Przedszkolaki i uczniaki - czyli voltowe dzieci też nam rosną

majek, wyobrażam sobie, że to było ciężkie, szczególnie że sama byłaś w emocjach, sytuacja taka że goście, jakieś fakapy z tymi lalkami... Mam tylko na myśli, że czasem się dużo gada, a niekoniecznie to, co pomoże dziecku zachować się inaczej. Mam też na to przykłady w rodzinie i dokładnie tak to działa. Sprzed tygodnia: Oskar (3,5 roku) nagle w trakcie obiadu włazi na stół i chce przez stół zastawiony żarciem przedostać się do swojego taty trzymającego nowy wypasiony telefon w rękach. Moja mama: Oskarku, nie wolno wchodzić na stół, zejdź ze stołu, no Oskar, nie rób tak, zejdź! Oskar dalej włazi, wkurzony, że babcia go trzyma, zaczyna krzyczeći. Jego mama: Chcesz żeby tata pokazał ci nowy telefon? To usiądź tu i powiedz: tato, pokażesz mi swój nowy telefon? I 3-latek siada na dupsku i słowo w słowo powtarza co usłyszał. Tadaam!
majek   zwykle sobie żartuję
13 czerwca 2017 14:48
no tak, ja pewnie tez zaczelabym tak jak twoja mama, ze nie wolno na stol...

Tak swoja droga, to podziele sie refleksja.
Mam wrazenie, ze za kazdym razem jak ktos do nas przyjezdza, to za kazdym razem powtarza sie ten sam schemat. Rodzice chyba mysla, ze sa na wakacjach i wlasciwie nie zwracaja uwagi na swoje dzieci. `Wpuszczaja do stada` moich. Nie zwracaja uwagi na `momo, pic', 'mamo, jesc' jakby to byl moj obowiazek obslugiwac wszystkich. Oczywiscie jestem gospodynia w swoim domu i moze chodzi o to, zeby mi np po szafkach nie grzebac. Tylko, ze zwykle jak ktos przyjezdza, to ja mowie, gdzie co jest w kuchni np i opcja 'czujcie sie jak u siebie'. Zwykle musza rzadzic sie sami caly dzien, bo ja jestem w pracy. Czyli jak wracam, to to sie jakos wylacza z automatu?
No i oczywiscie: 'to moze my bysmy pojechali na zakupy na dwie godzinki a Ty zostalabys z XX?' (co zwykle trwa 5 i musze jeszcze wykapac, nakarmic i polozyc spac).
Jeszcze pal szesc jak to rodzina, ale ostatnio przyjechali wlasnie jacys znajomi z kawalerskich lat mojego meza, wiec co ja mam do tego?
majek, Mnie też to co napisałaś zaszokowało.
Po pierwsze nie pozwoliłabym sobie na sytuację, w której dziecko gości coś niszczy albo drze się w moim domu a jego rodzice nie reagują. Nie zniosłabym tego.
Od razu bym zapytała dlaczego nie reagują. Skąd to biedne dziecko ma wiedzieć jak się zachować i jak można rozwiązać problem, skoro nikt jej nie mówi?!
Jeśli by zakomunikowali, że dla nich to nie jest problemem, to bym im powiedziała, że dla mnie jest.
Jeśli delikatne sugestie i prośby nie przyniosły by skutku, podjęłabym ostrzejsze kroki, np. gdyby ich dziecko włączyło syrenę, a oni na to nic, to ja sama włączyłabym syrenę,  tylko dwa razy głośniej. Albo wyszłabym z domu, zrobiłabym wszystko, żeby zrozumieli, że ja naprawdę nie jestem w stanie tego znieść.
Ale ostatnią rzeczą jaką bym zrobiła, to strasznie tego dziecka laniem.
To rodzicom należy się lanie jak już.
W ogóle cała ta sytuacja w pale mi się nie mieści. Nie zaprosiłabym do domu kogoś, kogo nie znam na tyle, żeby nie wiedzieć jak wychowuje dziecko i jaki ma do niego stosunek. Zwariowałabym, kurwicy bym dostała, przysięgam. 😁
majek   zwykle sobie żartuję
13 czerwca 2017 16:19
no widzisz. Ja juz nie wiem, czy dyskutowac, bo mam wrazenie, ze co napisze, to sie obraca przeciwko mnie.
Ludzi znam troche. Myslalam, ze maja troche inne podejscie do dzieci.  i tu musze zrobic edit: jak napisalam w poprzednim poscie, chyba stwierdzili, ze dzieckiem ja mam sie zajmowac, bo jak byli u siebie w domu to reagowali na zle zachowania.
To raz.
Dwa. Sugerowalam, zeby interweniowali. Nie interweniowali.  A ja nie wlaczylabym syreny 2x glosniej, bo dalabym zly przyklad swoimdzieciom. Czy moje dzieci tez maja wyjsc z domu i trzasnac drzwiami jak im sie cos nie spodoba? Albo starac sie kogos przekrzyczec? Przeciez one tez widza i kojarza fakty. Zwlaszcza Tomek lat juz prawie 8 by skumal dlaczego to zrobilam.
Trzy. Niszczenie lalek bylo pod moja nieobecnosc, a nawet gdybym byla w domu to co, mam chodzic i sprawdzac co 5 minut czy lalki maja sie dobrze? Moje nie niszcza. I niestety nie skarza, jak ktos im niszczy. Moze powinnam nauczyc donosic.

