Sprawy sercowe...

Gillian   four letter word
24 lutego 2017 10:07
Wiecie co jest najlepsze? Że jeszcze nawet nie jesteśmy w żadnym związku a ja już widzę różnicę między tym co miałam a mam teraz  😲 🙄
Jakaś totalna przepaść. Nawet w zwykłym rozmawiania, podejściu do codziennych spraw. Gdzie ja oczy miałam?
bera7, na razie przeprowadzam się po prostu do innego pokoju, który mi na moją prośbe wlaśnie wykończył (tak, pierwszy raz zrobił cos o co poprosiłam). W ciągu ostatnich trzech tygodni dwa razy zgodził się na rozwód za porozumieniem, z jednym wspólnym adwokatem, po czym się z tego wycofywal. Absolutnie nie podejmuje rozmowy w tym temacie. Twierdzi, że on rozwodu nie chce, więc jak chce to mam sobie się rozwodzić sama.... Bo przecież jestem walnieta i zawsze musi być po mojemu... Co niniejszym czynie, dziś jestem umówiona z adwokatem. Oczywiście ma do mnie pretensje, że nie powiedziałam mu, że się chcę rozwieść rok temu, zanim się wpi... (cytat), w ten dom... Określony niedawno przez niego mianem naszego dożywotnego więzienia, z którego się nigdy nie uwolnimy i zawsze już tak będziemy żyli (czemu miała bym się uwalniać od mojego ukochanego domu?)... Hmmmm, chyba powinien się cieszyc, że z niego to spada. Ale problem polega na tym, że pierwszy raz w życiu będzie musial być samodzielny i wziąć odpowiedzialność za swoje życie, a do tej pory robiła to Jego mama z babcią,a później ja... No ichyba go to przeraża... Nie wiem co zrobi. Czy podpisze papiery, czy będzie wojna... Nie da się z nim o tym porozmawiać. Nie daje prostej odpowiedzi, tylko zarzuca mi "trucie o tym rozwodzie"... No więc już nie truję. Zobaczę co poradzi adwokat, a potem niech pisze pozew, czy przygotujemy go jednak wspólnie i porozmawiamy jak ludzie, czy będę musiala przeprowadzić wszystko "na chama" nie wiem... To bardzo dziwna sytuacja, że myśli, że niemówienie o tym spowoduje, że się nie stanie czy co... Z iścia do psychologa zrezygnował... Na pytanie jakie widzi rozwiązanie stwierdza, że ułoży się jakoś samo... I dalej jest po staremu... Ale co on miałby zmieniać, jak jemu tak było wygodnie... Jak ostatnio usłyszałam, przecież on mi nie przeszkadza w mieniu tego domu i koni, to o co mi chodzi...
Gillian, świetne wieści! 🙂
Zdradź gdzie, jak go znalazłaś. 😉
Mozii   "Spełnić własną legendę..."
24 lutego 2017 11:10
Wiecie co jest najlepsze? Że jeszcze nawet nie jesteśmy w żadnym związku a ja już widzę różnicę między tym co miałam a mam teraz  😲 🙄
Jakaś totalna przepaść. Nawet w zwykłym rozmawiania, podejściu do codziennych spraw. Gdzie ja oczy miałam?


Gill piątka, mój były a mój M, to jakaś totalna przepaść, którą widziałam zanim zaczęłam związek z M. szacunek do kobiety, rozmowa, czułość, delikatność, poczucie bezpieczeństwa, o dla mojego byłego było czarną magią. Ale ja twierdzę, że po to były tamte związki, żeby lepiej teraz widzieć te różnice, wyciągnąć wnioski, widzieć na co uważać i czego się wystrzegać 😉
Gillian   four letter word
24 lutego 2017 11:44
Ascaia, sam się znalazł 😉 znałam go z widzenia, napisał do mnie na fb po tym jak stałam na podjeździe karetek i ryczałam na głos po kolejnym uprzejmym smsie od ex. I tak piszemy do dziś, spotykamy się ale już nie musi mnie pocieszać 😉
[quote author=Gillian link=topic=148.msg2653531#msg2653531 date=1487930828]
Wiecie co jest najlepsze? Że jeszcze nawet nie jesteśmy w żadnym związku a ja już widzę różnicę między tym co miałam a mam teraz  😲 🙄
Jakaś totalna przepaść. Nawet w zwykłym rozmawiania, podejściu do codziennych spraw. Gdzie ja oczy miałam?


