stawanie dęba, końskie bunty itp. niesubordynacje...

halo You made my day 😀

Naprawdę to takie śmieszne, co halo napisała?


pomocy, agresywny młody koń, atakujący człowieka. Straszy, gryzie, atakuje człowieka z ziemi. Co z tym fantem zrobić?

Uśpić. Ktoś niedawno opisywal historię konia, który dostał szansę i się resocjalizował. Do czasu, kiedy coś mu odbiło i cudem osoba resocjalizująca uniknęła kalectwa lub śmierci (kto to pisał?).  Konia uśpili. 
trusia tak, jest to dla mnie napisane w zabawny sposób.
Jest jeszcze 5 sposób,zakładając, że koń jest młody i ani konie ani ludzie nie dali mu dobrych wzorców. Sposób trudny, niebezpieczny, wiele wymagający od człowieka. Trzeba sprawić, żeby Każdorazowo próba ataku na człowieka kończyła się dla konia wyraźnym bólem. Ból nie musi być silny, ale wyraźny i Nieunikniony. I najlepiej żeby koń karał się "sam". Coś jak z pastuchem elektrycznym.
Dawno temu w ten sposób zresocjalizowałam 2 latka xx, sprzedanego z torów ze względu na nierokujący 😉 charakter. Wcześniej został oduczony ataków zadem - na drodze bicia (nie tłuczenia), tak. Ja oduczałam ataków paszczą. Wspinać koń się nie mógł, bo było nisko, jedynie próbował gryźć, nie na żarty. Każdorazowe sięgnięcie pyskiem kończyło się nadzianiem nozdrzami na metalowe zgrzebło. Koń odpuścił w 3 dni. Pod siodłem był spokojnym, współpracującym wierzchowcem.

Zajęcie wielce ryzykowne i bez gwarancji. A tyle jest koni przychylnych ludziom, z którymi Warto pracować.
Jeszcze niedawno myślałam, że warto ratować każdego konia. Dziś już tak nie myślę. Kto ryzykantowi zabroni? Ale Nie Warto.

A to jest jak znalazł:
https://www.facebook.com/wjxt4vicmicolucci/videos/1509863465713751/
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
13 kwietnia 2017 15:56
halo, wilann koń nie jest mój. Stoi w tej samej stajni. Ponadto to klacz 4 letnia, więc kastracja, ani wp**dol, ani wywiezienie do socjalizującego stada nie wchodzi w grę. Koni jest mało, chodzą razem w trybie wolnowybiegowym z wiatą do dyspozycji. Sprawa jest o tyle trudna, że konie krążą zarówno przy stanowisku do czyszczenia, przy karmieniu. Dziś klacz zaatakowała moje dziecko. Rzuciła się na nią galopem, złapała zębami i przewróciła na ziemię. Cud, że dziecko się tylko potłukło. W stosunku do mnie ogranicza się do kulenia uszu, choć dziś też usuwałam się przed zębami.
Przydzwonienie batem w chwilach niesubordynacji działa tylko na chwilę, wchodząc d stajni muszę mieć oczy dookoła głowy, bo nie wiem czy nie zechce nagle zaatakować.
dokładnie, zgadzam się z przedmówcami. Koń, który jest agresywny względem człowieka, nawet po wyuczeniu pewnych zachowań, zawsze może zaatakować w razie niepewności. Nie warto.

edit: to ja na czas swojej bytności w tej stajni życzyłabym sobie żeby koń był odizolowany i nie obchodziłoby mnie jak.
Wojenka   on the desert you can't remember your name
13 kwietnia 2017 15:58
Rudzik, a właściciel nie widzi problemu?
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
13 kwietnia 2017 16:01
wojenka właściciel uprzedzał, że klacz jest dominująca i po prostu na nią uważamy, ale dziecko to jednak dziecko, nie ma takiej wyobraźni jak dorosły...
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
13 kwietnia 2017 16:52
wojenka właściciel uprzedzał, że klacz jest dominująca i po prostu na nią uważamy, ale dziecko to jednak dziecko, nie ma takiej wyobraźni jak dorosły...


