Koniec z jeździectwem?

A czemu niby nakostniak miałby być problemem,jak w niczym nie przeszkadza?
Sivens, nakostniak nakostniakowi nierówny 😉

Ja po 5 latach powoli wyglądam końca mojego ,,częściowo zawieszonego na kołku jezdziectwa". Wizja przeprowadzki, pójścia do pracy i wstawienia konia do pensjonatu mnie uskrzydla 😍 jeszcze tylko 1-1,5 roku  💃
Jeden nie jest, ale dwa? Plus zgrubienie w okolicy stawu? Jeszcze chwila powisi w ogłoszeniach i będzie miał nogi do przeszczepu. Do tego ogier i niezajeżdżony. Mi osobiście to nie przeszkadza, bo poza tym to koń ideał jak dla mnie, ale nikt nie kupi młodziaka z takimi "niespodziankami".
Sivens, znam konia który nabił gigantycznego nakostniaka na sankach i po usunięciu nie było śladu 😉 zależy jak leży 😉 ja jako kupujący podchodziła bym do tego racjonalnie 😉
galopada_ No może ktoś taki się znajdzie. Zostawię ogłoszenie, tylko zaktualizuję i zobaczymy. Ale raczej się nastawię na to, że koń zostaje.
Sivens, ale on kuleje od tych nakostniakow? Mój siwy miał trzy, ale nie powodujące dolegliwości ani nie będące zagrożeniem na przyszłość i się sprzedał 😉 nakostniak to nie jest wada wykluczająca konia z użytkowania.
anai kuleć nie kuleje. On chyba nigdy w ogóle nie kulał, ale wiecznie musi sobie coś zrobić. Tu się stuknie, tu się puknie, tu zadrapie, tu obetrze. Ja nie wiem co ten koń robi. Nigdy nic poważnego (kości, stawy, ścięgna całe), ale wiecznie coś. A odkąd został wystawiony na sprzedaż to zaczął sobie robić takie rzeczy które zostawiają ślad. Nawet cholerne czerwone wstążeczki nie pomogły.
Sivens, a może dlatego sobie coś robi bo jest ogierem i się podnieca zamiast uważać na łapy? Niestety wiele ogierów jakie znam właśnie tak głupio się kaleczyły. Motyle pod kopułą zamiast zwiedzania i żarcia.
Zakończyć tak całkiem nigdy nie planowałam i raczej nie wydaje mi się, żeby taka sytuacja miała miejsce. pamiętam jednak jak w wieku ok. 14 lat zdałam sobie sprawę, że chyba jednak nie zwiążę się z jeździectwem zawodowo. A teraz myślę, że może to była zła decyzja i zbyt szybko odpuściłam 😉
AgataBolska, masz reklamę w podpisie, łamiesz regulamin.
bera7 Właśnie on na padoku głównie zwiedza i je albo śpi w sianie. Najmniej konfliktowy i złośliwy koń w całej stajni, czyt. nie ma konia którego by nie lubił. Nigdy nawet nie widziałam go z położonymi uszami, nawet jak inny koń wykazywał agresję lub niechęć. Myślę, że może to właśnie kwestia tego. Albo tego, że doskonale wie jaki jest silny i myśli, że nic nie jest w stanie stanąć mu na drodze? Nie wiem. Nakostniaki ma po wewnętrznych stronach przednich nóg, co jest dziwne bo chody ma poprawne, nie haczy nogami. Miał fazę, że się "ogierzył", ale nie robił nie wiadomo czego, po prostu był bardziej zainteresowany klaczami. Zresztą minęło mu to. Wczoraj stał na luźnym uwiązie niecałe 10 m od klaczy z której się dosłownie lało na jego widok, a on grzeczny.

Tak jak myślałam, potencjalna kupująca po informacji o nakostniakach już nie jest zainteresowana, więc chyba nici z mojego końca jeździectwa. Może tak miało być...
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
01 października 2017 08:37
Sivens, a czemu nie ciachasz?
Strzyga, w ogłoszeniu masz:

