczyna cały ambaras...
niesobia: z tym planem rocznym to niestety nie masz racji. Plan roczny sporządzają myśliwi, nadleśniczy może go zatwierdzić lub nie, ale nie wolno mu zmienić w nim nawet joty.

Nie jest to prawdą. W zeszłym sezonie nadleśnictwo podniosło nam plan na sarny o 40% a na jelenie o 200%, bo robią za duże szkody w lesie. Jak nie wykonamy tego odstrzału to musimy płacić kary do lasów. Zrozum, że myśliwi wcale nie chcą zwiększać planu, a w moim kole żaden kolega nie rwie się do strzelania do kóz 🙁 Jesteśmy zadowoleni, że nie naliczyliśmy żadnego dzika podczas inwentaryzacji, bo mamy bardzo ciężki polny obwód, z pariami, dużymi różnicami wzniesień, bez upraw, jedynie przydomowe poletka, i bardzo ciężko nam obtropić ten teren i dojść takiego dzika. Mam kolegów, którzy chodzą w łowisko 2 razy dziennie codziennie, i tygodniami, ba, miesiącami bezskutecznie. Ale taki to region. Dla porównania w miejscu mojego zamieszkania wystarczy wyjść z bloku (tak, na dużym miejskim osiedlu) i dziki są.

Espana to, że w Twoim kole jest o.k to nie znaczy że to reguła , bywa dużo gorzej i to nie tylko w sporadycznych przypadkach. Przykładem jest to co pisze Bera7 , a na moim podwórku wręcz odwrotnie  . Okręg Z Wa-wy łowisko w Puszczy Nadnoteckiej myśliwi widywani są raz na rok na hubertusa  i może jedną zbiorówkę  ,a liczenie odbywa się z kapelusza  . Oni się mnie pytają, ile ja jeleni widziałem,  gdzie i to  pewnie piszą . .

A ty w ilu kołach byłeś? Bo ja jestem członkiem macierzystym w moim kole (Tarnowska OŁ), jeżdżę na polowania proszone do 4 kół wrocławskich, jeżdżę na polowania w Bieszczady, uczestniczę w polowaniach dla Dian w jeleniogórskim, lubuskim - i nigdzie tych nieprawidłowości nie zauważyłam. Dodatkowo mam sporo kolegów z innych kół i regionów i wszystko tam dzieje się zgodnie ze sztuką. Więc dla mnie to jest regułą! Wyjątki tylko ją potwierdzają, i dla mnie te nagłośnione sytuacje to są wyjątki. W statystykach pewnie promile. Ale najwięcej do powiedzenia o myśliwych mają Ci co ich znają z profilu LPM na Facebooku  🤔
Co do Tura to jest tak jak pisze Melehowicz nikt go nie wytępił , ochroną objęty był już za Piastów , a lasy w większości należały do Króla , albo  Magnatów ,którzy dbali o nie i o zwierzynę  dużym nakładem  oraz wiedzą , a  polowanie w nich było przywilejem  , pijany szlachetka  mógł sobie popolować na zające na swoje roli .  Espana warto też trochę się zagłębić  , w historię łowiectwa polskiego .

Naprawdę wierzysz w to co piszesz? Gdyby tak było to mielibyśmy tura, dropia i inne gatunki, które u nas już nie występują.
Z tym turem w poprzednim poście to był skrót myślowy, ale chyba wiadomo o co mi chodziło.
Dzięki za przytoczenie tak obszernych fragmentów , we większości potwierdzających moje opinie. Co do łatwości polowania i temperamentu tura możemy się tylko domyślać, że sprawa ma się podobnie jak z bawołem afrykańskim czy dużym dzikiem (takim od 150 kg wagi patroszonej) Wielu myśliwych zaopatrzonych w niezawodną współczesna broń nie odważy się podnieść jej do oka stojąc na ziemi - a podejść te zwierzęta można nawet na 40-50 m. Tyle że strzał z mało której broni myśliwskiej powoduje zgon w miejscu gdzie zwierzę stało. Strzał śmiertelny w znakomitej większości wypadków kończy się szarżą na strzelca. XVII czy osiemnastowieczna broń raczej nie pozwalała na precyzyjny strzał na więcej niż 50m, że o możliwość repety nie wspomnę. Ale to już dywagacje postronne.