Nie no nie przejmuj się. Może to ja jestem dziwna? Ale naprawdę nie byłabym w stanie znieść.
Włączenie syreny zrobiłabym na zasadzie żartu. Własne dziecko pewnie bym w ten żart włączyła.
Wyjście bez trzaskania drzwiami, tylko na zasadzie "przepraszam, muszę wyjść". 😉
Taka by prawdopodobnie była moja reakcja obronna. Twoja była inna i tyle. :kwiatek:
majek   zwykle sobie żartuję
13 czerwca 2017 16:34
no dobra, peace. V
Bede ciocia gestapo.
Trudno.
Obiecuje, ze nie bede straszyc dzieci laniem.
A potworem moge?  (Jak nie posprzatasz, to przyjdzie potwor i zje Ci zabawki?  :emoty327🙂
majek, możesz jasne że możesz. Rób wszystko, co konieczne dla zachowania zdrowia psychicznego  😁  :przytul:
No widzisz, ja bym była niezrównoważoną psychicznie ciocią co włącza syrenę jak dziecko. 😁

Z resztą raz tak zrobiłam, nie tak dawno temu, jak 2,5 letni kuzyn Gabrysia zaczął piszczeć w niebogłosy.
Gabryś był w takim szoku, że patrzył na mnie przerażonym, błagalnym wzrokiem "mamo ratuj". Sama byłam w szoku i nie wiedziałam co mam zrobić, więc zrobiłam to co zrobiłam instynktownie - pisnęłam jeszcze głośniej.
Poskutkowało.
Gdyby nie poskutkowało, to byśmy się ewakuowali.
Gdybym była w tej sytuacji drugi raz, to może bym zrobiła inaczej, chyba bym wyszła, bez piszczenia.
Ale wtedy zadziałałam niewiele myśląc, po prostu chciałam swoje dziecko i siebie ratować, bo to był pisk na najwyższym z możliwych rejestrów, bębenki pękały.
Próbowałam najpierw wytłumaczyć, że bolą nas uszy, ale nie pomogło. Z tym, że to było u nich w domu, więc ewakuacja by była mniej dziwna od wyjścia z własnego domu i pozostawiania w nim gości. 😉
Z resztą miałam na myśli bardziej wyjście do innego pomieszczenia, czy np. do ogrodu.
Mimo iż uważam, że to nie ja jestem od wychowywania dziecka gości, to wyszłabym także dlatego, że dzieci urządzają sceny tylko wtedy gdy mają publiczność.

Ciotka Gestapo nie jest zla. U kolezanki w rodzinie jest tez jedna Ciotka Gestapo i dzieci ja bardzo lubia!

Julie,  😂
Jaka mine mialo tamto dziecko?