"Kastracja planowana na listopad/grudzień." 
efeemeryda   no fate but what we make.
02 października 2017 09:08
Sivens
przepraszam, że tak wyskoczę jak filip z konopii, ale za każdym razem jak Cię czytam to mam nadzieję, że do sprzedaży nie dojdzie i gdzieś tam nieracjonalnie uważam, że to koń dla Ciebie i że tak powinno zostać  :kwiatek:
Strzyga Nie ciachałam, bo nie było takiej potrzeby. Mi pasuje on jako ogier, odpowiada mi jego aktualny temperament i zachowanie, a nie jestem z tych którzy kastrują wszystko co się rusza, jeśli nie zachodzi taka potrzeba. Ale tak jak zauważyła maluda kastracja jest zaplanowana. Choć tak naprawdę za względu na ludzi, a nie na konia. Ciągłe gadanie typu "kiedy kastrujesz?", "o Boże ogier, jak to tak?", "po co ogier? tnij", "jeju ogier. zaraz mi zgwałci kobyłe" no i też ze względu na sprzedaż, bo podejrzewam, że właśnie z tego względu wciąż wisi w ogłoszeniach. Choć aktualnie nawet jako wałach się pewnie nie sprzeda ze względu na te urazy. Trochę się obawiam, że jego zachowanie po kastracji się zmieni na całkowitą ciapę, znam takie przypadki, no ale cóż.

efeemeryda nie jesteś pierwsza 😉 wydaje mi się, że to stąd, że pewnie w moich wypowiedziach można wyczuć zachwyt tym koniem. Uważam, że to jest TEN koń, pomimo, że nigdy nawet na nim nie siedziałam. Stąd też sprzedaż wiąże się z całkowitym zakończeniem jeździectwa. Uwielbiam jego pozytywne nastawienie do wszystkiego. Naprawdę nigdy go nie widziałam z położonymi uszami i grymasem wku*wienia. Miła odmiana po wiecznie zeszczurzonych kobyłach. Praca z nim też sprawia frajdę... u niego jeśli jest "bunt" to ma przyczynę, zazwyczaj gdy nie rozumie oczekiwań, a nie, że "dzisiaj mam focha i mam Cię w d***, bo tak". Tylko zostawienie go to takie 50/50, albo jakoś przetrwamy kryzys i będę mieć fajnego konika, albo stracę czas i pieniądze, a i tak będę musiała sprzedać. Finanse też odgrywają tu istotną rolę, bo tak jak wcześniej pisałam mamy na głowie same duże wydatki - ślub, remont, no i koń ogranicza rozwój mojej firmy.

edit. chyba mam chorobę dwubiegunową, bo wiecznie skaczę między wątkami typu: KR czy młode konie, a koniec z jeździectwem 😀
efeemeryda   no fate but what we make.
03 października 2017 08:57
moim zdaniem jeśli sprzedasz to będziesz tego bardzo załować  🙁
może nie powinnam się wtrącać i tak dosadnie pisać, ale tak po prostu uważam  :kwiatek:
Sivens ja sprzedałam mojego konia życia. Nigdy tak się nie dogadałam wręcz telepatycznie z koniem. Żałuję tego mimo, że minęło 2.5 roku. Dalej widzę go w głowie, śni mi się po nocach i bardzo za nim tęsknię 🙁
Tak też zakończyłam z jeździectwem. Nie polecam. Zostaje pustka, a po tym jak się miało swoje konie wsiadanie na cudzego, tym bardziej od czasu do czasu, już tak nie bawi 🙁
Sivens, a to nie jest trochę tak że dla zwierza jak nie kryje lepiej na głowę jak ciachany? Już pomijam emeryturę, która jednak dla ogiera jest dużo trudniejsza do ogarnięcia. Transport, znalezienie stajni, to bywa problematyczne.

