Sprawy sercowe...

desire   Druhu nieoceniony...
21 lutego 2017 13:17
rosek0,  przykre, że to co się okazało Twoim szczęściem, przyłożyło się na rozpad związku.. 🙁  ale grunt, że TY jesteś szczęśliwa !  :kwiatek:
Dziekuje. Ja wychodze z zalozenia ,ze nic nie dzieje sie bez przyczyny....😉
ovca   Per aspera donikąd
21 lutego 2017 18:23
rosek piona! jak dobrze poczytać, że nie tylko ja po rozstaniu układam sobie szczęśliwie wszystko od nowa.  💃 i tylko na tym zyskałam!
No, jest nas wiecej 😉
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
21 lutego 2017 19:09
Dokładnie  😎
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
21 lutego 2017 19:55
A ja właśnie wróciłam z terapii i przyznaję, że miło się czyta takie posty - że teraz jest Wam lepiej  🙂 Bardzo optymistycznie to nastraja, nawet kiedy człowiek widzi przed sobą tylko wielką, szarą ścianę. Szczęścia dziewczyny  :kwiatek:
Też się pocieszam Was czytając... Ja coraz czarniej to widzę.... Zaczyna mi się wydawac, że nie dzwigniemy z mama we dwie utrzymania tego wszystkiego i koni... Już pomijam jak się czuje, uzależniając się finansowo od mamy 🤔 Trochę nie ten wiek. Najgorsze te kredyty, bez tego było by na luzie nawet jakbym calkiem sama była... W razie W problem ze sprzedażą, bo siedlisko przekracza 0,5 ha. Chyba to wszystko szlag trafi... Ale najważniejsze, że się uwolnię od kogoś kto niszczył każdy dzień. A jak będzie trzeba wszystko sprzedać...trudno. Widac marzenia mnie przerosły. Nie porwała bym się na to wiedząc, że jestem bez wsparcia. Mój błąd, że tego nie dostrzegałam, choć widzieli wszyscy... Tak...teraz się dowiedziałam, że część rodziny widziała i mówiła to już na moim ślubie....Szkoda, że mnie nikt nie powiedział...
A co by to dalo zeby ci powiedzial?
Wtedy bylas zakochana tak? w zyciu by nie dotarlo jeszcze bys sie na polowe rodziny obrazila.

Mi siostra powiedziala pol roku przed weselem: Oliwia zastanow sie, bo to chyba niekoniecznie jest najlepszy pomysl.
Nie obrazilam sie, bo to moja siostra, jedyna i najlepsza. Ale i nie posluchalam, bo bylam zakochana po same uszy i mialam taki a nie inny plan na zycie.

Czlowiek nie dopuszcza do siebie pewnych rzeczy, nawet jesli ktos z zewnatrz zwroci uwage. Nasza wlasna wizja i uczucia zakrywaja fakty, nawet bardzo oczywiste.
KaskaD30 dokładnie - mnie mówili wszyscy. Rodzina, przyjaciele, znajomi. Jak kulą w płot. Bo wiedziałam lepiej i uważałam, że "oni nic nie rozumieją". Wszyscy się pukali w głowę, jak ex mnie traktował, a ja stawałam na uszach, żeby go usprawiedliwić z każdego wyczynu. Samemu trzeba przejrzeć na oczy.
W sumie racja🙂🙂 A takie to się teraz wyraźniutkie wydaje 🤦 Ehhhh, w życiu już żadnego chlopa... Za głoopia na to jestem, idealizuje sobie w łbie obraz, a potem się dziwię...
To nie jest glupota, tylko urok miłości 🙂