melechowicz serio porównujesz 150kg dzika do bawołu afrykańskiego? Najgroźniejszego zwierza z wielkiej afrykańskiej piątki? Myślałam do tej pory, że coś tam wiesz, ale tym postem obaliłeś tę tezę. Współczesna broń średniego kalibru powali takiego dzika w ogniu na odległość 200m i nie napiszę, że na dalszą, bo strzelanie dalej nie jest zgodne z regulaminem, co nie znaczy, że nie byłoby takiego działania i na 300m i dalej. Współczesna balistyka to potwierdza. Największy kaliber używany w Europie jest mniejszy od najmniejszego, z którym jedzie się do Afryki. Mówię o "5", pomińmy polowania na antylopy. Żaden przerośnięty odyniec nie jest tak twardy jak bawół afrykański, który potrafi szarżować mając siedem kul w sercu!
Teraz odniosę się do wytłuszczonego fragmentu. Strzał z każdej broni myśliwskiej dopasowanej kalibrem a przede wszystkim energią pocisku 100 m od wylotu z lufy do strzelanej zwierzyny, która stoi w 99% kończy się zgonem w ogniu. Wyjątkiem może być dupa nie strzelec lub nieprzestrzelana broń na strzelnicy, niewyregulowane przyrządy optyczne, etc. Na pewno trudniej jest na polowaniach pędzonych, gdzie trzeba trafić zwierzynę w pełnym biegu. Wtedy zdarzają się postrzałki, które trzeba dochodzić. Czasami z psem. Najczęściej jednak zwierzę pada po przejściu 200-300m. Strzały są z bliska, więc i energia pocisku jest duża, więc np. strzał spóźniony nadal jest strzałem śmiertelnym. A już do kolejnego zdania nie potrafię się odnieść. Strzał śmiertelny to strzał śmiertelny, odcinający funkcje życiowe, więc skąd szarża na strzelca?
Problem jest jeden. Pijanych kierowców się piętnuje i wsadza po spowodowaniu wypadku do paki. Zabiera się prawo jazdy. W 90% patologii myśliwskiej nie robi się nic i o to biega. Nawet ksiądz pedofil jest przenoszony do innej parafii z innymi małymi chłopczykami. Myśliwy nie. Jest chroniony przez kolegów. I dopóki tak będzie CAŁOŚĆ środowiska będzie dostawać rykoszetem jak ów biedny zabity rowerzysta.
pokemon znowu generalizujesz. Wiesz ilu myśliwym odebrano uprawnienia, zabrano broń i ukarano?
espana: Mocno teoretyzujesz. Plany łowieckie co roku trafiają na moje biurko, przed zatwierdzeniem - wiec wiem o czym piszę. Nadlesnictwo niczego nie moze zwiększyć. To koła łowieckie "uzgadniają" inwentaryzację i wskaźniki populacyjne do wyliczenia odstrzału. Wiem też o czy ty piszesz - o presji wywieranej "pod stołem" na zarządy kół żeby te parametry przyjmowały.
Co do strzału kładącego dzika "w ogniu" - to nie wiesz o czym piszesz. Pogadaj z myśliwymi, którzy takie rzeczy robili.
Strzał śmiertelny nie oznacza, że zwierz pada w chwili strzału w miejscu w którym stał - często uchodzi na różną odległość i tam dokonuje żywota. Zwierz pada w ogniu przeważnie trafiony celnie w mózgoczaszkę lub kręgosłup w odcinku szyjnym. Pewnie, że bawołu nie da się z dzikiem porównać, ale podałem te dwa gatunki żeby przybliżyć czytelnikom sposoby zachowania się niektórych zwierząt w chwili strzału (gatunków które da się podejść blisko, ale do wykonania celnego strzału oprócz oka potrzeba także odwagi), oraz zagrożeń jakie mogą - powtarzam mogą zaistnieć. Znam osobiście wielu myśliwych, którzy nie odważyli na strzał stojąc w łanie owsa pomimo, że połowa dzika nad ten łan wystawała (sam się do nich zaliczam). Widziałem rany zadane przez dużo mniejsze dziki niż przeze mnie opisany i nie słyszałem, by któryś myśliwy lekceważył tego zwierza.
Nigdzie nie piszę o lekceważeniu, ale też nie wyolbrzymiam. Znam przypadki nieostrożnego dochodzenia postrzałka, gdzie myśliwi znaleźli dwa trupy, ale np. w tym roku na wszystkich polowaniach zbiorowych, na których byłam postrzałków brak, a zwierzyna w przeważającej większości padała w ogniu. I nie były to strzały królewskie.
espana, widząc co się dzieje u mnie śmiem twierdzić, że zbyt mało.

