praca

honey, miałam na rozmowach ok. 30 osób zaraz po liceum/ technikum/ zawodówce. Oczywiste dla mnie jest, że te osoby nie mają doświadczenia zawodowego, bardzo często nie mają też żadnej wiedzy technicznej, często są nadal na utrzymaniu rodziców i/lub rozpoczynają studia (więc dla mnie nie mają pełnej dyspozycyjności). Generalnie pracownik, któremu muszę poświęcić dużo czasu zanim będzie w 100% samodzielny. 90% tych rekrutowanych ma wymagania finansowe powyżej 2500zł netto.
I żeby nie było, że ja uważam, że najniższa krajowa to powinien być szczyt marzeń dla młodych ludzi. Ale zauważyłam taką tendencję, że im większe ludzie mają doświadczenie zawodowe (jakiekolwiek), tym bardziej realne dla pracodawcy stają się ich wymagania finansowe.

Neila, żartujesz chyba, że ci ktoś powiedział, że cię nie przyjmie ze względu na "aparycję"?

Tak zupełnie na boku muszę się pożalic, że miałam dzisiaj taki "dzień buraka" jak nigdy. Co te ferie robią z ludźmi...
Aprilla, jak zareagowałaś? Ja dwa razy trafiłam na kogoś, kto się na mnie wydarł. Typ furiata za szefa to koszmar.
Aprilla, jak zareagowałaś? Ja dwa razy trafiłam na kogoś, kto się na mnie wydarł. Typ furiata za szefa to koszmar.


Powiem szczerze: głupio. Jak mnie puścił, to tak wystartowałam z tego krzesła, że się zatrzymałam na przeciwległej ścianie.
Kompletnie nie byłam przygotowana, że ktoś (zwłaszcza szef), może naruszyć moją nietykalność (siniak niewielki, ale był). Nie sądziłam, że takie coś może tak mnie wytrącić z równowagi. Młoda, głupia, pierwsza praca. Później już reagowałam na takie sytuacje.
[s]Pilne pytanie do osób posiadających własną firmę, zbliża się pierwsze moje rozliczanie z ZUSem, swoje opłaty ogarniam i wysyłam je z firmowego konta bankowego na podany na tym koncie nr. A co z pracownika ZUSem? Za jednym razem wysyłam na to samo konto, czy osobna wpłata, czy w ogóle inne konto? Proszę o wsparcie! Jestem zagubiona w tym jeszcze strasznie, a Księgowa jest poza zasięgiem... 🙁 [/s]

Wszystko już ogarnięte 😉
Jak już założę firmę, to będę mogła pomóc - na razie najzwyczajniej w świecie: nie wiem.

[quote="szam"]Ale zauważyłam taką tendencję, że im większe ludzie mają doświadczenie zawodowe (jakiekolwiek), tym bardziej realne dla pracodawcy stają się ich wymagania finansowe. [/quote]
Tak też bywa. Na zasadzie => doświadczył rzeczywistości = zupełnie inaczej podchodzi.
Nie, żeby ta rzeczywistość była jakaś totalnie koszmarna, dzicz, koniec świata i w ogóle - ale kiedy nie ma się co do garnka włożyć (tudzież mamusia obcięła dotacje...) to nagle wymagania finansowe jakoś topnieją - jeśli się totalnie nie ma doświadczenia w czymkolwiek...
Aha! Nie chcę być złym prorokiem, ale.... obawiam się, że mało kto z tego pokolenia będzie faktycznie 100% samodzielny i odpowiedzialny na stanowisku pracy 🙁 Plus postawa "bo mi się należy"....


Może ten miesiąc taki jakiś.... ale wpadłam w stan pracowej nostalgii. Niby fajnie - bardzo ciężko, ale niby dalej rozwojowo..... Tylko dlaczego mam wrażenie, że jestem śliwką w zupie pomidorowej? Wiadomo - wszędzie dobrze gdzie nas nie ma....
Tylko ja nie rozumiem jak to się dzieje, że jeden całe życie będzie "pracownikiem na etacie" (nawet gdyby miał potencjał, nawet gdyby miał pomysły - ale i tak, jak czasem słyszę, że ludzie pracują jako kierownicy na najniższej krajowej przez 12 lat to włos się na głowie jeży), a inny w wieku 25 lat otworzył firmę, firma na niego zarabia. No jak? 😉 🙂
Sankaritarina, ja tak mialam, ze majac swoja firme, gdy sytuacja byla niestabilna to mi sie marzyl etat.
Teraz pracuje na etacie, w fajnej firmie, za dobre pieniadze i co? No po raz kolejny przekonuje sie, ze praca od 8 do 4 na etacie to nie dla mnie. I nie chodzi o sama prace, tylko o to, ze nie dysponuje swoim czasem jak ja chce.  Lubie pracowac, ale dla siebie. Ale ja chyba po rodzicach to mam, bo oboje tez ciezko znajdowali sie w pracy u kogos.
W zwiazku z tym zakladam firme i ...nie czuje ze pracuje.

