Weterynarze- opinie o wetach, do kogo w potrzebie

gosiaopti, wiem, że nie masz pretensji personalnie do konkretnego lek weta. Ale z każdego Twojego słowa wynika że masz żal do sytuacji. Że nie otrzymałaś pomocy gdy jej bardzo potrzebowałaś. Szczerze tego współczuję - tak bardzo i na prawdę, bo sama nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić 🙁 I rozumiem problem, chociaż nie znam jego rozwiązania niestety 🙁 Pisało tu dwoje wetów, którzy znają temat od kuchni najlepiej... i sama widzisz że to nie takie proste jak się czasami wydaje.
I tak dla wyjaśnienia - szczególnie do E. i Gaga
Tak jestem rozżalona. Lek wet, z którym uzgodniłam ew. wizytę w sylwestra i nowy rok (bo koń niedomagał przez ostatni miesiąc) nie przyjechał podając błahy powód, nie chciał też podać kontaktów do ew. weta który może być dostępny, nie służył ŻADNĄ pomocą przez telefon, w końcu dotarł po 3 godz. (a ma do mnie 15 min). No i jesteśmy (byłyśmy?) w przyjaźni...

Rozumiem Twoje rozżalenie, bardzo Ci współczuje i nawet nie próbuje wyobrazic sobie co przeżywasz, bo od razu bym sobie zaczęła wyobrażać co by było jakby to dotyczyło mojego konia i bym ryczała całą noc w poduszke.
Ale proszę Cię, uspokój się, opanuje emocje i przemyśl sobie jeszcze raz to wszystko. Wiadomym jest, że na braki w ilości wetów nic nie poradzisz, ale może tak jak sugerują dziewczyny, uzupełnij liste wetów z Twojej okolicy. Może nawet jakiś od piesków jest w stanie czasem przyjechać i pomóc dając zastrzyk? A może są końscy weci, o których nawet nie wiesz?
gosiaopti - pomyśl, że masz męża weterynarza, którego wiecznie nie ma w domu, bo jeździ na każde pierdnięcie Pańć swoich czworonogów, które często gęsto wyolbrzymiają sytuację.
Niedawno laska zadzwoniła do mojego chłopa w środku nocy, bo jej źrebaczek ma łysą dupcię po sraczce.
O ranach do szycia wielkości pół cm nie wspomnę....
Weterynarz też jest człowiekiem, też chce spędzać czas z rodziną, cieszyć się Świętami a nie czekać na telefon. Żadne pieniądze nie są tego warte.
Tajnaa, oczywiście że masz rację. Wet też człowiek i swoje życie ma.
Ale z tego co ja zrozumiałam Gosiaopti, to problem leży w tym że wet najpierw sie umówił, a potem nie przyjechał podając błachy powód. Zamiast od razu powiedzieć, nie dam rady, szukaj dalej.  👀
tajnaa, i tu właśnie chyba weci czasem dzielą ludzi na tych hm... zaufanych i tych z lekka księżycowych
Bo jak ja dzwonię, to zawsze odbierają / oddzwaniają. Jak dzwonię, że pilnie, to pilnie są. Ale tych pilnych zgłoszeń to w życiu miałam kilka raptem - z tego 3 do moich koni, pozostałe do takich które mam pod skrzydłami jakoś (TFU TFU TFU!!!!). Ale jak potrzebuję pierdoły czy chcę się umówić na szczepienie / zęby / inne to z góry mówię: nic pilnego - poczekam tydzień, dwa jak trzeba - zajedź jak będziesz obok, albo zostaw mi leki gdzieśtam... (suplementy znaczy, bo leków przecież nie można 😉) 
Wydaje mi się że od tego też wiele zależy... znaczy od tego jak poważny jest właściciel konia zależy też i podejście weta i - niestety - odbieranie telefonów w święta 🙁
Ja do błahych rzeczy nie wzywam, podstawowe leki mam. Na kolkach niestety się poznałam dość dobrze, bo sporo koni z różnymi kolkowymi przypadłościami miałam pod opieką i dzwonię o "nieludzkich" porach TYLKO wtedy gdy to jest KONIECZNE. Jak mam sprawę o duperele to wysyłam sms z zapytaniem kiedy mogę pogadać o tym czy o tamtym.
Jeśli mam kontakty do 4 wetów, którzy przyjeżdżali zawsze i do piątego, który jest z okolicy i ŻADEN tego dnia nie był zainteresowany dojazdem, to jest tu coś nie tak 🙁

Ja wiem, że to wszystko nie jest takie proste i wiem jakie podejście do weterynarii w ogóle mają powiatowi i izba, niestety... Jakby było proste to nie pisalibyśmy tutaj, bo nie byłoby o czym...