Na pewne rzeczy przymykamy oczy, nie ma ludzi idealnych. Wszystko jest w porzadku pod warunkiem, ze obie strony godza sie na pewne rzeczy i rownoczesnie chca tego samego 🙂
subaru2009   Specjalizacja: Od lady do szuflady.
22 lutego 2017 12:22
Mnie wszyscy namawiali na szybki ślub , poza rodzicami, ja sama miałam chęć zrobić go trochę później. Dobrze zrobiłam, ze sie nie dalam. W między czasie miałam czas na obserwację i ucieczke. Co ludz to historia.
KaskaD30To ja tak trochę  🚫 , ale już w jednym wątku to pisałam, że wcale nie tak niemożliwe jest sprzedanie teraz gospodarstwa/siedliska pomimo zmiany przepisów. Trzeba tylko więcej papierków załatwić i znaleźć dobrego notariusza, który to przepchnie tak, żeby przepisy ominąć w razie czego. Skoro u mnie notariuszka ma plan, jak przepchnąć sprzedaż 12,6 ha, gdzie nikt z okolicy tego nie chce (tzn. w mojej i sąsiednich gminach), a zgłaszają się nie-rolnicy z marzeniami o sielance na wsi... Nie będzie tak źle 🙂 Głowa do góry  :kwiatek:
Wikusiowata :kwiatek:To już jest naprawdę bardzo pocieszające 😀 Jak bedzie kiepsko, to sie do Ciebie zgłoszę i dopytam🙂
A ja Ci KaskaD30 życzę, żebyś nie musiała sprzedawać i jakoś ogarnęła. Oby się udało! Może da się coś (czasowo?) taniej ogarnąć i powoli wyjść z długów i cieszyć się zrealizowanym marzeniem? Bo u ciebie wyraźnie czuć, że to ci daje radość... U mnie realizacja marzeń okazała się złotą klatką bez możliwości ucieczki, więc wiesz...
KaskaD30, silna baba jesteś! Dasz radę z mamą i będziesz wolna i szczęśliwa! I nawet nie myśl, że może być inaczej 😉
KaskaD30 Dopiero jak przeczytałam co napisała SzalonaBibi, tak sobie pomyślałam, że mogłam też dopisać, że jeśli będzie to konieczne i ostateczne to przepchnąć się da.  😡 Oczywiście też Ci życzę, żebyście się dźwignęły, wiem jak to jest mieć długi (w sumie nie moje, ale na mnie rzutują - A. był kiedyś bardzo, bardzo, bardzo głupi i wpadł w spiralę chwilówek - zostało mu jeszcze około 4-5 lat spłacania tego gówna, in plus jest to, że widzi jakie to przesrane i na stare lata mi z tym nie wyskoczy...), ciągnąć wsparcie od rodzica, pomimo, że jest się już dorosłą osobą, i pod koniec miesiąca mieć nadzieję, że jakoś to będzie + mieć zwierzyniec, który żreć musi, szczepiony być musi, odrobaczony itd.... Nie będę się rozpisywała tak maksymalnie, jak chcesz to zajrzyj do wątku "historia mojego konia" czy jakoś tak, opisałam tam dość obszernie swoją sytuację, która przeplata się też z losami mojego konia - i wiesz, nawet z takiego bagna jak tam opisałam, da się wyjść. 🙂 Jakby zaszła konieczność sprzedaży i chciałabyś się coś dopytać, to służę radą (a jak nie będę wiedziała, to przyatakuję moją notariuszkę 😀 ) i pomogę, ale trzymam kciuki, by nie było to konieczne.  😉
wikusiowata, domyśliłam się, że piszesz o ostateczności🙂🙂 Ale naprawdę dobrze wiedzieć, że jest jakiś haczyk i można w razie czego coś wykombinować🙂 Też jest to dla mnie absolutna ostateczność, ale nie wiadomo jak się wszystko ułoży... Możliwość sprzedaży, to jednak zawór bezpieczeństwa. Dzięki dziewczyny🙂 No...uwielbiam ten dom... i życie takie jakie mogę w nim mieć. Pamiętam jak go znalazłam. Jeździliśmy z mężem (oczywiście oglądanie tych domów to były ciągłe awantury, a nie przyjemność-ale mnie nie dało to wtedy do myslenia, że może tylko mówi, że chce, a tak naprawdę nie chce...), oglądaliśmy jakieś inne siedliska, ale nic nam nie podchodziło. Przypomnialam sobie o ogłoszeniu, które było wystawione bardzo krótko, o domu pod lasem, tylko nie chciałam go oglądać, bo dojazd na mapie wydawał się nie do pokonania bez terenówki. Jechaliśmy wtedy przez miejscowość z której był ten dom i tak od picu mówię, a choć zobaczymy jak to na żywo wygląda. Okazało się, że droga choć przez las, to rewelacyjnie utwardzona, świetnie utrzymana i gminna. Pamiętam takie idiotyczne wrażenie jak wysiadłam na podwórku przed domem, że jestem u siebie. Tak jakbym po 30 latach wróciła do rodzinnego domu. A wyglądał straszno... od roku nie zamieszakły, na takim trochę odludziu... Nigdy nie czułam takiego