Taką:  🤔
I przestał piszczeć.
dea   primum non nocere
13 czerwca 2017 20:28
A może to gestapo było potrzebne, bo dziecko tym wyciem panicznie szukało granic, których we własnych rodzicach nie znalazło? uff, betonowa ściana, można się oprzeć.
Pamiętam dzieciństwo mojej siostry - 13 lat młodsza - i jak mama z syndromem babci (późne dziecko) miała problem z konsekwencją i zmieniała zasady w trakcie gry. Na korzyść młodej. Doprowadziło to dokładnie do tego, że młoda się DARŁA z byle powodu i o wszystko. Ja, lat wtedy coś koło 18, starałam się wytrzymać i prosiłam mamę.. zero skutku. A darcia nienawidzę. Zwracam uwagę na dziecko regularnie, jak mówi, szepcze, jak coś robi i tylko spojrzy szukając komentarza - też. Wycie mnie wyłącznie wkurza, nic się ode mnie nie uzyska wyciem. Którejś nocy miałam sen, że podnoszę tego dzieciaka i walę w ścianę  😲 i zbudziłam się przerażona. Opowiedziałam to mamie i prosiłam o wolną rękę w rozwiązaniu tego wrzasku, bo się własnej agresji boję. Dostałam. Młoda, jeśli nie wyrażała chęci rozmowy, była zamykana w łazience - aż się uspokoi. Trzy? Cztery razy? i się okazało, że można rozmawiać. Jesteśmy teraz kochającymi się siostrzyczkami i co ważne, młodsza żyje a ja jestem na wolności  🤣 Z własną córką duszę w zarodku takie zachowania - bo właśnie JA ich nie trawię, i lojalnie ostrzegam, że mnie to wkurza i będę zła i niemiła. Daję propozycje innych rozwiązań. Ale wymaganie jest jasne - zero tolerancji.
Tu jak widać też relacja nie legła w gruzach, bo požegnanie było w dobrej atmosferze. Dzieciak przyjął do wiadomości nowe reguły i nie sądzę, by moczył łóżko z ich powodu.
dea, Dobrze gadasz Pani. Może jej to było wręcz potrzebne.
Ja też duszę w zarodku rzeczy których nie toleruję, tak jak Ty. Może dlatego Gab jest w moim odczuciu "grzeczny".
A może taki jest bo jest, a ja po prostu mam farta. Cholera wie. 😉
Nie wiem, nie mogę tego czytać 😀 Dziecko nie szuka granic pt. "bo dostaniesz lanie" albo "zamknę cię w łazience"... Da się dać dziecku jasny i dobitny sygnał, że coś nie jest przez nas akceptowalne bez naruszania jego integralności i deptania poczucia podstawowej godności...
Dzionka, a ja bym właśnie chciała się dowiedzieć jak... Bo sama jestem bezradna. Dziecko małe, 14 miesięcy niedługo skończy, więc za małe na ten wątek. Może zadam w dzieciowym?
Była o tym ostatnio w dzieciowym cała dyskusja z dużą ilością linków do poczytania.
Ja mogę wspomóc pdf-ami książek Jaspera Juula, m.in. "Nie z miłości" i "Twoja kompetentna rodzina".
Jak chcesz to podaj mi maila na pw.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
14 czerwca 2017 09:03
Wiecie... wypowiem się jako osoba, która sama posiada dziecko nie radzące sobie z emocjami i jęczące z byle powodu.
Mi opadają witki. Ja sobie jako rodzic kompletnie nie radzę i nie wiem co robić.
