Podsumowanie roku 2016

Standardowo, jak co roku, zapraszam do podsumowań 🙂

Dla mnie 2016 był (jest) szalony. Rewolucja życiowa pod postacią małego loczka, przede wszystkim to. Chyba pierwszy raz w życiu spotkało mnie coś trudnego, tak naprawdę - mam na myśli hardkorowy poród i nieoddychające samodzielnie dziecko w jego efekcie, inkubator i potworny strach. Do tego takie wykończenie fizyczne przez pierwszy miesiąc, jakbym codziennie przebiegała maraton. Było mi ciężko, naprawdę ciężko. Psychicznie również, bo po puszczeniu wszystkich trzymanych w ryzach emocji deprecha poporodowa uderzyła chyba podwójnie. No ale to już za mną, chociaż pamiętam wszystko jakby to było dziś.

W macierzyństwie, o dziwo  😁, odnajduję się rewelacyjnie. Dużo się o sobie dowiedziałam, poznałam mnóstwo świetnych osób, odnowiłam stare znajomości z racji podobnej sytuacji życiowej, ogromnie wzbogaciłam wiedzę okołodzieciową, co w odpowiednim czasie przyda mi się w pracy. W ogóle nie siedzę w domu, nie nudzę się, nie narzekam - jest super. Ten obszar zdecydowanie na plus, powyżej oczekiwań.

Związek - nie mam słów, które mogłyby opisać co się stało z moim mężem w czasie ciąży i po porodzie 😀 Dostał jakichś nadludzkich mocy, wszystko mu się chce, wszystko da się zrobić, na wszystko ma ochotę, zróbmy, pojedźmy, czy chcesz to a może tamto... Matko 😀 Ja przyznaję, mi się nie chce, jestem i zmęczona i leniwa, a on jakiś wiecznie z powerem. Cierpliwości i miłości dla mnie ma nieskończone pokłady i w życiu nie spodziewałam się, że on tak będzie potrafił 🙂 Tak więc jest bajecznie i niechaj trwa 🙂

Znajomi i przyjaźnie - no tutaj boleśnie, była weryfikacja i wypadła niekorzystnie w paru przypadkach. Wystarczyło trochę asertywności z mojej strony i nagle "samo" się podziało w relacjach. Widocznie tak jest lepiej i szkoda, że nie wcześniej, bo mnóstwo energii tylko straciłam.

Końsko - porażka na całej linii. Miotałam się strasznie, chciałam jeździć a nie mogłam, mogłam a nie miałam do tego głowy, zmiany stajni które okazały się nietrafionymi pomysłami... No bez sensu. Dobrze, że był w dzierżawie u super osób, włos mu z grzywy nie spadł. Ale ja się bez sensu z tym tematem męczyłam zamiast od razu zrobić to, co teraz zrobiłam - umówić go na powrót na Mazury do czasu aż się nie ogarnę. Pierwszy raz czuję spokój w tym temacie i czekam aż go tam zawiozę i wiosną pojadę w pierwszy teren po lesie  😍 I tylko tak będzie wyglądała moja jazda na nim pewnie jeszcze ze 2-3 lata nawet.

Praca - chciałam wrócić w większym wymiarze, ale z racji specyficznego dziecka nie jest to możliwe. I tak jest super, pracuję kilka godzin w tygodniu, mam stałych pacjentów i nie zapominam "jak to się robiło" 🙂 Jak tylko Sara zacznie coś jeść to wracam na więcej godzin i już nie mogę się doczekać.

Co poza tym? Wakacje marzeń, Toskania zjechana w tę i z powrotem z półrocznym dzieckiem w dużej ekipie znajomych, działking, SPA - okazało się, że z dzieckiem da się wiele, tak jak mi się wydawało, uff 🙂 Odebraliśmy klucze do mieszkania, na które czekaliśmy 2 lata i jak dobrze pójdzie, to w lutym się wprowadzimy. Dreams coming true 🙂
Jest dobrze, ale zrobiło się również męcząco - taki to rok 😉
W 2017 może pomyślimy o jakimś juniorze (podkreślam, że MOŻE, bo na razie na samą myśl mi niedobrze 😀) i będziemy bankrutami, te dwie rzeczy są pewne - reszta to zupełna niewiadoma 🙂

A jak u was? Jaki był ten rok, jakie plany na 2017?
Dzionka, wspaniała ilość pozytywnej energii - nawet pomimo przedstawionych w skrócie trudności! :kwiatek:

U mnie też było szalenie. Narzuciłam rodzinie tempo, które czasami ich przerażało, ale ostatecznie - jest świetnie! Fundacja rozrosła się naprawdę znacznie, ale dzięki temu, że straciłam pracę... zaczęłam myśleć inaczej. Wprowadzać nowe rozwiązania. A że wielu kopiuje moje pomysły, to chyba jestem w tym dobra 😉 Koncentruję się na "fajnie", zamiast płakać w kącie. O takie ironie życia codziennego.

Straciliśmy kolejnego członka rodziny (dziadka), co ma o tyle globalne dla nas znaczenie, że jesteśmy maleńką rodziną składającą się z kilku osób. Po tym jak rok wcześniej odszedł tata. No, pusto się zrobiło. Ale też chyba wszyscy - poza tym, że ciągle bez chłopaków strasznie smutno i pusto - zaczęliśmy inaczej traktować "dziś".

Cudem uniknęliśmy pożaru w domu, co mocno zachęciło nas do gruntownego remontu. Znalazł się kupiec na mieszkanie w Jastrzębiu, więc ja i mama beczymy, bo kończy się pewien rozdział, ale poniekąd są to łzy radości. Siostra zapuściła korzenie na obczyźnie (na tyle, że zaczynają z partnerem rozglądać się za domkiem do kupienia). Też zrewidowałam znajomości i nagle codzienność stała się piękniejsza. A żeby uczcić pożegnanie z frankiem (sprzedaż mieszkania = wyzerowany kredyt), kupiłam... konia! 🙂 Ogr piękny, ale smutny. Uszczęśliwienie przystojniaka stało się nowym celem nie tylko dla mnie, więc znowu fajnie. Działamy. No i w końcu założyliśmy eko ogródek!

Młoda dorasta (to już 9 lat!), na każdym kroku dostarcza emocji 🙂 Niekończący się powód do dumy!

A 2017? Zapowiada się mocno intensywny. Jest kilka projektów do wdrożenia.
u mnie nie ma co się rozpisywać
pod względem psychicznym najgorszy rok... masakra po prostu

Z plusów, bardzo dużo wyjazdów, co najmniej 2 x w miesiącu gdzieś jeździliśmy, bardzo dużo razy byliśmy w górach i 3 razy w ukochanej Warszawie.
Cudowne wakacje nad morzem z rodziną, jedne z najlepszych w życiu.
3 spełnione marzenia.
Wygranie kilka fajnych konkursów.
Zaczęłam myśleć o sobie i w końcu w maju rozpoczęła się moja mała przygoda z fotografią.
Od października dodatkowo zaczęłam roczny kurs z fotografii.
Od nowego roku kilka kursów foto na które już nie mogę się doczekać.
W końcu powoli wychodzimy na prostą.
Poznałam kilka nowych fajnych ludzi, w tym nową koleżankę z którą się bardzo zaprzyjaźniłyśmy.