Mam do czynienia z kilkoma dominującymi końmi i nie wyobrażam sobie, żeby koń się tak zachowywał w stosunku do człowieka, zwłaszcza, jak do stajni przychodzą dzieci...
Jak właściciel ma kasę, niech poszuka jakiejś doświadczonej osoby, która zechce ,,bawić się" w resocjalizację konia.
olq, wygłuszyć. Wata, nauszniki wyciszające i normalna praca. Mój jest do opanowania przy lekkim wietrze, ale ze na pomorzu to rzadko wiatry są lekkie mamy nauszniki i watę. Koń ma swój świat i swoje kredki, pracuje idealnie.
Rudzik, sprawa jest prosta. Natychmiast domagasz się odszkodowania za każdy siniak i przestrach dziecka. Wysokiego odszkodowanie. Zaczynasz od "prośby" o numer polisy OC. I o podanie wysokości sumy ubezpieczenia, bo może nie wystarczyć. Nie ma OC? Trudno, płatność z własnej kieszeni. Oczywiście potwierdzony opis wypadku.
Nie można inaczej.
Widziałaś filmik z aligatorem?
Gdyby to było twoje dziecko???
Natychmiast zażądaj konkretnych pieniędzy - a klacz przestanie być zagrożeniem.
Rudzik, czy Ty masz swojego konia tam w pensjonacie? Bo ja bym albo zarządała aby na czas mojej bytności ten koń był "zabezpieczony" albo zabrałabym swojego konia z pensjonatu. To jest kilkusetkilogramowe zwierzę, które jeśli chodzi o zęby to ma pewnie z tonę nacisku na cm kwadratowy. Nigdy, po prostu nigdy nie chciałabym świadomie narazić dziecka ani siebie na takie niebezpieczeństwo.

I tu nie mam pytań jak sobie z tym poradzić - bo ten koń jest po prostu niebezpieczny. Tym bardziej, że rzucił się na dziecko, którego ja do takiej stajni bym więcej nie zabrała bez pewności, że niebezpieczny koń będzie odizolowany.

Ja raz w życiu wiałam przed koniem po drabinie na strych. Nikomu nie życzę takich odczuć. Ten koń nie jest dominujący tylko agresywny. Jeśli resocjalizacja takiego konia nie jest możliwa to powinien być uśpiony.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
13 kwietnia 2017 21:48
wojenka właściciel uprzedzał, że klacz jest dominująca i po prostu na nią uważamy, ale dziecko to jednak dziecko, nie ma takiej wyobraźni jak dorosły...