Gill piątka, mój były a mój M, to jakaś totalna przepaść, którą widziałam zanim zaczęłam związek z M. szacunek do kobiety, rozmowa, czułość, delikatność, poczucie bezpieczeństwa, o dla mojego byłego było czarną magią. Ale ja twierdzę, że po to były tamte związki, żeby lepiej teraz widzieć te różnice, wyciągnąć wnioski, widzieć na co uważać i czego się wystrzegać 😉
[/quote]

Amen. Dokładnie te same przemyślenia, choć akurat nie na M. 😉
Gillian, Uważaj, bo jeszcze się okaże, że teściowa do rany przyłóż 🙂
Gillian   four letter word
24 lutego 2017 13:57
Tego nie wiem ale na szczęście mieszka daleko! 🙂
to też wielki plus 😉
Gillian   four letter word
26 lutego 2017 12:12
Żeby zobrazować Wam jak powoli się posuwają moje sprawy powiem tylko tyle, że następną randkę mam w kolejną niedzielę. Fajny facet, trening cierpliwości i silnej woli gratis 😀
Gillian, naprawdę super, że w końcu Ci się układa... I dobrze, że nie turbo expresem, w takich rzeczach warto mieć moment na ochlonięcie. Myślę, że to nie dotyczy Twojej sytuacji, ale ja już starsza pani jestem i z doświadczenia powiem tylko, że trzeba zawsze bardzo uważać na jedno... Po nieudanym i mający solidne wady związku bardzo łatwo wpaść w fascynację kimś, kto posiada cechy których brakowalo nam w poprzednim. Czlowiek poraniony jest podatny na kogoś, kto łata te zranione miejsca, daje to czego dlugi czas brakowalo... Trzeba trochę chłodnego osądu, czy fascynuje nas czlowiek, czy te cechy za którymi tęskniłyśmy... Bo to nie to samo. Choć z tego co piszesz, to u Ciebie raczej w końcu zaświeciło slońce🙂 Dobrze widzieć, że na tym świecie istnieje jakaś uczuciowa sprawiedliwość i w końcu odpowiednie osoby mogą się spotakać. A u mnie dla odmiany gorzej niż myślalam. Mąż  na wieści o rozpoczęciu oficjalnej procedury rozwodu dostal szalu... Tyle, że uczuciowego. Przeprasza za wszystko co zle, przysięga że absolutnie wszystko się zmieni, żyć beze mnie nie może. Nawet nauczy się jeździć konno.... Nawet ze mną rozmawia, tak poważnie i godzinami. Kocha, przytula, trzyma za rękę... Tylko, że ja wiem, że zmiana decyzji doprowadzi jedynie do tego, że wszystko się przesunie w czasie... Że skarze się na kolejne 11 lat samotności w związku.  Tylko przy takim Jego zachowaniu, to ta decyzja boli tak, że ledwo żyję... Boję się, żebym "nie pękła", bo wiem, że to nie ma sensu... To najtrudniejsza rzecz jaka mnie w życiu spotkala...
KaskaD30 wiem co czujesz... Po wielu przebojach (choć nasz rok to nic w porównaniu z Twoim stażem związku) zdecydowałam się na wyprowadzkę i.. mi z tym w sumie nie jest jakoś tragicznie, myślę, że po tym wszystkim co musiałam przez niego przejść to po prostu się pogodziłam z tym, że to nie facet dla mnie, że to nie ma sensu, że jest toksycznie, mimo, że uczucia są bardzo silne.. Kocham go, on kocha mnie, ale oboje potrzebujemy zupełnie innego typu człowieka na partnerów. Nie