Na nowy rok zaplanowałam:
Pokonać swoją depresję.
Zapuszczanie włosów (swoich i Julii) i sumienne olejowanie.
Więcej czasu poświęcić na jazdę konną, a nie tylko zdjęcia i do domu.
Zrzucić kilogramy.
Zdjęcia z końmi w różnych miejscach, a jeszcze będziemy mieli nowego cudaka w stajni to w ogóle  💘
Zbieranie kasy na nowy samochód.
Jeszcze więcej poświęcać czasu dla dzieci.
Kursy z fotografii i nauka.
Odwiedzić A na Podlasiu
I jak się uda pojechać na Wołyń, tam gdzie mieszkała moja rodzina.


edit: zapomniałam o najważniejszym, wróciła moja przyjaciółka z Anglii i na dodatek zamieszkała w moim mieście  😍


Plusy: - udało się postawić warsztat motocyklowy dla męża a to najważniejsza rzecz w tym roku! - dziecko jest w technikum informatycznym a nie w zawodówce, jak mu krakaliśmy 😉 - mamy cudownego kotka, liczę że na długo, - udało mi się utrzymać wagę i figurę uczciwie pracując nad sobą caluśki rok i jestem z siebie bardzo dumna z tego powodu, bo często zmuszałam się do treningów czy biegania w przerwach między robotami!, -pogodziłam się ze sobą odnośnie konia i odpuściłam, wyluzowałam i zaczynam znów mieć przyjemność z jazdy na nim, a nie frustracje

Minusy: - psychicznie rok z licznymi dołami i demonami wyłażącymi z szafy, ale i tak dużo lepszy niż poprzedni, - nie udało mi się rzucić palenia, a to bardzo źle !!! - choroby, operacje naszego poprzedniego kota, które pochłonęły masę kasy, czasu, zaangażowania i opieki, a wszystko i tak skończyło się jej uśpieniem, - strasznie dużo pracy, ale to była konieczność, - wakacje zupełnie do kitu, - prawie zero jazdy motocyklem ( garaż zastawiony pustakami, blachą, siła wyższa. I sezon motocyklowy cały w plecy!)

Postanowienia: pokonać doły i demony !!, zarobić bardzo dużo szmalu bo potrzebuję, rzucić palenie !!!, utrzymać sylwetkę a więc utrzymać systematyczne treningi, przebadać się porządnie i porobić ze zdrowiem to co powinno być porobione, pilnować jazdy konnej i motocykli, bo to moja rozrywka której potrzebuję do psychicznego resetu
maleństwo   I'll love you till the end of time...
11 grudnia 2016 18:40
Dzionka, u Ciebie to zawsze się dużo dzieje, fajnie 🙂

U mnie chyba nienajlepszy rok.

Nie postawiliśmy domu, nawet nie zaczęliśmy - olewactwo projektanta przesunęło oddanie projektu z lipca na listopad i ruszymy na wiosnę/ lato dopiero. Strasznie dużo nerwów nas to kosztowało, stawaliśmy na głowie, świeciliśmy oczami, a i tak wyżej d*** nie mogliśmy podskoczyć.

Secundo, chciałam zrobić dobrze mojemu koniowi i dać go na emeryturę do innej stajni, a przy okazji oszczędzić na pensjonacie. To se oszczędziłam. Kilka razy tyle wydałam na wyjazd do kliniki do Warszawy i odtykanie zatkanego niewprawnie podaną paszą przełyku. Krocie na paszę, kiedy koń chudł w tej stajni w zastraszającym tempie.

Spięcia z moją najlepszą przyjaciółką. O jej ślub, który był tak wyczekany, że postanowiła z niego wycisnąć 250% i uprzykrzyła życie wielu osobom swoim czepianiem się szczegółów. O moje macierzyństwo, bo ona nie rozumie, że jak ma się dziecko, to życie wygląda nieco inaczej.

Sypie nam się mieszkanie, padają sprzęty - jakbyśmy się przeprowadzili, nie byłoby tego...

Mało czasu dla siebie i dla męża, mijamy się z pracą, dziecko mega absorbujące, żadnych dziadków do pomocy i ciężko mieć chwilę we dwoje.

Ale ale. Są i pozytywy. Mam nadal super rodzinkę, córa ma już prawie 2,5 roku i jest zarąbista.
Koń wrócił do starej stajni i już znacznie nabrał masy.
Wróciłam troszeczkę do jazdy konnej, co mnie niesamowicie cieszy i daje kopa.
Kupiłam sobie super auto.
Praca jest i są sukcesy w niej.
Byliśmy na fajnych wakacjach i paru fajnych weekendach, spedziłam super tydzień w Warszawie w lipcu, kiedy mama odciążyła mnie w zajmowaniu się młodą, a ja zadbałam o siebie, trochę pozwiedzałam, poznałam forumową zduśkę i Bolka.
Obie moje przyjaciółki wyszły za mąż.

Plany na 2017? Nie zwariować. Zadbać o zdrowie. Wreszcie postawić ten cholerny dom ze snów 😉 Wsiadać czasem na konie. Zdecydować się wreszcie, czy chcemy kolejnego małego potwora, czy nie :p

edit.
na plus jeszcze: kupno biletów na mega koncert. I w związku z tym plan nań iść - kwiecień 2017 😀
Interesujący rok.
W robocie ciekawie. Kilka projektów na raz, wieczne zmiany w zespole, współpracownicy, na których nie można polegać i 33 dni zaległego urlopu. Nawet nie marzę o spokoju, w tym układzie to się wydaje niewykonalne. Jestem coraz bardziej zmęczona i zaczynam zapominać, jak bardzo lubię swoją pracę.
Przyjaciele niezbyt liczni, ale stabilni, niezawodni i obecni.
Wlokąca się od 6 lat sprawa zakończyła się nie po mojej myśli, ale czas sprawił, że przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie i sprowadza się jedynie do ulgi i możliwości schowania papierów w najgłębszym zakamarku szuflady (albo spalenia w ognisku, ale to może wiosną).
Minęły 2 lata od kiedy zakochałam się w pewnym instrumencie muzycznym. Uczucie nadal kwitnie, dorobiłam się swojej beczki, która jest kapryśna i wredna, ale i tak ją kocham. Zabawa przednia i zupełnie jak z końmi - im więcej umiesz, tym bardziej jesteś świadomy tego, jak wiele jeszcze NIE umiesz. Cóż, mam czas.
Na koniec zostawiłam zdarzenie najbardziej zaskakujące ze wszystkich. Spotkałam drugą połowę swojej duszy. Nie umiem nawet opisać, jak się z tym czuję. Może w przyszłym roku znajdę odpowiednie słowa.
Dzionka cieszę się, że jednak nie sprzedałaś Dzionka  :kwiatek:

U mnie raczej tak sobie...
Na plus:
- w starej pracy się rozwinęłam, bardzo cenny i owocny rok
- wróciłam do koni, układ bardzo ok, normalnie i bez histerii 😉 Florian jest miłym misiem
- przygarnęłam nową szynszylę
- spędziłam najlepsze wakacje na Sycylii z rodzinką  😍
- moja przyjaciółka jest najlepsza osobą jaką znam, tyle razy mi pomogła  😍
- odkopałam znajomość z dawnym przyjacielem, mega świetny gość!

Na minus:
- zmieniłam pracę, co okazało się strzałem w kolano, jak tylko dostanę zwrot z poprzedniej pracy to rzucam papierami i idę na bezrobocie
- dalej nie wzięliśmy ślubu, nie mieszkamy razem, związek dryfuje w dziwnym kierunku i mnie się coraz mniej chce starać
- w styczniu uspiłam szynszylę, z którą spędziłam prawie 10lat

Mam nadzieję, że te ostatnie dni roku będą nieproblemowe 🙂 w kolejnym roku życzę sobie naprawdę fajnej pracy a nie obozu pracy oraz ustabilizowania sytuacji sercowej -> albo w prawo albo w lewo, nie będę dłużej trwać w zawieszeniu.
Chyba wpierw powinnam zajrzeć do podsumowania i planów sprzed roku.
Ale tak na szybko to...
mam wrażenie, że nic się nie zmieniło u mnie. Ok, pojawił się kot (sama nie wiem czy to plus, czy minus 😉 ).
Niby mówi się, że kto stoi w miejscu ten się cofa, ale nie czuję tego tak. W sumie to był dobry rok, a może to nie był zły rok.

