RWYM

Odkopuję wątek 😀
Na RWYM byłam dwa razy z koniem i raz jako słuchacz. Teraz wybieram się po 3 letniej przerwie znów jako jeździec. Powiem tak : droga nauki wykorzystywania swojego ciała do komunikacji z koniem i świadomości jego wpływu na ruch jest dłuuuga 🙂 Mam wrażenie, że doświadczenia z kursów nie do końca przełożyły mi się na "normalną" jazdę. Tzn. nie do końca zrozumiałam o co kaman albo zrozumiałam wybiórczo bo pilnując np. ustawienia kręgosłupa i miednicy zapomniałam o innych , równie ważnych elementach. Jak każda wiedza musi się "ułożyć". Trzeba poczuć wszystko, znaleźć swoją własną , skuteczną w pomocach równowagę. Jednym słowem czy ziarno wykiełkuje zależy od gruntu na który padnie. Na pewno każdy kurs czy nawet lektura książki COŚ daje. Ale od świadomości jeźdźca zależy jak wiele (lub jak niewiele) z tego wyniesie. Wszystko zależy od etapu na jakim się delikwent aktualnie znajduje.
Dava wspomniała, że każdy dobry trener powinien zwracać uwagę na takie podstawy. Owszem, zgadzam się ale szczerze mówiąc jeszcze nie spotkałam trenera, który ogarniałby CAŁOKSZTAŁT w pełnym twego słowa znaczeniu. A trochę się już tułam po wielorakich kursach i konsultacjach 🙂 Każdy trener ma jakiś swój system uczenia i nigdy nie jest on wszechstronny. Obejmuje jakąś tam część a reszta pozostaje milczeniem.
I tak na przykład Pan Jarek Wierzchowski dał mi niezłego "kopa" i wyjaśnił w prosty sposób jak wykonać podstawowe ćwiczenia typu ustępowanie od łydki i trawers. No tak to powiedział, że trafiło od razu i wydało się banalnie proste! 😀 Ale po kilku jazdach poczułam ścianę znowu. J. Zagers z kolei dał mi więcej pewności siebie ale kompletnie nie zwracał uwagi na rozluźnienie konia. Heuschmann odwrotnie! Moja Trener ciągle koryguje mi ręce które de facto są rezultatem niedostatecznego działania łydek - co łydka nie dojeździ to ratuje ręka! Ale jak ręka nie może bo jest non stop korygowana to wypada zacząć działać łydką 😀 No i takie tam...
Dlatego ja wybrałam sobie system regularnych treningów z Trenerką ale staram się korzystać także z różnych dostępnych szkoleń. Bo wiem, że choć moja Trener to wszystko wie, to jednak nie do końca potrafi mi pewne rzeczy przekazać. I nie obwiniam jej o to bo to całkowicie normalna rzecz. I z drugiej strony - same szkolenia (tym bardziej kierunkowe)  raz na rok nie wystarczą żeby się rozwijać, potrzeba regularnej pieczy i fachowego oka co najmniej raz w tygodniu.
Dlatego wydaje mi się, że system mieszany jest najlepszy .  Na ile finanse pozwolą to jeździć na różne konsultacje a w domu, pod okiem "codziennego trenera" starać się wpleść nową wiedzę. Niestety jeździectwo to w 100% wyczucie. A tego nie da się zdefiniować, ubrać w formułkę. To trzeba wyczuć... Jest tyle "zmiennych", tyle zbędnych napięć które generujemy w sobie.  Żeby COŚ uzyskać napinamy jakąś partię mięśni a jednocześnie niepotrzebnie, nieświadomie napinamy mięśnie które nasz cel BLOKUJĄ!
U Elaine podoba mi się podejście jako pary jeździec - koń. Zwrócenie uwagi na to co może zrobić jeździec żeby pomóc koniowi się zrównoważyć. Na poprzednim kursie na dosłownie 3 sekundy udało mi się samym dosiadem uzyskać efekt "równowagi wznoszącej" na którego powtórzenie czekałam na samodzielnych jazdach 1.5 roku i to z działaniem ręki.... Niestety nie zakumałam w porę co zrobiłam z ciałem takiego ważnego, że koń zareagował tak nie inaczej.... Dlatego liczę bardzo na następny kurs bo mam już zupełnie inną świadomość dzięki regularnym treningom. I sądzę, że z następnego kursu wyniosę więcej - mam lepsze podstawy 🙂
Jednym słowem - każda metoda przyniesie efekt jeśli jeździec jest gotowy. Jeśli nie jest to da zaczyn tego przygotowania. Nie obejdzie się bez wpadek, błędów. Ale kropla drąży skałę 🙂 Tak sądzę 🙂
Zwolniło się jedno miejsce dla uczestnika z koniem na szkoleniu z Elaine Butler w stajni Yke 4-5.05.

Chętnych proszę o kontakt.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się