Ten artykul ponizej, brrrr....
http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,21354220,mobbing-brak-urlopu-zamiast-pensji-napiwki-od-klientow-jak.html#TRwknd
O mobbingu na państwowej posadzie mogłabym książkę napisać. Tylko nikt by w to nie uwierzył, sama mam trudności, patrząc z perspektywy czasu.  😉
Na koniec każdego tygodnia telefony od znajomych się urywały - oni opowieści z mojej pracy traktowali jako niezłą rozrywkę, ja musiałam się wygadać i poprzeklinać.
Naboo, Oooo, chyba mi o to chodzi. Jeszcze ja rzadko kiedy jestem w pracy te 8 godzin - zazwyczaj więcej, bo a to muszę gdzieś wyskoczyć pod koniec dnia = zawsze zejdzie więcej czasu; a to nadgodziny... Mam czasem straszne uczucie, że czas leci, coś mnie omija, a ja utknęłam.
Nawet zaczęłam doceniać pracę instruktora, bo przynajmniej się człowiek wyspał, rano można było coś załatwić, a jednego dnia pracowałam 12h, drugiego 3h..... No, ale minusy też były - to jasne.
Chciałabym pójść na studia, tylko studiując przy tej mojej obecnej pracy, to już w ogóle nie będę miała życia 🙁

Tylko zaczynam się bać, że gdziekolwiek indziej wcale może nie być lepiej. A jeszcze gorzej....
A już w ogóle nie pomaga mi fakt, że w firmie, którą obserwuję od 2 lat, właśnie stworzył się etat! Na który nie mam kierunkowego wykształcenia 😎

Aprilla, z jednej strony podziwiam za stalowe nerwy.... z drugiej współczuję. Mam nadzieję, że teraz masz dużo lepsze warunki pracy :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 lutego 2017 08:39
Sankaritarina, nie brzmi to najlepiej 🙁 ja obecnie cisne etat i zaoczne. Jest to hardkor kompletny, ale mam cel i lubie moje studia i daje mi to masę energii.

Aprilla, Been there done that.
Aprilla, z jednej strony podziwiam za stalowe nerwy.... z drugiej współczuję. Mam nadzieję, że teraz masz dużo lepsze warunki pracy :kwiatek:


Nikt mnie nie próbuje klepać po tyłku ani nie rzuca mną o ścianę - to chyba tyle z plusów.  😉
Właśnie dojrzewam do rozstania z aktualnym miejscem pracy, było miło, ale żyć też trzeba mieć za co.
Strzyga, No właśnie! = masz cel, daje Ci to energię = dzięki niej, jesteś w stanie ciągnąć etat i zaoczne, choć jest hardkor. Ok - ja cel osiągnęłam taki, jaki chciałam.... tylko dlaczego się nie cieszę? 🙁
no, ale po prostu wiem, że gdybym teraz poszła na studia zaoczne, to już w ogóle moje życie zamknęłoby się w temacie "praca & studia" + trochę się jednak obawiam, że zawaliłabym te studia. Cały czas usiłuję łączyć pracę z jeździectwem (takim sensowniejszym), ale jak wyszłam z domu o 7😲0 i wróciłam o 19:30 to miałam ochotę się tylko walnąć do łóżka.... Nie chcę tak. No, ale znowu druga strona podpowiada mi "na wszystko i wszędzie trzeba zapracować".... I trochę się miotam.

Aprillia, Zmiana pracy to zawsze stres.... Choć powiem Ci, że nie żałuję ani jednej decyzji, jakie podjęłam w związku ze zmianą pracy
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 lutego 2017 06:14
Sankaritarina, nie brzmi to najlepiej 🙁 ja obecnie cisne etat i zaoczne. Jest to hardkor kompletny, ale mam cel i lubie moje studia i daje mi to masę energii.