Aaa nie! Jedna kwestia się zmieniła - w jakimś zakresie zmieniłam swój stosunek do pracy i relacje w niej. Ku lepszemu czyli bardziej dbając o siebie. Zmiana może dla niektórych tak subtelna, że zewnętrznie niezauważalna 😉 , ale w mojej głowie jest inaczej, spokojniej.
A mi się rok ciężko zaczął i nie najfajniej kończy (niech się skończy !!)
Zaczęło się od choroby Byśki (pęknięte oko, kosztowne - dzięki revolto!! - i czasochłonne leczenie). Cała kasa odłożona na nowe (stare) auto poszła się ... kochać. Potem zmiany w zarządzie Związku Jeździeckiego i moja rezygnacja z funkcji szefa sędziów (praca non profit, nie koniecznie fajnie się w takiej pracy non stop denerwować). Dalej lawinowo - brak zatrudniania na ZR, niewiele międzynarodowych - słowem impas totalny. Próby przystąpienia do egzaminu na wyższe uprawnienia PZJ - jak zwykle pod górkę (teraz mam zgodę a nie mam kasy na wyjazd 🙁 )
Zawodowo coraz więcej obowiązków, coraz mniej kasy (dobra zmiana) 🙁 i chociaż lubię swoją pracę, to grudniowa wypłata mnie szczerze załamała  😕 już jestem pod kreską, a gdzie Święta?
Stare auto się sypie. Jest 12 grudnia. Jest po raz trzeci w tym miesiącu u mechanika. Katalizator, cośtam w zawieszeniu - teraz pompa paliwa... Na nowe (stare) mnie nie stać, z tego się robi skarbonka bez dna... impas
Luzaczkę mam od roku fajną, ale z uwagi na klasę maturalną w stajni jest średnio... no tak z raz w tygodniu, zatem znów większość czasu jestem sama z 2ma końmi (po cholerę mi 2 konie? 🤔wirek🙂. Za to Darco na prawdę wspaniale wpółpracuje i po 6 latach współpracy z moją ukochaną trenerką mogę stwierdzić że na prawdę warto  😍

Podsumowując - chociaż jestem z natury optymistką, to... niech ten rok się już skończy. Niech się zacznie nowy, lepszy
Marzy mi się że mi się w życiu w końcu coś na plus pozmienia, bo kolejny rok życia w samotności jakoś mi się nie specjalnie uśmiecha 🙁
Dla mnie 2016 był najgorszym rokiem w życiu. Nie wyobrażałam sobie, że życie może mi tak dopiep**yć w tak młodym wieku, a jednak. Od pierwszego dnia to była katastrofa a z miesiąca na miesiąc robiło się coraz gorzej.

-Na początku przypałętała się do mnie choroba i mimo, że myślałam, że w drugiej połowie roku wyszłam na prostą, to jednak się myliłam i nadal się z tym świństwem borykam. Zdeterminowało to moje życie, moje zachowanie. Wiąże się z ogromem dramatycznych sytuacji. 
-Najpierw tkwiłam w toksycznym związku, teraz sama tworzę toksyczne relacje. Posypały mi się wszystkie znajomości i suma summarum chyba zostałam kompletnie sama.
-Wymęczyłam się z dopuszczeniem do matury, po dopuszczeniu prawie ją rzuciłam, ostatecznie egzaminy pisałam ze łzami w oczach. Zdałam, nie najgorzej, ale traumę mam do teraz.
-Posypał się mój plan wyjazdu do Brukseli na rok w momencie, gdy już praktycznie wszystko było dograne.
-Jestem na studiach i to niewątpliwy plus tego roku, natomiast łączenie ich z pracą na pełen etat chyba mnie przerasta, jestem wykończona i psychicznie i fizycznie a co gorsze przez to przykładam nauce mało uwagi.

Oczywiście, działy się też cudowne rzeczy.
-Mam najlepszą pracę pod słońcem, uwielbiam ją i nie chciałabym jej zmienić na żadną inną.
-Przeżyłam najlepsze wakacje i najlepszą przygodę w postaci pojechania na festiwal (na koncert Arcade Fire) do Bilbao stopem.
-WYPROWADZIŁAM SIĘ Z DOMU - pod koniec 2015r opisywałam w wątku 'Nic mi nie wychodzi' moją sytuację w domu. Aktualnie jestem na swoim. Sama. Na własnym utrzymaniu.
-I to co najlepsze w tym roku - jestem pod opieką wspaniałego psychoterapeuty, który sprawił, że w ogóle przetrwałam ten rok.
2017. Skończ się i nigdy do mnie nie wracaj.
Pierwsza połowa roku w Lublinie, więc beznadziejnie. Oprócz momentów, w których byłam w domu lub z przyjaciółmi. Odnośnie przyjaciół, to straciłam jednego i jest mi nadal z tym ciężko. Wakacje w całości spędziłam w Holandii, pracując pierwszy raz jako luzak. Bardzo się cieszę, że tam wyjechałam, bo nie dość, że przy koniach, czego zawsze chciałam, to nareszcie zaczęłam mówić po angielsku, super uczucie. Po wakacjach zaczęłam ostatni semestr na moich 'kochanych' studiach, jednak tym razem powiedziałam dość Lublinowi i tam nie wróciłam. Dojeżdżam raz w tygodniu spędzając łącznie 24h w pociągu, a psychicznie czuję się 3 razy lepiej. Szczerze mówiąc, nie zdawałąm sobie sprawy, jak bardzo to miasto mnie przygnębiało. W porównaniu do teraz, to ja chyba wtedy miałam namiastkę jakiejś depresji, przez 3 lata. Od wakacji, gdzie pierwszy raz pracowałam w ogóle na rano i to 6 dni w tygodniu, nie mam kiedy spać. Wróciłam teraz do Maka, wyrabiam ponad etat, mam wrażenie, że jestem tam non stop (co w zasadzie mi nie przeszkadza, bo mam super ekipę, ale jak patrzę na wypłatę, to się zastanawiam, co ja tam jeszcze robię), plus właśnie wycieczki do Lublina plus koń i imprezy. No nie ma kiedy się położyć. 🤣 A propo konia, to już w Lublinie zaczęłam przygotowywać się do BOJ, ostatecznie nie zdążyłam. Po 3-miesięcznej przerwie od jazdy uznałam, że tym razem już nie wracam do szkółki, chcę dzierżawić i mieć treningi. I tak się stało, trafiłam na wspaniałego konia z mega właścicielką, od środy będę mieć treningi i właśnie dostałam informację, że jestem wpisana na listę do egzaminu. Także nareszcie dążę do spełnienia czegoś o czym marzyłam, odkąd w ogóle zaczęłam jeździć. I mam nadzieję, że przyszły rok będzie stał pod znakiem zdawania odznak i zawodów. 💃 I oczywiście, że obronię inżyniera.😀
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
12 grudnia 2016 16:48
Od samego początku założyłam sobie, że 2016 będzie fenomenalnym rokiem i taki był.  W sumie to okazał  się nawet lepszym, niż przypuszczałam. W 2015 z racji chorób, które się do mnie przypałętały, stwierdziłam, że w 2016 odbiję sobie podwójnie. No i chyba wyszło  wręcz potrójnie 🙂

1) Praca- >więcej obowiązków, więcej nauki , ale również więcej satysfakcji i docenienia. W końcu.

2) Zdałam prawko i śmigam swoim autkiem, bez duszy na ramieniu.

3) Pogoria->  już samo pływanie na Morzu Śródziemnym żaglowcem legendą  jest   (moim zdaniem ) totalnie obłędnym. 😍
    Przy okazji zwiedziłam St Tropez, Rzym, Watykan, wyspę Elbę. Widziałam różne cuda  np. delfiny, które wyprowadzały nas w morze, zachody i wschody słońca  u wybrzeży gór.
     A o przeżytej na łajbie 8 w skali Beauforta nawet nie wspominam. Wyprawa sama w sobie była totalnym odjazdem. Nigdy nie zapomnę tego co tam się działo.

5) Nasz  folwark sie powiększył.  Zamieszkał u nas kucyk imieniem Generał (szkapunia w końcu zadowolona) oraz dwa nowe kociaki przygarnięte ze schroniska.
6) Koncerty -  Mariah Carey - w końcu spełniłam marzenie z dzieciństwa.
                   - Apocalyptica - przy okazji Woodstock po latach.
                   - Black Sabbath - w życiu bym nie sądziła , że uda mi się zobaczyć ich na żywo w miarę jednej kupie 🙂 .
                   - Nickelback - no cóż, to co odwaliłam było po prostu epickie i w tym miejscu spuszczam zasłonę milczenia 😉

7) Brałam udział w akcji ratunkowej - to bardzo ważny życiowy egzamin, który jest dla mnie  istotny.