Ja widać nie tylko problem mojego podwórka:
http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-to-nieuczciwi-lowczy-klusuja-w-polskich-lasach,nId,822977
http://www.dziennikwschodni.pl/zamosc/dolhobyczow-mysliwy-klusowal,n,1000085537.html
http://www.to.com.pl/wiadomosci/makow-mazowiecki/art/6513156,mysliwi-odstrzelili-jelenia-bez-zezwolenia-odpowiedza-za-klusownictwo,id,t.html
http://extrapolska.pl/nietrzezwy-mysliwy-klusowal-lesie/

itd. to są Ci, których złapano. Jakie są szanse złapania? Niewielkie. Dlaczego? Bo wielu myśliwych z koła nie mieszka w pobliżu. Mieszkają kilkadziesiąt km dalej i polują kilka razy w roku. Ci którzy są na łowisku codziennie robią co chcą. Wszak każdy we wsi wie, że to myśliwi, że pozwolenie na broń mają. Strzały słychać. A co strzelili? Czy mieli odstrzał? Czy wpisali się w księgę? Czy uiścili opłaty? Tego w zasadzie nie jesteśmy w stanie kontrolować. A koledzy z koła owszem ujawnią informacje, ale większość nie ma tyle odwagi, by zgłaszać to oficjalnie i narażać się na wojenkę.
Espana to co piszesz o swoim środowisku to jest właśnie generalizowanie , że Ty na co dzień  obracasz się w dobrym towarzystwie nie jest  wymiernym dowodem ,że tak jest wszędzie , Pytasz ile środowisk myśliwych znam . Znam na tyle dużo ,że widzę  patologię , lub skostnienie które  nie są tylko niechlubnymi wyjątkami , ale szarą rzeczywistością  🙁 . Rozumiem Twoje podejście  , też mi by było przykro i próbował bym bronić jak ktoś wieszał by psy na moim środowisku , Lecz najlepszą obroną jest likwidowanie patologi we własnym gnieździe . Ja Espana  nie jestem wrogiem łowiectwa , tylko zwolennikiem podwyższenia standardów i wykluczenia niektórych środowisk { bo nie o pojedynczych niestety przypadkach mówimy }. Co do Tura to tak myślę . Przegrał on swoją kartę  w ewolucji  i tyle , nie myśliwi go wytępili  , tylko cywilizacja , żeby tur mógł spokojnie bytować Kraj nasz musiał by wyglądać jak za Piastów , czyli  80% puszczy pierwotnej , Koń przetrwał w postaci użytkowej dla człowieka , Tur w pewnym sensie przetrwał jako bydło hodowlane . Niemcy już od  wielu lat próbują tura odtworzyć z populacji  krów , Najbliżej genetycznie i eksterierem jak i charakterem  do tura jest zbliżony podobno Toro Brawo   czyli hiszpański byk na corridy .
Melehowicz co do strzelania i broni to zgadzam się z Espaną . Dzisiaj jest taka broń , że jak nie ustrzelisz skutecznie, czyli na miejscu nawet słonia to znaczy ,żeś albo dupa nie strzelec , albo nie dobrałeś broni do zwierzyny na którą polujesz.  😤 . Dzika nawet największego, to i z dobrej kuszy położysz na miejscu , a bizony wybili bronią czarno prochową, ładowaną odprzodowo ręcznie odlewaną kulą oławianom  z przybitką .  🏇 Kniaź Eustachy Sapieha w  swoich ,, Niedemokratycznych  Wspomnieniach " opisuję jak jednym strzałem ,położył bawolą afrykańskiego , a drugiego stojącego za nim śmiertelnie postrzelił  . Też polecam książkę do przeczytania .  Pewnie ,że do wykonania pewnego strzału potrzebna jest odwaga , ale nie jest to kwestia broni o ile jest sprawna i odpwiednia  tylko pewnej ręki  i znajomości własnych możliwości . Nie jestem pewny nie strzelam , koniec kropa , a wypadki każdemu mogą się przytrafić  , zawsze zostają psy .
Tylko, że ja nikogo nie bronię. Sama jestem za piętnowaniem niewłaściwych zachowań, karaniem i wyłuskaniem tych niepożądanych elementów. Niestety albo i stety w mojej krótkiej karierze łowieckiej nie byłam świadkiem żadnych nadużyć czy łamania regulaminu. Skoro Ty byłeś to czy zrobiłeś coś w tym kierunku oprócz wieszczenia na forum?
Również nie jestem przeciwnikiem idei łowiectwa - ale problem w tym, że po prostu znam wielu myśliwych. Znałem ich przez całe życie - Ojciec polował od dawien dawna. Aż... przestał. Mniejszość - liczona dosłownie na palcach jednej ręki - to osoby dla których jest to naprawdę pasja i którym zależy. Również na kultywowaniu tradycji, przestrzeganiu etyki, itd.

