Dzierzawa

Maluda, jeśli koń jedzie na zawody, wystawę, etc. i Ty z tego masz profity, bo koń zdobywa jakieś tam miejsce i zyskuje na wartości, to oczywiste jest że partycypujesz w kosztahc transportu.
Ale jeśli to "tylko" koń szkółkowy, ktoś sobie wydzierżawił dla własnej przyjemności i nauki, a TY nie masz z tego profitów, to niech wynajmujący płaci za transport.
To jak ja bym to rozwiązała.
Dziękuje za odpowiedzi, właśnie tak myślałam. Mam tylko pytanie co zrobić, kiedy dzierżawca (to jest przykład) dopuścił się jawnego zaniedbania i np. właściciel odbiera konia w trybie pilnym... "Ukarać" dzierżawcę kosztami transportu?

"Ukarać" dzierżawcę kosztami transportu?

Oczywiście! Dzierżawca ponosi wszystkie koszty wynikajace z odebrania konia i przedterminowego rozwiązania umowy, bez względu na to czy świadomie złamał zapis umowy, czy po prostu nie dopatrzył pewnych spraw (zaniechanie). I to też radzę zapisać w umowie, jakby potem dzierżawca chciał się wymigać od płacenia.
Dzięki!  :kwiatek:
Potrzebuję wzoru umowy dzierżawy z przeniesieniem, jeżeli ktoś taką ma i byłby miły mi ją podesłać to będę bardzo wdzięczna!

Wygrzebuję wątek, mam rozterki 🤔

Krótko: od połowy lutego jestem bijrijderem pewnego konia. Układ nie jest do końca polską dzierżawą; bijrijder jako taki nie rości sobie prawa do robienia czegokolwiek po swojemu z koniem (taki to leaser by był), ma mocno ograniczoną swobodę działania i do symbolicznej dopłaty do utrzymania konia dokłada trochę pracy własnej (wszelkie klusjes tj. wyrzucanie gnoju, wypuszczanie na padok, zadawanie dodatkowego posiłku) + musi być bardziej dyspozycyjny i na zawołanie.

Układ na gębę, miałam przychodzić jeździć 2 razy w tygodniu, czasem zamiast jazdy lonża/spacer, plus trochę drobnych obowiązków w stajni. Treningi z instruktorką ze wskazania właścicielki, regularnie. Wszystko fajnie, ino koń okulał. Dwa tygodnie temu. Od instruktorki wiem, że ma swoją przeszłość z urazami ścięgien, dość długo z tego powodu stał. Właścicielka nie woła weta (i moje delikatne sugestie w tym temacie zlewa), koń wychodzi na padok, jako ex-właścicielka konia to jednak wiem z czym to się je i mi się czerwona lampka zapala :/

Dziewczyna jest fajna i się zdążyłyśmy polubić, stajnia ok, koń ok, ale jak to rozwiązać? W ogóle jest kwestia pewnych konwenansów, wiadomo, ale to chyba na holenderskim forum mieliby lepsze wyczucie 😉 (gdzie napisać nie mogę, bo siedzi tam 3/4 lokalnego światka jeździeckiego i nie chcę, żeby do właścicielki cokolwiek trafiało naokoło). Znaczy zostałabym tam pewnie zbutowana za bycie nieodpowiedzialną małolatą, co to wozić dupsko chce, a zajmować się chorym koniem już nie bardzo (serio, ludzie dostawali tam ostry opieprz że nie chcą płacić za kompletne rachunki od weta w takich 1-2 dniowych układach jako bijrijderzy. Kurna, płacenie za prawo do czyszczenia i lonżowania cudzego konia uchodzi tu za w miarę normalne).

A to nie tak, ja nie mam nic przeciwko spacerkom w ręku!, tylko chciałabym a)weta b)diagnozy c)leczenia, a nie radosnych galopów po łące luzem i liczenia że samo przejdzie.

Ktoś poradzi? :kwiatek: Wysłałam przed chwilą długą i naduprzejmą wręcz wiadomość z delikatnymi pytaniami o weta i padokowanie mimo kulawizny (żadna kwaterka btw, tylko pastwisko w stadzie). Ale sama nie wiem, instruktorka ze stajni nr 2 dyskretnie mi sugeruje danie se siana jak wet się nie pojawi.
kokosnuss, może podpytaj w wątku o forumowiczach za granicą. Obawiam się, że tu mało kto będzie znał zwyczaje Holendrów w temacie bijrijderowania (cokolwiek to jest 😉)
_Gaga, obawiam się, że masz rację niestety 😉 A i na zagranicznych nie znajdę pomocy, bo od nas  to chyba sami luzacy, bereitrzy etc. a nie hobbistyczni rekreanci jak ja.