To raczej dorośli nie mają wyobraźni za grosz =(
Przecież mógł Ci dziecko zabić 🙁
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 kwietnia 2017 01:22
Rudzik: czyli co, nie ma możliwości odgrodzenia koni od stanowiska czyszczenia?
Dla mnie w ogóle jest dziwnym pomysłem brak miejsca w stajni gdzie człowiek może być sam na sam ze swoim koniem. Właśnie przy czyszczeniu, przy siodłaniu, o wizycie kowala czy weta nie wspominając. Obsługiwanie konia pomiędzy stadem, w gromadzie nawet najłagodniejszych zwierząt może rodzić problemy, chociażby poczęstowanie własnego konia łakociem, to co to mamy całą resztę łakomczuchów  na głowie? Tych łagodnych i tych mniej. Znam ten problem z własnego doświadczenia bo miałam konia bardzo agresywnego w stosunku do ludzi. Dał się uspokoić i po paru latach nawet dzieci go bez problemu obsługiwały ale nigdy nie wchodziło w grę karmienie łakociami na padoku bo jak pożarł jedno to zaczynał nachalnie domagać się następnego a jak nie było to zaczynało się skubanie, popychanie i mocne straszenie człowieka. Oczywiście zachowywał się tak tylko w stosunku do obcych, nie wobec najbliższego znanego dobrze otoczenia to jest mnie, trenera, stajennych ale jednak i na pewno w stajni w której każdy właściciel konia musiałby mieć go na karku non stop przy obsłudze własnego konia byłyby kłopoty i pretensje bardzo uzasadnione. Wydaje mi sie też ze tak agresywny koń jak mój dość szybko zaczął się cywilizować bo stojąc w stajni tradycyjnej boksowej chcąc nie chcąc miał dużo do czynienia z człowiekiem i wiele z tych czynności oznaczały dla niego przyjemność. Wyprowadzanie na padok, sprowadzanie do boksu gdzie czekało jedzenie, czyszczenie, spacery do lasu, treningi które nie przeciążały ani fizycznie ani psychicznie, długie pasienie w ręku itd..
I mam wrażenie że tej klaczy też by się przydał taki zwykły bardzo częsty codzienny kontakt z człowiekiem czemu chyba stajnia wolnowybiegowa nie sprzyja.
Rudzik to faktycznie bardziej ciśnie się na usta "co zrobić z właścicielem konia który..." ale na niego ta klacz też tak się rzuca? Ja bym chyba swojego konia zabrała. Tu nie masz pola do manewru w sprawie "wychowywania" konia. Szkoda Twojego zdrowia, zdrowia bliskich Ci osób i nerwów! A z OC - niby jakiś pomysł to jest, ale zakłada, że będzie jeszcze jakiś wypadek, do tego muszą być świadkowie, żeby szanowny właściciel nie stwierdził, że dziecko "samo sobie nabiło guza" albo że "lazło gdzie nie trzeba". Nie wygląda mi on na jakiegoś mądrego człowieka który weźmie odpowiedzialność w takim przypadku....
xxagaxx rozważałam, ale koń do kolekcji ma uszy typu "nie dotykaj" i próby nałożenia czegokolwiek na nie do niedawna kończyły się rzutem konia na plecy 🤔wirek:
Rudzik   wolę brzydkiego konia, niż piękną sukienkę
14 kwietnia 2017 08:22
dziękuję za wszystkie odpowiedzi, podsunęły kilka rozwiązań. Po świętach porozmawiam z właścicielami, postaramy się znaleźć rozwiązanie. Do tego czasu moja córka ma przymusowy szlaban na stajnię z przyczyn obiektywnych.

Być może jest możliwość oddzielenia konia na czas naszego pobytu w stajni, jak radzisz Dance Girl, widocznie dotychczas nikt nie zgłaszał takiej potrzeby. Stajnia malutka, przydomowa, pensjonariuszy zaledwie dwójka. Oprócz tej sytuacji z koniem naprawdę nie ma się do czego przyczepić, konie najedzone, zadowolone, co -same wiecie- jest rzadko spotykane śród pensjonatów. Mam więc nadzieję, że tą sytuację uda się rozwiązać. Zresztą sama miałam o tej klaczy opinię, że jest lekko rozpuszczonym dużym źrebakiem, któremu nie stawiano zbyt wielu granic.

wilann w stosunku do właściciela koń jest grzeczny, co do pozostałych dorosłych w stajni, których koń zna-również. Nawet do mnie (nowej osoby w stajni) ograniczała się do kulenia uszu, ale po ostrej reakcji- odpuszczała.

Janka dotychczas taki system funkcjonował bez zarzutu i się sprawdzał. To nie jest moloch na 100 koni, tylko malutka przydomówka.

[b]ElaPe[/b] Jest stajnia angielska na z której konie nie korzystają, bo stoją 24h na zewnątrz.

Dementek, Dance Girl, Strzyga ja zdaję sobie sprawę z niebezpieczeństwa, z nerwów nie spałam całą noc zastanawiając się co by było gdyby... Jednakże ja o losie tego konia nie mogę decydować.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
14 kwietnia 2017 08:28
Rudzik, to może na czas czyszczenia, zamykajcie się ze swoim koniem w boksie?
Rudzik skoro to malutki bo malutki ale jednak pensjonat to uważam , że powinno być miejsce oddzielone od wspólnego terenu dla koni, gdzie ty czy drugi pensjonariusz może zostać sam na sam ze swoim zwierzakiem bez kręcącego się obok luzem nawet jednego najspokojniejszego konia. Tak naprawdę nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć (z każdym koniem jak ze strzelbą nawet najspokojniejszy raz w życiu może wystrzelić) tym bardziej że masz dziecko, które najwyraźniej chcesz zabierać do stajni i mieć komfort, że jest bezpieczne. Strzyga ma rację, może na początek zamykaj się z koniem w boksie, a o odgrodzeniu kawałka placu przy stajni dla czyszczących, siodłających itd porozmawiaj z właścicielem stajni, mówisz, że pensjonat fajny, konie bardzo zadbane to pewnie zrozumie problem. A może jest plac do jazdy ogrodzony i na przykład możesz skorzystać i zaprowadzić tam konia.
Znalazłam tę wypowiedź nawiązującą do resocjalizacji.  Przypomniała mi się też sytuacja sprzed dwóch czy trzech lat, gdzie koń zaatakował znajomą. Przechodziła obok, a on zlapał ją za ramię i pierdutnął na glebę.  Najpierw prześwietlili ramię, złamania nie było.  Ale bolało też biodro – złamane. A właścielka konia tłumaczyla, że biedny konik ma złe wspomnienia z przeszłości.