To co piszecie o kasie jest bardzo ważne i ja wielokrotnie rozmawiałam z różnymi wetami, że osobiście wolę, żeby mnie policzyli "normalnie", a nie po znajomości, a w zamian za to służyli pomocą gdy jest to konieczne. I tu też wspominałam, że przecież takie nagłe kolkowe wizyty mogłyby być liczone dużo drożej, tak, żeby się wetom opłacało.
Więc nie wiem czy to tak naprawdę kwestia kasy?

A telefony w nocy? I o duperele? Myślę, że większość prowadzących własną działalność ma ten sam kłopot. Do mnie np potrafią zadzwonić żeby umówić się na trening, albo coś przełożyć o 22 albo o 6 rano... A to nie jest kwestia ratowania życia pacjenta...

Więc nie kupuję tego, że nie opłaca się i że klienci są upierdliwi i ciągle dzwonią. Niestety - prowadzisz swoją działalność gospodarczą to się przyzwyczaj, a jak nie to idź do pracy do urzędu, albo do fabryki.
_Gaga, ja mam podobne podejście i za pierdołami, sprawami które mogą poczekać dzwonię tylko w tygodniu i w godzinach 9-17. Jeśli dzwonię w innej porze to znaczy, że zwierzak wymaga natychmiastowej pomocy. I czy to będzie wielkanoc, środek nocy czy inny diabeł to mam nadzieję, że jeden z kilku wetów z okolicy przyjedzie i pomoże. Taki zawód, że w ich rękach życie zwierząt.

Tak samo jako właściciel stajni i koniarz nie wyobrażam sobie zostawić bez pomocy cudze zwierzę, bo idę na imprezę czy inne cuda. Jak sytuacja tego wymaga to rzucam wszystko i służę pomocą, nie tylko naszym podopiecznym ale wszystkim okolicznym zwierzakom.
o 22 i 6 to normalne godziny pracy, gorzej jak notorycznie 2.30 😀 prywatna praktyka ma to do siebie, że jest wolny rynek- możesz odebrać telefon lub nie, pojechać do pacjenta lub nie- każdy robi kalkulację jaka mu się opłaca. Kolki i nagłe  przypadki w porównaniu np. do rozrodu lub ortopedii średnia kasa więc nie ma się co dziwić, że jest jak jest.

Z tą pomocą "po imprezie lub w trakcie"- to popatrzcie na to z takiej perspektywy- piłeś, jedziesz, złapie cie policja- dziękujemy, rozumiem, że właściciel konia do którego zostałeś wezwany robi potem za kierowcę-czy robi także za kierowcę kiedy masz kolejnych pacjentów?
Druga sprawa, nawet nie jedziesz, ale cię wiozą, coś idzie nie tak, właściciel konia składa doniesienie do izby, świadkowie mówią, że przyjechałes pod wpływem alkoholu..
osoba prywatna może sobie pozwolić na jechanie na gazie itp. lekarz, lekarz wet i parę innych osób już nie...
🙁
gosiaopti-4 wetów mało- zrób sobie listę wszystkich co masz w koło i nawet dalej. Często ci dalsi szybciej dojadą niż ci najbliżsi.

Więc nie kupuję tego, że nie opłaca się i że klienci są upierdliwi i ciągle dzwonią. Niestety - prowadzisz swoją działalność gospodarczą to się przyzwyczaj, a jak nie to idź do pracy do urzędu, albo do fabryki.



moim zdaniem jak by się nie próbować przyzwyczajać to być w dyspozycji 24h/dobe 365 dni w roku się nie da. 

a zmęczenie/przemęczenie lekarza = większe ryzyko błedu w diagnozie/leczeniu o zaśnieciu za kierownicą w drodze do pacjenta nie wspominając...



ivet bez przesady - być pod telefonem, a pracować to dwie różne rzeczy. I dlatego pisałam o konieczności dyżurów.Kiedyś weci to między sobą ustalali, albo chociaż informowali stałych klientów, że nie będą dostępni. Teraz - wolny rynek  🙄
wierz mi, że dużo zawodów, prywatnych biznesów wymaga takiej dyspozycyjności.
I teraz ja to napiszę - wszystko to kwestia "za ile monet"
dlatego piszę po raz kolejny:
Karla  - bierzcie za nagłe wezwanie do kolki w nocy lub w święta takie pieniądze, żeby się Wam wetom opłacało. Ja bym zapłaciła. Jeśli ktoś nie chce zapłacić, to nie wzywa. Raczej proste. Wystarczy "ujawnić" cenniki...