Wstrzymam się i poradzę końskich znajomych. Się zobaczy. Ale jeszcze mi na mózg nie padło, że niewołanie weta do przeciągającej się tygodniami kulawizny wydaje mi się dziwne? 👀
mils   ig: milen.ju
09 kwietnia 2017 10:14
Jak rozwiązać finansowo kwestię kontuzji konia wynikłej w wypadku, w sensie nie z winy dzierżawcy? Pół na pół, czy to indywidualna kwestia do dogadania? Dzierżawa byłaby z przeniesieniem i to daleko.
Chyba do dogadania, ale ja bym się dogadała, że takie koszty ponosi dzierżawca. Jeśli oddajesz konia zdrowego i dostanie kolki (a przecież u dzierżawcy też może), kopnie go inny koń na padoku itp. to za takie rzeczy koszty powinien ponosić dzierżawca - moim zdaniem. Z drugiej strony koń może doznać takiego wypadku, że zostanie kosiarką do końca życia - nawet jak dzierżawca poniesie koszty leczenia, Ty zostaniesz z kaleką do końca jego życia - a patrząc czysto ekonomicznie i bez emocji, to obciążenie finansowe. Może się zdarzyć kolka/kontuzja w wyniku której konia trzeba będzie uśpić - takie rzeczy się zdarzają niezależnie czy konia mamy u siebie czy w dzierżawie - to jest dopiero orzech do zgryzienia. Co innego jeśli koń potrzebuje podawania jakichś preparatów stale, bo ma przewlekłą przypadłość (np. wrzody żołądka, jakieś drobne zwyrodnienia) i wiadomo to przed dzierżawą - wtedy ustaliłabym koszty pół na pół.
mils, jak dla mnie w przypadku takiej dzierżawy to nawet nie pół na pół a w całości ponosi koszty dzierżawiący. Wypadek jakiego typu? Pokopanie się koni, uszkodzenie na padoku? No niby wypadek nie z winy ale jednak jest wynikiem decyzji dzierżawiącego - on podejmuje decyzje z jakimi końmi, na jaki padok puścić konia a ty nie masz na to wpływu. Dla mnie wszelkie dzierżawy w przypadku których właściciel nie ma żadnego wpływu na to co się dzieje z koniem powinny być zawierane tak, że dzierżawiący ponosi faktyczne pełne koszty.
mils   ig: milen.ju
09 kwietnia 2017 10:43
Dzięki dziewczyny, czyli wszystko tak jak myślałam. 🙂
mils, u mnie tak było. Niby zapisu konkretnego nie było, ale że konia wzięłam 350km od właścicielki, w sumie mogłam robić naprawdę wszystko co chciałam (kwestia kucia, derkowania, golenia, zawodów, stajni, trenera) to ja wzięłam na siebie odpowiedzialność leczenia.
Ale jeśli dzierżawca stoi w stajni wyznaczonej przez właściciela itd. to dlaczego ma ponosić koszty np spowodowane wypadkiem na padoku?
Rozumiem, jesli problem wynika ze sposobu użytkowania konia/kontuzji na jeździe itd. ale dzierżawca nie powinien w 100% odpowiadać finansowo za coś, co nie było kwestią jego wyboru.
Moim zdaniem sprawy dzierżawy, to zawsze powinny być sprawy dokładnie i indywidualnie dogadane.

Milla, ja nie widzę nic złego w tym, że właściciel wybiera pensjonat. Jeśli dzierżawca ma zastrzeżenia do padoków, to powinien to zgłosić i można zrobić wyjątek.
Ale w przypadku pełnej dzierżawy za koszty utrzymania, większość kosztów związanych z utrzymaniem/leczeniem konia powinien ponosić dzierżawca. Nie jest dzierżawcy winą, że np koń Y kopnął dzierżawionego konia, ale tak samo nie jest to wina właściciela.
.
[img]/forum/Themes/multi_theme/images/warnmute.gif[/img] Całkowita edycja posta
Poczytałam o Waszych opiniach odnośnie kosztów leczenia dzierżawionego konie i mam pytanie, Jak byście podeszły do kosztów leczenia mięśniochwatu ? Koń stoi w stajni właściciela, co prawda kto inny zarządza stajnią z jego "ramienia" i dzierżawca nie ma wpływu na żywienie. Ustna umowa była, że dzierżawca ponosi koszty w przypadku jego winy.
Tulula, nie zawieralibyśmy umowy ustnej. Co do określenia winy - mięśniochwat ma na tyle dużo przyczyn, że ciężko jest w takiej sytuacji (każdy będzie się wypierał) określić przyczynę, czyli - w tym przypadku - winnego = osobę, która ma konia leczyć.