Horn221, Szczerze mówiąc czytałam drugi akapit twojej wypowiedzi z pobłażliwym uśmiechem na ustach 🙂 12-letnie doświadczenie jest najwyżej jedną trzecią drogi do bycia określonym jako "długoletnie". Tak przynajmniej traktowano w środowisku, w którym rozpoczynałam swoją przygodę z jeździectwem i przez kilka kolejnych lat trenowałam. Aczkolwiek nie odrzucam istnienia kręgów, w których doświadczenie "długoletnie" to od 10 lat w górę. To takie moje luźne spostrzeżenie odnośnie nomenklatury. Co do dalszej części twojego posta powiem tylko, że wyciągam z własnych doświadczeń zgoła przeciwne wnioski do twoich. Otóż moje przekonanie o tym, że efekty "odpracowywania" narowów krzywdzonych koni są pozorne a sam proces wybitnie niebezpieczny- przysłowiowa "gra nie warta świeczki"- rosło wprost proporcjonalnie do ilości koni, które miałam w zajezdce/treningu/korekcie. Zresztą jedynie dowodziły one prawdziwości wpajanej mi od początku przez trenera i wielu, wielu starych jeźdźców (takich co na koniach zęby zjedli w państwowych stajniach) zasady aby nie tykać się koni, które człowiek zraził do siebie biciem albo nie nauczył podstaw posłuszeństwa. Pomimo, że to nie konia wina i że szkoda zwierzaka- że narowy to wina błędów/brutalnego podejścia opiekunów. Ostatni epizod miałam jak dostałam od "stałego klienta", byłego skoczka (od 20 lat na emeryturze, od 20 lat mój przyszywany "wuja od koni"😉, dojrzałą- bodaj 7 letnią klacz. Bita, bardzo bita od małego, odkupiona ze względu na sentyment wuja (jej prababką była klacz na której startował w rozkwicie kariery), dwa lata trzymał ją na pastwiskach i przekonywał że przed człowiekiem nie trzeba się histerycznie bronić. Gdy przywiózł mi kobyłkę była już ona przesympatyczną istotką, delikatną, wrażliwą ale ufającą człowiekowi, w stresujących sytuacjach zdającą się na opiekuna. Miałam ją ułożyć pod siodło i docelowo przygotować dla wuja do lekkiej rekreacyjnej jazdy po polach i lasach. Aczkolwiek na samym wstępie wuja poinformował o jej przeszłości i nakazał najwyższą ostrożność. Po kilku miesiącach klacz chodziła pod siodełkiem po lasach, siodło i jeźdźca przyjęła normalnie- z początku okazywała niepokój ale szybko się go wyzbyła. Niebawem miałam zakończyć jej szkolenie. Któregoś dnia wyprowadzałam ją korytarzem przed stajnię aby wsiąść, prowadziłam jak zwykle za wodze, jak zwykle zatrzymałam ją przed wrotami (z desek, dość starych na szczęście), jak zwykle wyciągnęłam rękę do zasuwki, poczułam szarpnięcie za rękę, odwróciłam głowę i zobaczyłam kobyłę skaczącą na mnie przednimi nogami i klatą. Złapała mnie zębami za ramię, klatą i nogami popchnęła na wrota, które, dzięki bogom, pękły, połamały się, wypadłyśmy z ich kawałkami przed stajnię, upadłam a klacz przebiegła nade mną (na szczęście nadepnęła tylko na dłoń) i przerażona przez kilka godzin uciekała mi po wsi. Nie wiadomo jaki bodziec wywołał jej reakcję- być może poruszyłam się jakoś, być może zauważyła jakiś przedmiot albo usłyszała dźwięk, który obudził wspomnienia sprzed lat- tak czy inaczej nie była to agresja jako taka tylko jakby histeryczna walka o życie, przerażenie w oczach, panika. Wuja zjawił się kilka godzin po tym jak złapałam klacz (dojeżdża z daleka), zadzwonił do niego mój małż, ja jak tylko pozbierałam się z ziemi pobiegłam za koniem, powiedział jedynie, że już jedzie i jeśli złapię konia to mam go tylko doprowadzić do stajni i zamknąć w boksie (nie rozbierać, nic z nim nie robić, uwiązać w boksie i wyjść). Przyjechał