zmienia to faktu, że jak wczoraj pojechałam po kilka rzeczy, których nie zabrałam z mieszkania to.. miałam łzy w oczach.. Po raz pierwszy od wyprowadzki, myślałam, że pęknę, ale pozbierałam rzeczy, pogadaliśmy chwilę i wyszłam łapiąc szybko powietrze, żeby nie poryczeć się zupełnie.. Cały czas dostaję smsy, że tęskni, że chce, żebym wróciła, ale ja wiem, że nawet jeśli wrócę to za chwilę znowu będzie to samo, dawałam wiele szans, mówiłam wprost czego oczekuję, on przytakiwał i po chwili to samo od nowa.. Nie mam na takie rzeczy siły, wiem, że chcę od życia czegoś zupełnie innego, muszę myśleć o sobie i o moim szczęściu.. Wspieram Cię mentalnie w podjęciu jak najlepszej decyzja dla Ciebie, nie dla innych, tylko właśnie dla Ciebie samej  :kwiatek:
Fokusowa :kwiatek:
Wiesz, KaskaD30, ten twój może mówić serio... teraz. On naprawdę chce, żeby było dobrze. A w/g niego "dobrze" to bez zmian, jakichkolwiek. Tak to widzę, po tym co piszesz, bo... jakbym o moim czytała. Nie we wszystkich kwestiach, ale ogólnie podobny typ, niestety. Ciesz się, że masz szansę to ogarnąć i zacząć normalnie funkcjonować. Bo w takim układzie nawet jak masz świadomość, że to nie jego zła wola tylko wam nie po drodze to i tak jest cholernie ciężko...
KaskaD30 są ludzie, którzy zrobią i powiedzą absolutnie wszystko, żeby... uniknąć zmian. Jeżeli twój mąż należy do takich osób, to przykro mi, ale nie chodzi mu o ciebie, tylko o to, żeby zachować status quo i nie musieć przystosowywać się do jakichkolwiek zmian, a już na pewno nie takich, które nie wychodzą z jego inicjatywy. Jeżelibyś się ugięła "pod wrażeniem", to błyskawicznie wszystko wróci do normy, a nawet może być gorzej, ponieważ argument o rozwodzie straci moc sprawczą, gdyż zacząłby zakładać, że tylko straszysz, a nie zrealizujesz, więc można zignorować.
desire   Druhu nieoceniony...
27 lutego 2017 09:48
KaskaD30, no jakbym o swoim ojcu czytała!  😲  nawet pić chciał przestać [jedyne, co ich różniło].  😁   Też nie chciał rozwodu, też żonie obiecywał, no identycznie. Jego żona zaś bez  mówienia mu już o rozwodzie, bo przecież "pies który szczeka, nie gryzie, a tylko czegoś chce", poszła do adwokata i złożyła pozew. Gdy papiery przyszły pierwsze co, to znów to samo, co było.  🤣  Ale jak pierwszy szok minął to wziął na klate, nawet razem na rozprawe pojechali (żona sie bała, że nie przyjedzie więc go sama zatargała  :wysmiewa🙂, po rozprawie w ciągu tygodnia się spakował... i zniknął z naszego życia. Po cichu, bez ceregieli, bez podziału majątku (adwokatka wyjaśniła mu, że jeśli chce jakiejś spłaty/cokolwiek z majątku to musi założyć osobną sprawę, mieć adwokata itp. i za to... zapłacić  :lol🙂, bo on lubił to jak jest, co jest, bez większych zawirowań życiowych i ciągania się latami po sądach i 'majątki'..   🤣   żona gdyby wiedziała, że tak łatwo to pójdzie to nie marnowałaby 26 lat życia z tym typem.