I osobiście taki obrazek jest u nas nagminny- młoda np. ma podany wyżej kubek po jogurcie. Nie może otworzyć, więc zaczyna się wściekać. Dalej nie idzie, więc się wścieka jeszcze bardziej, zaczyna się drzeć, w efekcie w końcu rzuca kubkiem i buczy pod nosem.
Ja obserwuję. Jak widzę(najczęściej udaje mi się wyłapać moment totalnej frustracji zanim czymś rzuci) że jest na granicy to spokojnie pytam- "widzę, że sobie nie radzisz. Łatwiej będzie, jak zrobisz tak i tak/Chcesz porady/czy mam Ci pomóc?" I młoda albo stwierdza "tak, pomóż" albo "nie, nie chcę" i... dalej kombinuje, ciągle bucząc i płacząc. I dla osoby z boku to może wyglądać jak niereagowanie i olewanie dziecka- bo ona siedzi i płacze a ja nic nie robię. Ale dla mnie- to codzienność. Nie może ustawić klocka? Ryk. Nie może wyciągnąć picia? Ryk. Chce jej się pić? Ryk. Nie może sięgnąć kurtki? Ryk.
I to nie jest tak, że ona sobie faktycznie nie radzi- bo mam mega samodzielne, zdolne i zaradne dziecko. Ubierze się, zrobi sobie jedzenie, posprząta, ogarnie zabawki, naprawdę radzi sobie ze wszystkim. Ale to buczenie i jęczenie jest jej metodą na frustrację chyba i pozostaje mi się z tym pogodzić, choć szczerze mówiąc odstaję p*****ca jak mi buczy całymi dniami z byle pierdoły. Bo ona musi swoje wybuczeć zanim zrobi coś, co zajmuje dosłownie sekundy i nie jest dla niej trudne. Ale wiem, że jak będę spokojna i podpowiem to sobie poradzi, a jakbym leciała na każde jęknięcie i robiła za nią to cóż... czego jej nauczę? Że mamusia zrobi wszystko więc ona nie musi nic? Bo mamusia wyręczy? 😉 Oczywiście są rzeczy, z którymi sobie faktycznie nie radzi- ale wtedy o dziwo zamiast jęczeć przychodzi do mnie i mówi "mamo, nie umiem tego i tego, pomóż" więc wstaję i pomagam.
majek   zwykle sobie żartuję
14 czerwca 2017 09:37
Nie godz sie tylko jej za kazdym razem powtarzaj, zeby przestala jeczec.
Zwariujesz
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
14 czerwca 2017 09:40
Majek ale co mi da, że jej każę przestać jęczeć? To nie daje nic. Bo ona w dalszym ciągu będzie jęczeć, a przecież jej nie zaknebluję. Czasem udaje mi się odwrócić jej uwagę, czasem jak nie daję rady to po prostu wychodzę. Gdybym wiedziała w jaki sposób pokazać jej, jak sobie radzić z frustracją to być mooooże problem by znikł- ale raczej myślę, że ona po prostu ma taki charakter.
CzarownicaSa, Mi się zdaje, że to jest taki jęczący wiek. Ja też sobie z tym "nie radzę" tak samo jak Ty, z tą "tylko" różnicą, że w ogóle nie uznaję tego za problem, tylko myślę, że to normalny etap rozwoju, który trzeba przetrwać i wspierać dziecko na tyle, na ile się da.
Do tego Gabryś jest strasznym "Zosiem samosiem" po tacie (i dobrze!). Często wścieka się, że coś mu nie wychodzi, a pomoc i wyręczanie go w takim momencie wkurza go jeszcze bardziej. 😵 Wkurza go nawet, że w takim momencie się przyglądam, więc skoro wyraźnie sobie nie życzy pomocy, to się nie wtrącam.
Często mu tylko mówię "rozumiem Cię doskonale, też się denerwuję jak mi coś nie wychodzi".