A tak a propos, to ja dzwoniłam o 7 rano, tyle tylko, że był to Nowy Rok...
gosiaopti- ty zapłacisz, a inny już nie. Dla tych kilku klientów się nie opłaca. Wiesz ilu ludzi po wezwaniu nie chce regulować rachunków? dopiero jak dostają wezwanie od prawnika i ich się obsmaruje w branży to płacą (albo i nie...). I to siętyczy nie tylko nagłych wizyt...
ivet bez przesady - być pod telefonem, a pracować to dwie różne rzeczy.



serio ?? to PO CO wet ma być pod telefonem ?  bo nie rozumiem ...... 

i podtrzymuję - lekarz ( szczególnie prowadzący jednoosobową działalność ) nie może być dostępny 24h/dobę przez 365 dni w roku .

Usunęłam zdublowany post i poprawiłam cytat.
ivet, no też tak uważam. Dlatego lekarze powinni się podzielić między sobą dniami. Kiedyś to było wykonalne, dogadywali się między sobą... Ja jeszcze te czasy pamiętam, kiedy wet prowadzący stajnię dzwonił do kierownika stajni i mówił np. jadę na 2 tyg na urlop, moje obowiązki przejmie lek wet X, dzwońcie w razie czego do niego... Teraz się nie da bo wolny rynek... Kosmos jakiś.

Zresztą pamiętam weta z "brokatem na włosach" robiącego w Sylwestra sondę kolkującemu koniowi. Teraz temu wet się nie chce? Kiedyś się opłacało teraz nie? Bez przesady. Wg mnie zabrakło chęci, a powołanie się ulotniło.

Karla, ja wszystkie rachunki zapłaciłam terminowo. ZAWSZE. Za operacje w klinice też. Pożyczyłam od znajomych, ale zapłaciłam... Oprócz tego ostatniego, którego jeszcze nie dostałam.
I szczerze - to działa w obie strony. Jeśli wetowi nie opłaca się przyjechać do mnie do kolki, mimo, że zawsze płacę i nie targuję (akurat z wetami NIGDY nie targowałam, a wręcz kilka razy pytałam czemu tak tanio i dwa razy nawet zapłaciłam "górką"😉, to tych wetów, którym się "nie opłaca" mi nie będzie się "opłacało" wziąć do szczepień, RTG, czy masażyków...
A wetów co rok przybywa... I mam nadzieję, że konkurencja będzie rosła, bo to najlepsze lekarstwo na "wolny rynek"  🤔
gosiaopti, Ty płacisz, ja też płacę, ale wielu klientów nie płaci i to nie tylko za kolki, ale i za szczepienia (przy 1 koniu odpuścisz, ale jak szczepisz 40... to już słabo) i za inne rzeczy. Dyskutowałam wielokrotnie z moim wetem pierwszego kontaktu co robić w opisywanej przez Ciebie sytuacji, choćby dlatego że mi się ów niezawodny wet przeprowadził na tyle daleko że jedzie do mnie dobre 4,5  - 5 godzin. Radził: najpierw kolejno jakieś 6 telefonów do lekwetów , a przy braku skuteczności - klinikę w Demmin i tyle. I podsumowywał tak samo jak Karla, chociaż prywatnie się chyba nie znają (?) - po co jechać do kolki w środku nocy do :
a) nowego pacjenta - stracę całą noc, sporo leków a nie wiadomo kto to i czy w ogóle zapłaci,
b) pacjenta z Księżyca - cholera wie, czy to kolka czy konik po prostu śpi sobie, będę jechał w środku nocy - jak się okaże że to nic takiego, to nie będą chcieli mi nawet za paliwo oddać,
c) klienta "zapłacę później" i to później nigdy nie następuje,
d) klienta "aaale ja nie mam kasy" - o czym dowiadujesz się po 12 godzinach podawania leków, kroplówek, etc...
e) klienta: "aale ja nie umiem", który nie odpowie na żadne z podstawowych pytań (jak długo to trwa, co się dokładnie dzieje, jakie koń ma tętno) i nie przytrzyma przy zakładaniu welnflona bo nie umie
Wymieniał dłużej różne przypadki, ale już nie specjalnie pamiętam... Ja nie piszę, że Ty jesteś takim klientem, piszę że po sto pięćdziesiątym takim - wet rzeczywiście traci - z tym że nie powołanie a płynność finansową  🙁