KaskaD30, życze Ci siły, wytrwałości i udanego zakończenia.  :kwiatek:
SzalonaBibi, Murat-Gazon myslę , że interpretacja trafiona w dziesiątkę. Ja to dokładnie tez tak widzę, tylko jak na chłodno patrzę, a niestety mam momenty, że zaczynają żądzić emocje i mam ochotę uwierzyć. Na szczęście tylko ochotę, a nie że wierzę. Tak sobie czytam co piszecie i teraz pomyślałam, że faktycznie nie walczę ze sobą wierząc, że będzie dobrze, tylko z własną ochotą żeby w to uwierzyć, bo tak było by łatwiej. Ale to co piszecie, to wypisz wymaluj Jego myslenie. desire, wydaje się, że tu będzie podobnie, no i fakt, być może Jego brak chęci do walczenia na noże w sądzie zapewne też wynika z niechęci do zawirowania... Musiał by chłopak chwilę na wyższych obrotach pożyć, a tego "biedne misie" nie lubią. Uwaga: użylam określenia, którym potrafi się sam nazwać, jak coś go (tylko w jego mniemaniu) przerasta, to potrafi powiedzieć, że a co on biedny miś może przy kims tam- bogatszym, mądrzejszym, czy co tam wymyśli. Dzięki za zastrzyk rozsądku🙂🙂 Na razie się trzymam i chyba tak zostanie🙂
SzalonaBibi, Murat-Gazon myslę , że interpretacja trafiona w dziesiątkę. Ja to dokładnie tez tak widzę, tylko jak na chłodno patrzę, a niestety mam momenty, że zaczynają żądzić emocje i mam ochotę uwierzyć. Na szczęście tylko ochotę, a nie że wierzę. Tak sobie czytam co piszecie i teraz pomyślałam, że faktycznie nie walczę ze sobą wierząc, że będzie dobrze, tylko z własną ochotą żeby w to uwierzyć, bo tak było by łatwiej. Ale to co piszecie, to wypisz wymaluj Jego myslenie. desire, wydaje się, że tu będzie podobnie, no i fakt, być może Jego brak chęci do walczenia na noże w sądzie zapewne też wynika z niechęci do zawirowania... Musiał by chłopak chwilę na wyższych obrotach pożyć, a tego "biedne misie" nie lubią. Uwaga: użylam określenia, którym potrafi się sam nazwać, jak coś go (tylko w jego mniemaniu) przerasta, to potrafi powiedzieć, że a co on biedny miś może przy kims tam- bogatszym, mądrzejszym, czy co tam wymyśli. Dzięki za zastrzyk rozsądku🙂🙂 Na razie się trzymam i chyba tak zostanie🙂


Ale ty mu powinna wierzyć, bo on to mówi całkiem serio i szczerze... Po prostu patrzy na to z innej perspektywy niż ty i ma inne potrzeby. I to nie jest oszukiwanie ani zła wola - po prostu ten typ tak ma. Przynajmniej ja to tak widzę.