E tam, ja cisnę etat i dzienny doktorat czyli oprócz swoich normalnych zajęć mam  jeszcze milion godzin zajęć ze studentami. Ah, i jestem redaktorem zeszytów naukowych na uczelni  🏇 Oczywiście, minusy są takie, że konie widuję na obrazkach (ale zawodniczo trenuję w innej dyscyplinie, także to kwestia wyboru), nie ma popołudniowych wypadów na piwo ze znajomymi itp, poza domem standardowo 7.30-21.30.. Wszystko jest kwestią świadomej organizacji czasu i oczywiście WYBORU tego, co nam pasuje (czyli np całych dni poza domem). Sankaritarina piszesz do Strzygi, że ma energię ponieważ ma cel -  jeśli już wiesz, że to co obecnie robisz nie jest satysfakcjonujące i wiesz, że chciałabyś robić coś innego, to uczyń z tego swój cel i działaj  🙂 Co gorszego może Cię spotkać poza tym, że najwyżej go nie zrealizujesz?  :kwiatek:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 lutego 2017 08:02
Sankaritarina, wiem, rozumiem. Nie lubie pracy na etacie, czuje sie ograniczona sztywnymi godzinami, ale wstaje rano i myśle: hej, dzis zarobisz trochę kasy, ktora pozwoli Ci zaplacic za studia.
Jestem trochę no-lifem, ale ja wiem, ze to za pare lat minie. Bo juz sobie myśle co bede robiła po, wybieram sobie temat magisterki...  i myśle w kategoriach zysku. No fakt, w ciagu ostatniego  pół roku jeździłam dwa razy, ale to moja świadoma decyzja... ktora tez od września chce zmienić i wydzierżawić konia 😀

Mnie to wszystko cieszy. DLACZEGO Ciebie nie cieszy?
Strzyga, No właśnie.... Jedyne, co mnie w tej chwili NAPRAWDĘ cieszy (z takich aktywności "kreatywnych", z działalności), to treningi. Myślałam, że uschnę z żałości, kiedy mnie kilka dni w stajni nie było.
Tak strasznie mnie cieszyła ta praca, z energią do niej chodziłam, ale teraz jest mi chyba zbyt ciężko - albo po prostu marudzę?

smarcik, Właśnie ten cel osiągnęłam. Taki, jaki chciałam. Albo inaczej - spotkało mnie dokładnie to, czego sobie zażyczyłam. Zatem chyba powinnam się cieszyć...
Spoko - życie no-lifa idzie przeżyć 😀 Studiowałam, pracowałam, miałam stajnię - spoko. W międzyczasie jeszcze wpadły jakieś dorywcze prace - a to trening poprowadzić, a to artykuł poprawić. Ciężko było - ale spoko. Chyba dlatego, że to było takie.... mniej poukładane? W sensie - plan dnia nie był "od - do", tu co innego, tam co innego - i jednak bardzo dużo mogłam sama zaplanować. No chociażby te dorywcze prace.... jadę prowadzić trening na godzinę, która pasuje, a jak nie pasuje, to przesuwam. Później już przy pracy na pełny etat, w lecie po 16😲0 mogłam jeszcze jazdy poprowadzić, konia pojeździć - no i fajnie. W weekendy jechać z treningu na trening, konia ogarnęłam - też fajnie.
Teraz ledwo się zwlekę w sobotę pomiędzy 8😲0 a 9😲0, ogarnę, co mam do ogarnięcia (np. zwierzyniec, dom....) dogorywam przez pół dnia, a o 20😲0 marzy mi się poducha. Starość?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 lutego 2017 18:56
Sankaritarina, moze musisz odpocząć? Moze za długo byłaś No-lifem? Moze teraz czas na trochę mniej No-life'owania, a więcej siedzenia na kanapie?
Biegniecie do celu jest super, ale trzeba sie tez zatrzymywać i łapać oddech. I posiedzieć trochę z boku i połapać słońca. A potem wstać i biec dalej, jeśli mamy taką ochotę 🙂
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
13 lutego 2017 20:05
Sankaritarina no właśnie - osiągnęłaś. Może jesteś tym typem człowieka (jak ja), który lubi mieć cele? Dla którego cel już osiągnięty jest po prostu jakimś zamkniętym rozdziałem w życiu? Jak to mówią "po co łapać króliczka kiedy tak przyjemnie się go goni"?  😉 Czasami to właśnie dążenie do czegoś sprawia najwięcej radości, a nie samo osiągnięcie tego. Może poszukaj czegoś ciekawego i rozwojowego na płaszczyźnie innej niż praca?  🙂
Na płaszczyźnie innej niż praca - mam = jeździectwo. Tu zawsze jest jakiś cel do osiągnięcia 😀 Tylko jakoś.. inaczej to sobie wyobrażałam = w sensie, nigdy nie chciałam wpaść do modelu "chodzę do pracy, bo muszę, chociaż wcale jej nie lubię". No i mam - niby ok, niby chciałam to robić, niby duże wyzwanie i rozwój.... ale ogromny stres, zmęczenie i nawał materiału. 🙁 No a z drugiej strony - szukać nowej pracy? A może będzie gorzej?