Przykład na czasie: ma teraz fazę, że sam sobie otwiera drzwi samochodu, wsiada i zapina swój pas. Jest to trudne, ale twardo próbuje, a moje próby pomocy doprowadzają go do szału. Ale dzięki temu, że wspieram go nie pomagając i nie pospieszając (a czasem trudno mi się od tego powstrzymać, zwłaszcza rano jak to odwożę do przedszkola) robi to co raz lepiej i spokojniej. Dziś nawet na spokojnie poprosił mnie, że mam nie patrzeć jak się męczy z zapinaniem pasa. Poczekałam, udało się i oboje byliśmy dumni. Naprawdę go rozumiem, ja też nienawidzę nam ktoś mi patrzy na ręce jak się z czymś męczę. Jedyne czego oczekuję, to żeby mi nie przeszkadzać.

A jak jęczy zwracając się o coś do mnie, to inna sprawa. Reaguję zdecydowanie.
Proszę, żeby powiedział to jeszcze raz, ale bez jęczenia, mówię mu, że nie lubię gdy jęczy, że mnie to denerwuje, a jak mówi miło to mi też jest miło i wtedy z radością spełnię jego prośbę, albo obracam w żart i zaczynam go przedrzeźniać i śmiać się z tego. To ostatnie często działa doskonale. 😉
Kurczę, a ja wiecie, że mam mieszane uczucia? Moja teściowa też jest bardzo "anty" i ja przed narodzinami Franka doszłam do wniosku, że faktycznie jest w tym coś, dziecko nie powinno biegać z pistoletem, wzmacniać agresywnych zachowań itd.

Niedawno jednak przypomniałam sobie, że ja uwielbiałam się bić! Nie właśnie, żeby zrobić sobie krzywdę, ale przepychałam się z moimi kuzynami, przewalaliśmy się na ziemię, udawaliśmy karateków... Żadna koleżanka co prawda nie dołączyła, więc jestem chyba wyjątkiem  🤣 Ale rozumiem tę potrzebę chłopaków. Uwielbiałam także zabawę w poszukiwacza przygór (Tomb Raider, te sprawy), miałam kilka spluw z patyków i nawalałam "na niby". W ludzi też...

I kurczę nie jestem agresywna. Nie chcę nikogo zbić ani zabijać. Jestem oczywiście nadal dosyć choleryczną osobowością, więc nie zawsze jestem delikatna jak kwiatuszek. Jednak mój syn dorasta i nie mogę się już teraz tak łatwo zdecydować na to, żeby kategorycznie zabronić mu zabawy "niby" bronią. Dotąd nie miał, a wiem, że bardzo by chciał. Chodzi na jujitsu brazylijskie, które jest raczej formą obrony niż ataku (metoda rzutów i przytrzymań przeciwnika). Wydaje mi się, że podstawy moralne ma wpojone dość fajnie. Szczerze? Nie sądzę, żeby na tym etapie mu to szkodziło. Dorośli, którzy grają w GTA i rozjeżdżają w nim ludzi nie chcą przecież robić tego w realu. Choć ja zawsze miałam problem z tą grą, jeździłam zgodnie z przepisami  😂

Julie Czad i gratulacje!




atea, trudniej o większego pacyfistę niż ja... też kategorycznie zero broni itd...
długo nie kupowałam nic związanego z bronią - absolutnie - i w końcu pękłam bo wszystkie dzieci miały i latały z pistoletami a mój z kijem "ala" pistolet
niestety nie unikniesz... moje dziecko jest militarystą,
a mój... zamienił zainteresowanie bronią w pasję
ma obecnie dużo broni zabawkowej, ale też noże, kusze, łuki, ubiera się najczęściej w moro, czyta gazety "wojskowe" ma hełmy, menażki, pałatki wojskowe
ogląda Wołoszańskiego, inne wojenne filmy, w tym większość dokumentalnych, gra w words of tanks, zbiera czołgi

ostatnio z Zielonej Szkoły przywiózł sobie czapkę wojskową, menażkę i chlebak z demobilu...

nie da sie uniknąć, jak polubi broń...
majek   zwykle sobie żartuję
14 czerwca 2017 10:39
Ja zawsze lubilam militarne klimaty i mam. Pracuje w szkole wojskowej.
I moj syn juz tu byl ziwedzac i bardzo chce sie tu uczyc. Jestem totalnie za, bo szkola ksztalci inzynierow i konstruktorow, raczej na wojne nie pojda, a beda sobie kreslic projekty do (bardzo wczesnej zreszta) emerytury. No i uwielbiam styl bycia tych tutaj dwudziestoparoletnich chlopakow.  💘
Tak wiec Dodo, ile lat ma twoj syn?