Oooo, my to chyba musimy się na kielicha a nie kawę umówić  🥂
SzalonaBibi, oj chyba tak🙂 No właśnie to jest najgorsze, bo on chce zachować nasze "szczęście"... Aaaaaaa, jak ja mam wszystkiego dosyć... Reszta koni (czyli półtora) w pensjonat, a ja na dwa miesiące gdzieś w góry...., a ...tylko praca.... zastąpi mnie ktoś 👀 No nic, trzeba to jakoś przeżyć... To już trzeci rok mam taki, że coś się takiego "mocnego" dzieje 🤔 Ku.... może jakaś przerwa, bo padne 😤
KaskaD30 Witam w klubie, u mnie też się ciągle coś dzieje, z tym że nie związane bezpośrednio z moim A. a z moim ojcem, i jego wojną z Nami (Mamą, A. i mną). Już Ci pisałam, praktycznie ten sam typ człowieka.  🙄 A z tym, żeby wyjechać i odpocząć, to niegłupi pomysł, przyda Ci się na ochłonięcie, człowiek wtedy sobie też może wszystko na spokojnie i chłodno poukładać. Skoro przez pracę nie wypali na dwa miesiące w góry, to poszukaj alternatyw. Np. w urlop gdzieś pojechać, konie w pensjonat albo na łąki do kogoś na te np. 2 tygodnie wywieźć? Gdyby nie to, że mam tu jeszcze ogiera (już nie długo  😀iabeł: ), to bym już mówiła, że możesz do mnie wrzucić na łąki w razie W, ale chyba masz do mnie za daleko, żeby Ci się opłacało ogony wywozić. Z tym jego podejściem, że teraz nagle po złożeniu papierów taki do rany przyłóż jest, to zgadzam się z resztą dziewczyn. Chodzi mu o to, żeby to przedłużyć w czasie, żeby było "dobrze", a dla niego dobrze, to "bez zmian". Co najmniej tyle wnioskuję z tego co pisałaś mi i tu na forum, mogę się niby mylić, bo nie znam osobiście, ale jednak znam takie podejście z autopsji jakby. A nawet nie z autopsji, tylko ze strony obserwatora/domownika, więc oceniam to nieco inaczej niż ktoś, kto w takim typie związku jest.
      Ty się ciesz, że Wy dzieci nie macie, bo by było to jeszcze bardziej pogmatwane.  😉 Przykładowo, moja Mama strasznie się bała, że przejmę zachowania i podejście do życia ojca, bo pozornie wydaje się wygodniejsze, wiecznie granie ofiary i liczenie na innych, wysługiwanie się ludźmi itp. poniekąd są łatwiejsze w stosowaniu, niż walka o lepsze jutro, niezależność i posiadanie ambicji oraz realizowanie ich. Ale sprawa się sama załatwiła, bo od dziecka zaczęłam żywić do niego nienawiść, w momencie gdy użył wobec Mamy rękoczynów i za punkt honoru postawiłam sobie taką pracę nad sobą, żeby wyplewić ze swojego życia wszystko, co związane z podejściem "nie wiem, nie znam się, ty to za mnie zrób". Sprawa pewnie by wyglądała inaczej, gdyby był dla mnie np. dobrym ojcem, a dla Mamy złym mężem, bo byłabym rozdarta i nie do końca umiałabym sobie z taką sytuacją poradzić. A tak z Mamuśką stoimy za sobą murem, a on niech się szykuje na eksmisję. I zakaz zbliżania się.  🏇 Także szukając plusów sytuacji, pomyśl, że mogło być gorzej. Jasne, będą pewnie jaja w związku z majątkiem, bo jak pisałaś, ma na siebie 1/3 domu, ale to też jest to zrobienia - na pewno dobry adwokat będzie niezbędny i lepiej będzie wiedział, jak wszystko załatwić. Żeby było dobrze dla Ciebie i Mamy 🙂 Trzymam kciuki, ale to już wiesz  :kwiatek:
Wikusiowata dzięki  :kwiatek: A żeby bylo mi weselej pies zeżarl dziś mysz z trutką w środku... Tą do wykrwawiania gryzoni. Na odtrutkę w gabinecie zareagowala wstrząsem anafilaktycznym. Wyratowali... Teraz będzie żreć tydzień albo lepiej tabletki z wit. K1. Chyba wyżyje. Tak twierdzi nasz lek wet, a to najlepszy wet na świecie, więc musi być dobrze🙂 I nie zapytam "co jeszcze" bo mogę się dowiedzieć... 🤬 Rany, królestwo za dzień spokoju 😀iabeł:
Anderia   Całe życie gniade
28 lutego 2017 00:10
Przepraszam, że tak się wetnę z moją sprawą, ale siłą rzeczy nie daje mi ona spokoju. Poza tym ciekawa jestem Waszych poglądów na ten temat.

Dwa tygodnie temu (w Walentynki, no przecudna data) zerwał ze mną chłopak, więc jest to bardzo, ale to bardzo świeże i żywe. Byliśmy ze sobą rok i trzy miesiące. Niby niewiele, ale dla nas obojga był to pierwszy poważny związek, z angażowaniem swoich rodzin, zastanawianiem się nad wspólną przyszłością, myśleniu dojrzale (lub staraniu się...).

Jak myślicie, jaką rację bytu ma "przyjaźń" po rozstaniu? W cudzysłowie, bo to raczej ja na tę przyjaźń bym stawiała, w takim znaczeniu, żeby ze sobą utrzymywać kontakt, luźno się spotykać, wychodzić, pomagać w razie potrzeby. Ale nie chcę na chwilę obecną się schodzić ponownie. Dla niego miałaby to być kontynuacja znajomości z potencjalnym zejściem, przynajmniej według tego, co utrzymuje - będzie się starał, zmieni się, no i te wszystkie zapewnienia, które pewnie dobrze znacie.