8) Nie wierzę że to napiszę ale tak - jestem zdrowa. Tarczyca jak u 16 latki, kręgosłup nie wypada a kolano nie doskwiera. -> wróciłam do rekreacyjnej jazdy konnej.

9) Zrzuciłam w tym roku 18 kg. A od 2013 łącznie 40 kg  😉  Nosze rozmiar , który zawsze mi się podobał,  mieszczę się w sukienki, w które z natury miałam się nie mieścić  😉 - Mam trochę mieszane uczucia aby wpisywać ten ,,sukces" na listę, ponieważ moja fizyczność nie  definiuje moich przygód. . Dwa wiąże sie to z problemami np.  totalną wymianą garderoby, sposobu myślenia itp. 😉 Chociaż na pewno przyczynia się do zachowania zdrowia.

10) Nauczyłam się szanować siebie i swój czas. Traktować ludzi z wzajemnością.  Przestałam się przejmować tym co mówią inni i nie być kozłem ofiarnym na cudze frustracje. Zrozumiałam że asertywność oraz cięty język  są skuteczną obroną.

11)Wróciłam na studia II stopnia, kierunek Zarządzanie Zasobami Ludzkimi. -i to jest mój największy sukces.Pomimo przeciwności losu oraz urazie do edukacji po studiach dziennych,    zrozumiałam, ze warto walczyć o wyższe wykształcenie. W dodatku na kierunku który jest mi bliski w obecnej pracy.

12) Wrócę jeszcze do kolana- Pierwszy raz od dawna  brałam udział w ,,Biegu dla kobiet". Po artroskopii w 2014 usłyszałam, ze nigdy nie będę biegać. No ups... na desce też miałam nie śmigać,  chorować na Hashimoto etc..   😎

13) Byłam na kursie ,,Jazdy Western" prowadzonym przez Maję Badurę. - miałam okazję śmigać w tym stylu na super fajnych szkapkach 🙂

14) Odwiedziłam mój kochany Kraków i w końcu zawitałam na Stolicę.

Podsumowanie?
Odwaliłam w  tym roku kilka naprawdę fajnych akcji, które dodatkowo napędziły mnie do dalszego działania.
Było wiele przygód, wiele  przychylności losu, zdanych egzaminów. Były momenty kiedy się cofałam, ale tylko po to by wziąć konkretny rozbieg.
Nie dałam sie i nie dam. Zakończyłam kilka ważnych spraw i jestem mądrzejsza o kilka naprawdę ważnych lekcji  życiowych.
2016 zaliczam do udanych. Skończyłam studia. Zmiana pracy. Piękne wakacje u ciotki narzeczonego przy koniach. Oby nadchodzący rok był równie udany 🙂
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
15 grudnia 2016 22:42
Rok przelomow, zmian i generalnie szalenstwo 🙂
-przeprowadzka na wies, ba!, kolonie wsi mazowieckiej, czyli spelnienie marzenia, ktore wydawalo sie nierealne
-sprowadzenie konia pod dom
-dokupienie 1,5 konia, czyli juz male stadko 🙂
- dwa wielkopsy pojawily sie w rodzinie 🙂
- urodzenie blizniakow, czyli rewolucja pelna geba i rodzina wielodzietna 😉
-starszak poszedl do przedszkola!

A teraz dziekuje, postoje, zamawiam spokojny i nudny 2017 😁
U mnie (prawie) miniony rok wywołuje mieszane uczucia.

Plusy:
- zorganizowanie sobie praktyk a teraz stażu w Szwajcarii;
- podróże, m.in. Francja, Niemcy, Szwajcaria, Czechy a przede wszystkim Jordania i Palestyna; w tym 25 urodziny spędzone pod gołym niebem na środku pustyni Wadi Rum 🙂
- byłam częściej w domu i częściej widziałam rodziców, siostrę i moją małą siostrzenicę;
- udało mi się trochę przeorganizować swoje życie, zweryfikować znajomości i ograniczyć ilość ludzi dookoła;

Minusy:
- zjazd psychiczny z końcem roku, podyktowany różnymi nawarstwiającymi się sprawami;
- mało koni i konieczność zakończenia pracy na dorożce, ze względu na wyjazd z Krakowa;
- ogromne rozczarowanie pewną osobą, która była ważna w moim życiu;

W 2017 roku planuję zrobić kolejny tatuaż (w tym roku jakoś brakowało mi czasu i polotu) i udać się na jakieś fajne wakacje w ciekawe miejsce, ale to dopiero w ostatnim kwartale. Ten rok mam bardzo zaplanowany ze względu na staż, czeka mnie dużo przeprowadzek i na pewno będzie to poniekąd wyczerpujące psychicznie.
Chciałabym też kontynuować naukę języków obcych, zdać certyfikat z niemieckiego i angielskiego, więcej jeździć konno i określić się, co a przede wszystkim gdzie chcę robić w życiu.
I chciałabym przyszłe święta spędzić z rodziną.

PS. AAA, no i rzucić palenie  🤣
No i... podsumowania roku to jednak powinno się pisać najwcześniej 2 stycznia... Jak pisałam, że w pracy jest ok, to cofam. Właśnie się równo pieprzy przy ostatniej imprezie...   🤔
Wujowo ale stabilnie.

Sama nie wiem czy to był dobry czy zły rok. Z początkiem roku zaczęłam się fajnie dogadywać z jednym koniem, był jakiś progres. Ale żeby fajnie nie było to musiałam do sprzedać w maju. Głos rozsądku a nie serca. Latem 3 konie w robocie, fajny czas. Żałuję, że z trzecim nie było mi dane zrobić roboty do końca (czas = kasa). Ale i tak progres był wg mnie zadowalający.
Rodzinnie do d... Brakuje mi cierpliwości do dziecka. Za dużo czasu spędzamy we dwie i czasem mi już czacha dymi. Tęsknię za tym, żeby uciec gdzieś na kilka dni w samotności.
Finansowo - lepiej niż w zeszłym roku, żadnego kataklizmu nie było. Mam nadzieję, że przyszły rok nie będzie gorszy i tendencja wzrostowa się utrzyma.

Minus, bo w tym roku nie spełniłam żadnego swojego marzenia, nawet z tych małych. W zasadzie przeżyłam go w poczuciu, że nie robię niczego dla siebie. Dopiero pod koniec roku zaczęłam walczyć o swoje potrzeby. Zobaczymy jak długo uda mi się wytrwać.
To był zdecydowanie dobry rok. Nie pamiętam, kiedy ostatnio  ( i czy kiedykolwiek w ogóle) byłam w stanie tak stwierdzić.
Poszłam do przodu, rozpoczęłam 'poważną' pracę, wyniosłam się z domu, sama się utrzymuję. To nie był łatwy rok, zwłaszcza w życiu rodzinnym, ale w końcu podjęliśmy zdecydowane kroki i odetchnęliśmy. Mogłam wynieść się bez obawy o bezpieczeństwo pozostałych domowników.
Pierwszy raz w życiu jestem też zupełnie szczęśliwa w życiu prywatnym, dziś mija mi pół roku od początku związku z fantastycznym facetem. Mimo, że początkowo nie było łatwo, tylko wiele obaw i musiałam sobie kupę rzeczy ułożyć w głowie i przepracować, nie żałuję bo na każdym kroku przekonuję się że było warto.
Końsko tak sobie, wsiadam od przypadku do przypadku ale dobrze mi z tym. Cieszę się, że mam na tyle umiejętności by od czasu do czasu wsiąść i bezstresowo pojechać w teren.
W 2017 patrzę z wyjątkowym jak na mnie optymizmem 😉
Ale czekałam na ten wątek! 😀 Bardzo się ciesze, że niezawodna Dzionka daje nam okazje do podsumowania kolejnego roku swojego życia 😉

zacytuje postanowienia na 2016 rok:
Z postanowień na 2016:
-półmaraton w kwietniu-  poniżej 2h
-pierwszy maraton - czas 4,5h
-pozdawać egzaminy z duńskiego, chodzić na zajęcia i się uczyć
-czerpać radość z życia, z jeżdzenia i obcowania z moim wspaniałym koniem 😍
-myślę, że uda mi się znaleźć prace w zawodzie całkiem niedługo, a przynajmniej mam taką nadzieje
-w tym nadechodzącym roku chciałabym być w formie życia. zobaczymy jak się to uda
-dbać o siebie. o moje zdrowie, spełniać dalej swoje marzenia, sprawiać sobie przyjemności. Rozpieszczać siebie i bliskich. O! to jest mój plan 😉