olga96, masz rację. Ja musiałam swojego zostawić, jeżdżę teraz na jakiś "obcych", "cudzych". No niby fajnie, ale to nie jest to samo.
Ale przecież Sivens kastruje ogra w terminie listopad/grudzień. Bezjajeczny będzie 🙂
Moja sprzedana w maju, ale nie jeżdzę od listopada, bo przez ten czas była w treningu za granica. Za miesiąc minie rok, jak nie siedziałam na koniu. Nie tesknie. Zaczęłam szanować swoj czas. Spędzam go z mężczyzna mojego zycia, zajmuje sie domem, chodzę do kina, kosmetyczki. W koncu zarabiam normalne pieniadze, w koncu nie rozpływają sie w niewyjaśnionych okolicznościach. Jest w koncu normalnie. Troche mnie ściska jak ogladam na fb zdjecia znajomych, nawet nie za zawodami, a ogólnie fajnie pojechaloby sie w teren, tak dla odstresowania. Jednak przeliczając zyski i straty, nie kupie sobie konia. Na pewno nie przez kilka najbliższych lat :-)
rtk też przez pierwszy okres czasu byłam zachwycona ilością wolnego czasu, braku ograniczeń i tego przywiązania do stajni. Niestety, ale zachwyt minął i została pustka
Ja też miałam plan nie kupować konia po sprzedaży pierwszego. I też byłam zachwycona, było mnie stać praktycznie na wszystko, chodziłam sobie zadowolona na pazury, nie musiałam myśleć, że koń stoi któryś dzień niewychodzony itp. I podobnie jak olga96 po pewnym czasie nastała pustka i żal. Całe szczęście mam teraz konia marzenie  🙂
majek   zwykle sobie żartuję
04 października 2017 09:46
Moje jezdziectwo w porownaniu z tym, co bylo kiedys to jakas 1/4. Postawilam na stajnie z super opieka, wiec o nic sie nie martwie. Place wiecej niz kiedys, ale nie musze byc u konia codziennie/ co drugi dzien. Jezdze malo, bo wiecej nie trzeba. Tylko dla przyjemnosci. Plus raz w tygodniu porzadny trening na innym koniu, z trenerem.
Jak mi sie moj kon skonczy (ma 23 lata prawie) to pewnie bede cos dzierzawic. 
A ja nigdy nie miałam konia. I mieć nie będę. Mam podejście jak rtk. Za duży pochłaniacz pieniędzy i czasu. Dzierżawię kobyłę już 3 lata, jeździmy w tereny, jeździmy na placu, jest super. Teraz mam ją praktycznie na wyłączność i okazuje się, że nie mam w ogóle czasu (fakt, taki okres w życiu). Szczerze? Ciekawi mnie jak żyją ludzie jeżdżący 5x w tyg, serio. Nie włożyłabym w swoja dobę takiej jazdy, treningów... Podziwiam z jednej strony, ale chyba wcale bym nie chciała tak u siebie 🙂
Cricetidae, piąteczka! Akurat konia miałam, i tym lepiej wiem, jaki to ból 😉 Ale ja nie lubię zwyczajnie żyć stajnią, też na poziomie rozmów o stajennych duperelach, rozkmin o żywieniu, zachowaniu na padoku, szczegółach treningu etc. konie generalnie zajmują mi mało miejsca w głowie. A ludzie od 5/6/7 dni w tygodniu i x czasu w stajni dziennie pewnie lubią i zapełniają sobie dysk twardy końmi właśnie, bo tak im przyjemnie, ot i wsio 😉
Mi szczerze mówiąc też obecnie chęci i czasu starcza ewentualnie na współdzierżawę. Miałam okres jeżdżenia dwóch koni dziennie 5 razy w tygodniu i znużyło mnie to do niemożliwości już po kilku tygodniach. Jestem naprawdę pełna podziwu dla osób, które mają swoje 2 prywatne konie (lub więcej) i dają radę ogarnąć to po pracy bez dodatkowej pomocy. O finansach już nie wspominając.
U mnie finał jeżdżenia do stajni do dwóch koni niemal codziennie był taki, że w domu miałam syf, facet głodny, kot niewygłaskany, mama i babcia obrażone, a ja zaniedbana i sfrustrowana do granic.
Jak się jest nienawidzącym swojego mieszkania singlem w luźnych stosunkach z rodziną, to stajnia ratuje życie. Ale jak pojawia się dom i rodzina na horyzoncie, to nagle kasy i czasu zaczyna być żal. Zaangażowania też. Zdaje się, że całkiem słusznie.
BTW podziwiam wszystkich nie-końskich mężów właścicielek kopytnych, którzy godzą się z faktem, że co miesiąc z konta znika spora część pensji na poczet jakiegoś wątpliwie pachnącego stworzenia i braku żony w domu.
No jakoś żyją  😁 Ale jest ciężko- ja pracuję,studiuję (chociaż chęć posiadania 4 dyplomu to chyba przesada...) i trenuję. Teraz miałam przerwę, bo koń był w treningu, ale ogólnie rzecz biorąc jeżdżę 5x w tygodniu.Poza tym, co robię mam czas tylko na kosmetyczkę i basen, natomiast nie chodzę do kina ani na imprezy, bo nie starcza mi na to czasu, zaś dzień mam rozpisany w systemie półgodzinnym.
lillid, wystarczy mieć męża, który też ma swoją pasję i naprawdę przestaje to być problemem. 
izydorex a jak nie ma, to co? Domyślam się, że jak każdy ma coś i się rozjeżdżamy w różnych kierunkach, to problem częściowo przynajmniej znika, ale nie każdy facet jest pasjonatem czegokolwiek. Poza tym ciężko mówić o "domu", kiedy ten dom stoi niemal non stop pusty. Mam tu na myśli również perspektywę założenia własnej rodziny. Jak nie siedzimy w tym wszyscy solidarnie, to chyba jest to średnio do pogodzenia.
U mnie zawsze sprawdzało się to, że czym mam mniej czasu, tym jest go więcej. Jak jest napięty grafik nie ma lenistwa i marnowania czasu i trzeba wszystko zorganizować 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się