EDIT: juz wiadomo dlaczego jestem ciocia gestapo
Ja tak sobie przypomniałam, że przecież byłam tu onegdaj nazwana matką z Wehrmachtu  😍
I naprawdę mam marzenie, żeby niektórych skonfrontować z moim wyszczekanym dzieckiem.
Dyskusją z nią zawsze wygląda tak:
(przykład przypadkowy):
-Agnieszka nie pójdziemy do cyrku, bo tam męczą zwierzęta.
-Ale mnie nie będą męczyć, więc ja chcę.
-A jakbyś się czuła jakby cię prali batem?
-Kopnęłabym ich.
-Ale zwierzęta się boją i dlatego nie kopią...
-To ja pójdę do tego cyrku i im powiem, żeby lwy odgryzły głowę temu co je bije.

Myślicie, że to koniec dyskusji? To dopiero początek. Perfekcyjnie opanowana argumentacja oparta na wyrażeniach "TAK, ALE" i "NIE, TYLKO"...
Jakby wlazła na stół to znalazłaby milion argumentów dlaczego wejście na stół jest najwyższą wartością w jej życiu i nawet darcie szat przez matkę nie przyniosłoby rezultatu.
pokemon, Ale czy w Twoim odczuciu ona jest niegrzeczna? Problematyczna?
Ja uwielbiam tego typu dyskusje z Gabrysiem. Nie zawsze mam na nie czas i ochotę, ale w większości przypadków bardzo chętnie z nim rozmawiam.
Jaki był dalszy ciąg tej rozmowy?
U mnie by było: Przecież doskonale wiesz, że zwierzęta nie rozumieją tego co do nich mówimy.
On by pewnie wymyślił jakąś genialną odpowiedź, no ale... dla mnie to jest wręcz fajne. 😀
Pół roku temu, gdy po świętach tłumaczyłam mu, że teraz przez dłuższy czas nie kupimy żadnych zabawek, wymyślił że klocki Lego nie zaliczają się do zabawek i próbował mi to na milion sposobów wmówić. 😍
Nie! Absolutnie nie uważam, że mam niegrzeczne dziecko. Problematyczne owszem, bo każda próba jakiejkolwiek argumentacji z mojej strony spotyka się z argumentacją straszliwą i bezdyskusyjną.
Np wczoraj - dlaczego rzepak nie jest przez "ż", bo przecież nie słychać tam "r".
Szczerze poddałam się! Używała tak rzeczowych i racjonalnych argumentów, a przede wszystkim trwało tak długo że no odechciało mi się.

Ja stosuję Julie regularne kary -nie pójdziesz gdzieś, nie pojedziesz, nie dostaniesz, itp/itd.
A z tymi klockami Lego to dokładnie jakbym swojego Pazuzu słyszała.
Kary... Cóż, Twój wybór. Każdy orze jak może.

Co do dyskusji i argumentów, to ja też czasem wymiękam. 😁
Na razie to ja jestem nie do przegadania, ale boję się co będzie dalej. 😉
dea   primum non nocere
14 czerwca 2017 21:06
Dzionka - ja myślę, że to co najmniej w pewnym stopniu kwestia czasu reakcji i żelaznej konsekwencji. Wątpię, żebym musiała własną córkę w kiblu zamykać. Z nią mam wypracowaną komunikację. Ustaliłyśmy jakieś zasady i obie się tego trzymamy. Po prostu jak jest ściana, to od razu, betonowa. Najczęściej jest ewakuacja - moja, z zasięgu rażenia, jeśli mi coś robi wbrew prośbom, albo jej - jeśli coś niszczy albo kogoś/zwierzę atakuje. Ona bardzo szybko rozumie, że to jest prawdziwe NIE, a nie zabawa. Nie widzę w tym deptania godności. To ustalanie reguł. Tak jak pisałam, jeśli nie brnie w coś, czego nie akceptuję, to rozmawiamy o wszystkim, zawsze ją dostrzegam i poświęcam uwagę. Nie wyobrażam sobie jednak pozwalania na to, by dziecko uznało za zabawę coś co boli. Tak, nawet z roczniakiem było AU, BOLI! i odsunięcie się poza zasięg.
Z siostrą była sytuacja niestety popsuta przez mamę i jej brak reakcji bądź uginanie się. Prawdopodobnie by do tego nie doszło, gdyby mama podchodziła inaczej. Z mojej strony była to ostatnia deska, gaszenie pożaru, sprowadzenie na ziemię - nie było miłe, ale było krótkie i uzdrowiło układ. Wiele przegadałyśmy z siostrą i naprawdę, godność ma na swoim miejscu. Bardzo ją szanuję, mimo że jest duuużo młodsza i zawsze ją bardzo szanowałam - również dwuletnią i pięcioletnią. Tak, jak teraz szanuję swoją córkę. Dzieci to dla mnie przede wszystkim ludzie i ostatnie co robię, to deptanie godności. Zwyczajnie przy problemie narastającym trzeba JAKOŚ zadziałać, a nie ma sensu psikacz do paprotki w kontekście pożaru. Dopasowanie poziomu energii - tyle ile trzeba, nie mniej i nie więcej. Wiem, że są etapy rozwoju, ale nie przekonuje mnie, że to oznacza bezczynne czekanie aż miną. Czasem wtedy nie mijają lub mijają później, względnie ten pożar poł chaty strawi 😉