z weterynarzem, który z marszu przeprowadził eutanazję. Sam wuja do dziś przy każdej okazji głośno wypomina sobie, tu cytuję, "starcze ogłupienie i zanik wyobraźni, dziadowskie sentymenty, wsiąkanie rozumu i zanik pamięci jak zawsze kończyły się takie eksperymenty". Jak przyjechał powiedział mi że jak odebrał telefon od mojego małża, który zaczął opowiadać mu, że kobyła zaatakowała, że wrota stajni w drzazgach, że przebiegła po mnie i ucieka po wsi to było to najgorsze co kiedykolwiek przeżył. Jak małż skończył mówić wuja wydukał pytanie dlaczego nie dzwonię ja, a parę sekund wydawało mu się wiecznością po czym usłyszał, że "Ona pobiegła za tym koniem" co sprawiło, że poczuł jakby obudził się z koszmarnego snu. Stwierdził, że gdyby coś mi się stało to do końca życia by sobie nie wybaczył naiwnej wiary, że tym razem się uda, skoro w całej jego karierze każda podobna próba prędzej czy później kończyła się ambarasem gdy "odrobionemu" koniowi coś się kiedyś przypomniało/skojarzyło. Rozpisałam się. Chciałam dokładnie opisać jedną z sytuacji gdy koń "po przejściach" trafia do kochającego domu, dobrze traktowany, nabiera zaufania do ludzi i resocjalizuje się ale suma summarum okazuje się być tylko koniem. Nie rozumie, że krzywdzili go "źli ludzie", że trafił do "dobrych ludzi". Nie. Taki koń nawet po latach może zareagować instynktownie, błyskawicznie i gwałtownie na dźwięk, ruch opiekuna, przedmiot, sytuację przywodzącą mu na myśl "przejścia" z przeszłości. Z opowiadań znam dziesiątki podobnych historii, byłam świadkiem dwóch sytuacji (jednej na hubertusie w sporej stajni- może ktoś będzie kojarzył, to był 2008 rok, amazonka wsiadając złapała konia za grzywę nieco poniżej głowy na co koń wystrzelił dęba z wyskokiem i wywrotką na plecy, mówiła, że hodowca wiązał go króciutko za obrożę do "poręczy" (takiej do wiązania bydła) przy samej ziemi żeby oduczyć go tkania, wcześniej zrobił to samo jak próbowała go prowadzić bez kantara na samym uwiązie przełożonym przez szyję), dwa przypadki sama przeżyłam (dawniej zaatakował mnie wałach, potem opisana sytuacja z klaczą). Oczywiście znam mnóstwo przykładów kiedy "odrobiony" koń nigdy nie odstawił żadnej "akcji", ale trener, wuja "od koni", mój prawdziwy wuja (były skoczek, instruktor) zawsze zapewniali, że szczęśliwie nigdy nie trafił na "zapalnik", albo że nie ma żadnej gwarancji że już mu z tyłu głowy żadna "trauma" nie siedzi. Oczywiście, szkoda mi koni "z przeszłością", wiem, że ich narowom winni są tylko nienormalni lub nieumiejętni opiekunowie, wiem, że to niesprawiedliwe by skreślać konia przez to, że był krzywdzony przez człowieka. Ale koń "po przejściach" takich, że zrobiły mu wodę z mózgu, że na człowieka reaguje strachem, agresją lub jednym i drugim, nie daje do siebie podejść to jest dla mnie już koń zmarnowany. "Resocjalizacja" takiego egzemplarza, nawet pozornie udana nigdy nie gwarantuje, że gdzieś z tyłu głowy konia nie pozostanie jakiś ślad, jakikolwiek, który spowoduje powrót traumy nawet sprzed lat, gdy w otoczeniu trafi się bodziec-zapalnik, przedmiot, ruch, zapach, dźwięk, dotyk, sytuacja. Konie mają doskonałą pamięć, zwyczajnie mądrzejsi ode mnie ludzie i samo życie nauczyło mnie, że koń bez traum jest bardziej przewidywalny i pewny w pracy niż koń "po przejściach" (rzecz jasna koń sam w sobie jest nieprzewidywalny aczkolwiek z autopsji wiem, że nieprzewidywalność koni "nieskrzywdzonych" jest po wielokroć bardziej "przewidywalna" niż koni skrzywdzonych).