1+2) w 2016 biegałam tylko w 1 kwartale 2016 roku, zatem żadnych maratonów, ani półmaratonów nie bylo. no cóż, tak sie życie potoczylo.
3) zdałam 2 egzaminy z dunskiego, do końca edukacji został mi 1(lub 2 w zależności od potrzeb) egzaminy, narazie czasu i możliwości brak
4)przeniosłam Rudego do super stajni z fajnym zapleczem treningowym i trenerami! 😍 bylo super móc sie rozwijać zarowno ujeżdzeniowo jak i skokowo. ale wsyzstko co dobre szybko sie kończy, Ruda naderwała ściegno i stoi... w dość drogiej stajni ze świetna infrastrukturą... ale opieke ma dobra, a to najwazniejsze!
5) prace znalazlam i to nawet 2! 😉 pierwsza prace zaczelam w lutym, ale szef niebardzo.... po czym w październiku dostalam super propozycje pracy w obecnej firmie i fajne pieniażki 😉 wiec bardzo sie ciesze z tego niespodziewanego obrotu sprawy.
6) nie jestem w formie. forma poziom -1000000. ale biore sie za siebie! 😉
7) dbać o siebie... no właśnie nie do końca mi się to udało... czasami fizycznie i psychicznie sie zajeżdzam, a to niewskazane. Coż, takie życie...


Ogólnie podsumowuje rok na plus. Do zeszłego tygodnia (zanim Ruda się nie uszkodziła) napisałabym, że to był super rok! Jazda konna dodaje mi skrzydeł. No ale niestety, jest jak jest. Już się pogodziłam z roczną przerwa od jazdy. Ale Rudy na czerwiec ma termin porodu, więc mam nadzieje, że moje stadko się powiekszy! 🙂 bardzo mnie to cieszy!
w pracy się spełniam, mam nadzieje na awans i bliższej bądz dalszej przyszłości, więc mam nadzieje, że za rok moje podsumowanie pracowe będize jeszcze lepsze 😉
Z innych rzeczy to kupiłam samochód! Prawie nowy z salonu, bardzo na plus! kredyt juz mniej 😉
Zaręczyłam się! Moj C po 5 latach sie zdecydowal 😉
Wakacji prawie nie mialam w tym roku, ale udalo mi sie wyskoczyć pierwszy raz w Tatry, pochodzić po górach i zdecydowanie chciałabym jeszcze wrócic na szlaki.
Byłam na kursie stolarskim i bardzo mnie to zainspirowało w tym roku! Kupiłam dużo narzędzi budowlanych, a w prezencice na świeta czeka na mnie piła stołowa! 🤣 także prawdziwą "produkcje" mebli zaczne zapewne jeszcze pod koniec tego roku! Bardzo sie ciesze!
Przeprowdziliśmy się do innego miasta, ale na początku przyszlego roku czeka nas kolejna przeprowadzka, do kolejnego miasta 😉 takie uroki zmiany pracy...
i jedno z najważniejszych: bylam na koncercie Red Hot CHilli Peppers, bo bylo moim wielkim marzeniem 😍 Dostałam wielkiego kopa!
Aaaa.. i ściełam włosy o 45cm! Wielka zmiana dla mnie, ale włosy powędrowały w szczytnym celu. Warto pomagac!

Dla mnie udany rok! Skupiam się raczej na pozytywnach, ale o negatywach nie warto pamietać!  😉

Plany na 2017 rok:
-wiecej podróżować
-spełnić jakieś ze swoich marzeń
-odkuć sie finansowo 🤣 znowu...
i oby zdrowie dopisalo 🙂
Rok taki sobie, ani zły, ani dobry. Taki... nijaki w sumie.
Z plusów - w pracy jest "rozwojowo", stale do przodu, choć ciągle się czuję trochę "na starcie". W sumie nie mogę narzekać. Dostałam też szansę na rozwój na nieco innym polu, wszystko wskazuje na to, że dojdziemy do porozumienia, choć powoli to idzie i trochę mnie to irytuje. 😉 Ale myślę, że warto poczekać i mam nadzieję, że cierpliwość popłaci.
To, co mnie w tym roku najbardziej cieszy - liczba okazji do nauki, pod tym względem sądzę, że wykorzystałam ten rok na 100%. Przede wszystkim byłam w Szwecji na konferencji związanej z moim zawodem i było prze-fantastycznie, chcę tam wrócić na kurs w przyszłym roku, chcę też pojechać do Finlandii uczyć się od doktor, która wykładała na konferencji i zajmującej się tematem, który w Polsce w sumie nie istnieje... Ciągle jestem pod wrażeniem tego, co oni robią! Oprócz tego kilka innych szkoleń, dzięki którym mam nadzieję być coraz lepsza w tym, co robię, i widzieć coraz lepsze efekty pracy.
Końsko - w marcu udało mi się w końcu namówić właścicielkę Młodego na zmianę jego miejsca zamieszkania. 😉 Koniowi w nowym miejscu lepiej, ja odetchnęłam. Przemogłam się i po latach zaczęłam z powrotem jeździć w tereny, a nie tylko na krótkie spacery stępem. Do mojego mózgu-cykora wreszcie dotarło, że koń jest grzeczny i że nawet jak podrzuci zadem z radości, to nie spadnę. 😉 Poza tym jeździecko w kratkę, początek roku był słaby, bo koń przez niemal 4 miesiące się nie nadawał do założenia mu siodła, mógł pracować tylko na lonży. Ostatecznie nie mamy pewności, jaka była przyczyna problemów, cieszę się, że mimo wszystko udało się go wyleczyć. Później były jeszcze inne problemy zdrowotne, krótsze i nie tak poważne, od września w sumie spokój (tfu tfu tfu! choć w sumie kopa dostał i miał rozcięcie na klacie, to chyba norma względem "nie mogę być nieuszkodzony" wyrobiona :hihi🙂. Siodło nam w tym roku przestało pasować dwukrotnie - za drugim razem przestało pasować na amen i drugie siodło, które mam, też, i nic się nie da zrobić. 😵 Przez te wszystkie zawirowania trochę spadła mi motywacja... Trochę odpuściłam, czasem po prostu spędzam czas z koniem zamiast wsiadać. Staram się nie wkurzać za bardzo minusami dzierżawy. 😉
Nastąpiła zmiana samochodu. Trochę nieoczekiwanie, z małymi przygodami. Same plusy, jest super. Cóż, prawdę mówiąc po poprzednim aucie to wszystko jest super. 😁 Ale nowe auto lubię, w sumie jest takie, jakie miało być. Nie wiem, jak przez chwilę mogłam myśleć o Skodzie. 🤣
Odnowiłam jedną relację, o której w zeszłym roku myślałam, że jest spisana na straty. Nie byłam pewna, czy warto dać jeszcze jedną szansę. Na razie jest ok.
Znalazłam dobrego fizjoterapeutę, który od jakiegoś czasu mnie składa do kupy. Jestem zła, że to nie zostało zrobione wcześniej i że musiałam sama zacząć się zajmować pokrewnym tematem, żeby się dowiedzieć, że można jeszcze coś z tym zrobić... Ale się da, choć boli. 😉