Julie no właśnie, Grzdylla też etapy wyskoków ma bardzo umiarkowane. Jako noworodek i niemowlę mi dała popalić - nie płakała tylko dlatego, że była praktycznie non stop na mnie, w chuście bądź przy cycu - wtedy byłam cała dla niej, potrzebowała tego. Nie czuję i nie popieram "tresury" na tym etapie. Z czasem układ mamy coraz fajniejszy (praktycznie wszystko się da dogadać) i nie myślę już o niej "HNB", tzn. coraz mniej wymaga poświęceń. Może faktycznie fizycznie ją coś męczyło: refluks, problemy napięciowe. Bo emocjonalnie mnie zadziwia pozytywnie. Przynajmniej do tej pory  😁
leosky   im więcej wiem, tym bardziej wiem, że mało wiem.
15 czerwca 2017 14:31
CzarownicaSa kochana ja tak cię rozumię. Ściskam prze-mocno  :przytul: Jak czytam o jogurcie to jakbym jedną z tysiąca sytuacji w ciągu naszego dnia widziała. Mam totalnego nerwusa w domu. Jak sobie z czymś nie radzi to jest szał totalny. I broń Boże nie można jej pomagać bo pogarsza się sytuację. Takich akcji szału, płaczu, jęczenia mam w ciągu dnia masę. Do tego stopnia że praca staje się dla mnie ucieczką a jak wracam to mam kluchę w gardle. Tysiące sposobów, metod, dostrzeganie tego i owego, próby poprawiania błędów własnych kończą się niczym.  A jestem pedagogiem. I w temacie psychologii, pedagogiki jestem. Dobrze radzę sobie z dziećmi w pracy. Nie mam problemów. Ale zabijcie mnie - nie radzę sobie w domu  😕
Zaczynam się modlić by to był tylko taki etap w jej życiu. Choć raczej dostrzegam że to jej charakter.

Obecnie jest przeziębiona - a mamy etap - chce te krople a tamtych nie i koniec. Chce ten syropek tego nie tknę (niezależnie od smaku, bo czasem wybiera paskudniejsze bo tak). Teraz nie będę się inhalować. Itd itd Nawet buzi sobie nie da posmarować bez ryku i walki totalnej. Wszelkie sposoby na punkty, naklejki, dorysowywanie elementów (np kropek biedronki za każde wypicie czegoś), rozmowy, tłumaczenie na spokojnie, konsekwentność w postępowaniu w przypadku Mili nie skutkują.
Coraz więcej w mojej córeczce widzę niestety cech nadpobudliwości.

Przy tym jest bardzo inteligentna. Liczy elementy wskazując paluchem (co mnie zszokowało bo to nie lada umiejętność w tym wieku) . Dużo jej czytam. Przed spaniem. Uwielbia wiersze. A że kocha "Abecadło" i ma ilustrację liter bajkowych i zawsze je wskazuje jak jej czytam potrafi już zlokalizować większość liter. Dziś znalazła trzy brakujące  w pewnej układance  litery drewniane. Wyciągła F i mówi : F jak Franek  🤔
Ma bardzo rozbudowany słownik. Świetną pamięć. Jest dzieckiem twórczym. Tworzeni, malowanie, lepienie, "ciapranie" to jedyne sytuacje kiedy moje dziecko się uspakaja i na chwile siedzi. Całą pozostałą część dnia skacze i biega.