I tak się zastanawiam, czy patrząc na to, że bardzo możliwe, że go odrzucę, czy większą krzywdą jest utrzymywanie tej "przyjaźni", czy byłoby całkowite odcięcie się? Na razie piszemy ze 2 razy w tygodniu, raz rozmawialiśmy przez telefon, a pojutrze się widzimy. Z czego wszystkie z rozmów przeryczałam po jakichś 20 sekundach i trochę się boję tego spotkania.
KaskaD30 A to klasyka gatunku, że jak się pieprzy, to wszystko. Ja mam kota z nowotworem aktualnie, "mój" piesko-kotkowy wet (złoty człowiek, godny następca mojego Ś.P Weterynarza, aczkolwiek jeszcze sporo musi się nauczyć, by mu dorównać) otwarcie mi powiedział, że albo szukam specjalisty weta laryngologa, albo niedługo się z kotem będę musiała pożegnać, bo on nie jest w stanie więcej zrobić, a nie chce zaszkodzić "eksperymentami na organizmie żywym, aczkolwiek pod narkozą", bo za krótko praktykuje i nie miał jeszcze takiego przypadku + jak sam przyznał, on jest typowym wetem-internistą, do tego kot z natury maleństwo, więc zabawy ze skalpelem w uchu środkowym i tak same w sobie są sporym ryzykiem. Ale za co go cenię, w czasie, gdy kot się wybudzał po operacji u niego (dopiero podczas niej okazało się, że guz sięga dalej niż nam się wydawało, a przy diagnozie nie wróżył z fusów, tylko robił konkretnie wszystkie badania jakie się dało - zwyczajnie to cholerstwo jest tak schowane, że nie było widoczne, co więcej, wet nawet wątpi, czy tomograf by to pokazał - to jedyna metoda której nie użyliśmy, nie mieliśmy możliwości), ten wisiał na telefonie i obdzwaniał mi wszystkich wetów w okolicy, żeby Nam już dać gotowe "skierowanie" do konkretnego lek-weta, który na laryngologii zęby zjadł.

Anderia Z autopsji, moim zdaniem, przyjaźń po rozstaniu nie ma racji bytu. Może być chłodna życzliwość, sama stosuję, ale nie przyjaźń czy koleżeństwo. Już tłumaczę dlaczego. Mój A. o którym tu już dłużej pisałam, kiedyś też utrzymywał przyjacielskie stosunki z byłymi (po części tu wychodził z niego już przeze mnie wspomniany Piotruś Pan, który nie lubi zamykać za sobą drzwi). Tylko że byłe, nie do końca rozumiały te relacje. Łącznie z tym, że jak mi się oświadczył, to pod głupią zmianą statusu na FB, potrafiły napisać coś uszczypliwego na temat mnie (wyglądu/charakteru), pomimo, że raptem widziały mnie 2 razy w życiu, jak mijałam je idąc za rękę z A. przez jego osiedle, zaś do niego w prywatnych wiadomościach zaczęły pisać rzeczy typu "szkoda", albo "a pamiętasz jak MY...." no kurde. Zakuło je to, że on sobie układa życie, bo jak tak może, skoro się rozstali, to on powinien być sam, a nie daj borze szumiący się zakochiwać. Jedna to na tyle zdesperowana była, że zaczęła mu wysyłać swoje prawie-że-w-negliżu zdjęcia na czacie na FB, że stwierdzeniami, że przecież wie co traci, a w sumie nie traci, bo ja nie muszę nic wiedzieć...  🤔 A. Ze względu na to, że kiedyś był typem podrywacza z Koziej Dupy, nie do końca wiedział, co ma zrobić, czy mi o tym powiedzieć, czy usunąć w cholerę i poblokować delikwentki, czy to samo się załatwi, w końcu sam mi powiedział, do tego poodpisywał im, że, w skrócie, mają spadać na drzewo (tylko ładniej, i z dłuugim opisem, dlaczego mnie kocha, i dlaczego nie potrzebuje nikogo innego do szczęścia, a tym bardziej ich - praktycznie każda jego była w końcu go zdradzała). Z całej tej bandy, tylko jedna zrozumiała i przeprosiła, życzyła szczęścia i było to moim zdaniem akurat szczere (A. sam mi pokazywał wszystko do wglądu, nawet nie pytałam). Ale pomimo tego, pogłębiły się moje kompleksy, i pojawił się irracjonalny lęk, że jakby tak odpowiednio długo go te puste cizie poobrabiały, to mogę go stracić. Bo one są proste, ja skomplikowana ( a raczej moja sytuacja życiowa), bo to co u mnie nie gra z wyglądu (mam zeza i krzywe, okropnie krzywe zęby), u nich jest nieskazitelne itd. Powiem Ci, że z perspektywy "nowego partnera" takiej osoby, która przyjaźni się z byłymi, to tylko kłopot i zawracanie sobie dupy, do tego może rodzić frustracje, szczególnie, jeśli jedna strona tą "przyjaźń" rozumie opacznie i liczy na więcej, np. powrót do siebie.