Minusy... też są. Dość bliska mi osoba wyjechała zagranicę, na stałe. Kontakt internetowo-telefoniczny... Brakuje mi spotkań w celu obejrzenia filmu. Pogadać niby możemy przez telefon, ale zjeść razem naleśników już nie. 🙁 Następna okazja do zobaczenia się dopiero na wiosnę (nie zanosi się na to, żeby mnie się szybciej udało polecieć do niej) i strasznie mnie to wkurza! Nie, w zasadzie to bardziej mi przykro...
Przestałam tańczyć. W sumie już w grudniu zeszłego roku, ale ten rok pokazał, że chyba definitywnie do tego nie wrócę. Dotarcie na treningi kilkadziesiąt kilometrów dalej zrobiło się zbyt wymagające logistycznie. Po poprzedniej półrocznej przerwie przestałam nadążać za grupą, zaczynaliśmy bardziej zaawansowane elementy i oni uczyli się ich o wiele szybciej. Pewnie nigdy nie udałoby mi się osiągnąć takiej techniki, którą (sama dla siebie) mogłabym uznać za przyzwoitą, nie mam takich warunków fizycznych (choć fizjoterapeuta teraz to trochę zmienia - szkoda, że dopiero teraz). To bywało frustrujące... No i kasa też często była bardziej potrzebna na inne rzeczy, coś trzeba było wybrać. Trochę mi tego brakuje. I środowiska, i tego, żeby się regularnie wyładowywać na podłodze (tańczyłam też step). Jeśli kiedyś będę miała możliwości, żeby wrócić - to pewnie już będę za stara. 😂
Skończenie studiów, wyprowadzka z Warszawy 60 km dalej i rzucenie tańca ograniczyły mi (i tak niewielkie) grono znajomych. Z nowymi gorzej, bo mało mam okazji do poznawania ludzi - tzn. takich, z którymi mogłabym wejść w relację inną niż zawodowa. Faceta brak - przedtem dlatego, że po poprzednim związku miałam na dłuższy czas dosyć, aktualnie - jak wyżej, mało okazji do poznawania. Zaczyna mi to trochę doskwierać... Niestety (albo i stety) nie jestem typem osoby, która przechodzi z jednego związku w drugi i maksymalna przerwa to miesiąc... A im dłużej, tym jakoś trudniej.
W związku ze wszystkim powyższym trochę się też... nudzę. Mam poczucie takiej stagnacji i czekania nie wiadomo na co. Ciągle konie i konie, w pracy konie, w czasie wolnym konie, znajomi - końscy. 😵
O i jeszcze w tym roku w sumie nie miałam wakacji. Ze względu na pakowanie niemal całej wolnej kasy w szkolenia i ewentualnie konia udało mi się wyjechać całe dwa razy - raz na trzy dni na festiwal, na który jeżdżę od kilku lat (i ciężko to nazwać wakacjami, jak przez trzy dni prawie nie śpię 😉) i raz na dwa (a w zasadzie to 1,5) dnia na Mazury... w październiku. Zimno, wiało, mogliśmy tą nalewkę i ognisko spokojnie zaliczyć gdzieś bliżej. 😉 Nie powiem, że wyjazd zupełnie od czapy, cisza, spokój i daleko od codziennego otoczenia, ale chciałabym pojechać na te Mazury tak, żeby móc popływać w jeziorze czy pojeździć na rowerze. I chciałabym też wyjechać nad morze, nie byłam... bardzo dawno. Brakuje mi tego.

Plany na 2017?
- dalszy rozwój zawodowy, chciałabym go pod względem możliwości nauki wykorzystać przynajmniej tak samo dobrze, jak 2016, chciałabym też zainwestować w sprzęt. i Finlandia!
- pojechać na urlop! i łódka, miałam w tym roku taką ochotę popływać po Mazurach i się nie udało, w przyszłym roku muszę to nadrobić!
- ogarnąć się towarzysko, bo nie może tak być, męczy mnie to już 😉,
- mam nadzieję, że w końcu własny ogon, choć to się okaże, ciągle rozum każe mi czekać i inwestować w ważniejsze (bardziej rozsądne...) rzeczy.
Anderia   Całe życie gniade
19 grudnia 2016 19:22
Podsumowując, w sumie jestem bardzo młoda i każdy rok kształtuje mnie coraz bardziej i zmienia, dlatego cieszę się, że pod koniec 2015 tym bardziej mogę powiedzieć, że znowu jestem inną osobą. Znaczy, że nic mi się w rozwoju nie zatrzymało... chyba  🤣 Na 2016 nic szczególnego nie zakładam, przynajmniej póki co. Na chwilę obecną życzyłabym sobie jedynie przeżycia dwóch pierwszych w życiu sesji. 😉


No i cóż, sesje jak najbardziej przeżyłam. Zimową trochę lepiej, letnią trochę gorzej (to znaczy nie tylko w czerwcu 😉), ale generalnie studia trwają. Tylko że to chyba jedyny pozytyw na ten rok. Ogólnie rzecz biorąc, zdrowie mi się posypało i ten fakt wpłynął na większość aspektów mojego życia, a także życia mojego chłopaka. Nie życzę nikomu, żeby kończył rok z taką świadomością.
2016?
Znowu pogrzeby. Bardzo trudno mi się z tym pogodzić. Że coraz więcej osób znika Bezpowrotnie, i że będzie tego więcej i więcej... 🙁 A gdy umiera ktoś młody, ważny, niemal personifikacja nadziei na przyszłość...  🙇 To trzepie. Mocno.

Na forum będę pewnie odosobniona, ale ogromnie cieszą mnie pewne efekty rządów PiS. Czuję się jak z "Pana Tadeusza": "urodzony w niewoli, okuty w powiciu, ja tylko jedną taką wiosnę miałem w życiu". Nie sądziłam, że dożyję, że będzie można mówić i pisać Prawdę, której dotychczas nie było wolno. Wiem, że to wojna narracji, i że każdy doznaje zaburzeń postrzegania, ale akurat moja narracja, bliska mi, ta z którą się identyfikuję była "zakneblowana" przez całe moje życie. Przy tej okazji poznałam też internetowo wiele bardzo ciekawych osób, najczęściej ze środowisk akademickich, a bardzo mi brakowało intelektualnych dyskusji poza rodziną.

Zafascynowało mnie zjawisko dysonansu poznawczego, które okazało się zupełnie czym innym, niż przez całe życie myślałam, a które tak wiele tłumaczy, z rzeczy, które wydają się absurdalne. Lepiej rozumiem ludzi i mało co mnie dziwi.

Konie są zdrowe, tfu, tfu. Ostatecznie udało się zrealizować założenia treningowe na ten rok, choć było ciężko i już wątpiłam. Trudno jest zawierzyć zwyczajnej konsekwencji gdy jest diupa, diupa - i znowu "nie tak". Aż przychodzi dzień - gdy następuje przełom - i to w pracy z końmi jest cudowne. Złapałam się na pewnym błędzie mentalnym, który popełniałam przez całe jeździeckie życie, źle coś rozumiejąc. Korekta tego błędu, inne Myślenie - zaczęło błyskiem przynosić rezultaty. Chodziło o to, że całe życie myślałam, że jako istota sapiens to ja odpowiadam za komunikację z końmi. A to nieprawda. Do komunikacji trzeba obu stron, i wierzchowce są tak samo odpowiedzialne za jakość komunikacji jak jeździec. Odkąd zaczęłam się domagać zacnej komunikacji Od koni - one to zaoferowały. Choć bez protestów się nie obeszło. Skoro tak długo miały święto i całą odpowiedzialność po mojej stronie. W rezultacie doczekałam się od trenera "jechałaś jak fachowiec", a jemu pochwały ciężko przechodzą przez gardło.

Ogromne plusy to rodzina. Dzieci (super!), mąż, zwierzaki. Oraz sprawdzone zacne znajomości. Ludzie są super! Na każdą gnidę przypada tuzin wspaniałych (niezależnie od szczegółowych poglądów).
Minusów znalazłabym że ho ho, ale po co? 🙂 I tak wszystkie bledną - póki żyjemy, skoro żyjemy.