xxagaxx rozważałam, ale koń do kolekcji ma uszy typu "nie dotykaj" i próby nałożenia czegokolwiek na nie do niedawna kończyły się rzutem konia na plecy 🤔wirek:



To go do dotykania przyzwyczaj. Tylko nie na siłę, popracuj nad zaufaniem konia do ciebie. Akurat mam konia, który co prawda nie reagował tak na halę, ale codziennie wszędzie jeździł w gąbkach, bo jak ich nie miał to zamieniał się w tykającą bombę zegarową nawet w tedy, gdy ktoś na końcu korytarza dotknął taczki, miotły czy czegokolwiek. I w tedy był koniec jazdy. I uszu też nie pozwalał dotykać, a do wkładania gąbek dostałam najpierw od właściciela i poprzedniego luzaka pełną instrukcję zawierającą - schodki, marchewki, cukierki i dobrych kilka minut czasu. I mimo tych całych przekupstw odbywało się to poprzez walkę. Ja walczyć nie lubię, szkoda mi czasu i jest to męczące, dlatego wzięłam sprawy w swoje ręce. Dziś ten sam koń pozwala sobie na zrobienie z uszami wszystko - mogę szorować szczotką, myć, golić, wkładać gąbki. Ale gąbek już nie używamy od kilku miesięcy nawet na wyjazd w teren, bo koń się uspokoił i zaufał bardziej 😉
gllosia z uszami już się ogarnia na tyle że głaskać mogę, ale zakladanie nausznikow na dzień dzisiejszy byłoby zbyt dużym krokiem do przodu 😉. Ale zapamiętam pomysł z wyciszaniem na przyszłość.
Dziś zbyt dużym, ale ja ci nie każę zakładać nauszników dzisiaj. Założysz jak koń będzie gotowy - za tydzień, dwa, za miesiąc, może jeszcze później. Ja w czasie "terapii" mojego dotykałam uszu praktycznie przy każdej okazji, niby niechcący - zakładając kantar, stojąc na trawie, czyszcząc, czesząc grzywę. W końcu przestał reagować i zaczął traktować jako najzwyklejszy element codzienności. A potem mogłam przejść do następnych etapów - np. golenie, u ciebie to będą nauszniki. Aczkolwiek odradzam podejście do konia i założenie mu siup nauszników, jak wcześniej ich nie nosił i się boi 😉 Powoli.
A co hali jeszcze, jak już ktoś pytał - nie możesz konia puścić tam luzem, będzie mógł robić co chce, spacerować w dowolnym kierunku, oglądać, wąchać - jak się zapozna z otoczeniem to może się uspokoi?
gllosia dzięki - z uszami sobie radzę, a problem dotyczy jazdy na hali w wietrzny dzień😉.
Puszczenie luzem rozwazam, ale trochę się boję, ze mi z niej koń wyleci razem z drzwiami...poza tym spędziłam tam ostatnio z koniem 2 godziny dajac mu luz, pozwalajac chodzic gdzie chciał (byl na lonzy) i niestety poziom paniki nijak nie zmalał,a wręcz urósł. Najlepiej w tejhwili chyba dziala zajęcie pracą, ale troche ta praca momentami bywa walką o wlasnie niewyjechanie z hali😉. Mam nadzieje że wraz ze wzrostem stopnia ujeżdżenia będzie lepiej.
olq, no chyba sobie nie radzisz skoro nie jesteś w stanie ubrać nausznikow. To jest najprostsze rozwiązanie problemu. I niekiedy jedyne. Moj koń od prawie 4 lat pracuje na hali i jak wieje to nie ma mowy o pracy. Koń jest idealnie posłuszny, karny a w namiotowej, żyjącej własnym życiem hali schodzi na zawał i nie jest w stanie skupić sie na tym co chce. Aktualnie już nie odjeżdża nawet od scian, ale jest sztywnym kołkiem i czuje siedzac na górze jak wali mu serce. I puszczanie na hali pomogło tyle, ze jak nie wieje to całkiem akceptuje hale jako miejsce pracy. Na wiatr nie pomogło wcale.
Ubieram nauszniki wyciszające, kiedy już wiatr głowy urywa to dokładam jeszcze watę.
Mam pewien problem z moim czterokopytnym i szukam rożnych rozwiązań (trenera mamy wiec tez pomaga) Mój koń podczas pierwszego wsiadania w danym dniu staje  dęby po wejściu na siodło, ostatnio wywalił się ze znajomą na plecy. Gdy wylonżuję go z 5 minut to tak nie robi, ale nie zawsze mam taką możliwość np. zawody, ma ktoś jakiś pomysł?
Owies ma lekko obcięty, dostaje wysłodki i otręby pszenne, chodzi też bardzo regularnie pod siodłem. Koń ma 9 lat
PATRYCJA10822, a jak plecy i siodło? Wszystko ok? Dawanie smaczków za wsiadanie? Wylonżować też się da w większości przypadków, ale masz rację że jest to kłopotliwe.
Plecy dobrze miał sprawdzane, siodło ma jedno od ponad 1,5 roku i wszystko gra.  Smaczków za wsiadanie jeszcze nie stosowaliśmy. Mamy plan w tym roku dużo wyjeżdżać do innych stajni, a nie w każdej jest możliwość wylonżowania go prócz rozprężali, ale wiadomo niezbyt wchodzić z koniem na lonzy na rozprezalnie gdzie inni skaczą i galopują :P
olq, no chyba sobie nie radzisz skoro nie jesteś w stanie ubrać nausznikow.