Żeby nie było OT, to A. w ciągu ostatnich dni wkopuje mi słupki (które on wcześniej przyciął, a ja malowałam, w ogóle, na święta dostałam od niego świder ręczny - będę mogła sobie jeszcze nim ogródek przekopać, fajna sprawa 😀) na Paddock Paradise, a raczej twór PP-podobny.
      Tak się zakręciliśmy z robotami w gospodarstwie ostatnio, że zapomnieliśmy o tym, że minął Nam kolejna "miesięcznica" kiedy się poznaliśmy. Mamy taki swój "rytuał", że obchodzimy takie miesięcznice, nawet w prosty sposób, jak np. wieczorem zrobienie jakiejś ładnej dla oka i dobrej dla podniebienia kolacji/obiadu, rozstawienie świeczek, i pobycie po prostu razem. Może wydawać się głupie, ale przy naszym trybie życia (a raczej w gąszczu spraw, jakie musimy ogarniać), pozwala Nam to wyluzować, a że te miesięcznice, kiedy się poznaliśmy, zostaliśmy parą i w końcu zaręczyliśmy, wypadają tak co tydzień w sumie (zaręczyny - 6 ,zostaliśmy parą - 12, poznaliśmy się - 18), to ładnie Nam się to zgrywa i nawet jak jesteśmy zabiegani i nie mamy dla siebie czasu przez kilka dni, na takie pobycie razem, to jest taka przypominajka "ej, zwolnijcie".
  Na "normalne" rocznice tych wydarzeń staramy się gdzieś wybyć, najczęściej do kina albo jakiejś knajpki, ewentualnie jak jest możliwość, to szukamy jakiegoś ciekawego szkolenia na które można pojechać, bo nie dość, że to coś miłego i fajnego, to jeszcze się rozwijamy. Akurat 2 dni przed 3 rocznicą od zaręczyn, trafiło Nam się szkolenie o pracy węchowej z psami, co chcemy wykorzystać u jednego z Naszych psów, bo ewidentnie sprawia mu to frajdę (i Nam też!), a chcemy się czegoś dowiedzieć i go dobrze poprowadzić 🙂 No i wjazd jest za dobre papu dla piesków albo zabawki dla piesków, do tego niedaleko, więc pomimo dołka finansowego, jesteśmy w stanie to ogarnąć, bez ryzyka, że później będziemy kit z okien wcinać, a nie kolacyjki.  🤣
  W ogóle A. mi wyskoczył ostatnio, że chce się... dalej kształcić. Mury szkoły opuścił 8 lat temu, a jednak się uparł na studia teraz. I to naprawdę się uparł.  Wymyślił sobie, że może by poszedł na weterynarię, bo wet w domu się przyda, przy naszym zwierzyńcu, ale z kolei to mu się będzie kłóciło z pracą, bo jest opcja zaocznych, ale tylko do 3 roku, potem wszyscy na stacjonarne są przerzucani - a zanim ja szkołę skończę, to nie do wykonania, potem ewentualnie ja bym mogła przejąć nasze utrzymanie, ale nie oszukujmy się, tyle co on nie zarobię, więc to się odbije na naszej i tak kiepskiej sytuacji materialnej, a gdzie jeszcze kasa po studiach, na otwarcie podstawowego gabinetu? Nawet jeśli u Nas w gospodarstwie by się zrobiło, więc byłby lokal prawie za darmo (no tyle co więcej prądu pójdzie) i funkcjonowałby jako wet terenowy, taki co na miejscu zszyje, albo poród odbierze, czy tam poda leki na podtrzymanie do przyjazdu specjalisty/transportu do kliniki, coś jak taka karetka, to teraz bez aparatury diagnostycznej porządnej nie ma się co za to brać. A ta aparatura kosztuje krocie + podstawowe wyposażenie gabinetu. Chyba by Nas ZUS zeżarł, zanim by się to pospłacało. Z kolei wpadliśmy na jeszcze inny pomysł, żeby wyuczył się na hydraulika czy innego elektryka, bo fachowców brakuje = w miarę pewne zatrudnienie + nieprzeciętne zarobki, a on do technicznych zawodów byłby świetny, typowy ścisłowiec (bez niego bym nie zdała z matematyki, albo zdała warunkowo... gdzie inne przedmioty miałam na 5 i 6), i lubi się w to bawić. I tak sobie gdybamy. Może ktoś ma jakiś pomysł, jaki kierunek mu podsunąć ? Myślimy o czymś, co nie będzie mu wybitnie przeszkadzało (tzn. robota typowo biurowa. Nie znosi, to taki kochany misiek - fizol jest. Jak nie popracuje fizycznie jakkolwiek, to mu na głowę wali i go nosi, nie wie co ze sobą zrobić i się snuje po domu), praca w miarę niewymagająca czasowo (tzn. żeby jednak nie było wyjazdów np. na 3 tygodnie czy tam miesiące, a zdaje się u elektryków to takie częste jest, tylko raczej robota "od - do"😉 a i da się z tego wyżyć. Wiem, wiem, utopia. 😀
Anderia, ja się kumpluję z moim byłym. Z tym że u nas po rozstaniu żadna strona nie oczekiwała powrotu, oboje zgodnie uznaliśmy, że to jednak nie to i lepiej nam wychodzi kumplowanie się. Od niedawna jestem w kolejnym związku, mój facet nie ma problemu z tym, że się kumpluję z byłym, ale on to w ogóle bezproblemowy chłopak jest, więc to może być tylko taki ewenement 😁 w każdym razie - da się. Tylko nie wiem, jakby to zadziałało, jakby któreś z nas liczyło na powrót. Wtedy to by chyba nie miało racji bytu.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
28 lutego 2017 07:51
Anderia, ja mam generalnie genialny kontakt z moimi byłymi, ale nie było tak od początku.
Proponowanie komuś zaraz po zerwaniu przyjaźni to takie trzymanie "trupa" blisko siebie żeby zabić poczucie winy, bądź zostawić sobie furtkę.