Plany? Uporządkować to i owo, zdyskontować to i owo. Każdego dnia doceniać co jest mi dane.
Nirvette   just close your eyes
19 grudnia 2016 21:44
Hmm. Dla mnie rok 2016 był jednym wielkim zjazdem w dół. Początek super, a im dalej, tym gorzej.
Rok zaczęłam super, z fajnym facetem i w gronie przyjaciół.
Później pierwsza sesja, jakoś poszło, mało stresu, bo i kierunek nie dla mnie.
Spełniłam marzenie o industrialu, mam znów, dbam i chucham. No i co? I tak mi się strasznie babrał, i tak ziarnina mi się zrobiła. Ale walczę.
W maju dostałam swojego pierwszego konia, tego wymarzonego i kupowanego prawie całkowicie sercem, nie rozumem. No i masz babo placek - strzał w kolano, przepłaciłam, a koń okazuje się nie na moje nerwy i zupełnie rozminął się z moimi oczekiwaniami. Jest zdrowy, jest ładny, jest miziasty. Ale jednocześnie jest nieprzewidywalny, krnąbrny, nienauczalny, progresujemy bardzo powoli, wręcz wcale. Chwilowo ciągle daje go komuś innemu na jazdy, bo ja nie mam na niego siły ani chęci. A wiem, że jak sprzedam, to już nic nie kupię i zwieję z jeździectwa na jakiś czas, bo to mój pierwszy, ukochany, wyczekany. Po prostu wiem, że jak sprzedam to zawiodę rodziców, którzy spełnili mi to marzenie. Więc walczę - ze swoją niechęcią i z jego charakterem. A koń fajnie tupta pod innymi, mimo tego, że ruch ma nijaki, a i ambicje niewielkie. Ja podchodzę do niego zbyt emocjonalnie.
Moja siostra urodziła córę, od tak dawna wyczekiwane dziecko - jestem najszczęśliwszą na świecie matką chrzestną i z całą moją niechęcią do małych dzieci pokochałam tego małego bąbelka. Taki promyczek w tym roku.
Z plusów byłam na koncercie mojego ulubionego Hollywood Undead i bawiłam się przecudownie. Spędziłam deszczowy tydzień na Mazurach i chociaż nie zobaczyłam zbyt wiele i nie wykąpałam się w jeziorze, to uważam te wakacje za udane.
Na koniec września postawiłam na swoim i przewróciłam wszystko do góry nogami. Zrezygnowałam ze studiów narzuconych mi przez rodziców i poszłam na wymarzoną zoofizjoterapię. Zmieniłam miasto, kierunek, zszokowałam bliskich i znajomych, ale to była cudowna decyzja. Studia w Poznaniu przynosiły mi jedynie pogłębiające uczucie beznadziejności i coraz większe przekonanie, że to nie to. Zmarnowałam rok, ale teraz jestem zadowolona, studia mi się podobają, ludzie na roku mają podobny sposób myślenia.
Spełniłam kolejne małe marzenie - zaczęłam wychodzić na spacery z psami ze schroniska. Zawsze bałam się swojej reakcji, ale przełamałam się i jest super - ich zachwycone mordki mówią wszystko. A i dla mnie to niezły trening, bo panie w schronisku dają mi te najbardziej "szalone" egzemplarze 😀
Październik mimo początku wymarzonych studiów był dla mnie ciężki, a listopad przyniósł załamanie. Stałam się zamknięta, pogrążyłam się w jakimś dole, odcięłam się od wszystkich, rozstałam się z facetem. Egzystowałam, byle jak, z dnia na dzień. Teraz dopiero zaczęłam wracać do siebie, ale nadal nie mogę dojść skąd wzięło się to załamanie i co to w ogóle było. Efekt? Zostałam sama ze sobą, bo wszyscy uznali mnie za toksyczną i psychiczną osobę. Dobrze, że mam koty i konia.
W rodzinie też średnio, problemy ojca, dużo chorób. Ale babcia z ciocią przeprowadzone do mojego rodzinnego miasta - najbardziej potrzebujący wreszcie blisko nas, można do nich w każdej chwili podskoczyć. I Wigilia zapowiada się bardzo rodzinnie, takiej nie mieliśmy od lat.

Plany na 2017?
Ogarnąć się, wziąć porządnie za naukę, zawalczyć ze swoimi słabościami, wyjść do ludzi. Zaoszczędzić trochę kasy, zapisać się na siłownie z fitnessem i z niej korzystać.
A, i zrobić wreszcie tatuaż! 🙂
Nie wiem, który raz już zaczynam ten post. Za dużo się wydarzyło, chyba to po prostu wypunktuję.

1. Dwa pierwsze miesiące to koniec Erasmusa w Chorwacji. Wróciłam do Polski, ale serducho zostawiłam na Bałkanach.
2. W lutym trzeba było uśpić naszego psa. Był z nami 16 lat, czyli dla mnie prawie zawsze.
3. Po moim powrocie z Chorwacji adoptowaliśmy psa po przejściach. Nie było łatwo, nadal nie zawsze jest, ale jest najkochańszym zwierzem na świecie.
4. W maju poleciałam do Hiszpanii i tam rozstałam się z chłopakiem. Udało nam się "zostać przyjaciółmi", podjęliśmy wspólnie bardzo dobrą decyzję.
5. W lipcu się obroniłam, spełniłam marzenie o byciu lingwistą, tłumaczem tekstów specjalistycznych.
6. W sierpniu pojechałam z przyjaciółką autostopem do Estonii. To był najlepszy wyjazd w moim życiu, przede wszystkim dzięki poznanym ludziom.
7. We wrześniu poleciałam do Holandii do człowieka, którego poznałam w hostelu w Rydze. Słyszałam, że to nieodpowiedzialne, głupie, że on na pewno mnie zgwałci itd. itp. Nic z tych rzeczy, to było cudowne 11 dni, zakochałam się w Holandii, znalazłam dobrego kumpla i poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi.
8. W padzierniku zaczęłam studiować na dwóch kierunkach - magisterka z lingwistyki i licencjat z kroatystyki, która okazała się strzałem w dziesiątkę.
9. Rok zakończę w Belgradzie, z dwiema bratnimi duszami, które odnalazłam na kroatystyce.

Oprócz tego kilka mniejszych wyjazdów - m.in. w góry, do Londynu, na Woodstock, do Berlina. Ostatnio w Polsce trzymają mnie tylko studia i praca, ale wyrywam się w każdej wolnej chwili. Na całe szczęście moja rodzina bardzo mnie w tym wspiera.

Plan na 2017? Przeżyć więcej, poznać nowych ludzi, przejść kolejne kilometry, wynieść ze studiów jak najwięcej, spędzić kolejne noce w namiocie i zobaczyć wszystko, co się da.
Nirvette, nie każdy koń jest jak z fejsbuka, bloga czy podręcznika 🙂 Pewnych rzeczy się nie przeskoczy i trzeba poczekać na dojrzałość konia. Skoro progresujecie choć co - jest ok, a i regresy bywają - i to jest raczej norma. W marzeniach wszystko się zgadza, rzeczywistość nigdy nie jest tak różowa. Najmocniejszą ludzka bronią przeciwko "podłym futrzakom" jest konsekwentna nieustępliwość. Rzadko który koń ustąpi, bo chcemy, rzadko który - bo go kochamy, rzadko który - bo karcimy. A od żadnego nie jesteśmy silniejsi. Konie ujeżdża się siłą ducha 🙂 Jeśli koń od ciebie mentalnie mocniejszy - może tak miało być? Może będzie świetnym nauczycielem takiej mocy? Nie warto walczyć, unikać ani przeżywać.  Warto konsekwentnie robić swoje. Czasem przyjdzie "poczekać" 2 lata, czasem - 7 🙂 Ale moment przemiany konia jest niemożebny!
Natomiast jeśli koń cię nie wzmacnia a osłabia - może gdzie indziej będzie mu lepiej, a tobie z innym. Sprzedaż to nie zbrodnia.
BASZNIA   mleczna i deserowa
20 grudnia 2016 10:55
Amen. Też sprzedałam pierwszego konia.  Teraz ogarnelabym go bez niczego,  wtedy on ogarnął mnie.  Dzięki temu że sprzedałam jestem z końmi.
Nirvette   just close your eyes
20 grudnia 2016 13:24
Dzięki. Poczekam jeszcze trochę, minęło dopiero pół roku, ale jeśli nadal będzie tak samo źle to po prostu go sprzedam. Trochę mam wrażenie, że to ja muszę dojrzeć do niego, a nie on do mnie. 🙂
Jak zwykle odgrzebałam poprzednie podsumowanie, żeby nieco się do niego odnieść. 🙂

W tym roku bez tradycyjnego podziału na miesiące, bo wszystkie były jednakowo dołujące.
Bardzo, bardzo się cieszę, że 2015 dobiegł końca. To był zły rok. W pracy chaotycznie - rok zaczęłam jako bezrobotna, potem zajęłam się rozkręcaniem firmy, ale przez wspólników musieliśmy z M. szukać nowego zajęcia. Tego samego dnia rozpoczęliśmy pracę w konkurencyjnych agencjach, ale moja okazała się unijno-dotacjowym-przekrętem. Umowę mam do 9 stycznia, więc można powiedzieć, że kolejny rok z rzędu zaczynam od szukania pracy.
Związkowo też było kiepsko. Wspólna praca nas niszczyła, permanentny dołek finansowy powodował wiele napięć, do tego ogólnie poczucie zawieszenia bez perspektyw na zmiany nie ułatwiał życia.
Na studiach ostatnia prosta, choć teraz do mnie dociera, że już nieco zawaliłam.
Końsko bez zmian. Ani razu nie siedziałam w siodle, ale na szczęście kontaktu z koniarzami nie straciłam, więc jest nadzieja na powrót.