Strzyga, A prawda, czasem trzeba się zatrzymać. W styczniu zrobiłam sobie przerwę - przez chwilę tylko do pracy chodziłam, ale to było jeszcze gorsze. Każdy dzień podobny do poprzedniego. No, ale na ile odpoczęłam robiąc nadgodziny....

ja chyba leśnym człowiekiem jestem - nie jakieś kariery....
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
18 lutego 2017 08:57
Sankaritarina, zaraz przelecę na pw, ale ja byłam w dokładnie tym samym miejscu. I obrocilam życie do góry nogami 🙂
Sankaritarina, ja byłam w wirze pracy 6 lat ciągiem, z nastawieniem na cele, rozwój, sukces. Po tym czasie rzuciłam wszystko by zaszyć się na wsi i zająć końmi i macierzyństwem 😉. Nie każdy jest stworzony do typowej pracy biurowej.
busch   Mad god's blessing.
18 lutego 2017 11:56
Wg mnie sam etat i studia zaoczne to nie jest hardkor. Hardkor jest dopiero wtedy, jak chcesz to pogodzić z jeżdżeniem do stajni codziennie na kilka godzin 😀. Nie oszukujmy się, jednak na studiach nie ma tak że tydzień w tydzień musisz siedzieć w książkach - no chyba że ktoś ma bardzo wymagający kierunek. Poza tym zjazdów też nie ma co tydzień.

Swoją drogą śmieszne jak człowiekowi się zmienia perspektywa zależnie od doświadczeń. Odkąd nie jeżdżę konno, to sama praca na etacie (nawet z nadgodzinami czasem) daje mi taaak dużo czasu, że czuję się z tym zajebiście. Wciąż po prostu pamiętam, jak to było razem ze stajnią, kiedy standardowo nie było mnie w domu po 12-13 godzin dziennie, 7 dni w tygodni 🤣. Jazda do marketu po jedzenie to był logistyczny wyczyn  😂

No i fajnie jest odciąć się od koni i wybrać sobie takie hobby, że jak ci się nie chce kiedyś jechać na trening, to po prostu nie jedziesz bez żadnej spiny, a z końmi to wiadomo, oj biedny konik, kto go ruszy? kto jedzenie przygotuje? maść nałoży? Polecam życie bez koni  😁
Averis   Czarny charakter
18 lutego 2017 19:50
Nie ma co demonizować 😉 Mam konia od lat i nigdy nie byłam u niego 7 dni w tygodniu po kilka godzin.  Kwestia organizacji. I powiem  szczerze - jak mi się  nie chcę  jechać,  to..  nie jadę.  Koń  nie zdechnie od ekstra dnia wolnego.  Co innego,  gdy jest w treningu sportowym,  ale umówmy  się  - wtedy ma się luzaka  lub się jest jeźdźcem zawodowym. Jak nie mam czasu,  to biorę  konia na lonżę + mam współdzierżawcę. Wcierkę zawsze ktoś zrobi i jedzenie też. No i wybieram stajnie z dojazdem i blisko. Zajeżdżanie się dla koni nie ma dla mnie sensu.  Koń ma ciocie, ja mam spokój. Z resztą  nie mam zamiaru poświęcać dla konia relacji,  podróży książek i czasu na kanapie. Uważam,  że na poziomie rekreacyjnym koń to hobby, jak każde inne. Nawet własny.