Niestety , tfu na szczęście chyba jestem na tyle młoda, że nie pamiętam aby lek weci dzwonili do kierowników wszystkich okolicznych stajni z informacją o urlopie. Ba właściciel pensjonatu w którym stoję to chyba w ogóle nie ma namiarów na wetów, więc po co mu takie info? Mój wet pierwszego kontaktu mnie kiedyś informował. Dziś, gdy mam kilka zastępstw na miejscu - nie robi tego, ale w razie W raczej odbiera lub oddzwania.

I nie da się ustalić "cennika" za wizytę. Przecież nie wiadomo co trzeba podać, jakie badania wykonać itd itp...

Tak, czy siak niestety przy paskudnych kolkach i tak trzeba jechać do kliniki i żaden wet w terenie nie pomoże 🙁
jest powiedzenie - syty głodnego nie zrozumie, te wszystkie argumenty są logiczne i zrozumiałe, ale jak przyjdzie sytuacja jak u gosiaopti to nic nie ma znaczenia, jest tylko strach, złość, niemoc i żal, cholerny żal do ludzi wykonujących ten zawód,  nie życzę nikomu takich przeżyć i sytuacji, ale dopiero wówczas rozumie sie takie posty i apele o dyżury.
blucha czy ty serio myślisz, że nikt nie miał takich sytuacji? przy zwierzętach (każdych!) to niemal codzienność. I mimo, że masz wetów dokoła, leki itp. często kończy się niepowodzeniem 🙁
Karla miałaś sytuacje że dzwoniłaś przez dwie godziny i nikt nie przyjechał ? albo powiedział że przyjedzie a po godzinie komórka była już wyłączona ? a stan zwierzęcia pogarsza sie z każdą chwilą ? ja pisze o takiej sytuacji, że nie zawsze da sie uratować to rozumie każdy, ale co innego jak przyjedzie wet i powie nic sie nie da zrobić i uśpi niż jak patrzysz jak zdycha w cierpieniu, i nie piszcie ze trzeba było pakować i do kliniki, bo zapakujcie leżące 600 kg na przyczepę.

Gillian   four letter word
15 stycznia 2017 09:29
Wszystko przeliczone na kasę, taa. Świetnie!!!!! Do kolki nie opłaca się jechać, trudno że koń zdycha. NIE OPŁACA SIĘ. Ja pier... Nie wierzę. A gdzie jakaś misja ratowania życia albo coś? nic? szkoda.

ja czekałam na weta 18h, rozładowałam dwa razy telefon dzwoniąc i nadal nic. Jeszcze się na koniec dowiedziałam, że mi łaskę zrobił po znajomości, że przyjechał. A ludzie narzekają na naszą służbę zdrowia haha... masakra.
blucha, miałam sytuację- Wigilia kilka lat temu, ja w drodze do rodziców, bez leków, bo samochód pożyczony koleżance, szklanka na drodze, Pola z pękniętym oczodołem, okiem na wierzchu, 4 moich kolegów z roku siedzi przy kolkach, dwóch jedzie 200km ode mnie do złamania, moja osobista przyjaciółka jest w Radomiu, ale jedzie- dojechała po 6h. W międzyczasie dowiedziałam się, że kilku kolegów jest na urlopie na nurkach, ktoś tam właśnie jedzie w góry itp. 3 wetów, którzy zawsze byli w razie w , służyli pomocą nawet telefoniczną- na bramkach wet na rajdach w Dubaju.Koń mimo podania leków przeciwstrząsowych do wizyty Agi Bestry dotrwał w kiepskim stanie. Skutki wypadku (pogryzienie przez innego konia ze zmiażdżeniem oczodołu) odczuwamy do dziś. A... i to był przypadek kiedy po konsultacji z okulistą " nie pakuj jej w auto, bo jak zmienisz ciśnienie w oku to jej rozwalisz oko". Bukmankę zamówiłam pół h przed przyjazdem Agi. Na forum jest co najmniej 3 osoby, które widziały tą całą sytuację. 