Ogromna większość to myśliwi "niedzielni", którzy przede wszystkim chcą się w trupa urżnąć, a całe "łowiectwo" to dla nich rodzaj prestiżowego, ekskluzywnego koła wzajemnej adoracji - można pozałatwiać mnóstwo interesów, poocierać się o lokalną elitę (oraz "elytę"...). Byłoby to niegroźne jak w przypadku golfistów (czy - nolens volens - także bardzo wielu koniarzy...), gdyby nie dwa fakty:
- ci ludzie mają broń,
- środowisko łowieckie nigdy nie zostało zdekomunizowane, ton wciąż nadają "elyty", które zaczynały polować najpóźniej w czasach Jaruzelskiego.

W efekcie poziom moralny a także zwykła sprawność działania - leżą pod dnem i kilometrem mułu. Są to ludzie z którymi nigdy nie chciałbym się spotykać bez koniecznej potrzeby - tak są, w ogromnej większości, odpychający i pod każdym możliwym względem beznadziejni...
Espana zrobiłem  i tak jak pisała Bera7 zgłoszenia  do odpowiednich instytucji nie dały  nic , ale trochę krwi im napsułem  w terenie  😀iabeł: Ja jednak bardziej się nadaję do metod partyzanckich i nieskromnie powiem ,że byłem na tyle skuteczny ,że niektórzy Twoi koledzy z PZJ  odgrażali się ,że konia pod mną ustrzelą , a w powietrze , żeby koń mnie poniósł to strzelali wiele razy. Tylko koń mój był Bojowy  i w kilku filmach i inscenizacjach pola walki brał udział , więc miał to w pompie , co bardzo frustrowało panów z piórkiem .  😂
cranberry   Fiśkowo-Klapouchowo
19 grudnia 2016 12:17
A ja mam pytanie, czy myśliwy ma obowiązek odszukania ustrzelonego zwierzęcia? Niedawno na skraju lasu znalazłam jakieś truchło (chyba jenot) .  Chyba strzelano z ambony obok pola. Na polu co kawałek ślady krwi. Generalnie po śladach tej krwi nie trudno było znaleźć ofiarę. Jednak nie zrobiono tego i tak se trupek leżał parę dni, aż go jakieś inne stwory leśne rozparcelowały.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się