Przyczyny pokarmowe:
- nadmiar węglowodanów
- dieta uboga w sód
- dieta uboga w potas
- dieta o wysokiej zawartości wapnia i niskiej fosforu
- niedobór witaminy E i selenu

Infekcyjne:
- choroby układu oddechowego wywołane wirusem herpes koni typu pierwszego i wirusem grypy koni

Nadmierny wysiłek:
- przekroczenie możliwości treningowych konia
- rajd długodystansowy (hipertermia, zaburzenia elektrolitowe)
_Gaga, to wszystko racja. Zdaniem weterynarza w tym przypadku nałożyło się kilka czynników, między innymi gwałtowne ocieplenie z dnia na dzień oraz na pewno fakt, że koń przez tydzień nie miał jazd (w ogóle przed mało chodził no a jeść dostawał i wszyscy się cieszyli, że w końcu przytył). Ale już pomijając konkretny przypadek, jak Wy byście się zachowali w podobnej sytuacji (brak jednoznacznego winowajcy) szczególnie interesuje mnie zdanie osób, które oddają konia w dzierżawę. Ja poprosiłam o wsparcie w kosztach leczenia - niepłacenie za pensjonat przez miesiąc (1/3 kosztów), czy Waszym zdaniem to jakieś wygórowane żądanie ? Ciekawa jestem rozwiązań w takich przypadkach.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
12 maja 2017 10:28
Jara
a dlaczego byś na to nie przystała ?
Zawsze miałam taki umowy z dzierżawcami i żaden nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń, wydaje mi się, że to uczciwe  😉


Wiem, że odkupuje ze stycznia, ale dopiero teraz przeczytałam.
Do tej pory wszystkie konie jakie dzierżawiłam to ponosiłam koszty: kowala i dzierżawy (i oczywiście weta jeśli koń został kontuzjowany pod moją opieką). Reszta kosztów takich jak szczepienia, odrobaczenia, tarnikowanie czy kontuzje powstałe na padokach, pastwiskach, generalnie nie pode mną ponosił właściciel. Kilku moich znajomych mających konie również uważają, że podstawa jaką są szczepienia i odrobaczenia zawsze ponoszą sami, czy by mieli dzierżawcę czy nie to i tak muszą to robić i za to płacić 😉
Za pensjonat też trzeba płacić, czy się ma dzierżawcę, czy też nie.
Szczepienia - różni ludzie i różni weci różnie do tego podchodzą. Jeśli na przykład dzierżawca chce startować w zawodach i trzeba szczepić co pół roku konia, który wcześniej był szczepiony raz na rok lub w ogóle bo właściciel tego "nie potrzebował". TO nie jest koszt, który by właściciel ponosił niezależnie od tego czy ma dzierżawcę czy też nie.
Tarnikowanie rzecz jasna - w razie potrzeby i odrobaczanie dwa razy do roku (lub częściej jeśli trzeba), ale koszt taki sam jak kowal - cykliczny, tyle ze w dłuższych odstępach czasu.
Sytuacja następująca: właściciel konia nie jeżdżący, a koń wydzierżawiony dwóm osobom. Czy koszty podstawowych zabiegów  (szczepienia, odrobaczenia i kowal), powinny być dzielone pomiędzy właściciela i dzierżawców, czy te koszty ponoszą już sami dzierżawcy, a właściciel nie? Wiem, że to kwestia dogadania, ale koleżanka zapytała mnie o zdanie, jak ja bym sytuację rozwiązała, a różne wersje już słyszałam i jestem ciekawa, co się najczęściej praktykuje.
Racjonalna   Patrz w niebo, ale uważaj na kupy
12 czerwca 2017 12:38
Moim zdaniem na 3... bądź co bądź jest właścicielem konia, a czy chodzi czy nie chodzi, czy jest dzierżawca czy nie, to jest szczepiony. Tak na zdrowy chłopski rozum mi się wydaje...
mundialowa, wszystko zależy od sytuacji. Jak ja dzierżawiłam konia to sama za wszystko płaciłam. Ale właścicielka w ogóle się nie wtrącała, nie było jej na miejscu.
asds   Life goes on...
12 czerwca 2017 18:12
Jak rozwiązać finansowo kwestię kontuzji konia wynikłej w wypadku, w sensie nie z winy dzierżawcy? Pół na pół, czy to indywidualna kwestia do dogadania? Dzierżawa byłaby z przeniesieniem i to daleko.