Owszem jednak myślę, że w kwestii uszu sobie radzę - 3,5 letni koń, który jest u mnie 4ty miesiąc. Przyjechał jako surowy dzikus, średnio zadbany i mocno nie lubiący ludzi, który na jakąkolwiek próbę zbliżenia ręki w stronę ucha fikał na plecy, a w wersji light lądował w trybie natychmiast po drugiej stronie boksu. Na dzień dzisiejszy mogę spokojnie miziać, drapać, tarmosić, ba nawet już zakładać kantar bez rozpinania części potylicznej (długo po tym jak mogłam głaskać, był problem ze zbliżaniem jakiegokolwiek paska do uszu - podejrzewam, że była w młodości unieruchamiana za ucho) - jeśli dla Ciebie oznacza, że sobie nie radzę to zapraszam, chętnie się doszkolę 😉. Nauszniki jednak to na tą chwilę za duży krok do przodu, a mi się z tym koniem nigdzie nie spieszy. Jak już do tego etapu dojdę to pewnie z rady waty i nauszników skorzystam  :kwiatek:, a tymczasem pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość.
olq, ale co ma piernik do wiatraka? Napisałaś ze sobie radzisz z uszami. Nie radzisz. Nikt nie napisał że nie robisz postępów czy będzie łatwo.

PATRYCJA10822, może sprobuj z drugą osobą i przy wsiadaniu niech konisko coś dostaje. Robi to tylko raz? Jakbyś tak kilka razy wsiadała, przewieszała się itp. to dalej będzie stawał dęba?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się