Miałam też dwie sytuacje, zanim poszłam na studia, że kolki na Służewiec nie dowieźliśmy- padła w drodze. Pakowaliśmy więcej niż 600kg, dzieci! licealiści...wiec nie pisz mi spróbuj zapakować leżącego,bo przez ileś tam lat pakowałam regularnie, bez 5 chłopa itp. Wypakowywaliśmy także, bo na Grochowie (jeszcze wtedy był Grochów- nie Wolica i Służewiec) był tylko 1 pomocnik.

I takich jak ja jest tu wielu...nie jesteście jednymi, biednymi istotkami co im ukochany konik padł lub miał ciężką kolkę.

Gillian -jednym się będzie opłacać innym nie. Nie można mieć pretensji do kogoś kto robi kalkulację typu jutro cały dzień dogorywam po kolce i muszę odwołać iluś tam pacjentów ortopedycznych (luźny przykład). Ja o tym piszę od kilku stron, ale tu z żalu chyba czytanie ze zrozumieniem się wyłącza. Są weci tylko od kolek i takich internistycznych rzeczy. Są tacy co się tym nie zajmują, za żadną kasę nie pojadą. Czy to tak trudno zrozumieć? Czy jak Ci rękę odrąbią siekierą dzwonisz do dermatologa, pulmonologa albo psychiatry? Przecież to wszystko lekarze...

Ja kończę udział w tej dyskusji, bo ja o innym a gosiaopti i blucha o innym. Nie rozumiemy się. Ja wam próbuję powiedzieć czemu jest jak jest i że nikt tu nie jest wyjątkiem.  Co z tą wiedzą zrobicie-wasza sprawa. 


tym bardziej cie nie rozumiem, przedstawianie stu tysiecy powodów że nie da sie zorganizować dyżurującego pod tel weta, ja bym była zadowolona gdyby przyjechał nawet taki od szczepień, podał przeciwbóle aby koń dał rade ustać na nogach aby zapakować na przyczepę.

PS
ja kończę dyskusje, bo tak będziemy przez następne 4 strony
Gillian   four letter word
15 stycznia 2017 10:16
Karla🙂, tak, ciężko mi zrozumieć, że ktoś życie wylicza na złotówki i zmęczenie. Ratowanie życia powinno być priorytetem dla kogoś, kto nazywa siebie lekarzem. I to wszystko ode mnie w tym temacie.
blucha, jak poczytasz to tu nie było tekstu o chęci pakowania konia do kliniki...
Ja pisząc o wetach od interny mam na myśli właśnie tych lekarzy od szczepień i robali, opatrunków i szycia. Oni jeżdżą w większości przypadków.

Gilian- z chęci ratowania życia nie kupisz leków by ratować te inne, benzyny by dojechać do reszty także. Rozumiem, że na pogotowiu pracujesz za free? nie? a powinnaś... Rozumiem, że umiesz wybrać i masz możliwość odmówienia przypadkom, które masz umówione od jakiegoś czasu (też czekają na pomoc).

Trochę dziwią mnie słowa osoby, która tak a nie inaczej wypowiadała się o pacjentach z pogotowia jakiś czas temu...
Gillian   four letter word
15 stycznia 2017 10:28
wypowiadam się a i tak robię swoje. Po pracy też. Czy jak wracam po 12h ciężkiego dyżuru i najeżdżam na wypadek to macham ręką i jadę dalej bo jutro kolejny dyżur? Nie. Wysiadam i spędzam 3 godziny w padającym śniegu pomagając ludziom, ogarniając im pomoc z rozbitym autem. Bo taki mam zawód. Jestem 24h na służbie, nawet jeśli nie jestem w uniformie. Po prostu.
dalej się nie rozumiemy. Dobrze, że tak piszesz i mam nadzieję, ze tak rzeczywiście jest.
Ja się poddaję. Niemniej jednak wszystkim życzę by ich weci dojeżdżali zawsze i wszędzie.
Gilian to prawda ty masz taki zawód. Twoim obowiązkiem jest ratować życie ludzkie, po godzinach, bez pieniędzy, narażając własne życie.  I na pewno byłaś tego świadoma decydując się na takie studia i na taką pracę.. Jesteś lekarzem. Ale tzw ludzkim. Lekarz weterynarii nie ma takiego obowiązku. Nie ma obowiązku za wszelką cenę ratowania życia zwierzęcia, nie składa na to przysięgi. Ma obowiazek chyba tylko wtedy jeżeli choroba zwierzęcia zagraża życiu ludzkiemu, jakieś epidemie, choroby odzwierzęce, zwierzę chore niebezpieczne dla człowieka na wolności....czyli ma obowiązek ratować życie ludzkie poprzez leczenie zwierząt. Kolki, rany, urazy to normalna praca jak w urzędzie, może być od 8 do 16 i do domu i nikt nie może mieć pretensji. Bo takie jest prawo. Radzę poczytać kodeksy etyki lekarza medycyny i lekarza weterynarii i zobaczyć czym się różnią. Bo to tylko zrozpaczonemu włascicielowi konającego w męczarniach zwierzęcia wydaje się , że jak lekarz to lekarz 😕 Kiedyś to sobie sprawdziłam, jak kolejny zwierzak odchodził całą noc na moich oczach w strasznym cierpieniu i nie było dlą niego żadnej pomocy, choć gabinetów wet w mojej okolicy prawie tyle co grzybów po deszczu. I pewnie dlatego tak bardzo sobie teraz cenię tych lekarzy wet którzy jednak jeżdżą po nocy w święta, informują, że ich nie będzie, umawiają z innym lekarzem. i całe szczęscie, że nie jest ich tak mało.