Tylko, że minęło trochę czasu, każde z nas poukładało sobie życie wedle swoich potrzeb, poukładaliśmy sobie w głowie. I rozmawiamy ze sobą, dzielimy się swoimi sukcesami i bolączkami, pomagamy sobie kiedy któreś tego potrzebuje i wiem, że o każdej porze dnia i nocy mogę zadzwonić do moich byłych 😉
No moje drogie, przerwe temat, ale... Jestem rozwodka  😎
martva   Już nigdy nic nie będzie takie samo
28 lutego 2017 08:37
Faith booooosko kochana!  💃 🏇 😍 😅 :kwiatek: 💘
Gratulacje! Zamknęłaś pewien rozdział i teraz powinno być łatwiej napisać nowy.

Andria jak dla mnie to takie przyjaźnie mają sens tylko wówczas, jeżeli rozstanie jest na poziomie (uogólniając). Twoje nie było. Przy czym, bardzo przeżywasz kontakt z byłym i nadal nie jesteś "wyleczona". Jeżeli miałabyś zacząć cokolwiek innego to nie jesteś w stanie, bo trzyma Cię właśnie ta osoba. Nie wiem czy chcesz jeszcze z nim być, ale póki się jasno nie określić to stoisz w miejscu i czekasz. Jest w ogóle na co?

Faith super!  :kwiatek: Dobrze, że to już za tobą. Mam nadzieję, że rozprawa w miarę bezstresowa (na tyle, na ile rozprawa rozwodowa może być bezstresowa).
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się