Dla pracy też nie ma co się zajeżdżać. Jak myślę o sobie sprzed lat, to pusty śmiech mnie ogarnia.  A czym tak goniłam? Nie wiem. Plus jest taki, że wnioski wyciągnęłam w wieku lat 26, a nie 40. Powiem  więcej,  gdy ktoś chwali się ilością godzin,  które  spędza w pracy i swoim poświęceniem dla niej,  to w ogóle nie postrzegam tego w kategoriach zalety. Szczerze mu współczuję, ale nie podziwiam.  Poświęcanie się  pracy przestało być dla mnie wartością. Na szczęście awansowanie i wspinanie się po szczeblach kariery teże mnie nie kręci. Nie chce mi się  😁
Koń to dodatkowy obowiązek, nie ma się co oszukiwać. Ja jeździłam do konia 5 czy 6 dni w tygodniu, po 8h pracy wsiadałam w auto o 19, jechałam do stajni i wracałam po 22...
Never ever, mimo że jeździłam wtedy intensywnie ( i dużo lepiej niż teraz) i naprawdę lubiłam to byłam patologicznie zmęczona. Każdy sport w wymiarze intensywnym zabiera kupę czasu, ze stajnią jest o tyle minus, że z reguły trzeba do niej dojechać (ja miałam 30min w jedną stronę, czyli już godzina).
Teraz biegam 3x w tygodniu - > ubieram buty i biegam  😁  ale to sport czysto rekreacyjny dla mnie, just for fun 😉

Szczerze? To chciałabym mieć czas i pieniądze, aby sobie pozwolić na sportową jazdę... Czasami tęsknię za treningami, ciężką pracą, sukcesami małymi i dużymi...
busch   Mad god's blessing.
19 lutego 2017 00:17
Averis, cóż, wygląda na to że po prostu byłam idiotą, który chciał trenować sport, ale nie miał luzaka i nie był też zawodowcem 😁

Nie wiem, uważam że chyba trochę mam racji w tym, że jazda konna to szczególnie wredny sport pod kątem życia, bo wymaga dużo czasu, pieniędzy i zaangażowania. Szczerze, to teraz z nowym hobby często porównuję pieniądze czy logistykę mojego starego hobby i bardzo dobrze mi z tym że mi przeszły konie 😀
Hm.
Nie wiem w sumie co to ma do moich żalów wcześniejszych - ale jak padło, to się wypowiem - Ja nie chcę życia bez koni. Mogę za to żyć bez wszystkiego innego i właściwie po to usiłuję pracować w jakimś bardziej perspektywicznym miejscu = żeby mieć na konia, żeby móc jeździć. Jasne, że mi się czasem nie chce, nie mam kiedy prania zrobić (A zakupy zaraz zacznę robić chyba z dowozem do domu) i pewnie mogłabym robić pierdyliard innych rzeczy zamiast i jeszcze mieć jakiś czas wolny - ale nie chcę.
Jednakże pracy się nie chcę poświęcać.

bera7, No, taka wieś to bardzo kusząca... Przynajmniej nie ma pośpiechu.

Strzyga, :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:

Averis   Czarny charakter
19 lutego 2017 07:29
busch, ale wydaje mi się, że teraz porównujemy jazdę sportową do innego hobby uprawianego rekreacyjne. Koleżanka trenuje sportowo pływanie i też siedzi na basenie 6 razy w tygodniu do nocy. Druga trenuje sztuki walki i jest to samo. I nie mówię, że jesteś idiotką, tylko takie jest życie, że jak ktoś trenuje sportowo, to najczęściej na zaplecze. A jak nie ma, to musi całe życie temu podporządkować przy regularnej pracy. A to rzadko kiedy się udaje, bo ile można?
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 lutego 2017 07:39
busch, ja mam w większości zajęcia co tydzień + bardzo duzo projektów, badań + przedmioty elearningowe, na których przejście muszę poświecić np. 30h.