Ja co prawda miała dzierżawę na miejscu, ale koszty wszelkiego leczenia konia gdy była taka potrzeba pokrywałam ja. Pełna dzierżawa.
Cześć. Mam sprawę, a właściwie problem. Dzierżawiłam klacz, przez ponad rok. Wszystko fajnie, pięknie trochę finansowo mi się posypało i nie byłam w stanie płacić pełnej kwoty współdzierżawy (zwykle brakowało 50zł) ale właścicielka mówiła że to nie problem, że spoko. Na początku maja jakoś po weekendzie majowym. Napisała mi, ze jak do końca maja nie zapłacę jej pełnej kwoty współdzierżawy, znajdzie kogoś innego na konia. No rozumiałam, to. Powiedziałam że się postaram, ale po tygodniu jakoś zrozumiałam ze to nie ma sensu, koń i tak wiecznie chudy, a kowala nie widział od roku... Nawet jak płaciłam 2 miesiące do przodu, więc zrezygnowałam. Chociaż zanim zreyzgnowałam koń i tak chodził pod jakimiś dziećmi, czy coś. Ale to nie ważne. Z właścicielką utrzymywałam kontakty koleżeńskie, chwaliła mi się nowym kucykiem i takie tam. Teraz zapytała się mnie, jak tam nasze rozliczenie za dzierżawę... Ale jaką? Dodam, że kilkanaście razy prowadziłam jej jazdy, tereny, kiedy ona siedziała z dupą w domu, a potem tylko kasowała ludzi. Dodam że moje rzeczy zostały w stajni, bo po prostu mam tak życie teraz uwiązane problemami rodzinnymi o czym ona wie, że nie mam na prawdę możliwości po nie przyjechać. Nie mamy spisanej żadnej umowy. Czy ma prawo, zabrać mi rzeczy, sprzedać, czy cokolwiek?
Tego prawa zrobić nie ma, bo to najzwyklejsza kradzież.
Umowa ustna też ma moc prawną, ale jeżeli nie masz świadków to tak naprawdę słowo występuje przeciwko słowu zatem... klasyczna gra w berka. Następnym razem pamiętaj o papierku, chociaż słowo pisane da się udowodnić niż wypowiedziane, którego nikt nie słyszał.

Wypowiedziałaś dzierżawę?
Tak, co prawda też "ustnie", albo bardziej na fejsie. Ale dowiedziałam się, że w dzień którym ja zrezygnowałam z dzierżawy, koń miał już nowego... Generalnie, boli mnie to... że ja rezygnowałam, to nie powiedziała mi nic, ze mam jej uregulować zaległości, czy coś takiego. Tylko dzisiaj taka wiadomość. Coś wydaje mi się, że to jest związane z tym, że kolega, który też dzierżawił jej konia, pożyczył jej pieniądze. Które ona miała mu oddać do wczoraj, ale nie oddała.
Pomijając sprawy właścicielki i jej długów...
Zabierz stamtąd swoje rzeczy, bo różne przypadki widział ten świat i lepiej się zabezpieczyć. A co do spłaty zaległości... tak naprawdę nie ma jak na Tobie tego wymusić, a jeżeli masz gdzieś w konwersacji, że NIE MUSISZ dopłacać to ktoś jest niesłowny w tym momencie...

MalinaZGryzina, czytając to wszystko mam wrażenie, że obydwie jesteście siebie warte. Niestety niedopowiedzenie pewnych spraw mści się przy "rozwodzie". W tym wypadku, jeśli nie ma świadków, ani umowy pisemnej to właścicielka nie ma jak z Ciebie ściągnąć kasy za jakiekolwiek rozliczenia, ty nie masz jak rozliczyć się jak za nią coś robiłaś etc. Właścicielka nie ma prawa również sprzedać ani oddać nikomu Twoich rzeczy, ma jednak prawo wezwać Cię do ich odebrania w odpowiednim terminie, a w przypadku gdy nie odbierzesz, ma prawo naliczyć Ci opłatę za magazynowanie.

I tak jak Ciebie pewnie nie bardzo obchodzi, czy ona ma z czego żyć, jak jej dzierżawcy nie płacą, tak pewnie jej nie bardzo interesują Twoje kłopoty rodzinne ...

Ja gdybym była Właścicielką konia, przy zakończeniu współpracy poprosiłabym Cię pisemnie o zabranie rzeczy, bo nie miałabym ochoty ich pilnować z ryzykiem, że się objawisz za parę miesięcy i stwierdzisz, że coś Ci zginęło.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się