Gillian   four letter word
15 stycznia 2017 11:44
Nie jestem lekarzem, ale to nie ma znaczenia w sumie. Uznaję istnienie czegoś takiego jak obowiązek moralny. Owszem, nie ma na to prawa ale chyba każdy posiada jakieś sumienie? czyste, bo nieużywane 🙁 nie umiałabym odmówić wiedząc, że gdzieś umiera w cierpieniach zwierzak bo nie chce mi się jechać albo właściciel ma problemy z płatnością. Są rzeczy ważne i ważniejsze 🙁
Gillian no i właśnie to jest ten wielki pozytyw ,że są jednak ludzie którzy nie mogliby odmówić..... To oznacza nadzieję, że zwierzeta też tak jak ludzie doczekają się kiedyś służb ratujących im życie i zdrowie. Do tego żeby stworzyć pogotowie ratunkowe, górskie, wodne, górnicze, straż pożarną, policję i inne ludzie też dorastali długo i długo trwało zanim wszyscy sie do tego przekonali i stworzono dobrze działajace systemy ratujace człowieka. A jak długo trwało zanim w ogóle uznano , że każdy człowiek zasługuje na ratunek.
Karla🙂, tak, ciężko mi zrozumieć, że ktoś życie wylicza na złotówki i zmęczenie. Ratowanie życia powinno być priorytetem dla kogoś, kto nazywa siebie lekarzem. I to wszystko ode mnie w tym temacie.


Gillian, a ja rozumiem rozżalenie Karli, że jej klienci nie placą (czy też jej kolegom nie płacą). I jak kolwiek to nie brzmi, jest to frustrujące i kiedy za którymś razem ktoś po raz kolejny cię oszuka i nie zapłaci, to nie odbierasz telefonów. I ja to rozumiem.
Pracuje w firmie, kompletnie nie związanej z weterynarią. Zatrudniająca kilkanaście osób. I wiem, jak to jest, kiedy kontrahent nie dotrzymuje terminów faktur, nie płaci, nie odbiera telefonów. Kiedy kontrahent zamiast zapłacić, tylko się domaga poprawek, napraw i serwisowania. I uwierz mi, że widze jak to jest, a sama już dwa razy dostałam pensje z opóźnieniem, bo wiem jak to jest kiedy oczekujesz na piątek przelewów, przychodzisz do pracy w poniedziałek, a pieniędzy nie ma! I kłóć się z dłużnikiem, bo to zawsze nie jego wina, tylko banków, księgowych, etc.
I ja to rozumiem. I jestem w stanie zrozumieć, a przynajmniej próbuje zrozumieć wetów, którzy raz czy drugi zostali oszukani przez klientów i trzeci raz nie dadzą się nabrać. I choćby im się serce krajało, to nie dadzą się nabrać i nie pojadą i ja to rozumiem.
I choć sama mam listę wetów, ktorych nigdy w życiu bym nie zawołała do swojego konia i nie poleciła nikomu innemu. I nie mam zamiaru ich bronić i rozumiem rozżałenie Gosiaopti, że w jej przypadku skończyło się bardzo tragicznie. Nie mam zamiaru ich bronić, ale staram się przynajmniej zrozumieć.
Chciała bym, żeby wet był zawsze i na miejscu i żeby było tanio i żeby było mnie stać. Ale tak się niestety nie da.
tego posta mialo nie być
Gillian   four letter word
15 stycznia 2017 13:47
He?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się