Jakie mam plany na 2016 rok?
ZMIANY! Chcę ten rok przeżyć, a nie przewegetować. Tak po prostu. 🙂


Styczeń - znów nowa praca, niby przypadkowa, niby na chwilę, niby kompletnie odbiegająca od mojego doświadczenia i zainteresowań, a jednak, mimo wszystko, jestem tu już prawie rok i póki co nie zamierzam zmieniać. 😉
Luty - dużo nauki związanej z nową pracą, podjęcie decyzji o ogarnięciu swojego ciała i przejście na dietę.
Marzec - rozpoczęcie przygody z siłownią, wyjazd do Poznania na szkolenie, podczas którego zdałam sobie sprawę z tego, że w moim związku źle się dzieje.
Kwiecień - przeprowadzka, życie od pracy do siłowni, podpisanie dłuższej umowy, zaginięcie ukochanego kota. 🙁
Maj - odzyskanie stabilności finansowej, spełnianie swoich długo odkładanych marzeń.
Czerwiec - zakup pierwszego własnego samochodu, dojrzewanie do decyzji o zakończeniu związku.
Lipiec - decyzja o przerwie, wyprowadzka M.
Sierpień - wielka ulga przeplatana wielką tęsknotą. Ostatecznie tęsknota wygrała i z M. postanowiliśmy naprawić nasze wspólne życie. Spełniliśmy też nasze wielkie marzenie - adoptowaliśmy psa. 😍
Wrzesień - urlop w Bieszczadach. Wspaniały czas spędzony tylko we dwoje, zdanie sobie sprawę z tego, że naprawdę nam na sobie zależy. Przypadkowe odnowienie znajomości, dzięki której mój pies zyskał najlepszą towarzyszkę harców, a ja świetną znajomą, dzięki której wróciłam do koni. 🙂
Październik - prawdziwa jazda konna, rozwijanie swoich umiejętności, walka z lękami sprzed lat.
Listopad - takie normalne, prawdziwe życie, przy jednoczesnym dorastaniu do decyzji bardzo poważnych. 😉
Grudzień - plany, plany, plany na 2017. 🙂

Postanowienie na 2016 spełnione - wzięłam swoje życie w swoje ręce i w końcu wiem, czego chcę. W 2017 chcę to kontynuować i podejmować dojrzałe decyzje.
Marzenia? Albo rozpoczęcie życia rodzinnego na swoim, albo szalone wakacje all inclusive w jakimś ciepłym i egzotycznym kraju. 😁
2016 rok, miał dla mnie bardzo dobre i jedną złą stronę.

Do najważniejszych plusów mogę zaliczyć takie sprawy jak:
- stabilizacja w mojej pracy, mimo, że pracuję tu już 15 lat, to 2015 rok był bardzo ciężki i przyszłość nas wszystkich nie rysowała się różowo, w 2016 wszystko się układa na nowo, płyniemy i wygląda na to, że płynąć będziemy. To moja pierwsza praca, w dodatku dająca mi satysfakcję zarówno z wykonywanych obowiązków jak i z punktu widzenia osiąganych zarobków. Jestem bardzo związana z tym miejscem i tymi ludźmi.
- założona w połowie 2015 roku działalność gospodarcza w 2016 roku trwa nadal i rozwija się. Miałam obawy czy powinniśmy brać się za to sami (a raczej mój mąż), ale warto było podjąć męską decyzję. Branża kapryśna jak kobyła 😉 ale jakoś idzie.
- wreszcie zabrałam moje koniska na wakacje do mnie na działkę. Gostynińsko-Włocławski Park Krajobrazowy, więc jest się na co skusić. W Łodzi tego nie mamy 😉 Dodatkowo, bliziutko naszego domu działkowego znalazłam stajnię u super osoby, więc nie musiałam stawiać żadnej prowizorki u siebie, a i tak były blisko nas. Z dwóch tygodnie zrobiło się 1,5 miesiąca 🙂 To były zdecydowanie jedne z lepszych wakacji w moim życiu. Działka nad jeziorem przeżywa renesans 🙂 W 2017 planuję od razu na dwa miechy je wywieźć.
- moje życie prywatne, w sensie męża - miłości mojego życia i najukochańszego dzieciaka - mojej 17- letniej już córki, to jest mój coroczny sukces  😍
- moi rodzice cieszą się zdrowiem. U taty, po chorobie z 2014 roku śladu nie widać. Kolejny rok z remisją 🙂
- cieszę się końmi, ich obecnością, tym jak spędzam z nimi czas.
- wzięłam ze schroniska kotkę Lusię, kocham ją strasznie 🙂 Koty to są zwierzaki dla mnie, z całą pewnością.

Minus właściwie był jeden. Mój wypadek samochodowy z końca listopada. Mój kochany (tak wiem, to dla niektórych głupie) roomsterek to całkowita kasacja. Nie mam już schizy z jazdą autem, no może minimalną 😉 Ale spoko, daje radę. Bardzo dużo nerwów mnie to kosztowało. Załatwianie tego wszystkiego, przesłuchania, komunikacja z ubezpieczycielem sprawcy.

Na koniec powinnam jeszcze dodać jeden plus, że nic wielkiego mi, ani nikomu innemu się nie stało.

Pomijając wypadek to był bardzo dobry, spokojny rok. W nadchodzącym 2017 życzę Wam i sobie wszystkiego dobrego.

edit. dopisek

To moze i ja podsumuje 🙂

Rok zaczal sie fatalnie, bo rozpadem mojego malzenstwa. Jeszcze w styczniu zostalam sama.

Udalo mi sie pozbierac przez wiosne, glownie dzieki fantastycznej grupie przyjaciol, ktora stala za mna murem oraz dzieki psychoterapii. No i moja cudowna siostra wyciagnela mnie z tego wszystkiego za uszy.

No i zrobilam prawo jazdy! 😀 Kupilam tez pierwsze auto 🙂 jezdze twardo, choc na poczatku byla stluczka 😉 no ale jakos sie przelamalam i bylam juz nawet w trasie na Zielona gore, prawie 300km w jedna strone 😀

Latem zrezygnowalam z dzierzawy konia, czulam ze nie ma sensu juz ta robota, nie kazdy kon sie nadaje do pchania w jakas konkretniejsza prace 🙂 Ale przekazalam ja w bardzo dobre rece, wiec jestem spokojna i usatysfakcjonowana. W miedzyczasie kilka miesiecy spedzilam na poprawianiu swojego dosiadu u znajomej instruktorki, nie bylo na co narzekac 🙂

W pracy na lato-jesien byl kryzys, nie czulam sie dobrze, bylam przemeczona, bardzo zestresowana. Ale jednak zdecydowalam sie zostac, dostalam tez bardzo dobra oferte na nowy kontrakt wiec jestem poki co tam gdzie bylam 🙂

No i w zwiazku z tym koncowke roku wzielam we wlasne rece i spelnilam swoje najwieksze marzenie - kupilam konia 🙂😉)
Jestesmy na poczatku drogi, ale zwierzak jest bardzo wdzieczny i grzeczny - odpukujac i nie zapeszajac 😀

Mam nadzieje ze dzieki temu 2017 zacznie sie pozytywnie i bedzie spokojny 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się