związku emocjonalnego z miejscem. Potem było jeszcze trochę dziwnie, bo dowiedziałam się o bardzo brutalnym morderstwie gdzieś w okolicy, którego sprawcy nigdy nie ujęto od dwudziestu paru chyba lat... Znalazłam stare artykuły i jak nic wyszło mi, że to tam. Ja wydygana nie jestem, ale pasował każdy opis dróg, zabudowań. Ja nie bekliwa ale przeryczałam trzy noce, że nie będziemy tam mieszkać (no strach jednak) normalnie czułam jakby mi ktoś część mnie odebrał. A mama (nomen omen mająca większe "jaja" niż niejeden facet), mówi, że pal to sześć, co ma być to będzie... Jak nam pisane, to i tak nas znajdzie... Przy kupnie okazało się, że było to miejscowość obok, tylko w artykułach nazwy naszej użyli, bo jakoś tam inaczej te wsie się wcześniej dzieliły... Nawet to cholerne błoto tam kocham (a glinę mamy więc jest teraz wesoło).... Co się przy tym domu urąbałam, żeby zaoszczędzić to własnymi rękami robiłyśmy, a ten pajac tylko chodził, narzekał, krytykował... I wciąż nie uda się, nie stać nas i td. Teraz też mi wmawia, że bez niego to pół roku tam góra wytrzymamy... Hmmm...ciekawe w czym on jego zdaniem pomagał, żebym miała sobie nie poradzić... Tyle co się dorzucił kasowo to i tak przeżarł, a raczką nie kiwnął.... I konie moje, z którymi na początku było ciężko, a teraz są najkochańsze na świecie. I kucyk Kubuś, nasze psy... Nie wiem jak miała bym to stracić... Ale uwolnienie się od człowieka, który mnie mało na totalne dno psychiczne nie wciągnął jest ważniejsze. Coś wymyślimy, nie tak to inaczej... Musi być dobrze🙂
KaskaD30, to uczucie "znalezienia swojego miejsca na ziemi" znam doskonale. Miałam tak samo gdy pierwszy raz zobaczyłam moje siedlisko. Tylko nie rok a 15 opuszczone, więc stan opłakany.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
23 lutego 2017 15:25
KaskaD30 z tego co piszesz to dla Twojego gospodarstwa nic się nie zmieni, a dla Ciebie tylko tyle, że będziesz miała spokój 😉 więc skoro teraz dajesz radę to dlaczego miałabyś nagle przestać? 🙂
smarcik tez generalnie ide tym tropem.... Ale jak przyjdzie mi go pospłacać, to mogę utonąć...
jak miejsce ciche a dom duży to pomyśl o wynajęciu pokoi na agroturystykę, zawsze to dodatkowy grosz
KaskaD30 Masz PW.  :kwiatek:
blucha, może by się dało coś wymyślić, ale wymagalo by inwestycji. Teraz jest tu dramat.... Jutro jestem umówiona z prawnikiem, zobaczę co on powie... Kurcze, ostanie trzy lata mialam tak ciężkie, że myślałam, że gorzej nie będzie, a nawet miałam nadzieję, że w końcu się trochę poukłada i odpocznę....  🤬 No to mam 😤
Wikusiowata :kwiatek:
KaskaD30, a mąż nie protestuje? Wyprowadził się?
Gillian   four letter word
23 lutego 2017 23:41
Słuchajcie, nie mam kompa z netem a pisanie postów na blackberry to jakiś koszmar więc napiszę tylko w skrócie, że u mnie jest taka malinowa mamba i rzyganie tęczą, że naprawdę nie ogarniam 🙂 wygląda na to, że poznałam kogoś wartego uwagi i mojego czasu 🙂 oczywiście wszystko na razie jest nowe i powoli się poznajemy ale o jaaaa... 😀 jest mega super 😀 
desire   Druhu nieoceniony...
23 lutego 2017 23:57
Gillian, no widzisz, bo burzy zawsze wychodzi słońce, nawet jeśli burza trwa dość sporo czasu.  😜 :kwiatek:
Gillian Jeeej ! Fajnie coś pozytywnego tu przeczytać 😀 To życzę żeby było dalej tak fajnie, albo jeszcze lepiej  😅
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 lutego 2017 09:14
KaskaD30, to uczucie "znalezienia swojego miejsca na ziemi" znam doskonale. Miałam tak samo gdy pierwszy raz zobaczyłam moje siedlisko. Tylko nie rok a 15 opuszczone, więc stan opłakany.


bera, i jak to ogarnęłaś? Kredyt czy jak? Może być na PW  :kwiatek: Ja ostatnio mam jakiegoś doła życiowo-związkowego. Niby malinowo, a jeden temat zostaje nierozwiązany i robi się coraz gorzej. ehh... Całe życie wiedziałam czego chcę i do czego dążę, a teraz ścina. Ale jak zawsze- trzeba sobie będzie dać radę 😉
Gillian, super!!! Trzymam kciuki by tak zostało.

Mozii, chyba jak wielu ludzi z naszego pokolenia kredyt do emerytury.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się