Coś za coś. Mam artystę histeryka.

uff miałam siedzieć cicho. Ale się wygadałam
pokemon, dla mnie to nie jest problematyczne ani niegrzeczne dziecko. Podziwiam, że tak długo chce Ci się gadać tylko 😉 Ja bym się pewnie szybciej zmęczyła i powiedziała: słyszę, że bardzo chcesz iść do cyrku. Nie pójdziemy, bo przez osoby chodzące do cyrku to g***no (no tak bym nie powiedziała może 😉 ) nadal istnieje i zwierzęta są nadal męczone, a ja nie zgadzam się na męczenie zwierząt. Możemy pójść za to do ZOO/parku linowego/cokolwiek i koniec gadki. Albo zrozumie albo wpadnie w histerię i wtedy jakoś trzeba będzie jej pomóc poradzić sobie z emocjami. Jak nie chce zleźć ze stołu, to ją po ostrzeżeniu ściągam a nie wchodzę w rozmowę dlaczego ma zejść... No nie wiem, mi się nie chce przerzucać takimi argumentami nawet z mężem, a co dopiero z dzieckiem 😉
Dzionka, widzisz,
bo dla mojego dziecka to nie jest koniec gadki. Jeżeli chce iść do cyrku, to chce iść DO CYRKU, nie do parku linowego. I ten sam temat wraca ZAWSZE jak bumerang. Zazwyczaj nie kończy się to histerią, bo histerii to ja nie toleruję jakiejkolwiek.
Tylko ustawicznym powrotem do tematu, za dzień, za dwa, albo za miesiąc. Ale jednak.
Ona jest jak słoń - pamięta wszystko.
I konsekwentnie dąży do swojego celu.
Akurat temat cyrku ciągnie się już dwa lata.

I taka puenta na koniec - nie wszystkie dzieci są jednakowe. Z moim konkretnym nie ma czegoś takiego jak koniec gadki. Ale będzie Wam to ciężko zrozumieć, dopóki nie traficie na taki egzezmplarz u siebie lub znajomych.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
16 czerwca 2017 09:09
Leosky dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam takie problemy :przytul:  :kwiatek:

Ja chyba wiem o co chodzi Pokemon. U nas ostatnio jest faza na "nie".
Przykładowo rano- mówię jej(odpowiednio wcześnie, tak ze 30-20 minut przed wyjściem) "Raja, ubieraj się proszę, niedługo wychodzimy do przedszkola". A ona mówi "nie, nie będę!" i siedzi śmiejąc mi się w twarz. Znów powtarzam "ubieraj się proszę" a ona znowu "nie!" i się śmieje(ten śmiech w twarz z miną "i co mi zrobisz? G**no mi zrobisz!" doprowadza mnie wewnętrznie do szewskiej pasji i szału, ale chyba 7 lat z moim chłopem i jego potomkinią zaowocowało żelazną cierpliwością. Jak to Ciocia Iza lubi mówić "no, Raja, uważaj, matce kończy się cierpliwość, jeszcze ze dwa lata i WYBUCHNIE!" 😁 ). I możemy tak w koło Macieja 😎 Ale po 3-4 razie mówię "ok, rób co chcesz, jeśli nie chcesz to się nie ubieraj, ja się ubieram i wychodzę" i tak robię. Zrywa się i ubiera w panice, więc suma summarum mam co chcę, ale fajnie byłoby uniknąć ciągłego "nie będę!" 🙄 I coś takiego ciężko jest uciąć, bo co- siłą ją ubiorę? Jeszcze w domu spoko, mogę sobie pozwolić(choć notorycznie się spóźniamy do przedszkola i ona ma to w nosie) ale jeśli np. proszę ją żeby szybko coś zrobiła w sklepie/na ulicy/gdziekolwiek- no nie mam czasu na jej "nie będę!".
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się