Jak jeździłam konia na hipo i studiowałam prawo, to potrafiłam jezdzic przed zajęciami. Bez problemu 😀 nie wymagało to ode mnie duzo czasu i zaangażowania 😀

+ bez własnego konia tez da sie jezdzic i można to sobie odłożyć na dowolna ilość czasu.
No, ale zobaczymy co bede mówiła z praca, studiami i koniem 😀



smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
19 lutego 2017 08:36
busch, ale wydaje mi się, że teraz porównujemy jazdę sportową do innego hobby uprawianego rekreacyjne. Koleżanka trenuje sportowo pływanie i też siedzi na basenie 6 razy w tygodniu do nocy. Druga trenuje sztuki walki i jest to samo. I nie mówię, że jesteś idiotką, tylko takie jest życie, że jak ktoś trenuje sportowo, to najczęściej na zaplecze. A jak nie ma, to musi całe życie temu podporządkować przy regularnej pracy. A to rzadko kiedy się udaje, bo ile można?


Dokładnie 😉 Mam takie wrażenie, że jeźdźcy uwielbiają na każdym kroku pokazywać, jakie to ich hobby jest 'bardziej' 😉 - bardziej czasochłonne, bardziej kosztowne, bardziej wymagające. A przecież każdy sport na pewnym poziomie wymaga ogromnych poświęceń i podporządkowania temu większości, jak nie całości, życia. Ok, może koszty utrzymania konia są drogie a karnet open na basen nie. Ale taki zawodowy pływak z kolei musi ogromnie dbać o dietę itp, co przecież też tanie nie jest 😉

Natomiast wracając do wątku pracy i przepracowania, to dalej jestem zdania, że warto mieć jakąś odskocznię, hobby, cokolwiek, co pozwala odpocząć - tyle tylko, że jeśli ktoś pracuje po to żeby móc trzymać konia w lepszej stajni, żeby go było stać na lepszego trenera itp to paradoksalnie jazda konna przestaje być jakąkolwiek odskocznią. Może nią za to być dobra książka czy gra w tenisa ze znajomymi 😉
smarcik nie oszukujmy się, że jeździectwo nie jest drogie. Każdy sport w wymiarze zawodowym jest drogi, zgadzam się - ale jeźdźcy utrzymują nie tylko siebie, ale jeszcze konia 😉
A wszystko co dla koni jest drogie, siodło szyte na miarę to 10tys, wyjazdy na zawody to kilka tysięcy (oczywiście wyjazd krajowy), pasza, kowal, weterynarz, odnowa biologiczna swoja i konia...
Nie sądzę, żeby pływak czy piłkarz wydawał miesięcznie kilka tysięcy na swoją pasję - znam osoby, które grają w piłkę nożną, w siatkówkę i biegają, wymiar intensywny (treningi praktycznie codziennie, czasem kilka godzin, starty i wyjazdy na zgrupowania itp). To są kompletnie inne pieniądze, ale czasu pochłania tak samo dużo jak konie - jak każda inna pasja, nie tylko sportowa.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
20 lutego 2017 05:17
kolebka a czy ja napisałam gdziekolwiek że jeździectwo nie jest drogie? Musiałabym być głupia albo bardzo bogata, więc trochę nie rozumiem Twojego prostu 😉
Averis, tak tylko co do hobby jak każde inne - jednak rakieta tenisowa ani mata do jogi nie dostaną nocnej kolki ani choroby przewlekle wykluczającej zużytkowania (znaczy zużytą rakietę przypuszczalnie można wyrzucić bez wyrzutów sumienia 😉 ). Może masz obsługę w stajni, która ci kolkę czy uraz na padoku ogarnie, wezwie twojego weta, przypilnuje, będzie konia oprowadzać/zmieniać opatrunki/cokolwiek, to nie jest znany mi standard ale ok, niemniej koń wyłączony z użytkowania to już czysty koszt, także czasowy, a współdzierżawca raczej odpada. Plus koń z racji przebytej kontuzji może wymagać konkretnego rodzaju pracy na rozruchu i opcja "w razie czego sobie postoi/wylonżuję go" odpada. Zajeżdżać się nie warto, ale zgadzam się z busch, czasowo i życiowo jeździectwo (rekreacyjne acz z własnym koniem, godzinka jazdy kupiona w ośrodku to faktycznie hobby jak hobby) jest trochę wredne 🙂

Co nie zmienia faktu, że próbowałam życia całkiem bez koni i jakoś nie pykło, nie lubię aż tak siedzieć na kanapie a po powrocie ze stajni zawsze mam naładowane akumulatory, dopóki to jest fun i przyjemność to rezygnować nie zamierzam, nawet moknięcie jak piździ po holendersku mi nie przeszkadza 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się